- W empik go
Restauracja: Obrazy z niedawnych czasów - ebook
Restauracja: Obrazy z niedawnych czasów - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 256 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
uk. Opiekuna Domowego Nowy-Świat Nr, 30 w Warszawie.
Dulce est desipere in Ioco. I.
– „Ej, przysięgam na moje grzeszna duszę, że tak będzie!”
– Ej, przysięgam na moje grzeszna duszę, że nie będzie{)i_.
– k… choć wy wszyscy na głowie staniecie, to nic nie będzie z waszych letkiewiczów, niedowarzomch, niedosolonych, niedokraszonych wartogłowów, co tylko paplać umieją, ale ani tu, ani tam nie mają nic; my wam w kasze sobie dmuchać nie damy, bo chcemy mieć człowieka, który ma coś przecię pod kapeluszem, tu – widzisz, kumie – mówił pan Maciej Beszeniowski, wskazując palcem ua czoło:.,i tu" dodał, klepiąc dłonią po kieszeni.
– Aha, właśnie dla tego nie będzie – odpowie-
Restauracyja.;W
dział z aapałem pan Piotr Barina – że ten twój ma tu t… j. "w głowie figle, bo to hiłltaj na cztery nogi kuty, to taki cigo rigo kapsa przedal konia za psa, tak, że porządnego człowieka W pole jak nic wywiedzie, a że ma tutaj t… j… w kreszeni, nic dziwnego, bo już dosyć nazbijał z krwawego potu porządnych ludzi, bodaj mu za to cyganie zęby powybijali!
– Hm, a wiec tak? – mówił pan Maciej – wywiedzie porządnego człowieka w pole? No, a czy nie wiesz, że kiedy ci trzeba obronić szlachcica, choć ten nawet niema słuszności, kto to zrobi, jeśli nie sani wiciszpan, jaśnie wielmożny pan Adam Besze-niowski, zaszczyt naszej sławnej familii! – wiwat! Kiedy te wasze młokosy coto się ledwo z jajka wykluli, chcą cały świat do góry nogami przewrócić i powiadają, żeby szlachcic płacił podatki i myto, kto się im oprze, kto im czuba przy trze? jeśli nie pan wiciszpan Adam Beszeniowrski? – wiwat! A kiedy nie masz w domu ani mąki, ani soli, kto ci pomoże jeśli nie pan Adam Beszeniowski?– wiwat!
– Pomoże! póki jeszcze nie po restauracyi *),
*) Restauracyi nazywaj;], w Węgrzech wybory, co trzy lata odbywane, urzędnikówkomitatowych ezyli powiatowych, do których dawniej wyłącznie szlachta, ale zarówno rzeczywiście, ale potym? potym się nadmie, napuszy jak indyk, kiedy nań zagwiżdżą, a ty jeśli biednym szlachcicem i powiesz mu po staremu: „domine spectabilis, panie bracie,” to pokroi nosem, ruszy ostrzyżonemi wąsami, nadmie się, najeży się jak jeż i z duma odetnie: „panie bracie, a gdzieżeni ja z wami gęsi pasał?” aż się porządnemu szlacheico-Avi w oczach zaiskrzy.
– No widzisz, kumie, to znowu nieprawda,– odpowie Maciej Beszeniowski, bo pan wiciszpan nidy
0 gęsiach nić mówi – na tyle przecię ina rozumu, albo figlówT, kiedy ci się już tak podoba, wszakżeś to sam powiadał.
– No, niech będzie jak chce, ale słuchaj kumie, kiedy to było przed restauracyi ą, wtedy byłem panem bratem – tak, tak, panem bratem kochanym, drogim, a tak skakał koło mnie, jak kot koło myszy
1 klepał po ramieniu i ściskał', a co więcej, wycałował i moje sUrą, co wygląda jak marchew na wiosnę; ale jak było po restauracyi, – a wiesz przecię, wyższa i niższa należała. Oprócz wielkiego żupana, naczelnika komitatu, mianowanego przez króla, pozostali ważniejsi urzędnicy, jak wiciszpanowie, po]*elkowie, przysięgli i t… d… pochodzą, z wyborów.
że gdy człowiek cały rok nic nio robi i żyje sobie jak w raju, to potym trudno mu si| zaprządz jak koń do roboty – wtedy trzeba ci było go av idzieć, kiedyś do niego przyszedł, jak o tym wszystkim co było wi-ciszpan powiadał, jakby nic nie rozumiał'. No, ałe cóż potym? W domu bieda, albowiem cały rok nie troszcz} lem się o gospodarstwo; przyszły siewy a tu ani ziarneczka. Cóż było robić? Ide ja do wiciszpa-na po starej znajomości, aby mi pożyczył parę korczyków. Ozy wiesz, co mi odpowiedział? – niech go kaduk porwie – czy wiesz? i rozdrażniony niemiłym wspomnieniem chwycił Macieja za ramię i trząsł nim jakby chciał duszę z niego wytrząść, – mówił mi – no pomyśl sobie tylko: ho, ho, znam ja takich jak wy ptaszków, coto wtedy długi oddają, kiedy będą w niebie dziury.– To rzekłszy, odetchnął Barina, jakby mu ciężki kamień spadł z serca i pozierał na kuma z *i(jkawością, czy mu nad takim bezbożnym ze szlachecką osobą postępowaniem włosy dębem nie staną.
Ale Maciej wiedział co robi i mówi i tylko tak zmrużył oczy, jakby chciał z mózgu stosowną wyciągnąć odpowiedź, odkaślnąt raz, dwa razy, aby zyskać na czasie i potym wypowiedział z wielkim podziwem: kumie, to cię z pewnością nie poznał; bo wiesz prze cie, tyle się tam ludzi włóczy, a każdy chce coś urwać, każdy go drapie, tak, że potym nie wie, co sobie począć z całym światem. No, a czyś mu powiedział, kto jesteś?
– Powiedziałem kumie, powiedziałem!– zawołał z zapiałem Barina.
– No, widzisz kumie! – odrzekł Maciej, – koń ma cztery nogi, a potknie się; a potym wiesz także, że nazwisko z nazwiskiem się pomiesza, i tak, pewno cię za kogo innego uważał. Ale teraz – mówił dalej – chodź kumie ze mną, pójdziemy do niego, zobaczysz, że to dobry pan i da ci, czego tylko zażądasz, kiedy mu powiesz, żeś to ty, a nie kto inny, i pomyśl sobie przytym, że słowa się mówią, a chleb się je… fotyg£
– Hm, mruknął pan Piotr z niedowierzaniem: kto do młyna chodzi, snadno się zamączy. Poco ja bym lam chodził! a coby moi przyjacioł mówili, gdybym się dostał miedzy kogucie pióra! *)
– Eh, przerwał mu Maciej; poco zważać na głupie gadania! Niech sobie mówią, co chcą, kiedy ri
*) Partyja wiciszpana Beszeniowskiego ma w powieści kpgucie pióra godło.
nic nie cln – ale pan wiciszpan, zobaczysz, wypłaci ci żółci nt ki en ii jak wosk…
– Ej, co tam!– przerwał mu Barina z niechęcią, – nie prosił sic czart 4baby, ani ja.
– „No: no, no! Przecież nie potrzebujesz się prosić, ale widzisz: kto sie radzi, nie zawadzi. I tak dziś panowie z całego komitatu są u wiciszpana, aby pogadać, czyby sie po przyjacielsku oba stronnictwa połączyć nie dały: będzie tam i wasz wychwalony Potocki, coto by chciał naszego dobrego pana Adama wysadzić, a sądzi, że ludzi gębą pozbędzie, bo nie wie… że biedny szlachcic zawsze myśli sobie: dobrze kiedy się gęba obleje; on zaś kiedy ludzi pięknemi bałamuci słówkami, to mu się zdaje, że każdy zaraz będzie tańczyć, tak jak on mu zagra – al ii takie rzeczy bez grosika sie nie obejdą! Po tych słowach lewą ręką pochwycił prawicę pana Piotra, prawą dłonią poklepał go po niej i nie czekając nawet odpowiedzi, zawołał: No, kumie, bądźmy dobremi przyjaciółmi!
– Ja wprawdzie póki mi choć nitka na grzbiecie zostanie – odpowie pan Piotr, perspektywą zysku wcale nie przekonany, – z wami nigdy trzymać nie będę, ale żebyś nio myśłał, iż się wras boję, zrobię ci tę przyjemność i pójdę z tobą, już dlatego samego, aby zobaczyć tego wysławionego wiciszpaia, jak się będzie znowu koło nas kręcił, kiedy nas potrzebuje.
li.
Pan Maciej Beszeniowski kroczył wolnymrokiem wraz ze swoim kumem Piotrem Bariną do L]oszo-wie, wioski małej, niepozornej, ale w zagórs komitacie przez to sławnej, że w niej mieszkał x – dam Beszeniowski, od lat piętnastu pierwszy %-pan, a zatym głowa wszystkiego, cokolwiek się:o_ mitacie od tylu lat działo. Powiecie mi jednaj choćbyś przeszedł całą węgierską krainę i niej zdarł parę butów, nie znajdziesz zagórskiego kc tatu, choć w nim tyle komitatów ile tygodni w vo Ha, niech już tak będzie; w krainie węgierskiej den komitat podobny do drugiego jak dwie krop wody, a szlachta w jednym takaż poufała jak i w dri gim, umie hulać i korteszować *) jak w jednym tal i w drugim, a w każdym bez wyjątku ma to przekop
*) Korteszować znaczy łowić głosy: papką, czarką, dobrym słowem, beczką wina, pieniędzmi i fe… p. Wyraz ten pochodzi od wyrazu kortesz (z hisżp… eortes, co znaczy właściwie wyborca, członek sejmiku, ale dziś używa się w znaczeniu werbownika głosów.
lianie, iż ttkicłi dobrych kamratów jak w węgierskiej krainie rie znajdziesz na całym świecie. Było to więc w zigórskim komitacie, we wsi Badoszowcach, dokąd pinowie Maciej i Piotr pośpieszali. I powadzili sir i pojednali w jednej i tej samej chwili, bo jeden; drugi myśleli, że mają słuszność, choć właściwie nie wiedzieli czego chcą i dla czego chcą tego lub owego, i tylko jak we śnie zdawało im sic, iż jest ich świętą powinnością nie przystawać na to, czego chce drugi. Ponieważ zawsze tak było, toż i przed restauracyją inaczej być nie mogło.
Przyszedłszy na wielkie podwórze, ujrzeli gromadę wozów, bryczek i powozów, a około nich kręcących sie pachołków; przed samym wchodem do domu hajduk pchał się na hajduka, a każdy z nich stąpał takim krokiem, jakby od niego dobro komitatu zależało, a tak brzęczał ostrogami, że te zdawały się krzyczyć całemu światu: patrzcie na mnie', jak mi pięknie w tym nowym, jasnym dołmanie z żółtemi sznurami, w tych wyszwarcowanyph ciżmach, z tym wysmarowanym wąsem,
Ale cała prawie fantazyją ich opuściła, bo na progu zjawił się pan podsędek Stefan Lewicki, chłopak młody, lecz dzielny i żwawy, a do tego taki grzeczny, że nie było w całym komitacie szlachcianki.
któiaby męża, ojca lub brata nie upominała, ilekroć o nim była mowa, aby o panu Lewickim nie zapominał skoro nadejdzie głosowanie. Był on duszą domu paria wiciszpana Adama Beszeniowskiego: syn rodzonej siostry, wychowany, że tak powiem w jego domu, w ostatnich zwłaszcza czasach był uważany za członka rodziny, ba co więcej, źli ludzie szeptali, że komitatem nie pan Adam lecz jego siostrzeniec rządzi i że wszystkie mądre słowa, wychodzące z ust pana Adama, wylęgły się w pana Stefana mózgu, albowiem ten ma więcej w pięcie, niż tamten w głowie, Dzisiaj przy wielkiej uczcie pan Stefan przyjmował gości, zawiadywał całym porządkiem w domu, gdy tymczasem pan wiciszpan przy stole gości zabawiał. Tak i teraz wyszedł na podwórze wyda-waó rozkazy. Hajducy się rozstąpili i stanęli rzędem po obu stronach. "W tym zbliżyli się pan Maciej z panem Piotrem, a pierwszy trącając łokciem w bok swego kuma, odezwał się: „Czy widzisz kumie, jak witają W domu pana wiciszpana porządną szlachtę? Czym ci tego nie powiadał, czyni ci nie powiadał?-' powtarzał Maciej z radością.
Panu Piotrowi rzeczywiście się wydało, że to było na cześć jego, jednak mruknął tylko do kuma spod w asa: „no, no, niech będzie co chce, ja oto nie dbam.
hi półgłosem: „aha szwagrze, zeszliśmy się tutaj jak liszki u garbarza!”
– Ale bez ogona!– dorzucił po cichu Barina. Panna Anna, siedząca obok hrabiego Żelihskiego, skorzystała ze sposobności, gdy len z jej matką rozmawiał, wstała i jak sarenka biegła ku przybyłym; pan Stefan sadowił irh, a rozkazując podać potrawy, nalewał im uina; panna Anna chwyciła pana podsędka obiema rękami za ramie, i opierając sic o nie, rzekła z uśmiechem: „Stefku, tyś mądry, wszystko chcesz sam zrobić, a mnie nie pozwolisz tej przyjemności, abym panom posłużyć mogła, a potym, widzisz, oni tylko twoje zdrowie pić muszą, a innie sm nic nie dostanie'
– Naco tobie nasze zdrowia?–odpowiedział Stefan również z uśmiechem, – kiedy masz około siebie dosyć słodyczy, a nie dopuścisz biednej szlachcie ani jednego słodkiego hrabiowskiego pozdrowię-nia.
– Patrzcież go, jeszcze mi będzie w końcu zazdrościć, że się hrabiowie za mną oglądają! ale skacz no, skacz, aż się doskaczesz.
– Ba, zaiste wielmożna panienko, – przerwał Barina, – już niech będzie co chce, ale wamby obojgu najlepiej było przy sobie; pan podsędek przystojny jak panienka, a wasze czarne oczki – oj, oj, gdybym był młody….
„Siwe oczy, siwe, to są sprawiedliwe Czarne oczy pańskie, ale są cygańskie1'
rzekł Stefan zwracając się do Anny i tym sposobem przerywając mowę Bariny.
– A zrobiło asan pięć kwartałów do roku – rzekła ze śmiechem Anna do Stefana, a będziesz mądry!
Wtym powstał hrabia Żeliński z kielichom w ręku i wniósł toa!st: „za zdrowie gospodarza, aby przez mnogie lata mogł być ozdobą nietylko zagórskiego komitatu, ale i całej ziemi węgierskiej!'4
„Za zdrowie, za zdrowie!” ozwie się całe towarzystwo, trącając kieliszkami.
Żeliński prawił dałej: „za zdrowie całej rodziny pana Adama, za zdrowie pani Adamowej i szanownej panny!” i zwrócił się ku miejscu gdzie Anulka siedziała, a nie znalazłszy jej, stanął, a potym dodał głosem, który się z poważnym toastem wcale nie zgadzał: „ale gdzież się panna Anna podziała?”
– Powinien był pan hrabia dawać baczność,– rzekł z drugiej strony Potocki, jemu bowiem jako przeciwnikowi Adama, z którym hrabia chciał się połączyć, a jogo samego z urzędu wysadzić, ta przerwa była na rękę – pan podsędek Łowicki jest porządny chłopiec, a panna Anna, jak pan widzisz, musiała się bardzo zasmucić, źe tymczasem coś pan hrabia nadskakiwał pani matce, jej się od pana nie dostało ani jednego pięknego spojrżenia.
Pan Adam, widząc co się dzieje, spojrzał surowym okiem na córkę, a potym rozjaśnił twarz i powiedział do hrabiego: Ja jaśmY oświeconemu panu powiem jak się rzeczy mają. Mój siostrzeniec Stefan Lewicki wzrósł od dzieciństwa w moim domu, a potym oboje dzieci tak wychowałem, aby posługiwały moim gościom, co Stefan robił zawsze i jako aplikant i jako przysięgły – i teraz jako podsędek robi, mojej zaś córce zdaje się ciągle, że jest jeszcze dzieckiem i robi to, do czego od dzieciństwa przywykła.
– Przebacz pan – odparł z goryczą Żeliński,– nie wiedziałem, że panna Anna już od dzieciństwa przywykła…. I i
– Nie o to idzie, panie hrabio, – przerwał pan Adam,– snadź aby niemiłym słowom zapobiegł, ale każdy szlachcic godzien tego, aby mu moja córka posłużyła, a zatym i mój krewny Maciej i pan Piotr.
Piotr drgnął aż w przeświadczeniu o swojej ważności, a słowami pana wiejszpana jeszcze więcej podniesiony7 wyrzekł: Prawdę nio wicie, wielmożny panie wiciszpanie, a każdy szlachcic godzien jest starać się o wasze córkę, niech więc Pan Bóg ma W swojej opiece pana Stefana Lewickiego i pannę Anne, przecież im tak ładnie przy sobie żeby się komitat popłakał gdyby się nie pobrali, a ja ich tak kocham oboje, żeby mi serce pękło, gdyby do tego nio przyszło.
Ale ani hrabiego, ani Adama ta mowa po sercu nie pogłaskała, przeto ostatni powiedział: „panie bracie, posuwacie się za daleko, a nie pomyślicie, że w tym interesie i ja i moja córka głos marny.”
Wtym żywo odezwał się Jędrzej Lewicki, rodzony brat ojca podsędka Lewickiego, a zatym jego stryj, człowiek już podeszły, niedbający o sw7oję powierzchowność, co właśnie dla tego w asy po same kąciki ust obstrzygał, i tylko tam kępki zostawia!', gdzie już one rość przestawały; potym nosił kapotę, ktorą sobie jeszcze za młodych lat sprawił z długiemi połami, krótkim stanem i dwoma małemi guziczkami, przyszytemi jeden przy drugim, prawie pod samemi łopatkami, tam gdzie się stan łączył z połami.
– Ba zaiste, łaskawy panie szwagrze, powinni-byście całej tej historyi już koniec położyć, bo cały świat powiada, że to już inaczej być nie może: a to widzimy wszyscy i cały komitat o tym rozprawia, że się ci młodzi ludzie kochają, a bez szmeru nic się nie ruszy, i tak panie szwagrze, urządźcie już raz to wszystko.