Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1935-1946 - ebook
Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1935-1946 - ebook
Wydanie krytyczne Dzieł zebranych jednego z największych pisarzy polskich XX wieku, współzałożyciela i wieloletniego członka redakcji „Kultury” paryskiej, autora wielkich świadectw minionego wieku: Innego Świata oraz Dziennika pisanego nocą.
Edycja obejmie całość twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego: oprócz tekstów znanych już polskiemu czytelnikowi znajdą się w niej utwory rozproszone, artykuły, wywiady, a także zdjęcia pochodzące z archiwum Pisarza.
Tom pierwszy zawiera artykuły i recenzje z lat 1935-1946.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07223-3 |
Rozmiar pliku: | 8,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka słów ode mnie
Kraina świętokrzyska jest tak rozległa, tak duże zajmuje przestrzenie, że mój reportaż nie może pretendować do ścisłego opisu geograficznego, a jest tylko wycieczką szczytami gór, a więc Świętym Krzyżem, Łysicą i Świętą Katarzyną, z uwzględnieniem ściśle się z górami wiążącej tradycji pisarskiej.
Topografia i geologia
Na południowy wschód od Kielc, w kierunku Sandomierza, ciągną się Góry Świętokrzyskie. Wysokie około 600 metrów, zbudowane są zasadniczo z piaskowców i wapieni. Napisałem „zasadniczo” z tego względu, że trudno ustanowić o geologii gór dwa naprawdę niewzruszone kanony. Są to bowiem jedne z najstarszych w Polsce, a więc i geologicznie najzawilszych gór.
Puszcza jodłowa – pierwsze wrażenia
Kiedy z zielonych, rozsłonecznionych pól wchodzę do puszczy świętokrzyskiej, doznaję dziwnych uczuć. Puszcza jest zimna i poważna. Wysokie, smukłe jodły, zielony mech u ich stóp i ta ogromna cisza nadają jej pierwiastki majestatycznej świętości. W licznych miejscach lasu znajdują się ogromne nasypiska głazów, podobne do pogańskich kurhanów. (Są to charakterystyczne dla Gór Świętokrzyskich tak zwane gołoborza). Wyraźniej niż kiedy indziej zrozumieć i pokochać można dziewiczość puszcz. I jakże prawdziwe są dla stojącego w puszczy jodłowej słowa Stefana Żeromskiego: „Jakie bądź byłoby prawo, czyjekolwiek by było, do tych przyszłych barbarzyńców poprzez wszystkie czasy wołam : – nie pozwalam! Puszcza królewska, książęca, biskupia, świętokrzyska, chłopska ma zostać na wieki wieków jako las nietykalny, siedlisko bożyszcz starych, po którym święty jeleń chodzi – jako ucieczka anachoretów, wielki oddech ziemi i pieśń wieczności! Puszcza jest niczyja, nie moja, nie twoja, ani nasza, jeno boża, święta!”.
Święty Krzyż
Nagromadzona romantyka lasu świętokrzyskiego wyczerpuje się na szczycie góry tak niespodziewanie i szybko, że aż dziwno...
Szare życie i jego usterki ześrodkowują się w bluzie i znękanej twarzy więźnia. Bo więzienie ma Święty Krzyż słynne na Polskę całą. Słowa „Posiedzisz na Świętym Krzyżu!” przerażają. Do więzienia przylega klasztor. Te dwa budynki stanowiły niegdyś całość. Rosjanie jednak część klasztoru z celami zakonników zamienili na więzienie. Klasztor pod względem architektonicznym nie przedstawia według mnie nic ciekawego. Ciekawsze jest raczej wnętrze z malowidłami fragmentów biblijnych i historii powstania klasztoru. Klasztor świętokrzyski jest bardzo starym zabytkiem, powstał w wieku XI. Opowiadają, że założyła go księżniczka Saba, która uciekła z Węgier z relikwiami. Obrazy przedstawiają historię dotarcia relikwii do rąk Saby, zdobią wnętrze klasztoru. W podziemiach klasztoru świętokrzyskiego spoczywa podobno Jarema Wiśniowiecki.
Legenda o św. Emeryku
U stóp Świętego Krzyża rozrzucono kilkadziesiąt domków.
Nowa Słupia – typowa wioska polska. Między Świętym Krzyżem a Nową Słupią znajdują się śliczne, malowniczo położone kapliczki i kamienna figura, wyobrażająca św. Emeryka. Krąży o nim legenda, że posuwa się co rok o ziarnko maku. Gdy dojdzie do Świętego Krzyża, nastąpi koniec świata. Tymczasem jeszcze daleko i droga bardzo uciążliwa...
Łysica i Święta Katarzyna
Poprzez ogołoconą Łysicę, która świeci nagimi skałami wśród zalesionych wspaniale Gór Świętokrzyskich, docieramy do Świętej Katarzyny. I tu znajdujemy, znacznie jednak ładniejszy i efektowniejszy, klasztor o budowie zupełnie nieskomplikowanej. Jest to klasztor zakonu żeńskiego. Niedaleko od cudownego, uzdrawiającego źródła św. Franciszka – mała kapliczka z wyrżniętym scyzorykiem napisem: „Stefan Żeromski uczeń kl. II-ej”.
Stefan Żeromski – piewca tych stron
W ogóle, jeżeli się mówi o świętokrzyżczyźnie, to trzeba mówić tylko o Nim – o Żeromskim. Jego literacka indywidualność panuje tu wszechwładnie. Odświeżone w myśli wyjątki z Jego dzieł nabierają nowych barw.
Czy pamiętacie Rymwida z _Ech leśnych_, rozstrzelanego przez swego stryja, generała Rozłuckiego, naprzeciwko karczmy na granicy wsi Gozd i Występa? Czy pamiętacie syna tego powstańca, Piotrusia Rozłuckiego z _Urody życia_, odkopującego w ciemną noc kości swego ojca, odkopującego zarazem jakby symbolicznie źródło prawdy? Stanął tam na grobie powstańca w maju 1934 roku pomnik.
Pomników ku czci Żeromskiego jest w Górach Świętokrzyskich dużo. Ale ciekawe jest to, że to jakby materializowanie Jego potężnej istności, zakuwanie jej w granitowe głazy, psuje wrażenie. Wolę chodzić i szukać. I nie słyszeć pompatycznych mów na Jego cześć, a stanąć naprzeciw świętokrzyskich borów, podumać i powiedzieć nagle ni stąd, ni zowąd, nie wiadomo dlaczego, tak prosto jak On: „Ogary poszły w las...”.
Kielce – „miasto świętokrzyskie”
Kielce nie są zasadniczo miastem świętokrzyskim. To, że na mapie czarne kółko miasta dotyka żółtej plamy gór, nie oznacza, że ostatnie domki Kielc leżą u stóp Świętego Krzyża i kielczanie wychodzą w niedzielę po południu w góry na spacer. Kielce są od gór dosyć oddalone. Ale złączył je Żeromski. W Kielcach mieszkał i uczył się, a tam, hen, po Łysicy i Świętej Katarzynie w wolnych chwilach błądził, tworzył pierwsze swoje nieudolne dramaty i tragedie i pierwszy świętokrzyżczyznę z prawdziwym natchnieniem poetyckim odtworzył. I dlatego w licznej literaturze geograficznej świętokrzyskiej, traktującej ten kraj obszernie, używane jest często słowo nie „świętokrzyżczyzna”, a „kraina Stefana Żeromskiego”.
Świat idzie naprzód – czyli przemysł świętokrzyski
Święte puszcze świętokrzyskie odkryły przed badaczami swe bogactwa. Pojawili się robotnicy z zakasanymi rękawami, las przecięły wąskie szyny kolejek, niebo błękitne, bez skazy, świętokrzyskie niebo porysowały druty elektryczne...
Business, business!... Zawrotne tempo pracy nie może zharmonizować się ze spokojem i powagą borów. Największe znaczenie ma eksploatacja pirytu, metalu bardzo rzadkiego i cennego. (W Europie piryt znajduje się, oprócz Gór Świętokrzyskich, tylko w Hiszpanii). To są góry. Okolice, których notabene do świętokrzyżczyzny nie zaliczyłem, dostarczają rudy żelaznej, rudy ołowianej i rudy miedzi.
Poezja i świętość Gór, opiewana przez Żeromskiego, jest powoli wypierana przez postęp.Piotr Choynowski – pisarz młodości
(wspomnienie pośmiertne)
Wyrobiło się już takie mniemanie u ludzi, że ciało jest funkcją ducha. Że nie może być starym człowiek, który ma młodzieńczy światopogląd. Z książek którego promieniuje wprost zapał, werwa i... uśmiech.
Stało się jednak inaczej. Kiedy późnym wieczorem posłyszałem przez radio wiadomość o śmierci Pisarza, odruchowo wprost padło pytanie: „Jak to umarł? Taki młody!...”. Młody, strasznie młody, prawie kolega, przyjaciel... i umarł...
Kim był?
Twórczości Jego nie można ująć w żadne nawet najszersze ramy! Twórczość Jego nie ma ograniczenia, jest samorzutna.
_Młodość, miłość, awantura_... To była pierwsza książka, którą poznałem. Książka o młodości. Bujnej, niepohamowanej, nieobliczalnej, a jednak czasami tak lirycznie wzruszającej. Postać studenta Lewickiego jest nakreślona artystycznie. Wy, sceptycy, którzy nie wierzycie w młodzież, którzy ją potępiacie, którzy ją uważacie za „cielęcy wiek”, przeczytajcie to.
Ten student, zda się bezmyślny, płytki człowiek, nie myślący o niczym, jak tylko o zabawie, posiada jednak dwie cechy, cechy prawdziwego, czystego człowieka miłości, i przywiązanie, prawość i poświęcenie. Tu pełne wspaniałego humoru sceny miłości, młodości i awantury mają głębszy sens. Są one sondą, która ułatwia laikowi zgłębić i zmierzyć to „coś”, co tkwi w duszy chłopca. „Jestem anarchistą – mówi Lewicki – bo taki ustrój daje mi maksimum emocji, burd, awantur. Jestem wtedy w swoim żywiole, bo jestem młody”. Termometrem jego poglądów politycznych jest nie umysł, zimny intelektualizm, jest nim u c z u c i e m ł o d z i e ń c z e, rozpierające piersi, zmuszające do szukania jak największej skali doznań. Coś w nim wibruje... Jak sokół pędzi na czele kozackiej watahy. Romantyk nieokiełznany. Nie znający hamulców życia. W uszach świszczy mu tylko wiatr pędu, a serce przepełniają radość i duma.
Płytki człowiek, egoista – zwykło się mówić o takim. Ale to nieprawda. Są w tej książce momenty o swoistej wymowie, cały ciąg dowodów mówiących o przyjacielskim przywiązaniu i poświęceniu. To jest właśnie prawdziwa młodość. Nie ta, która, zakrawając na społecznikostwo na wielką skalę, na altruizm, jest pozą, tylko taka właśnie, mówiąca sama za siebie wtedy, kiedy uderzona zostanie ta najczulsza struna na dnie duszy, to „coś” młodzieńcze i wzniosłe. Kiedy użyty zostanie bodziec uczuciowy. B o m ł o d o ś ć j e s t p r z e d e w s z y s t k i m g o r e j ą c y m u c z u c i e m, a n i e r o z u m e m.
Ktoś nieświadomy, a jednak znający książki Choynowskiego, spróbowałby może jako antytezę przeciwstawić mi powieść _W młodych oczach_. Przecież tam niby znajdujemy właśnie taki typ młodzieńca, Michała Kęckiego, patrioty i społecznika. Będzie to tylko dowód przemawiający za moimi uwagami. Czy ukształtowałaby się psychika bohatera, jego światopogląd, gdyby nie ten wspomniany już uczuciowy bodziec zewnętrzny, w tym wypadku pochód bezlitośnie gnanych poborowych ze wsi na wojnę, zatrwożonych i nieświadomych? Gdyby nie uśmiechnięte ironicznie i bez uczucia twarze mieszczuchów przyglądających się temu. Dopiero teraz pragnie się iść na pomoc, dopiero teraz, a nie wtedy, kiedy na koleżeńskich zebraniach omawiało się ucisk warstw niższych, dopiero teraz widzi się, że przecież to wieś idzie, biedna wieś, gnana, pędzona... na zagładę!
Że idzie ta wieś jak bydło do rzeźni. Że nie ma nikogo, kto by się ujął, kto by stanął i krzyknął: „Stójcie! Ja pracować chcę dla was, bo z wami współczuję!”. To była dopiero główna przyczyna, punkt przełomowy. Nie studiowanie dzieł społecznych, nie roznamiętniające dyskusje. Bowiem g d y m ł o d o ś ć s z u k a p r a w d y ż y c i a, aby ją pojąć, musi się z nią zetknąć na gorąco, bezpośrednio. Bo wtedy przemówi dopiero uczucie. Uczucie młodości. Zrozumiał to Choynowski, dowiódł, że młodzież trzeba znać, aby móc oceniać. I dlatego jest nam tak bliski.
Miłość, awantura, to tylko konieczne, nieodzowne warunki młodości, wyżycia się. Smak życia.
Nawet w najbardziej bezmyślnym młodzieńcu, popularnym dzisiaj typie „salonowca”, tkwi zalążek poważnego ujęcia prawd i czynu.
I dopiero teraz właśnie, panowie sceptycy i zimni intelektualiści, zrozumiecie, że to, co się mówi o młodzieży jako przyszłości narodów, jako fundamencie przyszłych potęg, jako o orędownikach sprawiedliwości i braterstwa, nie jest pewnikiem z a c h w i a n y m. Nie jest płytkim f r a z e s e m.
Wie o tym Choynowski, rozumie to i śmiało formułuje. Przynosi nową prawdę o pokoleniu młodym, prawdę niezachwianą. Piotr Choynowski, powtarzam raz jeszcze, odbrązowił młodzież, przywrócił jej dawną wartość.
Umarł 25 listopada w Otwocku... Widzę spoglądające spoza szkieł oczy mądre, uśmiechające się, rozumne... Widzę lekki uśmieszek. Przysiągłbym, że chce komuś spłatać figla.
Piotr Choynowski, jeden z pierwszych siedmiu członków Polskiej Akademii Literatury, jest n a s z y m pisarzem, pisarzem m ł o d o ś c i. Był naszym kolegą, przyjacielem, człowiekiem bardzo, bardzo młodym. Pisarzem, który pierwszy nas poznał i ocenił. I dlatego my przede wszystkim powinniśmy mu złożyć hołd.Rozmowa o nauce literatury polskiej
_Jerzy_: Wspólne nieporozumienia są zawsze źródłem utrapień zarówno jednej, jak i drugiej strony. Myślę tu o nauczaniu literatury polskiej w naszych szkołach. Ja osobiście widzę w tym tragedię. Pomyśl: kiedy na przykład profesor wykłada, czyta, tłumaczy _Odę do młodości_, wiersz, który w swoim czasie porywał, zmuszał wprost do czynu. Zwłaszcza jeżeli nauczyciel taki jest człowiekiem starszym, wychowanym w epoce zachwytów dla Wieszczów, w epoce wzlotów ducha i entuzjazmu. I cóż? Widzi, jak _Oda_ spływa po uczniach jak woda po skale. Bez żadnego wrażenia. Kiedy zamiast tego chciałby widzieć rozpłomienione twarze. Czy to nie jest tragiczne?
_Stefan_: Doskonale, żeś to poruszył, chciałem właśnie z tobą na ten temat pomówić. Ale czy nie bierzesz tego zagadnienia zbyt jednostronnie i subiektywnie? Czy to możliwe, że wiersze, które chociażby nawet kilkanaście lat temu porywały, teraz aż tak wyblakły? Czy aby nie ma w tym pewnej obojętności, silnej bierności uczniów? Zdarzają się przecież wypadki, że niektórzy nasi koledzy zachwycają się tym tak samo obecnie, jak „oni” dawniej, czy to nie daje dużo do myślenia?
_Jerzy_: Wybacz, ale operujesz argumentem bardzo niepoważnym i ostatecznym. Wypływa to z tego, że nie wgłębiasz się w psychikę samego siebie, a więc i swoich kolegów, i chcesz się zapewne od razu oprzeć na tym, co można by nazwać naukowstrętem u młodzieży. Przypomnij sobie, jak kiedyś nasza nauczycielka polskiego czytała na lekcji nowelkę Gojawiczyńskiej _Ziemia Elżbiety_, jakie było olbrzymie zainteresowanie. Co o tym powiesz? Ci zaś koledzy, o których mówisz, że zachwycają się literaturą dawną, to nieszczerzy snobi, którzy czekają na wiadomy ci efekt u profesora. Pomów z nimi poza lekcjami, a przekonasz się, z jaką niechęcią mówią o tym, czym się przed chwilą zachwycali na lekcjach. Ale ta właśnie zewnętrzna poza potwierdza tylko wewnętrzny stan duchowy, mało tego, rozjątrza jeszcze.
_Stefan_: Zdaje się, że masz dużą dozę słuszności. Ale posłuchaj: twoje zestawienie dało mi dość dużo do myślenia. Zestawiłeś mianowicie jako dwa bieguny _Odę do młodości_ i _Ziemię Elżbiety_ Gojawiczyńskiej. Można by przypuszczać, że młodzież lubi obrazy życia w przekroju dość syntetycznym, z takiego czy innego odcinka Polski, jakie reprezentuje Pola Gojawiczyńska, a nie znosi pustych haseł, bezdźwięcznych frazesów w rodzaju: „Czyńmy, pchnijmy etc.”, jakie reprezentuje w _Odzie do młodości_ Wieszcz.
_Jerzy_: Mylisz się. Tu zestawienie nie odgrywa żadnej roli i jest zupełnie przypadkowe. Ale o tym później. Ten wniosek zrodzi się dopiero u ciebie, kiedy podzielę się z tobą innymi spostrzeżeniami. Pozwól więc wobec tego mnie mówić. Nazbierało się bowiem tyle refleksji w głowie, że zanosi się na obfitą mówkę.
_Stefan_: Chętnie, słucham.
_Jerzy_: Przypominasz sobie na pewno głos pewnego naszego kolegi w dyskusji nad _Odą do młodości_. Powiedział on, że _Oda_ jest mu zupełnie obojętna dlatego, że ma pobudzić młodych do wywalczenia Polski, a on żyje w wolnej i potężnej Polsce, jest szczęśliwy i zadowolony i myśli już zupełnie innymi kategoriami. W tych słowach zaznacza się już pierwsza ważna rzecz: że takiemu czy innemu ustosunkowaniu się młodzieży do literatury dawnych wieków sprzyjać mogą specjalne warunki polityczne. I tu wojna światowa była tą olbrzymią i głęboką przepaścią, która nas od „nich” odgrodziła. Wojna, która gruntownie przeorała oblicze całego świata. Wyżej przytoczony sąd naszego kolegi jest zupełnie słuszny, ale jednostronny. Bo przypuśćmy, że mamy Polskę wielką i potężną, ale jednak pełną jeszcze usterek i bolączek. Celowo tu o tym powiedziałem, bo w tym właśnie wykazuje się cała pustka pomysłu nauczania literatury wieków dawnych. Przecież to jasne, że wskazać nam te błędy i bolączki, czy to pod względem społecznym, czy gospodarczym, i nauczać nas, jak je naprawić, może tylko współczesny nam pisarz, który sam to widzi i rozumie.
_Stefan_: Zdaje się, że ten pogląd, który wypowiedziałeś (notabene bardzo słuszny), wypływa z twojego swoistego poglądu na literaturę. Dopatrujesz się mianowicie w literaturze ciągle tego mentorskiego tonu: nauczania, wskazywania, wytyczania etc. A spójrz, jak zbledną twoje uwagi, gdy spojrzymy na literaturę jako na czystą sztukę, dającą czytelnikowi pewne przeżycia.
_Jerzy_: Doskonale, żeś to poruszył. Twoje uwagi są, a raczej byłyby, zupełnie słuszne, gdyby nie to, że bierzesz je dość płytko. Zastanów się nad takim zagadnieniem: jak przedstawia się psychika współczesnego młodego człowieka, przeciętnego ucznia. Na każdym kroku, czy to w swym własnym towarzystwie, czy w domu, ociera się o współczesność w jej ujemnym sensie. A więc bieda, brak pieniędzy (na szkołę, ubranie, książki, rozrywki), redukcja, kryzys i jeszcze cały stek tych smutnych, a częstych, niestety, wyrazów. To właśnie specjalnie go nastraja. Jest czujny i węszy. Z przyjemnością czyta te książki, które traktują o poprawie bytu. Ten fakt ma jeszcze inne swoje konsekwencje, łączące się z twoimi wątpliwościami: oto prawdziwą skalę wzruszeń i doznań dadzą mu te książki, które traktują o tej właśnie chwili obecnej. Takie książki, gdzie on sam ze wszystkimi swoimi troskami jest też bohaterem (pomyśl, jak wszyscy szalejemy za Żeromskim, szczególnie za _Ludźmi bezdomnymi_). To na niego działa. Nie przeczę, że Wieszczowie byli majstrami słowa, ale to nie wystarcza.
_Stefan_: Czyżby?!...
_Jerzy_: Tak, mój drogi. Te rzeczy odgrywają rolę u ludzi dojrzałych, a są bez znaczenia dla nas wszystkich.
_Stefan_: Konkretyzując więc to, coś powiedział, jesteśmy tak wrośnięci głęboko w naszą współczesność, że nie chcemy i nie życzymy sobie oglądać archaizmów, chodzić do muzeów „starych sztychów”. Jak ty sobie wyobrażasz takie właśnie nauczanie? Czy nie uważasz, że dzieła współczesne, które są tak zawiłe w swej problematyce, będą przedstawiały olbrzymie trudności...
_Jerzy_: ...do zwalczenia, mój drogi! Nie należy tego brać tak „do dna”. Będzie wchłaniał taki uczniak to, co potrafi i co przyjmie. Dużo na pewno zostanie niezrozumiane, ale to nie przeszkadza. Najważniejsze jest to, że będzie zainteresowanie, i to, że z tych właśnie zlepków powstanie światopogląd. Ze szkoły wyjdzie w życie człowiek, który już coś wie o życiu. Realny człowiek. Należy otrząsnąć się z przesądów dawnych. Nie chcę tej sprawy tak zbyt publicznie poruszać, zresztą rozumiemy się, zdaje się, doskonale: pomyśl, o ile zdrowszy byłby typ młodego człowieka wychowanego nie w atmosferze fałszywej pruderii, a w atmosferze szczerości.
_Stefan_: Słusznie. Kończę już, bo wyczerpujemy temat. Ale na zakończenie: pamiętasz pewnie, jak Bolesław Leśmian wypowiedział się w wywiadzie w „Kuźni ” o współczesnej młodzieży? Mówił, że studiując literaturę współczesną, młodzież oderwana jest od podstaw przebogatego języka. Należy wobec tego cofnąć się do przeszłości. Dotyczy to specjalnie młodzieży, która ma pewne ambicje literackie, poetyzuje.
_Jerzy_: Tak. Ale taka młodzież jest nieliczna i sama sobie drogę do tych podstaw językowych znajdzie. Nakazy z góry nic tu nie pomogą, a może nawet zaszkodzą.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------