Radziwiłłowie - ebook
Radziwiłłowie - ebook
Zajrzyjcie do świata przepychu, skandali i ogromnych majątków ziemskich!
Radziwiłłowie – ród, który trząsł dawną Rzeczpospolitą, opisany w Sienkiewiczowskiej Trylogii, przedstawiony w filmach i serialach historycznych. Jego członkowie uczestniczyli w wielu ważnych wydarzeniach również w czasach nam bliższych. Dzięki interwencji Janusza Radziwiłła wypuszczono Józefa Piłsudskiego z więzienia, jego rozmowa z Göringiem przyczyniła się do uwolnienia krakowskich profesorów. Stanisław Radziwiłł jako delegat Polskiego Czerwonego Krzyża zabiegał o zbadanie okoliczności mordu katyńskiego, a po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych brał udział w kampanii prezydenckiej swojego szwagra Johna Kennedy’ego.
Radziwiłłowie byli obywatelami świata w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Swoje majątki posiadali w Polsce, Rosji, zachodniej Europie i Stanach Zjednoczonych. Przyjaźnili się z królami, cesarzami, carami i prezydentami. W książce czytelnik znajdzie postacie szlachetne, ale nie zabraknie też dziwaków i skandalistów, politycznych wolt i skandali obyczajowych.
WITOLD BANACH – pisarz i publicysta, dyrektor Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, autor wielu książek dotyczących historii tego miasta oraz „Czartoryskich”.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67461-95-5 |
Rozmiar pliku: | 5,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
HISTORIA BERLIŃSKO-ANTONIŃSKIEJ LINII RADZIWIŁŁÓW rozpoczyna się od księcia Antoniego Radziwiłła, który ożenił się z księżniczką pruską Ludwiką z Hohenzollernów i od 1796 roku zajmował okazały berliński pałac w reprezentacyjnej części stolicy. Odtąd ten „starożytny” ród litewski miał swoją gałąź zachodnią, która zresztą w niedługim czasie przejęła również odwieczne gniazda radziwiłłowskie: Nieśwież i Ołykę. Właśnie potomkowie księcia Antoniego odegrali niezwykłą rolę w XIX i XX wieku i z ich udziałem rozegrało się wiele ciekawych, dramatycznych historii w kręgu linii w literaturze zwanej przemiennie: „berlińską”, „pruską”, „prusko-berlińską”.
Jednak przyczółek majątkowy na kresach zachodnich Rzeczypospolitej szlacheckiej uzyskali Radziwiłłowie na kilkadziesiąt lat wcześniej, nim książę Antoni zamieszkał ze swoją żoną w Berlinie.
Ta historia mogłaby się zacząć od scen z sejmu elekcyjnego, który rozpoczął się 15 maja 1687 roku i miał dokonać wyboru nowego króla Rzeczypospolitej po śmierci Jana III Sobieskiego. Podczas zgromadzenia — wśród skomplikowanej sieci zabiegów, intryg i zwykłego warcholstwa — szlachta miała zdecydować, który z licznych kandydatów zostanie koronowany na Wawelu. Szlachta przybyła na elekcję w liczbie 13 tysięcy i warto sobie wyobrazić owo sejmowe miasteczko złożone ze szlachty, magnatów, senatorów, przedstawicieli obcych państw.
Mogło się wydawać, że logicznym i dość pewnym kandydatem będzie pierworodny syn zwycięzcy spod Wiednia, pogromcy Turków, królewicz Jakub Sobieski. Król zabierał pierworodnego syna na swoje wyprawy wojenne, powierzał mu funkcje reprezentacyjne, starał się dla niego o dziedziczne księstwo lub korzystne małżeństwo.
Jakub był jednak urodzonym pechowcem. Próba doprowadzenia do jego małżeństwa z Ludwiką Karoliną Radziwiłłówną, najbogatszą kobietą Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zakończyła się wielkim skandalem. Jej pierwszy mąż, margrabia Ludwik Leopold Hohenzollern (syn elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma), zmarł niespodziewanie w 1687 roku. Krążyły zresztą plotki, że został otruty, czego nie wykluczała przeprowadzona sekcja zwłok. Podejrzewano o ten czyn m.in. podkomorzego Kazimierza Ludwika Bielińskiego, który miał w ten sposób „pomóc” synowi królewskiemu. Jak było naprawdę, nie wiemy, ale Jakub wybrał się do Berlina i poznał swoją kandydatkę na żonę. Pierwsze wrażenie było obiecujące, wdowa zadeklarowała złożenie pisemnej gwarancji poślubienia Jakuba (zachował się dokument Kopja skryptu Xiężniczki Radziwiłłówny margrabiny Brendenburskiej, danego Królewicowi J. Mci. Jakubowi Sobieskiemu, jako za nikogo innego za mąż nie pójdzie tylko za niego), królewicz z kolei podpisał „asekurację wiary” dla Radziwiłłówny, gwarantującą wolność jej kalwińskiego wyznania. Wymienili się pierścionkami, odbyli przejażdżkę za miasto, ogólnie „bardzo miło było”, jak się w liście do matki wyraził królewicz Jakub. Ledwo jednak opuścił Berlin, pojawił się inny konkurent, Karol Filip von Pfalz-Neuburg, który odegrał rolę „Paryska neuburskiego”, jak go nazwano w polskiej historiografii. Jeszcze 22 lipca (sic!) Ludwika Karolina deklarowała poślubienie Sobieskiego, jeszcze 10 sierpnia napisała do królewicza czuły list i pojechała na kolację do poselstwa cesarskiego w Berlinie. Wspierający plany Sobieskich markiz Jules de Gravelle zaczął coś podejrzewać i pojechał za Ludwiką do cesarskiego przedstawicielstwa, ale nie został tam wpuszczony. Gdyby wszedł, zauważyłby, że „kolacji” towarzyszył ślub margrabiny z Karolem Filipem oraz pokładziny. Przypuszcza się, że za tą intrygą stała cesarzowa Eleonora, żona Leopolda I Habsburga.
