Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rachunki z roku 1867. Rok 2, Część 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rachunki z roku 1867. Rok 2, Część 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 540 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. LIST DO ANO­NY­MA JAKO WSTĘP DO RA­CHUN­KÓW.

Dnia 1. Stycz­nia 1868 r.

Sza­now­ny, nie­zna­ny mi pa­nie a bra­cie!

Na miłe mi wiel­ce pi­smo wa­sze nie mam in­ne­go spo­so­bu od­po­wie­dze­nia, chy­ba dru­kiem… Nie ra­czy­li­ście mi po­wie­rzyć na­zwi­ska swe­go, ani wska­zać miej­sca po­by­tu. Bo­le­je, nad tem, gdyż za wy­ra­zy po­chleb­ne li­stu wa­sze­go chciał­bym z ser­ca po­dzię­ko­wać w po­uf­ny spo­sób, a z za­rzu­tów wy­tłu­ma­czyć się nie­ko­niecz­nie co­ram po­pu­lo. Ko­re­spon­do­wa­nie dru­kiem ma swe nie­do­god­no­ści; słu­cha­cze i świad­ko­wie, czę­sto go­rzej niż pro­fa­ni… lub nie ro­zu­mie­ją, albo źle ro­zu­mieć go­to­wi… Je­śli praw­da qu'il faut la­ver son lin­ge sale en fa­mi­lie ; wie­lu czę­ści na­szej te­raź­niej­szej bie­li­zny, pra­nia wy­rzec by­śmy się mu­sie­li. –

Ale nie – przy­sło­wie to fran­cuz­kie do­brem było może w in­nych cza­sach i oko­licz­no­ściach; my nad­to chlub­nych krwi plam mamy do po­ka­za­nia, by­śmy się obok nich, in­nych oba­wiać mie­li. Zresz­tą, gdy bie­li­zna do pro­ce­su kry­mi­nal­ne­go a na­wet w po­li­cyi po­praw­czej jest po­trzeb­ną, nie­ma się co z nią taić. –

Wszy­scy co tak bar­dzo spie­ra­ją się o to, że ży­cie pry­wat­ne za­mu­ro­wa­nem być po­win­no, że oso­bi­sto­ści ty­kać się nie go­dzi, że sła­wę kra­ju oszczę­dzać na­le­ży – lę­kam się, żeby się nie oka­za­li in­te­re­so­wa­ne­mi.

Kto się nie daje re­wi­do­wać po kie­sze­niach, na­cią­ga po­dej­rze­nie na sie­bie, że w nich coś nie do­brze na­by­te­go ukry­wa…

Za­tem… praw­da przedew­szyst­kiem… na­wet przed przy­ja­cie­lem Pla­to­nem.

Mów­my otwar­cie… a za­po­mnij­my, że nas kto pod­słu­chać może. –

Nie czu­ję się na­przód do tej winy, któ­rą mi za­da­jesz sza­now­ny ano­ny­mie, żem do zbyt­ku był po­błaż­li­wym w nie­któ­rych ustę­pach, prze­sa­dze­nie ostroż­nym i nie­po­trzeb­nie grzecz­nym – żą­dasz po mnie nie­ubła­ga­nej su­ro­wo­ści an­giel­skie­go Ju­niu­sa… Nie za­wsze jed­nak su­ro­wość ma być gwał­tow­ną, aby była sku­tecz­ną" nie za­wsze gnie­wem bu­chać na­le­ży, aby prze­ko­nać, z chłod­ną krwią za­da­na chło­sta… wy­mie­rzo­na spra­wie­dli­wość:.. są sku­tecz­niej­sze­mi. Nie­ma słusz­no­ści kto się gnie­wa, mó­wią na ten raz bar­dzo traf­nie Fran­cu­zi.

W przy­zwo­itej for­mie moż­na być jed­nak ostrym i nie­ubła­ga­nym – rad­bym się w mej utrzy­mać!! Ale czy po­tra­fię??…. osą­dzi­cie.

