RAZEM! czyli Społem - ebook
RAZEM! czyli Społem - ebook
Pierwsze od roku 1936 wznowienie wszystkich najważniejszych tekstów Romualda Mielczarskiego, poświęconych spółdzielczości, jej zasadom, wizjom i celom. Twórca polskiej spółdzielczości spożywców, wieloletni lider „Społem”, ukazuje, czym może być i czym była spółdzielczość zanim zniszczyli ją komuniści, a także dlaczego jest ona znakomitą alternatywą wobec kapitalizmu. Zawiera m.in. kluczowe manifesty programowe Mielczarskiego: „Cel i zadania stowarzyszenia spożywców”, „Kooperacja spożywców w Królestwie Polskim i jej dezyderaty”, „O zjednoczeniu ruchu”, „Najbliższe zadania spółdzielczości spożywców w Polsce”. Oprócz tego w książce znajduje się prezentacja biografii Mielczarskiego – jedna z najbardziej obszernych i szczegółowych, jakie dotychczas opublikowano.
Wspólna edycja „Obywatela”, Krajowej Rady Spółdzielczej i Instytutu Stefczyka.
Romuald Mielczarski (1871-1926) – działacz socjalistyczny (PPS) i niepodległościowy. Jeden z liderów Towarzystwa Kooperatystów, współtwórca nowoczesnej spółdzielczości spożywców w Polsce. Przez wiele lat dyrektor związku spółdzielczego „Społem” – największej w międzywojniu instytucji handlowej na ziemiach polskich, twórca jej podstaw organizacyjnych i finansowych. Zwolennik konsekwentnie demokratycznego i prospołecznego oblicza kooperatyzmu. Jedna z najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych postaci w historii polskiego ruchu spółdzielczego.
Jego poglądy spółdzielcze tworzą rodzaj ewangelii – nie zawsze wykonywanej, ale czczonej i szanowanej. U Mielczarskiego słowo i czyn były tożsame. Idee głoszone przezeń nie są może nowatorskie. Były one głoszone i przez innych ludzi. Siła i potęga słowa Mielczarskiego polega na tym, że dawał rzeczy głęboko przez siebie przeżyte. W Mielczarskim widziano pełne zespolenie wyznawanych ideałów z życiem osobistym.
prof. Konstanty Krzeczkowski
Idealista – marzył całe życie o Polsce i o sprawiedliwości społecznej, na której winna być oparta, a równocześnie trzeźwy rachmistrz, który sumiennie obliczał każdy krok naprzód, zanim go postawił. Trzeźwy idealista. Osobliwy marzyciel, któremu udało się wszystkie swoje marzenia wcielić w realne formy życia.
Stanisław Thugutt
Spis treści
- "Spożywcy, łączcie się!" Próby tworzenia spółdzielczej tożsamości
- Od redaktora książki
- Cel i zadania stowarzyszenia spożywców
- Kooperacja spożywców w Królestwie Polskim i jej dezyderaty
- zjednoczeniu ruchu
- Najbliższe zadania spółdzielczości spożywców w Polsce
- Od redakcji "Społem!"
- W górę serca
- Trzeba tylko chcieć!
- Organizacja wielkich stowarzyszeń
- polityce handlowej stowarzyszeń spożywczych
- Kiedy będziemy mieli swoją hurtownię
- Działalność Biura Informacyjnego
- Jadłodajnie spółdzielcze
- List nasz do Międzynarodowego Związku Spółdzielczego w Londynie
- Posłowie Marzyciel i realista Romuald Mielczarski i spółdzielczość spożywców w Polsce
- Przypisy
Kategoria: | Polityka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-8-3937-5170-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wznawiając teksty Romualda Mielczarskiego, za punkt wyjścia przyjęto wersje zamieszczone w dwutomowej edycji jego „Pism”, w opracowaniu prof. Konstantego Krzeczkowskiego, z roku 1936. Każdy z publikowanych tekstów opatrzono notą edytorską, która w możliwie szczegółowy sposób przedstawia historię jego wcześniejszych publikacji.
Wznawiając je, stosowaliśmy zasady powszechnie przyjęte przy współczesnych edycjach tekstów powstałych wiele lat temu. Uwspółcześniona została zatem polszczyzna (głównie ortografia i interpunkcja), aczkolwiek jedynie tam, gdzie było to absolutnie konieczne. Dodatkowe, bardziej obszerne wyjaśnienia językowe, a także merytoryczne, niezbędne dla zrozumienia wywodu, zawarte zostały w przypisach. Zachowano oczywiście wszystkie przypisy autorstwa Mielczarskiego. Są to te, które nie posiadają dodatkowych adnotacji. Z kolei przypisy własne opisałem w nawiasach jako przypis redaktora książki, co powinno wyraźnie odróżnić je od oryginalnych. W przypisach wyjaśniałem daną niejasność zazwyczaj tylko za pierwszym razem, co w przypadku, gdy niniejsza publikacja stanowi zbiór różnych, niepowiązanych ze sobą tekstów, może stanowić pewien kłopot – dlatego sugeruję lekturę całości po kolei, nie zaś w dowolnym porządku.
Istotną zmianą w stosunku do edycji dokonanej w „Pismach” Mielczarskiego, jest zamiana kursywy na pogrubienie czcionki tam, gdzie autor chciał zaakcentować jakiś fragment.
Prezentowane teksty zamieszczamy, nieco inaczej niż miało to miejsce w „Pismach”, w kolejności niechronologicznej (tamto dwutomowe wydanie zawierało w I tomie teksty polityczne, w II zaś najpierw teksty spółdzielcze, później zaś ekonomiczne, w każdej z tych części w układzie chronologicznym). Zdecydowaliśmy się na taki zabieg z uwagi na to, że część z tekstów spółdzielczych ma charakter skrótowy i/lub przyczynkarski. Dlatego też na początku umieszczamy główne rozważania ideowe Romualda Mielczarskiego, swoiste manifesty jego poglądów, dopiero później natomiast publikujemy teksty pomniejsze, w przekonaniu, iż taka kolejność jest dla czytelnika ciekawsza, a także lepiej służy prezentacji sedna światopoglądu autora.
Tytuł zbioru tekstów, który oddajemy do rąk czytelnika, ma prostą genezę. Słowo „społem”, tj. wspólnie, razem, widniało w tytule pierwszego polskiego czasopisma poświęconego propagowaniu spółdzielczości. Mielczarski był jego współpracownikiem od początków edycji, okresowo także współwydawcą, zaś sam periodyk ostatecznie stał się oficjalnym organem związku kooperatyw spożywców, któremu przewodził autor tekstów przypominanych w tym miejscu. Ów związek potocznie nazywano właśnie „Społem” – o tym wszystkim obszernie piszę w posłowiu do niniejszej książki.
Remigiusz OkraskaCel i zadania
stowarzyszenia
spożywców
Mam mówić o celach i zadaniach stowarzyszenia spożywców. Na zjeździe przedstawicieli zarządów stowarzyszeń, i to w dodatku stowarzyszeń związkowych, temat, zdawałoby się, banalny. A jednak taka pogadanka często się spotyka na zjazdach związków zagranicznych, nie będzie więc od rzeczy i na naszym zjeździe, zwłaszcza że świadomość spółdzielcza jest u nas jeszcze bardzo słabo ugruntowana.
Myśl kooperatywy spożywców zrodziła się na podłożu ustroju kapitalistycznego. Czymże jest ten ustrój kapitalistyczny?
Odkąd ludzkość istnieje, człowiek musiał pracować. Praca jest żelaznym prawem natury. W czasach przedkapitalistycznych celem pracy było przede wszystkim zaspokajanie potrzeb ludzkich.
Dopiero od XVI wieku na zachodzie Europy, a u nas ku schyłkowi XVIII i w początkach XIX w., począł powstawać i krzepnąć ustrój, w którym pracy i wytwarzaniu dano zupełnie inny cel. Gdy zastanowimy się bliżej, dlaczego pracuje, a właściwie każe pod swoim kierownictwem pracować innym, wielki przemysłowiec i wielki rolnik w swych fabrykach, kopalniach i na roli, to dojdziemy do przekonania, że istotnym celem tej pracy nie jest bynajmniej zaspokajanie potrzeb ludzkich. Rozumie się samo przez się, że przedsiębiorca musi wytwarzać artykuły o tyle, o ile są użyteczne, gdyż inaczej nie miałyby one zbytu, dla przedsiębiorcy nie to jednak jest celem produkcji. Przemysłowiec czy wielki rolnik wkłada w przedsiębiorstwo czy majątek ziemski np. 100 000 rubli nie na to, by zaspokajać takie lub inne potrzeby, lecz na to, by z tych 100 000 rb. otrzymać po pewnym czasie 120 000 czy 130 000. Celem produkcji przemysłowca czy wielkiego rolnika jest zysk. Wytwarzanie dla zysku nazywa się produkcją kapitalistyczną, a ustrój, w którym główną rolę odgrywa produkcja dla zysku, zowie się ustrojem kapitalistycznym.
Uczeni ekonomiści, badający gospodarstwo narodowe, długi czas toczyli spory o to, skąd powstaje zysk. Ba, jeszcze dotychczas nie są na tym punkcie w zgodzie. Ale robotnicy, wiedzeni instynktem nieomylnym, nim jeszcze nauka to słowo wyrzekła, wiedzieli, że źródłem zysku jest nieopłacona praca robocza.
Praca ludzka ma tę cudowną własność, że koszt jej utrzymania jest o wiele mniejszy niż to, co w tym czasie wytworzyć potrafi. Całe dzieje ludzkie, cała nauka, wszystkie wynalazki i odkrycia pracują na to, by tę różnicę powiększyć. Im społeczeństwo stoi gospodarczo wyżej, tym też większa jest ta różnica. Zysk kapitalisty (przemysłowca czy wielkiego rolnika) powstaje stąd, że płaci on robotnikom koszt ich utrzymania, a zabiera cały owoc ich pracy.
Niesprawiedliwość ustroju kapitalistycznego nie polega jednak na tym, że robotnicy nie otrzymują całkowitego owocu swej pracy. Takiego ustroju, w którym pracujący otrzymują całkowity równoważnik swej pracy, nigdy nie było i nigdy nie będzie. Ludzkość postępuje naprzód, bogaci się materialnie i duchowo pod tym tylko warunkiem, że stosunkowo coraz większa część pracy wciela się w przedmioty, które służą nie do bezpośredniego spożycia, lecz do dalszej produkcji. W ustroju możliwie najsprawiedliwszym, w którym praca dojdzie do głosu, robotnicy będą niewątpliwie otrzymywali więcej za swoją pracę niż obecnie. Nawet i wtedy jednak nie będą otrzymywali całkowitego równoważnika swej pracy. Należy raczej przewidywać, że jeszcze większa stosunkowo część pracy obracana będzie na wytwarzanie narzędzi pracy niż dzisiaj.
Podstawową niesprawiedliwością ustroju kapitalistycznego jest to, że zysk, czyli nieopłacona praca robocza, zamiast do ogółu dostaje się do rąk prywatnych i staje się źródłem gospodarczego panowania jednych nad drugimi. Nieopłacona praca robocza, wcielona przeważnie w narzędzia pracy i w mniejszej części w artykuły spożycia, zamiast stawać się kapitałem społecznym, staje się kapitałem prywatnym, który panuje nad pracownikiem.
Tu wypada mi zastrzec się, że gdy mówię „robotnicy”, nie mam bynajmniej na myśli tylko robotników fabrycznych. Jakkolwiek położenie drobnego rolnika i rzemieślnika-chałupnika wydaje się odmienne od położenia robotnika fabrycznego, zależność ich od kapitału prywatnego jest ta sama. Drobny rolnik, uprawiający własną pracą swój zagon, zależy w zupełności od wielkiego kupca zbożowego, zaś rzemieślnik-chałupnik zależy całkowicie od wielkiego składnika. Ceny dyktowane przez wielkich kupców zbożowych i wielkich składników są tylko inną postacią płacy roboczej. Robotnik fabryczny, drobny rolnik i rzemieślnik-chałupnik należą do tego samego obozu antykapitalistycznego, nad którym panuje i który uciska kapitał prywatny. Rozumie się też samo przez się, że do tegoż antykapitalistycznego obozu należy zaliczyć proletariat umysłowy, jakkolwiek ta grupa w swoich marzeniach – ale tylko w marzeniach! – lubi zaliczać się do „uprzywilejowanych”.
Jest to zupełnie zrozumiałe, że w głowach robotników prawie od początku kapitalizmu musiały kiełkować myśli, które zmierzały już to do częściowej poprawy ustroju kapitalistycznego, już to do całkowitej jego przebudowy.
Jednym z tych szerokich gościńców, który prowadzi od obecnego ustroju do lepszego i sprawiedliwszego ładu, jest kooperacja spożywców.
Ustrój kapitalistyczny ze swą cudowną techniką i bajeczną organizacją handlową wydaje się twierdzą nie do zdobycia. A jednak w tej twierdzy, zewsząd zdaje się opancerzonej, znajduje się punkt nieosłonięty, przez który łatwo zrobić wyłom i zmusić twierdzę do kapitulacji. Tę słabą stronę kapitalizmu, która pozwoli go obalić, stanowi sprzedaż.
Kapitalizm pracuje dla zysku, zysk powstaje przy wytwarzaniu, ale zrealizować zysk można tylko przez sprzedaż. Przemysłowiec może wyprodukować bez liku towarów, nie osiągnie on jednak żadnego zysku, dopóki towarów nie sprzeda. Zysk, ten nerw żywotny kapitalizmu, staje się możliwy tylko przez sprzedaż. Ten fakt ma nadzwyczaj doniosłe konsekwencje. Jeżeli bowiem zysk kapitału realizuje się przez sprzedaż, wynika stąd, że w ustroju kapitalistycznym istotnym panem położenia jest odbiorca towarów, jest spożywca. Nie kto inny jak spożywcy decydują o tym, jaki ogólny zysk przypada kapitalistom. Nie kto inny jak spożywcy, przez większy lub mniejszy zakup, stanowią o tym, ile z tego ogólnego zysku przypada na danego kapitalistę. Spożywca też ostatecznie rozstrzyga, jakie gałęzie przemysłu kwitną, a jakie upadają, a więc pośrednio wpływa na ilość i rozmieszczenie robotników. Spożywca też w znacznym stopniu jest odpowiedzialny za niskie płace i lichy towar, gdyż domagając się stale taniości, pcha w tym kierunku kapitalistów.
Z tą władzą zwierzchnią spożywcy ma się jednak podobnie, jak ze zwierzchnictwem narodu. W teorii zwierzchnia władza należy wszędzie do narodu, bo wszystkie władze tworzą się dla narodu. A jednak rzeczywiste zwierzchnictwo naród osiąga dopiero wtedy, gdy jego członkowie poczują się obywatelami kraju i odpowiednio się zorganizują. Wtedy wczorajszy groźny despota staje się zwykłym pułkownikiem Mikołajem Romanowym. Podobnie ma się ze spożywcą. Nominalnie pan położenia, jest on igraszką kapitału, bo nie jest zorganizowany. Ale z chwilą, kiedy zrozumie swoją moc i zechce się zorganizować, ze sługi stanie się faktycznym panem kapitału.
Zorganizować spożywców, aby ująć w swe ręce wymianę i produkcję i tym sposobem interes prywatny podporządkować interesom publicznym, stanowi istotny cel i istotne zadania kooperatywy spożywców. „Spożywcy łączcie się, aby stać się własnymi kupcami i fabrykantami!” – oto nasze hasło.
Przewrotowa ze swego pochodzenia i swych celów kooperacja spożywców różni się od innych ruchów, zmierzających do obalenia kapitalizmu, swymi sposobami działania.
Kooperacja nie odkłada przebudowy społecznej do czasów przyszłych i nie uzależnia jej od jakiegoś przewrotu, który ma rozsypać w proch kapitalizm. Kooperatyści nie śpiewają „my nowe życie stworzym sami”, lecz tworzą to nowe życie dziś, zaraz. Każda dobrze zorganizowana i istotna kooperatywa musi dać nadwyżkę. Ta nadwyżka w innych warunkach, jako zysk, przypadłaby prywatnemu kupcowi i zasiliłaby kapitalizm, przez kooperatywę zaś dostaje się do rąk zorganizowanych spożywców. Im większa jest kooperatywa i im wszechstronniejsza jej działalność, tym większa część zysku, która zasilała prywatny, kapitalistyczny handel, dostaje się spożywcom. Część lub całość nadwyżki może być w miarę rozwoju kooperatywy obracana na wytwórczość w zakresie potrzeb członków, a wtedy do zysku handlowego dołącza się zysk z produkcji, który dawniej wzmacniał kapitał przemysłowy. Kooperatywy łączą się w kooperatywę hurtową, w swój związek. W ten sposób znowu zysk z handlu hurtowego, zamiast zasilać prywatny handel, dostaje się zorganizowanym spożywcom. Związek, w miarę swego wzrostu, od zwyczajnego handlu hurtowego przechodzi do produkcji artykułów zbywanych przez stowarzyszenia. I znowu zysk, który dawniej dostawał się kapitałowi prywatnemu, przechodzi do rąk zorganizowanych spożywców. W miarę dalszego rozrostu Związku da się pomyśleć nie tylko już produkcja artykułów gotowych, ale i niezbędnych surowców i maszyn potrzebnych do fabrykacji itd. W ten sposób obok wszechwładnych dawniej przedsiębiorstw kapitalistycznych staje coraz więcej przedsiębiorstw spółdzielczych, zatrudniających coraz większą liczbę robotników. Coraz większa część rocznego zysku i coraz większa część kapitału narodowego z prywatnego przekształca się na kapitał wspólny. Z ustroju kapitalistycznego, opartego na współubieganiu się, krok za krokiem przechodzimy do ustroju spółdzielczego, opartego na powszechnej solidarności.
Kooperatyści nie są ani tak zarozumiali, ani tak naiwni, by przypuszczać, że kooperacja jest cudownym lekarstwem, które zdoła uleczyć wszystkie bolączki. Owszem, kooperatyści chętnie przyznają, że zapewne niektóre działy gospodarstwa narodowego trzeba będzie upaństwowić, inne umiastowić czy ugminnić, a inne, być może, jeszcze przez czas dłuższy będą musiały pozostawać w rękach prywatnych. Kooperatyści tylko skromnie twierdzą, że bez organizacji spożycia, bez potężnej kooperacji, wszelkie mechaniczne upaństwowienia i umiastowienia będą tylko nową formą biurokracji. Okres wojenny z jego sekcjami żywnościowymi i komitetami aprowizacyjnymi dowodnie to potwierdza.
Dopiero w kooperacji urzeczywistnia się w całej pełni hasło „wyzwolenie robotników może być dziełem samych tylko robotników”. Kooperacja bowiem nie tylko przebudowuje stosunki społeczne, ale równocześnie przekształca dusze i wychowuje ludzi, którzy przebudową pokierować są zdolni. W kooperatywie niezorganizowany dotychczas tłum, zapoznając się z koniecznościami gospodarczymi, uczy się praktykować solidarność, poczyna rozumieć, należycie oceniać, więcej, kochać wspólne dobro. Kooperatywa jest też szkołą, w której kształcą się i dojrzewają talenty administracyjne, techniczne i organizatorskie.
Jeżeli na obecnym zjeździe są w ogóle możliwe rzeczowe obrady nad sprawami wymagającymi wielu wiadomości z gospodarstwa narodowego, handlu, rachunkowości i administracji i pewnej rutyny parlamentarnej, to zawdzięczamy to, my wszyscy obecni, kooperacji. Przyznacie, że przed dziesięciu laty podobny zjazd w takim składzie osób byłby niemożliwy, bo prawie wszyscy byliśmy w dziedzinie kooperacji zupełnymi analfabetami. Prowadzenie kooperatyw zmusiło nas wszystkich do przyswojenia sobie wielu wiadomości, do rozbudzenia w sobie wielu nawyknień, do otrzaskania się z wielu formami życia zbiorowego, które były nam obce. Jeżeli prości robotnicy potrafią obecnie kierować tak wielkim przedsiębiorstwem z całym kompleksem fabryk, jak Hurtownia Angielska, to cudu tego dokonała kooperacja.
Aby kooperatywa spożywców mogła być dźwignią wyzwolenia klas pracujących i wielką szkołą samorządu i solidarności, nie może ona być niczym innym, jak tym, co jest jej przeznaczeniem – wielką organizacją spożywców.
Stowarzyszenie spożywców nie może być, jak się to u nas często dzieje, pewnego rodzaju ekspozyturą, dopełnieniem handlu polskiego. Miałem możność w młodości mojej przez czas dłuższy zajmowania się historią Polski i nikt bardziej ode mnie nie jest przeświadczony, że jedną z głównych przyczyn słabości Polski jest wielka w niej liczba „krajowych cudzoziemców”. Pomimo tego, a raczej dlatego, powiadam, że utożsamianie naszego ruchu z ruchem dążącym do wytworzenia prywatnego sklepikarstwa polskiego musiałoby sprowadzić śmierć naszej kooperacji. Jest to dla mnie jasne jak słońce. Najcelniejszym zadaniem zarządu stowarzyszenia jest pomnażanie ilościowe i podnoszenie jakościowe członków, najcelniejszym zadaniem sklepikarza jest – obrót. Dwa te zadania pogodzić się nie dadzą. Kto wytęża wszelkie siły, aby zwiększyć obrót, ten nie będzie miał czasu, a później chęci, do jednania członków. Widzimy to dowodnie w naszych stowarzyszeniach. Obrót w nich wzrasta bardzo poważnie, ale liczba członków stoi prawie na miejscu. Gdy zbadamy rzecz głębiej, to przekonamy się, że przyczyną tego powolnego przyrostu członków jest duch sklepikarstwa, który rozwielmożnił się wśród zarządów stowarzyszeń. Liczba członków stoi u nas prawie w miejscu nie dlatego, że członków pozyskać trudno, ale dlatego, że zarządy nie uświadamiają sobie potrzeby starania się o to.
Z tego samego źródła płynie niechęć naszych zarządów do częstego komunikowania się z członkami za pomocą ogólnych zebrań, do urządzania pogadanek, do szerzenia literatury nie tylko ściśle fachowej i do całej w ogóle roboty mającej na celu podniesienie świadomości członków i rzeczywiście ścisłe spojenie ich ze stowarzyszeniem. Bo i po cóż się tym zajmować, kiedy i tak obroty wzrastają? Takie kramarskie stanowisko, gdyby miało się utrwalić, musi doprowadzić z konieczności albo do przekształcenia stowarzyszeń na sklepy prywatne, albo do ich zupełnego zaniku. Jest to bowiem rzecz nieunikniona, że jeżeli będziemy się starali wyłącznie o powiększenie obrotu, a nic nie robili dla zjednania coraz większej liczby członków, stosunek zakupów członków będzie w porównaniu z zakupami nie-członków coraz bardziej malał. Objaw ten widzimy już dziś. Gdy jeszcze przed wojną zakupy członków wynosiły blisko 50%, dziś pewno nie dosięgają 20%. Przy takim stanie rzeczy musi naturalnie powstać u członków myśl zamknięcia swej listy, aby tym łacniej i obficiej podzielić się dywidendą z zakupów nie-członków.
Zamiast stowarzyszeń spożywców będziemy mieli kapitalistyczne spółki handlowe. Wypadek ten będzie jednak rzadszy, natomiast zjawiskiem częstym będzie całkowity upadek stowarzyszenia. Stowarzyszenie prosperuje pod względem handlowym jedynie pod tym warunkiem, że jeżeli już nie cały zarząd, to przynajmniej część z energią i zapałem pracuje. Ale skąd ma się wziąć energia i zapał, jeżeli brak najsilniejszej podniety – świadomości, że się pracuje dla dobra ogólnego? Powiedzą mi może, że tę podnietę może stworzyć wynagradzanie członków zarządów. Jest to trafne w zastosowaniu do towarzystw akcyjnych z wielkimi pensjami dyrektorów, ale zupełnie mylne w zastosowaniu do stowarzyszeń spożywców. Pensje członków zarządu, jeżeli w ogóle są, nigdy nie mogą być wysokie i w atmosferze samolubstwa, które towarzyszy zawsze kramikarstwu, mogą raczej przyśpieszyć upadek stowarzyszenia, zamiast go powstrzymać.
Kooperatywa jest organizacją spożywców. Im kooperatywa liczy więcej członków i im ci członkowie są mocniej z nią spojeni, tym doskonalej i łatwiej wypełnia ona swe zadanie. Kooperatywa z natury rzeczy musi stać otworem dla wszystkich, musi być bezpartyjna. Chadecy, endecy, pepesowcy, esdecy, zaraniarze – są nam w kooperatywie jednakowo drodzy. Jako obywatele kraju możemy należeć do wrogich sobie stronnictw i zwalczać się na zebraniach politycznych, ale jako członkowie kooperatywy musimy, nie pytając o przekonania, zgodnie społem pracować. Kto tę zasadę zwalcza, tym samym nie chce wielkiego ruchu spółdzielczego. Kooperatywy partyjne mogą być w pojedynkę wielkie, ale nie zdołają w żaden sposób stworzyć wielkiego ruchu. Klasycznym przykładem tego jest Belgia ze swymi kooperatywami socjalistycznymi, klerykalnymi i liberalnymi. Jest tam wiele kooperatyw, sporo bardzo dużych, ale ruch spółdzielczy jest tam bez znaczenia. Zatrzymuję się na tym punkcie, bo jednolitemu dotychczas naszemu ruchowi grozi pójście w rozsypkę. Byłaby to śmierć kooperacji u nas, taka sama, jaka jej grozi z ducha sklepikarskiego. Jest zupełnie naturalne, że gdy jedna partia zacznie zakładać swoje kooperatywy, inne pójdą w jej ślady. Będziemy wtedy mieli liczne kooperatywy, ale wszystkie nikłe i całość bez znaczenia. Z potężnej organizacji spożywców kooperatywa stanie się igraszką i pośmiewiskiem kapitału. Komu na sercu leży wielkość naszego ruchu, kto widzi w nim wielką dźwignię wyzwolenia klas pracujących, ten musi stać murem za zasadą bezpartyjności naszego ruchu.
Jedno słowo pod adresem naszej inteligencji. Mamy w naszym ruchu garść inteligencji, która z prawdziwym poświęceniem i zapałem pracuje dla sprawy. Z całą jednak przykrością i smutkiem – smutkiem tym większym, że ja pracę i twórczość cenię – stwierdzam w wielu wypadkach całą jałowość tej pracy. Oto mamy kooperatywę, która dzięki poświęceniu i pracy inteligenta zdaje się bujnie rozwijać i zdobywa sobie nawet rozgłos w bliższej i dalszej okolicy, ale zabrakło inteligenta i cała budowa rozsypuje się w proch. Źródła tego smutnego zjawiska upatrywać musimy w zapoznaniu przez wielu inteligentów właściwego charakteru naszego ruchu. Kooperacja to organizująca się gospodarczo demokracja. Praca w kooperatywie to nie praca nad ludem czy dla ludu, a praca samego ludu. Kto z inteligencji chce pracować w kooperacji i nie mieć potem gorzkiego uczucia zawodu, ten musi pozbyć się instynktów pańskich, jakimi wszyscy dziedzicznie jesteśmy przepojeni, i wiedzieć, że jedynym zadaniem inteligenta jest być miłującym swój zawód nauczycielem, szczodrze rozrzucającym skarby swej wiedzy wśród tych, którzy jej łakną.
W chwili przełomowej, jak obecna, uważałbym swoją pogadankę za niedokończoną, gdybym nie dotknął wypadków dnia. Kooperacja, jak powiedziałem, musi być bezpartyjna. Zagadnienia polityczne nie mogą stanowić przedmiotu obrad naszych zgromadzeń ogólnych. Nie wynika stąd jednak, byśmy sobie jako kooperatyści nie mieli uświadamiać, jakie warunki ogólne są niezbędne dla pomyślnego rozwoju naszego ruchu. Wpływu warunków ogólnych na rozwój naszego ruchu nikt lepiej nie potrafi ocenić, jak właśnie my, którzyśmy przeżyli przewrót roku 1905. Do 1905 r. nie było u nas ruchu spółdzielczego, było zaledwie kilka wegetujących kooperatyw. Ruch nasz powstał dopiero po 1905 r., wykorzystując odrobinę swobód, które pozostały nam w spuściźnie po rewolucji. Kooperacja – to ruch masowy ludu pracującego. To, co sprzyja powstaniu i rozwojowi masowego ruchu ludowego, sprzyja kooperacji, i odwrotnie. Dla normalnego rozwoju naszego ruchu niezbędne więc są nam jak najszersze swobody obywatelskie, zupełna wolność prasy, zebrań, zgromadzeń i zrzeszeń, jak najszersza demokratyzacja wszelkich urządzeń państwowych i administracyjnych, jak najszerszy udział ludu w życiu publicznym. Wszystkie jednak swobody polityczne nie są fikcją tylko wtedy, gdy naród sam sobą rządzi. Istotną gwarancją swobód jest niepodległa ojczyzna. Ojczyzna ta sięga tak daleko, jak szeroko rozsiadł się, pracuje i cieszy się życiem lud polski. Jako kooperatyści nie umiemy sięgać po cudze, ale swego bronić będziemy z zawziętością i uporem. I dlatego też, gdy nadejdzie chwila, w której nas zapytają o nasze aspiracje, powiemy jasno i dobitnie: bardziej od wody i powietrza potrzebna nam jest niezależna Rzeczpospolita Ludowa na ziemiach polskich.
Nota edytorska: Tekst Cel i zadania stowarzyszenia spożywców początkowo został wygłoszony w formie referatu na zorganizowanym w dniach 24–25 czerwca 1917 r. V zjeździe pełnomocników Warszawskiego Związku Stowarzyszeń Spożywczych. Drukiem pierwotnie ukazał się w piśmie „Społem!” nr 5–6, 1917. Później był prawdopodobnie dwa razy wznawiany w postaci tzw. odbitki, czyli broszury zachowującej numerację stron i układ graficzny pierwodruku. Następnie opublikowano go w: Romuald Mielczarski, Pisma, tom II, zebrał i opracował Konstanty Krzeczkowski, Nakładem „Społem” – Związku Spółdzielni Spożywców RP, Warszawa 1936. W tym samym roku tekst ukazał się także w postaci osobnej broszury, również opublikowanej przez ZSS RP. Od tamtej pory nie był wznawiany.
Tekst zamieszczony w niniejszym tomie bazuje na wersji z Pism z roku 1936.Kooperacja spożywców
w Królestwie Polskim
i jej dezyderaty
Nim przejdę do właściwego tematu, pozwolę sobie przytoczyć przede wszystkim definicję kooperacji, jak my ją pojmujemy w naszym Związku. Czynię to dlatego, że na zjeździe działaczy kooperacji z trzech zaborów, które, mam to niezłomne przekonanie, zrosną się znowu w jedną nierozdzielną Rzeczpospolitą, winna panować jak największa harmonia, a to powstaje tylko przy zupełnej zgodności poglądów. Z rozmaitych definicji kooperacji duchowi naszego Związku najbardziej odpowiada podana przez Faya. „Kooperacja – mówi on – to dobrowolne zrzeszenie się elementów ekonomicznie słabszych w celu prowadzenia przedsiębiorstwa wspólnymi siłami w duchu niesamolubnym i dzielące korzyści wynikające ze zrzeszenia proporcjonalnie do udziału każdego we wspólnym przedsiębiorstwie”. Dobrowolność zrzeszenia, demokratyczny, niekapitalistyczny charakter przedsiębiorstwa, duch niesamolubny, podziały zysków odpowiednio do zasług, są to nieodłączne cechy kooperatywy. Instytucje gospodarcze pozbawione którejkolwiek z tych cech nie mogą być uważane za kooperatywę. Zgodnie z tym, nie traktujemy jako kooperatyw w zakresie kredytu – kas przemysłowców, w zakresie wytwarzania – syndykatów rolniczych, w zakresie handlu – zrzeszeń sklepikarzy. Instytucje te, jako pomnażające polski stan posiadania, mogą nas, jako Polaków, cieszyć, ale z kooperacją nic wspólnego nie mają.
Kooperacja spożywców w Królestwie Polskim rozwija się właściwie dopiero od 1905 r., kiedy z rosyjskiej ustawy normalnej dla stowarzyszeń spożywców pozwolono korzystać także i Kongresówce, i kiedy zyskaliśmy w dziedzinie gospodarczej pewną swobodę ruchów. Wprawdzie przed 1905 r. istniała pewna liczba kooperatyw spożywców, jak np. najstarsza „Merkury” w Warszawie, „Zgoda” w Płocku, stowarzyszenie pracowników Dróg Żelaznych Warszawsko-Wiedeńskich, były to jednak wyłącznie albo prawie wyłącznie zrzeszenia urzędników, które szerszych aspiracji nie wykazywały i w atmosferze ucisku policyjnego i powszechnego przygnębienia z dnia na dzień wegetowały. Dopiero od 1905 r. ruch nasz poczyna się stawać żywiołowy i przybiera szerokie rozmiary.
Oblicze tego ruchu mocno się też zmienia. Inicjatorami są przeważnie robotnicy i drobni rolnicy. Wprawdzie ze względu na niski stan oświaty i uspołecznienia nie są to jeszcze kooperatywy spożywców Zachodu, ale ruch nasz zapuszcza korzenie głęboko i z każdym rokiem rozlewa się dalej. W Królestwie nie mieliśmy urzędowego rejestru stowarzyszeń, dane więc statystyczne, zbierane drogą prywatną, do ścisłości pretendować nie mogą. Przed wojną liczyliśmy 1300 stowarzyszeń spożywców z 122 000 członków i 20 milionami obrotu rocznego.
Jednym z objawów rozrostu ruchu, a równocześnie jednym ze środków wzmocnienia go i uświadomienia było powstanie Związku Stowarzyszeń Spożywców na skutek uchwały pierwszego ogólnokrajowego zjazdu kooperatyw spożywców w 1908 roku. Związek rozpoczął działanie 1 stycznia 1909 r., początkowo pod firmą Biura Informacyjnego Stowarzyszenia Spożywców, od października zaś 1911 r., po uzyskaniu zatwierdzenia swej ustawy, pod swą obecną nazwą. Członkami Związku mogą być tylko stowarzyszenia, z wykluczeniem osób prywatnych. Udziały stowarzyszeń wynoszą w zasadzie 5 rubli od członka stowarzyszenia, z czego płatny od razu jest jeden rubel, reszta zaś w miarę potrzeby podług decyzji zebrania pełnomocników. Na cele instrukcyjno-rewizyjne składka roczna wynosi rubla od tysiąca rubli obrotu. Władze Związku stanowią: ogólne zebrania pełnomocników od stowarzyszeń związkowych, rada nadzorcza, wybrana na trzy lata i zbierająca się co kwartał, i dyrekcja, wybrana na zjeździe na czas nieograniczony.
Związek jest równocześnie związkiem rewizyjnym i hurtownią centralną dla stowarzyszeń. Przed wojną do Związku należało 247 stowarzyszeń, które liczyły 37 000 członków i miały 7 milionów rubli rocznego obrotu. Związek skupił wszystkie większe stowarzyszenia spożywców w kraju. Kapitał udziałowy Związku podług bilansu za 1913 r. wynosił 76 700, kapitał rezerwowy 18 600. W dziale instrukcyjno-rewizyjnym Związek opracował niezbędne podręczniki dla stowarzyszeń, wydał kilka prac oryginalnych i tłumaczonych z dziedziny kooperacji, sporo broszur i listków agitacyjnych. W zakresie handlowym Związek działał początkowo jako agentura, od końca zaś 1911 r. przechodzi stopniowo do operacji składowych. Obrót towarowy wynosił w 1913 r. 1 900 000, z czego 1 200 000 na własny rachunek, a 700 000 obrotu agenturowego.
Wojna oddziałała na stowarzyszenia spożywców rozmaicie: pewna liczba, zresztą dość nieznaczna, ograbiona doszczętnie, upadła zupełnie i nie podniesie się; inne, w dość znacznej liczbie, również mocno poszkodowane, zawiesiły działalność na czas wojny i uruchamiają się powoli; niewielka liczba innych nie przerywała wprawdzie działalności, lecz skutkiem trudności aprowizacyjnych z wysiłkiem utrzymuje się przy życiu; reszta, w liczbie bardzo poważnej, rozszerzyła swoją działalność i znakomicie powiększyła obroty. Od 1916 r. wskutek wzrostu spekulacji i w związku z monopolami poczyna powstawać coraz większa liczba nowych kooperatyw. Jakkolwiek brak nam ścisłych danych, jest więcej niż prawdopodobne, że obecna liczba stowarzyszeń spożywców nie jest mniejsza, jeżeli nie większa, niż przed wojną, co zaś do obrotu, to sądząc z obrotu stowarzyszeń związkowych, musiał on poważnie wzrosnąć, co zresztą wobec niesłychanej zwyżki cen wszystkich towarów niekoniecznie oznacza powiększenie samego ruchu towarowego w stowarzyszeniach. Co się tyczy stowarzyszeń związkowych, to z 327 stowarzyszeń, które na dzień 1 stycznia 1918 r. należały do Związku, 86 było nieczynnych, a 241 czynnych. Stowarzyszenia czynne liczyły na 1 stycznia 1917 roku 40 553 członków i zrobiły w 1916 roku 12 143 718 rubli obrotu. Pomimo tak wielkiej cyfry stowarzyszeń nieczynnych, ogólna liczba członków w stowarzyszeniach związkowych podniosła się, wzrósł też poważnie obrót. Na 1 stycznia 1914 r. na jedno stowarzyszenie związkowe przypadało przeciętnie 135 członków i 25 500 obrotu, na 1 stycznia 1918 roku na jedno stowarzyszenie związkowe przypadało przeciętnie 168 członków i 50 000 rubli.
Na działalność Związku wojna wpłynęła paraliżująco. Odcięty od swych naturalnych źródeł, ściśnięty monopolami państwowymi, Związek podtrzymuje swoją działalność handlową tylko dzięki otwarciu oddziałów na prowincji. Obrót towarowy w 1917 r. wynosił 6 418 000 marek. Związek posiada dziewięć oddziałów, w dziale lustracyjnym czynnych jest siedmiu lustratorów. W 1917 r. została otwarta przez Związek szkoła w Ołtarzewie dla pracowników sklepowych, pod nazwą „Praktyczne Kursy Kooperacji im. St. Kierbedzia”. Wyniki finansowe za ubiegły rok (1917), jak zresztą i za lata poprzednie, były pomyślne.
Za swoje zadanie życiowe ruch nasz uważa: stopniowe opanowywanie wymiany i wytwórczości i oparcie ich na zasadach spółdzielczych. Ku temu celowi zmierzamy różnymi drogami:
1) Współdziałamy przy organizowaniu nowych stowarzyszeń spożywców w osadach fabrycznych, miasteczkach i dużych wsiach gminnych i parafialnych. Tworzenie samoistnych stowarzyszeń w małych wsiach uważamy za nie prowadzące do celu. Takie kooperatywy skazane są z góry na wegetację. Małe wsie winny się raczej organizować jako filie większych stowarzyszeń.
2) Rozszerzamy w miarę wzrostu kapitału udziałowego i liczby członków zakres działania stowarzyszenia, tak aby w przyszłości stowarzyszenie zaspokajało wszystkie potrzeby członka i jego gospodarstwa domowego, a na wsi również jego drobnego gospodarstwa rolnego. Tworzenie na wsi osobnych stowarzyszeń wspólnych zakupów maszyn, nawozów sztucznych, paszy i nasion uważamy za bezcelowe i niepożądane. Dział ten należy włączyć do stowarzyszenia spożywców. Zwalczamy także tworzenie osobnych stowarzyszeń bławatnych, naczyń kuchennych itp., jako nie odpowiadających nakazom rozumnej polityki spółdzielczej.
3) Przystępujemy stopniowo, w miarę zwiększania się liczby członków i wzrostu obrotu, do organizowania własnej wytwórczości pod postacią mleczarń, piekarń, rzeźni, zakładów krawieckich, warsztatów szewskich itp. Jesteśmy przeciwni tworzeniu w miastach zakładów wytwórczych niezależnie od stowarzyszenia spożywców, gdyż zamieniają się one szybko na przedsiębiorstwa spekulacyjne. Z tych samych względów nie zalecamy zakładania oddzielnych piekarń na wsi.
Łączymy luzem chodzące stowarzyszenia jednej miejscowości w jedno większe stowarzyszenie. Praca w tym kierunku napotyka liczne przeszkody; pomimo to w kilku miejscowościach zjednoczenie zupełnie się udało (Pabianice, Żyrardów, Częstochowa), w kilku innych (Łódź) proces ten pomimo oporu postępuje naprzód.
Wreszcie, dążymy do nawiązania ścisłych stosunków z kooperatywami wytwórczymi rolnymi i przemysłowymi (drobnoprzemysłowymi) i ukształtowania ich w taki sposób, aby w przyszłości stowarzyszenie spożywców stało się ośrodkiem handlowym dla otaczających je stowarzyszeń wytwórczych, zaś Związek Stowarzyszeń Spożywców stał się centralą handlową dla wszystkich kooperatyw, podobnie jak ich centralą finansową winien by stać się Bank Towarzystw Spółdzielczych.
(Czytaj dalej w pełnej wersji książki…)Przypisy
Patrz nota edytorska na końcu tego tekstu (przyp. redaktora książki).
Wprawdzie podział wytworzonych dóbr dokonywany był wyłącznie na korzyść bardzo nielicznej garstki uprzywilejowanych, a wyzysk i uzależnienie mas odbywały się w formach jeszcze brutalniejszych niż obecnie, pomimo to powiedzieć można, że życie ekonomiczne spoczywało wówczas na zasadzie zdrowszej i racjonalniejszej, ponieważ wytwarzanie podporządkowane było potrzebom spożycia: człowiek trudził się, wytwarzał rozmaite przedmioty w celu zaspokajania potrzeb, w celu dania możności życia i rozwoju.
Tu w znaczeniu: zasadniczym (przyp. redaktora książki).
Zapewne w znaczeniu „właściciela składu handlowego”, czyli hurtownika, jak powiedzielibyśmy dziś (przyp. redaktora książki).
Autor ma na myśli Mikołaja II Romanowa (1868–1918) – cara Rosji, panującego w latach 1894–1917. Przed objęciem najwyższej władzy dosłużył się stopnia porucznika, jednak powierzono mu funkcję dowódcy Szwadronu Huzarów Gwardyjskiego Pułku Carskiej Wysokości, natomiast cesarz Franciszek Józef I uczynił go tytularnym dowódcą V Austriacko-Węgierskiego Pułku Ułanów, stąd zapewne użyte przez Mielczarskiego określenie „pułkownik” (przyp. redaktora książki).
Przedostatni wers pieśni „Czerwony sztandar”, autorstwa Bolesława Czerwieńskiego, napisanej w roku 1881, bardzo popularnej w polskim ruchu socjalistycznym (przyp. redaktora książki).
Tj. prawdziwa, autentyczna (przyp. redaktora książki).
Tj. konkurencji (przyp. redaktora książki).
W okresie I wojny światowej władze okupacyjne wprowadziły, głównie ze względu na konieczność zaopatrzenia oddziałów wojskowych, racjonowanie dla ludności cywilnej wielu produktów żywnościowych i innych dóbr pierwszej potrzeby. Oznaczało to nie tylko limitowanie sprzedaży różnych towarów, ale także zbiurokratyzowanie systemu ich dystrybucji i związane z tym niedogodności dla kupujących – wiele produktów było dostępnych tylko w specjalnych, nielicznych placówkach wyznaczonych przez władze (nb. spółdzielczość spożywców była jednym z takich kanałów dystrybucji niektórych produktów żywnościowych) (przyp. redaktora książki).
Hasło przewodnie I Międzynarodówki (Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników), utworzonej w roku 1864 w celu ponadnarodowej koordynacji działań ruchu robotniczego i wzajemnego wspierania się ugrupowań socjalistycznych różnych krajów (przyp. redaktora książki).
Hurtownią Angielską nazywano potocznie w polskim ruchu spółdzielczym Co-operative Wholesale Society (CWS, Spółdzielcze Stowarzyszenie Zakupowe). Była to unikatowa instytucja, łącząca funkcje hurtowni spółdzielczej, związku stowarzyszeń spożywców oraz producenta artykułów na potrzeby kooperatyw spożywczych. Założona formalnie w roku 1863 w Manchesterze, de facto rozpoczęła działalność w 1864 r., szybko odnosząc ogromny sukces i stając się wzorem do naśladowania dla spółdzielców całego świata. W momencie powstania niniejszego tekstu Mielczarskiego, w CWS zrzeszonych/zaopatrujących się było ok. 1200 spółdzielni (niektóre liczące wiele filii) posiadających ponad trzy miliony członków-klientów (wraz z rodzinami było to ok. 1∕5 ludności Anglii), kapitał udziałowy wynosił ponad 7 milionów funtów, a wartość towarów zamówionych w niej przez stowarzyszenia członkowskie – niemal 60 milionów funtów. Bezpośrednio w CWS i podległych fabrykach pracowało wówczas kilkadziesiąt tysięcy osób, dla których wprowadzono płacę minimalną, płatne urlopy, specjalny program emerytalny oraz rozliczne świadczenia socjalne. CWS posiadało własny bank i towarzystwo ubezpieczeniowe, a także ponad 50 fabryk (m.in. cukrownie, wyrób obuwia, młyny, zakłady tkackie i odzieżowe, wytwórnię czekolady, fabrykę mebli, drukarnie, przetwórstwo owocowo-warzywne, fabrykę papierosów i cygar, mleczarnie, zakład wyrobów blacharskich), 15 majątków ziemskich (w tym plantacje herbaty w Indiach), magazyny hurtowe za granicą (USA, Kanada, Francja, Hiszpania, Dania, Szwecja, Cejlon, Afryka), a nawet własną flotę handlową. Dane te podaję za: Maria Dąbrowska, Spółdzielczość zwyciężająca (Dzieje angielskiej hurtowni stowarzyszeń spożywców), Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców, Warszawa 1921, ss. 92–107. CWS istnieje do dziś, obecnie pod nazwą The Co-operative Group (nazwa marki: The Co-op), mając ok. 4,5 miliona członków i niemal 5000 sklepów, zatrudniając ponad 120 tysięcy osób; w roku 2008 osiągnęła przychody w wysokości 9,4 miliarda funtów oraz 111 milionów funtów czystego zysku. Prowadzi działalność nie tylko w tradycyjnych sektorach, ale także m.in. w turystyce, usługach pogrzebowych, produkcji farmaceutyków, ubezpieczeniach, dystrybucji części samochodowych, logistyce, dystrybucji biletów na imprezy sportowe i kulturalne. Strona internetowa: www.co-operative.coop (przyp. redaktora książki).
Tj. oddziałem, przedstawicielstwem (przyp. redaktora książki).
Tj. głównym (przyp. redaktora książki).
W spółdzielczości spożywców zysk (roczny lub kilka razy do roku) był dzielony – niekoniecznie w równych proporcjach – na trzy części: na kapitał obrotowy i inwestycje, na fundusz społeczny (rozmaite wydatki, np. prowadzenie świetlicy czy organizowanie wycieczek dla spółdzielców, a także propagowanie idei spółdzielczych) oraz do rozdziału pomiędzy członków danej spółdzielni. Tę trzecią część zwano „zwrotem od zakupów” lub „nadebranym”, a każdy członek otrzymywał proporcjonalnie tym więcej, im większych zakupów dokonał w spółdzielni w danym okresie. Oprócz argumentów natury ideowej, taka dywidenda była głównym czynnikiem stanowiącym o atrakcyjności spółdzielczości konsumenckiej (przyp. redaktora książki).
Kolejno: chrześcijańscy demokraci, narodowi demokraci, członkowie Polskiej Partii Socjalistycznej, członkowie Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy oraz osoby ze środowiska pisma „Zaranie”, skierowanego do ludności chłopskiej i wydawanego w zaborze rosyjskim przez lewicującą inteligencję i liderów tworzącego się ruchu ludowego (przyp. redaktora książki).
Tj. wspólnie, razem (przyp. redaktora książki).
Tj. zapomnieniu (przyp. redaktora książki).
Tu w sensie: społecznego (przyp. redaktora książki).
Tj. Warszawskim Związku Stowarzyszeń Spożywczych – więcej informacji w posłowiu do niniejszej książki (przyp. redaktora książki).
Zob. notę edytorską na końcu tekstu (przyp. redaktora książki).
Charles Ryle Fay, Co-operation At Home and Abroad, Londyn 1908.
Właściwie powinno być: Stowarzyszenie Spożywcze Pracowników Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej (przyp. redaktora książki).
Mielczarski używa tu słowa „ustawa” w rozumieniu „statut” (przyp. redaktora książki).
Koleje losu form organizacyjnych spółdzielczości spożywców wyjaśniam w posłowiu do niniejszej książki, jednak warto w tym miejscu uporządkować nieco nieprecyzyjny i operujący nieścisłymi nazwami wywód Mielczarskiego. W dniach 27–31 października 1908 r. w Warszawie, z inicjatywy Towarzystwa Kooperatystów, odbył się I Zjazd Stowarzyszeń Spożywczych, który w celu koordynacji działań tego sektora powołał Biuro Informacyjne Stowarzyszeń Spożywczych przy TK. Taka forma organizacyjna została przyjęta z uwagi na długotrwały proces rejestracji nowego podmiotu, co uniemożliwiałoby podjęcie natychmiastowych działań. Początkowo zatem, przez niemal półtora roku, instytucją koordynującą działania spółdzielczości spożywców w Królestwie Polskim było wspomniane Biuro Informacyjne (zob. także tekst Działalność Biura Informacyjnego w dalszej części książki). Dopiero po otrzymaniu zgody władz zaborczych na utworzenie nowego podmiotu, 10 czerwca 1911 r. odbył się zjazd organizacyjny Warszawskiego Związku Stowarzyszeń Spożywczych (nie Spożywców, jak pisze Mielczarski), który od 1 października tego roku rozpoczął prowadzenie działalności handlowej (przyp. redaktora książki).
Czyli ulotek propagujących spółdzielczość (przyp. redaktora książki).
Początkowo Związek jedynie pośredniczył w zakupach hurtowych (agentura; w jednym z dalszych tekstów w niniejszej książce Mielczarski używa terminu „ajentura”) – zbierając zamówienia od wielu spółdzielni, mógł występować wobec producentów z jednym dużym zamówieniem, co pozwalało uzyskać wyższy rabat; produkty nabyte w ten sposób były na koszt poszczególnych spółdzielni (lub ich regionalnych zgrupowań) wysyłane im bezpośrednio od wytwórców. Dopiero po pewnym czasie Związek rozpoczął oprócz tego prowadzenie typowej działalności hurtowej – nabywał niektóre produkty i składował w jednym miejscu, stamtąd zaś wysyłał je wedle zamówień do spółdzielni, co pozwalało za jednym razem przesyłać różne produkty, obniżając tym samym koszty transportu (przyp. redaktora książki).
Mianem lustratorów określano w spółdzielczości przedstawicieli związku rewizyjnego, którzy z jego ramienia kontrolowali (lustrowali) poszczególne spółdzielnie zrzeszone w związku, analizując całokształt ich działalności. Lustracja odbywała się przynajmniej raz w roku (przyp. redaktora książki).
Kursy te nosiły imię Stanisława Kierbedzia, aby podkreślić fakt, że ich realizacja była możliwa dzięki dotacji wdowy po tym słynnym inżynierze, która przekazała Związkowi 50 tys. rubli (przyp. redaktora książki).
Tj. zajmujących się zaopatrzeniem w tkaniny (przyp. redaktora książki).