- W empik go
Rene - ebook
Rene - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 166 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tak upłynęło kilka lat, a starcy wciąż nie zdołali mu wydrzeć tajemnicy. List, który Rene otrzymał z Europy za pośrednictwem misji zagranicznych, zdwoił jego smutek tak dalece, iż unikał nawet swoich sędziwych przyjaciół. Tym goręcej nalegali, aby im otworzył serce; a czynili to z taką delikatnością, słodyczą i powagą, iż wreszcie musiał uczynić im zadość. Umówił tedy z nimi dzień, w którym zgodził się opowiedzieć nie przygody życia, nie miał bowiem żadnych, ale tajemne uczucia swej duszy.
Dnia 21 owego miesiąca, który dzicy nazywają Księżycem Kwiatów, Rene udał się do chaty Szaktasa. Podał ramię staremu sachemowi i zaprowadził go pod sasafrasy, na brzeg Missisipi. Niebawem i ojciec Suel zjawił się w oznaczonym miejscu. Jutrzenka wstawała; opodal równiny widniała wieś Naczezów, ze swoim gajem morw i chatami podobnymi do ulów. Kolonia francuska i fort Rozalii znaczyły się na prawo, nad rzeką. Namioty, na wpół zbudowane domy, rozpoczęte fortyfikacje, wykarczowane pola rojące się od Murzynów, gromady białych i Indian tworzyły na tej małej przestrzeni kontrast dzikości i cywilizacji. Ku wschodowi, na skraju widnokręgu, słońce zaczynało się ukazywać między poszarpanymi szczytami Apalaszów, które rysowały się niby czcionki z lazuru na pozłacanym stropie nieba; na zachodzie Missisipi toczyła w majestatycznym milczeniu fale, tworząc wspaniałą ramę dla tego obrazu.
Młody człowiek i misjonarz podziwiali jakiś czas tę piękną scenę, ubolewając nad sachemem, który nie mógł się nią już cieszyć; następnie ojciec Suel i Szaktas siedli na trawie u stóp drzewa; Rene zajął miejsce wśród nich i, po chwili milczenia, ozwał się do przyjaciół w te słowa:
– Rozpoczynając to opowiadanie, nie mogą się obronić uczuciu wstydu. Pokój serc waszych, czcigodni starcy, i spokój natury dokoła każą mi się rumienić za zamęt i burze mej duszy.
Jakże będziecie się litować nade mną! Jak nędzne się wam zdadzą moje wiekuiste niepokoje! Wy, którzy wyczerpaliście wszystkie gorycze życia, co pomyślicie o młodym człowieku bez siły i hartu, który w sobie samym znajduje swą udrękę i może się skarżyć jedynie na cierpienia, które zadaje sam sobie? Ach, nie potępiajcie go; aż nadto go już ukarano!
Przyszedłem na świat kosztem życia swej matki; wydobyto mnie z jej łona przy pomocy żelaza. Miałem brata, którego ojciec mój kochał, ponieważ widział w nim pierworodnego. Co do mnie, zdany zawczasu obcym rękom, chowałem się z dala od rodzicielskiego domu.
Usposobienie miałem porywcze, charakter nierówny. Na przemian hałaśliwy i wesoły, milczący i smutny, skupiałem koło siebie młodych towarzyszy; następnie, opuszczając ich nagle, siadałem na uboczu, aby spoglądać na pomykającą chmurę lub słuchać deszczu szemrzącego wśród liści.
Co jesieni odwiedzałem zamek ojcowski, położony wśród lasów, w pobliżu jeziora, w zapadłej okolicy.
Lękliwy i nieswój w obliczu ojca, odnajdywałem swobodę i wesołość jedynie przy siostrze mej, Amelii. Z siostrą tą, cokolwiek starszą ode mnie, łączyła mnie najściślej luba zgodność usposobień i skłonności. Lubiliśmy się drapać razem na pagórki, żeglować po jeziorze, przebiegać lasy w porze opadania liści: wspomnienie tych przechadzek dziś jeszcze napawa mnie rozkoszą. O, złudy dziecięctwa i ziemi rodzinnej, wy nie tracicie nigdy swej słodyczy!
To kroczyliśmy w milczeniu, chłonąc uchem głuchy szum jesieni lub szelest suchych liści, czepiających się smutno naszych stóp; to, w dobie niewinnych igraszek, ścigaliśmy jaskółkę na łące, tęczę na dżdżystych pagórkach; niekiedy mówiliśmy szeptem wiersze, które rodził w nas obraz przyrody. Za młodu pielęgnowałem Muzy; nic poetyczniejszego niż szesnastoletnie serce w świeżości swych uczuć. Ranek życia jest jak ranek dnia, pełen czystości obrazów i harmonii.