Upokorzony Jan III Sobieski chciał odebrania ogromnego majątku wiarołomnej margrabinie, liczył na to, że szlachta na sejmie upomni się o honor narodu i rodziny królewskiej. Nic jednak z tych planów nie wyszło. Majątek Ludwiki Karoliny przejęła nieświeska linia Radziwiłłów, a sejm zerwano.KOLEJNE UPOKORZENIE SOBIESKICH, CZYLI PRZEBENDOWSKI WCHODZI NA ARENĘ DZIEJOWĄ
JAKUB NIE MIAŁ TEŻ SZCZĘŚCIA w objęciu tronu po śmierci ojca Jana III, chociaż z początku wydawało się, że poparcie jego kandydatury może być znaczące. Maria Kazimiera starała się pozyskać stronników wśród hetmanów, biskupów, wojewodów i innych ważnych dostojników królestwa. Wdowa po Lwie Lechistanu zabiegała o ten wybór i, jak byśmy powiedzieli dzisiejszym językiem, lobbowała, jak potrafiła, chociaż spora część szlachty jeszcze za życia króla bardzo niechętnie odnosiła się do wszelkich przejawów forowania Jakuba przez jego ojca.
Wśród osób, na które z początku liczyła, był kasztelan chełmiński Jan Jerzy Przebendowski, który miał wówczas niespełna sześćdziesiąt lat, ale właśnie przyszedł jego czas na odegranie szczególnej roli w historii. Na szczęście miał przed sobą jeszcze prawie trzydzieści lat życia, bo dopiero teraz czekała go spóźniona, ale wielka kariera.
Przebendowski był synem sędziego ziemskiego lęborskiego Piotra Przebendowskiego, przywódcy protestantów w Prusach Królewskich, uczęszczał do kolegium jezuickiego w Gdańsku i przeszedł na katolicyzm. Przebywał kolejno na dworach Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Jana III Sobieskiego. Brał udział we wszystkich ówczesnych kampaniach wojennych i dosłużył się stopnia pułkownika. Poczynając od 1668 roku, stale był wybierany na sejmy. Cieszył się zaufaniem królowej Marysieńki, która liczyła nie tylko na jego poparcie w wyborze jej syna na króla, ale prosiła go też o opiekę nad dobrami rodzinnymi.
W przeszłości relacje Przebendowskiego z Sobieskimi były dość skomplikowane. Współdziałał z przeciwnikami „absolutystycznych zapędów króla”: wojewodą poznańskim Krzysztofem Grzymułtowskim i Brandenburczykami, kontaktując się w tym celu również z ambasadorem francuskim w Berlinie. Za swoją antykrólewską gotowość dostawał pokaźne kwoty zarówno od Francji, jak i Brandenburgii. Już po wiktorii wiedeńskiej uczestniczył w tajnym spotkaniu grupy tzw. malkontentów (wojewodowie Bieliński i Grzymułtowski, marszałek wielki koronny Lubomirski, chorąży wielki koronny Leszczyński), którego rzeczywistym celem było przeciwstawienie się wyborowi Jakuba na następcę tronu. Kilka lat później Przebendowski zmienił front i znalazł się w stronnictwie wspierającym króla w konflikcie z rodami magnackimi. Dbał o dobre relacje do tego stopnia, że gdy przez pewien czas królowa okazywała mu niechęć, ten prosił o wstawiennictwo podkanclerza litewskiego Karola Stanisława Radziwiłła.
Po śmierci króla Sobieskiego Przebendowski przez jakiś czas stwarzał pozory aktywnego stronnika Sobieskich. Zachowywał się jednak podobnie jak wielu innych przedstawicieli magnaterii i szlachty, którzy z dużą łatwością przechodzili z obozu do obozu, a czasami formalnie byli w dwóch obozach jednocześnie. To właśnie córka podskarbiego w okresie wojny domowej za czasów Augusta II pytała w listach ojca, jak to możliwe, że niektórzy magnaci podpisywali się jednocześnie na aktach dwóch różnych i przeciwnych sobie konfederacji.
Dwulicowych stronników była wtedy cała rzesza, Przebendowski nie stanowił wyjątku, on jednak swoją przewrotnością zarówno w okresie przed, jak i w trakcie elekcji wybijał się poza normę swoich czasów. Zdarzało się, że prowadził nie podwójną, lecz potrójną grę!
Zanim rozpoczęła się elekcja, nadal był uważany przez królową za zwolennika królewicza Jakuba, faktycznie zaś współpracował z posłem francuskim Melchiorem de Polignakiem, reprezentującym kandydaturę księcia Contiego. Według relacji Francuza Przebendowski informował go o poczynaniach Jakuba. Gdy zaś już doszło do sejmu elekcyjnego, agitował za kandydaturą Wettyna. Zaskoczenie szlachty oskarżającej Przebendowskiego o zdradę sięgnęło zenitu. Rozwścieczony podkomorzy malborski Sebastian Czapski gotów był zabić saskiego agitatora. Dobył pistoletu i strzelił do wiarołomcy z bliskiej odległości, na szczęście chybił. Gdyby ten strzał był celny, historia Radziwiłłów potoczyłaby się zupełnie inaczej, być może linii berlińskiej wcale by nie było.
Właściwie podkomorzy Czapski wcale nie powinien być tak bardzo zaskoczony. Poparcie kandydatury Fryderyka Augusta z punktu widzenia Przebendowskiego było najbardziej logiczne. Przebendowski był mężem Małgorzaty z Flemingów, jej stryjecznym bratem był feldmarszałek saski Jakub Henryk Fleming. O powiązaniach rodzinnych Przebendowskiego z dworem saskim było wiadomo. Natomiast nikt ze zwolenników Contiego nie zdawał sobie sprawy, że wiosną 1697 roku Przebendowski przebywał w Dreźnie i przekonywał elektora do kandydowania. Pozycja Przebendowskiego w kraju, deklarowane wsparcie szlachty pomorskiej i rodzinne koneksje z pewnością były czynnikami wpływającymi na ostateczną decyzję wysunięcia kandydatury Wettyna do tronu Rzeczypospolitej.
W noc poprzedzającą wybór Przebendowski, nie zważając na ryzyko, jakiego doświadczył na początku elekcji, starał się trunkiem i przekupstwem trafić do przekonania szlachty. Jak się okazało nad ranem, jego agitacja była bardzo skuteczna. Według Aleksandry Skrzypietz (wybitnej znawczyni losów rodziny Sobieskich), obok biskupa kujawskiego Stanisława Dąbskiego, właśnie Przebendowski był najskuteczniejszym propagatorem kandydatury Fryderyka Augusta. Jeden z saskich obserwatorów nazwał akcję Przebendowskiego majstersztykiem. Chociaż jego zabiegi były bardzo skuteczne i przekonały sporą część szlachty, wybór Fryderyka Augusta nie był wcale przesądzony. Po pierwszym dniu interrex prymas Radziejowski nie zdecydował się jeszcze na ogłoszenie wyboru, w ciągu nocy nadal trwały próby pozyskania zwolenników, dochodziło to do utarczek, to do prób negocjacji. Był nawet pomysł rezygnacji obu kandydatów i wyboru kompromisowego kandydata, margrabiego badeńskiego Ludwika Wilhelma. O świcie 27 czerwca oba stronnictwa stały ustawione w swoich okopach, gotowe do boju. Prymas ogłosił, że legalnie wybranym kandydatem został książę Conti. Zwolennicy Wettyna nie uznali tego wyboru, zaczął się wyścig do kolegiaty św. Jana, by odprawić nabożeństwo dziękczynne. Najpierw odprawili swoją mszę — nie bez trudności, bo biskup Witwicki nie chciał kontystów wpuścić — zwolennicy Contiego, później do kolegiaty dotarli zwolennicy Wettyna.
W wyścigu na Wawel wygrał jednak August, który w lipcu dotarł do Tarnowskich Gór. Przebendowski powitał wjeżdżającego do Polski i stał się jego najbardziej zaufanym poplecznikiem. W Krakowie nie obyło się bez problemu z dostępem do insygniów koronacyjnych przechowywanych w wawelskim skarbcu. Zabezpieczenie skarbca polegało na tym, że drzwi miały osiem zamków, do których klucze posiadali senatorowie uznający wybór Contiego. Wyważenie drzwi byłoby uznane za świętokradztwo. Poradzono sobie zatem prawie jak z węzłem gordyjskim, wybijając dziurę w murze, przez którą wyniesiono insygnia królewskie. Drzwi pozostały w stanie nienaruszonym. 15 września 1697 roku elektor zaprzysiągł pacta conventa i został koronowany na króla Polski przez biskupa kujawskiego Stanisława Dąmbskiego w katedrze wawelskiej.
Odtąd rozpoczyna się szybka kariera Przebendowskiego, któremu król powierzał kolejne misje i czynił znaczące awanse. Już w dwa dni po koronacji otrzymał godność wojewody malborskiego.
