- W empik go
Rachab. Odnajdź swoje miejsce w rodowodzie Jezusa - ebook
Rachab. Odnajdź swoje miejsce w rodowodzie Jezusa - ebook
Konsultacja Biblijna o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Szkic Debory o biblijnej Rachab jest opowieścią o przekraczającej wszelkie granice miłości Boga. Niechlubna, pełna zakrętów historia tej kobiety może być inspiracją dla wszystkich tych, którzy sami żyją na zakręcie, w poczuciu beznadziei czy zapętlenia. Napisana z wielką miłością do Boga i człowieka książka, delikatnie wprowadza czytelnika we wszystkie niuanse biblijnej historii, stopniowo odkrywając jej głęboki sens dla każdego, na dziś, na teraz. Książka jest zarazem wyzwaniem rzuconym czytelnikowi, bo perspektywa, z jakiej w tej książce patrzymy na Rachab, ustawiona jest w szczególny sposób. Z jednej strony - niewiarygodna miłość Boga, z drugiej - odważna, decyzyjna kobieta, która nie waha się porzucić swoje zniewolenia, gdy odkrywa "perłę". Czytając, mierzymy się nie tylko z historią Rachab, ale przede wszystkim z własną. Można stchórzyć albo zaryzykować i prześwietlić wszystkie strony swojego życia światłem Słowa. Konfrontacja może być bolesna, ale zarazem uzdrawiająca, zresztą tam, w tym Słowie, już czeka Bóg. Czeka, aż zaryzykujesz, jak Rachab.
Debora Sianożęcka - (ur. w 1981 r.) z wykształcenia psycholog. Pracuje w Klinice Psychiatrii Dorosłych, Dzieci i Młodzieży w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Miłość do Biblii pociągnęła ją do poznawania biblijnego języka hebrajskiego i aramejskich komentarzy. "Uzależniona" od Eucharystii. Prowadzone przez nią warsztaty biblijno-psychologiczne: Nie bądź lustrem weneckim, Drzewo twojego serca - o genogramach w świetle Biblii, Obraz malowany w sercu - o odkrywaniu obrazu Boga jako Ojca, Rodowód Jezusa Chrystusa i moje w nim miejsce oraz Rachab cieszyły się dużym zainteresowaniem. "Rachab" to jej pierwsza książka. W przygotowaniu kolejne medytacje pełne miłości Bożego Słowa.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-89049-43-8 |
Rozmiar pliku: | 825 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Debora Sianożęcka (ur. w 1981 r.)
Z wykształcenia psycholog, pracuje w Klinice Psychiatrii Dorosłych, Dzieci i Młodzieży w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.
Miłość do Biblii pociągnęła ją do poznawania biblijnego języka hebrajskiego i aramejskich komentarzy. „Uzależniona” od Eucharystii. Prowadzone przez nią warsztaty biblijno-psychologiczne: Nie bądź lustrem weneckim; Drzewo twojego serca – o genogramach w świetle Biblii; Obraz malowany w sercu” – o odkrywaniu obrazu Boga jako Ojca; Rodowód Jezusa Chrystusa – i moje w nim miejsce cieszyły się dużym zainteresowaniem.
Rachab” to jej pierwsza książka. W przygotowaniu kolejne medytacje pełne miłości Bożego Słowa.O książce
Szkic Debory o biblijnej Rachab jest opowieścią o przekraczającej wszelkie granice miłości Boga. Niechlubna, pełna zakrętów historia tej kobiety może być inspiracją dla wszystkich tych, którzy sami żyją na zakręcie, w poczuciu beznadziei czy zapętlenia.
Napisana z wielką miłością do Boga i człowieka książka, delikatnie wprowadza czytelnika we wszystkie niuanse biblijnej historii, stopniowo odkrywając jej głęboki sens dla każdego, na dziś, na teraz.
