Rebel - ebook
Rebel - ebook
Jak wyglądałby świat, gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę? Czy cenzura może być dobra? Po co Krystynie Pawłowicz feministki? I czy ten obłęd minie? Pełna humoru, dystansu i ciętego języka opowieść o świecie, który zdaje się nie zmieniać…
Paulina Młynarska za każdym razem zaczyna tak samo. Robi listę gorących i żrących tematów tygodnia. Zwykle jest długa, bo wskaźnik wariactwa niebezpiecznie się podniósł. Patrzy i oczom nie wierzy. I to jest najlepszy moment, żeby napisać felieton. Przez ostatnie pięć lat pisywała swoje felietony w prasie i internecie. A teraz po raz pierwszy zostają zebrane w jednej książce.
Miłej lektury i jeszcze milszego hejtowania! Ja też Was kocham.
Paulina Młynarska
Paulina Młynarska (ur. 1970) – dziennikarka, producentka radiowa i telewizyjna, związana z rynkiem polskim i francuskim. Felietonistka, blogerka, autorka scenariuszy i książek, znana z ciętego języka, własnego zdania i odważnego podejścia do tematów tabu. Przez ponad dekadę na antenie TVN Style współprowadziła talk-show „Miasto kobiet”. Obecnie tworzy program „Lustro” w Onet.pl, pisze felietony dla miesięcznika „Grazia”, prowadzi autorskie warsztaty rozwojowe dla kobiet „Miejsce Mocy”. Współorganizuje kobiece wyprawy do Azji. Feministka, narciarka, podróżniczka i joginka. Matka dorosłej córki. Mieszka w Kościelisku, gdzie przyjmuje gości, smaży konfitury i pisze książki.
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8123-522-8 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Felietony, które złożyły się na ten tom, pisałam od 2012 roku dla miesięcznika „Grazia” i portalu Onet.pl. Wiele z nich powstało w emocjach, jakie nieodmiennie towarzyszą mi, kiedy obserwuję nasze polskie życie społeczne i polityczne. Nie brak tu także tekstów, w których dzielę się moimi sposobami na szczęśliwe, radosne życie. Jednym z jego filarów jest dla mnie poczucie humoru, mam więc nadzieję, że przynajmniej niektóre z nich wywołają na twarzach czytelników uśmiech.
Piszę grubą kreską, czasem bardzo dosadnie. Zdarza mi się przekląć, za co z góry przepraszam. Nasza rzeczywistość ma po prostu to do siebie, że opisanie niektórych jej aspektów wymaga mocnego języka.
Zdjęcie, które wybrałam na okładkę, także nie należy do łagodnych. Zostało ono zrobione w Czarny Poniedziałek – 3 października 2016 roku – kiedy to tysiące polskich kobiet i mężczyzn wyszły na ulice w akcie protestu przeciw próbie dalszego zaostrzenia i tak już bardzo restrykcyjnej ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży.
Mój środkowy palec wymierzony jest do wszystkich tych, którzy, kierując się fanatyzmem i hipokryzją, meblują życie innym ludziom.
Paulina MłynarskaPIOSENKA O TWOJEJ WOLNOŚCI
Fajne są piosenki Carli Bruni. Jej ostatnia płyta, Little French Songs, należy do moich ulubionych – zwłaszcza kawałek zatytułowany Liberté, czyli „Wolność”. Spróbuję przetłumaczyć zwrotkę:
Można ją zarzucić jak palto,
można nagie ciało nią grzać,
nosić ją w rękawie jak kartę,
można – jak w pościeli – w niej spać.
Można ukryć ją pod sukienką
Albo w dłoni schować jak skarb.
Nosić ją na skórze jak piętno,
Albo carte blanche jej dać!
Słuchając, zastanawiam się, dlaczego jedni ze swojej wolności potrafią korzystać, żyjąc zgodnie z własnymi przekonaniami, a inni w nieskończoność pozwalają sobą rządzić. Co o tym decyduje? I kto jest bardziej zniewolony: mąż nękany niepokojem o wierność żony? Żona, która nie może wypić kawy z przyjaciółką, nie odebrawszy przy tym trzydzieści razy telefonu od niego? Szefowa wrzeszcząca na pracowników, kiedy coś zrobią po swojemu? Podwładni zastraszeni tak bardzo, że nie są już zdolni do samodzielnego myślenia? Partner mojej koleżanki zabronił jej iść na kurs, o którym marzyła. Stwierdził, że jej to do niczego niepotrzebne. Sankcja za niesubordynację? Awantura z elementami dołowania, umniejszania i wyśmiewania. Nie poszła, przeryczała dwa dni. Zadowolony?
Ktoś powie, że to ludzie ludziom gotują ten los. Niekoniecznie. Samodzielnie też potrafimy sobie „dogodzić”! Znajoma – zamożna i wolna kobieta – wzdycha za każdym razem, kiedy ruszam w nową podróż: „Ja też bym tak chciała...”. Kiedy mówię: „To jedź!”, okazuje się, że to nie takie proste. „Z kim jechać? Samotnie? Nie, nie, nie! Nie mogę! Nie dam rady! Nie umiem!” Sama siebie wpędza w niewolę. Dlaczego to robi? Nie mam pojęcia.
