Rekolekcje rabczańskie ks. Karola Wojtyły - ebook
Rekolekcje rabczańskie ks. Karola Wojtyły - ebook
Co kryje uczniowski zeszyt znaleziony na strychu? Czarna, mocno sfatygowana okładka, kartki w kratkę żółte ze starości, pokryte drobnym, gęstym pismem…
Autorka uzupełnia ten zapis obrazem dawnej Rabki i gorczańskiego śladu w biografii papieża, a czyni to słowem żywym i gorącym od wzruszenia.
,,Takim go widzę: szczupły, niewysoki, lekko przygarbiony, komża narzucona na sfatygowaną (jak mój zeszyt) sutannę, buty nie pierwszej młodości. Stoi na stopniach schodów między ołtarzem a nami. Czasem, porwany tematem, unosi się nieznacznie na palcach. Zaprasza, byśmy przyszli na Kanoniczą, gdy już będziemy studentami (…).
Ta książka jest jak kokon osnuty wokół treści zakurzonego zeszytu. Zawiera nigdzie dotąd niepublikowane rekolekcje ks. Karola Wojtyły, które dawno temu głosił uczniom rabczańskiego liceum, a także to, co moja pamięć i wspomnienia rówieśników przechowały o Rabce czasu minionego. Ba! Są w niej nawet wiewiórki, gwizdanie kosów i światełka świec migające między świerkami pod grotą Matki Boskiej.
Są również krakowskie spotkania z biskupem, który nie przestał być „Wujkiem” dla młodych przyjaciół. Okazało się, że pamięta, co w Kaplicy Zdrojowej powiedział na pożegnanie:
– Nie zapomnijcie o mnie. Czekam na was.
To także słowa Jego testamentu.
Nie mogę więc w tej pracy przejść obojętnie pod słynnym Papieskim Oknem. Tak, właśnie tym przy Franciszkańskiej 3! Ono już obrasta legendą. Ono już na zawsze należy do naszego Papy. To, co tam się działo, było dla nas swoistym karnawałem
po wielkim Adwencie rabczańskich rekolekcji. Niejeden z nas, Jego dawnych słuchaczy, stał tam w tłumie rozradowanej młodzieży i przecierał oczy, i nie chciał wierzyć…” – fragmenty z książki.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7595-743-3 |
Rozmiar pliku: | 5,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ I
Tajemnica uczniowskiego zeszytu
Moja siostra znalazła na strychu rodzinnego domu zakurzony zeszyt. Czarna, mocno sfatygowana okładka, kartki w kratkę żółte ze starości, pokryte drobnym, gęstym pismem. Zaskoczona znaleziskiem odczytałam treść pierwszego wpisu:
Rekolekcje w roku 1954, szkolne, z księdzem Wojtyłą, ze współudziałem księdza Malińskiego.
I natychmiast zjawiła się przede mną Kaplica Zdrojowa w Rabce. Przytulona jak gniazdo jaskółki do otaczających ją wzgórz. Schowana pod dachem Lubonia, Grzebienia, Bani, Maciejowej. Nad nią pokłon świerków i sosen; do nocy pobłyskują wśród nich światełka przy grocie Matki Boskiej, słynącej łaskami.
Kaplica równie przytulna. Kamienne prezbiterium w stylu romańskim wskrzeszonym przez architekta w dwudziestych latach XX wieku czaruje witrażami: światło przenika tędy do wnętrza przez stylowe lilie i róże. W bocznym ołtarzu cudnej piękności biały, alabastrowy Pan Jezus. Na ścianach drzeworyty Drogi Krzyżowej. Do tego — nieustające ptasie radio. Kosy gwiżdżą, kończąc frazę figlarnym ornamentem. Niżej, na stoku wzgórza, toporna skocznia narciarska sklecona z drewnianych bali; koledzy sfruwają z niej i lądują nad brzegiem Słonki.
Po latach przywołamy ten obraz jako symbol uczniowskiego losu: trzeba odbić się mocno od progu matury i skoczyć w niewiadomą przyszłość. I lecieć, póki życia, dokąd lot trwa...
Na razie jednak nikt o tym nie myśli.
Już wiosna, mech wylazł spod śniegu. Między świerkami ksiądz z Krakowa spaceruje z brewiarzem. Podchodzimy, by pogadać. O sprawach, które ciążą i niepokoją, ale i o wakacyjnych włóczęgach z ks. Mieczysławem Malińskim. Przybysz słucha pytań, rozmawia, łagodzi wątpliwości, pomaga w dojrzewaniu. To przyszły papież, ale kto by śmiał coś takiego przewidzieć! Przyjeżdża do Rabki pod koniec Wielkiego Postu, na zaproszenie księdza Mietka, i zatrzymuje się u niego w Białym Dworku przy ulicy Władysława Orkana (dawniej Biała Aleja). Po latach pojawi się w tej bramie tablica z portretem i tekstem:
Uczennica Ewa Holejko (fot. z archiwum autorki)
JAN PAWEŁ II
W TYM DOMU
W MIESZKANIU KS. M. MALIŃSKIEGO
PRZEBYWAŁ W LATACH 1953-58
W CZASIE REKOLEKCJI
GŁOSZONYCH DLA MŁODZIEŻY
RABCZAŃSKIEGO LICEUM
KS. KAROL WOJTYŁA
RABKA-ZDRÓJ 18 V 2000
Takim go widzę: szczupły, niewysoki, lekko przygarbiony, komża narzucona na sfatygowaną (jak mój zeszyt) sutannę, buty nie pierwszej młodości. Stoi na stopniach schodów między ołtarzem a nami. Czasem, porwany tematem, unosi się nieznacznie na palcach. Zaprasza, byśmy przyszli na Kanoniczą, gdy już będziemy studentami.
W opracowanym przez ks. Adama Bonieckiego „Kalendarium życia Karola Wojtyły” (Znak 1983) są ślady wędrówek przyszłego Jana Pawła II z Rabki na Turbacz, z Turbacza do Czorsztyna, Szczawnicy, Prehyby i Rytra. Podano nawet, że 21 stycznia 1954 roku w trakcie narciarskiej wyprawy z Hucisk przez Jałowiec do Suchej złamał nartę i wracał saniami.
Niestety, brak wzmianki o jego rabczańskich rekolekcjach. Jakoś uszły uwadze...
Na szczęście są w moim zeszycie. Sumiennie spisywane po powrocie z kaplicy do domu.
Dzięki temu prawie słyszę tamten głos:
Wejdźcie całym sercem w społeczność rekolekcyjną...ROZDZIAŁ II. Oczekiwanie
ROZDZIAŁ II
Oczekiwanie
Zanim całym sercem wejdziemy w klimat rekolekcyjnych nauk ks. Karola Wojtyły, spójrzmy na dawną Rabkę zza mgły oddalenia.
Ulicami Dietla i Nowym Światem wędrują dzieci zagrożone gruźlicą. Idą parami, trzymając się za ręce. Trasa spacerów prowadzi z nowo wybudowanego sanatorium imienia przodownika pracy Wincentego Pstrowskiego do lasów nad Pocieszną Wodą. W parku — pustki. Jeszcze nie nadszedł czas inżynier Heleny Romanowskiej, która za kilka wiosen wyścieli Rabkę klombami kwiatów. W willi „Pod Aniołem” dożywa resztek świetności restauracja Teodora Klimińskiego, u Rawiczów ma być proboszcz wieczorkiem na brydżu, a w lesie, blisko Słonecznej, zabliźniają się mchem masowe groby Żydów pomordowanych w czasie wojny.
Nad wszystkim — świerki, sosny, modrzewie i chmury gnane wiatrem. Czapy śniegu obsuwają się z kosmatych gałęzi. Drobinki szronu wirują w słońcu, gdy uda mu się wymknąć spod kurateli obłoków. Pierwsze śnieżyczki nad Poniczanką, burą i wezbraną, pierwsze bladożółte prymulki w parku. Jeszcze chwila, a mokry parów za kaplicą pokryje się ognistym dywanem kaczeńców.
Znam te lasy, gaiki, parowy i polany jak dziecinny pokój. Znam kaprysy mojej rzeki. Gdy ulewy spadają z nieba i okolicznych potoków — gna do Raby huczącą powodzią, gdy upał — pozwala słońcu prześwietlić się do dna, zmieniona w płytki strumyk. Brodzę w nim i spod kamieni wyławiam nieduże szare rybki, które z dumą przynoszę rodzicom. O, wstydzie! Zagniewany Tata każe biec z powrotem i zwrócić zdobycz rzece, choć ciemno się robi i straszą żabie chóry. Wiem, gdzie zimują raki, znam rozlewiska pełne kijanek, a za brzozami, za olchami odkryłam zagajnik, w którym najbujniej krzewi się poziomka, a może i rydz się pojawi, gdy mech podbiegnie rdzą.
Z czasem do skarbów ukrytych w błękitnej skrzynce zamykanej na misterny kluczyk trafi pamiętnik i wianek uwity przez babcię z atłasowych różyczek.
Moja Pierwsza Komunia Święta. Przyjęłam ją bez uprzedniej musztry, wrzawy i kamer w kaplicy rabczańskich Nazaretanek. To im zawdzięczam naukę w pierwszych klasach podstawówki. Tabliczki spisane rysikiem płukałam w źródełku, które biło poniżej „Nazaretu” i żywą zielenią stroiło łąkę, dyszącą zapachem ziół. Pamiętam wesołą i energiczną siostrę Liliozę, urodzoną daleko od Rabki, bo aż w Akwizgranie. Królowała przy fisharmonii, pod obrazem, który przedstawiał Świętą Rodzinę. Była dyrektorką rabczańskiej „handlówki” i nie dała się złamać, gdy władze zlikwidowały jej szkołę. Pamiętam „słodką” siostrę od łakoci oraz dostojną Piusę z szarfą, która udawała stułę przy próbnej „spowiedzi”. Nad moim strachem przed tą próbą i nad nami wszystkimi uśmiechał się z ołtarza posąg Matki Boskiej z Dzieciątkiem. W drugiej ręce trzymała wysmukłe berło...
Kiedyś chciałam odwiedzić to miejsce, ale zastałam mur w miejscu drzwi. W oknach byłej kaplicy piętrzyły się łóżeczka maluchów. Siostry przeniesiono na Banię, a potężnie rozbudowany „Nazaret” dziś służy dzieciom chorym na mukowiscydozę.
Oby przyniosło im ulgę sacrum obecne w tych ścianach.
Jak dziwnie jest ożywiać stare zapisy z dzieciństwa! Nadawać im nowe imiona. Łączyć w pamięci fakty z tamtej przeszłości ze współczesną znajomością rzeczy. Dziś, z perspektywy wielu lat, wydaje się, że ten odległy czas, że wszystko w nim trwało w jakimś dziwnym o c z e k i w a n i u. Na przybycie kogoś, o kim jeszcze nie wiemy, że zaistnieje w dziejach świata.
Na razie z oporami nadciąga wiosna 1954 roku. Chłodna i pełna niepokoju. Mój Ojciec nie czuje się najlepiej, serce mu dolega. Jest dyrektorem liceum, do którego zaczęłam chodzić jesienią, i uczy nas łaciny.
A także szacunku i sympatii dla wszystkich cudów Rabki. Dla niezadeptanej jeszcze przyrody, solankowych źródeł, zabytkowego modrzewiowego kościółka, w którym przed wojną, wspólnie z ks. Justynem Bulandą, mój Tato stworzył regionalne muzeum sztuki góralskiej. Pamiętam, bo mnie tam prowadził, obłe, idealnie wygładzone donice i dzbany — dzieła garncarzy zza Raby i całą izbę świątków; wśród nich najbardziej mnie
Stary kościół w Rabce (malowała na szkle Zofia Koźlak ze Skawy)
wzruszały frasunki Jezusowe, zaklęte w postać Frasobliwego, i kolorowe malunki na szkle. Dzięki Bogu, muzeum nie spłonęło w czasie okupacji wraz z przejmująco piękną kościelną nawą i barokowym ołtarzem. Ocalało, jak nasza poczciwa „Jaworzyna”, gdzie właśnie się uczymy.
Siedzimy w starych ławkach, podłogi pokryte pyłochłonem, szkołę przejęło państwo. Jednak do naszych głów powoli przenika świadomość, że jesteśmy dziedzicami przedwojennej sławy. Że nie zaczynamy od zera, bo nasza „buda” tkwi mocno w tradycjach prywatnego gimnazjum, które w roku 1924 założył w Rabce dr Jan Wieczorkowski, przybyły z Krakowa absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego: do przesady elegancki, w sposobie bycia czarujący, jak wspominają najstarsi uczniowie. Już to, że sam prof. Ignacy Chrzanowski był promotorem jego pracy doktorskiej poświęconej dramatom Niemcewicza — robi wrażenie.
Koniec wersji demonstracyjnej.