Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rejs miłości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
7 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Rejs miłości - ebook

Na wycieczkowym kolosie opływającym wybrzeża Morza Śródziemnego wszystko jest możliwe. Młoda kobieta może tu poznać wyśnionego księcia z bajki, może też trafić na zarozumiałego i obrzydliwie bogatego playboya, który niegdyś skrzywdził jej przyjaciółkę. Pielęgniarkę Francescę Cruz spotyka jedno i drugie...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-0492-7
Rozmiar pliku: 670 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Ratunku!

Gabriel odwrócił głowę, próbując zorientować się, skąd dobiega wołanie. Wenecki port Passegeri był zatłoczony. Na nadbrzeżu kłębił się tłum złożony głównie z członków załóg poszczególnych okrętów i obsługi portu. Widok zasłaniał olbrzymi statek wycieczkowy, na który ładowano bagaże pasażerów i świeżą dostawę żywności.

– Ratunku! O, tam! Pomocy!

Przez tłum przetoczył się przerażony pomruk. Gabriel błyskawicznie zorientował się, że rozpaczliwe nawoływanie dochodzi od strony pomostu. Porzucił torbę i zaczął przeciskać się przez tłum. Na nadbrzeżu stała kobieta. Blada jak płótno, oddychała z trudem, a drżącą ręką wskazywała wodę.

Gabriel spojrzał w tym kierunku i dostrzegł, że w wodzie jest dziecko, właściwie nastolatek. Walczył z falami, które zaczynały zdobywać nad nim przewagę. Pewnie dopiero przed chwilą wpadł do wody, ale ta część mariny była położona najbliżej pełnego morza i fale miotały nim, ciągnąc – kaszlącego i prychającego – w kierunku przeciwnym od lądu.

Bez wahania skoczył i zanurkował w mętne wody weneckiego wybrzeża. Nie uszło to uwagi kilku marynarzy, którzy zaczęli coś krzyczeć po włosku.

Gabriel płynął w kierunku chłopca. Żałował, że nie poświęcił kilku sekund na zdjęcie butów i marynarki od munduru, która błyskawicznie nasiąkła wodą i bardzo go obciążała. Poza tym jest biała. Raczej była. Już nigdy nie będzie wyglądać tak elegancko.

Chłopak tonął na jego oczach. Fale zalewały mu głowę, gdy usiłował zaczerpnąć powietrza. Gabriel energicznie parł naprzód, by złapać dzieciaka, zanim całkiem zniknie pod wodą. Gdy do niego dotarł, tonącego zdążyły już zalać fale. Gabriel wziął głęboki oddech i zanurkował. Pogrążył się w ciemności.

Zdziwiło go, że jaskrawy blask włoskiego słońca tak słabo przenika zanieczyszczone wody. Wenecja znana jest z tego, że jej kanały wypełnia mnóstwo brudów. Terminal dla statków pasażerskich znajduje się na obrzeżach miasta, prawie na Adriatyku, by umożliwić przybijanie także większych, głębiej zanurzonych okrętów. I choć woda jest tu nieco lepsza od tej w kanałach, w niczym nie przypomina cudownego czystego błękitu znanego z folderów turystycznych. Gabriel poczuł pod ręką coś, co bez powodzenia starał się uchwycić. Niestety.

Ogarnęła go czarna rozpacz. Wystawił twarz nad powierzchnię wody, starając się zdobyć zapas tlenu. Potarł stopę o stopę. To był jego patent na pozbycie się butów. Robił tak co wieczór, gdy wracając do swego mieszkania w luksusowo urządzonym penthousie, opadał na kanapę. W warunkach morskich nie było to tak łatwe. Po chwili poczuł jednak ulgę, a warte pięćset euro ręcznie szyte skórzane buty opadały na dno. Teraz łatwiej będzie szukać chłopca.

Zanurzył się ponownie i po omacku rozgarniał wodę wokół siebie. Tym razem coś obiło mu się o rękę. Chwycił to coś mocno i silnym odbiciem nóg wydostał się na powierzchnię. Obaj z chłopakiem unosili się teraz na falach. Nastolatek rozpaczliwie młócił wodę wszystkimi kończynami. Niechcący omal nie uderzył silnie w głowę swego wybawcy.

– Nie ruszaj się – syknął Gabriel do chłopca.

Słońce oślepiało, a woda zalewała twarz. Spojrzał na pomost. Ludzie coś krzyczeli, on jednak nie słyszał słów. Wprost trudno było uwierzyć, jak szybko prąd odsuwa ich od brzegu. Kadłub luksusowego statku wycieczkowego był teraz tak odległy, a jeszcze przed chwilą Gabriel stał tuż przy nim.

Ramionami objął klatkę piersiową chłopca. Usiłował umieścić go sobie na plecach, by móc niejako płynąć za dwóch. Klasyczny manewr ratowniczy, chłopak jednak bez przerwy panikował. Fale uderzały coraz gwałtowniej, woda zalewała ich coraz częściej, a on wpijał się palcami w ramiona ratownika, walcząc o oddech.

Gabriela bolały już ręce. Zwątpił, czy uda mu się dociągnąć dławiącego się wodą chłopca do brzegu.

Akcje ratownictwa wodnego dotychczas obserwował tylko w telewizji. Tam wszystko wydawało się takie łatwe. Ratownik zarzuca sobie topielca na plecy i płynie z nim do brzegu. W praktyce to jakoś jednak nie działa. Tamci mają zawsze pod ręką takie dziwne czerwone plastikowe rzeczy. Koła ratunkowe? Dlaczego tu ich nie ma? Powinny chyba być w każdym porcie?

Gabriel właśnie zatrudnił się na statku wycieczkowym w charakterze lekarza. Wydawałoby się – nic łatwiejszego! Chyba oszalał! Nie wziął pod uwagę, że może zginąć, zanim rejs się rozpocznie.

W dodatku posada lekarza na statku nie jest chyba najwłaściwsza dla uzdolnionego pediatry? Ale cóż, rodzina zawsze jest najważniejsza, a tylko tę pracę mógł znaleźć szybko. Wystarczająco blisko Wenecji, aby być tu w razie potrzeby, a jednocześnie dość daleko, by nie skupiać na sobie niepotrzebnie uwagi mediów.

Zdrowie jego ojca ulegało powolnemu, acz systematycznemu pogorszeniu. Coraz bardziej doskwierała Gabrielowi świadomość, że w końcu będzie musiał przejąć firmę, a bardzo tego nie chciał.

Nie będzie już mógł pracować w miejscu odległym o czternaście godzin lotu. Jednak znalezienie pracy w jego specjalności na miejscu okazało się też niełatwe.

Wszystko rozbiło się o termin. Gdyby starał się o posadę pediatry pół roku temu, miałby ją jak w banku. Ale teraz wszystkie etaty są zajęte i trzeba czekać następne pół roku na nowe konkursy. Wybrał więc kompromis, tyle że ów kompromis może go teraz kosztować życie…

Obok kadłuba wielkiego statku dostrzegł maleńką łódkę. Posuwała się w ich kierunku w iście żółwim tempie. Ból w mięśniach stał się piekący, ramiona były jak z ołowiu. Ludziki na nadbrzeżu coś krzyczały, a ciemna smuga na wodzie rosła.

Spojrzał do przodu. Tuż przed nimi pojawił się nagle potężny ceglany mur. Prąd niósł ich prosto na niego. Gabriel rękami przytrzymywał chłopca, przez co stracił możliwość osłonięcia głowy.

A więc to by było na tyle, jeśli chodzi o poświęcenie się dla rodziny. Nagle wszystko utonęło w mroku.

Francesca nudziła się. „Jak mops”, lubiła mówić jej matka. Każdego wchodzącego na statek witała mechanicznym uśmiechem i skinieniem głowy. W uniformie było jej bardzo niewygodnie, przebieranie się w służbowy mundur to najbardziej znienawidzona część jej obecnej pracy. Nie była w tym odosobniona. Gdy kapitan nalegał, by zespół medyczny także był reprezentowany przy stoliku, gdzie zgłaszano się na rejs, zawsze brakowało ochotnika, musieli ciągnąć losy.

Stanie na tle banneru napisem „Silver Whisper” było, delikatnie mówiąc, średnią przyjemnością. Cóż, skoro kapitan uważa, że pasażerowie czują się lepiej, widząc, że pomoc medyczna jest w zasięgu ręki…

Spostrzegła, że uczestnicy rejsu wpatrują się w coś po drugiej stronie statku. Zespół kulturalno-oświatowy rozdawał broszurki z trasami do zwiedzania w każdym mieście, do którego statek zawinie. Francesca westchnęła, patrząc na zegarek. Uff, to będzie długi dzień…

Spojrzała przez ramię. Nie ma nikogo z dowództwa. Chyba nikt nie zauważy, jeśli oddali się na moment? Uśmiechnęła się leciutko. Szybko minęła budynek kapitanatu i prześliznęła przez jego drzwi w kierunku basenu portowego. Było tam pełno walizek i spoconych załogantów, którzy usiłowali wnieść je na pokład. Uwagę przykuwały gigantyczne pojemniki z żywnością. Francesca nigdy nie mogła się nadziwić, że w każdym porcie ładuje się na statek tak ogromne ilości jedzenia.

Posnuła się trochę, odpowiadając uprzejmie na pozdrowienia i ciesząc się promieniami słonecznymi. Mogła sobie na to pozwolić, bo – jak co dzień – nałożyła krem z filtrem. Zresztą skóra ludzi pochodzących z rejonu Morza Śródziemnego rzadko ulega poparzeniom, a słońce wydobywa tylko jej naturalny blask.

Takie jest życie. Praca na statku wycieczkowym była dla niej w tym momencie czymś optymalnym. Upragniona ucieczka od trosk, a przy okazji możliwość wykorzystania umiejętności zawodowych nabytych w pracy na kardiologii oraz w ratownictwie medycznym. Wzbogaci swe CV w stosunkowo przyjemnych okolicznościach.

Na statku zyska też dodatkową możliwość odbudowy wiary w swoje pielęgniarskie umiejętności. To bezpieczne miejsce. Nigdy nie przestała wierzyć w swą medyczną intuicję, choć rzeczywistość wykazała, że niekoniecznie miała rację. Musi więc zacząć od zera. A statek jest dobrym – choć może nieco nudnym – miejscem startu do nowego etapu w życiu zawodowym.

To zresztą tylko sposób na przeczekanie. Australijska wiza z pozwoleniem na pracę w końcu przecież nadejdzie, choć opóźnienie goni opóźnienie. Z dwóch miesięcy zrobiły się trzy, a potem cztery… Trochę za długo przychodzi jej czekać na szansę rozwinięcia skrzydeł. I ucieczki od domowych wspomnień.

– Pielęgniarka! Potrzebna pielęgniarka!

Widocznie ktoś z personelu ją rozpoznał. Wołanie dobiegało z końca basenu portowego, gdzie grupka osób pokazywała sobie palcami coś, co się działo w morzu. Francesca poczuła adrenalinę. Kiedy ostatni raz zdarzyło się jej uczestniczyć w akcji ratowniczej? Czy teraz da sobie radę? Pracę zaczynała na kardiologii, gdzie zawały serca były chlebem powszednim. Potem, by poszerzyć zakres swoich kwalifikacji, przeniosła się na oddział ratownictwa. Pracująca tam siostra powiedziała jej, że tu można spodziewać się wszystkiego.

I miała rację. Od berbeci z zabawkami i wszelkiego rodzaju przedmiotami domowego użytku w nozdrzach do ciężko rannych ofiar wypadków drogowych. Nigdy nie wiesz, co się czai za drzwiami. Aż do teraz cieszyła się więc względnym spokojem towarzyszącym pracy na statkach wycieczkowych. Rozdawanie tabletek przeciwbólowych, kojenie dolegliwości gastrycznych i poparzeń słonecznych jest jednak nieco monotonne. Może właśnie nadchodzi odmiana?

Dobiegła do krawędzi doku i skierowała wzrok na dwie figurki w morzu. Jedna z nich wyglądała na dziecko. Poczuła ucisk w żołądku. Poszkodowane dziecko to ostatnia rzecz, z jaką chciałaby teraz mieć do czynienia. Do tonących zbliżała się motorówka. W samą porę, bo właśnie potężna fala rzuciła nimi o falochron. Choć działo się to w sporej odległości, Francesca mogłaby przysiąc, że słyszy trzask łamanych kości.

Motorówka była tuż obok ofiar i widać było, jak jej załoga wciąga na pokład dziecko, a następnie szuka pod powierzchnią fal mężczyzny. Jeden z marynarzy skoczył do wody. Czy mu się uda? Dziecko nie było tak małe, jak jej się początkowo wydawało, to raczej nastolatek. A co z mężczyzną?

Jest! Nareszcie! Znaleźli go. O nie. Jest ubrany w biały, a więc oficerski mundur. Właśnie wyciągają z wody jego pozbawione życia ciało.

Zaczęła się przepychać przez tłumek gapiów.

– Proszę zrobić miejsce – poleciła. – A ty – zwróciła się do jednego z załogantów – idź do ośrodka zdrowia. Powiedz doktorowi Marshowi, że potrzebuję pomocy. Niech przyślą wózek i sprzęt do reanimacji.

W grupie zauważyła szlochającą kobietę.

– Nic pani nie jest?

– To mój syn, Ryan. Biegł nadbrzeżem i ześliznął się do wody. Tak się bałam – mówiła kobieta, wykonując rękami niezborne ruchy. – Nie mogłam znaleźć niczego, żeby mu rzucić. Żadnego koła ratunkowego. A on pływał tylko w basenie, nigdy w morzu. – Potrząsała głową.

Francesca potakiwała.

– A kim jest mężczyzna?

– Nie mam pojęcia. Pojawił się nie wiadomo skąd i od razu skoczył do wody. Ryan oddalał się tak szybko, że ledwo go było widać. Ten człowiek musiał nurkować kilka razy, zanim go złapał. – Kobieta zwróciła twarz w stronę Franceski. Jej głos drżał, ledwie trzymała się na nogach. – A co by było, gdyby się nie pojawił? Gdyby nie zauważył mojego syna?

Francesca objęła ją ramieniem.

– Proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Pani syn może być w szoku, gdy go tu dowiozą. Słońce wprawdzie świeci, ale tam woda jest raczej zimna. Ile on ma lat?

– Trzynaście.

Francesca liczyła w myślach dawki leków, które będzie musiała zaaplikować chłopakowi. Kalkulacja na podstawie wieku może okazać się złudna. Ważniejsza jest waga, a dzieci dorastają w różnym tempie.

– Wie pani, ile Ryan waży?

Kobieta zaprzeczyła. Trzeba więc będzie zgadywać na podstawie wyglądu. Może do tego momentu zjawi się reszta ekipy medycznej. Niech tylko nie każą jej reanimować tego dzieciaka. Robiła to kilka razy na ratownictwie i za każdym razem ją to przerażało.

Motorówka się zbliżała. Przy burcie siedział otulony kocem nastolatek. Był potwornie blady, z włosów kapała mu woda, natomiast oficer leżał nieruchomo na dnie łodzi. To nie wróży nic dobrego.

Łódź przybijała, Francesca przeskoczyła na jej pokład. W dosłownie kilka sekund zbadała Ryana. Ustaliła, że jest przytomny, oddycha i ma prawidłowy puls. Fakt, wygląda nieszczególnie, ale to zupełnie inna sprawa.

– Wynieście go na brzeg, niech go jeszcze zbada lekarz – zarządziła, przepychając się w stronę mężczyzny.

Spojrzała na niego i zauważyła złote paski na naramiennikach. A więc to starszy oficer. Mundur znany, ale twarz nie. Widocznie nikt z jej statku.

Działała jak na autopilocie. Adrenalina sprawiła, że przypomniała sobie wszystko, o czym sądziła, że już zdążyła zapomnieć. Przyklękła, usiłując sprawdzić, czy jego klatka piersiowa unosi się i opada. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Palcami zbadała puls na szyi. I tu nic. Odchyliła mu głowę i szybko sprawdziła drogi oddechowe. Te były w porządku.

Nie wahała się dłużej. Podjęła czynności, które z powodzeniem mogłaby wykonać nawet przez sen. Pewnych rzeczy się nie zapomina. Wzięła głęboki oddech, wargami szczelnie przykryła jego usta i zaczęła wpychać w niego powietrze, oczekując, że klatka piersiowa w końcu się uniesie. Rozpięła złote guziki munduru i rozebrała pacjenta do koszulki, odsłaniając mięśnie klatki piersiowej, by łatwiej je obserwować.

Dłońmi rozpoczęła masaż serca, odliczając w myślach rytm niezbędnych ruchów. Nie miała wielkiego doświadczenia w postępowaniu z topielcami, gorączkowo usiłowała więc podsumować podręcznikową wiedzę. To może absurdalne, gdy się jest zatrudnionym na statku, ale większość pasażerów w ogóle nie ma kontaktu z wodą. Chyba że tą w basenie. Przypomniały się jej jakieś artykuły o kompletnie wychłodzonych dzieciach wydobytych spod lodu, które jednak udało się uratować. A ten mężczyzna wprawdzie ma chłodną skórę, ale do hipotermii mu daleko. O nim nie napiszą artykułu.

Kontynuowała działania, wsłuchując się w instrukcje wypowiadane za jej plecami. W pewnym momencie łódką zakołysało. Francesca nie przerwała swych czynności, jednak poczuła ulgę, widząc parę czarnych lśniących butów. A więc David Marsh przybył z odsieczą.

– Proszę mi podać defibrylator i maskę – usłyszała.

David na pewno zorganizuje wszystko, jak się patrzy.

Dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery, odliczała w myślach. No dalej, koleś, pokaż, że tobie też zależy! Typowo włoska uroda nie pozostawiała jej obojętną. Ciemnobrązowe włosy, długie rzęsy, mocno zarysowana szczęka, szerokie bary i umięśnione uda. O tak, ten facet mógłby robić niezłe wrażenie.

– Co to za jeden? Nie znam go – stwierdził David, ściągając z siebie T-shirt.

– Nie mam pojęcia. Chociaż… jakby mi kogoś przypominał. – Francesca kiwnęła głową.

Lekarz przymocował podkładki do muskularnej opalonej piersi i właśnie odwracał się, by włączać urządzenie, gdy Francesca zauważyła lekki ruch mięśni szczupłego brzucha.

– Zaczekaj! – krzyknęła.

Na kilka sekund wstrzymała oddech. Po chwili pacjent znów drgnął, a potem zakasłał i obryzgał wszystko wokół hektolitrami brudnej weneckiej wody uchodzącej z jego płuc. Monitor wskazał, że akcja serca uległa wznowieniu. David, który najwyraźniej potrafił czytać w myślach Franceski, podał jej maskę tlenową. Dziewczyna zasłoniła sobą jaskrawe słońce, nachyliła się nad ocaleńcem i przemawiała do niego łagodnym głosem.

– Teraz nakładam panu na twarz maskę tlenową, żeby ułatwić oddychanie.

Nie miała pojęcia, czy facet rozumie po angielsku. Chyba jednak rozumiał, bo otworzył oczy. Były brązowe. Głęboki, ciemny brąz. Jezu! Ale super…

Stop, trzeba się ograniczyć do spraw zawodowych. Nieważne, że z wody wydobyto zwalistego niczego sobie Włocha. Trzeba zignorować lekki dreszczyk.

Wyjęła kieszonkową latarkę diodową. Musi dokładnie obejrzeć głowę delikwenta, przecież przydzwonił nią w mur. Może być ranny. Uniosła mu powieki i zaświeciła najpierw w jedno, potem w drugie oko. Wzdrygnął się lekko. Źrenice równomierne, reagujące.

– Potrzebna będzie obserwacja neurologiczna -zwróciła się do Davida, który skinął głową.

– A co mu się właściwie stało?

– Popłynął ratować chłopca. Jak już go holował, prąd zniósł ich na mur i facet stracił przytomność. Mógł być pod wodą nawet trochę ponad minutę.

Obmacywała mu głowę. Brązowe włosy były oczywiście mokre, a z tyłu głowy dało się wyczuć otarcie. Francesca cofnęła rękę. Była na niej krew.

– David, możesz mi podać opatrunek?

Lekarz podał jej gumowe rękawiczki i bandaż.

– Za chwilę będą nosze. Załadujemy go na wózek i zorientujemy się, co dalej. Może uda się ustalić jego tożsamość.

Nie podnosiła głowy. Pacjent wciąż przelewał się przez ręce. Widać tylko na filmach niedoszły topielec zaraz po wyciągnięciu na brzeg zrywa się na równe nogi i podąża plażą w stronę zachodzącego słońca. I to najczęściej trzymając za rękę dziewczynę, która go uratowała.

Myśl, że ona mogłaby tak iść z tym facetem, była kusząca. Bajkowa. A ona jako dziecko bardzo lubiła baśnie. Kopciuszek, Roszpunka, Królewna Śnieżka, Czerwony Kapturek, ojciec czytał jej to w kółko. I jeszcze raz, od początku. Takim go zapamiętała.

Pochyliła się nad mężczyzną. Jeśli na poważnie planuje się poddanie go badaniom neurologicznym, musi wydobyć z niego jakąś reakcję. Posłużyć się odpowiednim bodźcem.

– Obudź się, Śpiący Królewiczu – wyszeptała.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: