- W empik go
Rachunki z roku 1869. Rok 4 - ebook
Rachunki z roku 1869. Rok 4 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 571 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wyrzekając się ciężkiego obowiązku zdawania rocznego rachunku z przebiegu naszych spraw domowych, zastrzegliśmy sobie wykonanie częściowe tego zadania, w innej formie.
Użyteczność rzutu oka na świeżo upłynione wypadki, żywym węzłem łączące się z teraźniejszością, wątpliwości nie ulega. Sama wrzawa i zaciętość krytyki, dobitnie jej dowodzi. Sąd taki doraźny, jeśli niema może absolutnej i ostatecznej wagi późniejszych wyroków w sprawach ubiegłych i skończonych, wyprowadza na jaw wiele materjału dziejowego, któryby inaczej zaginął na zawsze.
Dzisiejsze pojęcie dziejów, jeśli nie u nas to u innych narodów, wymaga od dziejopisa, bytem się nawet posługiwał, co dawniejszym zdało się nie mieć żadnej historycznej wartości. – Wszystko aż do najdrobniejszych faktów, ma głębokie znaczenie dla głębiej wglądającego umysłu, bo wszystko płynie z jednego źródła ducha ludzkiego, którego twory są stanu świadectwem.
Często fenomen obyczajowy, ze sfery powszedniego bytu, jak Frauenhoferowska linija świadczy o pewnym pierwiastku składowym w społeczeństwie, choć dla dzieci jest tylko zabawką.
Żadna chwila w życiu naszego narodu na większą uwagę i pilniejsze badanie nie zasługiwała nad dzisiejszą. Wszystko w niej znamionuje przesilenie stanowcze, nowy żywot lub zgon prowadzić za sobą mające. Stojemy na przełomie, a dzieje ducha naszego tym ważniejszym są objawem, że on podlega wpływom, działaniu nań trzech sił różnych, że jeden w sobie, w trojakim się dziś przedstawia nam stanie i fizjognomji troistej. Eksterminacyjny system moskiewski równie jak swoboda i uznanie austryjackie, równie jak pozorne zobojętnienie i negacja pruska, którym w pomoc przychodzą pseudo-zachowawcze domowe siły, są dla nas ciekawem a boleśnem doświadczeniem in anima nobili.
Z tego trojga rodzą się trzy stany społeczne zupełnie różne, obserwacji godne, – na siebie znowu oddziaływające… Nic godniejszego zastanowienia nad to, co się odbywa przed oczyma naszemi, – w łonie narodu, – broniącego się wpływom zewnętrznym – Ten process konserwacyjny, którym tak różne interesa się posługują – znamionujący chwilę obecną, ma też znaczenie głębokie nie bez związku z ogólnym stanem ducha w Europie. Zdaje się nawet, iż tu większą rolę odegrywa wpływ obcy, naśladownictwo, niż własne samoistne natchnienie.
Jest to moment walki o śmierć lub życie; chociaż ci co radziby nas widzieć umarłemi, już nieraz dali na podzwonne.
Nie przecząc wielkiej wagi zewnętrznych wpływów, które na osłabły naród, znękany stuletniemi walkami, nader silnie działać muszą; widziemy w łonie społeczeństwa naszego, we wnętrzu narodu, tam już gdzie pozornie wpływ obcy nie dosięga, przesilenie stanowcze, które o przyszłości ma wyrokować.
Tu tradycje przeszłości, tu cywilizacji potrzeby, tu chwilowe wymagania wyjątkowego położenia, zamęt pojęć wywołany zwątpieniem, konieczność obrony, różność poglądów i wyboru środków, tworzą walkę żywiołów chwilami przeprzerażającą.
Do boju z zewnętrznym nieprzyjacielem przybywa nam, straszniejszy stokroć, wewnętrzny: z samemi sobą.
Nieprzyjaciela też niemamy groźniejszego, nad nas samych. Każde ze stronnictw idzie swa drogą, swą myślą, swym gwałtem, usprawiedliwianym siłą przekonań lub interesów, nie chcąc najmniejszej cząstki dążeń i czynów uronić na ofiarę wspólnej potrzebie, zagrożonej narodowości. – Walka żywiołów w nas się poruszających, dochodzi chwilami do tego stopnia natężenia, iż grozi istnieniu resztki narodu. Żaden z nich ustępstwa uczynić nie chce, a często z boleścią przekonywać się potrzeba, że skrajne obozy nasze, ostatecznie wolałyby może koniec Polski, niż poświęcenie tego co zowią zasadami swojemi.
Niema już placu neutralnego na którym byśmy się wszyscy spotkać mogli. Przed laty kilku – dziesięciu, kilkunastu, ten neutralny plac, wśród którego ustawała wszelka walka, na którym rozbrojeni spotykaliśmy się wszyscy, podając sobie dłonie bratnie – istniał jeszcze, dziś mowy być o tem nie może. – Liczę to do najstraszniejszych fenomenów teraźniejszości.
W tym względzie jak w wielu innych, powstanie r. 1863, miało następstwa niezmiernej doniosłości. – Cały naród w nim uczestniczył w ten lub inny sposób i kto nie winien był czynu, winien był współczucia, słabości, milczenia, przyzwolenia; – a nic przecie tak nas ostatecznie nie rozlamało jak ono.
Najsmutniejszą w świecie uwagę tu dodać potrzeba, że tam gdzie prześladowanie jest najcięższe, ono stanowi jeszcze spójnię społeczną, ono trzyma składowe części narodu w pozornym związku i całości, gdy, jak naprzykład w Austrji – swoboda wywołuje ostateczne rozprzężenie.
Nie jest li to psychologicznym fenomenem największego znaczenia?
Dla nas, ani ucisk, ani prześladowanie, ani negacja, ani europejskie zobojętnienie dla sprawy naszej, niema tak wielkiej doniosłości, jak nasze wewnętrzne walki, nastrój i eksterminacja, której my się sami na sobie dopuszczamy – w chwili, gdy najprostsza rachuba, skupiaćby się nam nakazywała.
Jak przepotężne siły zużywają się na tę walkę bratnią, jeśli nie bezowocową, (bo nic nie mija bezskutecznie) – to ze wszech miar nader groźną – wskazywać nie mamy potrzeby.
Zblizka się wpatrując w ten bój żywiołów różnych, z każdym dniem wyraziściej się wyosobniających, widziemy w nim mnogich przyczyn skutki. Odbija się w tem i walka, która całą w tej chwili Europę zaprząta – walka ducha postępu, nieświadomego dróg, choś świadomego celów swoich, z duchem zachowawczym bezwzględnie, z duchem bojaźliwym lub samolubnym zwrotu i nieruchomości. – Ta walka, która we wszystkich sferach życia, począwszy od religijnej do ekonomicznej objawia się wszędzie – żywo też odzwierciedla się u nas. Są przyczyny dla których ona też gwałtowniejszą jest niż gdzieindziej.
Postęp a rewolucja jeszcze jasno rozłączonemi nie zostały; z obawy rewolucji zapiera się wielu postępu, który jest prawem nieuniknionem. Dla nas rewolucja ma znaczenie inne może niż dla drugich narodów; była zawsze obfitą w kieski, duch jej z tradycjami naszemi się nie godzi – a więc z obawy rewolucji gotowiśmy często choćby do średnich wieków zawrócić.
Pośrednie stanowisko postępowych ludzi, niewierzących w rewolucję, pragnących historycznego rozwoju na podstawach przeszłości – dotąd nie zajęte prawie i niewzmocnione, liczy u nas za mało świadomych stronników. Zawsze do krańcowości skłonni, przerzuciliśmy się w dwa obozy, z których w jednym ultramontanizm zacięty z monarchiczną teorją władzy Bożej i wybranych społeczeństwa przewodźców, z wiarą w to, że ludzkość zawsze ma pozostać bezwiedną massą, kierowaną przez namaszczonych i uprzywiljowanych – w drugim panuje rewolucja, socjalizm, rzeczpospolita demokratyczna i teorje dotąd nieusprawiedliwione.
Mówiliśmy to w Rachunkach z r. 1868., iż pierwsza z tych partyj u nas, a po części też i w Europie, silnie jest zorganizowaną, z ludzi wybrańszych złożoną, ma potęgę intelligencji, wpływów, stosunków i kapitałów. Po drugiej stoją massy niedorosłe, dorabiające się uznania, w perjodzie kształtowania, który zawsze osłabia, z dobrą wiarą w potrzeby reform a niepewnością dróg i środków jakiemi osiągnione być mogą, a z tego powodu rzucające się do często rozpaczliwych.
Średni obóz, jeśli go tak nazwać można – jest garstką, jest pewną siłą tylko dla tego, że ma prawdę po sobie, i że musi mieć przyszłość, jest silą co zwycięży, ale jak wielu zwycięzców okupi tryumf straty wielkiemi. My mamy właśnie zaszczyt liczyć się do straconych forpocztów tego obozu.
Nim powolną pracą, mozołem i potem dokupiemy się uznania, – obraz społeczeństwa naszego fermentującego na przyszłość, – jest smutny i groźny.
Sprawa postępu historycznego, normalnego jest nam wspólną z całą Europą, walczymy o to co ona – ale być bardzo może, iż, gdy prawda zwycięży – my właśnie padniemy ofiarą. – Historja idei posługuje się narodami jak jednostkami, któż wie czy my, fałszywy obierając kierunek, nie będziemy jednostką ofiarną i trupem co podściele się pod stopy zwyciężcy?
Od r. 1863, badając społeczność naszą aż do roku 1869, widziemy jedno wyraźnie i groźno:
przewagę wzrastającą bezwzględnego konserwatyzmu, idącego coraz dalej, śmielej coraz – a dochodzącego w r. 1869 do użycia za narzędzie cynicznego sarkazmu i deptania tego, cośmy dotąd z pobożną miłością szanować, tłumaczyć, i opłakując nawet czcić umieli. – Dość tu tymczasowo wspomnieć Tekę Stańczyka. Jako produkcja umysłowa nie jest to utwór nawet miernej wartości, Jestto konwulsyjne grubjaństwo – ale psychicznie fakt wielkiego znaczenia. – Jaka tam choroba w tem ciele, na którym wrzód taki mógł nabrać.
Teką Stańczyka ukonstytuowała się, uznała przyszła do świadomości, partja ultrakonserwacyjna, nią się obwołali dadając sobie ducha, ci co z Polski gotowi dla spokoju i wypoczynku zrobić ofiarę.
Na tej drodze od r. 1863 do 1869 przeżyliśmy, lat sto. Nie powiem, ażeby duch zachowawczy jak wszystko co jest, nie miał słusznych przyczyn bytu, a nawet pewnych nie niósł z sobą korzyści. – Wzięty jako żywioł, na którym nam zbywało, do pewnego stopnia usprawiedliwia się i jest nawet użytecznym. – Ale pojęty jak go pojmują ultrafeodały, ultramontanie, ultralegity – miści (bez dynastji) i ultra obskuranci, podżegający lud z ambon przeciwko oświacie szatańskiej – jest bezwiedną może, ale niezawodną do zabicia ducha narodowego dźwignią. – Nim nas pożrą obcy – ów konserwatyzm, oczyszcza ze wszystkiego coby wygodne połknięcie utrudniać mogło.
Napróżno, w imie tradycji katolickich i monarchicznych Polski, obóz ten się głosi jedynym spadkobiercą przeszłości. Ludzie co go składają, niewiedzą chyba – że spadkobiercą może być tylko młodość i życie, a nie trup i zgnilizna. – Stanęli oni na zasadzie, iż postępu niema i być nie może; że należy zawrócić ludzkość z awanturniczych dróg, na które się puściła, a kazać jej znów wegetować z łaski Bożej; – że duch nie o swej sile, walce i pracy swobodnie ma się dorabiać przyszłości, ale pójść powinien pod ferułą OO. Jezuitów posłuszny i zrzec się rozumu dla autorytetu. – Napróżnoby tu zdrowy rozsądek stawił historję i rzeczywistość, przeciw tym mrzonkom ludzi władzy chciwych – oni oparci o kościół, (który podkopują), zwolennicy bezwładności rzucają w prawdzie zdala bombami sarkazmów, ale rozprawiać nie raczą.
Tym czasem świat idzie wielkiemi krokami naprzód, mimo nich, a nic nie dowodzi, że dorabiając się nowego kształtu, często potworne przybiera. – E pur si muove.
Kwestja ogólna szczęściem nie należy do nas, tylko o tyle o ile się u nas, w nasza miejscową przerabia.
Tej objawy zaprawdę są ciekawe.
Ze starej społeczności polskiej pozostaie ruiny są jeszcze znakomitą kupą gruzów. Wśród niej nie rzadko trafia się pysznie wyrzeźbiony posąg, wspaniałe popiersie, strzaskaną marmurową kolumnę, płyty porfyru i okruchy malachitów.
Nowa społecznaść nasza w dorobku; niema ona zewnętrznego uroku, niema powabu, wygląda prozaicznie, poezja jej bluszczem nie ukoronowała, zapracowane jej dłonie pieszczotliwych nie mają kształtów. – Obóz to wyrobników przyszłości, do którego by należeć trzeba mieć odwagę i hart duszy.
Nie dziw więc, że co między jasno oznaczonemi – starą a nową społecznością w półświetle, półcieniu, nie należąc do żadnej, wegetowało, przerzuca się łatwiej ku uroku pełnym gruzom i złomom – niż do zasmolonych pracowników jutra….
To co nie jest niczem, woli być skolligaconem z jaśnie wielmożnym trupem niż pozostać bez jenealogji, i bez przeszłości nowym, choć żywym człowiekiem….
Zwiększa się obóz zachowawczy, nie zawsze w skutek przekonań, werbuje czarem, stosunkiem, słodyczą, a przedewszystkim interesem.
W objęciach tych ruin, pod niemi jeszcze zalega przestrzeń ogromna, którą one władają, – są potęgą raczej bierną i oporną niż czynną – ale skupioną i silną.
Garnie się ku nim co nie ma w sobie samoistności.
Nie wahamy się z tem uznaniem, które powinno tylko pobudzić do czynu, iż dziś społeczność zachowawcza polska, jest w istocie silniejszą od tej, która iść naprzód pragnie. –
Powody łatwe do obrachowania.
Kierunek naprzód nie jest oznaczonym ściśle, każdy szuka dróg nowych gdzie chce. Sam pochód wyraża niepewność, szukamy żywota nowego na wszelkich drogach, często na manowcach. – Ci co iść niechcą, mają ściśle oznaczoną i pracę i stanowisko: opierać się i stać. – Oni więc są chwilowo silniejsi jak oblężona twierdza, w której dziesięciu przeciwko stu bronić się może. Cala też to doczesna ich pociecha chwilowa, – bo przyszłość do nich nie należy. – Stojąc tak pod kruchtą wymrą sobie powoli.
Przypatrzmy się wszakże do czego dziś wiedzie i jaki wpływ ma ten konserwatyzm bezwzględny. – Widziemy go naprzód w kościele połączonym z temi, którzy pragną dla kościoła nowej organizacji w formie absolutnej monarchji i władzy w jednę dłoń skupionej. Tu, ponieważ kościół wedle nich tolerancji jest przeciwnym, i oni też jej za zasadę, ani równouprawnienia wyznań nie przyjmują, co wbrew interesowi Polski stoi.
Powtóre, że kościół dla utrzymania się przy wrzekomej sile, nie przebiera w przymierzach, my idziemy z kościołem bądź co bądź, przymierza więc jego, choćby przeciwko interesom narodowym, przyjąć musimy za swoje. – Najlepszą illustracja, jest cale postępowanie księdza arcybiskupa ex-prymasa, który systematycznie niszczy, co katolicyzm polskim czyniło, ażeby pruskie przymierze państwu papiezkiemu pozyskać. –
Przyjąwszy teorje, których kościół chwilowo dla obrony swej używa, jak daleko zajdziemy? może nawet do wprowadzenia języka moskiewskiego do rytuału, może i do większych ustępstw jeszcze.
W innej sferze konserwatyzm ten obdarzył nas już całą szkołą historyczną nową, opartą na obaleniu wszystkiego tego, z czego przeszłość sobie stawiła ideałów posągi. Ta szkoła usprawiedliwia u nas absolutyzmu zachcianki w całym dziejów przebiegu, idei polskiej, niechcąc zrozumieć i podporządkowując ją potrzebom czasu. – Szkoła ta bezmózgim utopistą zowie świętego Kościuszkę, zbójcami tych, co kiedykolwiek o ojczyzny zbawieniu marzyli. – Zwolna przez nią przechodzimy do kanonizacji Stanisława Augusta, do zupełnego oczyszczenia Targowicy. – Wedle niej Bar i Kościuszkowska rewolucj nas zgubiły.
Dalej – konserwatyzm ten w sferach życia i czynu dzieli społeczność, utrzymuje różnice kastowe, wyłącza żywioły, które w starej rzeczypospolitej niemiały bytu uprawnionego i –
gdy naród potrzebuje sił wszelkich – odrzuca siły, byle nie uznać tego co nowo przyszło do bytu. –
Chcemy być bezstronni i sprawiedliwi, stronnictwo zachowawcze, ma też i daje nam pierwiastki, które (jakeśmy powiedzieli) na korzyść obrócić by się mogły, gdyby w inszej formie przychodziły.
Ciągły opór nieprzyjaciołom kraju, zagładźcom narodowości wyrobił u nas – to prawda – miłość opozycji, chorobę sporu, pragnienie negacji – zaprzeczenie namiętne autorytetom i powagom, jednem słowem niesforność. Idea ładu porządku, karności, posłuszeństwu, (o ile ona swobodnego rozwoju ducha ludzkiego nie tamuje) – jest nam potrzebną. Właśnie obozowi postępowemu pod tym względem wiele braknie. Uczyć się powinniśmy.
Główną barwę społeczeństwu polskiemu nadają dziś te dwa prądy przeciwne. – Fatalność chciała, byśmy tu w dziwnym, zmuszeni często być stosunku, z nieprzyjaciołmi naszemi. – Moskwa przebiera się za postępową, będąc radykalną, co jest zupełnie różnem; – ilekroć występujemy naprzód, pozornie zdajemy się z nią w jedną iść drogę. – Tak samo znowu konserwatyści spotykają się z nią często w jednym kierunku poszanowania władzy, nie oglądając na jej źródło. Dramat nasz domowy odegrywa się natem to be or not to be – Shakspearoskim.
Czy będziemy mieli siłę w tym stanie, pod tą presją, wyrobić się na nowy naród czy nie?
Że starym już nie możemy istnieć, na to zgadzają się wszyscy, – chociaż konserwatyści nie przyznając się do tego, wrócić by radzi do starej Polski tylko z przywilejami staremi.
Dla nas odmłodzenie zdaje się bytu warunkiem. Nie wyłącza ono pierwiastków historycznych i gruz, posągi, malachity i porfyry mogą wnijść do nowej budowy, ale trzeba też do niej dużo ciosu, wapna i świeżo wypalonej skromnej cegły ludowej.
Zapomnieliśmy wszakże, iż jesteśmy tylko sprawozdawcami znikającej teraźniejszości, a program przyszłości do nas nie należy.
Rok ten w fenomenach życia społecznego nie przyniósł nam nic zupełnie nowego, – ale wszystko poodznaczał wybitniej.
Nie zmienia się charakter narodowy w krótkim czasu przeciągu, ale po kilku latach odstępu, – porównawszy punkt wyjścia z tym u którego stojemy – ocenia się dopiero powolnie przebytą drogę. Polska XVIII wieku jeszcze się w społeczności naszej odbija i uwydatnia do dziś dnia, XVII. w. są ślady, XVI. zniknął zatarty. Od najbliższego sąsiada, XVIII. wieku, w obyczajach różniemy się raczej powierzchownie niż w rdzeniu istoty. Zewnętrznie straciliśmy obojętność religijną, choć ducha religijnego nie nabraliśmy: lekkość obyczajów, jaką wymownie malują Szulc, Coxe, Vautrin… wszystkie ujemne cechy charakterystyki naszej, trwają nienaruszone.
Cnót starych, które się w wiejskich zaciszach i w XVIII, w. kryły – odzyskać nam trudniej. Kosmopolityczna ogłada cechuje najwyższe towarzystwa sfery; – średnie są nowej formacji, pokładem nie zsiadłym jeszcze; lud mimo wpływów demoralizujących, – mało się zmienił, a oświata przeciska się doń leniwo. –
Mówiemy o niej wiele, czyniemy dla niej mało. Szuka się chluby z tytułu propagatora ludowej oświaty, a nie uspokojenia sumienia z czynu.
Popisy wymowy, popisy ofiar, popisy rozumu, zawsze tylko popisy.
Społeczność ludowa nie wchodzi w zakres sprawozdań naszych, jest to dopiero embrjon cywilizowanego narodu; wyłączniej dziś zajmuje pańska, szlachecka i klasy średnie.
Właściwie jedna ta klasa inteligencji narodowej, aleśmy ja przecie, posłuszni rzeczywistości, zmuszeni sortować jak negrettich i elektów! Same tu działy się odcechowują zbytecznie. – Szlachectwo w Polsce było z pewnością czem innem niżeli w krajach, z których może niektóre jego formy przeszczepione do nas zostały. – Ale już z XVII. wiekiem obowiązki szlachcica zacierają się, – a przywileje górę biorą.
Żadna klasa społeczna nie może się utrzymać przy pewnych przywilejach bez obowiązków pewnych.
Jedne implikują drugie, a gdzie klassa jaka uwalnia się od obowiązków, chcąc utrzymać przy znaczeniu i przywileju (choćby tylko moralnego przewództwa) tam nigdy nic sobie nie zgotuje nad ruinę. –
Szlachta, szczególniej od r. 1863. jest poniekąd w tem położeniu, – iż zdobywszy się przymusowo na pewne ofiary, których dziś najmocniej żałuje, podnosi teraz do zasady staranie o zachowanie własne i karogodność ofiary. To, nie co innego wieje ostrożnie z artykułów"Czasu," Przeglądu, z polemicznych wystąpień Stańczykowskich przeciwko objawom patrjotyzmu, w obronie nieprzerwalności sobkowstwa.
Sobkowstwo ubrane w pracę organiczną doszło do apoteheozy. Niestety! – nieocali się niem szlachta naznaczona jakby fatalnem piętnem na zatracenie, i sama je sobie przyspieszy.
W wyższych jej sferach kosmopolityzm, – w niższych wychowanie niedostateczne i powierzchowne, (majętniejsza młodzież w Galicji prawie jest bezprzykładną w uniwersytetach) – naostatek tak zwany kierunek praktyczny, który odstręcza od wszelkiej idei szlachetniejszej i czynu, gotują szlachcie przyszłość najsmutniejszą. Co najwięcej będzie ona narodem w narodzie, nim zjedzona rdzą powolną, nie rozsypie się pocichu i nieznacznie.
Stronnictwo zachowawcze jest u nas dziś tem prawie czem było w Czechach, po złamaniu ich przez zwycięzką Austrję. – Szlachta dla ocalenia siebie odstępuje narodowości, staje po stronie siły, a opuszcza szeregi, i dla stanowiska a przywileju, gotowa sprawę polska rzucić. Dziś to coraz widoczniejsze i pod panowaniem pruskiem i pod rządem austrjackim. Mnożą się odstępstwa upozorowane wstrętem do rewolucji, przywiązaniem do wiary, miłością tego porządku, pod którego opieką żyć najwygodniej i od ofiar się uwolnić można przyzwoicie.
Jeśli stan średni, inteligencja, żywioły powoli z ludu wychodzące, nie potrafią utworzyć stronnictwa narodowego – zagrożeni jesteśmy osłabieniem wielkiem, bo ci co byli piastunami idei, zrzekają się jej dobrowolnie, dla wygódek, tytułów, orderów, przez wstręt do reszty narodu, dla interesów materjalnych. – Kosmopolityzm już w XVIII, w., widoczny w wyższych sferach, dziś razem z opozycją przeciw manifestacjom, demonstracjom i patrjotyzmowi głośnemu coraz śmielej się szerzy. Francużczyzna, niemczyzna przodują językowi polskiemu, którym się ledwie do sług przemawia. U Sercanek w Poznaniu, polscy duchowni, panienki polskie spowiadają po francusku… bo w tym języku katolicyzm jest plus comme il faut. – W lepszych towarzystwach język polski nieużywa się jako rewolucyjny, poezja też jest wybujałą i rewolucyjną… – wszystko czego się trzeba pozbyć, trąci rewolucją.
