- W empik go
Punin i Baburin - ebook
Punin i Baburin - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 204 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stary lokaj Filipycz wszedł, jak zwykle, na palcach, w halsztuku zawiązanym w kształcie rozetki, z mocno zaciśniętymi – „żeby nie było czuć” – wargami, z siwiutkim czubkiem nad samym środkiem czoła; wszedł, pokłonił się i na żelaznej tacy podał mojej babce wielki list z pieczęcią. Babcia włożyła okulary, przeczytała list…
– Czy on tu jest?…
– Co wielmożna pani raczy? – nieśmiało zapytał Filipycz.
– Ty głupcze! Czy ten, który przywiózł list, jest tutaj?
– A tutaj, tutaj… Siedzi w kantorze. Bursztynowy różaniec babci zachrzęścił…
– Każ mu, żeby tu przyszedł… A ty, mospanie – zwróciła się do jnnie – siedź spokojnie.
I tak nie ruszałem się w swoim kąciku z przeznaczonego dla mnie taboretu.
Babcia trzymała mnie w żelaznej dyscyplinie.
Po pięciu minutach wszedł do pokoju człowiek może trzydziestopięcioletni, smagły brunet o ospowatej twarzy z wystającymi kośćmi policzkowymi, z haczykowatym nosem i gęstymi brwiami, spod których spokojnie i, smutnie spoglądały niewielkie szare oczy. Ani barwa tych oczu, ani ich wyraz, nie odpowiadały orientalnemu układowi reszty twarzy. Człowiek ten był odziany w skromny, długopoły surdut. Zatrzymał się na progu i złożył ukłon tylko ruchem głowy.
– Nazywasz się Baburin? – zapytała babcia i natychmiast dorzuciła, mówiąc do siebie: Il a l'air dun armenien:
– Tak jest – odpowiedział głuchym i spokojnym głosem. Gdy babcia wypowiedziała pierwsze słowo „nazywasz…” – brwi jego z lekka drgnęły. Czyżby się spodziewał, że babcia będzie mu „panować”, że zwróci się do niego przez „pan”?
– Jesteś Rosjanin? Prawosławny?
– Tak jest.
Babcia zdjęła okulary i obrzuciła Baburina badawczym spojrzeniem od stóp do głów. Baburin nie spuścił oczu i tylko założył ręce do tyłu. Właściwie najbardziej zajmowała mnie jego broda: była gładko wygolona, ale tak niebieskich policzków i podbródka nie widziałem jak żyję!
– Jakub Pietrowicz – zaczęła babcia – poleca cię w swoim liście jako człowieka „trzeźwego” i pracowitego, ale dlaczego właściwie odszedłeś z jego domu?
– Im, wielmożna pani, potrzeba w gospodarstwie ludzi zupełnie innego pokroju.
– Innego… pokroju? Jakoś tego nie rozumiem. – Różaniec babci znowu zachrzęścił… Jakub Pietrowicz pisze mi że masz dwa dziwactwa. Cóż to za dziwactwa?
Baburin leciutko wzruszył ramionami.
– Skądże mogę wiedzieć, co raczyli nazwać dziwactwami? Może na przykład to, że ja… nie dopuszczam kar cielesnych?
Babcia zdziwiła się.
– Czyżby Jakub Pietrowicz chciał cię karać?
Smagła twarz Baburina poczerwieniała aż po korzonki włosów.
– Źle wielmożna pani raczyła mnie zrozumieć. Trzymam się zasady, by nie używać kar cielesnych… w stosunku do chłopów.
Babcia zdziwiła się jeszcze bardziej niż przedtem, nawet uniosła nieco dłonie.
– A! – rzekła wreszcie i przechyliwszy nieco głowę raz jeszcze uważnie przyjrzała się Baburinowi. – Taką masz zasadę? No, to zupełnie dla mnie obojętne, nie biorę cię jako ekonoma, lecz jako urzędnika kantoru, jako pisarza. Czy masz wyraźny charakter pisma?
– Piszę dobrze, bez błędów ortograficznych.
– To dla mnie też obojętne. Najważniejsze – żeby było wyraźnie – i bez tych wymyślnych nowych liter z zawijasami, których nie lubię. A jakież twoje drugie dziwactwo?
Baburin przestąpił z nogi na nogę, kaszlnął…
– Może… pan dziedzic raczył napomknąć, że nie jestem sam?
– Masz żonę?
– Nie, nie… ale… Babcia zmarszczyła brwi.
– Jest ze mną pewna osoba… płci męskiej… przyjaciel, człowiek ubogi, z którym się nie rozstaję… już prawie dziesiąty rok.
– Czy to twój krewny?
– Nie, nie krewny, przyjaciel. Żadnych trudności gospodarstwu nie przysporzy – pośpiesznie dodał Baburin, jakby uprzedzając wszelki protest. – Żyje na moim utrzymaniu, mieszka w tym samym co i ja pokoju. Raczej może przynieść pożytek, bo czytać i pisać potrafi, nie chwaląc się, doskonale, a moralności jest wzorowej.
Babcia wysłuchała Baburina zagryzając wargi i mrużąc oczy,
– I on żyje na twoim utrzymaniu?
– Tak jest, na moim.
– Utrzymujesz go z litości?
– Ze sprawiedliwości… ponieważ obowiązkiem człowieka biednego jest pomagać człowiekowi biednemu!
– Ach tak! Słyszę to po raz pierwszy. Dotychczas sądziłam, że to raczej obowiązek ludzi bogatych.
– Ośmielę się zauważyć, że dla bogatych to zajęcie… a dla nas.
– No, dość, dość, już dobrze – przerwała babcia i po chwili namysłu rzekła przez nos, co zawsze było złą oznaką.
– A w jakim wieku jest ten twój lokator?
– W moim wieku.
– W twoim? Myślałam, że to twój wychowanek.
– Nie, wielmożna pani, to mój przyjaciel – a przy tym…