Książka jest zarazem wyzwaniem rzuconym czytelnikowi, bo perspektywa, z jakiej w tej książce patrzymy na Rachab ustawiona jest w szczególny sposób. Z jednej strony – niewiarygodna miłość Boga, z drugiej – odważna, decyzyjna kobieta, która nie waha się porzucić swoje zniewolenia, gdy odkrywa „perłę”. Czytając, mierzymy się nie tylko z historią Rachab, ale przede wszystkim z własną. Można stchórzyć albo zaryzykować i prześwietlić wszystkie strony swojego życia światłem Słowa.
Konfrontacja może być bolesna, ale zarazem uzdrawiająca, zresztą tam, w tym Słowie już czeka Bóg. Czeka, aż zaryzykujesz, jak Rachab.WIDZĄCA ŚLEPOTA
Trzymając w rękach Biblię i przyglądając się jej Słowom, myślę o tym – i zarazem tego doświadczam – że powiedzieć o Biblii, a raczej wyznać o niej: Oto mój dom, oto mój rodowód, oto, skąd pochodzę, jest najgłębszą prawdą. Żyjąc w bliskości Biblii i jej Słowa, będąc z nią związanym, człowiek doświadcza tego, że Ktoś o nim pamięta, że jego życie zapisane jest na jej kartach, że wpisani w nią ludzie podobni są do niego w tym, co przeżywają, czego doświadczają, z czym się zmagają – czytając ją, jednocześnie jest się samemu odczytywanym. Może dla niektórych to bardzo kontrowersyjne stwierdzenie, ale przecież chrześcijanin śmiało możne powiedzieć: To, co mi się przydarza, ktoś już kiedyś przeżywał, to, czego doświadczam, było już czyimś udziałem. Kluczem jest odnalezienie się w Słowach Biblii. W tym miejscu przypomina mi się wydarzenie opisane w Ewangelii według świętego Łukasza:
„Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski u Pana». Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli»” (Łk 4, 16-21).
Gdy rozmyślam nad tymi Słowami, zawsze wyraźnie dostrzegam, że Jezus miał swoje zwyczaje, jak ten związany z przychodzeniem do synagogi, która nie była dla Niego zwykłym domem modlitwy, ale miejscem wypełnionym Obecnością Tego, przez którego został posłany (SZECHINA ). Uderza mnie także to, że Jezus wiedział o tym, że jest zapisany w Słowie i umiał to Słowo znaleźć, odkryć, odnieść do siebie. To bardzo ważne doświadczenie – poczucie, że jest się zapisanym w Słowach Boga. W tym miejscu warto choć krótko wspomnieć, że w tradycji hebrajskiej istnieje przekonanie, że każdy człowiek ma swoją literę w Torze. Tym bardziej więc człowiek czytający i przyjmujący do siebie Słowo odkrywa jednocześnie swoje własne istnienie, tak jakby odkrywał swoją literę w Biblii.
W mistyce żydowskiej LESZON KADOSZ czyli „święty język”, to język, którego litery dają życie, ożywiają i podtrzymują przy życiu całe stworzenie, gdyż w tym języku przemawiał Bóg, stwarzając świat, powołując go do istnienia. Można więc powiedzieć, że jeśli człowiek żyje Słowem Boga i chce je odkrywać, to przez asymilowanie tego Słowa i przyjmowanie Ciała Boga człowiek przemienia się jakby w żywą księgę, w żywe Słowo Boga.
Najważniejsze jest pragnienie Słowa! Przypomnijmy w tym miejscu postać świętego Dydyma Aleksandryjskiego, zwanego Ślepym, który jest jednym z najważniejszych postaci Kościoła w Egipcie drugiej połowy IV w. Był on zwyczajnym mnichem żyjącym jednak nie na pustyni, ale w obrębie miasta. Dydym urodził się w Aleksandrii około 313 r. Jako dziecko, mając zaledwie cztery lata, stracił wzrok. To jego wielkie nieszczęście stało się jednak początkiem jeszcze większej przygody jego życia ze Słowem Bożym! Pomimo swego upośledzenia i pomimo tego, że nigdy nie chodził do żadnej szkoły, Dydym w niesamowity sposób opanował znajomość Pisma Świętego, które znał na pamięć i potrafił w Duchu Świętym głęboko komentować. Ten mnich, nazywany „teologiem Ducha Świętego”, był człowiekiem głębokiej modlitwy i żył w bliskości z Bogiem. Odznaczał się wielką wnikliwością w sprawy duchowe, a także jasnością objaśniania największych nawet tajników i zawiłości ludzkiej egzystencji. Święty Antoni, miał powiedzieć, że „Pan Bóg zabrał Dydymowi zdolność widzenia świata, ale dał mu za to oczy aniołów, którymi ogląda się samego Boga”. Dydym jest autorem obszernych komentarzy do Pisma Świętego, które interpretował bardzo dokładnie, dyktując pełne Ducha Świętego wyjaśnienia swoim uczniom. Historia św. Dydyma Aleksandryjskiego, który umarł w 398 r. jako 85-letni starzec, pokazuje, że można być fizycznie ślepym, ale mimo to widzieć Słowo! Można też mieć zdrowy wzrok, a oczy zamknięte na Biblię.
Odwołam się do jeszcze jednego przykładu, tym razem z dziedziny kinematografii. W filmie Księga Ocalenia przedstawiony jest samotny, nikomu nieznany wędrowiec o imieniu Eli, który przemierza świat wyniszczony po przejściu nuklearnej wojny. Wędrowiec jest w posiadaniu niezwykłej księgi. Niezłomnie jej strzeże, gdyż ma ona moc ocalenia ginącej ludzkości. Posiadany przez Eliego egzemplarz, jest jedynym, jaki ocalał. Złe siły reprezentowane przez przywódcę bandytów skupionych wokół prowizorycznego miasteczka znajdującego się na drodze wędrowca planują objąć w posiadanie księgę. Eli jednak nie zamierza się z nią rozstać. Okazuje się bowiem, że ową księgą jest Biblia, zapisana alfabetem Braille’a, a Eli to jedyna osoba, która jest w stanie ją odczytać. Co więcej, strzegąc księgi, czytając ją i rozważając, Eli zapamiętuje każde zapisane w niej Słowo, a to – ukryte w jego pamięci – nie może już ulec prawdziwemu zniszczeniu.
Ważne jest, by strzec i zachowywać święte słowa, mieć je wyryte w pamięci, jak drogowskazy. Skoro zdolni jesteśmy głęboko zapamiętywać słowa, które nas zraniły, czy też słowa ukochanych przez nas osób, to o ileż bardziej powinniśmy strzec w pamięci serca świętych słów zapisanych w Biblii! .
ON MÓWI DO CIEBIE I ZA CIEBIE
Nowy Testament ukazuje nie tylko to, że wszystko było posłuszne słowu Jezusa – i jest Mu posłuszne nadal, bo trwa do dziś, aż po wieczność – ale także to, że sam Jezus jest Żywym Słowem wyrażonym przez Ojca. Apostoł Jan tak ujął to na pierwszych kartach Ewangelii:
„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tymi, którzy wierzą w imię Jego. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 1-4.10-14).
Ludzie czekają dziś na słowa. Coraz więcej jest tych, którzy zamknięci w samotności mają doświadczenie tego, że nie ma człowieka, z którym mogliby porozmawiać. Może właśnie ty, w tym momencie, czytając to, pomyślałeś o sobie, że nie masz z kim porozmawiać, że nie ma tak naprawdę nikogo prawdziwie ci bliskiego, kogoś, komu mógłbyś się zwierzyć i, co ważniejsze, kogoś, kto mógłby też i tobie powiedzieć słowa, w których siebie zobaczysz, zrozumiesz. A może jest ktoś – mąż, żona, dziewczyna, chłopak, matka lub ojciec – ktoś, kto nawet jest gotowy cię wysłuchać, może nawet interesuje go to, co mówisz do niego czy do niej, ale... nie jest w stanie cię zrozumieć, nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania albo wysłuchać całej twojej historii, bo może pełna jest cierpienia albo niezrozumienia, pytań bez odpowiedzi. Tymczasem Bóg czeka ze swoim Słowem, którym jest On sam i którym chce obdarować każdego, kto zechce zbliżyć się do Niego .
W tym miejscu kojarzyć się mogą słowa Jezusa wpisane w Ewangelię, gdy zadaje On uczonemu w Prawie pytanie: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?” (Łk 10, 26). W oryginalnym zapisie Ewangelii znajduje się w tym miejscu greckie słowo ANAGINOSKO, użyte w drugiej osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego strony aktywnej. Jest to istotne ponieważ Jezus sugeruje słuchającemu czytanie które ma trwać zawsze, a nie być czynnością odłożoną ad Kalendas Graecas. Oznacza ono „czytanie”, „dokładne poznanie” czy „orientowanie się”, ale również „rozpoznawanie”! Dwa proste na pozór słowa: jak czytasz. Ale to przecież tak, jakby sam Bóg pytał: Czy Mnie widzisz? Czy Mnie rozpoznajesz? Czy jesteś Mnie ciekawy? Czy jesteś głodny mojego Słowa? Ten, który jest Słowem, zostawił siebie, Żywe Słowo, w Biblii, jak „prezent”. Wiedział, że przyjdą tacy, którym będzie brakowało słów, którzy nie będą umieli mówić o tym, co przeżywają, albo tacy, którzy doświadczając potoku słów ze strony innych – a nierzadko i samych siebie – nie będą w stanie odnaleźć tego najbardziej potrzebnego im Słowa...
Bóg wiedział, że człowiek będzie Go szukał i potrzebował całym swym sercem. Gdy się kogoś pokocha, chce się o nim dowiadywać jak najwięcej, przypominać sobie o nim, gdy jest daleko, gdy przez jakiś czas go nie ma i gdy trwa oczekiwanie, aż ponownie się pojawi. To wtedy pomocą staje się Biblia, która jest jak tkany całun z odbiciem twarzy najpiękniejszej i najukochańszej Osoby, pozostawionym po to, by można było o tej Osobie myśleć i za Nią tęsknić, poznawać Ją tak, by nie zapomnieć o Niej do czasu, aż powtórnie przybędzie. W Biblii Oblicze Boga przemawia do ciebie słowem najistotniejszym, słowem, w którym możesz siebie samego pojąć, pojąć swoją tożsamość, powołanie, swój cel istnienia, a nawet wyrazić to, co niewyrażalne w tobie. Ogromną bowiem udręką jest nie móc wypowiedzieć tego, co w człowieku jest wołaniem najbardziej wewnętrznym, krzykiem o sens życia.
TKANINA PAMIĘCI
Czytając, trzeba tkać obraz ukochanej i upragnionej Osoby, nie ustawać i ciągle zaczynać od nowa. Niczym mityczna Penelopa, w oczekiwaniu na Tego, który ma przyjść, i nie zadowalać się zastępnikami, imitacjami prawdziwej miłości. Ta kobieta dwadzieścia lat oczekiwała na powrót męża. W tym czasie zabiegali o nią natrętni zalotnicy, którzy byli pewni, że jej mąż nie powróci z wyprawy. Chcąc zwieść nachalnych wielbicieli, Penelopa przyrzekła wybrać jednego z nich na męża, gdy tylko ukończy tkać szatę dla swojego teścia. Podstęp polegał na tym, że odwlekała ukończenie szaty, nocą prując tkaninę, nad którą pracowała w ciągu dnia. Tkanie było dla Penelopy zachowywaniem pamięci o mężu, a samo prucie szaty i rozpoczynanie jej wciąż od nowa to jakby uzupełnianie obrazu ukochanej osoby. Idąc za tym przykładem, można powiedzieć, że tkanie jest symbolem modlitwy, a modlitwa jest przecież pamiętaniem i nieustannym uzupełnianiem – malowaniem Obrazu Boga Ojca w sercu człowieka. Żyjąc w wierności Bogu i w Jego bliskości, możesz zauważyć, że – choć nie możesz Go zgłębić do końca – to wiesz o Nim i o sobie samym coraz więcej, więcej niż rok czy dwa albo pięć lat temu. Ta niemożność całkowitego poznania nie musi być źródłem frustracji, częściej rodzi fascynację Bogiem.
PIOTR – POZNAWAĆ, BY BYĆ POZNANYM
W budowaniu własnej tożsamości w Bogu nie można jednak zapomnieć o tym, że nie chodzi tylko o to, by poznawać Boga, ale też... by samemu dać się poznać Bogu. Nie wystarczy bowiem wymagać i oczekiwać, by Bóg nam się odsłaniał, objawiał swoje Imię i odpowiadał na nasze wezwania ku Niemu. Trzeba też pozwolić sobie samemu na bycie przez Niego poznawanym.
Po zmartwychwstaniu Jezus przychodzi do swoich uczniów przebywających nad Jeziorem Tyberiadzkim. To właśnie wtedy ma miejsce rozmowa Jezusa z Piotrem, w której Apostoł wyznaje Mu swoją miłość:
„A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?». Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!». I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?». Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?». Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?». I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham»” (J 21, 15-17).
To spotkanie nad Jeziorem Tyberiadzkim stanowi korektywne doświadczenie Piotra, jest przeżyciem przez niego na nowo tego, czego doznał już wcześniej. My także, czytając ten fragment Ewangelii, możemy odnieść wrażenie, że byliśmy już kiedyś z Piotrem nad jeziorem przy połowie ryb, w dniu jego powołania przez Mistrza (por. Mt 4, 18-20). Istotne są również trzy pytania, jakie kieruje do swojego ucznia Jezus. Pyta On, czy jest przez Piotra miłowany, kochany. Te trzy pytania mają charakter uzdrawiający, gdyż pomagają zmyć gorycz w sercu ucznia po tym, jak trzy razy zaparł się Jezusa przed ludźmi (por. J 18, 15- 18.25-27). Można powiedzieć, że Jezus tak „aranżuje” to spotkanie z Piotrem, aby mógł on przeżyć coś ważnego jeszcze raz, na nowo. Przecież Jezus dobrze wie, jak bardzo kocha Go Piotr. Te pytania potrzebne są nie Jemu, lecz Piotrowi. W miarę ich powtarzania, intensyfikują odczucie jego własnego przywiązania i umiłowania do Jezusa.
W przywołanym fragmencie Ewangelii chciałabym się jednak skupić na czymś innym, choć wciąż będą to... słowa. Otóż Piotr na kierowane do niego pytania odpowiada Jezusowi: „Panie, Ty wiesz...”, „Panie, Ty wszystko wiesz...”. Tak mogą rozmawiać ze sobą ci, którzy opowiedzieli sobie nawzajem swoją historię, spędzili czas na długim poznawaniu siebie i ciągle się wzajemnie odkrywają, nie mają przed sobą tajemnic. Pomiędzy takimi ludźmi istnieje zaufanie w poznawaniu oraz ma miejsce pewna wzajemna wymiana na wzór przepływu miłości Trójcy Świętej. Taka relacja serca człowieka do Serca Boga opiera się na ludzkiej wierze i przekonaniu, które zamknąć można w słowach: Chcę Ci siebie, Jezu, opowiedzieć, bo sam siebie nie rozumiem. Chcę Ci siebie, Panie, opowiedzieć, bo chcę, żebyś to Ty mnie zrozumiał. Chcę Ci siebie opowiedzieć, bo nie chcę mieć przed Tobą żadnych tajemnic. Chcę Ci siebie opowiedzieć, bo bardzo chcę Cię pokochać. Chcę Ci siebie opowiedzieć, abyś to Ty stał się mi najbliższy, a ja bym stał się najbliższy Tobie. Wreszcie chcę Ci, Panie, opowiedzieć o sobie, bo chcę poznać swoją miłość do Ciebie i zachwycić się nią.
Piotr, dzięki pytaniom Jezusa i własnym odpowiedziom, dostrzegł w sobie miłość jeszcze większą niż ta, którą miał przed zaparciem się Jezusa.
A ty? Czy opowiedziałeś o tym Bogu? Czy pozwoliłeś Mu poznać się w tej sytuacji, w jakiej teraz jesteś, w swoim marzeniu, rozczarowaniu, pragnieniu, chorobie? Czy Mu o tym opowiedziałeś? Często spotykam osoby, szczególnie w wieku młodzieńczym, ale nie omija to i dorosłych, które w swoich żalach i pretensjach do innych mówią: „Mój ojciec powinien się był tego domyśleć... Moja matka powinna wiedzieć, przecież to widać, powinna się domyśleć...”. Podobnie można oczekiwać od Boga, że On się domyśli – ale o wiele ważniejsze jest, by Bogu o tym opowiedzieć! To nie domysły budują relacje czy więzi, ale dialog, spotkanie oparte na ROZMOWIE. Odpowiedzi, których udzielamy na Boże pytania, bardziej nam są potrzebne, niż Bogu samemu. Dialog pomiędzy Piotrem a Jezusem jest więc dialogiem człowieka, który pozwolił się poznać Bogu.
NATANAEL – CZŁOWIEK WOLNY OD PODSTĘPU
Jeszcze do jednej rozmowy zapisanej w Ewangelii Jana chciałabym nawiązać, do rozmowy ukazującej człowieka w sytuacji poznawania. Bardzo lubię ten fragment, gdy Jezus, powołując pierwszych uczniów, dostrzega zbliżającego się ku Niemu Natanaela:
„Nazajutrz Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: «Pójdź za Mną!». Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra. Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: «Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy -- Jezusa, syna Józefa z Nazaretu». Rzekł do niego Natanael: «Czyż może być co dobrego z Nazaretu?». Odpowiedział mu Filip: «Chodź i zobacz!». Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: «Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu». Powiedział do Niego Natanael: «Skąd mnie znasz?». Odrzekł mu Jezus: «Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod figowcem»” (J 1, 43-48).
Natanael być może znalazł się w sytuacji człowieka, którego dziwi, gdy ktoś jest nim zainteresowany, a co dopiero, gdyby wiedział, że poznaniem jego osoby jest zainteresowany sam Bóg! Napisano, że gdy Jezus ujrzał Natanaela zbliżającego się do Niego, powiedział: „To prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Zbliżając się do światła, wiemy, że zobaczymy wszystko jaśniej, wyraźniej. Nawet w wysprzątanym pokoju, kiedy wpada do niego słoneczne światło dnia, można dostrzec unoszące się w powietrzu drobiny kurzu. Kojarzą mi się w tym miejscu sytuacje z mojej pracy terapeutycznej i pacjenci, którzy jeśli ukrywali coś nie tyle przed terapeutą co przed samymi sobą, broniąc dostępu do trudnych wydarzeń czy osób, zwykle unikali kontaktu wzrokowego, a nawet mówili: „Tak dziwnie pani na mnie patrzy!”, albo „Patrzy pani tak, jakby pani wszystko o mnie wiedziała”. Tymczasem to nie terapeuta, ale pacjent jako pierwszy miał o sobie jakąś „tajemną” wiedzę z którą raczej nie chciał się ujawniać, czasem ze względu na wstyd, lęk, a czasem w myśl iluzorycznej zasady, że jeśli czegoś nie wypowie, to tego nie ma. Niekiedy człowiek jest w stanie bardzo zaciemnić swój wewnętrzny autoportret lub bardzo go wyidealizować, byle tylko nie dotrzeć do prawdy. Mesjasz powiedział o Natanaelu, że nie ma w nim podstępu, co można odczytać i tak, że człowiek ten, nie szukał „na siłę” zwrócenia na siebie uwagi, nie uciekał się do wyrafinowanych zachowań, trików i sposobów uzyskania czyjegoś zainteresowania. Natanael jest prosty sercem. Nawet na stwierdzenie Jezusa: Widziałem cię, Natanael reaguje zdziwieniem, które jest bardzo dziecięce, szczere. Nie zaprzecza, że Jezus mógł Go widzieć pod drzewem figowym. Ale dlaczego akurat figowym?