Aż nad­to po­chleb­nie utrzy­mu­jesz pan, iż su­ro­wo wy­po­wie­dzia­na praw­da po­pra­wić może i opa­mię­tać!!! Nie­ste­ty, je­ste­śmy w tem sta­dy­um cho­ro­by spo­łecz­nej że nas nic już nie ob­cho­dzi, ani po­chwa­ła ani na­ga­na… Pa­trza­li­śmy na sku­tek bez­po­śred­ni pierw­szych owych, po­błaż­li­wych we­dle was, a we­dle in­nych dość su­ro­wych Ra­chun­ków – wszy­scy się cie­szy­li z tego co.. obe­rwał są­siad… swo­je­go zby­wa­li się ru­sza­niem ra­mion… lub – obe­lży­wą wzgar­dą…

My­li­li­by­ście się wszak­że są­dząc, iż ta chwi­lo­wa, cho­ro­bli­wa ane­sthe­źya nas zra­żać może od speł­nie­nia obo­wiąz­ku.,. By­najm­niej –

Kra­ków nie ra­zem zbu­do­wa­ny (i nie od razu też go oba­lić moż­na jak wi­dzi­my), po­pra­wa oby­cza­jów spo­łecz­nych, po­li­tycz­nych, li­te­rac­kich, (je­śli się tak wy­ra­zić go­dzi) nie przy­cho­dzi z dnia na dzień – Pau­la­tim sum­ma pe­tun­tur , mó­wi­li oj­co­wie (gdy się im nic ro­bić nie chcia­ło),… my mów­my to so­bie na po­cie­chę przy gorz­kiej na­szej pra­cy or­tho­pe­dycz­nej.

Nie bę­dzie­my się wam tłu­ma­czyć dla cze­go czu­li­śmy się po­wo­ła­ni do pi­sa­nia Ra­chun­ków. spi­ri­tus flat ubi vult. .. i uti vult , może dla tego że nikt ich inny nie pi­sał, z więk­szem na­masz­cze­niem. –

Mamy dziś tyle je­niu­szów, ta­len­tów wiel­kich lu­dzi, mę­żów sta­nu, po­li­ty­ków głę­bo­kich, my­śli­cie­li in par­ti­bus, kry­ty­ków in po­ten­tia , że z naj­mniej­sze­go mia­stecz­ka moż­na by ich ze­brać, zda­je się, na za­ży­wie­nie ja­kie­go nie wiel­kie­go pań­stew­ka; zda­wa­ło­by się, że z taką po­tę­gą ol­brzy­mich dzieł do­ko­nać­by moż­na… ale – rzecz się ma in­a­czej – nasi wiel­cy lu­dzie wszy­scy się zu­żyć oba­wia­ją – stwo­rze­ni się zda­ją aby swą wiel­kość no­si­li i prze­szka­dza­li nią dru­gim, sto­jąc jak Di­jo­ge­ne­so­wi ktoś nie­grzecz­nie stał od słoń­ca – ale nie na to by pra­co­wa­li i słu­ży­li ad ma­jo­rem Dei glo­ria­mi pro pa­tria. .. Ich wiel­kość to ka­pi­tał, któ­re­go nie wło­żą tam gdzie im lau­ra­mi i zło­tem pro­cen­to­wać nie obie­cu­je…

Za­tem czę­sto umie­ra­ją, nic nie zro­biw­szy.

Spojrz­cie a ob­licz­cie po kra­jach na­szych, ile to imion, ile in­dy­wi­du­ów zna­ko­mi­tych, ile ta­len­tów nie­za­prze­czo­nych, od pie­luch na­masz­czo­nych, sław­nych a prio­ri; a py­taj­cie co zro­bi­li, ro­bią" a ra­czej czy kie­dy we­zmą, się do cze­go?

