- W empik go
René - ebook
René - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Version bilingue: polonaise et française. Na język polski przełożył Tadeusz Boy-Żeleński. Młodzieniec imieniem René przybywa do Luizjany francuskiej, gdzie osiedla się w wiosce plemienia Naczezów, spędzając jednak całe dnie sam, wędrując po lasach i rozmyślając. Nakłoniony przez sachema Szaktasa i księdza Suela postanawia opowiedzieć im swoją historię. René, syn francuskiego szlachcica, stracił przy porodzie matkę. Jego ojciec faworyzował starszego brata i nie interesował się nim, następnie zaś również zmarł. Jako chłopiec, a następnie młodzieniec, jedyne oparcie René znajdował w starszej siostrze Amelii. Był człowiekiem melancholijnym, nie widział w życiu żadnego sensu, uważał, że każdy ludzki wysiłek i tak niweczy nieuchronna śmierć. Początkowo chciał wstąpić do klasztoru, następnie za lekarstwo na ciągły smutek wziął podróże... (za Wikipedią). A co było w owym liście i jakie były dalsze przygody tytułowego bohatera, można się dowiedzieć po przeczytaniu całego utworu. Zapraszamy i zachęcamy!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8064-664-3 |
Rozmiar pliku: | 922 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przybywając do plemienia Neczezów, René zmuszony był pojąć małżonkę, aby dostroić się do obyczaju Indjan, ale nie żył przy niej. Melancholijna skłonność usposobienia ciągnęła go w głąb lasów; spędzał tam cale dni sam, i zdawał się dziki pomiędzy Dzikimi. Poza Szaklasem, swoim przybranym ojcem, oraz ojcem Suel, misjonarzem w grodzie Rozalji, wyrzekł się towarzystwa ludzi. Dwaj starcy zdobyli wielki wpływ na jego duszę: jeden swą miłą pobłażliwością, drugi, przeciwnie, przez swą nadzwyczajną surowość. Od czasu polowania na bobry, kiedy-to ślepy Sachem opowiedział Renému swoje przygody, napróżno starał się go skłonić do wzajemnych zwierzeń. I Szaktas wszelako i misjonarz żywo pragnęli dowiedzieć się, jakie nieszczęścia mogły w Europejczyku szlachetnego rodu zrodzić szczególny zamiar zagrzebania się w puszczach Luizjany. René, uchylając się naleganiom, powoływał się zawsze na to, iż historia jego, ograniczająca się do dziejów myśli i uczuć, zbyt mało jest zajmująca. »Co zaś do wypadku który zagnał mnie do Ameryki, dodawał, ten trzeba mi pogrzebać w wiekuistem zapomnieniu«.
Tak upłynęło kilka lat, a starcy wciąż nie zdołali mu wydrzeć jego tajemnicy. List, który René otrzymał z Europy za pośrednictwem biura Misyj zagranicznych, zdwoił jego smutek tak dalece, iż unikał nawet swoich sędziwych przyjaciół. Teru goręcej nalegali nań aby im otworzył serce; a czynili to z taką delikatnością, słodyczą i powagą, iż wreszcie musiał uczynić im zadość. Umówił tedy z nimi dzień, w którym zgodził się opowiedzieć, nie przygody życia, nie doznał bowiem żadnych, ale tajemne uczucia swej duszy.
Dnia 21-go owego miesiąca, który Dzicy nazywają Księżycem kwiatów, René udał się do chaty Szaktasu. Podał ramię staremu Sachemowi i zaprowadził go pod sassafrasy, na brzeg Mississipi. Niebawem i ojciec Suel zjawił się w oznaczenem miejscu. Jutrzenka wstawała; opodal równiny widniała wieś Naczezów, ze swym gajem morw i chatami podobnemi do ulów pszczelnych. Kolonja francuska i port Rozalji znaczyły się na prawo, na wybrzeżu rzeki. Namioty, nawpół wzniesione domy, rozpoczęte fortyfikacje, wykarczowane pola rojące się od murzynów, gromady Białych i Indian, ujawniały, na lej małej przestrzeni, kontrast dzikości i cywilizacji. Ku wschodowi, na skraju widnokręgu, słońce zaczynało pokazywać się między poszarpanemi szczytami Apalaszów, które rysowały się, niby czcionki z lazuru, na pozłacanych wysokościach nieba i na zachodzie, Mississipi toczyła w majestatycznem milczeniu fale, tworząc wspaniałą ramę dla tego obrazu.
Młody człowiek i misjonarz podziwiali przez jakiś czas tę piękną scenę, ubolewając nad Sachemem, który nie mógł się już nią cieszyć; następnie, ojciec Suel i Szaktas usiedli na trawniku u stóp drzewa; René zajął miejsce wśród nich, i, po chwili milczenia, ozwał się do przyjaciół w te słowa:
„Rozpoczynając to opowiadanie, nie mogę obronić się uczuciu wstydu. Pokój serc waszych, czcigodni starcy, i spokój natury dokoła każą mi się rumienić za zamęt i burze mej duszy.
