- W empik go
Renee - ebook
Renee - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 161 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bramę zamknięto.
Nowicjusz, który przechodził przez podwórze, pilnowany był starannie. Otaczał go oddział żołnierzy. Odźwierny przez cały czas, kiedy niebezpieczny przestępca znajdował się w polu jego widzenia, nie wypuszczał z rąk rewolweru.
Champolion uśmiechnął się pogardliwie. Prowincjonalne więzienie z jego staromodnymi kluczami, malowniczą pleśnią na murach i z oknami przypominającymi strzelnice śmieszyło człowieka, który wymknął się z gigantycznych międzynarodowych pułapek Paryża, Londynu i New Yorku – z wzorowych więzień czystością dorównujących szpitalowi, a beznadziejnością – mogile. Wpadł przypadkiem i nie wątpił, że ucieknie przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Na prawo od bramy, przylegając do zewnętrznej ściany więzienia, stał dom naczelnika więzienia; część jego okien z wprawionymi podobnie jak w więzieniu kratami, wychodziła na dziedziniec. Naczelnik, znacznie bardziej niż Champolion zdenerwowany odpowiedzialnym i nader ważnym wydarzeniem, siedział za biurkiem w ponurej kancelarii więziennej szykując się, aby z godnością spotkać legendarnego gościa, a w mieszkaniu przy oknie stała Renee, córka naczelnika. Widziała, jak Champolion szybko odwrócił głowę prześlizgując się wzrokiem po zakątkach dziedzińca – był to nawyk drapieżnika, który wszędzie spodziewa się zasadzki lub nadającej się do ucieczki szczeliny. Nie dłużej niż na sekundę wzrok Renee spotkał się ze spojrzeniem Champoliona. Dostrzegł młode oczy i niejasny w cieniu bluszczu zarys twarzy.
Ale ona widziała go całego. Twarz jego, namiętna i delikatna, o wyniosłych, zimnych oczach, błyszczących nieruchomo pod wysoką krechą brwi, tchnęła życiem pełnym ogromnego, nieuchwytnego napięcia na podobieństwo pozornej nieruchomości elektrycznego wału dynama, którego wichrowego obrotu, nic sposób pochwycić wzrokiem. Champolion znikł pod arką, ale Renee długo się jeszcze wydawało, że oczy jego błyszczą w przestrzeni, gdzie spotkały się ich spojrzenia.
Tego dnia ojciec z córką jedli obiad później niż zazwyczaj. Stary Maspero długo zajęty był w więzieniu, lustrował przeznaczoną dla przestępcy celę, sprawdzał klucze i zamki, ostukiwał kraty i wydawał mnóstwo rozkazów, aby odizolować Champoliona od świata za murami. Uwieńczeniem zastosowanych środków ostrożności był rozkaz, aby czterech ludzi konwojowało aresztowanego przy każdym jego wyjściu z celi. Zresztą Maspero miał nadzieję, że przyspieszy przeniesienie Champoliona do więzienia centralnego i w ten sposób uwolni się od ciężaru odpowiedzialności. Pomimo tych wszystkich środków zapobiegawczych Maspero, zaniepokojony tak wyjątkowym wydarzeniem, wszedł wreszcie sam do więzienia z półoficjalnym uśmiechem, przypochlebiając się temu, kto przez swoje czyny i opinię stał się panem sytuacji.
– Będzie pan dobrze traktowany – wymamrotał – ale i pan musi mi obiecać, że stąd nie ucieknie. Niech pan ucieka z innego więzienia, skąd pan chce, ale niech pan ma litość nad starym człowiekiem! Mogą wypędzić mnie z posady. Zostanę z córką bez kawałka chleba.
– Dobrze – powiedział Champolion i roześmiał się. Niedbale rozwalił się na pryczy opierając się na łokciu, w pozie jego było coś swobodnego, co rozsadzało mury więzienia. Maspero wyszedł ze ściśniętym sercem.
Przy obiedzie naczelnik więzienia opowiedział córce okoliczności aresztowania Champoliona. Obława zapędziła przestępcę na plac jarmarczny, gdzie właśnie w tym czasie słynny linoskoczek Dagneau szykował się do przejścia po linie przez rzekę z każdym, kto by tego zapragnął, na ramionach. Champolion, wzmieszawszy się w otaczający akrobatę tłum, tak szybko i zdecydowanie wyraził zgodę na propozycję Dagneau, że wywiadowcy dopiero po kilku pytaniach rzuconych obecnym domyślili się, kim jest ten, kto, niepochwytny dla nich, posuwa się po linie na ramionach linoskoczka, prawie dochodząc już do przeciwległego brzegu. Szerokość rzeki odbierała wszelką nadzieję wyprzedzenia śmiałka łodzią i Champolion na pewno zdołałby się ukryć, gdyby nie nieprzewidziany wypadek, który przytrafił się Dagneau: wygięła się sprzączka u rzemieni przytrzymujących Champoliona, ześliznęła się w dół i pasażer naruszył wspólną równowagę. Obaj wpadli do wody. Dagneau, doświadczony pływak, sam się uratował i wyratował Champoliona, ale ten ogłuszony upadkiem, stracił przytomność. Pochwycono go.
Renee jadła mało, słuchała uważnie i oczy jej błyszczały jak dzieciom w teatrze. Odezwała się:
– Dziwne, że taki człowiek jest przestępcą.
– I w dodatku bezlitosnym – stwierdził ojciec.
„Takich jak on może zmienić tylko miłość” – pomyślała dziewczyna. Champolion pobudził jej wyobraźnię; jego życie, jego zdolności i obecność tuż w pobliżu, nie dalej niż czterdzieści stóp od stołu, przy którym jedli obiad, wydawały jej się cudem barwnej nocy wśród drobnej przymusowej systematyczności powszedniego życia. Ciążył nad więzieniem, nad świadomością, zaprzątał myśli. Renee czytała o nim w gazetach sprawozdania sądowe i notatki z kroniki – były to prawdziwe romanse tajemnic; postać Champoliona w pełni odpowiadała jej wyobrażeniu o nim.
Reszta dnia i wieczór minęły całkowicie pod wrażeniem tego człowieka. Przyjeżdżali prokuratorzy, sędziowie, adwokaci, komendant garnizonu i po prostu ciekawscy ze świata oficjalnego. Maspero prowadził ich, aby sobie obejrzeli aresztanta przez sekretny otwór w drzwiach. Renee usłyszała mnóstwo opowieści. Champolion był synem wysokiego dygnitarza i cyrkówki. Wszechstronnie wykształcony, znał wszystkie języki europejskie, był przy tym zamiłowanym sportowcem. Wszystkie swoje zamysły realizował pod względem psychologicznym i technicznym z dokładnością formuł matematycznych. Był wynalazczy i nieustraszony. Miał na swoim koncie mnóstwo rabunków, szantaży, rozprutych kas bankowych, trzech zdumionych miliarderów (mówimy: „zdumionych”, ponieważ własność amerykańskich władców chroniona jest w sposób idealny) i sześć morderstw, dokonanych z przestępczych konieczności, czego nie zaprzeczały nawet władze. Nie żałował pieniędzy. Kompani i kobiety uwielbiali go.
Cela, w której go zamknięto, mieściła się na parterze, naprzeciw bramy. Okna jej były na poziomie płyt dziedzińca. W nocy Renee widziała, jak słabo od wewnątrz oświetlone okno odbija rytmicznie majaczący na kracie cień – to Champolion chodził myśląc o swoich sprawach. Nad ranem Renee miała sen pełen lęków, łez i dręczących widzeń.II
Renee urodziła się i wychowała w więzieniu. Poród zabił jej matkę, dziewczynka rosła pod opieką ojca. Domowe wykształcenie otrzymała dzięki dwóm więźniom, jeden z nich, były nauczyciel, spędził w więzieniu cztery lata; drugi, skazany na krótszą karę, dawał Renee lekcje w piętnastym i szesnastym roku jej życia. Był to poeta, który zmarnował sobie życie zabijając kochanka żony. Znał doskonale historię, jego wyobraźnia, zgodnie z jego nieszczęściem, karmiła się z lubością historycznymi epizodami więziennymi: Latude, Żelazna Maska, Benvenuto Cellini i inni byli stałym przedmiotem jego rozmów. Renee od urodzenia słyszała brzęk łańcuchów, skrzypienie więziennych zaworów, widziała smutne, beznadziejne spojrzenia konwojentów i więźniów. Stałe rozmowy ojca i jego gości o życiu więzienia, o sądach, ucieczkach i karach, przy jej uporczywej skłonności do marzeń, nauczyły ją wyobrażać sobie życie jako powszechną okrutną niewolę, którą zniweczyć mogą tylko bohaterowie. Charakter miała skryty i ponury. Nawyk czytania, upiękniania i idealizacji wyimaginowanego życia tworzył w jej duszy wieczny konflikt z rzeczywistością, drobiazgową, chaotyczną i ubogą. Marzyła o błyskotliwym odrodzeniu, wybuchu uczuć i wydarzeń, o buncie w imię nieznanego szczęścia.
Champolion władczo zagarnął puste miejsce w jej świadomości, miejsce, gdzie winien był dudnić dzwon uczuć, zestrzelonych w jedno ognisko. Niewiele myślała o jego zabójstwach. Były to zbyt banalne fakty w jego niezwykłej biografii. Jego zbrodnicza awanturniczość nazbyt zaskakiwała uwagę, aby mogła podlegać jakimś hańbiącym określeniom. Jednakże Renee była mądra i serce miała czyste. Nie sądziła, aby całkowicie ukształtowany charakter, temperament i sposób życia mogły naraz się zmienić. Ale wierzyła, że wszystko to, zachowując swój kształt, może nabrać uszlachetnionych treści. Wyobrażała sobie genialne zdolności Champoliona wyładowujące się w tym samym awanturniczym stylu, prawdopodobnie właściwym mu organicznie, ale ożywionym, powiedzmy, innymi bodźcami. Widziała go jako Rocambola, który wyzwala porwane dzieci, restytuuje testamenty, odbiera zrabowane skarby, wreszcie zabija potwory w ludzkiej postaci – słowem, łamie prawo tam, gdzie jest ono bezsilne, wypaczone lub też przekupione. W działalności tego rodzaju zachowałyby się wszystkie dawne chwyty i metody, cały urok ryzyka i napięcia, cała koncentracja sił. Champolion stałby się przekazaną w ludzkie ręce opatrznością, ze wszystkimi ludzkimi namiętnościami, błędami i pasjami. Byłaby to, można by rzec, opatrzność, która by swój mistyczny aparat rozmieniła na sztylet i wytrychy.
Renee w tym czasie skończyła dwadzieścia lat. Była w miarę wysoka, a doskonałość jej budowy przejmowała kornym zachwytem. Jej wspaniałe, bujne i długie ciemne włosy zaplecione były w jeden warkocz prawie trzy razy otaczający głowę. Białe, delikatne, o miękkim zarysie wysokie czoło odpowiadało poważnemu wyrazowi twarzy o jasnych oczach, patrzących spokojnie, ale smutno. Namiętna, surowa fałda ust cudownie przeobrażała się w uśmiech, zaraźliwie otwarty i czysty.
Pomimo że Maspero od pierwszego zaraz dnia robił gorliwe starania o przeniesienie Champoliona do więzienia centralnego, jednakże różne formalności sprawiły, że aresztant pozostawał w S.-J. przez pięć dni.