Znać w tem epo­kę upad­ku; je­niu­sze sto­ją nad dro­gą ru­sza­jąc ra­mio­na­mi, pa­trzą na idą­cych i po­wra­ca­ją­cych od ro­bo­ty… to całe ich za­ję­cie…

Przy ucztach i na zjaz­dach… po kie­li­chu wina jed­nym i dru­gim, co za po­my­sły! jaka twór­czość… co za go­to­wość do ofiar, jak wspa­nia­łe pla­ny od­ro­dze­nia, jak zdro­we rady dla na­ro­du… co za świet­ne mowy pp… se­na­to­rów!… ale na mo­wach, pla­nach, po­my­słach i pro­gram­mach koń­czy się u nas wszyst­ko…; cza­sem na pierw­szym za­wiąz­ku zwa­rzo­nym gdy kieł­ku­je… nie­kie­dy na jed­no­ra­zo­wej ofie­rze… z obiet­ni­cą któ­rej nig­dy nikt nie do­trzy­ma, lub ju­tro prze­kli­nać go­tów. –

Kry­ty­ka, li­te­ra­tu­ra, spra­wy sto­wa­rzy­szeń… wszyst­ko spa­da na ręce spie­szą­cej się, go­rącz­ko­wej, nie doj­rza­łej mło­dzie­ży…. bo star­si – nie ra­czą…

Cze­ka­ją… (nuż­by się zu­ży­li!) świat jesz­cze nie go­dzien aby mu się ob­ja­wi­li…

I źle, źle też idzie bar­dzo… a go­rzej co dnia…

Bez­kar­nie je­niusz na­wet nie może stać z rę­ka­mi za­ło­żo­ne­mi, ani po­błaż­li­wie da­wać się uno­sić prą­dom, (choć­by w du­szy pro­te­sto­wał w po­cząt­ku)… ta­len­ta i cha­rak­te­ry wy­sty­ga­ją w tej bez­czyn­no­ści…

A pra­ca spo­łecz­na idzie czę­sto jak poń­czo­cha Ba­bu­ni, któ­rej się czte­ro­let­nia pra­wnucz­ka do­rwa­ła w kąt­ku… trze­ba ją po­tem pruć całą.

Za­ro­zu­mia­ło­ści pra­wnu­czek tych mamy wie­le, pra­cy nie­zręcz­nej śla­dy na każ­dym kro­ku, czę­sto za­miast pra­cy i to co się nią zo­wie… jest za­baw­ka… za­baw­ka mło­ko­sów. gdy… nam idzie o ży­cic!

Lu­dzie po­waż­niej­si, wy­traw­niej­si, usu­nąw­szy się pod na­mio­ty, dą­sa­ją się na spo­łecz­ność nie idą­cą po ich woli, a mło­de ciu­ry go­spo­da­ru­ją w obo­zie.

Go­spo­dar­stwa tego śla­dy no­szą sta­rzy, gdy z na­mio­tów wy­szedł­szy za póź­no, już się mu­szą na­gi­nać do ogó­łu.., i tań­czyć jak im gra­ją.

Kto prze­żył nie­co lep­sze, a przy­najm­niej po­waż­niej­sze cza­sy kra­ju na­sze­go, musi krwa­wo za­bo­leć nad te­raź­niej­sze­mu; je­ste­śmy na wsze stro­ny w upad­ku sro­mot­nym, nikt nie chce się przy­znać do tego, ale ogół ży­wo­ta do­wo­dzi.

W sa­mem rwa­niu się na­szem do ży­cia, jest ja­kaś nie­moc… któ­ra do ni­cze­go wziąć się nie daje sku­tecz­nie, wszyst­ko z rąk nam leci.

Be­stron­nem okiem spojrz­my na na­szą spo­łecz­ność – wszę­dzie są wy­jąt­ki nie miłe i nie do­bre, u nas wy­jąt­kiem… coś lep­sze­go i czyst­sze­go –

Ży­cie na­sze spo­łecz­ne, umy­sło­we, drga jesz­cze i po­ru­sza się im­pul­syą daw­niej mu nada­ną, – ale sa­mo­ist­nej siły nie ma.

Do koła ru­iny, a na gru­zach zby­tek i roz­pu­sta.

Pierw­szem zna­mie­niem upad­ku na­ro­du są, jego oby­cza­je… ro­dzi­na w roz­przę­że­niu, wę­zły naj­święt­sze po­tar­ga­ne, wstyd utra­co­ny, opi­nia bez­sil­na, za­hu­ka­na… ode­pchnię­ta.

Źle ro­bią i gnie­wa­ją się, że im to złe ktoś śmie wy­rzu­cać – niech oni bro­ją bez­kar­nie – a świat mil­czy!… (1)

–- (1) Nic za­baw­niej­sze­go nad gnie­wy na dzien­ni­ki, na ko­re­spon­den­tów, iż śmie­ją do­tknąć, kry­ty­ko­wać, wspom-

Daw­niej nie by­li­by­śmy może bez grze­chu, ale nig­dy bez wsty­du. – Ce­chą, tej chwi­li jest wła­śnie że­śmy się go cał­kiem po­zby­li, ze­psu­cie pod­no­si czo­ło do góry i urą­ga się po­czci­wym…

Swo­bo­da prze­ko­nań do­cho­dzi do tego stop­nia iż nie­raz w przy­zwo­itych do­mach sły­szeć moż­na roz­pra­wy o tem co wczo­raj było do­gma­tem a dziś… jest sta­rym łach­ma­nem… – Co komu do tego, je­śli mi moje prze­ko­na­nie do­zwa­la ska­kać i ba­wić się nad gło­wą nę­dzy i gło­du, w obec klęsk pu­blicz­nych? Czyż nie­raz tak nie ro­zu­mu­je­my?

In­nych prze­ko­na­niem jest, że wy­stę­pek po­peł­nia, kto bu­dzi nie­bez­piecz­ne cie­nie oj­czy­zny, uczu­cie obo­wiąz­ków. i ofia­ry…

Pod temi wy­ra­zy kry­ją się mrzon­ki czer­wo­nych!!

Prze­ko­na­nia wszel­kiej bar­wy do­szły do tej eman­cy­pa­cyi, że po nad sobą opi­nii nie uzna­ją – że wszel­kiej za­sa­dzie prze­czą. To­le­ran­cya dla wy­stęp­ków to­wa­rzy­skich do­cho­dzi do apo­sta­zyi prze­ciw cno­cie i praw­dzie.

Wszyst­ko wol­no…

–- nieć o.. wyż­szem (??) to­wa­rzy­stwie.. ces va nus pieds! – Je­śli się nie wsty­dzi­cie czy­nów, nie wstydź­cie się ich roz­gło­su. P. A.

Je­ste­śmy w in­nym ro­dza­ju przy­najm­niej tak ra­dy­kal­ni jak naj­ra­dy­kal­niej­si ni­hi­li­ści mo­skiew­scy.

Z tej daw­nej świę­tej pol­skiej ro­dzi­ny, z tego domu mo­dli­twy i obo­wiąz­ków, cno­ty i ofia­ry, z tego oł­ta­rza, u któ­re­go ogni­ska ogrze­wa­ły się po­ko­le­nia – zro­bi­li­śmy kuch­nią, do wy­pie­ka­nia so­bie przy­smacz­ków. –

Ję­czym na ucisk, stę­ka­my na de­spo­tyzm mo­skiew­ski, na wy­na­ra­da­wia­nie ger­ma­ni­zmem – ale uderz­my się w pier­si – czy w obec tej gro­zy, tych nie­bez­pie­czeństw sto­imy choć­by god­ni mę­czeń­stwa czy po­sza­no­wa­nia? Nie sza­nu­ją, nas, bo my się nie sza­nu­je­my sami. –

Z ma­łe­mi wy­jąt­ka­mi w ob­ra­zie kra­jów na­szych… wszę­dzie, co za strasz­li­wa sprzecz­ność nie­do­li i swa­wo­li, mę­czar­ni i sza­łu, jęku i tań­cu, nę­dzy i mar­no­traw­stwa, gło­du i zbyt­ku… Ja­kie roz­dar­cie tej spo­łecz­no­ści, któ­rej brat je­den umie­ra w Sy­bi­rze, dru­gi ska­cze w Pa­ry­żu, trze­ci się pod­li w War­sza­wie… czwar­ty gra w kar­ty w Hom­bur­gu… a pią­ty z tę­sk­no­ty kona w Ame­ry­ce…

Cza­sem jęk brat­ni do­cho­dzi uszów, ale nań od­po­wia­da­my jak Kain –

– Za­lim ja jest stró­żem bra­ta mego?…

Wspól­nych spraw nie ma już oj­czy­zna, co naj­wię­cej są pro­win­cy­onal­ne, po­wia­to­we, pa­ra­fial­ne.. Gdy­byż obo­wią­zek speł­niał się choć w pro­gach domu!

A to cze­go się do­pusz­cza­my, nie może się na­wet sza­łem ani na­mięt­no­ścią, unie­win­niać, ani bez­wied­nem unie­sie­niem…

Po­ło­wa… (je­śli po­ło­wa tyl­ko) tych prze­stępstw i wy­stęp­ków po­peł­nia się z zu­peł­ną, świa­do­mo­ścią zna­cze­nia ich i na­stępstw, z krwią chłod­ną, z wy­ro­zu­mo­wa­ną umie­jęt­nie ad koc for­muł­ką, z fi­lo­zo­ficz­ną pod­staw­ką i szy­der­ską ko­per­tą prze­ko­na­nia…

Ro­zu­mo­wać jest tak ła­two, że na­wet naj­czar­niej­sze rze­czy tą gąb­ką się bie­lą, a dziś tyle jest sys­te­mów, sys­te­mi­ków i teo­ry­ek, że komu co po­trze­ba znaj­dzie go­to­we na tan­de­cie.

Chce mu się nic nie ro­bić? za­szy­wa się w kon­ser­wa­ty­stę… chce mu się nic nie da­wać na­wet na po­moc na­uko­wą…? znaj­dzie się w eko­no­mii po­li­tycz­nej wy­mów­ka, chce nic nie my­śleć? zro­bi się prak­tycz­nym dla przy­szłe­go do­bra kra­ju… wszyst­kie­go umie­my obro­nić, każ­dą rzecz unie­win­nić, a swa­wo­la i roz­przę­że­nie po­wo­łu­ją się na fi­zy­olo­gią i hi­sto­ryą.

Nie wie­my przy­szło­ści – Bóg ją, pia­stu­je na ło­nie… Deus ad­mi­ra­bi­lis, for­tu­na mu­ta­bi­lis , ale je­śli na­sze wła­sne, do­mo­we spra­wy, – te, któ­re od nas tyl­ko sa­mych za­le­żą, pój­dą tym try­bem we wszyst­kich kie­run­kach jak do­tąd idą,; je­śli z roku na rok po­su­wać się bę­dzie­my da­lej na tej dro­dze… nie trud­no pro­ro­ko­wać… upa­dek osta­tecz­ny i bez­pow­rot­ny.

W so­bie za­bi­ja­my oj­czy­znę. –

Me mó­wię już o wiel­kiej ca­ło­ści pań­stwo­wej, któ­ra roz­bi­ta w rze­czy­wi­sto­ści, mało w czy­jem ser­cu oca­la­ła.., ale z in­nych wę­złów co nas spa­ja­ły – ile nie­na­ru­szo­nych zo­sta­ło??… Pęka i roz­la­tu­je się wszyst­ko… Oj­co­wie, dzie­ci, mę­żo­wie, żony, bra­cia i sio­stry… idzie­my sa­mo­pas obcy so­bie; nie na­ród już… ale sta­do przez wil­ków roz­bi­te…

Pod po­zo­rem swo­bo­dy – po­szli­śmy na wy­uz­da­ną swa­wo­lę…

Wszę­dzie jej peł­no – ładu nig­dzie… nig­dzie po­sza­no­wa­nia świę­to­ści. –

Co go­rzej, w miej­sce chłod­nej obo­jęt­no­ści ro­dzi się za­wzię­tość, wal­ki, nie­na­wi­ści… szer­mo­wa­nia pod­stęp­ne.

Cóż to za zna­czą­cy symp­tom, gdy dziś mło­dzi a sta­rzy dzie­lą się na dwa uzna­ne, od­dziel­ne, pra­wie nie­przy­ja­zne obo­zy – gdy mło­dzi sami tyl­ko chcą być re­pre­zen­tan­ta­mi ży­cia, a w sta­rych wi­dzą tru­py…

Któż wie! może mają słusz­no­ści nie­co, wie­le jest cielsk bez ży­cia – ale w mło­dych też wie­le ży­cia bez roz­wa­gi i do­świad­cze­nia.

* * *

Unio­sła mnie bo­leść da­le­ko od was i li­stu wa­sze­go – wi­dzi­cie, żem nie­po­błaż­li­wy. Nie sądź­cie zno­wu, bym prze­sa­dzał – ob­raz to jesz­cze nie peł­ny, za­rys le­d­wie strasz­ne­go jak Ma­tej­ki wi­ze­run­ku – te­raź­niej­szo­ści.

Każ­dy inny na­ród w tem po­ło­że­niu nie­szczę­śli­wem jak nasz, prze­zna­czo­nym się czu­jąc do ży­cia i lep­szych lo­sów – po­czuł­by in­stynk­tem, że mu z ofia­rą, z za­par­ciem się do­bro­wol­nem wie­lu swo­bód po­trze­ba przedew­szyst­kiem kar­no­ści, zgo­dy, jed­no­ści. –

My za­miast się sku­piać, jak w wie­kach prze­śla­do­wa­nia Izra­eli­ci, roz­bie­ga­my się – jak Cy­ga­nie.

Oby nas los ich nie spo­tkał!!

Sły­szę po za sobą głos – sta­rą piosn­kę tych lu­dzi, któ­rzy chcą, bro­ić bez­kar­nie. – Zły to ptak, co wła­sne gniaz­do kala.

Tak – wy to je ka­la­cie – ja czysz­czę. Precz z tego świę­te­go gniaz­da wy­rzu­cić po­trze­ba i wy­świe­cić po śre­dnio­wiecz­ne­mu z gro­du i gmi­ny – sa­mo­lu­bów, sa­mo­chwa­łów, trut­nie a próż­nia­ki, ma­lo­wa­nych ak­to­rów po­świę­ce­nia, war­cho­łów, co sie­ją, nie­zgo­dę, pa­pin­ków, co prze­ja­da­ją krew mat­czy­ną, na cu­kier­ki, utra­cy­uszów, co sy­pią, grosz ostat­ni dla próż­no­ści i sza­łów, a nie mają, go na po­da­tek dla kra­ju;… wy­rod­ków i wy­rzut­ków. szu­mo­wi­ny od góry i brud­ne droż­dże od dołu.

Precz z temi nie­god­ne­mi imie­nia, któ­re no­szą, by je ka­la­li po rynsz­to­kach i go­spo­dach Eu­ro­py.

Nie kala tego gniaz­da, kto idzie z bi­czem i chło­stą, a sma­ga­ją­ce wy­ga­nia ze świą­ty­ni fry­mark, fałsz, roz­pu­stę, próż­niac­two. –

Dziś – obu­rzy się nie­jed­ne­go su­mie­nie, coby chciał bro­ić bez­kar­nie i po ci­chu – ale to co sil­nem jest po­tę­gą praw­dy i pra­wa Bo­że­go – zwy­cię­ży nie te­raz, to ju­tro, a po­świad­czy przed przy­szło­ścią, że mie­li­śmy do wal­cze­nia nie z nie­przy­ja­cie­lem na kre­sach, ale z wro­ga­mi bytu we wnętrz­no­ściach na­szych.

Sil­ni prze­ko­na­niem… po­wie­my co ono każe – bądź co dądź, ani groź­ba się nas nie imię, ani proś­ba nas zła­mie, ani wrza­wa nie za­głu­szy… bo kto ujął pió­ro, aby spo­wia­dał swe­go cza­su nie­do­le, i błę­dy, ten czuć po­wi­nien, że ka­płań­ski peł­ni obo­wią­zek.

I gdy­by mu w opl­wa­nej sza­cie cho­dzić przy­szło… pój­dzie w niej na świa­dec­two speł­nio­nej po­win­no­ści.

* * *

Nie­zna­ny przy­ja­cie­lu mój – prze­bacz mi, za­bo­la­łem na ser­cu pi­sząc… bom wi­dział wie­le, cier­piał wie­le w dru­gich i w so­bie, a zo­sta­ło mi na­dziei jako nic; – żół­cią i go­ry­czą za­pły­nę­ło wszyst­ko.

Chciał­bym być fa­łesz­nym pro­ro­kiem, pra­gnę by mi spo­łecz­ność fałsz za­da­ła ale czy­nem – nie sło­wem. –

Słów nam nie brak­nie, mamy ich do zbyt­ku, roz­le­ga­ją się one na róż­ne tory jak sze­ro­ki świat i jak dziś roz­tar­ga­na Pol­ska a roz­pro­szo­ne jej dzie­ci…

Ale nam ci­chej pra­cy po­trze­ba nie sej­mi­ko­we­go gwa­ru, nie tych wy­wo­ły­wań na wiatr, po któ­rych ju­tro le­ży­my mar­twi w sta­rym bar­ło­gu nie­pra­wo­ści.

Umie­my wszyst­ko oprócz wy­trwa­łej pra­cy – zdo­bę­dzie­my się na szy­der­stwa dow­cip­ne, na teo­ryą w togę przy­odzia­ną, na za­pa­ły i unie­sie­nia

– a no to chleb po­wsze­dni – tyl­ko że na­za­jutrz

– szu­kaj sło­wa z wia­trem w polu.

Do ro­bo­ty nie­ma ni­ko­go.

Spy­ta­cie może do ja­kiej mia­no­wi­cie za­chę­cam pra­cy? co czy­nić po­trze­ba? – Od­po­wiem ja­kom nie­raz wie­lu już mó­wił. – Za­cznij­cie od speł­nie­nia naj­mniej­szych obo­wiąz­ków, bądź­cie na swo­jem miej­scu, w za­kre­sie swo­je­go sta­nu i po­wo­ła­nia ludź­mi su­mien­ny­mi, po­waż­ny­mi, uczci­wy­mi a –

ca­łość sama się zło­ży.

Po­ży­tecz­niej­szy kra­jo­wi jest uczci­wy i pra­co­wi­ty szewc, niż je­nial­ny prze­che­ra, mąż sta­nu, bez su­mie­nia, czci i wia­ry.

Od­bu­do­wu­je się spo­łecz­ność i na­ród pra­cą jed­no­stek, ich udo­sko­na­le­niem… ze ście­gów skła­da się szy­cie ko­bier­ca, wy­ście one ście­gi, pa­no­wie… Wię­cej nam za­le­ży na kil­ku uczci­wych, niż na bo­ha­te­rach… po­dej­rza­nej war­to­ści.

Cała na­sza przy­szłość po wstrzą­śnie­niach, któ­re spo­łecz­ność do dna wzru­szy­ły, za­le­ży na od­bu­do­wa­niu na nie­wzru­szo­nych, su­ro­wych pod­sta­wach. W chwi­li tale waż­nej, win­nym wy­stęp­ku jest każ­dy, kto pod po­zo­rem in­dy­wi­du­al­nej swo­bo­dy rzu­ca się w prze­paść ze­psu­cia.

Z my­ślą, po­wo­ły­wa­nia do obo­wiąz­ków, do pra­cy, do god­no­ści, pi­sa­li­śmy pierw­sze, kre­ślim tu dru­gie ra­chun­ki.

Tam­te były za­le­d­wie ogól­nym pro­gra­mem, za­ry­sem de­si­de­ra­tów, te­raź­niej­sze opi­ze­my na fak­tach, osnu­je­my na hi­sto­rycz­nym wąt­ku. Dla tego mu­sie­li­śmy je znacz­nie ob­szer­niej­sze­mi uczy­nić.

Nad mi­łość praw­dy i po­ży­tek ogól­ny in­ne­go nie mie­li­śmy celu – wie­my, że od­cier­pieć trze­ba kto praw­dę mi­łu­je…

Ludz­ka sła­bość mo­gła być po­wo­dem błę­dów, za­kres przed­mio­tu, wa­run­ki w ja­kich kraj się znaj­du­je, po czę­ści tłu­ma­czą uster­ki mi­mo­wol­ne.

Ser­decz­ne dzię­ki skła­da­my wszyst­kim ziom­kom na­szym w kra­ju i na tu­łac­twie (szcze­gól­niej w Au­stra­lii i Ame­ry­ce zo­sta­ją­cym) za uprzej­mie udzie­lo­ne nam ma­te­ry­ały.

Lu­cer­na, Luty 1868.

Boh­dan Bo­le­sla­wi­ta.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: