- W empik go
Pułapka miłości - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Pułapka miłości - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Opowieść o wielkiej miłości kobiety do mężczyzny, której ten do końca nie chce. Ta sztuka udaje się jednak Olive Brandon. To młoda dama, dla której arystokratyczny, wykwintny świat był marzeniem od młodzieńczych lat. Za punkt honoru dała sobie usidlenie księcia. Sama zaś jest żoną dość nudnego lorda Brandona. Książę zdecydowanie jednak odmawia życia w małżeństwie. Olive musi przełknąć tę gorzką pigułkę. Czy jej się to uda? Na horyzoncie pojawia się też jej pasierbica, za którą macocha nie przepada. W obawie przed jej planami, młoda dziewczyna ucieka, a los powoduje, że zostaje uratowana przez księcia Winchester. Książę posiada ogród pełen kwiatów, które niezmiernie fascynują młodą dziewczynę. Wśród nich są jednak trujące rośliny. Czy książę uratuje Żanetę przed planami macochy? Czy Olive pogodzi się z odrzuceniem?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-117-7041-2 |
Rozmiar pliku: | 371 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1870
Książę Wynchester czuł, że zasypia, co mu uzmysłowiło, że już najwyższy czas wstać i wyjść. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ od wczesnych godzin wieczornych, kochał namiętną, nienasyconą miłością kobietę, leżącą teraz u jego boku. W swoich romansach, których miał wiele, nigdy nie spotkał kogoś tak namiętnego ani tak wymagającego jak Olive Brandon.
Książę był bardzo wybredny w wyborze kobiet, które obdarzał względami. Kiedy po raz pierwszy ujrzał Olive Brandon, pomyślał, że jest ona najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział, lecz nie zainteresowała go do tego stopnia, aby musiał się z nią związać.
Ołive Brandon miała jednak zupełnie inne plany. Książę był najprzystojniejszym, najbogatszym i najbardziej znaczącym człowiekiem na dworze, więc z żelazną wolą, umacniającą się w ciągu ostatnich lat, postanowiła go zdobyć.
Determinacja Olive rozpoczęła się na długo przed tym, zanim ona zadziwiła Londyn swą urodą. W bardzo młodym wieku zdała sobie sprawę, jak cenny jest jej wygląd.
Kiedy rodzice, mieszkający w głębi hrabstwa Gloucester, zabrałi ją na sezon do Londynu, zdecydowała jak najlepiej wykorzystać te dwa miesiące przed powrotem na wieś, ponieważ mało prawdopodobne było, że taka szansa się powtórzy.
Jej ojciec, ziemianin chętnie polujący na lisy, był bardzo lubiany we własnym hrabstwie, ale zupełnie nie znany w eleganckim towarzystwie, do którego pragnęła się dostać Olive. Matka miała znajomych wśród arystokracji, lecz większość z nich, zajęta własnymi córkami, nie była skłonna poświęcać czasu jeszcze jednej debiutantce.
Olive sprytnie, w iście teatralny sposób potrafiła doprowadzić do tego, aby ją zauważono. Przypochlebiała się więc i błagała matkę o kupienie jej upragnionych sukni. Wiedziała, że wchodząc na salę balową, wzbudzi sensację. Jednak złowienie względnie wytwornego męża już w pierwszym sezonie wymagało wielkiego sprytu i wytrwałości.
Lord Brandon był wdowcem po pięćdziesiątce, ale ogromne oczy Olive zahipnotyzowały go do tego stopnia, że zakochał się jak dwudziestolatek.
Olive wyszła za mąż tak, jak zamierzała. Pełna rozgłosu ceremonia ślubna odbyła się w kościele św. Jerzego przy Hanover Square, przyjęcie weselne w domu lorda Brandona przy Park Lane. W ten sposób wkroczyła do świata, o którym marzyła.
Była wystarczająco sprytna, aby biorąc sobie kochanków nie wzbudzić najmniejszych podejrzeń męża, co nie było trudne, gdyż z wiekiem najchętniej spędzał czas na łowieniu ryb łub na wyścigach konnych. Połowy odbywały się najczęściej w północnej Szkocji, co oznaczało, że znajdował się w dogodnej dla Olive odległości od domu, natomiast wyścigi jej nie interesowały, chyba że mogła się pokazać na jednym z przyjęć w Ascot czy Goodwood.
Lord Brandon, choć nie tak żarliwie jak tuż po ślubie, nadal był zakochany w swojej żonie i wszystko układało się doskonale do czasu, gdy Olive ujrzała księcia Wynchester. Nie mogłaby go nie zauważyć, ponieważ inni mężczyźni znajdujący się w sali tronowej pałacu Buckingham sięgali mu do ramion, a on w oczach Olive wyglądał tak, jakby wyszedł z bajki, w której ona w roli kopciuszka spotyka swojego księcia.
Na początku ich znajomości książę był wręcz nieuchwytny. Stale potrzebował go książę Walii w Marlborough House, dokąd ona nie była zapraszana, a pozostały czas spędzał doglądając tresury koni, których dosiadał, lub na polowaniach.
Właśnie dlatego, że był wolny, stał się faworytem każdej pani domu i każdej ambitnej mamy, myślącej w zadumie o jakimś nieprawdopodobnym szczęściu, dzięki któremu on zwróci uwagę na jedną z jej pociech. W rzeczywistości, książę w wieku trzydziestu trzech lat zdecydowany był zachować wolność.
Wśród wyższych sfer, w których się obracał, uważano za oczywiste, że kobiety po kilku latach małżeństwa i urodzenia dziedzica rodu, bez żadnych ceregieli zabawiają się w sposób, w jaki zawsze robili to ich mężowie.
Niestety, Olive nie należała do tej grupy kobiet, gdyż, mimo nadziei i pragnień lorda Brandona, nie urodziła mu dotąd następcy. Niezbyt ją to martwiło, ponieważ nie lubiła dzieci i nie miała najmniejszej ochoty na zepsucie swej doskonałej figury. Zdawała sobie jednak sprawę, że tego od niej oczekiwano, a jej mąż, choć nigdy o tym nie mówił, był rozczarowany.
Wiedziała, że gdyby George Brandon, bardzo zazdrosny i fanatycznie dumny, podejrzewał ją o niewierność, wyładowałby swój gniew zarówno na niej, jak i na mężczyźnie, który ją uwiódł.
Była niezmiernie rada, kiedy George na początku czerwca otrzymał zaproszenie do połowów na rzece Tay w Szkocji.
— Musisz pojechać, najdroższy — powiedziała. — To niezwykle uprzejme ze strony hrabiego, że cię zaprosił; poza tym nigdy w tej rzece nie łowiłeś, więc powinieneś przyjąć to zaproszenie.
— Chciałbym pojechać — przyznał lord Brandon. — Jednakże wolałbym nie zostawiać cię samej w Londynie.
Olive wybuchnęła srebrzystym śmiechem.
— Doskonale sobie poradzę — powiedziała. — Wiesz przecież, mój drogi, jak bardzo nienawidzisz wydawanych co wieczór przyjęć, które przyprawiają cię zwykle o niestrawność.
To była prawda i lord Brandon nie potrzebował więcej perswazji, aby przyjąć zaproszenie hrabiego Kilkenny.
Kiedy wyjechał do Szkocji, serce zabiło jej z radości. Na to właśnie czekała. Przez ostatnie trzy miesiące wabiła, uwodziła i na swój sposób hipnotyzowała księcia, aż uznał, że nie jest w stanie jej się oprzeć.
Dzień po wyjeździe męża zaprosiła na kolację księcia oraz kilkoro innych gości. Tego się nie spodziewał. Był zaskoczony, zastając tam jeszcze dwie inne pary. Znał wszystkich, a zwłaszcza mężczyzn, z którymi się przyjaźnił.
Kolacja upłynęła w przyjemnej atmosferze, wiele się śmiali, rozkoszując się doskonałym jedzeniem i winem, gdyż Olive potrafiła zatroszczyć się o swoich gości. Kiedy przyjaciele wyszli o dość rozsądnej porze, Olive spojrzała badawczo na księcia.
Wyglądała uroczo, ubrana w suknię z turniurą z zielonego tiulu, pasującą do zieleni jej oczu i szmaragdów w ciemnych włosach. Naszyjnik z tych samych kamieni podkreślał nieskazitelną karnację w kolorze kwiatu magnolii, najjaśniejszą, jaką książę widział u kobiety.
Przez chwilę rozważał, że mimo jej urody, cel tego wieczoru był zbyt widoczny i zbyt pospolity, żeby go ekscytować. Kiedy jednak Olive objęła rękami jego szyję i zapytała głosem wibrującym namiętnością:
— Czy zamierzasz powiedzieć mi „dobranoc”? — wydawało się niedorzecznością prosić o coś innego.
Wychodząc o wiele później musiał przyznać, że się nie rozczarował. Z pewnością była niezwykła. Przyszło mu na myśl, że ze lśniącymi, zielonymi oczami wyglądała jak tygrysica, której nie wymknęłaby się żadna zdobycz.
Chciał się okazać stanowczy, postanawiając, że nie zdominuje go nawet najpiękniejsza kobieta, więc minęły trzy dni, zanim znów przyjął zaproszenie na kolację.
Tym razem byli sami. Starała się prowadzić błyskotliwą, dowcipną rozmowę, a jej prowokacyjne dwuznaczne powiedzonka były, jak sądził, godne Francuzki. Znowu wyglądała bardzo ponętnie i musiał przyznać, że w mniej skromnym stroju miała nieskazitelne kształty greckiej bogini. Od tej chwili Olive była zawsze z nim, cokolwiek robił i gdziekolwiek poszedł. Teraz jednak ich idylla miała się ku końcowi, gdyż następnego dnia wracał lord Brandon.
Kiedy księciu kolejny raz opadły powieki, postanowił wstać. Odrzucił obszyte koronką jedwabne prześcieradło, a wtedy Olive, jakby zmieszana, zapytała:
— Czyżbyś już wychodził, Hugo?
— Już czas, żebym poszedł do domu — odpowiedział. — Dziękuję ci, Olive, byłaś dziś bardziej podniecająca niż kiedykolwiek. Będzie mi ciebie brakować jutrzejszej nocy.
Wstał i zaczął prędko i sprawnie ubierać się, nie potrzebując, jak wielu modnych mężczyzn, usług kamerdynera.
Olive uniosła się odrobinę na miękkich poduszkach, na których wyhaftowano jej inicjały zwieńczone rodową koroną męża, i powiedziała:
— Jest coś, o czym chcę z tobą porozmawiać, Hugo.
Książę prawie wcale nie słuchał. Zobaczył, że na zegarze stojącym na kominku jest już prawie druga. Wcześniej rozkazał, żeby powóz czekał na niego dokładnie o tej godzinie, a nie lubił się spóźniać.
Zamierzał, czego nie mówił Olive, wyjechać na wieś. Myślał z ulgą, że zamiast przesyconego zapachem ciepła jej sypialni, czuć będzie na twarzy świeże powietrze, a gdy dotrze do domu w Hertfordshire, będą czekać już na niego konie. Dostarczą mu intensywnego ruchu, którego potrzebował, by znów odzyskać dobrą formę.
Zawiązywał krawat, widząc w lustrze twarz Olive.
— Wiesz, najdroższy Hugo, że cię kocham — odezwała się — i dlatego zdecydowałam się opowiedzieć o nas George’owi, kiedy wróci.
Przez moment książę myślał, że się przesłyszał. Kiedy odwrócił się, ujrzał Olive siedzącą na łóżku, wyprostowaną, z ciemnymi włosami opadającymi na ramiona. Wyglądała bardzo ponętnie.
— Co ty wygadujesz? — zapytał po chwili.
Mówił lekko, jak gdyby opowiedziała żart, którego sensu nie zrozumiał.
— Chcę cię poślubić, Hugo! — rzekła stanowczo Olive. — Wiem, że jeśli George dowie się, że byłeś moim kochankiem, rozwiedzie się ze mną.
Przez chwilę książę milczał oszołomiony. Następnie odpowiedział, jakby słyszał tę uwagę już wcześniej:
— Przykro mi, Olive, ale nie nadaję się do małżeństwa i jestem całkowicie pewny, że gdybym cię poślubił, byłbym godnym pożałowania mężem.
— Wszystko już obmyśliłam, Hugo — odrzekła Olive zdecydowanym tonem. — Kocham cię, kocham cię bardziej niż uważałam to za możliwe, dlatego zamierzam zostać twoją żoną.
— Jesteś już mężatką, obawiam się więc, że to niemożliwe — odpowiedział książę. — Nie jesteś chyba na tyle niemądra, aby odrzucić prawdziwą wartość dla iluzji. Jak dobrze wiesz, rozwiedzioną kobietę wyklucza się z wyższych sfer, które tak wiele dla ciebie znaczą.
— Z wyższych sfer w Anglii, owszem — odrzekła Olive. — Zapominasz jednak o życiu towarzyskim poza tą nudną wyspą. Jako księżna Wynchester, będę z pewnością przyjmowana w Paryżu, Rzymie i w każdym innym kraju Europy. Co więcej — ciągnęła — nie zapomniałam, że twoja babka pochodzi z Rosji, jestem więc całkowicie pewna, że gdybyśmy odwiedzili Sankt Petersburg, powitano by nas tam z otwartymi ramionami.
Słuchając jej stanowczych słów, wypowiadanych wyraźnym, zdecydowanym głosem, jakże różnym od namiętnego tonu, jakim zwracała się do niego wcześniej, książę odniósł wrażenie, że przeżywa nocne koszmary. Miał jedynie nadzieję, że to, co mówiła, było zabawną sztuczką, jaką przed nim odgrywała, ale patrzył czujnie, a ciało miał napięte, kiedy odchodząc od kominka przeszedł przez pokój i usiadł na brzegu łóżka, zwracając ku niej twarz.
— O co tu właściwie chodzi? — zapytał. — Żartujesz sobie ze mnie?
— Przeciwnie — oznajmiła Olive — przemyślałam to bardzo dokładnie. Chcę wyjść za ciebie, Hugo, chcę zostać twoją żoną, a po roku, kiedy tylko miną nieprzyjemności związane z rozwodem, będziemy bardzo, bardzo szczęśliwi.
— Oszalałaś! — wykrzyknął książę. — Po pierwsze, stracisz swoją pozycję w Anglii, a po drugie, wcale nie jest tak oczywiste, że zaakceptują cię Francuzi czy też inni snobistyczni Europejczycy.
— Zaakceptują ciebie, najdroższy — odrzekła słodko Olive — i dlatego ostatecznie zaakceptują mnie.
Nastąpiła krótka pauza, nim książę z gniewem w głosie odpowiedział:
— A jeśli się z tobą nie ożenię?
Oczy Olive zwęziły się i pojawiły się w nich złe błyski.
— Jesteś zbyt wielkim dżentelmenem, najdroższy Hugo — powiedziała — aby nie zrobić ze mnie uczciwej kobiety. Przypuszczam, że George zażąda satysfakcji, kiedy dowie się prawdy, i chociaż to zabronione, odbędzie się pojedynek, z którego ty niewątpliwie wyjdziesz zwycięsko.
Uśmiechnęła się, po czym dodała:
— A po rozwodzie weźmiemy ślub w takiej ozęści świata, jaką sobie wybierzesz, i będziemy razem przez resztę naszego życia.
Mówiła, recytując jak dziecko, które wyuczyło się na pamięć lekcji i było pewne pochwały ze strony nauczyciela. Książę wstał z łoża, podszedł do okna i odsunął zasłony, jak gdyby potrzebował powietrza. Nie mógł uwierzyć, że to, co właśnie usłyszał, jest realne, że nie jest to jedynie szalony wytwór jego wyobraźni. I kiedy poddawał w wątpliwość własną poczytalność, usłyszał za sobą głos Olive:
— Kocham cię, Hugo, kocham cię tak, że nic nie ma znaczenia, poza tym, że zostanę twoją żoną i będę należeć do ciebie nie tylko przez jeden czy dwa skradzione wieczory, ale na zawsze!
Książę nabrał tchu. Tak wiele kobiet mówiło mu kiedyś: „Gdyby mogło to trwać zawsze!” I nieodmiennie na ich ustach pojawiało się pytanie: „Czy zawsze będziesz mnie kochał tak jak teraz?”
Dlaczego, dlaczego — zadawał sobie wtedy ze złością pytanie — zawsze chcą spętać mężczyznę, uwięzić go, ograniczyć jego wolność?
Nigdy jednak, podczas żadnego z flirtów, nie znalazł się w tak przykrym położeniu jak obecnie. Nie chciał poślubić Olive i była ona ostatnią kobietą, którą chciałby wziąć za żonę.
Postanawiając, że ożeni się, kiedy będzie dużo starszy, nie zastanawiał się nad tym, jakiego typu kobieta powinna nosić jego nazwisko i rodzić mu dzieci. Wiedział jednak na pewno, że nie może to być kobieta podobna do Olive Brandon, czy też mówiąc prawdę, do większości kobiet, które o niego zabiegały. Nie mógł sobie wyobrazić czegoś bardziej nieprzyjemnego, niż rozmyślania, jak szybko jego żona weźmie sobie kochanka, czy też snuć podejrzenia, że być może już teraz uwodzi jednego z przyjaciół, co uchybiałoby jego dumie oraz honorowi nazwiska.
Zawsze pogardzał kobietami, które oszukiwały swoich mężów, rzucając mu się w ramiona, zwykle z bezwstydnym pośpiechem. Za każdym razem, kiedy czyjaś żona zostawała jego kochanką, on sam, chociaż nie chciał tęgo otwarcie przyznać, czuł się również upokorzony.
Wiedział, że taki pogląd rozśmieszyłby większość jego przyjaciół, a już na pewno rozpustny światek otaczający księcia Walii, człowieka notorycznie niewiernego swej pięknej duńskiej żonie. On nadawał ton, a socjeta ślepo za nim podążała, lecz książę doszedł do wniosku, że zawsze miał co do tego zastrzeżenia.
Chociaż w tej chwili nie był w stanie o tym myśleć, zadecydował, że wyplącze się jakoś z pułapki, którą zastawiła na niego Olive Brandon. Zaciągnął zasłony i odwracając się, rzekł spokojnym tonem:
— Sądzę, Olive, że zanim zrobisz coś pochopnego, powinniśmy to przedyskutować. Ponieważ jesteśmy oboje zmęczeni, teraz nie jest odpowiednia pora na podejmowanie zasadniczych decyzji dotyczących naszej przyszłości.
Po wyrazie jej oczu poznał, że zaniepokoiła się jego słowami. Po chwili odpowiedziała:
— Oczywiście, najdroższy Hugo, zgadzam się, jeśli tego właśnie pragniesz. George przyjedzie jutro rano. Do wieczora nic mu nie powiem. Przyjdź, proszę, na herbatę; on pójdzie wtedy do swojego klubu, więc spokojnie będziemy mogli ułożyć nasz plan.
— Obawiam się, że nie mogę przyjść jutro na herbatę — odrzekł książę powoli — ponieważ zaraz wyjeżdżam na wieś; wrócę jednak pojutrze w porze lunchu.
— O tej porze jedziesz na wieś! — wykrzyknęła Olive.
— Jest kilka koni, które wymagają mojej opieki podczas treningu — odrzekł niedbale książę.
Nic więcej nie powiedział i po chwili Olive odezwała się niepewnie:
— Doskonale, będę cię oczekiwać pojutrze.
— Do tego czasu nic nie mów mężowi — nalegał książę.
— Zgadzam się, by sprawić ci przyjemność — przyrzekła Olive. — Jednak nie mam zamiaru zmieniać zdania. Stawiam sprawę jasno na wypadek, gdybyś sądził, że możemy żyć tak jak dotychczas.
Przyszło mu do głowy, że niezależnie od sytuacji nie zamierzał żyć jak dotychczas i nie na pieszczoty miał w tym momencie ochotę, lecz na uduszenie jej gołymi rękami. Dzięki dobrze opanowanej samokontroli, zdobytej przez wiele lat ćwiczeń, w cżasie których posłuszny był umysłowi, a nie emocjom, spokojnie przyglądał się Olive, która nie miała pojęcia o ogarniającej go furii.
— Bardzo dobrze — powiedział siląc się na uśmiech. Zawiadomię cię w środę, po upewnieniu się, że będziemy sami.
— Ależ oczywiście, kochanie — odpowiedziała Olive. — Czy mogłabym chcieć coś innego niż ty?
Uniosła ręce, a on ucałował jej dłonie.
— Do widzenia, Olive, śpij dobrze. Jeszcze raz dziękuję za szczęście, które razem przeżyliśmy.
— Nasze szczęście dopiero się zaczyna — odpowiedziała miękko Olive, starając się przytrzymać go przy sobie, ale on zdecydowanie odsunął jej rękę.
— Do środy — powiedział stojąc już przy drzwiach.
Schodząc po schodach, zastanawiał się, jak mógł być tak niemądry, żeby zaufać Olive, gdy namawiała go do zdrady we własnym domu. Wyszedł frontowymi drzwiami i wsiadł do zaprzęgniętego w czwórkę koni powozu. Rozsiadł się na wygodnym siedzeniu, a lokaj, ubrany w liberię Wynchesterów przykrył mu nogi pledem. Następnie drzwi się zamknęły, służący wskoczył na kozioł obok stangreta i odjechali.
Księciem owładnęła groza tego, co się wydarzyło. Poczuł się jak dzikie zwierzę w pułapce bez wyjścia. Skąd mógł wiedzieć, czy choćby przez sekundę przypuszczać, że ona, w odróżnieniu od kobiet, z którymi miewał namiętne romanse, tak dramatycznie potraktuje swe uczucia do niego, że aż zażąda małżeństwa.
Wierzył w swoją uczciwość pomimo romansów z mężatkami, gdyż żądania Olive były zmianą warunków w czasie gry, a jej pozycja, jako jego żony, byłaby zupełnie inna od dotychczas zajmowanej. Chociaż, jak to odgadła, angielska socjeta nigdy by jej nie zaakceptowała, było wiele innych miejsc na świecie, które przyjęłyby księcia Wynchester i oficjalnie uznały jego żonę, niezależnie od tego, co by o niej mówiono na osobności.
— Nie ożenię się z nią i już! — powiedział książę do siebie.
Zdawał sobie jednak sprawę z niewielkich możliwości uniknięcia tej sytuacji. Jeśli bowiem, jak spodziewała się Olive, lord Brandon wyzwie go na pojedynek, jej imię będzie powtarzane przez każdego plotkarza w Londynie. W takich przypadkach obowiązywało niepisane prawo, według którego prawdziwy dżentelmen musiał zaoferować zniesławionej damie swą opiekę. Gdyby tego nie zrobił, byłby publicznie wymieniany w postępowaniu rozwodowym, które wymagało zatwierdzenia przez parłament, a w rezultacie i tak nie uniknąłby ślubu wyznaczonego zaraz po rozwodzie.
Księcia rozbolała głowa, a w ustach czuł suchość. Zagrażały mu tysiące przykrych niespodzianek, na które nic nie mógł poradzić. Poczuł się osaczony, wszystko go drażniło, więc odrzucił pled przykrywający kolana i oparł nogi o siedzenie naprzeciwko. Odniósł wrażenie, że poduszka siedzenia ugięła się odrobinę, co znaczyło, że skrzynia pod nią nie została dokładnie zamknięta. To go dodatkowo zirytowało, ponieważ podczas podróży chowano tam jego kosztowności. Widocznie ostatnim razem, kiedy opróżniano schowek, nie zabezpieczono go właściwie.
Po tym chwilowym zdenerwowaniu natychmiast powrócił do rozważania kłopotów związanych z Olive. Zbyt późno rozpoznał u niej pewne cechy, których nie uważał za pociągające. Miał tego świadomość, choć tak go omotała i otumaniła swą namiętnością i nienasyconym pożądaniem, że nie zwracał na nie uwagi.
W przeszłości księcia fascynowało wiele kobiet, czasem nawet bardzo je lubił. Nigdy jednak nie było w tych uczuciach prawdziwej miłości jakiej szukał od młodości, przyrzekając sobie, że nie ożeni się z kobietą, której nie będzie prawdziwie kochał. Być może rosyjska krew płynąca w jego żyłach domagała się czegoś więcej niż tylko przywiązania i szacunku, które w angielskich kręgach towarzyskich uchodziły za miłość. On potrzebował czegoś bardziej intensywnego, bardziej uduchowionego.
Jego babka, księżniczka Romanow, wyjaśniła mu kiedyś, co miłość znaczyła w jej kraju: