Pszczela rodzina - ebook
Pszczela rodzina - ebook
Tom "Pszczela rodzina" słoweńskiej pisarki Anji Mugerli, nagrodzony Europejską Nagrodą Literacką za rok 2021, składa się z siedmiu opowiadań. We wszystkich pojawiają się słoweńskie zwyczaje i tradycje lub mityczne stwory, lecz jest to jedynie pretekst do analizy wzajemnych interakcji międzyludzkich, zwłaszcza relacji rodzinnych. Autorka przedstawia więc we wszystkich opowiadaniach różne rodziny z różnymi problemami, a ich bohaterowie stają twarzą w twarz nie tylko ze swoimi największymi pragnieniami, ale też lękami i demonami. Anja Mugerli z językową wirtuozerią zaciera podział między tym, co rzeczywiste, i tym, co fikcyjne, a w magicznym połączeniu wyobrażonego i realnego rodzi się niezwykły obraz prawdziwej natury człowieka. Przekraczając kulturowe, polityczne i geograficzne granice, autorka wprowadza czytelnika w świat, którego on w istocie nie zna, choć w nim żyje.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7963-193-3 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po schodach toczą się różne przedmioty. Jedno z jabłek zatrzymuje się tuż przed moim progiem. Boso wychodzę na korytarz. Widzę starą kobietę, która plecami opiera się o brudną ścianę i płytko oddycha. Nie odpowiada na pytanie, czy dobrze się czuje, tylko przewierca mnie mrocznym spojrzeniem. Przywołuję w pamięci twarze sąsiadek, próbuję skojarzyć ją z jakimś mieszkaniem, na próżno. Niezręcznie biorę kobietę pod rękę i pomagam jej ruszyć się z miejsca. Prowadzę ją do swojego mieszkania i sadzam na krześle, w które wpatrywałam się jeszcze przed minutą, jakbym wzrokiem mogła spowodować, że zmaterializuje się tam ciało pewnej konkretnej osoby. Teraz na tym krześle siedzi staruszka. Mapa zmarszczek łagodzi jej spojrzenie, a ogorzała twarz świadczy o tym, że długo przebywała na słońcu i wietrze. Wracam na korytarz i zbieram porozrzucane na ziemi rzeczy. Na wierzchu torby kładę obtłuczone jabłka.
– Zaczną gnić – mówi głębokim, lekko zachrypniętym głosem.
– Napije się pani wody?
Jej wzrok prowadzi mnie do kuchni, gdzie na kuchence stoją dwa przykryte pokrywkami talerze.
– Mam ochotę na jabłko.
Kilka ruchów i znika wytwornie nakryty stół, zamiast wypolerowanych sztućców i kryształowych kieliszków kładę na obrusie talerz, nóż i czerwone jabłko. Zapach zgaszonych świec drażni nozdrza. Zastanawiam się, czy nie zaświecić lampy wysoko pod sufitem, bo staruszka pewnie niezbyt dobrze widzi, ale rozmyślam się i zostawiam tylko zapaloną niewielką lampkę na komodzie. Cienie na ścianie przypominają mi te w namiocie Cyganki, do której wybrałam się jako młoda dziewczyna, żeby mi odpowiedziała na pytania o ojcu. Kobieta w kolorowej chustce na głowie oparła ręce na stojącym między nami stole i zażądała, żebym na jej prawej dłoni położyła pieniądze, a na lewej swoją dłoń. Staruszka kroi jabłko na cząstki i wkłada je do ust. Czekam, aż odczyta z jabłka odpowiedź na wszystkie pytania, które zrodziły mi się w głowie przez ostatnie dwie godziny, ale nie dzieje się nic, tylko wyjmuje z torby kolejne jabłko i zaczyna jeść, po chwili przerywa, żeby zapytać, czy ja też mam ochotę. Siedzimy więc za stołem i jemy jasnożółte soczyste cząstki, brązowe w miejscu, gdzie jabłko obtłukło się przy upadku na ziemię.
– Mam nadzieję, że nie zajęłam nikomu miejsca.
„Kto zniknął, ten matołek, bo stracił stołek”, przypominam sobie rymowankę z dzieciństwa. Płyta już dawno się skończyła, kolacja wystygła, w powietrzu unosi się kwaśno-słodkawa woń jabłek.
– Dzisiaj mamy rocznicę. Matevž pewnie został dłużej na próbie, jak zwykle. Jest dyrygentem. Prowadzi orkiestrę symfoniczną. Pobierzemy się za trzy miesiące, mam nadzieję... – Śmieję się z tych słów. – Dużo podróżuje – dodaję, jakbym chciała coś wyjaśnić.
– Mój mąż też dużo podróżował, zwiedzał najróżniejsze spelunki. Pewnego razu nie wpuściłam go do mieszkania. Pomogło na kilka miesięcy, ale później wrócił do starych obyczajów.
Jej krótka opowieść całkowicie mnie rozbraja. Nagle uświadamiam sobie, że jestem boso i w niewygodnej, ściśle przylegającej do ciała sukience. Staruszka wędruje spojrzeniem od moich pantofli na wysokim obcasie, które zapomniane leżą na podłodze, do stosów książek i słowników na biurku, moim miejscu pracy.
– Zawsze to robiliśmy, kiedy nie pił. – Jej wzrok w końcu zatrzymuje się na mnie. – Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy jabłka. Oboje byliśmy wielkimi amatorami jabłek. Kiedy raz zaczęliśmy, nie mogliśmy przestać. Takie katharsis. Ostatni kawałek zostawiał dla mnie, zawsze. Po tamtej historii przez pewien czas wszystko wydawało się w porządku, tylko że to były pozory.
Wstaje z trudem. Upieram się, że zaniosę jej torbę. Wolno idziemy po schodach na ostatnie, piąte piętro, do drzwi dokładnie nad moimi, obok wejścia na taras, który jest na dachu, i mówimy sobie dobranoc.
W nocy budzi mnie chrobot klucza w drzwiach, to Matevž. Zapalam lampkę na nocnej szafce, siadam na łóżku. Odruchowo ściągam majtki i wpycham je pod poduszkę. Matevž zaczyna od wyjaśnień:
– Wybacz, kochanie, zbudziłem cię, ale dzisiaj próba bardzo się przeciągnęła...
Usprawiedliwienia lecą razem z częściami garderoby, które rozrzuca po całej sypialni. Chodzę za nim i podnoszę z podłogi pulower, koszulę, spodnie z zapachem potu, perfum i tytoniu.
– ... nie potrafi zrozumieć, że dążę do doskonałości... Mozarta po prostu nie można grać na pół gwizdka... Gdybym ja miał coś do powiedzenia, już dawno by go nie było!
Z szumu wody wyławiam fragmenty zdań i próbuję złożyć je w jakąś całość. Znowu jest zły na wiolonczelistę, a może mówi o koncertmistrzu, z którym cały czas drze koty.
– Powinno się go zmienić, to pewne jak dwa razy dwa.
Staje przede mną zupełnie nagi, z mokrymi włosami. Chcę mu opowiedzieć, jak minął mi dzień, o godzinach spędzonych nad tekstem, który właśnie tłumaczę, o tym, że czekałam na niego, jak zresztą wiele razy, a choć jego spóźnianie jest już stałym punktem naszego życia, to jednak mnie zaniepokoiło. Chcę mu też opowiedzieć o niezwykłym spotkaniu na klatce schodowej, i to z takim samym entuzjazmem, z jakim on codziennie opowiada o swoich sprawach, ale słowa nie przechodzą mi przez gardło, jakby zatrzymał je tam kawałek jabłka. Zanim się na to zdobędę, Matevž popycha mnie delikatnie na łóżko i unosi mi koszulkę. Wędruje językiem po moim ciele, niemal mu ulegam, gdy mokry czubek jego języka gwałtownie dotyka mojego pępka i w tym samym momencie znika cała moja miękkość.
– Amatorka jabłek.
Matevž nagle zamiera i obrzuca mnie zdziwionym spojrzeniem, dopiero wtedy uświadamiam sobie, że wymówiłam te słowa na głos. Odsuwam się ku wezgłowiu łóżka.
– Czekałam na ciebie.
Jasnoniebieskie oczy są zimne jak północne morze.
– Chyba powiedziałem, że jest mi przykro, a może nie? – Lekko wykrzywia usta w swawolnym, nieszczerym uśmiechu. – Spróbuję się jakoś odkupić.
Całuje mnie w szyję, jego pocałunek jest zachłanny i wilgotny.
– Jeśli naprawdę chcesz to zrobić, weź w ten weekend wolne i wyjedźmy gdzieś.
Słowa, które w moich myślach są żądaniem, wypowiedziane na głos brzmią jak błaganie.
– Przecież wiesz, że mamy próby. Za dwa tygodnie gramy koncert.
– No ale jesteście gotowi, słyszałam was, zostały tylko szczegóły.
– Tylko szczegóły?! – Odsuwa się. – Myślisz, że one nie są ważne?
Coś twardego odrywa się od jego języka i uderza mnie w twarz.
– Oczywiście, że są. Nie to miałam na myśli.
Obejmuję go i całuję, wsuwam język do jego ust. Jednym ruchem unosi moją nocną koszulkę i kładzie się na mnie. Kiedy się kochamy, wydaje mi się, że słyszę, jak nuci Mozarta.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------