Zdarzało się, że ponownie narażał swoje życie, będąc wiernym stronnikiem nowego króla. Jeszcze przed koronacją, podczas rozmów króla z opozycją, krewka część szlachty chciała potraktować szablami kasztelana, ale ten zdołał się schronić w rezydencji posła brandenburskiego. W roku następnym, podczas tzw. kampanii podhajeckiej (przeciwko Turcji), na skutek konfliktu między sojuszniczymi wojskami saskimi a polskimi podchmielony starosta krasnostawski Michał Potocki tym razem sięgnął szablą i zranił Przebendowskiego, który musiał schronić się w namiocie królewskim. Wojewoda malborski był jedynym Polakiem — członkiem Tajnego Gabinetu Augusta II, 3 lutego 1703 roku został podskarbim wielkim koronnym.
Współcześni, wypominając mu niskie urodzenie, życzliwość króla i brak magnackiej fortuny, delikatnie mówiąc, nie przepadali za faworytem nowego władcy. „Wszystko na się i za się wziął”, „wszędzie go pełno było”, „wszytki naprzykrzył się” — tak o nim mówiono.
Trzeba też jednak oddać sprawiedliwość temu dojrzałemu politykowi. Pozostając wiernym królowi również w momencie, gdy August II został zmuszony do abdykacji, nie był jedynie jego bezkrytycznym zwolennikiem. Sprzeciwiał się uzależnianiu Rzeczypospolitej od cara Piotra I, protestował przeciwko grabieży kraju przez wojska rosyjskie i saskie, podejmował misje dyplomatyczne do Berlina, pragnąc pokrzyżować pruskie plany wobec Gdańska i Prus Królewskich. Przeciwstawiał się również planom zwolenników Leszczyńskiego, którzy w zamian za jego poparcie byli skłonni do odstąpienia Prusom Warmii, Elbląga i Prus Królewskich. Będąc poza krajem, w czasie wojny północnej, starał się nadzorować administrację skarbową w Polsce, występował — szczególnie od roku 1710 — z wieloma inicjatywami mającymi na celu poprawę sytuacji skarbowej kraju.
Ustalenia takich badaczy jak M. Nycz, J. Gierowski, J. Staszewski podkreślają, że Przebendowski wśród współczesnych wyróżniał się gospodarnością, znajomością problemów finansowych, tolerancją religijną, rozumieniem potrzeb miast i konieczności ich rozwoju.
W opinii prof. Andrzeja Sowy Przebendowski był najwybitniejszym ministrem króla, który jako jedyny starał się łączyć ze sobą w logiczną całość elementy analizy czynników wojskowych, ekonomicznych, kwestii wiążących się z polityką zagraniczną i sytuacją wewnętrzną poszczególnych państw. Popierał podupadający handel, był inicjatorem budowy nowych kopalni srebra, przygotowywał prace mające poprawić żeglowność Wisły i Sanu. Gdyby realia ówczesnej Rzeczypospolitej sprzyjały naprawie państwa, podskarbi wielki koronny mógł odegrać pozytywnie znaczącą rolę.
Przebendowski przez lata skutecznie budował swoją fortunę. Przed elekcją Augusta II posiadał rozlegle dobra w okolicy Gdańska, rok później otrzymał Pokrzywno w województwie chełmińskim. W czasach panowania Augusta II Mocnego stał się największym tenutariuszem królewszczyzn w Prusach Królewskich. Zgromadził też dobra w województwach: kaliskim, krakowskim, łęczyckim, ruskim, sieradzkim.
W 1699 roku kupił od Rafała Leszczyńskiego dobra przygodzickie (obejmujące zrujnowane miasteczko Ostrów) położone na północ od starostwa grodowego Odolanów.
Dysponując liczącą się w kraju fortuną, mógł myśleć o wydaniu swojej córki za przedstawiciela najważniejszych rodów w Rzeczypospolitej.
Podskarbi nie miał szczęścia w życiu rodzinnym. Podczas gdy piął się na szczeblach kariery, coraz gorzej układało się jego małżeństwo. Kiedy opuszczał Drezno w różnych misjach państwowych albo doglądał swoich majątków (np. dóbr przygodzickich, gdzie w 1714 roku dokonał relokacji miasta Ostrowa), jego żona chętniej zostawała w stolicy Saksonii. Po odzyskaniu przez Augusta II korony polskiej w 1709 roku nastąpiła faktyczna separacja małżonków. Żona podskarbiego posiadała w Dreźnie dwór, który był pośrednikiem między przybyszami z Polski a dworem saskim — jego pani, przychylna Polakom, zatrudniała polską służbę.
Tylko dwoje dzieci Przebendowskich: córka Dorota Henryka (ur. 1682) i syn Piotr (ur. 1690) osiągnęli wiek dorosły. Syn otrzymał 2 maja 1710 roku godność krajczego koronnego, ale jeszcze tego samego roku w październiku zmarł. Natomiast perypetie małżeńskie córki stanowiły utrapienie przez prawie całe ostatnie ćwierćwiecze życia pana podskarbiego.PIERWSZY Z RODU RADZIWIŁŁÓW ZWIĄZANY Z WIELKOPOLSKĄ
BYŁ ROK 1704, imć podskarbiemu powierzono wtedy misję dyplomatyczną w Berlinie, której celem miało być pozyskanie pomocy pruskiej w wojnie ze Szwedami. Tam też wydał córkę za Jana Mikołaja Radziwiłła (1681–1729), późniejszego kasztelana wileńskiego, wojewodę nowogrodzkiego, VI ordynata kleckiego. Przebendowski dysponował fortuną, a jego zięć najpierwszym nazwiskiem w całej Litwie. Obaj podobnie zachowali się na elekcji. Radziwiłł początkowo popierał Jakuba Sobieskiego, ale przeszedł do obozu zwolenników elektora saskiego Fryderyka Augusta. Może i Przebendowski miał na to wpływ?