„Jakże będziecie się litować nade mną! Jak nędzne się wam zdadzą moje wiekuiste niepokoje! Wy, którzy wyczerpaliście wszystkie gorycze żywota, co pomyślicie o młodym człowieku bez siły i hartu, który w sobie samym znajduje swą udrękę i może się skarżyć jedynie na cierpienia, które zadaje sam sobie? Ach, nie potępiajcie go; aż nadto go już ukarano!
„Przyszedłem na świat kosztem życia mojej matki; wydobyto mnie z jej łona przy pomocy żelaza. Miałem brata, którego ojciec mój kochał, ponieważ widział w nim pierworodnego. Co do mnie, zdany zawczasu obcym rękom, wychowałem się zdala od rodzicielskiego dachu.
„Usposobienie miałem porywcze, charakter nierówny. Naprzemian hałaśliwy i wesoły, milczący i smutny, skupiałem koło siebie młodych towarzyszy; następnie, opuszczając ich nagle, szedłem siąść na uboczu, aby spoglądać na pomykającą chmurę lub słuchać deszczu szemrzącego wśród liści.
„Co jesieni odwiedzałem zamek ojcowski, położony wśród lasów, w pobliżu jeziora, w zapadłej okolicy.René
En arrivant chez les Natchez, René avait été obligé de prendre une épouse, pour se conformer aux mœurs des Indiens, mais il ne vivait point avec elle. Un penchant mélancolique l'entraînait au fond des bois ; il y passait seul des journées entières, et semblait sauvage parmi les sauvages. Hors Chactas, son père adoptif, et le père Souël, missionnaire au fort Rosalie , il avait renoncé au commerce des hommes. Ces deux vieillards avaient pris beaucoup d'empire sur son cœur : le premier, par une indulgence aimable ; l'autre, au contraire, par une extrême sévérité. Depuis la chasse du castor, où le Sachem aveugle raconta ses aventures à René, celui-ci n'avait jamais voulu parler des siennes. Cependant Chactas et le missionnaire désiraient vivement connaître par quel malheur un Européen bien né avait été conduit à l'étrange résolution de s'ensevelir dans les déserts de la Louisiane. René avait toujours donné pour motif de ses refus le peu d'intérêt de son histoire, qui se bornait, disait-il, à celles de ses pensées et de ses sentiments. " Quant à l'événement qui m'a déterminé à passer en Amérique, ajoutait-il je le dois ensevelir dans un éternel oubli. "
Quelques années s'écoulèrent de la sorte, sans que les deux vieillards lui pussent arracher son secret. Une lettre qu'il reçut d'Europe, par le bureau des Missions étrangères, redoubla tellement sa tristesse, qu'il fuyait jusqu'à ses vieux amis. Ils n'en furent que plus ardents à le presser de leur ouvrir son cœur ; ils y mirent tant de discrétion, de douceur et d'autorité, qu'il fut enfin obligé de les satisfaire. Il prit donc jour avec eux pour leur raconter, non les aventures de sa vie, puisqu'il n'en avoit point éprouvé, mais les sentiments secrets de son âme.
Le 21 de ce mois que les sauvages appellent la lune des fleurs, René se rendit à la cabane de Chactas. Il donna le bras au Sachem, et le conduisit sous un sassafras, au bord du Meschacebé. Le père Souël ne tarda pas à arriver au rendez-vous. L'aurore se levait : à quelque distance dans la plaine, on apercevait le village des Natchez, avec son bocage de mûriers et ses cabanes qui ressemblent à des ruches d'abeilles. La colonie française et le fort Rosalie se montraient sur la droite, au bord du fleuve. Des tentes, des maisons à moitié bâties, des forteresses commencées, des défrichements couverts de nègres, des groupes de blancs et d'Indiens, présentaient, dans ce petit espace, le contraste des mœurs sociales et des mœurs sauvages. Vers l'orient, au fond de la perspective, le soleil commençait à paraître entre les sommets brisés des Appalaches, qui se dessinaient comme des caractères d'azur dans les hauteurs dorées du ciel ; à l'occident, le Meschacebé roulait ses ondes dans un silence magnifique et formait la bordure du tableau avec une inconcevable grandeur.
Le jeune homme et le missionnaire admirèrent quelque temps cette belle scène, en plaignant le Sachem, qui ne pouvait plus en jouir ; ensuite le père Souël et Chactas s'assirent sur le gazon, au pied de l'arbre ; René prit sa place au milieu d'eux, et, après, un moment de silence, il parla de la sorte à ses vieux amis :
" Je ne puis, en commençant mon récit, me défendre d'un mouvement de honte. La paix de vos cœurs, respectables vieillards, et le calme de la nature autour de moi me font rougir du trouble et de l'agitation de mon âme.