- W empik go
Radca Maciek - ebook
Radca Maciek - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 173 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lat temu dwadzieścia i kilka poznałem w Warszawie pana Macieja, naówczas rzeczywistego radcę stanu, powszechnie szanowanego urzędnika. Był to mężczyzna, którego wiek trudno się dawał odgadnąć. Widać było po nim, że żył długo i wiele przeżyć musiał, ale się tym raczej zahartował, niż zmęczył. Słusznego wzrostu, silny, blondyn i mało co posiwiały, cery żółtawej, oczu szarych – przy swych latach miał jeszcze ruchy młodzieńcze, a gdy za rękę ścisnął zapomniawszy się, niejeden z bólu syknął. Dłoń miał potężną, jakby pracą namulaną i wyrobioną.
Nigdym go nie widział smutnym ani kwaśnym; twarz nosił zawsze pogodną, uśmiechniętą i napiętnowaną męstwem takim, jakby się niczego nie obawiał. Nie znosił szczególniej młodzieży męskiej tchórzliwej i bez energii. Do przymiotów tego człowieka, w którym wszystko znamionowało autodydakta (z czym się nie taił), należało to, że go, starego już, wszystko żywo obchodziło… Nowe odkrycie, nowa książka, każda rzecz, w której było życie, zajmowała go, pociągała. Nie opuścił żadnego odczytu, nie uspokoił się, aż to, o czym mówiono wiele, bliżej poznał i zbadał. Bezdzietny wdowiec, swobodny, niemajętny, ale też nie cierpiący niedostatku, służbą swą niewiele zajęty, pan Maciej wiódł życie, które z dala przynajmniej musiało się wielu wydawać szczęśliwym.
Nie widziałem go nigdy ani znudzonym, ani nieświadomym, co ma począć z czasem. Spieszył się, rachował z godzinami – dni miał zapełnione, wyobraźnię zawsze czymś zajętą, w kieszeni jakąś książkę, przed sobą jakieś oczekiwanie. W rozmowie najczęściej starał się jej nadać nastrój żartobliwy, ale złośliwym nie był, owszem, czuł w nim każdy łagodnego i gotowego na usługi człowieka. Jakeśmy się poznajomili i zbliżyli, trudno mi dziś to wytłumaczyć; przyszło to samo z siebie, z wolna, gdy każde spotkanie więcej nas spoufalało. W końcu staliśmy się przyjaciółmi, wzajemnie sobie zwierzając, widując chętnie, coraz częściej; stosunek nasz nabrał tego charakteru, jaki częstokroć tylko długie lata nadają. Pan radca Maciej mówił dużo i chętnie, ja słuchać lubię; a ze swego życia miał zawsze tyle epizodów do opowiadania, iż nigdy mu na nich nie zbywało. Wspominał chętnie dawniejsze czasy. Z tych jednak urywanych epizodów o jego własnej przeszłości trudno było powziąć jakieś wyobrażenie. Dowodziły one tylko, iż się ocierał o wielu bardzo ludzi, przebywał w sferach różnych i wędrował dużo po bożym świecie.
O sobie mówił nawiasowo, nie zwierzając się z tego, co osobiście go dotykało. Raz jednak wieczorem u mnie, gdy się mała gromadka gości rozeszła i pozostaliśmy we trzech tylko – z panem Stanisławem, z którym radca był tak spoufalony jak ze mną – ożywił się więcej niż zwykle.
Wyszedł był właśnie pewien jegomość, o którym wiedzieliśmy, że się własną siłą dobił w świecie znakomitego położenia. Ta krescytywa była ze wszech miar zagadkową, gdyż nasz dorobkiewicz nie miał nadzwyczajnych przymiotów – nauki mało, zdolności mierne, charakter niemiły i szorstki. Odznaczało go jedno – to upór rzeczywiście zdumiewający; szedł zawsze i wszędzie przebojem, mówił głośno, nie ustępował nikomu.
Gdyśmy o tym raz prawili, co w praktycznym życiu najważniejszym jest, aby człowiekowi znośny byt zapewnić – radca się odezwał machając ręką:
– Wierzcie mi, silna wola i zimna krew to są najlepsze i najskuteczniejsze narzędzia. Rozumie się, że szczęścia też potrzeba i okoliczności, jeśli nie pomyślnych, to przynajmniej nie gwałt zadających i niszczących wszystko. Uporem idzie się daleko – miękkich los i ludzie bez miłosierdzia gniotą.
Nikt mu nie zaprzeczył. Pan radca Maciej paląc cygaro, wsparty na kolanie, zapatrzył się w ogień na kominku. Milczeliśmy wszyscy.
Długo był jakby sam w sobie i wspomnieniach swych zatopiony.
– Najlepszą ilustracją tego, com rzekł – dodał po chwili – byłaby moja własna historia.
Szepnąłem nieśmiało:
– Jeżeli ona sama się na usta napiera, dlaczegóż by jej nie powiedzieć nam gwoli zbudowaniu?
– Dlatego się jej boję rozpocząć – odparł śmiejąc się pan radca Maciej – że siebie znam, gdy z tego kłębuszka nić rozwinę, nie skończę jednego wieczora…
Westchnął.
– Myśmy i trzy, i cztery słuchać gotowi – dodał Stanisław.
Radca się zamyślił.
– Z tymi wspomnieniami – dodał żywo – gra niebezpieczna. Ruszywszy je, niepodobna pyłu i kurzawy nie podnieść, a te nie są zdrowe.