Nie sądzimy, ażeby polska przez to zginąć miała, że ją dawni wodzowie opuszczą, ale podniesie ona stratę wielką, i chwilowo znajdzie się bezsilną…
Średnia klassa dorabia się i dorobi, pomimo pozornej swej często śmieszności powierzchownej, braku form, często jeszcze niedostatecznego wykształcenia i doświadczenia a pewnej chwiejności kierunku. Panowie odbywać będą podróże, zwyciężać na wyścigach, spisywać swe jenealogje (nekrologi), dawać bale, bawić się i żyć – ale to stypa.
Mówiliśmy w roku przeszłym o separacji klass w W. Ks. Poznańskiem, w innym rodzaju szumowiny społeczne wydzielają się też i w Galicji z każdem dniem widoczniej. – Jest prawo żywota, które wyosobniony członek chory od ciała, wyosobniającą się klasą w społeczeństwie, skazuje na śmierć. – Kto parazytem żyje, niedługo ciągnie, osłabi to co ssał, – ale i sam zwiędnieje rychło.
Słyszeliśmy i czytali mnogie zarzuty przeciwko naszej djatrybie zeszłorocznej o kobietach. Znajdowano ją za surową, dającą się ledwie zastosować do wyjątków. – Cieszylibyśmy się bardzo, ażeby to co nam prawie powszechnem się zdawało, mogło być tylko wyjątkiem.
Udział kobiety w życiu społecznem jest potężny, nasz obyczaj wymiar jego czynił większym niż gdzieindziej. – Dla tego z ubytkiem kobiet dla sprawy narodowej, silę ona straciła wielką, poniosła stratę nienagrodzoną. Ale dziś patrjotyzm est mai porté, zdyskredytowały go kurjerki rządu narodowego. A że panie zwykły wszystko wdziewać jak sukienki, patrjotyzm zrzucono bodaj razem z krynoliną. Nie dowodzi to, by krynolina i patrjotyzm powrócić niemogły.
Modną jest zawsze francuzczyzna, konserwatyzm, ultra-pobożność, korony szlacheckie i powierzchowność loret paryzkich.
Nikt nie ma tak przeważnego wpływu na naród dzisiaj, ażeby modę mógł stworzyć, –
a u pań wszystko jest tylko modą, aż do modlitwy, nabożeństw, patronów i świętych.
Otóż mimowolnie dotknęliśmy tu jednego wielce znaczącego fenomenu, który wszędzie się objawia, ale najdobitniej w Galicji. Oprócz duchownych, których się potrosze słucha, bo nabożeństwo jest w modzie, – nie mamy powag narodowych. – Dawniejsze zrzucono z podstaw i pokruszono, nowych nie wznoszą. Ostracyzm z dnia na dzień spotyka najzasłużeńszych – plwociny i degradacje – w imie dobrego tonu, konserwatyzmu lub wprost fantazji.
* * *
Napróżnobyśmy podobno starali się w jednę ująć ramę obraz całego świata polskiego; więcej niż kiedykolwiek, jest to z mnóstwa odcieni złożona różnobarwna tęcza.
Są wszakże pewne ogólne symptomata, które zarówno we wszystkich prowincjach dostrzegać się dają. – Polska już w XVII. wieku słynęła z łatwego przejmowania się ideami wszystkich narodów europejskich, ku który ją stosunki zbliżały. Naśmiewano się z tego, nie bacząc, że było przeznaczeniem naszem, europejską cywilizację brać i posyłać ja ku wschodowi. Temu przeznaczeniu jeszcze jesteśmy wierni, gdy już idee europejskie przystaliśmy propagować, bo dla nas wszelki wpływ jest zaparty. Dziś tak samo jak dawniej odbija się w całej Polsce inteligentnej, co wstrząsa umysłami w Europie. Widziemy u siebie naśladowania z francuskiego, z angielskiego, z niemieckiego, ultramontanizm francuski, filozofję niemiecką, realizm angielski, poprzesadzane i uprawniane po trosze – niema doktryny, która by się nie powtórzyła echem u nas. Krańcowi,republikanie, – socjaliści i jezuityzm najostateczniejszy… wyrabiają się na wzór cudzoziemskich.
Mniej niż kiedykolwiek sił mamy do wytworzenia czegoś z siebie samych, – a że naśladownictwo zawsze prawie fanatycznem jest i ślepem z natury swej – dochodzi więc u nas do rozmiarów przerażających. – Mało gdzie ultramontanizm taką siłą i zuchwalstwem pochlubić się może i mało gdzie krwawsze socyalistowskie płużą teorje.
Cała nasza społeczność, którąby niebezpieczeństwo skupić powinno, rozdziela się na obozy w interesie tych idei europejskich. Jest to za – sługą z jednej strony, iż odczuwamy wszystko, czem wiek żyje, ale zarazem słabością… że to na dzisiejszą chwilę przypada.
Cechą chwili, jest walka resztek patrjotyzmu pojętego tak, jak go u nas pojmowano od 1772 roku, z bezwzględnem pragnieniem spokoju, które upatrując przyczynę wszelkich strat naszych w pokuszeniach patryotyzmem natchnionych, szyderstwem Tarnowskich i Szujskich, wymównym głosem ks. Goljana, Stańczykowskiemi dowcipy pragnie patrjotyzmowi zadać cios ostatni.
Niedoszli panowie ci do wypowiedzenia całej swej myśli; – czczą oni jeszcze (wyjąwszy kaznodzieję) wspomnienia Polski, – pewne doby historyczne, język i literaturę… ale dla nich Polska jest nieboszczką, której grób szanują, niewierząc, by z niego kiedy powstać mogła.