Według Tory Ustnej wyjątkowość figowca polega na tym, że nie owocuje on w krótkim, stałym czasie, ale konsekwentnie dojrzewają na nim figi od maja aż do końca października. Nie da się więc zebrać owoców z drzewa figi za jednym razem, jak z jabłoni lub śliwy, ale trzeba robić to powoli i konsekwentnie. Podobnie, nie można posiąść wiedzy zawartej w Biblii w krótkim czasie, trzeba studiować ją po trochu, przez całe życie. W drzewie figowym dopatrywano się różnorakiej symboliki. Ja chciałabym powolne i konsekwentne zbieranie jej owoców odnieść do powolnego i konsekwentnego poznawania siebie samego w Bogu i poznawania Boga. Na pewno dla Natanaela pod tym drzewem zdarzyło się coś ważnego, może to było spotkanie, może jakieś rozmyślanie, a może płacz i rozpacz? Tego nie wiemy i... może to dobrze, bo każdy człowiek – w tym ten Izraelita – powinien mieć taką przestrzeń w sobie, która jest znana tylko Bogu i jest przestrzenią spotkania z Nim. Bóg jest zawsze pierwszym, który nam na to spotkanie wychodzi. I nawet jeśli w sercu odczuwasz palące pragnienie, by Go poznawać – to zawsze jest to łaska, dar od twojego Boga i wyciągnięcie Jego miłosnych ramion ku tobie, a nie twój osobisty dar poznania! Jezus, odwołując się do drzewa figowego, być może chce powiedzieć o drzewie genealogicznym, o rodzinie Natanaela. On zna jego rodzinę i wie, że nikt podstępny nie mógłby się w niej urodzić. Mistrz z Nazaretu lubił takie metafory: „Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi?” (Mt 7, 16).
Bóg więc widzi nas dokładnie, lepiej niż my sami siebie, bowiem widzi korzenie naszego nastawienia do życia – jak w przypadku Piotra, ale też korzenie sięgające w głąb historii naszej rodziny – być może jak w przypadku Natanaela.Przypisy
- SZECHINA – słowo wywodzące się od hebr. SZAKAN znaczącego „mieszkać”, a także „przebywać”; w judaizmie jest to „Boża Obecność”, a dokładniej „Obecność Bożej Świętości” w jakimś miejscu, przedmiocie, człowieku lub w czasie.
- Księga ocalenia (2010), reż. A. Hughes, A. Hughes.
- Konstytucja o Objawieniu Bożym. Zgodnie z zasadą, że natchniony jest nade wszystko oryginalny tekst.
- M. Campatelli, Lektura pisma z Ojcami Kościoła, Warszawa 2009, s. 88-89: „Człowiek jako rozmówca Boga, jako byt stworzony z boskiego tchnienia, nie jest tylko kolejną rzeczą obok innych, jeszcze jednym zwykłym przedmiotem stworzenia. To dzięki niemu w istotę świata, razem z jego naturą ograniczoną, zostaje wpisana twórcza wolność”.
- http://www.the614thcs.com/40.617.0.0.1.0.phtml (dostęp z dn. 14 marca 2015 r.).