- W empik go
Recepta na lepszy klimat. Zdrowsze miasta dla chorującego świata - ebook
Recepta na lepszy klimat. Zdrowsze miasta dla chorującego świata - ebook
Przyznajmy to wprost: jako ludzkość zrobiliśmy wiele, by wywołać chorobę – zmianę klimatu. Książka Recepta na lepszy klimat nie jest jednak o tym, że nasz miejski organizm i tworzący go ludzie kierują się coraz szybciej na łoże śmierci. Przede wszystkim jest o tym, jak zmieniać ten organizm tak, by był zdrowszy, bardziej odporny i mniej zarażał. I byśmy korzyści z tego odczuli już teraz. Natychmiast.
Przykłady, że można działać w tym kierunku, znajdziemy również w Polsce. Wiele z nich w Recepcie na lepszy klimat zebrał Szymon Bujalski – dziennikarz z kilkunastoletnim doświadczeniem znany w mediach społecznościowych jako „dziennikarz dla klimatu".
Bujalski wiele stron zapisał doświadczeniami i opowieściami ludzi, którzy niczym białe krwinki walczą o to, by nie dać się chorobie i stworzyć zdrowsze miasta dla nas wszystkich. W swej premierowej książce pokazuje też, dlaczego tak bardzo potrzebujemy w nich natury, zrównoważonego transportu i czystego powietrza. A wszystko w oparciu nie tylko o naukową wiedzę i fakty, lecz także konkretne działania wdrażane w polskich miastach. W ten sposób Bujalski udowadnia, że troska o nasze tu i teraz oraz troska o klimat nie są czymś przeciwstawnym. To historie o tym samym.
Trzynasta książka z serii MASTO SZCZĘŚLIWE.
Kategoria: | Ekologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-966500-0-9 |
Rozmiar pliku: | 5,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szymon Bujalski, dziennikarz dla klimatu, przejechał Polskę wzdłuż i wszerz, rozmawiając z ludźmi zmieniającymi na korzyść swoje bezpośrednie otoczenie, których działania jak kręgi rozchodzące się na wodzie czynią nasz kraj lepszym miejscem.
Na kartach książki spotykamy więc osoby zazieleniające nasze miasta, chroniące ekosystemy i bioróżnorodność, zakładające ogrody społeczne, walczące ze smogiem, betonozą i modelem transportowym z piekła rodem. Bohaterów książki poznajemy przez pryzmat wyzwań i problemów, przed którymi stanęli i z którymi z mniejszym lub większym sukcesem się zmierzyli. To właśnie od takich osób zaczynają się nie tylko lokalne zmiany, ale też zdrowe społeczeństwo obywatelskie i ewolucja postaw społecznych, narracji w mediach i świecie polityki.
Czytając książkę Szymona Bujalskiego, można się przekonać, że niezależnie od takich czy innych globalnych lub europejskich polityk klimatycznych i uniezależniania się od spalania paliw kopalnych lokalne działania na rzecz ochrony klimatu i bioróżnorodności prowadzą także do podniesienia naszej jakości życia i naprawy otoczenia, w którym mieszkamy.
Nikt inny tego za nas nie zrobi. Jak pisze autor: „Czyste powietrze w polskich miejscowościach nie ma nic wspólnego z Chinami. Powstanie skweru w twojej okolicy nie zależy od tego, co zrobi Joe Biden. Stworzenie przyjaznych przestrzeni, w których będziemy chcieli zatrzymać się na dłużej, to decyzja polskich samorządów, nie premiera Indii”.
Recepta na lepszy klimat. Zdrowsze miasta dla chorującego świata to książka inspirująca i motywująca do wspólnego działania oraz dająca zdrowego kopa do zmieniania świata na lepsze. Weź, przeczytaj, pomyśl i dołóż cegiełkę do dobrej zmiany – prawdziwej dobrej zmiany w naszym kraju.
Marcin PopkiewiczNA ZDROWIE
Latem 2021 r. do szpitala w kanadyjskim mieście Nelson trafiła 70-latka. Miała duże problemy z oddychaniem. W tym czasie w prowincji Kolumbia Brytyjska, gdzie mieszka, odnotowano rekordowe temperatury 50°C. Problemem był nie tylko upał, ale i pożary pobliskich lasów. Przenoszący się na duże odległości dym sprawił, że jakość powietrza stała się ponad 40 razy gorsza niż przyjęte normy.
Kobieta żyła w przyczepie bez klimatyzacji. Chorowała na cukrzycę i miała niewydolność serca. Kiedy trafiła do szpitala, doktor Kyle Merritt stwierdził u niej kolejny problem zdrowotny. W rubryce „diagnoza” wpisał: zmiana klimatu¹.
Pracownicy szpitala Kootenay Lake, gdzie trafiła 70-latka, utworzyli po tym zdarzeniu grupę Lekarze i Pielęgniarki dla Zdrowia Planetarnego. Zapisało się do niej około 40 osób. „Jako lekarze i pielęgniarki widzieliśmy na własne oczy fizyczne i psychiczne skutki zmiany klimatu dla naszych pacjentów i społeczności. Postrzegamy to jako nadciągającą katastrofę, która grozi osłabieniem naszego i tak już przeciążonego systemu medycznego” – napisała grupa na swojej stronie internetowej².
Doszliśmy do momentu, gdy podobną diagnozę można stawiać już na dużą skalę. Choć nie w każdym miejscu na świecie objawy są zauważalne w takim samym stopniu, wszędzie zaczynają się nasilać. Można je dostrzec w oceanach, w rzekach, w lasach. A także w polskich miastach. Jakość naszego życia pogarszają już nie tylko zanieczyszczone powietrze, ulice przejęte przez samochody i wszechobecna betonoza, które jednocześnie przyczyniają się do nasilania zmian klimatycznych bądź odczuwania ich konsekwencji. Coraz częstszym i coraz większym zagrożeniem są też miejskie powodzie błyskawiczne czy fale upałów, a więc jedne z najpoważniejszych konsekwencji globalnego kryzysu klimatycznego z czysto polskiej perspektywy.
Te rosnące z każdej strony problemy nie wzięły się jednak z przypadku. Z jednej strony odpowiada za nie spalanie paliw kopalnych (węgla, ropy i gazu) i destrukcja środowiska naturalnego, co jest przekleństwem w skali całego świata. Z drugiej strony poważny problem w Polsce stanowi przestarzałe podejście do przestrzeni miejskich, co jest już tylko naszą lokalną „zasługą”. „Miasta i ich mieszkańcy stoją w obliczu katastrofy klimatycznej. Zagrożenie jest bardzo realne. Należy na nie spojrzeć jak na wyzwanie, które wymaga pilnych działań systemowych i bieżących interwencji” – podkreślają eksperci z Polskiej Akademii Nauk³, którzy w tej książce pojawią się jeszcze kilkukrotnie.
Jeśli tych działań i interwencji zabraknie, efekty dalszego podcinania „klimatycznej gałęzi” można łatwo przewidzieć: runiemy wraz z nią. Prosto na beton i pod koła pędzących samochodów.
Otworzyć skrzynkę z narzędziami
Przyznajmy to wprost: jako ludzkość zrobiliśmy wiele, by wywołać chorobę – zmianę klimatu. Książka ta nie będzie jednak o tym, że nasz miejski organizm i tworzący go ludzie kierują się coraz szybciej na łoże śmierci. Przede wszystkim będzie o tym, jak zmieniać ten organizm tak, by był zdrowszy, bardziej odporny i mniej zarażał. I byśmy korzyści z tego odczuli już teraz. Natychmiast.
Rzecz jasna nie chodzi o to, byśmy kierowali się lokalnym egoizmem. Troszczenie się o przyszłe pokolenia czy ludzi żyjących tam, gdzie kryzys klimatyczny przyniesie największe zniszczenie, powinno być powszechne. To fundament.
Trzeba też zdawać sobie sprawę, że mówimy o kryzysie planetarnym. Podstawą są więc działania na poziomie rządowym i międzynarodowym, konieczne jest zaangażowanie biznesu i ludzi z całego świata. Globalny system, który napędza dzisiejszą machinę zniszczenia, również musi się zmienić. To drugi z fundamentów.
Jednocześnie bardzo często jest to też… wymówka. Nie ma sensu nic robić, bo rząd i tak stawia na węgiel! Nie ma sensu nic robić, bo to Chińczycy szkodzą najwięcej! Nie ma sensu nic robić, bo bogaci latają odrzutowcami! Nie ma sensu nic robić, bo światem rządzą chciwi kapitaliści i uwiązani układami politycy! Ale sens jest.
Oczywiście polskie miasta same z siebie nie rozwiążą wszystkich problemów. Żadne nie ma mocy, by w pojedynkę wyraźnie wpłynąć na ograniczenie zmiany klimatu. Każde w skrzynce z narzędziami trzyma jednak klucze do poprawy jakości życia tu i teraz. Przy takim podejściu do tematu trudno powiedzieć: „Sorry, to za odległa przyszłość, a my nic nie znaczymy, nie obchodzi mnie to”. Już tylko ta perspektywa wystarczy zatem, by zmienić wiele.
W drodze po zdrowsze miasta
Choć kryzys klimatyczny się nasila, wciąż nie podejmujemy wystarczających działań, by mu przeciwdziałać. Dlaczego?
„Głównym powodem, dla którego ludzie odrzucają naukę o zmianie klimatu, jest odrzucanie przez nich tego, co postrzegają jako rozwiązania: całkowitej kontroli rządu, utraty wolności osobistych, zniszczenia gospodarki” – ocenia dr Katharine Hayhoe z Texas Tech University, jedna z najbardziej znanych klimatolożek na świecie⁴. „Tym, co motywuje ludzi do troski i działania, jest świadomość autentycznych rozwiązań: nowa przyszłość oparta na czystej energii, poprawa naszego standardu życia oraz budowanie lokalnych miejsc pracy i lokalnej gospodarki” – przekonuje.
I czuję się przekonany.
Oddychanie czystszym powietrzem, posiadanie w okolicy atrakcyjnych przestrzeni publicznych, przyjemne spacery w otoczeniu zieleni, wystawienie na mniejszy hałas, większe bezpieczeństwo dzieci, zdrowie psychiczne i fizyczne… Czy dążenie do realizacji któregoś z tych celów powinno wywoływać nasz sprzeciw? Jeśli podobnie jak ja uważasz, że nie, jesteśmy po tej samej stronie.
Podchodząc do sprawy w ten sposób, stworzymy miasta przyjemniejsze do życia, a jednocześnie zadbamy o znacznie więcej. Okaże się, że nasze miejscowości będą lepiej zabezpieczone przed zagrożeniami klimatycznymi, które z każdym rokiem będą narastać. Okaże się też, że ich wpływ na pogarszanie się sytuacji na świecie będzie znacznie mniejszy.
W zwalczaniu (a raczej zmniejszeniu skali) kryzysu klimatycznego nie chodzi więc tylko o to, by chronić przyszłe pokolenia i osoby z najbardziej zagrożonych państw. Oczywiście to bardzo ważna część historii i zdecydowanie warto kierować się takim myśleniem. Ale nie jest to cała historia. Istotne jest też to, by chronić samych siebie. By zacząć cieszyć się – bardziej lub w ogóle – z bycia w mieście. Do zrobienia mamy wiele.
Tym bardziej że osób mieszkających w miastach nieustająco przybywa. Szacunki ONZ wskazują, że w 1950 r. żyło w nich 30% ludzi, obecnie ponad 55%, a w 2050 r. będzie to już 68%. Procenty te wyglądają wręcz nieprawdopodobnie, gdy przełożymy je na rzeczywistych ludzi. W takim przypadku okaże się, że liczba mieszkańców miast w ciągu 100 lat powiększy się… o prawie 6 miliardów (z 0,8 do 6,7 miliarda)⁵. Jakby tego było mało, tereny miejskie rozrastają się w dwukrotnie szybszym tempie, niż przybywa w nich nowych mieszkańców⁶. W efekcie co pięć dni zabudowywany jest obszar o powierzchni Paryża, a co roku – o powierzchni Japonii⁷. Dlatego w kolejnych rozdziałach pokażę ci, że naprawdę można inaczej.
Jak w Krakowie, gdzie w ciągu dekady usunięto 45 tysięcy przestarzałych pieców, zmniejszając zanieczyszczenie powietrza o połowę.
Jak w blisko stutysięcznym Jaworznie, gdzie po przebudowie układu drogowego trzy z ostatnich pięciu lat nie przyniosły żadnej ofiary śmiertelnej, a roczne bilety na autobus ma jedna czwarta mieszkańców.
Jak w Gdańsku, gdzie dwie studentki utworzyły ogród społeczny, w którym organizują wspólne śniadania i spotkania.
Jak w Szczecinie, gdzie w dwa tygodnie zmieniono parking w sercu Starego Miasta na trawnik, dając początek metamorfozie całej dzielnicy.
Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę. Przykłady pozytywnych zmian są w mniejszości. Giną w gąszczu tego, co złe. Rozjechane przez samochody, zalane betonem i przykryte smogiem. W polskich miastach wciąż o wiele łatwiej znaleźć powody do narzekania niż zmiany na lepsze.
Nie zapraszam cię jednak do takiej lektury. Owszem, będzie i o tym, skąd wzięła się choroba i jak polskie miasta przyczyniają się do tego, byśmy jej skutki odczuli jak najmocniej. Pojawią się bolesne dane, niepokojące liczby i trudne do zaakceptowania fakty. Nie ma co liczyć na skuteczne leczenie, jeśli nie postawi się prawidłowej diagnozy i nie zrozumie, jakie mogą być konsekwencje dalszego braku działania.
Ale przede wszystkim na wielu stronach pojawi się recepta – napisana na klawiaturze, więc taka, którą spokojnie da się przeczytać. Mam nadzieję, że po lekturze dojdziesz do tych samych wniosków, co ja. Że miasta to coś więcej niż korki, beton, kopcące kominy i miejsca, w których „trzeba coś załatwić”. Że warto przywracać w nich naturę, oddawać przestrzeń pieszym i rowerzystom oraz kończyć ze spalaniem paliw kopalnych. Że możemy w nich wieść lepsze, zdrowsze życie. I że możemy osiągnąć to wszystko z myślą o ochronie klimatu.
Dbając o lepsze dzisiaj dla siebie, zadbamy o lepsze jutro dla wszystkich. Jeśli w jakimś przypadku warto użyć zwrotu „sytuacja typu win-win”, to właśnie w tym. Zmieniajmy więc nasze miasta i nie szukajmy wymówek.
Na zdrowie.ROZDZIAŁ I
CO ZA DUŻO, TO NIEZDROWO
Globalna choroba
Coraz rzadziej, ale wciąż zbyt często napotykamy na te kilka słów padających po „przecież”: przecież tak było od zawsze, przecież to nic nowego, przecież to naturalne. Nic bardziej mylnego.
Za złudnym wrażeniem niezmienności stoi zjawisko, które w książce Życie na naszej planecie opisuje legendarny biolog David Attenborough: syndrom przesuwającego się punktu odniesienia⁸. Jako ludzie mamy naturalną skłonność do uznawania za normalne tego, co doświadczają obecne pokolenia lub co jeszcze niedawno nie istniało. Dzisiejsi nastolatkowie uznają więc za normalne, że mamy otwarte granice i smartfony. Dzisiejsi 30-latkowie, że żyją w wolnej Polsce. Dzisiejsi 50-latkowie, że mamy prąd w gniazdkach. A my wszyscy w Polsce – że żyjemy w klimacie, który jest względnie stabilny i przewidywalny.
Syndrom przesuwającego się punktu odniesienia idealnie obrazują też… mapy pogodowe. Normy klimatyczne to podstawowe źródło informacji o warunkach klimatycznych analizowanego obszaru⁹. Na ich podstawie meteorolodzy w prognozach pogody mówią nam na przykład, że temperatura danego dnia będzie w normie, opady deszczu będą powyżej średniej, a opady śniegu – poniżej. Ostatnie normy, nazywane również okresem referencyjnym, zaktualizowano w 2021 r. Oznacza to, że dla obecnych prognoz pogody punktem odniesienia nie są już lata 1981–2010, lecz 1991–2020¹⁰. Efekt? Dzisiejsza „normalna” temperatura w Stanach Zjednoczonych (11,3°C) jest o 0,5°C wyższa od tej sprzed dwóch dekad i o 0,9°C wyższa od pierwszej „normy” oszacowanej dla lat 1901–1930¹¹.
Normy klimatyczne są stosowane po to, by umieścić dzisiejszą pogodę w odpowiednim kontekście. Jednak zdaniem Michaela Manna, jednego z najsłynniejszych klimatologów na świecie, dopasowywanie danych co 10 lat „wypacza znaczenie «normalności» i «normalizuje» zmianę klimatu”.
Żeby docenić powagę sytuacji, potrzebujemy więc odpowiednich norm klimatycznych i odpowiednich punktów odniesienia.
Wielkie Przyspieszenie…
Ziemia liczy przeszło 4,5 miliarda lat. Pierwsi przedstawiciele rodzaju Homo pojawili się ponad 2 miliony lat temu, a Homo sapiens – 200–300 tysięcy lat temu.
Porzucenie koczowniczego trybu życia było możliwe dzięki zmieniającemu się klimatowi. Po zakończeniu ostatniej epoki lodowcowej poziom mórz szybko wzrósł i się ustabilizował. Utworzyły się znane nam dziś kształty kontynentów, ustały wahania temperatury, a klimat stał się naszym sprzymierzeńcem. Warunki na planecie okazały się dla nas na tyle stabilne, że mogliśmy przewidywać pory roku i pogodę. Zaczęliśmy więc hodować rośliny, a z dziko żyjących zwierząt uczyniliśmy zwierzęta gospodarskie. I tak mniej więcej 12 tysięcy lat temu rozpoczął się holocen.
Na Ziemi żyło wówczas nie więcej niż kilka milionów ludzi. Stan ten zmieniał się bardzo powoli – do początku XIX wieku ludzkość rozrastała się w tempie do 0,04% rocznie. Pierwszy miliard mieszkańców osiągnęliśmy dopiero w 1803 r., drugi 124 lata później, a trzeci – zaledwie 33 lata po nim. Od 1960 r. bariera kolejnego miliarda pęka już co 12–15 lat¹². Chwilę po premierze tej książki, jest już nas 8 miliardów – ONZ określił termin przekroczenia tej granicy na połowę listopada roku 2022¹³.
Nie chodzi jednak tylko o to, że jest nas o wiele więcej. Ważne jest też to, że spędzamy na Ziemi o wiele więcej czasu. 200 lat temu ludzie żyli przeciętnie 29 lat, średnia 50 lat przyszła w roku 1960 a dziś wynosi już ponad 72 lata¹⁴. W dużej mierze dotyczy to biedniejszych państw, gdzie śmiertelność wśród noworodków i młodych ludzi znacząco spadła. Mimo to rozwój medycyny, poprawa warunków sanitarno-bytowych i inne zmiany cywilizacyjne wydłużyły życie globalnie. Na przykład około 1930 r. średni przewidywany czas życia w Polsce wynosił niemal 50 lat, a w 2020 r. – niecałe 80.
Niezbędnym elementem układanki jest też rozwój gospodarek, technologii i konsumpcjonizmu. Widać to po takich wskaźnikach jak światowy PKB (wzrost z 1,4 tryliona dolarów w 1960 r. do 87,4 tryliona dolarów w roku 2019¹⁵), międzynarodowa turystyka (wzrost z 25 milionów zagranicznych podróży w 1950 r. do 1,4 miliarda w 2018 r.¹⁶) czy ilość energii pierwotnej pozyskiwanej ze wszystkich możliwych zasobów (20 eksadżuli w 1800 r.,160 w 1960 r., 533 w 2008 r.¹⁷). Już w 2013 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych informowała, że więcej ludzi ma telefony komórkowe niż toalety¹⁸. Podobnie jest z dostępem do bezpiecznej wody pitnej, którego wciąż brakuje 2 miliardom ludzi.
Dlatego ważniejsze od samej długości życia jest to, jak żyjemy, a dokładniej – jak bardzo nasz styl życia wpływa na klimat i środowisko. Uogólniając: szkodzimy klimatowi tym bardziej, im jesteśmy bogatsi. Jak wynika z raportu międzynarodowej organizacji humanitarnej Oxfam, w latach 1990–2015 jedynie 10% najbogatszych ludzi na świecie odpowiadało za 52% światowej emisji dwutlenku węgla, w tym 1% najbogatszych za 15%¹⁹. Dla porównania najbiedniejsze 50% ludzkości odpowiadało za 7% emisji. Inaczej rzecz ujmując: 1% najbogatszych ludzi emituje nieco ponaddwukrotnie więcej CO2 niż biedniejsza połowa ludzkości.
Populacja, światowy PKB, międzynarodowa turystyka lotnicza czy pozyskiwana energia pierwotna to część z dwunastu przyjętych przez badaczy wskaźników socjoekonomicznych, które ilustrują tzw. Wielkie Przyspieszenie.
…dało Wielkie Zniszczenie
Pozostałe z dwunastu wskaźników pokazują, jak nasza działalność wpływa na oceany, strefę przybrzeżną, atmosferę i lądy. Czyli na stan środowiska, różnorodność biologiczną i stabilność klimatu – filary, których skruszenie zburzy naszą przyszłość. Niestety, wykresy lecą tu w górę równie szybko.
„W ciągu ostatnich 60 lat nastąpiła bez wątpienia najgłębsza w historii ludzkości przemiana relacji człowieka ze światem przyrody” – podsumowują wieloletnie badania w tym zakresie naukowcy z Międzynarodowego Programu Geosfery i Biosfery²⁰.
To, jak silne piętno odcisnęliśmy na Ziemi, w bardzo dobry sposób pokazuje też Attenborough. W książce Życie na naszej planecie wylicza, że do dziś między innymi:
• zmniejszyliśmy populację zwierząt słodkowodnych o 80%,
• utraciliśmy połowę raf koralowych,
• zbudowaliśmy ponad 50 tysięcy wielkich tam, zakłócając bieg prawie wszystkich dużych rzek,
• doprowadziliśmy do zniknięcia połowy terenów podmokłych,
• zredukowaliśmy powierzchnię lasów deszczowych o połowę, głównie poprzez wylesianie (tylko w samej Brazylii na wypas bydła przeznaczono 170 milionów hektarów – obszar blisko sześciokrotnie większy od powierzchni Polski),
• połowę żyznych terenów przeznaczyliśmy pod rolnictwo, z czego trzy czwarte na potrzeby produkcji mięsa i nabiału.
„Kiedy oglądam swoje stare filmy, dociera do mnie, że chociaż miałem wrażenie, iż przebywam w dziczy, wśród pierwotnej przyrody, było to tylko złudzenie. Lasy, równiny i morza, które odwiedzałem, już wtedy pustoszały. Już wtedy z trudem znajdowaliśmy część dużych ssaków” – pisze Attenborough, podsumowując dobitnie: „Zadeptaliśmy planetę”.
Wskaźniki dotyczące klimatu są równie alarmujące. Dwutlenek węgla, metan i podtlenek azotu to gazy cieplarniane, które w największym stopniu odpowiadają za globalne ocieplenie. Obecnie stanowią one odpowiednio około 75% (wliczając ponad 10% emisji CO₂ ze zmiany użytkowania gruntów, głównie wylesiania), 17% i 6% światowych emisji. Z każdym rokiem atmosfera gromadzi ich coraz więcej²¹. Stężenie CO₂, który jest główną siłą napędzającą kryzys klimatyczny, wynosi około 415 cząsteczek na milion cząsteczek powietrza. Gdy poprzednio było na podobnym poziomie, gatunek ludzki nie istniał.
To wszystko wydaje się przecież tak nieznaczące. Mamy ledwie 415 cząsteczek CO₂ na milion. Powiększamy stan o skromne dwie trzy cząsteczki rocznie. Ot, ziarnka na pustyni, nic więcej. Zmiany w atmosferze nie są nagłe i przez to mogą wydawać się nieznaczące, jednak Ziemia już teraz nie jest w stanie uporać się z wyemitowanymi przez nas gazami cieplarnianymi. Naturze przemiana martwej materii organicznej w węgiel czy ropę zajmuje miliony lat, ludziom spalenie milionów ton węgla i litrów ropy zajmuje jeden dzień. Tak nienaturalnych procesów nie da się zrównoważyć w naturalny sposób. Co prawda nieco ponad połowę „ludzkiej nadwyżki” gazów cieplarnianych (jeszcze, bo i to zmieni się na gorsze) pochłaniają drzewa, gleba i oceany, ale reszta zostaje w atmosferze. I ta reszta wystarczy, by zablokować ucieczkę części energii słonecznej z powrotem w przestrzeń kosmiczną, przemieniając Ziemię w rozgrzany samochód zostawiony na parkingu w upalny dzień. Efekt cieplarniany w natarciu.
Globalne ocieplenie a zmiana klimatu
Przez długie lata przestrzegano przed konsekwencjami globalnego ocieplenia. Dziś przede wszystkim mówi się jednak o zmianie klimatu. Skąd ta zmiana w języku?
Działalność człowieka odpowiada za ogromne emisje gazów cieplarnianych. Ich konsekwencją jest wzrost temperatury Ziemi, a więc globalne ocieplenie. Konsekwencje tego ocieplenia są już jednak o wiele bardziej złożone. To nie tylko wyższe temperatury, fale upałów czy topniejące lodowce, lecz także zakwaszanie oceanów, coraz częściej pojawiające się ulewy, powodzie czy silne huragany.
Inaczej rzecz ujmując: sformułowanie „zmiana klimatu” w bardziej kompleksowy sposób obejmuje skutki globalnego ocieplenia. Mając na uwadze, jak szybko drastycznie zmieniliśmy krajobraz Ziemi, być może lepszym określeniem byłoby postawienie sprawy jasno: kryzys klimatyczny.
Najgorsi od czasów asteroidy
W porównaniu ze średnią z lat 1850–1900 ogrzaliśmy planetę już o ponad 1,1°C, a ostatnie osiem lat było najcieplejszymi w historii pomiarów. Co więcej, tempo globalnego ocieplenia przyspiesza – jak podaje amerykańska agencja kosmiczna NASA²², dwie trzecie wzrostu temperatury „zawdzięczamy” okresowi od 1975 r., a średni wzrost w ostatnich dekadach (0,15–0,20°C) jest dwa razy szybszy od tego z początku XX w.
Czy to dużo? Nie. To przerażająco dużo.
Specjaliści z Uniwersytetu Warszawskiego przypominają, że kiedy temperatura była mniej więcej 4°C niższa niż obecnie, nasza planeta znajdowała się w maksimum ostatniej epoki lodowej, a większość terenu dzisiejszej Polski pokrywała kilkusetmetrowa warstwa lodu. Podczas wychodzenia z tego maksimum temperatura na świecie wzrosła o 3–3,5°C w ciągu około 8 tysięcy lat. „Obecnie musimy liczyć się z taką zmianą w ciągu 100–200 lat” – piszą naukowcy w publikacji Klimatyczne ABC²³.
Z kolei Piotr Florek, który w wiodącym brytyjskim ośrodku badawczym zmian klimatu Met Office Hadley Centre zajmuje się tworzeniem modeli klimatycznych, ocenia w rozmowie ze mną, że tempo obecnego ocieplenia jest „bezprecedensowym zjawiskiem w skali co najmniej kilkudziesięciu milionów lat”²⁴. Poprzednie zjawisko, jakie ma na myśli, to… uderzenie asteroidy sprzed 66 milionów lat, które zmiotło z Ziemi dinozaury.
Warto przy tym dodać, że w różnych badaniach naukowców padają różne daty. W raporcie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (IPCC) z jesieni 2021 r. stwierdzono na przykład, że obecne tempo ocieplenia jest bezprecedensowe „w okresie co najmniej 2000 lat”²⁵. W innych zaś opracowaniach pojawiają się wykresy informujące o najszybszym ociepleniu od 800 tysięcy lat bądź kilku milionów. Niektórzy autorzy bywają jednak zachowawczy, choć fizyka wskazuje, że nie powinni. Od milionów lat jej prawa są przecież takie same. Gdyby więc w przeszłości zmiana klimatu zachodziła szybciej niż obecnie, zostawiłoby to długotrwałe ślady w zapisie geologicznym. A takich śladów nie ma.
Dowodzi tego między innymi badanie, którego wyniki opublikowano w 2015 r. w czasopiśmie naukowym „Nature Geoscience”²⁶. Jego autorzy doszli do wniosku, że ludzkość emituje do atmosfery 10 razy więcej dwutlenku węgla niż jakiekolwiek czynniki naturalne od czasu wyginięcia dinozaurów. Podobna argumentacja pojawia się we wspomnianym wcześniej rozdziale w Klimatycznym ABC. W publikacji wyjaśniono, że nawet jeśli przeoczylibyśmy nagły wzrost koncentracji CO₂ w atmosferze wiele lat temu, to nie przegapilibyśmy długiego okresu pozbywania się powstałej nadwyżki dwutlenku węgla. „Myślimy, że poważne zmiany w biosferze to wielkie wydarzenia wymierania jak to, które wykończyło dinozaury. Ale zmiany zachodzące w dzisiejszej biosferze mogą być o wiele bardziej znaczące. Dodatkowo, co wyjątkowe, napędzane są przez działania jednego gatunku: ludzi” – podsumowuje profesor Mark Williams, geolog z Leicester University²⁷.
Opublikowana w 2021 r. metaanaliza około 80 tysięcy publikacji naukowych o zmianie klimatu nie pozostawia w tej sprawie złudzeń²⁸. Wykazała ona, że ponad 99% (nawet do 99,9%) artykułów w recenzowanej literaturze naukowej za jej główną przyczynę uznaje działalność człowieka. Jeśli 999 na 1000 grzybiarzy mówi ci, że trzymasz w ręku muchomora, zrobienie zupy grzybowej nie jest przesadnie mądre, prawda?
Aha, i jeszcze coś. „Obecna zmiana klimatu pokazuje, że wytrąciliśmy system klimatyczny z jego naturalnych cykli. Gdyby nie nasze działania, to w tej chwili Ziemia powinna powoli się ochładzać. Emisje gazów cieplarnianych odwróciły ten naturalny trend i zastąpiły szybkim ocieplaniem się klimatu” – wyjaśnia Klimatyczne ABC.
W skrócie: nie wulkany, nie aktywność słoneczna, nie cokolwiek innego. Człowiek, człowiek, człowiek. I tylko człowiek.
Sekunda z roku życia Ziemi
Czy to wszystko oznacza, że aby uchronić się przed katastrofalnymi skutkami zmiany klimatu i zniszczenia bioróżnorodności, miliardy ludzi powinny zapomnieć o poprawie trudnej sytuacji finansowej, umierać przedwcześnie na różnego rodzaju choroby i rezygnować z posiadania dzieci, o których marzą? Oczywiście nie. Takie podejście byłoby nie tylko z góry skazane na porażkę, ale i po prostu nieludzkie. Jeśli ktoś ma dziecko świadomie, rodzicielstwo może być źródłem wielkiego szczęścia. W wielu krajach skrajne ubóstwo, choroby, brak jedzenia, odpowiedniej opieki medycznej, podstawowych usług i praw bardzo długo wprowadzały w życie ogrom cierpienia i znacząco je skracały. 200 lat temu umierało czworo na dziesięcioro dzieci poniżej piątego roku życia, 100 lat temu czworo na 12, a teraz – czworo na 100²⁹. To wspaniale, że sytuacja się zmienia i coraz mniej rodzin opłakuje śmierć najmłodszych.
Sam też jestem wdzięczny za życie, prąd w gniazdku, względnie dobre zdrowie i że nie muszę wybierać między opłatą za rachunki a kupnem jedzenia. Chcę, żeby tak pozostało. Miliardy ludzi chcą tego samego. Moi bliscy, twoi bliscy, bliscy osób nam dalekich. Troska o klimat nie może więc oznaczać, że zaczniemy działać na własną szkodę, a troska o przyszłe pokolenia – że zapomnimy o obecnych. Lekarstwo nie może być gorsze od choroby.
Musimy zatem poszukać równowagi. Problem polega na tym, że jako gatunek jesteśmy od niej bardzo daleko.
Ciekawym sposobem na zdanie sobie z tego sprawy jest ściśnięcie całej historii Ziemi w jednym roku. Gdybyśmy tak zrobili, każda sekunda trwałaby około 146 lat³⁰. Pierwsze owady i zwierzęta lądowe pojawiłyby się na niej dopiero na początku grudnia, a dinozaury wyginęłyby 26 grudnia (a przecież nastąpiło to 66 milionów lat temu). Wyjście z ostatniej epoki lodowcowej i Homo sapiens stający się rolnikami to już nie tylko 31 grudnia, ale i czas na 70–80 sekund przed wybiciem północy. A początek rewolucji przemysłowej z końcówki XIX wieku to mniej więcej ostatnia sekunda.
Sekunda z roku Ziemi – potrzebowaliśmy tak niewiele, by zniszczyć tak dużo. Tyle wystarczyło, by przemienić ewolucję w rewolucję, rewolucję w katastrofę, a bogactwo natury w środowiskowe ubóstwo. To jest właściwy punkt odniesienia. To jest właściwa norma klimatyczna.
Nie oznacza to jednak, że powinniśmy się załamać, rozłożyć ręce i uznać, że wszystko jest już stracone.
Liczy się każda 0,1°C
Czasu jest coraz mniej.
Naukowcy oszacowali, że aby uchronić się przed nieodwracalnymi i najpoważniejszymi skutkami zmiany klimatu, nie powinniśmy przekroczyć ocieplenia Ziemi o więcej niż 1,5°C; absolutna granica to 2°C³¹. Do tej pory ogrzaliśmy naszą planetę już o ponad 1,1°C. Niższy z progów możemy osiągnąć gdzieś w przyszłej dekadzie, wyższy – w połowie tego wieku.
To fatalna i realna perspektywa. Jeśli nie zdarzy się technologiczny lub antykapitalistyczny cud, przekroczenia 1,5°C możemy być właściwie pewni. Na powstrzymanie globalnego ocieplenia na poziomie 2°C mamy więcej czasu, ale w tym przypadku również trudno o optymizm. Bo choć deklaracje rządów i korporacji są coraz ambitniejsze, nie podążają za nimi równie ambitne działania – a tylko szybkie i natychmiastowe wdrażanie słów w czyny daje realną szansę, by uchronić się przed przekroczeniem progu.
Co to wszystko oznacza?
W Nie patrz w górę, głośnym filmie z końca 2021 r. z Leonardo DiCaprio i Jennifer Lawrence w rolach głównych, w kierunku Ziemi zmierza kometa. Albo w nas uderzy i umrzemy, albo przekierujemy jej tor i ludzkość przetrwa. To dość klarowna metafora kryzysu klimatycznego, jaki sami – świadomie czy nie – sobie zafundowaliśmy.
Gdy przed chwilą pisałem, że działania ludzkości są dla Ziemi czymś najgorszym od czasów asteroidy, słowa dobrałem starannie: „najgorsi od czasów asteroidy” to nie to samo, co „tak źli, jak asteroida”. Im bardziej podniesiemy średnią temperaturę na Ziemi, tym większe ryzyko, że obudzimy demony, które skrywa przed nami stabilny klimat. To pewne. Choć wciąż siejemy zniszczenie na potęgę, zmiana klimatu nie zmiecie jednak wszystkiego w okamgnieniu. A im mniej wzrośnie temperatura, tym mniej złego przed ludzkością.
Jedno z badań wykazało, że jeśli ogrzejemy planetę o 3°C, w drugiej połowie tego wieku aż 30% ludzi będzie żyło w warunkach klimatycznych oznaczających nieustającą walkę o przetrwanie³². Chodzi o 3,5 miliarda osób, dla których upały mogą stać się dosłownie nie do zniesienia. Jeśli ograniczymy ocieplenie do 1,5°C, poza tzw. niszą klimatyczną miałoby się znaleźć 1,5 miliarda osób. Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu (IPCC) to najważniejsza instytucja zajmująca się tym zagadnieniem. Jej raport z 2018 r. wskazuje, że różnica między 2°C a 1,5°C to o ponad 450 milionów mniej ludzi narażonych na ryzyka związane z klimatem i ubóstwem. To wciąż zatrważająco dużo, jednak skala ludzkich tragedii, globalnych konsekwencji i związanych z tym wyzwań byłaby zdecydowanie mniejsza.
To o tyle istotne, że jeszcze jakiś czas temu zmierzaliśmy w o wiele gorszym kierunku. Naukowcy słusznie alarmowali, że podążanie dotychczasową ścieżką spalania paliw kopalnych może do końca XXI wieku ogrzać planetę o 4–5°C. Obecnie takie scenariusze traktuje się już jako bardzo mało prawdopodobne, a wręcz niemożliwe. Inicjatywa Climate Action Tracker, która przygląda się decyzjom rządów z całego świata, ocenia, że na podstawie aktualnych polityk i działań Ziemia do 2100 r. ociepli się o 2,7°C. Jeśli przyjęte przez państwa cele na 2030 r. zostaną zrealizowane, będzie to co najmniej 2,4°C³³. Jeśli zmaterializują się wszystkie obietnice, będzie to już około 2°C. Jak już wspomniałem, trudno wierzyć w spełnienie optymistycznego scenariusza, ale przynajmniej doszliśmy do momentu, gdy można go uznać za bardziej prawdopodobny niż ogrzanie planety o 5°C. To gigantyczna różnica.
Warto też dodać, że jeszcze kilka lat temu cel transformacji w państwa neutralne dla klimatu wyznaczyła sobie garstka rządów, dziś osiągnięcie tzw. neutralności klimatycznej deklarują gospodarki odpowiadające za 90% światowego PKB³⁴.
Oczywiście ślepe ufanie obietnicom polityków byłoby skrajnie naiwne. Rządzący nie dość, że często kłamią i nie dotrzymują obietnic, to jeszcze nakreślane przez nich cele klimatyczne są bardzo ogólne i zawierają wiele „ale” oraz wciąż błędnie utożsamiają jakość życia z produktem krajowym brutto i ślepą gonitwą za pieniądzem. Nie są to realia sprzyjające rzeczywistemu zajęciu się kryzysem klimatycznym. Mimo to skrajnie nieodpowiedzialne byłoby twierdzenie, że nic się nie zmienia i nikomu na niczym nie zależy.
Na stole leżą więc setki potencjalnych scenariuszy. Nawet jeśli nie zrealizujemy tego najlepszego, wciąż możemy uchronić się przed tym najgorszym. Dotyczy to także Polski, polskich miast i wszystkich połączeń z resztą świata, które stworzyła globalna wioska. Dlatego każde 0,1°C ma znaczenie.
Z jakimi bezpośrednimi konsekwencjami katastrofy klimatycznej przyjdzie nam się w Polsce zmierzyć, jeśli ludzkość nie zmieni kursu?
Polskie objawy
Stan podgorączkowy
W czerwcu 2021 r. nad Polską przeszły potężne ulewy. Najwięcej szkód wyrządziły w Wielkopolsce – połowa z 2600 interwencji służb odbyła się właśnie tam. W samym Poznaniu spadły 64 litry wody na metr kwadratowy. To więcej niż wynosi średnia dla całego miesiąca. Większość lunęła z nieba w kilkadziesiąt minut.
W wyniku nawałnicy zawaliła się część dachu szkolnej hali sportowej. Władze miasta dziękowały później dyrektorce i nauczycielom za podjęcie decyzji o ewakuacji dzieci, dzięki której „wiele osób zawdzięcza życie”. Ale konsekwencji było znacznie więcej: obsunęła się skarpa na trasie tramwaju, a woda wdarła się do kilku szpitali, domów pomocy społecznej, stacji pogotowia ratunkowego, katedry, hali odlotów i elektrociepłowni. Zalane zostały ulice, piwnice budynków mieszkalnych, samochody. Duże szkody odnotowało też zoo. Stara lwiarnia, gdzie po remoncie przymierzano się do otwarcia muzeum, została zniszczona. Najbardziej – zabytkowy dach. Wycieczka szkolna musiała ukryć się w słoniarni. Pracownicy zoo przewozili dzieci w bezpieczniejsze miejsce samochodami terenowymi.
Na osiedlu Wilczy Młyn z WC i brodzików woda wybiła wraz z fekaliami. Mieszkańcy nie mieli szans na szybkie przybycie służb, więc usuwali brudną wodę pompami i miskami, brodząc w niej po kostki. Jak relacjonuje „Głos Wielkopolski”, w zalanych piwnicach były nie tylko rzeczy lokatorów, ale i przestrzenie mieszkalne i biura. „Wszystko to nas przerasta, ludzie są załamani i pozostawieni sami sobie. Na osiedlu mieszka dużo ludzi starszych, nie wszystkie domy są ubezpieczone. Boimy się o naszą przyszłość, gdyż sytuacja może się powtarzać co jakiś czas, ponieważ rok temu doszło już do jednego zalania” – żaliła się gazecie właścicielka jednego z zalanych domów³⁵.
Co warte odnotowania, pięć dni poprzedzających ulewę było w Poznaniu wyjątkowo gorących. Najcieplejszych od 1951 r. Bo tak to właśnie działa: im większe globalne ocieplenie, tym większa zmiana klimatu i tym więcej zjawisk ekstremalnych. Także tych występujących zaraz po sobie, a wręcz na siebie się nakładających (bo na przykład im bardziej wysuszona po upale ziemia, tym mniej wody w nią wsiąka i tym więcej zlatuje do kanalizacji).
Oczywiście to tylko przykład. Burze były od zawsze. Fale upałów to w sumie też żadna nowość. Raz mamy gorączkę, raz katar, raz bóle głowy. Czasami tak się po prostu dzieje. To przecież normalne. Czy aby na pewno?
Nie chcę zarzucać cię trudnymi do przyswojenia danymi i statystykami. Wiem, że trochę ich już tu zmieściłem. Żeby jednak poważnie potraktować problem, trzeba zrozumieć, że także i w Polsce sytuacja jest poważna. Dlatego, choć w dalszej części książki liczb i procentów będzie mniej, w tym miejscu musi się ich jeszcze trochę pojawić. Przyjrzyjmy się zatem, gdzie byliśmy, w którym miejscu jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Zabójcze upały dopiero przed nami
W latach 1961–1970 średnia roczna temperatura w Polsce wynosiła 7,2°C³⁶. W latach 2011–2020 już 9,1°C. W najgorszym scenariuszu na koniec wieku może to być nawet ponad 12°C, w najlepszym – gdzieś między 10 a 11°C³⁷.
Temperatury w Polsce rosną szybciej niż globalnie, bo lądy ogrzewają się szybciej niż oceany. A lądy w północnej części planety szybciej niż te w południowej, gdzie jest o wiele cieplej.
Można by się zastanowić: i co z tego? Przecież im cieplej, tym mniej mroźnych zim i tym więcej przyjemnych wakacyjnych kąpieli w ogrzanym Bałtyku. Czym tu się przejmować? Tym, że nie o sam wzrost temperatury chodzi, a o konsekwencje, jakie ze sobą przynosi.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu upalne dni, kiedy temperatura powietrza przekracza 30°C, zdarzały się w Polsce sporadycznie. W poprzedniej dekadzie było ich już średnio mniej więcej 10 rocznie (2,5 razy więcej), a w rekordowym 2015 r. – aż 20³⁸. Im więcej dni upalnych, tym więcej fal upałów. Pierwszą dużą odczuliśmy w 1994 r. Z jej powodu średnia umieralność w miastach wzrosła z 23% (Szczecin) do 63% (Łódź)³⁹. Kolejna przyszła w 2015 r. Patrząc na tempo zmian, można przyjąć, że najgorsze dopiero przed nami.
„Te naprawdę śmiertelne upały Polski jeszcze nie spotkały. To jednak kwestia szczęścia, a nie świętych relikwii, które nas chronią. W 2003 r. mieliśmy śmiertelne fale upałów w zachodniej Europie , w 2010 r. w Rosji , w 2012 r. na południu Europy, a w 2015 r. w Skandynawii. Tymczasem, jeśli spojrzymy na mapę rekordów temperatur w ostatnim czasie, to okaże się, że Polska jest wyspą otoczoną ze wszystkich stron. Dlatego ludzie w Polsce narzekający na upał jeszcze nie wiedzą, co to jest zabójcza fala upałów” – przestrzega prof. Jacek Piskozub z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie⁴⁰.
Jeśli działania ludzi ograniczą globalne ocieplenie do poziomu 2,5°C, na koniec wieku większość polskich miast będzie musiała radzić sobie z upałami przez pół miesiąca w roku. Jeśli będziemy ogrzewać planetę tak jak obecnie – nawet przez miesiąc (Toruń i Płock – 21 dni, Łódź – 22, Poznań – 23, Warszawa – 24, Częstochowa – 25, Wrocław, Kraków – 28, Opole – 30 dni, Tarnobrzeg – 31)⁴¹.------------------------------------------------------------------------
¹ Casey Magloire, Canadian doctor diagnoses woman in British Columbia with ‘climate change’ after breathing problems during summer of heatwaves and wildfires, 10.11.2021, https://news.sky.com/story/canadian-doctor-diagnoses-woman-in-british-columbia-with-climate-change-after-breathing-problems-during-summer-of-heatwaves-and-wildfires-12465131.
² Doctors + Nurses for Planetary Health, https://planetaryhealthkb.ca/sign-on-to-the-link-between-climate-and-health/.
³ Miasta i ich mieszkańcy w obliczu wyzwań adaptacji do zmian klimatu, Warszawa, 2020, s. 125, https://publikacje.pan.pl/chapter/119652/podsumowanie.
⁴ Benjamin Ryan, These Days, It’s Not About the Polar Bears, 12.05.2019, https://www.nytimes.com/2019/05/12/climate/climate-solutions-polar-bears.html.
⁵ ONZ, World Urbanization Prospects: The 2018 Revision, https://population.un.org/wup/.
⁶ Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu, What the IPCC special report on global warming of 1.5°C means for cities, summary for Urban Policymakers, https://www.ipcc.ch/site/assets/uploads/sites/2/2018/12/SPM-for-cities.pdf.
⁷ Climate emergency: how our cities can inspire change, 1.17.2020, https://www.weforum.org/agenda/2020/01/smart-and-the-city-working-title/.
⁸ David Attenborough, Życie na naszej planecie. Moja historia, wasza przyszłość, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2021.
⁹ IMGW-PIB: Zestaw norm klimatycznych dla Polski, 03.12.2021, https://www.imgw.pl/wydarzenia/imgw-pib-zestaw-norm-klimatycznych-dla-polski.
¹⁰ Warto jednak zaznaczyć, że chodzi wyłącznie o normy dla prognoz pogody. Jak wyjaśnia Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowy Instytut Badawczy, lata 1961–1990 zostały utrzymane przez Światową Organizację Meteorologiczną jako okres odniesienia dla długoterminowych ocen zmiany klimatu. Okres ten jest również wykorzystywany w raportach dotyczących zmiany klimatu. Źródło: IMGW-PIB: Zestaw norm klimatycznych dla Polski, op. cit.
¹¹ Seth Borenstein, America’s new normal: A degree hotter than two decades ago, 4.05.2021, https://apnews.com/article/climate-change-science-environment-and-nature-414a77846631e50d3c528204b8beb3d9.
¹² Our World In Data, World Population Growth, https://ourworldindata.org/world-population-growth.
¹³ The Global Population Will Soon Reach 8 Billion—Then What?, 11.07.2022, https://www.un.org/en/un-chronicle/global-population-will-soon-reach-8-billion-then-what.
¹⁴ Our World In Data, Life Expectancy, https://ourworldindata.org/life-expectancy.
¹⁵ Bank Światowy, https://data.worldbank.org/indicator/NY.GDP.MKTP.CD.
¹⁶ Our World In Data, Tourism, https://ourworldindata.org/tourism.
¹⁷ Great Acceleration, styczeń 2015, http://www.igbp.net/globalchange/greatacceleration.4.1b8ae20512db692f2a680001630.html.
¹⁸ Deputy UN chief calls for urgent action to tackle global sanitation crisis, 21.03.2013, https://news.un.org/en/story/2013/03/435102-deputy-un-chief-calls-urgent-action-tackle-global-sanitation-crisis.
¹⁹ Confronting carbon inequality, 21.09.2020, https://oxfamilibrary.openrepository.com/bitstream/handle/10546/621052/mb-confronting-carbon-inequality-210920-en.pdf.
²⁰ Great Acceleration, styczeń 2015, http://www.igbp.net/globalchange/greatacceleration.4.1b8ae20512db692f2a680001630.html.
²¹ Climate Change 2022, Mitigation of Climate Change, s. 63, https://report.ipcc.ch/ar6wg3/pdf/IPCC_AR6_WGIII_FinalDraft_FullReport.pdf.
²² World of Change: Global Temperatures, https://earthobservatory.nasa.gov/world-of-change/decadaltemp.php.
²³ Klimatyczne ABC, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2021, s. 96, https://wuw.pl/data/include/cms//Klimatyczne_ABC_Budziszewska_M_Kardas_A_Bohdanowicz_Z_red_2021.pdf?v=1625481918966.
²⁴ Szymon Bujalski, Piotr Florek, Met Office: Tempo zmiany klimatu niespotykane od dziesiątek milionów lat, 12.10.2021, https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/piotr-florek-met-office-tempo-zmiany-klimatu-niespotykane-od-dziesiatek-milionow-lat/.
²⁵ Climate Change 2021: The Physical Science Basis, Summary for policymakers, s. 6, https://www.ipcc.ch/report/ar6/wg1/downloads/report/IPCC_AR6_WGI_SPM.pdf.
²⁶ Anthropogenic carbon release rate unprecedented during the past 66 million years, 21.03.2016, https://www.nature.com/articles/ngeo2681.
²⁷ Extreme makeover: Humankind’s unprecedented transformation of Earth, 29.06.2015, https://www.sciencedaily.com/releases/2015/06/150629080158.html.
²⁸ Greater than 99% consensus on human caused climate change in the peer–reviewed scientific literature, 19.10.2021, https://iopscience.iop.org/article/10.1088/1748-9326/ac2966#erlac2966t3.
²⁹ Our World In Data, Child Mortality, https://ourworldindata.org/child–mortality.
³⁰ Uniwersytet w Kentucky, Kentucky Geological Survey, http://www.uky.edu/KGS/education/geologictimescale.pdf.
³¹ Climate Change 2021: The Physical Science Basis..., op. cit.
³² Marcin Popkiewicz, 27.07.2020, Upały „nie do zniesienia” mogą już za 50 lat dotknąć jedną trzecią ludzkości, https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/upaly-nie-do-zniesienia-moga-juz-za-50-lat-dotknac-jedna-trzecia-ludzkosci-426/.
³³ The CAT Thermometer, https://climateactiontracker.org/global/cat-thermometer/.
³⁴ CAT net zero target evaluations, https://climateactiontracker.org/global/cat-net-zero-target-evaluations/.
³⁵ Podczas ulewy w Poznaniu fekalia zalały domy na os. Wilczy Młyn. „Wycieku nie można było opanować”. Aquanet zbada przyczynę, 29.06.2021, https://gloswielkopolski.pl/podczas-ulewy-w-poznaniu-fekalia-zalaly-domy-na-os-wilczy-mlyn-wycieku-nie-mozna-bylo-opanowac-aquanet-zbada-przyczyne/ar/c1-15687849.
³⁶ Piotr Djaków, 11.08.2021, Zmiany średniej temperatury rocznej na mapie Polski, https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/zmiany-sredniej-temperatury-rocznej-na-mapie-polski/.
³⁷ KLIMADA 2.0, Scenariusze, https://klimada2.ios.gov.pl/klimat-scenariusze-portal/.
³⁸ Piotr Djaków, Coraz więcej upałów w Polsce, 25.04.2019, https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/coraz-wiecej-upalow-w-polsce-340/.
³⁹ Komunikat 04/2021 interdyscyplinarnego Zespołu doradczego ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN, 4.10.2021, s. 5, https://klimat.pan.pl/wp-content/uploads/2021/11/Komunikat_04_2021_nt-miast-wobec-kryzysu-klimatycznego_FIN_FIN.pdf.
⁴⁰ Szymon Bujalski, 24.08.2021, Prof. Piskozub: „Scenariusze zatrzymania ocieplenia na 1,5 czy 2°C to na ten moment science-fiction”, https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/prof-piskozub-scenariusze-zatrzymania-ocieplenia-na-1-5-czy-2c-to-na-ten-moment-science-fiction-489/.
⁴¹ KLIMADA 2.0, Scenariusze, https://klimada2.ios.gov.pl/klimat-scenariusze-portal/.