Dotychczasowa kariera Jana Mikołaja, przynajmniej jego wykształcenie i poczynania polityczne, nie wróżyły aż tak źle na przyszłość. Radziwiłł uczył się w kolegium jezuickim w Nieświeżu, w październiku 1695 roku uspokoił wystąpienia przeciwników jego rodu będących stronnikami skonfliktowanych z Radziwiłłami Sapiehów. 27 lipca 1696 roku został wybrany na posła z województwa nowogródzkiego. W następnym roku na sejmiku województwa nowogródzkiego został obrany pułkownikiem do boku swego ojca, jako regimentarza generalnego województwa.
Jeszcze w tym samym roku jego ojciec zmarł i wtedy Jan Mikołaj podpisał z macochą ugodę w sprawie jej oprawy i dóbr rodowych. Sejm koronacyjny wyznaczył go na jednego z komisarzy — chociaż nie był posłem — w celu udania się do Brześcia Litewskiego z zadaniem opłacenia wiernego nowemu królowi wojska litewskiego. Po drodze były jeszcze studia w Pradze (1698–1699). Do powrotu na Litwę zmusiła go przede wszystkim sytuacja po śmierci ojca, a ściślej ogromne długi, jakie odziedziczył w spadku. Wtedy też otrzymał tytuł krajczego litewskiego. Czynił zabiegi o małżeństwo, które miałoby mu pomóc w fatalnej sytuacji finansowej. Mogło ją poprawić oddanie na cztery lata w dzierżawę części swojego majątku. Wycofał się natomiast z początkowych konkurów do Ludwiki Opalińskiej, córki Piotra, starosty generalnego wielkopolskiego i wojewody łęczyckiego, jak i córki Władysława Przyjemskiego, wojewody kaliskiego. Ożenek z jedną z tych kandydatek mógł poprawić jego sytuację finansową, ale ostatecznie zmienił zdanie.
Jesienią 1699 roku wyruszył do Paryża, gdzie był na audiencji u Ludwika XIV, spotykał się z wieloma arystokratami francuskimi. Kilkakrotnie odmawiał propozycji przyjęcia Orderu Ducha Świętego z rąk Ludwika XIV, podobno zasłaniając się, że nie może go przyjąć bez zgody Rzeczypospolitej. Pod jego nieobecność w kraju, 4 stycznia 1701 roku, szlachta nowogródzka obrała go rotmistrzem powiatowej chorągwi pancernej.
W Paryżu dotarła do niego wiadomość o koronacji Fryderyka I na króla Prus, w związku z tym 9 marca 1701 roku złożył w parlamencie paryskim protestację przeciw temu bezprawnemu aktowi, naruszającemu prawa króla polskiego i Rzeczypospolitej. Protestacja ta stała się głośna wśród szlachty oraz poza granicami Rzeczypospolitej, została opublikowana pt. Vox iusta et libera Joannis ducis Radziwiłł. Dalsze podróże Jana Mikołaja wiodły do Włoch, Hiszpanii i Niderlandów. W grudniu 1701 roku przybył do Warszawy, ale już w maju następnego roku ponownie opuścił kraj. Tym razem przez Wrocław udał się do Wiednia. Wiosną 1703 roku był ponownie w Rzeczypospolitej objętej działaniami wojny północnej; nie angażując się w toczące walki, pozostał wiernym poddanym Augusta II.
Odziedziczywszy zadłużenie ojca, za sprawą podróży do krajów Europy Zachodniej tylko powiększał swoje zobowiązania finansowe.
Nadal jednak cieszył się zaufaniem króla, który w lipcu 1703 roku przyznał mu starostwo raduńskie, dostał też zapewnienie na godność wojewody nowogródzkiego po ewentualnej śmierci Stefana Tyzenhauza. Dużo zawdzięczał kanclerzowi wielkiemu litewskiemu Karolowi Stanisławowi Radziwiłłowi, kuzynowi starszemu o dwanaście lat. W ten sposób budowane były dobre relacje króla z najważniejszym rodem na Litwie.BOGATE ZŁEGO POCZĄTKI
W LUTYM 1704 ROKU doszło do podziału dóbr między Janem Mikołajem i jego braćmi, dobra Radziwiłła były jednak w większości pozastawiane na ponad milion złotych. Właśnie tyle, ile było potrzebne Radziwiłłowi, miała wnieść w posagu córka Przebednowskiego, dokładnie: 780 000 złotych w gotówce, 110 000 w wyprawie i 110 w kosztownościach. Był to posag imponujący i świadczył o pozycji finansowej ojca panny młodej.
