Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rekolekcje - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,99

Rekolekcje - ebook

„Chrystus nas pociąga nie dlatego, że został ukrzyżowany, tylko dlatego, że wchodząc w krzyż, przeszedł przez niego z miłością. Tylko to jest ważne”.

Modlitwa, post, jałmużna – trzy filary chrześcijaństwa – to nie tylko pobożne praktyki, to szansa na spotkanie z żywym Bogiem. Abp Grzegorz Ryś odsłania ich rewolucyjną, uzdrawiającą siłę.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-5891-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KAZANIE. CZAS SIĘ ZAPATRZEĆ W BOGA, KTÓRY JEST MIŁOSIERNY

KAZANIE (na początek rekolekcji)

CZAS SIĘ ZAPATRZEĆ W BOGA, KTÓRY JEST MIŁOSIERNY

Słuchajcie słowa Pana, wodzowie sodomscy, daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory! „(…) Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna. Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni, dóbr ziemskich będziecie zażywać. Ale jeśli się zatniecie w oporze, miecz was wytępi”. Albowiem usta Pańskie wyrzekły.

(Iz 1, 10.16–20)*

Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

(Mt 23, 1–12)

To bardzo mocne słowo. Słowo, które nas natychmiast ustawia wobec tego czasu i wobec tego, co jest jego treścią. Zupełnie niesamowite jest zakończenie pierwszego czytania z Izajasza, który wzywa nas do posłuszeństwa i grozi, że w razie nieposłuszeństwa wytępi nas miecz. Miecz w Piśmie Świętym jest symbolem słowa Bożego. To bardzo mocne: jeśli człowiek nie okaże posłuszeństwa, słowo może go zabić.

Niedawno czytany był tekst o tym, jak Mojżesz prowadzi naród wybrany do Ziemi Obiecanej i na progu tej ziemi mówi mu: kładę przed wami życie albo śmierć, błogosławieństwo albo przekleństwo. To jest to samo co w tekście Izajasza. To nie jest wybór między Ziemią Obiecaną a Egiptem. To jest wybór między błogosławieństwem a przekleństwem Ziemi Obiecanej. Między życiem a śmiercią w Ziemi Obiecanej.

Wchodzimy w rzeczywistość Bożą. To miejsce, w którym trzeba wybierać. „Kładę przed wami życie albo śmierć, błogosławieństwo albo przekleństwo”.

Wchodzimy w rzeczywistość Bożą, w rekolekcje, wchodzimy w miejsce pełne łaski, pełne treści, pełne Boga, który się udziela. Jest to miejsce, w którym trzeba wybierać. To jest bardzo mocno powiedziane. Albo będziecie posłuszni temu słowu, albo miecz was wytraci. Słowo Boże może człowieka zabić.

Ewangelia pokazuje to jeszcze radykalniej. Nikogo nie nazywajcie swoim ojcem. Mówi to Chrystus, który w Ewangelii mówi tak o każdym z nas – jeśli tylko słuchasz słowa, jeśli próbujesz je wypełniać – jesteś Mi bratem, siostrą i matką, ale nie ojcem. Nie ojcem.

Chodzi o to, jak definiujecie życie prawdziwie ludzkie, jaki poziom życia was zaspokaja. Jeśli zaspokaja was to, co naturalne, to macie ojca. Każdy ma. Możecie śmiało do niego mówić: tato, co słychać? Jeśli żyje, to jesteście szczęśliwi.

Ale jeśli ten poziom życia was nie zaspokaja – macie poczucie, że życie ludzkie to jest coś więcej, że życie prawdziwie godne człowieka jest dopiero wtedy, gdy się otworzy przed nim porządek łaski, a nie tylko natury, że człowiek prawdziwie jest sobą dopiero w Duchu Świętym.

Jak definiujecie życie prawdziwie ludzkie? Jaki poziom życia was zaspokaja? Jaki model życia was pociąga?

Możecie zawsze dbać o swoje dobre imię, bo z natury macie prawo do tego, żeby nikt was nie obrażał. Ale możecie też widzieć ideał zupełnie gdzie indziej, w takim świecie, gdzie was właśnie obrażają, i umieć przyjąć, że ktoś was obraża, przyjąć to zniesławienie i wybaczyć siedemdziesiąt siedem razy dziennie. Jeżeli pociąga was taki model życia, to jest oczywiste, że na ziemi nie macie ojca. Bo takie postawy są możliwe tylko w Duchu Świętym.

Ducha Świętego nikt wam nie da, ja też wam nie dam. Duch przychodzi od Boga. Tylko Bóg jest Ojcem – Kościół jest matką. Kościół może Go przekazać, ale to życie nie jest z Kościoła. My tu możemy wykonać poprawnie wszystkie czynności, ale to, że to Chrystus stanie na tym ołtarzu, będzie darem, dziełem Ducha Świętego. My tylko pośredniczymy.