Do tego obozu zdrowych polityków, którzy gotowi są do ustępstw władzy, – porządkowi, wszystkim i wszystkiemu należy u nas cała arystokracja, – wszystko, co się do niej liczyć pragnie, literatura orthodoksyjna, duchowieństwo, ludzie majętni, nawet są inteligencje, którym sława de Maistrów i Rzewuskich smakuje. Salony są lojalne, orthodoksyjne, zachowawcze, wszystkie. – Czulsze wspomnienie Polski, piosenka narodowa, strój a uchowaj Boże uczucie silniejsze wykluczają, z tego grona.
Musiało wielkich dosiądz rozmiarów nieszczęście nasze, musiała być wielką potrzebą reakcji przeciwko rewolucji jako systemowi, gdy ludzie tacy jak Zbyszewski, Kalinka, i t… p… stanęli w szeregach dziś przodujących uspokojeniu i konserwatyzmowi.
W istocie kataklyzm 1863 roku wywołał straszliwe klęski, a nie były one pierwszemi… Konfederacja Barska, rewolucja Kościuszkowska, rok 1830, 1846 i 1848, naostatek 1863 – wyczerpały wszystkie siły, wywołały na nas prześladowania niesłychane… Winę okrucieństwa tego i odmawianej nam zawsze sprawiedliwości, przypisano narodowi i jego patrjotyzmowi – część naszego społeczeństwa postanowiła całą siłą oprzeć się się uniesieniom, panowaniu uczucia, a przedsiębrać politykę legalną, rozumną i zachowawczą.
Ponieważ wszystko, co bez rachuby i namiętnie Polskę starą, ojczyznę drogą kocha, – spoczywa w niższych i średnich warstwach narodu, które dotąd najmniej są wyrobione i zorganizowane, gdy intelligencja i możni a duchowieństwo stanęli przeciw wybuchom patrjotyzmu, odebrali mu oczywiście największą sile.
Już po roku 1831, coś podobnego się objawiło, klęski prześladowań Mikołajowskich przeraziły; w r. 1861 przy poczynającej się agitacji, która do nieszczęśliwego 1863 doprowadziła; znaczniejsza część Polski była przeciwko rewowolucji; ale naówczas jeszcze patrjotyzm był taką siłą, iż mu się nikt oprzeć, nikt apostatą przeciwko niemu być nie chciał.
Wedle naszych przekonań roku 1863, dzieło klasy średniej i młodzieży, było nieszczęściem wielkiem, które Moskwa przewidziała, do którego pchnęła, bo je okrutnie wyzyskać postanowiła.
Po niewysłowionych środkach przedsięwziętych w roku 1863. dla wytępienia żywiołu polskiego pod panowaniem rosyjskiem, wobec systematycznego znęcania się nad nami i odmówienia nam praw wszelkich, zrodzić się musiał ów prąd zachowawczy, okupujący resztę bytu ofiarą patrjotyzmu.
Nieszczęściem jak zawsze u nas, w pewnej mierze reakcja przeciwko uczuciu, rozmarzeniu, gorączce i t… p… zatrzymać się nie umiała. – Duchowieństwo poczęło dowodzić, że ojczyzna ziemska jest pojęciem sfałszowanem, że poddanie się władzy jest obowiązkiem, bądź co bądź, obywatelstwo prace organiczną posunęło aż do wyrzeczenia się wszelkiego trudu ducha i pracy umysłowej; – naostatek w literaturze zrodziło się szyderstwo ze świętości, z tego co dla nas było najdroższem, – usiłujące zabić śmiesznością zapał wszelki.
Garść ludzi okrzyczanych szalonemi, marzycielami, ideologami lub rewolucjonistami i demagogją – pozostała sama ze sztandarem, ze starym, krwawym i poszarpanym narodowym sztandarem.
Tłumaczymy sobie łatwo narodziny tego obozu, który szczątkom Polski heroicznej chce wlać rezygnację i pokorę – ale za prawdę lękamy się, aby to lekarstwo nie było nad chorobę straszniejszem.
Przyjmujemy razem z temi, co chcą uspokojenia za pewne, – iż manifestacje, – agitacje, demonstrancje są wyczerpujące i raczej szkodliwe niż użyteczne, ale, idzie o to, co oni zowią agitacją i manifestacją?
Wolno więc jest duchowieństwu poznańskiemu przez zawieszanie krzyżów pruskich żołnierzy – po kościołach manifestować swe lojalne usposobienia dla status quo; a nie wolno modlić się za duszę Kazimierza Wielkiego?
Wolno ks. Goljanowi z kazalnicy plwać na Polskę, a nie wolno zaśpiewać pieśni, któraby w niebo niosła skargi nasze?
Jesteśmy dziś rozdwojeni silniej niż kiedy – prawda, część naszych gorętszych przeszła do obozu rewolucji i socjalizmu, może z rozpaczy – ale niemaż środka pomiędzy rozpaczliwemi wybuchy, a martwem poddaniem się śmierci?
Wyszukanie tego środka jest zadaniem ludzi sumienia… Nie trzeba dać zgasnąć miłości dla kraju i poczuciu obywatelskich obowiązków, – należy zorganizować rozpierzchłe, ale nie wyklinać tych co czują, boleją i los Polski czują.
Reakcja, której dowódzcami są wyżsi duchowni, możni, a nawet część intelligencyi, nie chce tego widzieć, i że ostatnią iskrę zgasiwszy, nikt w świecie na nowo rozpalić jej nie potrafi.
Jaką dziś jest, jakąby być powinna, i czy istnieje jaka polityka polska zbiorowa w obecnej chwili? – Pytanie to do rozwiązania trudne.
Jest li możliwą polityka jedna w obronie od trojakiego nieprzyjaciela? bez żadnego sojusznika…
W r. 1831. byliśmy jeszcze reprezentantami idei, dziś i ideę swobody, demokratycznego pseudopostępu a raczej rewolucji uosabia dla wielu Rosja, my zaś – personifikujemy sieroctwo chyba i niedolę. Posługuje się Polską, komu ona potrzebna chwilowo, sympatji dla niej rzeczywistej nie ma nikt. Ludy, słynące z liberalizmu, Włochy naprzykład, republikańska Ameryka, skłaniają się więcej ku młodej Rosji niż ku nam. Myśmy dla ślepych naprzemiany feudałami, fanatykami – a jutro, gdy potrzeba – rewolucjonistami i demagogją, nadewszystko myśmy żywiołem niespokojnym i nieokiełznanym.
Usłużne dziennikarstwo płatne, potrafiło nas okryć śmiesznością i obrócić w Helotów.
W takiem położeniu… jakaż polityka możliwa? – Chyba Super flumina Babilonis. Polityka wszelka jest działaniem na zewnątrz i wewnątrz z pomocą danych sił i środków dla wzmocnienia bytu i uzyskania swobody. Trzeba więc sil i środków naprzód… a że te są wyczerpane, należy je nabyć. – Ludzie pozytywni szukają podstawy w materjalnym obrobycie, i nie mylą… się, poczytując go za warunek do wydobycia siły, ale idą za daleko, sądząc, że z samych sił materjalnych ipso facto wydobędą się siły ducha. Te potrzebują także być pielęgnowanemi.
Duch wielki bez ciała nie mocen się jest objawić, ale też cielsko największe nic bezeń nie znaczy.
Dwojga więc potrzeba, podstawy materjalnego bytu – i równolegle rozwijającej się potęgi umysłowej – oświaty.
Społeczność nasza instynktowo połowę tego zadania pojęła, ale wypotrzebowała połowicę na prawdę, na samolubną obronę od wszelkiej ofiary.
Dziś, kto gromadzi grosz, nie dając go na nic, kto z objawów gorętszego ducha szydzi i odpiera je – nazywa się mężem pracy organicznej poświęconym.
Nie przeczym bynajmniej, że bez tych podpodstaw niema Polski, ale zaprzeczamy, ażeby tego było dosyć. Zostaną sfrancuzciałym i zniemczonym dzieciom majątki – ale im w spuściznie polskiej idei nie dacie – pójdą szambelanować obcym dworom, i zaprą się aż do nazwiska… lub je ad hoc przerobią.
Źle zapewne jest z ubóstwem grosza, – ale gorzej z nędzą ducha.
Ubóstwo – prawda, czyni zależnym, onieśmiela, odbiera oręż do pracy i walki, ale są zacne nędze i święte łachmany.
Polska pod panowaniem, a raczej pod uciskiem drapieżnej Rosji, szczególniej narażona na łupież bez kontroli i granic, w kraju, gdzie się kupuje wszystko, – musi się starać o materjalny byt w obronie życia. – Na to się zgadzamy zupełnie. – Tu nawet przy najmniejszem uprawnieniu jakiemś stanu teraźniejszego, – gdyby prawo było poszanowane kiedy i ręczyło za cokolwiek – mimo odjętych swobód, – Polska mogłaby się łatwo podźwignąć materjalnie.
Polska przemysłowa, fabryczna, rękodzielnicza, handlowa, uczepiona do boku olbrzyma, ssać może z niego bogactwo i znajdzie niezmierny odbyt na wyroby swej pracy aż do Chin, Persji i Ameryki.
To, o co inne narody z orężem w ręku starać się i dobijać muszą, ona dostała w spadku po klęskach swoich. – Tu więc wypotrzebowanie położenia jest i powinno być najważniejszem zadaniem. – Kraj ma wszystkie warunki rozwoju przemysłowego i fabrycznego; powinien ku niemu zwrócić całe swe siły.
Polityka zresztą poddanych rosyjskiego rządu – cóż może być nad zimne milczenie, co może być innego nad upokarzające, wiekuiste, niezbędne kłamstwo? Gdzie niema swobody myśli, tam fałsz zasiewa sam rząd i skutki jego zbiera potem.
Inne wcale jest położenie prowincji pruskiego zaboru, Wielkiego Księstwa, Prus Zachodnich, Szlązka i t… p. Tu, pomimo wiecznie trwających praw wyjątkowych, legalne położenie jest lepszem, prawo bywa poszanowane do pewnego stopnia, gwałt mu się nie zadaje, chyba w ostateczności… i czasu politycznych robót niemieckich.
Tu niektóre prawdy ogólne tyczące się człowieka, ludzkości, narodowości dają się obronić i wypowiedzieć – ale natomiast powolne parcie, niewidoczne, jest niesłychanej siły.
Jeśliście kiedy widzieli, jak korzonki słabej roślinki rzucone w pękniętą szparę głazu, rosnąc rozsadzają go i kruszą, będziecie mieć pojęcie działania niemieckich sił na narodowość polską. Tu, potrzeba się bronić współzawodnictwu plemienia, które nas w przemyśle, fabrykach, rolnictwie, rękodziełach, – we wszelakiej pracy prześcignęło… tu… jakby naumyślnie nieprzyjaciel a współzawodnik obdarzony jest wszystkiemi przymiotami – których my wady odpowiednie wypielęgnowaliśmy. Tu wszystkie cyfry statystyczne dowodzą, że żywioł polski nieznacznie słabnie, majątek polski niknie i roztapia się… duch wychowaniem osłabiony, wygasa.
Tu potrzeba obrony i przejęcia trybów życia nieprzyjaciela, wpływa wielce na samą treść życia narodowego.
W Polsce pruskiej możniejsze domy są kosmopolityczne, bliższe obyczajem niemieckich; staropolski dom rzadki. Ogólny ton towarzystwa odznaczającego się wysoką ogładą europejską, ledwie w sobie coś zachował naszego. – Idee zachowawcze wcielając się w nas, chętnie przybierają formy francuskie.
Wiele bezsprzecznie nabyło to społeczeństwo polskie cnót i przymiotów, wiele wad dawnych straciło, ale same szczątki narodowości uchowane mają jakąś fizjonomją nie swojską. – Chętnie uznajemy, że w Poznańskiem i Prusach, mimo nieuchronnych naleciałości obcych, społeczność jest na drodze postępu i wyrabia się ku nowemu bytowi z niezaprzeczoną siłą i energją.
Wcale inne znowu jest położenie, charakter, oblicze Galicji, Krakowskiego i Szlązka austrjackiego.
Tu od r. 1772 panowanie absolutyzmu i biurokracji, podkopało stan materjalny, dziwnie osłabiło umysłowy; ruina majątkowa, brak wychowania, długie pozbawienie swobody, bez której nic się rozwijać nie może normalnie, pozostawiło niezatarte po sobie ślady. Powołanie do życia politycznego nagle, tak zdezorganizowanego, sparaliżowanego społeczeństwa – wywołało zamęt dzisiejszy. Stan tu smutny, ale to przesilenie i walka, płodna w owoce dla przyszłości.
Rozbudzono wszystko co nie umarło, a że się posługiwał rząd, polityka miejscowa i obca, żywiołami najrozmaitszemi, że w wiecznych zapasach części składowych szukano bezpieczeństwa państwa, które się ich zjednoczenia lękało, Galicja dziś przedstawia jeszcze pole walki…. rozstrój, dysharmonję dziwną – choć nieprzestraszającą. W krwawym pocie wyrabia się tu przyszłość i siła.
Może do zbytku zaniedbano dla polityki prac organicznych, może ubóstwo znowu młodzież uczyniło obojętną dla oświaty – ale z każdym dniem stan ten się poprawia i niegodzi wątpić, iż z walki wyjdzie kraj zwycięzko.
Stan materjalny, podstawa bytu, najlepszy jest pozornie w W. Ks. Poznańskiem, najnieszczęśliwszy pod panowaniem rosyjskiem, najchaotyczniej rozstrojony w Galicji. Tu jeszcze gorączka giełdowa padła na chwilę właśnie, gdy kraj potrzebował użycia kapitałów na przedsiębierstwa, stan jego mogące podnieść. – Zyski chwilowe zaślepiły. – Straty są dotkliwe…
Do polityki naszej wewnętrznej, należy, co najprostszy rozum wskazuje – jednoczenie się ku wspólnemu życiu, wszystkich obłamów dawnej całości. – Przeszkody są niezaprzeczenie wielkie, ale nie tego rodzaju, – aby wszelką wspólność i stosunki niemożliwemi czyniły.
W wielu sferach działania, wcale nie politycznego… na polu pracy umysłowej, literackiej i t… p… spotykać się możemy i powinniśmy. Tymczasem z obawy posadzenia nawet o polityczne cele, zatamowane są wszelkie stosunki, każda prowincja opasuje się murem chińskim i zawarowuje, aby jej żaden przybysz niezamącił pokoju… Z obawy rewolucji, tego widma, które dziś przeraża wszystkich… Poznańskie nawet rewizyty nie oddało Galicji; z obawy manifestacji, odradzono sprowadzenia obrazu Matejki do Poznania, bo Unja byłaby kompromitowała spokojnych obywateli… samym przedmiotem i tem, że na nią patrzała wprzódy Galicja. Ta parafjańszczyzna, oddzielanie się, gospodarzenie w domu z obawą, aby się kto za parobka do tego gospodarstwa nie wcisnął – czasami są aż śmieszne. Na pewnym zjeździe gospodarskim, taką przestrogą antycypowaną gości z innych części Polski przyjęto, że się od słuchania obrad cofnąć musieli.
W Galicji przybyły z innej prowincji Polski, uważa się za obcego, emigrant za najniebezpieczniejszy żywiół anarchiczny.
Wogóle cała emigracja 1864 r. jest proskrybowaną, chociażby wielce rozróżnić należało tych, co 1863 r. przygotowali i czynny w nim udział mieli, od tych co nie mogli powstrzymać się od uczestniczenia w walce i ofierze; choć oboje zdało się im zawczasu daremnem. Obóz zachowawczy liczy osobliwszem zrządzeniem trafu – wielu rewolucjonistów 1830 roku, emigrantów 1831 r., którzy za to, co sami z chluba spełnili, młodszą, bracią potępiają.
O polityce zewnętrznej Polski… nie ma dziś mowy. Oprócz nieprzyjaciół jawnych lub milczących, nie mamy w ludach Europy nikogo, coby nam bratnie okazał współczucie… Mała garstka emigracji wiąże się z demokracją socjalną europejską i rachuje może na rewolucję ogólną, która byłaby klęską dla nas prędzej niż zbawieniem. Tak samo ultramontanie nasi podpierani są przez współwyznawców swych pozornie a w istocie wyzyskiwani.
Działanie polityczne, wymagające ludzi na stanowiskach społecznych, z którychby ono było możliwem; dawniej powierzone ks. Czartoryskiemu, Jen. Zamojskiemu i t… p… dziś całkowicie zaniedbane. Społeczność jest rozdzielona, rozbita i na zbiorowa siłę złożoną w ręce jednego człowieka, – zebrać się nie może.
Dziennikarstwo obce zapłacone przez Rosją lub nieświadome sprawy, występuje raczej przeciwko nam, niż za nami, kwestją polska narzuca . się sama politykom, ale zbywaną jest milczeniem, bo rozwiązanie jej zbyt wiele interesów by poruszyć i zachwiać musiało.
Pozostaje nam więc jedno tylko spokojne oczekiwanie przyszłości, Wszakci nie z założonemi rękami.
Kto czeka gotowym być musi.
Na czem zależy gotowość nasza?
Na zbieraniu sił i pewnej ich organizacji. Prędzej byśmy znaleźli wszakże pewną dążność ku pierwszemu zadaniu, niż najmniejszy ślad zbliżający ku spełnieniu drugiego.
Obaliliśmy wszystkie powagi narodowe, – rozproszyliśmy wszystkie idee wspólne, starły się te znamiona, które nas ku sobie zbliżały.
Jedna spójnia religijna mogłaby nas połączyć, gdyby w wieku ostygnięcia z jednej, – z drugiej fanatyzmu krańcowego, na rozkrzewienie idei religijnej rachować było można.
I to jest największem złem, a najstraszniejszą klęską naszą, że co dzień bardziej rozpraszając się, bojując sami z sobą, dobijamy się – gdy jedynym ratunkiem byłoby z ofiarą nawet dotkryn i programów, skupienie się pod jednę narodową chorągiew.
Tolerancja religijna każe nam podać dłoń izrealitom, mahometanom, syzmatykom w imie swobody sumienia, czyżby interes narodowości nie wymógł toleracji przekonań politycznych, gdy idzie o kraju zbawienie?
Mogłoby to być wówczas, gdy miłość ojczyzny ateuszów nie znała, a dziś…
Ufajmy w miłosierdzie Boże i w prawo Boże, które jest sprawiedliwością.
Jutro zakryte…