Ślub odbył się 18 września 1704 roku w Berlinie, w obecności króla Fryderyka I (musiał jakoś wybaczyć Radziwiłłowi paryską protestację). Młody pan początkowo otrzymał „tylko” 600 000 złotych. Sprawa zaległego posagu będzie przez następne lata powodem nieporozumień z teściem i przyczyni się do fatalnego obrazu małżeństwa Radziwiłła z córką podskarbiego Przebendowskiego. Trudno się jednak dziwić temu, że teść nie spieszył się z wypłatą reszty posagu, skoro krótko po ślubie młody pan wybrał się do Gdańska (w grodzie nad Motławą pojawił się 19 września 1704), a tam przetracił (co trudno sobie wyobrazić) całą kwotę. Czyżby strata pieniędzy miała jakiś związek z misją polityczną, jaką być może otrzymał Radziwiłł, który w imieniu króla miał skłonić prymasa Radziejowskiego do porzucenia opozycji i pogodzenia się z Augustem II? Nawet uwzględniając koszty, jakie ponosił, z własnej kiesy realizując zadanie państwowe, fakt, że przepuścił ponad pół miliona złotych, wydaje się zjawiskiem horrendalnym.
W kwestiach politycznych zachowywał się racjonalnie, był wobec Wettyna konsekwentnie lojalny. Gdy szala konfliktu w wojnie północnej przechyliła się na stronę Szwecji (pod osłoną wojsk szwedzkich niewielkie zgromadzenie szlachty wybrało na króla Polski Stanisława Leszczyńskiego), Jan Mikołaj Radziwiłł latem 1708 roku przyjął od protegowanego Karola XII wakujący tytuł wojewody nowogródzkiego, obiecany już zresztą przez Augusta II.
Nominacja Leszczyńskiego nie wywołała negatywnej reakcji Sasa, gdy ten po trzech latach od abdykacji ponownie odzyskał koronę Rzeczypospolitej. Gdy Leszczyński został zmuszony do opuszczenia Polski, Radziwiłł wysłał Augustowi II gratulacje, a ten swoją nominacją z 31 października 1709 roku potwierdził tytuł wojewody nowogródzkiego dla Jana Mikołaja Radziwiłła. W następnych miesiącach aktywnie działał jako zwolennik króla, przewodniczył sejmikom w Nowogródku, opowiadał się za amnestią, zgodą króla z jego dotychczasowymi przeciwnikami, ewakuacją wojsk rosyjskich, przeprowadzeniem aukcji wojska.
Dobre relacje z królem, częste pobyty na jego dworze oraz związki z Przebendowskim (to ostatnie może budzić zdziwienie, jeśli uwzględnić problemy małżeńskie jego córki, o których poniżej) zaowocowały najwyższymi honorami Rzeczypospolitej, w tym nadaniem Orderu Orła Białego, wręczonego uroczyście 2 sierpnia 1715 roku.
Jednak w sprawach prywatnych, w szczególności majątkowych, działo się u Jana Mikołaja Radziwiłła coraz gorzej. Pokłócił się ze swoim dotychczasowym protektorem, księciem Karolem Stanisławem Radziwiłłem, jego czas pochłaniały głównie procesy z wierzycielami, zastawnikami dóbr, bratem Mikołajem Faustynem i… teściem Przebendowskim. W maju 1714 roku przegrał sprawę ze swoim głównym wierzycielem, Michałem Wołkiem Łaniewskim, wyrokiem Trybunału Litewskiego miał utracić na jego rzecz wszystkie dobra, chociaż tutaj w konsekwencji sprawę udało się częściowo załagodzić. W staroszlacheckim stylu rozegrał się kolejny spór Radziwiłła z niejakim Piekarskim, z którym w początku 1719 roku Radziwiłł przegrał w Trybunale i wyglądało na to, że będzie to kolejna „ostateczna” klęska finansowa wojewody nowogródzkiego. Zwłaszcza że zwycięzca procesu był protegowanym hetmana Ludwika Pocieja i przy jego pomocy dokonał zajazdu na majątki Radziwiłła, tenże miał jednak tyleż szczęścia, co długów. Piekarski wkrótce zmarł, Radziwiłł odzyskał swoje majętności. Sam zaś zajechał tzw. hrabstwo szydłowieckie, które chciał przejąć po śmierci brata Michała Antoniego (29 sierpnia 1721); wtedy wplątał się w kolejny proces, tym razem z szwagierką, wdową Marianną z Dowmont-Siesickich. Procesów miał bez liku, poza wymienionymi z bliskiej rodziny były jeszcze m.in. sądy z Białłozorami, Brzostowskimi, Flemmingami, Rymszami, Sapiehami i Skalskimi.
Nawet gdy pojawiał się na sejmach, też musiał stawać w obronie swoich dóbr. W tle jego niezliczonych sporów majątkowych: walką z dłużnikami, sądzeniem się o prawa do spadku, rozstrzyganiem sporów zajazdem, procesowaniem się z rodzeństwem i zastawnikami, rozgrywała się sprawa z osobą najbliższą, chociaż z uwagi na pikantne i drastyczne szczegóły to ona odsłaniała cechy osobiste charakteru Radziwiłła, lub raczej jego choroby psychicznej.MAŁŻEŃSKIE UDRĘKI DOROTY HENRYKI
JAK JUŻ WSPOMNIANO, Radziwiłł część sumy posagowej roztrwonił w Gdańsku, do którego zawitał w miesiąc po ślubie. Spiesznie więc mu było do otrzymania reszty pieniędzy obiecanych kontraktem ślubnym. Widząc, co się dzieje, Przebendowski nie kwapił się z przekazywaniem kolejnych rat, co z kolei powodowało procesy Radziwiłła z teściem o wypłatę pozostałej części posagu, a co gorsza — znęcanie się Radziwiłła nad żoną. Od podstępu do przemocy włącznie. Według Bożeny Popiołek, Dorota Henryka była dość dobrze wykształconą kobietą, o czym świadczą jej listy do ojca pisane po francusku, znała też dobrze niemiecki (jej matka — Małgorzata Elżbieta z Flemmingów — pochodziła z rodziny niemieckiej, a ojciec ze szlachty pruskiej). Z początku jednak słabo znała język polski i dlatego mąż wymuszał na niej podpisywanie skryptów finansowych. Jednym z pierwszych — według ustaleń Adama Perłakowskiego — było podpisanie aktu zrzeczenia się sumy posażnej. Radziwiłł wprowadził żonę w błąd, informując ją, że chodzi o podpisanie pełnomocnictw na zaciągnięcie długu na swoje dobra. Wydarzenie to miało miejsce w niespełna rok po ślubie.
Wkrótce okazało się, że Radziwiłłowa z Przebendowskich, córka jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, nie mogła prowadzić życia na poziomie, do którego była przyzwyczajona. W liście do ojca z 3 sierpnia 1705 roku Dorota pisała:
dla wygody dzieci naszych zgoła karety nie mamy. Przeto upraszam WM Pana Dobrodzieja, abyśmy z łaski Jego ojcowskiej mogli mieć karetę taką, jak Księżnie Jmci kanclerzynie jest oddana lub wygodniejszą dla dzieci i modniejszą
Gdybyż jednak chodziło tylko o wygodną i modną karetę… Młoda żona, jak się okazało, była skazana na niełaskę męża i mogła liczyć jedynie na bezpośrednią pomoc ojca. Ze strony męża została pozbawiona środków do życia, nie miała ich również na utrzymanie służby. Specjalni wysłannicy Przebendowskiego ruszali na Litwę z zapłatą dla ludzi księżnej, co nie zawsze było możliwe, bo Radziwiłł potrafił również więzić lokajów Doroty, oskarżając ich o stosunki z żoną. Przy innych okazjach zachęcał służbę do lekceważącego zachowania wobec ich pani.
Bita i poniżana Dorota Henryka szukała pomocy u ojca, biskupa łuckiego Joachima Henryka Przebendowskiego, kanclerzyny litewskiej Anny Katarzyny Sanguszków Radziwiłłowej. Podskarbi znalazł się w niezręcznej sytuacji — małżeństwo jego córki było wejściem rodziny Przebendowskich w najstarszą arystokrację królestwa, dawało szansę na wyrwanie się z pogardy okazywanej nowobogackiemu dygnitarzowi dworu królewskiego. Obawiał się, że jego córka, tak „pięknie wychowana”, gotowa jest porzucić męża i dochodzić rozwodu. Interweniował w liście do dotychczasowego protektora jego zięcia, kanclerza litewskiego Karola Stanisława Radziwiłła.
Gdy starania Doroty nie odniosły żadnego skutku, zdecydowała się na pierwszy desperacki krok i uciekła do klasztoru franciszkanek w Brześciu Litewskim, gdzie przebywa ponad dwa miesiące w 1715 roku. Później przyjchała do Warszawy, rozgłaszając, że uszła… nie od męża, tylko z Wielkiej Ordy. Podskarbi zdawał się nadal skłaniać córkę do utrzymywania fikcji małżeństwa i namówił ją do powrotu na Litwę, co w wyniku intensywnej perswazji uczyniła, ale w 1716 roku ponownie uciekła od swego gnębiciela, tym razem do klasztoru wizytek w Warszawie.
W swoich błagalnych listach do ojca dawała do zrozumienia, że nie może dalej znosić zniewag męża: „żadnego o mnie starania nie mając, ani wyniosłej nad różność urodzenia nie moderuje ambicjej, mając mię za nierówną sobie”. Radziwiłł, poniżając żonę, dawał jasno do zrozumienia, że ich małżeństwo było tylko transakcją, która miała sens tak długo, jak teść wypłacał posag. Dorota Henryka pisała ojcu o swoich krzywdach, nazywając męża „litewską kanalią”, dodając: „dobrze wiem, co to jest litewska napaść”. Księżna wielokroć prosiła ojca o wykorzystanie wpływów, by jej związek został unieważniony.
W końcu 13 kwietnia 1718 roku złożyła wniosek do nuncjusza o unieważnienie małżeństwa. Kwestię tę regulował II i III Statut Litewski. Większość przyczyn, które mogły doprowadzić do unieważnienia małżeństwa, dotyczyła jednak sytuacji, które trudno było udowodnić w małżeństwie Doroty Przebendowskiej i Jana Mikołaja Radziwiłła. Należały do nich: przymuszenie jednego z małżonków lub uprowadzenie, bigamia, bliskie pokrewieństwo i brak dyspensy papieskiej, impotencja męża, bezdzietność. Statut III dopuszczał jednak możliwość opuszczenia męża, jeśli ten używał wobec żony przemocy fizycznej. Separację sąd nuncjuszowski orzekł jeszcze w tym samym roku, jednak sprawa unieważnienia ciągnęła się przez kolejne dziesięć lat.
Adam Perłakowski wnikliwie zbadał akta sprawy Doroty Henryki i Jana Mikołaja Radziwiłłów (przygotowuje na ten temat książkę). Z jego ustaleń wyłania się porażający obraz tego małżeństwa. Według świadka Redendusa Muszyńskiego, który służył jako pisarz u marszałka dworu Radziwiłłów, po kolejnej kłótni o dalszą część sumy posażnej książę „cisnął swoją żonę (była wtedy w drugiej ciąży) o ziemię, a następnie chciał ją przebić szpadą”. Tylko dzięki szybkiej pomocy Zagórskiego, wezwanego przez mamkę wychowującą małego Marcina (pierwsze dziecko Radziwiłłów), nie doszło do tragedii. Innym razem Muszyński był świadkiem następującego zdarzenia:
Czasu jednego excrementis po twarzy i pod nosem jej posmarował, skąd wzięły ją vomitoria i ledwie się od śmierci wróciła.
Radziwiłł zastraszał też służbę, gdy odmówiła korzystnych dla niego zeznań. Gdy Korotyński odmówił nieprawdziwego oświadczenia o moralności Doroty, został wtrącony do więzienia; gdy podobnie nie chciał zeznawać Rzeczycki, został sromotnie pobity. Nagminne otwieranie korespondencji Doroty przez jej męża było chyba najbardziej niewinną anomalią w postępowaniu wojewody nowogródzkiego Jana Mikołaja Radziwiłła.
Jak już wspomniałem, proces rozwodowy ciągnął się przez dziesięć lat. Trudno uwierzyć, że Przebendowski nie mógł użyć swoich wpływów, aby skrócić udrękę jedynej córki, po śmierci syna Piotra jedynego żyjącego dziecka z prawego łoża. Wydaje się, że w tej sprawie zachowywał się niekonsekwentnie. Według Bożeny Popiołek: „Podskarbi Przebendowski, któremu ciągle wytykano niskie pochodzenie, ponad szczęście córki przedkładał prestiżowe koligacje z Radziwiłłami i wykręcał się przed Dorotą, błagającą go o pomoc”.
Odmiennego zdania jest Adam Perłakowski, który twierdzi, że podskarbi zaangażował się mocno w starania unieważnienia małżeństwa, jakie podjęła Dorota Henryka w kurii rzymskiej: „Minister wykorzystał w tym celu pośrednictwo i pomoc Jakuba Pucheta. Interesy Doroty Henrietty reprezentował w Polsce niejaki Jastrzębski, zaś w Kurii Rzymskiej — powołany przez nią adwokat Michaelo de Sachettis. Sprawa w Polsce trafiła przed sąd biskupi w Poznaniu. Przebendowski jednak liczył na Pucheta, którego kontakty na miejscu w Rzymie z de Sachettisem mogły przynieść pożądane rozwiązanie małżeńskiego konfliktu”.
Tylko że list do Pucheta pochodzi z czerwca 1726 roku, a sprawa o unieważnienie trwała już osiem lat. Dziwne też może się wydawać, że w atmosferze wielkiego dramatu Doroty Henryki jeszcze w 1728 roku Przebendowski przekazał swojemu zięciowi dzierżawę majątku Pokrzywno (ówczesne województwo chełmińskie).
Udręka Doroty Henryki zakończyła się ostatecznie nie dzięki unieważnieniu małżeństwa, tylko śmierci jej małżonka, która nastąpiła 20 stycznia 1729 roku w Czarnawczycach. Dziwnym zbiegiem okoliczności miesiąc później, 24 lutego (w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat), zmarł również jej ojciec. Wygląda to tak, jakby dopiero wtedy, gdy skończyła się gehenna jego córki, poczuł, że może odejść spokojnie z tego świata. Wdowa po Radziwille odziedziczyła ogromny majątek po swoim ojcu. W niespełna rok później, 3 stycznia 1730 roku, wyszła za marszałka koronnego Franciszka Bielińskiego, z którym zgodnie żyła przez kolejne dwadzieścia pięć lat, do końca swoich dni. Zmarła 17 stycznia 1755 roku; podobnie jak jej ojciec, została pochowana w kościele Reformatów w Warszawie.
Ciąg dalszy w wersji pełnej