- W empik go
Ragana czyli Płochość. Tom 1 - ebook
Ragana czyli Płochość. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 254 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mojey Bratowey
Naymiléy mi każdą pracę Tobie poświęcać. Lecz ta która poniekąd, wzrosła z częstych rozmów naszych, tak o płochości jak o niezliczonych, a nayczęściey smutnych iey skutkach. Tobie się należy. Wystawiam tu nietylko tę płochość wynikłą z zalotności która zdaie się bydź wyłącznie kobiet udziałem, lecz i o tey mowie, co będąc oznaką słabości ludzkiey, czyni nas częstokroć niezdolnemi do silnego przedsięwzięcia lub oporu, a nadaiąc jakąś wątłość chęciom naszym, wprawia nas w oziębłość na przedmiot naygorliwszych życzeń naszych, w chwili prawie kiedyśmy go otrzymać zdołali. Słowem znaydziesz tu ludzi jakich co dzień widuiesz z wadami, przymiotami, a nadewszystko słabych. Jedney Wandy charakter, na wzór twego kreślony, będzie Ci się może zbyt doskonałym zdawał, ale ia wiem naylepiey ile ten obraz iest wierny.
ROZDZIAŁ I.
Przyiaciele
Leśne bogactwa nie oszacowane,
Hoynie polakom od Bóg są dane,
Po ziemi łanie i sarneczki żartkie,
Po drzewie ptastwo igra sobie wartkie.
Do barci niosę pracowite roie,
Zdobycze swoie.
Ryb też dostatek prawie dobrey wody
Rodzą ieziora, stawy, rzeki, brody.
Otóż polakom na niczem nieschodzi
Wszystko się rodzi.
SEBASTYAN KLONOWICZ.
W roku 1***, kilku z młodzieży dla zabawy, nauk, lub interesów, przebywających w Wilnie, umówili się dawać sobie po kolei literackie wieczory, na których, naystarszy z nich za prezydenta obrany, zadawał różne uczone pytania do rozwiązania, rozmaite tłumaczenia, i inne tego rodzaiu prace; te późniey na większych zgromadzeniach były czytane, roztrząsane i krytykowane. Przez czas zaś Wakacyi, każdy z członków powinien był zwiedzić pieszo, iakąś część kraiu oyczystego, a za powrotem dokładny dać opis swoich wypadków i postrzeżeń.
Tak gdy razu iednego wszyscy podróżuiący zebrani byli, i każdy z nich starał się iak nayszczytnieysze dać wyobrażenie, nietylko o kraiu który był za przedmiot swych uwag obrał, lecz i o eruducyi badacza, o bystrości oka co w tak krótkim czasie tyle rzeczy spostrzedz i z tak nowego a właściwego sobie punktu, uważać potrafiło, nagłe nastąpiło milczenie, wszystkie głowy ku drzwiom się obrociły, i wszyscy ieduogłośnie zawołali, ach wszak to Zygmunt powrócił? Myślałem że mię niepoznacie Nieby dziwne go niebyło, po tak długiey niebytności, a nawet zdaiesz się zmieniony i smutny, co ci to iest. – "Chorowałem" – "Jakto, przez cały ten rok cośmy ciebie niewidzieli?" – "Niezupełnie" – "A czemuż przeszłego roku niewróciłeś? takżeś się takoniczny zrobił, że się nie dopytać u ciebie niemożna."
"Milczenie! milczenie! Mości panowie, donośnym głosem przerwał prezyduiący Czas daremnie tracimy, niech każdy na swe mieysce wróci, a Zygmunt nam dokładnie opowiedzieć raczy, gdzie był, i iakiey korzyści z iego podróży spodziewać się możemy." – "Ja zwiedziłem żmudź. – "O! to iuż się niedziwimy, ze śmiechem wszyscy zawołali, że tak niechętnie gadasz, bo chyba dasz nam opis niedźwiedzi i niedźwiedników.
"Milczenie! milczenie! ieszcze głośniéy zawołał prezyduiący uderzaiąc laską w podłogę; Przerywać niewolno, –
"Myli się każdy, mówił Zygmunt, kto myśli że Żmudź nie godna uwagi. Prawda żem wiele widział Niedźwiedzi i Niedźwiedników, lecz iest to prawie iedyną rzecz którą naganną znalazłem. Albowiem ten rodzay przemysłu odrywaiąc ludzi od roli w kraiu niezbyt zaludnionym, dużo iey ieszcze uszczerbku czyni; przyznać iednak należy iż od nieiakiego czasu spostrzeżono się, że to było tylko nieiako zachętą do próżniactwa, bardzo mało korzyści przynoszącey Właścicielom nie dzwiedzi. Naycześciey, gdy się sprzykrzyła praca włościaninowi, opuszczał dom, gospodarstwo, i familią, by się włóczyć ze zwierzętami, za które, w końcu lat kilku, bardzo małe panu swemu odnosił zbiory. Zresztą Żmudź uważana pod względem żyzności; żadney części polskiey nie ustępuie, nigdzie tam niedaie się widzieć nędza, prawie powszechna u nieszczęśliwych naszych poddanych; każdy z nich iest właścicielem kilkunastu sztuk bydła i kilku koni; czynny handel ułatwiony bliskością Rygi, Memla, Lipawy, równie iak i biegiem spławnego Niemna, rozsiewa między rolnikami zarody cywilizacyi obcey innem częściom Litwy. Mimo upowszechnionego zwyczaiu nie wypuszczania dymu, daiąc mu za iedyny otwór małą dziurę w ścianie oknem nazwaną, iuż teraz wielu, wyrzekaiąc się przesądu, iakoby do zdrowia dym był potrzebnym, szczycą się bardzo porządnem zabudowaniem, z kominami, oknami dużemi i podłogą. Zamożność ta mieszkańców, a ieszcze bardziey, piękno.ść położeń szczytność oko zachwycaiących widoków, wiele sprawiaią przyiemności podróżuiącemu, i mogłyby sprawiedliwie ziednać Żmudzi nazwisko Szwaycaryi polskiey, gdyby mnóstwo tak starodawnych murów iak i modnych pięknych i wspaniałych Pałaców, nic świadczyła o wielkiey liczbie bogaczów.
"Zapewne nieomieszkałeś widzieć także, przerwał prezyduiący, tych dwóch sławnych skał, którychto nam ułomki, kilka lat temu do Akademii przysłano; lecz mniemam iż musisz mieć tego wszystkiego porządnie ułożony opis." – To iest… raczey wszystkie materyały potrzebne do utworzenia onego. –
A cożeś porabiał przez tak długi przeciąg czasu zapytał ieden z Członków, kiedy nawet opisu swey podróży dokonać niemogłeś. – Zapominasz się iż oprócz geograficznych, zoologicznych, agronomicznych, i innych tego rodzaiu opisów, obowiązkiem iest naszym, zdawać tu sprawę z osobistych wypadków podróży naszych, i ta część pracy moiey iest zupełnie skończoną. – Musiało ci się coś bardzo szczególnego trafić, kiedy w całym roku na Tlić innego czasu nieznalazłeś." – "Późniey o tem sądzić będziecie mogli." – "Ponieważ, rzekł prezyduiący, Pan Zygmunt tę tylko część swey podroży opisał, nim drugą wygotnie, na przyszłym wieczorze będzie nam ią mógł udzielić, teraz bowiem spóźniona godzina do innych nas obowiązków przywołuje.
ROZDZIAŁ II.
Gusła
There are more Things in heaven and Earth
Than are dreamt of in our phylosophy.
Są dziwy w niebie i na ziemi, o których ani śniło się naszym filozofom.
Następuiącego dnia tak swe opowiadanie zaczął Zygmunt.
Już tylko parę tygodni do końca wakacyi liczyłem, z tych obiecywałem sobie kilka dni Rodzicom poświęcić a leszczem był owych sławnych skał niewidział. Chcąc ie co nayprędzey obeyrzeć, a iuż tylko o milę od Popielan (mieysce w któ rem się one wznoszą) znayduiąc się, przyspieszyłem kroku by przed zmrokiem uyrzeć te dziwne płody natury.
Są to dwie skały utworzone zniezliczoney ilości muszli różnego kształtu skamieniałą massa z sobą połączonych. Wielu mniemają iż od potopu początek ich liczyć trzeba, bliskie zaś ich położenie od morza zdaie się potwierdzać domysł, że iakis szczególny wylew wody skupił te konchy które późniey czas spetryfikował.
Gdym przybył do nich, uniesiony pięknością tych perłowych powierzchni, chciałem sobie ułomek dla pamiątki zachować. Niezważaiac na zmęczenie, skutek przyspieszonéy podróży moiey, próbowałem oderwać iedną z wystaiących cząstek; z razu, rzecz mi się łatwą zdawała, lecz doznaiąc oporu, zniecierpli wiata, całey użyłem siły, wtem mi się noga pośliznęła, padłem, i niewiem, czy od uderzenia, czyli z wielkiego wysilenia, uczułem natychmiast mocny ból w lewym boku. Zaniechawszy wiec zamiaru mego wróciłem iak nayprędzey do pierwszey karczmy na noc; nazaiutrz zdawało mi się iż ból, który mnie iednak niebył odstąpił, nieprzymusi mię do przerwania podróży moiey, i w dalszą puściłem się drogę. Pierwszego dnia szedłem powoli aż do wieczora, ale drugiego siły się zmnieyszać, a ból w boku wzmagać zaczął. Chciałem zaraz powóz sobie naiąć, lecz tam miasta nieczęste, a zatem trudność w rychłem dostaniu furmana; spotykałem wprawdzie wiele fur próżnych, ale nieumieiąc po Żmudzku, iedyny ięzyk iakim tara chłopi mówią, na każdą prożbę żeby mię na wóz wzięto z przerzeczeniem dobrey nagrody, nie odbierałem inney odpowiedzi, iak ne suprantu co w ich ięzyku znaczy, nierozumiem. Nie zrażaiąc się iednak, i zawsze prośbę moią powtarzając, trafiłem nakoniec na takiego co mi odpowiedział; – A siaday Dobrodzieiu, nie potrzeba mi wielkiey zapłaty, bo konie moie zwykłe pracy, byłeś nie żądał żebym ia Waszeć gdzie in dzidy zawiózł iak do Kieydan, bo ia z tamtych stron, troche nawet daley, i do domu spieszyć muszę…
– Gdzieżeś to tak daleko ieździł?
– Ja wracam z Rygi Dobrodzieiu, gdzie się to troche lnu i Lipcu, co człowiek uzbierał, zawiozło. Teraz niema co robić iak o lnie myśleć; dawniey to się każda bulba * przedała, a teraz iuż i lnem
* Tak na Żmudzi kartofle nazywają.
ledwo na swoie wyidziesz, lipiec nawet za który dawniey można było dwa dukaty za garniec dostać, to teraz ledwo trzy ruble placa.
– A dużo tego lipcu miewasz?
– Dawniey poki Merga Katrytka żyta, to się do stu pniów pszczół liczyło, ale po iey śmierci wszystko mi na nieszczęście poszło, zaraz na drugą zimę wymarto mi z potowe. Teraz moie dziewki sieroty hodować ie zaczęty i iuż czterdziestu pniami pochwalić się mogą.
– To musisz dużo pieniędzy zbierać?
– A coż robić Dobrodzieiu, i tak mato co człowiekowi zostaie; podatki wielkie, często też iak roboczy czas a tu razem do dworu pędzą i do naprawy dróg iść każą i w domu pilna robota, to trzeba nieraz robotnika naiąć. A nuźby się me mu panu podobało mego chłopaka kazać w rekruty oddać, to trzeba mieć zawsze zapasik od przypadku, bo kto smarnie ten iedzie, a ia mego Uzuka w sołdaty nieoddam, żeby niewiem co przyszło robić; a cobym iana starość począł?
– Przecież masz więcey dzieci.
– To dziewki, to poleci na inny krzak gniazdeczko ulepić.
– A prędkoż ie za mąż powydaiesz?
– Dotąd nikt ich niechce, ale tego roku uyrzałem na gumnisku bocianie gniazdo, to też może Bóg naywyższy ześle iaką pociechę.
Tak rozmawiając przybyliśmy na nocleg do małey i brzydkiey karczemki, a lubo kilka bardzo obszernych i czystych ominęliśmy, niepodobna było wyperswadować memu towarzyszowi żeby inną wy brał, gdyż od lat ośmnastu zawsze Aszpergielis do Leybusia na noe zaieżdża.
Ból mego boku do tego byt doszedł stopnia, iż mi z wielką trudnością przyszło zsiąść z wozu, miałem iednak nadzieię że sen którego czułem potrzebę iakąś mi ulgę przyniesie, i dla tego nayprzód pomyślałem o sporządzeniu sobie wygodnego łóżka. Uważaiąc że ława co pod oknem za stołem była bardzo wązka, chciałem do niey drugą koło pieca stoiącą przysunąć, lecz na nieszczęście ta była o ćwierć łokcia niższa i z iednego końca nogi tylko miała, z drugiego zaś na przewróconym wiadrze ią opierano. Trzeba się więc było na iedney mieścić. Ważkość iey a ieszcze bardziey słabość nóg, za każdem poruszeniem grożących załamaniem, nic nayprzyiemnieyszy mi iuż rokowały no cleg, kiedy zaduch dziesięciu żydów w teyże izdebce śpiących, miauczenie dwóch kotów umęczonych przez iednego z bachorów na piecu, i wiatr w same uszy przez okno gwiżdżący, niedozwoliły mi ani oka zmrużyć. Dodać do tego należy wrzask małego bachorka, którego Matka nayczulszém śpiewem utulić niemogła; nieustanne trzaskanie drzwiami wchodzących i wychodzących, pluskanie przestraszonych co moment kaczek, w błotnistey pod kominem kałuży, tak iak iana ławie nadaremnie szukaiacych spoczynku; mnóstwo pluskiew i pchłów, żeby się łatwo domyśleć iż się w krótce z tey odchłani wyniosłem. Okryty płaszczem, poszedłem się roztasować w wozie Aszpergielisa, na dwóch kitach* świeżego siana,
* Wiązki, kitami w Litwie zowią.
i w krótce smaczno zasnąłem. W kilka godzin późniey nagle przebudzony uczułem się tak zmokły i tak zziembnięty iż mi trudno było odetchnąć. Gwałtowna burza sprawiła mi to ukontentowanie, chciałem poyść osuszyć odzienie lecz ból boku, krzyża, i kości, ani mi się ruszyć dozwolił. Zacząłem wołać, lecz wszyscy co nie tak iak ia pod naywiększą dziurą w dachu umieścili się w twardym śnie pogrążeni byli. Coraz więc bardziey moknąc każda minuta tey nieszczęśliwey nocy, godziną mi się wydawała.
Nazaiutrz gdy Aszpergielis przyszedł zaprzęgać, takie miałem trzęsienie, iż mu nawet stanu mego opisać niebyłem zdolny; późniey nastąpiła gorączka, i ta mnie zupełnie przytomności pozbawiła wiem tylko że kiedym powrócił do zmy slow, znalazłem się w rodzaiu łóżka z czterech zbitego desek, mocno słomą napakowanego, i grubem lecz czystem przykrytego prześcieradłem, pod głową miałem kilka poduszek, a na ziemi leżały dwie ogromne pierzyny, które zamiast kołdry służyć mi miały. Pokoik móy był naokoło ozdobiony obrazkami i wiankami święconymi, światło do niego drzwiami tylko wchodziło; i zdawał się zupełnie odosobniony. Jeszcze z pierwszego niebyłem odszedł podziwienia, kiedy uyrzałem dziewczynę z cicha z zadrzwi zaglądaiącą, była to starsza córka Aszpergielisa Petrulka, a że co tydzień chodziła prac do dworu, i tam się trochę po polsku nauczyła, więc dowiedziałem się od niey, że mię iey Oyciec od tygodnia przywiózł, ale tak chorego że się co dzień
śmierci moiey spodziewano, i dla tego mie Aszpergielis w Swirnie* umieścił, to iest w małym domku osobnym, na dziedzińcu wybudowanym; bo się wszyscy mnie bali myśląc że mam diabła w sobie.
– Cóż ia robiłem coby mogło bydź powodem do takiego mniemania? zapytałem.
– A Bóg święty wie co tam Panicz niedokazywał; gadałeś sam niewiedziałeś co, krzyczałeś, rzucałeś się po łożku, iuż to oczywiście diabła w sobie miałeś, i żeby nie Ragana tobyś panicz pewno na swoiem weselu nie tańczył.
– Jaka to Ragana?
– A ta co diabła z Waszeci wypędziła.
* Każdy zamożnieyszy chłop na Żmudzi, ma na przeciw swey chaty swirno gdzie chowa co ma naykosztowniéyszego, w bardzo zaś obfite lata, zboże tam składają.
– Któż to iest ta Ragana?
– Ja tego niepowiem.
– Czy to iaki Lekarz?
Na to się uśmiechnęła Petrulka i wstrzęśnienie głowy iedyną było iey odpowiedzią.
– Czy Ragana iest kobieta, czy mężczyzna?
– Ja i tego Paniczu nie powiem.
– Jakże się przynaymniey ubiera?