Wiem za to, dlaczego ja tak kiedyś robiłam. Upupiałam się irracjonalnym lękiem. Pozwalałam innym bezkarnie niszczyć mój dorobek i rządzić moim życiem wedle ich uznania. Ani się spostrzegłam, jak świat wlazł mi na głowę i jeździł sobie po mnie, ile wlazło. Powodem było moje katastrofalnie niskie poczucie własnej wartości. Uważałam się za takie NIC, że mogło mnie powalić jedno krytyczne słowo. Nie wierzyłam też, że ktoś może chcieć coś dla mnie zrobić bezinteresownie. Im bardziej zabiegałam o czyjeś uznanie, tym ciaśniej zaciskała się pętla na mojej szyi. Wreszcie dopadł mnie ostry kryzys.
Miałam dość użerania się z życiem. Zaległam na kanapie w stanie depresji, której nie chciało mi się już zwalczać lekarstwami, rozrywkami czy nową podnietą w postaci wkurzania się na kogoś albo na samą siebie. W głowie kotłowała mi się natrętna myśl, że muszę jakoś odzyskać swoje życie. Ale jak to zrobić? Po kilku tygodniach spędzonych w zupełnej samotności wypełzłam (jako zombie) do miasta. Na Krupówkach spotkałam mądrego przyjaciela, który widząc mój nieciekawy stan, powiedział tylko: „O! Widzę, że dojrzałaś wreszcie, żeby się od siebie i od innych odczepić!”. Poklepał mnie po ramieniu, zachichotał i poszedł. Jasna cholera, żebyś wiedział, że dojrzałam! Ile razy można zrezygnować ze swoich potrzeb i marzeń, tylko po to, by kogoś zadowolić?
Tak się zaczęła moja droga powrotna do siebie. Włożyłam w nią bardzo dużo wysiłku. Szczegóły tej walki opisałam w książce, więc nie będę ich tu wyłuszczać. Parę osób się wściekło i zniknęło z mojego życia. Dla terrorystów emocjonalnych ktoś, kto nie „wkręca” się w ich grę, jest nieciekawy. Nie zajmuję się już innymi. Nie analizuję tego, co „oni” mi robią i co na mój temat gadają, a możecie mi wierzyć, że gadają! Brak towarzystwa mi nie przeszkadza, bo zaczęłam cenić... własne towarzystwo. Jeśli coś wymaga poświęcenia czasu lub pieniędzy, to poświęcam. Ale nie dlatego, że ktoś to na mnie wymusił, tylko dlatego, że sama chcę. Gdy potrzebuję pomocy, proszę o nią i już się nie boję, że usłyszę słowo „nie”. Sama też go zaczęłam używać. Pozwalam brzmieć piosence o mojej wolności. A jak brzmi piosenka o twojej?
Willunga, Australia, sierpień 2013BÓJCIE SIĘ HONEY BOO BOO
Ile nazwisk sławnych pięknych kobiet potrafi wymienić twoja córka? A ile mądrych? Najsławniejsza „mała miss” świata Honey Boo Boo kończy z konkursami piękności. Teraz skupi się tylko na własnym reality show. Jej mama wydała w tej sprawie oświadczenie. Inne mamy kręcą głowami: „Jak można tak ogłupiać dziecko?”. Osobiście nie znam nikogo, kto pochwalałby dziecięce konkursy piękności, a ich rekordową oglądalność tłumaczę sobie syndromem „ciekawostki przyrodniczej”. Kilkulatki w pełnym makijażu, na obcasach, wdzięczące się do dorosłej widowni budzą niesmak i niepokój.
Co innego, kiedy dziewczynka bawi się, przymierzając mamine szpilki i kapelusze babci. Każda z nas tak robiła. Każda stawała przed lustrem i pytała: „Lustereczko, powiedz przecie…”. Niemal każda dziewczynka na pewnym etapie życia pragnie być piękną królewną. Moja córka w wieku lat czterech nakręciła się na to do tego stopnia, że uszytą przeze mnie z białej firanki „księżniczkową” spódnicę zakładała nawet na kombinezon narciarski! Instynktownie starałam się dać temu szaleństwu lekką przeciwwagę.
Do repertuaru wieczornych opowieści, obok Śnieżki i Śpiącej Królewny, dołączyły więc stopniowo realne postaci: Wanda Rutkiewicz, Helena Marusarzówna, Joanna d’Arc i wiele, wiele innych. Chciałam, by Ala poznała historie pań nie tylko pięknych, lecz także mądrych i silnych. Gdy tylko to było możliwe, odwiedzałyśmy też moją ukochaną babcię Magdę Młynarską, by posłuchać jej opowieści o wojnie i o dzielności. O tym, że trzeba „dać radę”. Dziś myślę, że mnie się udało wychować córkę do czegoś więcej niż konkurs piękności. Miałam jednak ułatwione zadanie. Kilkanaście lat temu w telewizji nie nadawano jeszcze, jednego po drugim, durnych programów o tym, jak z brzydkiej stać się piękną, ze starej młodą, z grubej chudą, a ze sflaczałej umięśnioną. Po ekranie komputera nie latały, przy każdym łączeniu z internetem, reklamy środków na odchudzenie, upiększenie i odmłodzenie w dzień, w weekend albo w pięć minut.
W górach, gdzie mieszkamy, większość znajomych kobiet prowadzi własny biznes, uprawia sporty i jeździ starą terenówką, na której koła trzeba w zimie własnoręcznie zakładać łańcuchy. Tam babskie wieczory nie upływają na opowieściach o odchudzaniu, kaloriach i wypełniaczach, bo po prostu nikogo to nie interesuje. Dzieci bawią się w śniegu albo ganiają po polu. Mam świadomość, że dziś, zwłaszcza w wielkich miastach, jest inaczej. Wszechobecny medialny przekaz naprawdę oszalał na punkcie kobiecej urody. Skoro dorosłe matki nie są w stanie oprzeć się pokusie nieustannego omawiania swojej wagi, a częściej (urojonej) nadwagi, stanu skóry i paznokci, umięśnienia brzucha i nawilżenia włosów aż po końce, trudno tego wymagać od ich kilkuletnich córek. Psychologowie alarmują: na anoreksję coraz częściej zapadają nawet dziesięcioletnie dziewczynki, a niska samoocena i nieustanny krytycyzm wobec własnego wyglądu to plaga już w przedszkolu. Zanim się oburzymy na matkę Honey Boo Boo, zajrzyjmy na własne podwórko. Nie tak łatwo wychować córkę do mądrości i niezależności, gdy zewsząd atakują nas ikony mody i piękna.
Na koniec proponuję maleńki test: ile nazwisk pięknych sławnych kobiet potrafi wymienić twoja córka? A ile nazwisk kobiet mądrych, mających wielkie osiągnięcia i wpływ na dzieje ludzkości? Sprawdź! Zadałam te pytania uczestniczkom urodzin znajomej sześciolatki. Wynik był smutny. Honey Boo Boo i inne dziewczynki kiedyś dorosną. Przyjdzie im zmierzyć się z trudnościami, jakie niesie życie. Kto ma im dać inspirację, by chwycić byka za rogi, walczyć o siebie i zdobywać świat? Królewna Śnieżka i Dżoana Krupa czy Janina Ochojska i Maria Skłodowska-Curie? Możesz podsunąć córce wybór. Dopóki jeszcze go masz.
8 sierpnia 2013SEKS, KŁAMSTWA I SOLIDARNOŚĆ (KOBIET)
Miesięcznik „SENS”, z którym współpracuję, zaprosił mnie do udziału w akcji „SOLIDARNOŚĆ KOBIET MA SENS!”. Dla mnie sens solidarności kobiet to oczywista oczywistość, więc udział wzięłam. I jak to zwykle bywa, kiedy się człowiek wychyli, się zaczęło! Dzwonią telewizje śniadaniowe, rozgłośnie radiowe, redakcje kolorowych gazet i portale. Solidarność kobiet? Hyyyyy? Na pewno nie w show-biznesie!
Nie wykonuję zawodu aktorki od 1998 roku. Nie bywam na warszawskich bankietach, premierach i ściankach. Jestem po drugiej stronie barykady, przeprowadzam wywiady z ludźmi sztuki, więc, siłą rzeczy, nie utrzymuję kumpelskich związków z nimi. Ale mam serdecznie dość obrażania, wyśmiewania i „hejtowania” artystów w ogólności, a moich dawnych koleżanek-aktorek w szczególności. Deptania ich dorobku, przypisywania im jak najgorszych cech i jak najniższych intencji. Robienia z nich bandy zdeprawowanych celebrytek z sianem w głowach. Przytoczę tylko jedną z wielu historyjek z życia, które moim zdaniem dowodzą nie tylko istnienia kobiecej solidarności w tym środowisku, ale i jej wymiernego (i to w skali życia!), głębokiego sensu. Przypomnijcie ją sobie, kiedy znów przeczytacie w tabloidzie nagłówek typu:
„X wygryza Y!”.
Dawno temu moja starsza koleżanka, wybitna aktorka, kobieta wówczas czterdziestoletnia, wdała się w romans z młodym reżyserem. Ot, „chłopiec–zabawka” w rękach pani Robinson (tych, co się teraz skrobią po głowie i zastanawiają, „o co kaman?”, odsyłam do filmu pt. Absolwent w reż. Mike’a Nicholsa). Żeby było jasne: młody mężczyzna był tym zachwycony. Wyszedł ze słusznego założenia, że przy takiej kobiecie można się nauczyć, jak odróżnić dobre wino od sikacza i jak wygląda nieudawany kobiecy orgazm. I wszystko byłoby dobrze i wszystko byłoby miło, wszak nikomu nie działa się krzywda… Ale.
Niestety „chłopiec-zabawka” skrywał przed światem drugie oblicze. Brzydką facjatę kogoś, kto też chce mieć SWOJĄ zabawkę! Jednak nie umie ładnie się bawić.
I tak, cwana gapa, z panią Robinson spotykał się jako dający się rozpieszczać, potulny dr Jekyll, a zaraz po wyjściu od niej kupował dwa tanie wina, zmieniał nazwisko na Hyde i gnał do innej aktorki, z tegoż teatru. Najwyraźniej zapragnął zrealizować z nią to, na co nie śmiał sobie pozwolić z jej starszą koleżanką. Obietnicami ról i szantażem zmuszał ją więc do seksu pełnego przemocy, przysięgał wierność, obiecywał małżeństwo, bił, przepraszał, znowu bił i tak w kółko. Klasyka podłego gatunku.
Dwie pieczenie przy jednym ogniu, dwa światy, dwa pokolenia! Raj dla seksualnego drapieżnika. Chwilo, trwaj!
Pozostawało tylko przypilnować przepływu informacji, co naszemu markizowi de Sade dla ubogich wydawało się łatwe, jako że żywił przekonanie, że wszystkie aktorki są a) głupie, b) niesolidarne.
Jak się za chwilę okaże, grubo się mylił.
Na razie, kombinował sobie tak:
Co do dyskrecji starej nie może być wątpliwości! Nie chce, baba, plot na swój temat. Za to nad młodą gęsią muszę popracować… Caramba! I dalej, przy każdej okazji, sączyć dziewczynie do ucha manipulanckie brednie. Że stara tylko czeka, by wykosić młodą i ładną konkurencję. Że jest wredna, fałszywa i – he, he – zgadnijcie oczywiście, napalona na niego i zazdrosna jak suka w ostatniej rui życia! A on ucieka! On się broni! On ze starą nie chce! Takie tam, nic oryginalnego, ale zadziałało. Młoda już zdążyła się „wkręcić” i była na najlepszej drodze do wejścia w rolę zakochanej ofiary, i to na długie lata, co mogło poskutkować licznymi konsekwencjami, ze zmarnowaniem sobie życia i kariery włącznie.
– Gęba na kłódkę, jeśli ci praca miła! – powtarzał co rusz reżyserek, sadząc się na Machiavellego. A żeby było bardziej wiarygodnie, któregoś wieczoru tak się rozochocił, że szczególnie mocno zamalował jej, w tę gębę, z piąchy!
Na drugi dzień dziewczyna przyszła do pracy z podbitym okiem. Widząc to, pani Robinson bynajmniej nie doznała dreszczy suczej satysfakcji. Przeciwnie, zarządziła szybkie śledztwo i po jakichś siedmiu, no, może dziesięciu minutach wiedziała już, jak sprawy stoją. Nie miała wątpliwości, co robić. Dla niej zabawa się skończyła.
Nie czekając dłużej, wezwała młodszą koleżankę do siebie, mocno przytuliła, kazała usiąść, podała szklankę wody oraz kieliszek wódki i powiedziała, jak jest, a przede wszystkim, z kim jest jej luby, kiedy akurat nie jest z nią. Był szok i trochę płaczu. Potem zaś obie kobiety wróciły (w przyjaźni) na scenę i do swoich spraw. Reżyser został z niczym.
Wkrótce młoda poznała fantastycznego gościa, z którym do dziś jest szczęśliwa. Woli nawet nie myśleć, co by było, gdyby sprawy potoczyły się inaczej. Tym bardziej że reżyserek szybko stracił swój wdzięk i nie jest już „chłopcem-zabawką”. Ani nawet mrocznym, dekadenckim brutalem, tylko grubawym, żałosnym damskim bokserem i roznosicielem chorób wenerycznych.
Pani Robinson nadal jest gwiazdą i przyjazną mentorką dla kolejnych pokoleń młodych dziewczyn, które mimo upływu lat, nieodmiennie patrzą na nią z podziwem. Młodzi mężczyźni także, ale z tego, co wiem, raczej już jej nie bawią. Nie warto nie doceniać kobiecej solidarności. Ani wątpić w jej sens. Nawet w show-biznesie!
26 października 2014NIE KRZYCZMY, ROZMAWIAJMY
Nieważne: przy kuchennym stole czy w studiu telewizyjnym, możemy być pewni, że to pytanie od razu podniesie temperaturę spotkania: czy pary homoseksualne powinny być zrównane w prawach rodzicielskich z heteroseksualnymi? Ale nie łudźmy się, po żadnej ze stron nie usłyszymy niczego nowego. W Polsce o tym się nie dyskutuje. O tym się wrzeszczy! I nie tyle chodzi tu o przedstawienie argumentów, ile o zaznaczenie własnej pozycji. „Jestem za”. „Jestem przeciw”. Kropka. Kto myśli inaczej, ten „czarna reakcja”. Kto myśli inaczej, ten chce „zniszczyć polską rodzinę”.
Osobiście jestem za. Przemawiają do mnie argumenty odwołujące się do indywidualnych cech każdej osoby, niezależnie od jej orientacji. W końcu z natury rzeczy dzieci rodzą się nie tylko w idealnych rodzinach, gdzie mamusia i tatuś zapewniają ciepełko, odpowiedzialność i sens. Mnie samej się to przytrafiło. Kiedy sobie przypomnę, kim byłam, co wiedziałam o życiu i jak doskonała pustka zionęła z mojej czaszki, kiedy zostałam matką, zimny pot spływa mi po plecach. Jakoś sobie jednak poradziłam, dziecko przeżyło i jest dziś fajną młodą kobietą.
Czy fakt, że to chłopcy podobali mi się bardziej niż dziewczyny, miał jakikolwiek wpływ na to, jak zadziałał mój instynkt macierzyński/ miłość/ poczucie obowiązku/ przyzwoitości? Nie! Gdybym jednak wtedy miała zdać jakiś specjalny mądry egzamin, który uprawniałby mnie do wejścia w posiadanie córki, zapewne oblałabym go. I to z zupełnie pozaseksualnych powodów. Znam gejów i lesbijki, którzy są fantastycznymi rodzicami, i takich, którzy sobie z takim wyzwaniem na pewno nie poradzą. Znam też całkiem sporo rodzin hetero, w których dzieciom wcale nie dzieje się dobrze. Nie wspominając o niemałej grupie osób, które w zaciszu sypialni robią różne dziwaczne rzeczy w kilka osób, a za dnia doskonale sprawdzają się jako rodzice. Seks jako kryterium uważam za „przereklamowany”. Gdy ktoś mnie pyta o zdanie w tej sprawie, taka jest moja odpowiedź. A potem zaczyna się jatka, zgodnie ze scenariuszem, o którym wyżej.
Ostatnio jednak zabito mi klina. Chcę się tym podzielić, bo chociaż uważam się za osobę otwartą, złapałam się na ciasnocie myślenia, która mnie przeraziła. Włączyłam sobie pewnego dnia francuską telewizję. Trwała właśnie rozmowa na temat rodzicielstwa homo – w studiu prawnik, psychoanalityk i filozof. Zaraz się zacznie!, pomyślałam. Jedni swoje, drudzy swoje. Po co w ogóle te wszystkie dyskusje? Czy ktoś kogoś może w tej sprawie do czegoś w ogóle przekonać? Już miałam zmienić kanał, gdy poprzez gruby beton moich uprzedzeń jednak przebił się głos należący do prawnika: „Mnie martwi taka rzecz. We Francji każda kobieta – nieważne: lesbijka czy hetero – może liczyć na refundację in vitro i innych metod wspomaganego rozrodu. W ten sposób homoseksualne pary kobiet zostają rodzicami. Można więc spodziewać się, że w imię zasady równości wkrótce i geje zechcą, by państwo opłaciło im wynajęcie surogatki, która im dziecko urodzi. I tu powstaje pytanie: czy urodzenie dziecka jest czymś, co możemy »zakontraktować«? Czy chcemy, by ludzka ciąża stała się obiektem podobnego kontraktu? Jakie to niesie zagrożenia dla dziecka, matki i ojców? Czy umiemy je dziś przewidzieć?”. Usiadłam. Tu do dyskusji włączył się psychoanalityk: „Nie umiemy. Wszystko, co wiąże się z »grzebaniem« przy korzeniach ludzkiej tożsamości i z pytaniami typu »kim jestem?« i »skąd się wziąłem?«, niesie ogromne zagrożenie dla ludzkiej psychiki. Nie wiemy, co może się stać...”.
Przypomniały mi się surogatki goszczące w programie, który prowadzę. Dla żadnej z nich sprawa nie była prostym »kontraktem«. Bo to nie jest takie proste! Kiedy ustaje emocjonalny wrzask, możemy usłyszeć pytania i argumenty, obok których nie sposób przejść obojętnie. Nie będę tutaj przytaczać całej tej dyskusji. Nie twierdzę też, że zmieniłam zdanie. Chcę tylko powiedzieć, że warto czasem wyjść z okopów wojny ideologicznej i zacząć naprawdę rozmawiać. Rozmowa ma wielką przyszłość.
22 sierpnia 2013ŻYCIE ZACZYNA SIĘ PO POGRZEBIE!
W zakopiańskiej biedronce, przy zniczach, radosne poruszenie. Maryśka i Zośka, wyzdajane odświętnie, poza zgrzewką świec zakupiły też wermut i czipsy. Pojadą za cmyntorz, zaświecom świecki, a potem w chałpe, wino pić. Wesoły dzień im nastał! Oni w ziemi, one na ziemi!
Franek Marysin, świętej pamięci, był cłek porywczy. Dzieciska bił na trzeźwo, żonę tylko pijany. W dniu wesela, w roku 1963 zimą to było, a jest to dzień najpiękniejszy w życiu każdej kobiety, zgwałcił Maryśkę po raz pierwszy. Maryśka ma z gwałtów dzieci sześcioro. Zośka ma czworo, też z gwałtów. Z gwałtów naszych kochanych rodzinnych, staropolskich; gdzie nikt nie krzyczy, nikt się nie broni. Lepiej nie. Józek Zośce dwa razy rękę złamał, ale na szczęście lewą, to mogła robić. Teraz ta ręka jest trochę niesprawna, więc dobrze, że lewą. Dzieciaki z domu pouciekały, kiedy ojciec jeszcze żył, ino się Jasiek ostał i też pije. Ale na matkę ręki nie podnosi. Matkę swą kocho. Zośka ze swoim żyła lat 40. Maryśka z mężem też 40.
– Jak tam się macie, gaździny? – zapytałam przy kasach.
– He, he, pani kochono, zycie zacyna się po czterdziestce! – odpowiedziały chórem i ochoczo ruszyły w stronę cmentarza.
1 listopada 2014ALBO KUCHARKA, ALBO SEKSBOMBA
Pani Producent przyjechała drogim autem. Rzuciła grzywą i kuferkiem LV. Wpadła do Zakopanego, by mi zaproponować robotę. Nie spodobała mi się jej propozycja. Nie tylko dlatego, że nie chcę znów przeprowadzać się do Warszawy, ścigać się z dziewczynami w wieku mojej córki, nie mieć czasu dla siebie i zrezygnować z pisania i podróżowania. Zdaniem Pani Producent, by osiągnąć prawdziwy sukces w TV i – cytuję – „opuścić kobiecą niszę w kanale tematycznym”, powinnam raz na zawsze pożegnać się z tym swoim, pożal się Boże, feminizmem. Nie wierzyłam własnym uszom! „Czego jeszcze chciałaby pani dla kobiet? Kobiety mają już wszystko! Zwłaszcza w mediach! A ten cały feminizm źle się kojarzy...”, przekonywała.
Tu się zagotowałam: „Naprawdę pani tak myśli? A czy medialny przekaz wspiera w kobietach takie cechy, jak kreatywność, odwaga i przedsiębiorczość? Czy może jednak robi z nich odurzone proszkiem do prania gospodynie? Albo seksbomby z wiecznie rozchylonymi udami i ustami?”. Tu moja rozmówczyni zmrużyła (na ile to możliwe przy ilości botoksu, który wpompowała tam, gdzie normalnie kobieta w jej wieku ma „kurze łapki”) oczy: „Paulinko, a jeśli to ich osobisty wybór?”. Osobisty wybór... To nie taka prosta sprawa, droga Pani Producent. Psychologia rozwojowa już dawno udowodniła, że istotę ludzką „programuje” to, co ją otacza. Nas zewsząd otacza przekaz medialny. Wsłuchajmy się w jego komunikat do kobiet.
Tuż przed wyjściem na spotkanie oglądałam telewizję śniadaniową. Temat: Żyć z artystą. W studiu trzy żony, żadnego męża. I dalej roztkliwiać się nad tym, jacy to oni, artyści, „odklejeni”, jak to nie znają PIN-u do kart, nie wynoszą śmieci i uroczo nie odbierają dzieci z przedszkola. Gdyby tam był partner kobiety artystki, usłyszelibyśmy inną historię. Historię, którą znam z własnego życia i z życia setek innych kobiet. Pisząc, przygotowując rolę albo komponując – gotujemy, odbieramy dzieci z przedszkola, kładziemy je spać i jeździmy po zakupy. Raczej nie bywamy uroczo „odklejone”, za to równie twórcze. Dlaczego redakcja nie zadbała o to, by pokazać partnerki i partnerów twórców płci obojga? Fakt, że coś będzie mniej banalne, a za to bardziej różnorodne, nie obniży chyba oglądalności? Czy nie tak się utwierdza stereotypy, zgodnie z którymi mężczyzna stworzony jest do twórczości, a jego partnerka, kobieta, do ogarniania spraw przyziemnych i podobania mu się?
Na innym kanale prowadząca pyta jednym tchem: „Co może zrobić kobieta, która chce mieć dziecko, ale nie ma z kim, i na co uważać u kosmetyczki?”. Dramat człowieka (kobiety) stawiamy na równi ze zmartwieniem o zmarszczki i pryszcze. Czy nie tak utwierdza się nas w przekonaniu, że kobiece problemy są tak naprawdę czymś błahym, niezasługującym na poważne potraktowanie? Leczenie niepłodności to najwyraźniej pryszcz, tanie żłobki i przedszkola, żebyśmy mogły spokojnie pracować, też pryszcz, nie mówiąc o refundowaniu antykoncepcji, prawie samotnej kobiety do szczęśliwego macierzyństwa i wspieraniu samotnych matek na rynku pracy.
W serialu Przepis na życie, który uwielbiam, napisanym przez Agnieszkę Pilaszewską, którą uwielbiam, Maja Ostaszewska, którą uwielbiam, gra zaangażowaną działaczkę na rzecz „kobiet uciśnionych”. Robi to bardzo zabawnie, ale ponieważ jest to jedyna feministka wśród popularnych serialowych postaci, przykro mi, że zrobiono z niej karykaturę. Czy nie tak pogłębia się przekonanie, że kobiety zabiegające o równouprawnienie i sprzeciwiające się przemocy wobec kobiet to wariatki?
Droga Pani Producent! Niech pani zabiera swój kuferek, umowę, dobrą brykę i chudy tyłek. Nie zamierzam rezygnować ze swoich poglądów ani opuszczać kobiecej niszy. Zarabiam tyle, że mi wystarcza, a sławna już byłam, dziękuję! Byłabym zapomniała... Nie miałaby pani tej bryki, kuferka za 10 tys. i kierowniczego stanowiska, gdyby ktoś kiedyś nie wywalczył dla pani prawa do studiowania, posiadania własnych pieniędzy i paru jeszcze drobiazgów, takich jak prawo wyborcze czy urlop macierzyński. Wie pani, kto to był? Pożal się Boże, feministki!
Kościelisko, październik 2013
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
OD AUTORKI
PIOSENKA O TWOJEJ WOLNOŚCI
BÓJCIE SIĘ HONEY BOO BOO
SEKS, KŁAMSTWA I SOLIDARNOŚĆ (KOBIET)
NIE KRZYCZMY, ROZMAWIAJMY
ŻYCIE ZACZYNA SIĘ PO POGRZEBIE!
ALBO KUCHARKA, ALBO SEKSBOMBA
KRZYŻ NA NOSIE? PUKNIJTA SIĘ!
KONIEC NARZEKANIA
JESTEŚ PEWNA, ŻE NIE JESTEŚ FEMINISTKĄ?
PIEKŁO POD DOBRYM ADRESEM
BARDZO ŚMIESZNE PRZEPROSINY JANUSZA PALIKOTA
SKĄD TEN HEJT, CZYLI NIECH JEDZĄ CIASTKA!
ARŁUKOWICZ KARIEROWICZ I PIGUŁKA „PO”
SAMANTHA GEIMER I „POMAGACZE”
SODOMA, GOMORA, GRODZKA I JA, CZYLI NIE DOJDZIESZ, BRACIE (KARNOWSKI)!
CICHY MEKONG, CICHA NOC
DO CZEGO ZMIERZA KONWENCJA, CZYLI KOMU FALUJĄ GACIE
NA PEWNO WIESZ, CO TWOJE DZIECKO ROBI PRZED KOMPUTEREM?
„WPROST” ŚLADEM PAWIORA...
ZNALAZŁAM FAJNYCH FACETÓW!
WSZYSCY JESTEŚMY HEJTERAMI?
REPUBLIKA OBRAŻONYCH
AUU! SUKI ODKŁADAJĄ MACIERZYŃSTWO NA POTEM
TRZYMAM SIĘ WIATRU!
MIĘDZY USTAMI A BRZEGIEM KOSZMARU
UWIELBIAM TAKĄ KOBIECOŚĆ!
WYCOFANIE PUBLIKACJI
STRZEŻMY SIĘ SCHŁADZACZY!
POLITYKA PRORODZINNA, CZYLI JAK ZAŁATWIĆ POLSKIE KOBIETY NA CACY
STARE WRÓBLE NIE PLOTKUJĄ
TYLKO „W COŚ GRAJĄ”? A MOŻE WŁAŚNIE ZABIJAJĄ KOLEJNEGO DOMINIKA?
PRZYJAŹŃ, GÓRA I MAHOMET
E-LINCZ I SŁODKIE CIASTECZKA. RZECZ O KAPITULACJI RODZICÓW
SZCZĘŚCIE BRUTTO, CZYLI RZECZ O MAJÓWCE
NIE JESTEŚ NIKIM LEPSZYM DLATEGO, ŻE JESTEŚ HETERO
OBUDŹ SIĘ, KRÓLEWNO!
ZA STARA NA MATKĘ, CZYLI PUBLICZNE PRZEŚWIETLENIE MACICY
ECH, GDYBYM BYŁA STARSZA...
DO PUDŁA Z TYM STARYM PUDŁEM!
KOBIETA Z BRODĄ, CZYLI POWIAŁO GROZĄ
JAK NIE NOSIĆ SZPILEK?
PIGUŁKA (NIE)SZCZĘŚCIA
JAK ŚMIEĆ
SZUJA.PL, CZYLI RATUJ SIĘ KTO MOŻE!
KUBA, NIE KOŃCZ TAK SZYBKO!
WPADKA? NIE RYZYKUJ!
SZKLANKA JEST ZAWSZE DO POŁOWY PEŁNA!
WIELKI SPISEK W MAŁYM DOMKU
MICHAŁ WIŚNIEWSKI I JEGO „WSZYWKA ROBACZYWKA”
ŚWIAT BEZ GRANIC NIE ISTNIEJE
NIE WIERZĘ BEACIE, CZYLI EXPOSÉ W OPARACH WATY CUKROWEJ
BOHEMA OSTRO BAWI SIĘ?
JAROSŁAW, MÓJ GURU!
TRZEBA MIEĆ ODWAGĘ MÓWIĆ KOCHAM
BYLE DO WIOSNY!
BUTY CZY ATRYBUTY?
NIE JESTEŚMY BEZPIECZNI
NIE ZARABIAJ NA WACIKI!
JESTEM POLKĄ NAJGORSZEGO SORTU
PODRÓŻ MIMO LĘKU
ŚWIŃSTWO
NIENORMOWANE WOLNE
JA, KOMUNISTKA I ZŁODZIEJKA
WARA OD NASZYCH CYCKÓW
SKOŃCZCIE Z PORÓWNYWANIEM KACZYŃSKIEGO DO HITLERA. PRZEGINACIE!
NIE WARTO UDAWAĆ W MIŁOŚCI
GENDER GROŹNIEJSZY OD DYKTATURY?
SEKSOWNA? NIE! SEKSUALNA!
MIMO WSZYSTKO CHCĘ CZUĆ WSZYSTKO
KICIA, WIEJ!
MAM PROBLEM Z TYM, ŻE MATEUSZ KIJOWSKI JEST ALIMENCIARZEM
KONIEC JEST NASZYM POCZĄTKIEM
DOCENIAM OŚWIADCZENIE MATEUSZA KIJOWSKIEGO W SPRAWIE ALIMENTÓW
DZIEWCZYNY, PAKUJCIE PLECAKI!
CZAS NA BOJKOT MEDIÓW PUBLICZNYCH?
PERFEKCJA ALBO ŻYCIE – TWÓJ WYBÓR
ŚNIADANIÓWKA DLA NOWEJ EKIPY, MNIAM!
DZIEJE GRZECHU I PIGUŁKA „PO”
NAPRZÓD, NIEZDOLNI! TAKA OKAZJA, BY ZNALEŹĆ ROBOTĘ W MEDIACH, SZYBKO SIĘ NIE POWTÓRZY
OCALONE I STRACONE
FEJKOWE MEMY I INNE BREDNIE
NAUCZENI MOBBINGU
MAŁE UBECKIE PROWOKACJE WIELKICH LUSTRATORÓW. LIST OTWARTY DO LUDZI PRZYZWOITYCH
STARE BRZYDKIE KACZĄTKO
„DOBRA ZMIANA” W NASZYCH MAJTKACH
NASZE MAŁE ŚREDNIOWIECZE
PIS NAM FUNDUJE ZBIOROWE POWTÓRNE PRZEŻYWANIE TRAUMY
EFEKT MUCHY
DZIŚ IDĘ DEMONSTROWAĆ DLA MAĆKA NOWAKA
LATO JEST TWOJE!
WZIĘŁAM W OBRONĘ KRYSTYNĘ PAWŁOWICZ I...
MIŁOŚĆ? A CO TO?
AD VOCEM KLIMAKTERIUM, PLASTRÓW, JANDY I PAWŁOWICZ
PIĘKNA, DAJ NA LUZ!
GÓWNIARSKIE REAKCJE NA WYPADEK PAD PODPALAJĄ POLSKĘ
WPISZ MARZENIA W KALENDARZ
CENZURA NAS OCALI!
CZYIM ŻYCIEM ŻYJESZ?
PRZEPROSINY INTERNETOWEJ HIENY? NIE KUPUJĘ
JAK ZATĘSKNIŁAM ZA GOŁĄ BABĄ
VADEMECUM WQRWU
PARYŻ NAUCZYŁ MNIE SZCZĘŚCIA
JAK UNIKNĄĆ ABORCJI?
MEDYTACJA NA POCZĄTEK ROKU
GRZECZNE DZIEWCZYNKI MÓWIĄ „PIER...LĘ!”
KTO MA NA CIEBIE WPŁYW
KOBIETY SĄ, AHA, AHA, DOROSŁE!
LOLCIA, KRYTYK I OPIEKUN
KONIEC ŚWIATA MACANTA! ODEZWA DO NARODU
MYSZY I RÓŻE
ATAK AD HORMONAM, CZYLI PONIŻEJ PASA
NASZE ZDRADZIECKIE MATKI
LIST DO M
DOBRE MARZENIA I ZŁE RADY
SZTUKA KOCHANIA I TOLERANCJI
AD PERSONAM, AD HORMONAM
MISTER CHAM
PIOTRUSIE PANNY
WŁADCY MACIC Z TABLOIDÓW
CZTERY LATA
JA PANOM PŁACĘ
POLKI PARASOLKI
ŻELAZNA LOGIKA MĘSKIEGO RYNKU KORWIN-MIKKEGO
OD POCZĄTKU, SIOSTRY
PRZED NAMI DZIEŃ KOBIET, W TYM ROKU WYJĄTKOWY
CHLEB I CURRY
POLAKA ŻYCIE PO „POLEXICIE”
JA, LOLA
NASZ TATA, MŁYNARSKI Z ATENEUM
MA BYĆ DARMO!
POSTĘPOWA HOMOFOBIA PO W EUROPARLAMENCIE, CZYLI JAK ODGONIĆ POTENCJALNYCH WYBORCÓW OD URN
JOGA UŚMIECHU
WARA OD MOJEJ NIEWIARY!
NA ILE CIĘ SPRAWDZONO
MOJA OJCZYZNO, JESTEŚ SZALONA, MÓWIĘ CI, POLSKO
WESOŁYCH ŚWIĄT, LGBT
OBY MACRON NIE SPAPRAŁ
KAŻDA Z NAS MOGŁABY BYĆ KAROLINĄ PIASECKĄ
MANTRA NA SZLAKU BIAŁO-CZERWONYM
NIECH PAN COŚ ZROBI Z TĄ BRIGITTE!
WKURWIKI DOÑI KRISTINY – KORESPONDENCJA Z SAN ESCOBAR
JAK FEMINISTKA Z MUZUŁMANKĄ
OD STAREJ ZAWISTNEJ BABY SŁÓW KILKA DO FANEK ANNY LEWANDOWSKIEJ
KOBIETY NA MARGINESIE