Kościół jest matką, nie jest ojcem. Co się w Kościele tak naprawdę liczy? Po co jest Kościół? Żeby przekazywać życie, które idzie od Boga – przychodzi z góry, a człowiek je tylko przekazuje. To jest bardzo dobre, bo leczy człowieka z pychy, z arogancji, z postawy dysponenta łaski i prawdy: Ja mam. Przyjdźcie, to wam dam. To jest to, co w Kościele jest najważniejsze: przekaz życia, które idzie od Boga. To jest to, co w Kościele pierwotne, co wyprzedza wszystko inne: struktury, prawo, przepisy, regulaminy, obowiązki, kartki do spowiedzi i tak dalej.

Oczywiście jest tak, że im mniej tego życia przekazujemy, tym bardziej upieramy się przy tych regulaminach, strukturach, przepisach, prawach, zwyczajach… Szukamy zabezpieczenia gdzie indziej. Wtedy się rozmijamy z tym, co jest najbardziej podstawowe.

Jak wam słowo Boże nic nie powie, jak was Pan Bóg nie nawróci, to żaden hierarcha tego nie spowoduje.

Rekolekcje to jest czas otwarcia na życie, które przychodzi od Ojca. „Nikogo (…) na ziemi nie nazywajcie (…) ojcem”. My tu jesteśmy zestawieni z działającym Panem Bogiem. Kościół nie robi nic innego, jak tylko pośredniczy w przekazie życia. I dobrze, że słowo ustawia nas od razu w tej właśnie relacji do Boga. Jak wam słowo Boże nic nie powie, to ja na pewno też nie. Jak was Pan Bóg nie nawróci, to żaden hierarcha tego nie spowoduje. Możemy się wtedy bawić w mnożenie tych spraw z drugiego planu – struktur, pomysłów, programów, przepisów, regulaminów. Wszystko możemy robić, tylko nie o to idzie.

Jaki jest przekaz dzisiejszego słowa? Te dwa czytania wiążą się ze sobą, choć początkowo tego nie widać. Nie widać dlatego, że – z całym szacunkiem dla liturgistów – z niewiadomych powodów usunięte zostało całe pięć wersetów z Izajasza – od 11. do 15. Liturgiści uznali, że nie są one potrzebne. To dlaczego Izrael ma się oczyszczać? Skąd jest to wezwanie Izajasza: „Obmyjcie się, czyści bądźcie!”? Ono jest w tych pięciu wersetach, których nie ma. Tam jest napisane, że Izraelczycy mają ręce zakrwawione, więc muszą się obmyć. Ale problem polega na tym, że oni tymi zakrwawionymi rękami, dosłownie: pełnymi krwi, składają Bogu ofiary na ołtarzu. Przychodzą do świątyni, przynoszą wspaniałe dary, ale składają je rękami, które dopuściły się zbrodni. Więc te ofiary, które przynoszą, są czcze.

Pan Bóg mówi o tym: mam dosyć waszych czczych ofiar. Dalej mówi w tekście Izajasza: jestem chory od waszych całopaleń. Bóg ma odruch wymiotny na widok kultu, który kwitnie w świątyniach. Cały ten kult nazywa wydeptywaniem dziedzińców. Przyszli i depczą. Tu też jest ładnie – wydeptane dywany, wyklęczane ławki, być może napachnione…

Jest taki tekst w innym miejscu Księgi Izajasza: sprawujcie swoje całopalenia, rozgłaszajcie wasze dobrowolne ofiary, bo właśnie to, Domu Izraela, czyni was szczęśliwymi. Po co przychodzą do Boga? Żeby mieć dobre samopoczucie. Składają swoje ofiary całopalne dla swojego szczęścia, a cały czas mówią, że idzie o Boga. Tak naprawdę przyszli dla siebie, dla tego przekonania, że nie są tacy źli, ale ręce mają przecież pełne krwi. Taki jest obraz w Księdze Izajasza, trudny do zniesienia, może dlatego liturgiści usunęli tych pięć wersetów.

Zobaczcie jednak, że on się świetnie pokrywa z Ewangelią. Ewangelia mówi o tym samym – o schizofrenii, w którą człowiek może popaść. O jakimś całkowicie podwójnym życiu. Faryzeusze poszerzają filakterie, które noszą między oczami, żeby było widać, że postrzegają rzeczywistość przez pryzmat słów z Księgi Powtórzonego Prawa (6, 4): będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem… Przed oczami mają puszki, żeby wszyscy widzieli, że to jest ich sposób postrzegania rzeczywistości. I te frędzle na płaszczach, które mają przypominać o Bogu… Tak naprawdę nie chodzi o Boga, tylko o pierwsze miejsce. O dobrą opinię – o siebie. Pełna schizofrenia.

To, że prowadzimy podwójne życie, nie jest – co podkreślają prorocy – naszą prywatną sprawą. Narody patrzą na nas i mają bardzo złe zdanie o Bogu.

Obraz można uogólnić dlatego, że jak uczą prorocy, co innego z nas widać, a co innego jest w środku, inaczej nas postrzegają, a kompletnie kimś innym jesteśmy. A to, że prowadzimy takie podwójne życie, nie jest – co podkreślają prorocy bardzo mocno – naszą prywatną sprawą. Otwórzcie sobie Ezechiela. 36. rozdział jest (przynajmniej do pewnego momentu) przerażający. Ezechiel mówi: poszli na wygnanie, bo nie mieli już prawa żyć u siebie w Ziemi Obiecanej, ale gdziekolwiek Bóg ich rozproszył, tam bezcześcili Jego imię między narodami. Ludzie, którzy patrzyli na nich, byli zgorszeni. To samo mówi Izajasz w 52. rozdziale. Izajasz mówi, że wszędzie między narodami jest zniesławiane imię Boże. Narody patrzą na ten naród wybrany i mają bardzo złe zdanie o Bogu. Nad tym refleksji dokonywał Paweł w Liście do Rzymian i tak mówi w 2. rozdziale do swojego współziomka Żyda: Jesteś kimś wyjątkowym, tak? Mówią o tobie, że wyznajesz jedną wiarę, więc jak to jest, że czcisz rozmaite idole? Paweł mówi: z waszej winy poganie bluźnią w imieniu Boga. Biblia jerozolimska przetłumaczyła to bardzo prosto: przynosicie Bogu wstyd. To nie jest prywatna sprawa, że żyje się podwójnym życiem. To jest to, czego się Chrystus obawia, gdy apeluje: czyńcie to, co wam nakazują, tylko nie naśladujcie ich życia. Ale Chrystus doskonale wie, że życie tych uczonych w Piśmie jest argumentem przeciw doktrynie, którą głoszą. Dlatego mówi do uczniów: uważajcie, nie naśladujcie ich czynów, ale wszystko, co wam mówią, zachowujcie. Wie, że to życie może być absolutnym zgorszeniem.

Nie wiem, jak czujecie się z tym, że jesteśmy kłamcami, że jesteśmy w naszej wierze kompletnie schizofreniczni i że jesteśmy gorszycielami. Zastanówmy się dobrze, po co Izajasz maluje taki nasz obraz. Ten tekst Izajasza jest przedziwny. Przeczytajcie go sobie w całości, tylko rzeczywiście od 10. wersetu do 20. Bóg najpierw mówi o tym Izraelu, że ma ręce zakrwawione, jego kult to jest jedno wielkie kłamstwo. I naraz następuje ten zupełnie szokujący przeskok. Chodźcie, kłóćcie się ze Mną. O co? O to, czy mogą być rozgrzeszeni. Urok tej kłótni polega jednak na tym, że Bóg wie, iż dla nich jest miłosierdzie. Bóg mówi: choćby wasze grzechy były jak purpura, staną się jak biała wełna. Ezechiel, który pisał o tym, że gdziekolwiek poszli, tam bezcześcili imię Boże, w tym samym rozdziale 36. mówi: zgromadzę was z powrotem, dam wam nowe serce, nowego ducha, oczyszczę ze wszystkich waszych grzechów. Ten obraz, który jest przejmującą prawdą o nas, pojawia się tylko po to, żeby pokazać, czym jest Boże miłosierdzie. To niesłychane objawienie u Izajasza.

Miłosierdzie jest miłością, która nie potrzebuje wzajemności.

Teraz ostatnia myśl. Jak to się dzieje, w jaki sposób to się dzieje? I tu jest ten genialny Ezechiel, który mówi: nie z waszego powodu to czynię. Nie ma w was powodu, dla którego Bóg powinien was rozgrzeszyć. Dlaczego Bóg to robi? Dla swojego świętego imienia. Bóg to robi ze względu na to, kim On jest, a nie na to, kim my jesteśmy. Miłosierdzie jest miłością, która nie potrzebuje wzajemności. Nie układa się na zasadzie sprawiedliwości wymiennej: „Skoro jesteśmy tacy wspaniali, to Pan Bóg nam wybaczy”. Ten obraz Boga miłosiernego, który kocha i przebacza, jest gotów zburzyć nasze dobre samopoczucie. Bóg jest miłosierny ze względu na swoją najgłębszą tożsamość, a nie z racji naszego postępowania. Jest wierny sobie, jest wierny temu, kim On jest. Dlatego nam wybacza. I dlatego może iść o zakład z każdym – „Chodź pokłócić się ze Mną”. Bóg wie, że przebaczenie jest możliwe. Dlaczego? Bo ono od Niego zależy. Od tego, kim On jest. To jest czas, żeby się zapatrzeć w Boga, który jest miłosierny.

* Wszystkie cytaty z Pisma Świętego w tekście za Biblią Tysiąclecia, wyd. 4 (przyp. red.).KONFERENCJA 1

ILE RAZY PRZYCHODZĘ, ON JEST

Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy rozmawiał z Mojżeszem. Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu. A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. Potem wracał Mojżesz do obozu, sługa zaś jego, Jozue, syn Nuna, młodzieniec, nie oddalał się z wnętrza namiotu. Mojżesz rzekł znów do Pana: „Oto kazałeś mi wyprowadzić ten lud, a nie pouczyłeś mię, kogo poślesz ze mną, a jednak powiedziałeś do mnie: »Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy«. Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał, żeś mi łaskawy. Zważ także, że ten naród jest Twoim ludem”. powiedział: „Jeśli Ja osobiście pójdę, czy to cię zadowoli?”. Mojżesz rzekł wtedy: „Jeśli nie pójdziesz sam, to raczej zakaż nam wyruszać stąd. Po czym poznam, ja i lud mój, że darzysz nas łaskawością, jeśli nie po tym, że pójdziesz z nami, gdyż przez to będziemy wyróżnieni ja i Twój lud spośród wszystkich narodów, które są na ziemi?”. Pan odpowiedział Mojżeszowi: „Uczynię to, o co prosisz, ponieważ jestem ci łaskawy, a znam cię po imieniu”.

(Wj 33, 7–17)

Tekst ten wprowadza nas w temat naszych rekolekcji, a jest nim modlitwa. Przeczytamy trzy teksty z Ewangelii świętego Łukasza, trzy teksty o modlitwie, a mianowicie przypowieść o natarczywej wdowie, przypowieść o natarczywym przyjacielu oraz przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni. Są to trzy bardzo piękne przypowieści Jezusowe. Każda z nich pokazuje modlitwę troszkę inaczej, pokazuje inny rodzaj modlitwy, inny jej wymiar. Zanim do nich przejdziemy, zatrzymajmy się na chwilę przy fragmencie z Księgi Wyjścia. Jest to przepiękny tekst o modlitwie. Przyjrzyjmy się mu i spróbujmy w jego świetle odkryć najbardziej podstawowe, fundamentalne prawdy o modlitwie. Takie, które wyznaczają duchowość naszych rekolekcji.

Wiara nie jest światopoglądem, nie jest systemem etycznym, nie jest zaangażowaniem społecznym, kulturowym, charytatywnym, politycznym.

Pierwsza istotna rzecz – miejscem modlitwy jest Namiot Spotkania. Jeśli ktoś z was był w Oazie, to wie, co to jest Namiot Spotkania. Bardzo ważna praktyka, kto wie, czy nie kluczowa dla człowieka w Ruchu Światło-Życie. Ksiądz Franciszek Blachnicki napisał wiele pięknych medytacji na temat Namiotu Spotkania. Do niektórych z nich odwołam się dzisiaj, komentując powyższy tekst. Blachnicki uważał, że Namiot Spotkania znaczy tyle co namiot modlitwy, ponieważ modlitwa jest z definicji spotkaniem. Jest spotkaniem osób: ja się spotykam z Bogiem, albo lepiej: On spotyka się ze mną. Powie ktoś, że to banał. Trzeba uważać – do tego bowiem sprowadza się wiara. Papież Benedykt XVI ciągle o tym mówi. O tym, że wiara jest spotkaniem z Osobą. Nie jest światopoglądem, nie jest systemem etycznym, nie jest zaangażowaniem społecznym, kulturowym, charytatywnym, politycznym i tak dalej. My żyjemy w takim świecie, Polska jest takim światem, gdzie tych zaangażowań strukturalnych, społecznych może być dużo. Zakładamy, że one wszystkie są podejmowane w imię wiary, ale gdyby zajrzeć pod spód, to może się okazać, że mamy do czynienia z potężnym kryzysem wiary. Bo z czego to wszystko ma się rodzić? Wiara jest spotkaniem z Osobą Jezusa Chrystusa, i to takim spotkaniem, które dokonuje kompletnego przewartościowania w ludzkim życiu. I nie tylko przewartościowania, ale także absolutnej przemiany.

W czasie Wielkiego Postu czytamy kilka tekstów z Pisma, które to pokazują. Jest czytana Ewangelia o tym, jak Chrystus spotyka trędowatego. Pamiętam, jak kardynał Jean-Marie Lustiger tłumaczył, że trędowaty to jest chodząca śmierć. To jest człowiek, który jest trupem i rozsiewa śmierć dookoła. Spotyka Jezusa, a Jezus go dotyka. I mówi mu: „Idź, na świadectwo”. Okazuje się, że człowiek, który dopiero co rozsiewał śmierć dookoła siebie, teraz może być świadkiem. Świadectwo chrześcijańskie jest świadectwem miłości aż do końca. Świadkiem _par excellence_ jest męczennik. Jak to jest, że z kogoś, kto przed chwilą był trupem duchowo i fizycznie, nagle wyłania się świadek, ktoś, kto jest zdolny do radykalnej miłości w wymiarze krzyża? To jest dar: takie spotkanie z Jezusem, które dokonuje w nas aż takiej przemiany. Mamy to za sobą? A modlitwa jest – mówiąc w skrócie – wiarą w akcie. Jest spotkaniem – i dopiero wtedy jest modlitwą, kiedy jest spotkaniem, takim, które dokonuje w nas przemiany. Karl Rahner kiedyś powiedział: „Ksiądz, który się nie modli, nie wierzy”.

Druga rzecz, równie podstawowa jak ta pierwsza: jeśli modlitwa jest spotkaniem, to najpierw sobie uświadamiam, że klęczę, stoję, siedzę (każda postawa ma swój sens) w obecności Boga. To jest to, co najstarsi słyszeli milion razy, a najmłodsi usłyszą milion razy: podczas modlitwy, przede wszystkim, trzeba się postawić w obecności Boga. Jeśli tego nie wykonam, to chociaż myślę, że rozmawiam z Bogiem, tak naprawdę cały czas rozmawiam sam ze sobą. Modlitwa taka nie jest spotkaniem. Jest serią roztargnień. Wszystkie roztargnienia ostatecznie sprowadzają się do tego, że człowiek zajmuje się sobą, koncentruje się na własnej świadomości. Ksiądz Blachnicki pisał tak: „Modlitwa musi być przekroczeniem więzienia”. Jest to niesamowicie mocne stwierdzenie. Oznacza, że człowiek jest więzieniem dla siebie samego. Wciąż obraca się wokół swoich uczuć, wokół swoich myśli, swoich problemów, swoich pomysłów. Taka „modlitwa” może być jednym wielkim udręczeniem, męczeniem się ze sobą samym, nie dochodzi w niej do spotkania. Modlitwa musi być przekroczeniem więzienia.

Człowiek jest więzieniem dla siebie samego. Wciąż obraca się wokół swoich uczuć, myśli, problemów, pomysłów. Modlitwa musi być przekroczeniem więzienia.

Od napotykanych trudności, roztargnień mogę się uwalniać jedynie poprzez uwalnianie się od siebie. To nie jest takie proste, bo tych chwil roztargnienia podczas modlitwy przeżywamy dużo. Lubię opowiadać, zwłaszcza dzieciom, historię o świętym Bernardzie z Clairvaux. Święty Bernard spotkał raz chłopa, który zapytał go, czym się zajmuje. Kiedy Bernard odparł, że się modli, chłop prychnął: „Iii, też mi praca”. I dodał, że on także umie się modlić. Wtedy święty zaproponował zakład o konia, że chłop nie zmówi „Ojcze nasz” bez roztargnienia. Chłop, skuszony łatwym – jak mu się wydawało – sposobem pozyskania konia, bardzo chętnie na zakład przystał. I zaczął się modlić: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, a siodło też dostanę?”.

Czy zastanawiało was, zwłaszcza tych, którzy próbują mówić brewiarz, że każdą modlitwę zaczynamy od wezwania Boga na pomoc? Każda modlitwa, godzina brewiarzowa zaczyna się od wezwania: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”_._ Jest to pierwsza modlitwa, którą Kościół każe nam recytować, zanim pójdziemy dalej w modlitewnej godzinie brewiarzowej. Uświadamiamy sobie naszą absolutną słabość, to, że nie potrafimy się modlić. I jeśli Bóg nas nie poprowadzi przez czas modlitwy, to spędzimy go na roztargnieniach. Będziemy uganiać się po swoim wnętrzu, nie będziemy stać przed Bogiem, nie będzie w nas świadomości spotkania. Potrzebujemy ratunku od Boga na progu modlitwy.

Pierwszym stwierdzeniem dotyczącym modlitwy jest to, że Bóg jest obecny. A stwierdzenie następne dopowiada, że Bóg jest obecny dla mnie. W tekście, który słyszeliśmy na początku, Bóg trzy razy mówi do Mojżesza: „jestem ci łaskawy, a znam cię po imieniu”_._ Jest to pierwsze zdanie, które możesz usłyszeć od Boga, gdy klękasz do modlitwy. Jeśli przychodzisz do świątyni, Bóg zna cię po imieniu. Niesamowicie ważne jest to, że jest ci łaskawy. To znaczy, że jesteś wezwany do absolutnego zaufania wobec Boga. Bo jeśli On mówi: „Jestem ci łaskawy”, to nie zostaje nic innego, jak powiedzieć: „Ufam Ci”. Jest istotne, by na początku modlitwy odkryć, że spotkanie, które nastąpi, jest naszym szczęściem. Naszym szczęściem jest możliwość popatrzenia na siebie oczami Pana Boga. Szczęściem jest dla nas usłyszeć od Boga słowo, które nas dotyczy. Szczęściem jest samo postawienie się w Jego obecności. Stoimy w obecności Kogoś, Kto nas w pełni akceptuje i kocha i Komu możemy naprawdę zaufać.

Ufność jest pierwszym warunkiem modlitwy. Jeślibym nie ufał Bogu, każde słowo, które od Niego usłyszę, będę kontestował. Możecie spytać: Jak ufać Bogu, skoro wielu naszych próśb nie wysłuchuje? Ksiądz Blachnicki kiedyś powiedział, że są modlitwy, których Bóg najlepiej wysłuchuje, nie wysłuchując ich. Innymi słowy, nie daj Bóg, żeby wysłuchał. Ksiądz Blachnicki precyzował dalej tę myśl, mówiąc, że tu chodzi o taką modlitwę, która ma kompletnie wykrzywiony motyw – proszę Boga o coś, proszę Go żarliwie, z całym przekonaniem, ale impulsem, który mną kieruje, jest jakaś zła namiętność, jakiś zły imperatyw. I Bóg wysłuchuje tej modlitwy najlepiej, jak umie, to znaczy nie wysłuchuje jej. Oszczędza mnie, nie pozwala mi dalej brnąć w zło. Byłbym zgubiony, gdyby mnie wysłuchał. Tutaj pojawia się pojęcie: wola Boża. „No cóż poradzić, wola Boża”. Uważajcie z tym. W jaki sposób stwierdzenie to pokazuje Boga? Wola Boża ma być przekleństwem, które wisi nad człowiekiem? Urwało człowiekowi dwie nogi, a wy: wola Boża. Jaka wola Boża?! Człowiek po pijanemu jechał autem! Mówiąc wtedy: „wola Boża”, co mówicie o Bogu? Zastanówcie się.

Bóg ma tylko jedną wolę, taką, żeby każdy z nas był zbawiony.

Bóg ma tylko jedną wolę, taką, żeby każdy z nas był zbawiony. Wola Boża to jest zbawcza wola wobec każdego z nas. Jeśli ktoś się modli o wysłuchanie zgodnie z wolą Bożą, to tak naprawdę modli się w pewnym porządku, uwzględnia porządek, który Pan Bóg ustanowił. A więc uwzględnia dobro, hierarchię wartości, tak jak ją Bóg widzi. Jest w zgodzie z wolą Bożą ten, kto widzi dobro i zło tak samo, jak widzi je Pan Bóg. Nie traktujmy woli Boga jako napisanego dla nas programu, takiego, że jeśli odstąpimy od niego na dwa kroki, to się zresetujemy albo wysiądzie nam twardy dysk. Pan Bóg nie jest programistą. Nie śledzi naszych „odchyleń” od „programu” i nie daje po łapach. Nie róbmy z Boga karykatury, bo to jest dramat.

„Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy”_._ Dlatego pojęcie „wola Boża” nie kojarzy mi się z niczym ciężkim, z niczym złym, z niczym, co mnie ogranicza, co mnie przytłacza. Przeciwnie, wola Boża mnie uruchamia. Uruchamia moje myślenie, moją aktywność, żebym się potrafił jakoś wpisać w to, czego Bóg chce dla mnie, dla świata, dla Kościoła. Żebym się mógł wpisać jako ja, jako człowiek, który jest dla Boga przyjacielem. Ta łaskawość Boga została tu ostatecznie określona – Bóg rozmawiał z Mojżeszem tak, jak się rozmawia z przyjacielem. Nie wiem, jaki rezonans wzbudza w was słowo „przyjaciel”, ale we mnie dość poważny, bo nie nadużywam tego słowa. Po zastanowieniu mogę powiedzieć co najwyżej o kilku osobach, że są moimi przyjaciółmi. Co do reszty, to są dobrymi znajomymi, niezłymi kolegami, ale nie przyjaciółmi. To jest bardzo poważne słowo. Dopóki nie mam takiego nastawienia, że czas spędzany tutaj jest czasem spędzanym z przyjacielem, który jest mi łaskawy, tak naprawdę się nie modlę.

Możliwy jest inny wariant, taki mianowicie, że stosuję rozmaite praktyki religijne ze strachu albo jako pewien rodzaj ubezpieczenia. I Bóg, z którym się spotykam, nie jest mi przyjacielem, jest raczej Kimś nieznanym, Kimś, kogo się boję. Ludzie nieraz biorą na siebie setki zobowiązań modlitewnych, modlitwy za tego i za tamtego, spis wypełniający całą dobę. Związane z tym jest udręczenie, gdy się zobowiązania nie wypełni, a gdy jednak się uda – poczucie bezpieczeństwa. Robimy to ze strachu i jeszcze powiadamy, że jest to modlitwa. A tymczasem modlitwa to ufność. Spotkanie z przyjacielem.

Do tego dodam dwie konkretne rzeczy, które będą się jakoś sprawdzać w te rekolekcje. Namiot Spotkania, miejsce poza obozem – jest w modlitwie potrzebne miejsce odosobnione. Takie, do którego nie wchodzimy z wszystkim swoimi rzeczami i sprawami. Kiedyś prowadziłem rekolekcje w klasztorze pewnego ważnego zakonu, byli tam i ojcowie, i klerycy. Klerycy zasadniczo pisali w trakcie rekolekcji jakieś prace zaliczeniowe, chadzali do biblioteki; milczenia też nie było, bo musieli porozmawiać o tym, co robili. Jeśli tak ma to wyglądać, to nie nazywajmy tego rekolekcjami. Rekolekcje to wyjście do Namiotu Spotkania, poza obóz. Wychodzisz poza to, co robisz zwykle. Wychodzisz poza powszednie zajęcia w znaczeniu przenośnym, ale też i w znaczeniu dosłownym. Zmień miejsce. Niech ten czas rekolekcji będzie takim czasem, kiedy opuszczasz swój pokój i przychodzisz na przykład tutaj , ale nie, dajmy na to, do biblioteki odrabiać zaległe prace. Aż dziwne, że ja to mówię, ja, który prowadzę katedrę na uczelni. Ale uwierzcie, kiedy sam przeżywam rekolekcje, to nie biorę ze sobą książek do historii ani nie piszę artykułu, żeby sobie odpocząć od refleksji duchowych.

Jeśli chcesz się modlić, wyjdź poza obóz. Znajdź sobie takie miejsce, gdzie cię nic i nikt nie dopadnie.

Wyjdź poza obóz. Znajdź sobie takie miejsce, gdzie cię nic i nikt nie dopadnie. Brat Albert, pisząc o swoich medytacjach z rekolekcji, mówił, że modli się tak, jakby istniały tylko rzeczy i sprawy. No pewnie, miał na głowie świeżo założony zakon męski i żeński, wiele rozrzuconych po Małopolsce ogrzewalni dla bezdomnych, tysiące ludzi, którym dawał jeść i których ubierał. Przychodził na modlitwę i miał poczucie, że ciągle siedzi w tych swoich ogrzewalniach. Tak jakby były tylko rzeczy i sprawy.

Wyjdź! Musisz wyjść poza obóz. To jest jedno – miejsce. Są takie miejsca, gdzie szukamy obecności Boga, gdzie bardzo mocno sobie uświadamiamy, że Bóg jest obecny. Namiot Spotkania, tabernakulum. _Tabernaculum_ po łacinie oznacza namiot. Trzeba zaufać Duchowi Świętemu, który prowadzi historię zbawienia od Mojżesza do tabernakulum. Tabernakulum nie było w Kościele w pierwszych wiekach. Pojawiło się gdzieś po drodze, później. Szukasz obecności Boga? Dlaczego chcesz szukać obok tego miejsca, które On wskazał, obok tabernakulum?

Jest miejsce. I druga rzecz – czas. Spotkałem kiedyś pewnego księdza – był dla mnie najważniejszym księdzem, jakiego w życiu poznałem. Miał na imię Alan, był proboszczem parafii w Londynie. On to kiedyś najprościej wytłumaczył mi, co to jest modlitwa. Od tamtej pory, kiedy tylko myślę o modlitwie, pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to jego słowa: „Zacząłeś się modlić dopiero wtedy, kiedy nauczyłeś się »tracić« czas dla Boga”. I tłumaczył to tak: przychodzi do ciebie ktoś, kto jest dla ciebie przyjacielem, a jeśli nim nie jest, to przynajmniej dość się lubicie. Możecie ze sobą posiedzieć godzinę, dwie, trzy, nic nie zrobisz w tym czasie i w ogóle nie będziecie o niczym poważnym rozmawiać. On po tych trzech godzinach pójdzie do domu i, co jest najciekawsze, ty nie będziesz miał poczucia straty czasu. Przyjdzie do ciebie drugi człowiek, którego generalnie nie cierpisz i jak go widzisz, to ci się scyzoryk otwiera w kieszeni, możecie ze sobą robić rzeczy najważniejsze, możecie pisać program duszpasterski dla Kościoła w Polsce na następnych piętnaście lat i po półgodzinie masz poczucie, że jeśli on zaraz nie wyjdzie, to go udusisz. Chociaż obiektywnie to, co robicie, jest ważne, ty nie możesz już wytrzymać.

Dopóki się nie nauczysz tracić czasu dla Boga, nie zaczniesz się modlić.

I to właśnie jest prostym wytłumaczeniem, o co chodzi w modlitwie. Dopóki się nie nauczysz tracić czasu dla Boga, nie zaczniesz się modlić. W Piśmie Świętym mówi o tym ta Ewangelia, kiedy Jezus na tydzień przed śmiercią zostaje namaszczony – przychodzi kobieta i wylewa Mu na nogi olejek, który jest wart trzysta denarów. I wtedy pierwszy reaguje Judasz. Pyta, dlaczego tego olejku wartego aż trzysta denarów nie sprzedano i nie rozdano pieniędzy ubogim. Co za strata! (Denar w czasach Jezusa wart był jedną dniówkę, a więc olejek miał wartość aż trzystu dni roboczych, niemal cały roczny zarobek). Tradycja benedyktyńska w Kościele mówi, że olejek ten jest znakiem modlitwy. Nie mieć poczucia straty! Bo człowiek jednak stale ma poczucie straty, straty czasu, kiedy myśli o modlitwie. Proszę pomyśleć: jutro pół dnia na modlitwie! Pomyślcie, co by w tym czasie można było zrobić, na przykład napisać dwa paragrafy pracy magisterskiej! A w ciągu trzech dni rekolekcji – Boże, do egzaminu można by się przygotować, zaległego zwłaszcza! Tak, człowiek, myśląc o modlitwie, myśli o straconym czasie. I tak jest niestety zawsze. Idzie kobieta do kościoła na Eucharystię, ksiądz się rozgadał, zajęło to półtorej godziny, a w tym czasie ona mogła przecież posprzątać, pozamiatać, ugotować. Jeśli nie potrafisz stracić czasu dla Boga, to jeszcze się nie zacząłeś modlić.

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na to, że w tym tekście z 33. rozdziału Księgi Wyjścia Mojżesz przychodził do Namiotu Spotkania i z niego wychodził, a Jozue cały czas był w środku. Rozpoznajecie się w nim? Jozue jest człowiekiem, który przygotowuje się do przejęcia po Mojżeszu prowadzenia ludu Bożego. Przygotowuje się do roli lidera, także – jeśli zajdzie taka potrzeba – na polu bitwy. To jest dość ciekawe pytanie: Czy do roli wodza na polu bitwy człowiek przygotowuje się przez medytację? Przez kontemplację, przez modlitwę, która jest nieustanna? Przecież Jozue nie oddalał się z Namiotu. Popatrzmy na siebie: Ile mamy w sobie hojności w dawaniu Bogu czasu? Ile mamy wolności w byciu z Bogiem? To jest to, co pozwoli nam być szczęśliwymi podczas modlitwy. Bo bywa tak, że będę w stanie dać Bogu tylko pięć minut. I jeśli nie będzie to czas spędzony z przyjacielem, ale z kimś, kogo się boję, że mnie rozliczy, to z tych pięciu minut będę miał niesamowitą udrękę. I poczuję strach, że nie było to piętnaście minut lub pół godziny. Ale jeśli jest w mnie postawa przyjaciela, to kiedy tylko będę miał okazję dać Bogu więcej czasu, to go dam, bez wyliczania. I bez poczucia straty. Przeciwnie, ciesząc się, że wreszcie mogę ten czas Bogu dać. Bo Bóg ma czas dla nas – to jest nasze ciągłe doświadczenie: ile razy przychodzę, On tu jest. Generalnie, znając jakość naszej modlitwy, to raczej Bóg miałby prawo mieć poczucie straty czasu. Ale tak nie jest – kiedy tylko zechcesz z Nim porozmawiać, Bóg jest do twojej dyspozycji.

Życzę każdemu maksymalnej wolności i hojności w dawaniu Bogu czasu. Życzę każdemu doświadczenia Namiotu Spotkania – miejsca, które jest poza obozem. Żebyśmy mogli oderwać się od tego, czym żyjemy na co dzień, i choć przez chwilę popatrzeć na siebie oczami Pana Boga.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: