Rewolucja rosyjska - ebook
Rewolucja rosyjska - ebook
Monumentalne, fascynujące dzieło o być może najważniejszym wydarzeniu XX wieku, którego konsekwencje były odczuwane na całej kuli ziemskiej przez następne dziesiątki lat. Autor, światowy autorytet w dziedzinie historii Rosji, z pasją badacza i maestrią dramaturga opisuje obalenie monarchii i zdobycie władzy przez bolszewików. Ale Rewolucja rosyjska jest nie tylko stworzoną z wielkim rozmachem, bogato udokumentowaną kroniką politycznej i militarnej walki o władzę w burzliwych latach 1917–1920 na szerokim tle historycznym. Książka opowiada także o tragicznych losach ludzi wciągniętych w machinę historycznych wydarzeń: polityków i dowódców, rewolucjonistów i żołnierzy, biurokratów i intelektualistów. To wielkie dzieło, które jest efektem dziesięciu lat pracy badawczej i pisarskiej Richarda Pipesa, czyta się jak powieść sensacyjną.
Rewolucja rosyjska jest drugą częścią znakomitej trylogii poświęconej historii Rosji, obok Rosji carów i Rosji bolszewików.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17183-1 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
FRAGMENT
O godzinie 18.30 Komitet Wojskowo-Rewolucyjny postawił Rządowi Tymczasowemu ultimatum: albo się podda, albo dostanie się pod ostrzał artyleryjski z krążownika Aurora i Twierdzy Pietropawłowskiej. Ministrowie, spodziewający się, że lada chwila nadejdzie odsiecz, nie odpowiedzieli: w tym czasie krążyły pogłoski, że nadciąga już Kierenski na czele wiernych wojsk. Rozmawiali więc apatycznie, telefonowali do przyjaciół lub wypoczywali wyciągnięci na kanapach.
O godzinie 21 krążownik Aurora otworzył ogień. Nie mając ostrej amunicji, oddał jedną salwę ślepymi nabojami i zamilkł, ale to wystarczyło, by zapewnić mu wybitne miejsce w legendach o Październiku. W dwie godziny później ostrzał rozpoczęła Twierdza Pietropawłowska, tym razem ostrą amunicją: celowano tak niedokładnie, że z 30–35 wystrzelonych pocisków tylko dwa trafiły w pałac, wyrządzając niewielkie szkody. Okazało się, że po wielomiesięcznej pracy organizacyjnej w fabrykach i garnizonach bolszewicy nie mieli ludzi gotowych umrzeć za ich sprawę. Słabiutko broniona siedziba Rządu Tymczasowego trzymała się wyzywająco, jak gdyby drwiąc z tych, którzy proklamowali obalenie władzy. W przerwach w ostrzale oddziały Czerwonej Gwardii wdarły się do gmachu przez jedno z kilku wejść, ale natknąwszy się w środku na uzbrojonych junkrów, natychmiast się poddały.
Po zapadnięciu zmroku obrońcy pałacu, zniechęceni brakiem obiecanej odsieczy, zaczęli się wycofywać. Pierwsi odeszli kozacy, a w ślad za nimi junkrzy z obsługi dział. Około północy na stanowiskach obronnych pozostał tylko Kobiecy Batalion Śmierci oraz garstka kilkunastoletnich elewów strzegących Sali Malachitowej. Kiedy zaprzestano strzelania z pałacu, czerwonogwardziści i marynarze zaczęli ostrożnie podchodzić. Pierwsi wdarli się marynarze i żołnierze z Pułku Pawłowskiego, którzy przez otwarte okna wdrapali się od strony Ermitażu. Inni wchodzili przez nie zaryglowane bramy. Pałacu Zimowego nie wzięto szturmem: obraz kolumny nacierających robotników, żołnierzy i marynarzy, przedstawiony w filmie Eisensteina Październik, jest wytworem czystej wyobraźni, próbą podarowania Rosji jej własnego szturmu Bastylii. W rzeczywistości Pałac Zimowy motłoch zalał dopiero wtedy, kiedy już zaprzestano obrony. Łączna liczba ofiar wynosiła pięciu zabitych i kilku rannych, w większości trafionych zabłąkanymi pociskami.
Po północy pałac wypełnił motłoch, rabując i niszcząc luksusowe wnętrza. Podobno niektóre obrończynie zostały zgwałcone. Minister sprawiedliwości, Pawieł Malantowicz, pozostawił barwny opis ostatnich chwil Rządu Tymczasowego:
Nagle gdzieś powstał hałas: natychmiast zaczął przybierać na sile i natężeniu, zbliżając się coraz bardziej. W odgłosach tych – odrębnych, ale zlewających się w jedną falę – zaczęło natychmiast pobrzmiewać coś szczególnego, coś odmiennego od poprzednich hałasów: coś ostatecznego. Od razu stało się jasne, że koniec jest już bliski.
Leżący i siedzący poderwali się na równe nogi i sięgnęli po płaszcze
A hałas wciąż narastał, natężał się i szybko, szeroką falą przetaczał się ku nam Jak prąd zatrutego powietrza przenikał wszystko i paraliżował nas nieznośnym strachem
Wszystko to w ciągu kilku minut
Przy drzwiach wiodących do przedpokoju sali, w której czuwaliśmy, słychać było ostre, podniecone wrzaski, kilka pojedynczych strzałów, tupanie, jakieś walenie, ruchy, przemieszany, narastający, zespolony w jedno chaos dźwięków i stale rosnący strach.
Jasne było: jesteśmy atakowani; brano nas szturmem. Obrona nie miała sensu; ofiary byłyby daremne .
Szeroko rozwarły się drzwi. Wtargnął jeden z junkrów. Na baczność, salutując, z twarzą podnieconą, lecz zdeterminowaną: „Co rozkaże Rząd Tymczasowy? Bronić się do ostatniego? Jeśli Rząd Tymczasowy rozkaże, jesteśmy gotowi”.
„Nie ma takiej potrzeby! To bezcelowe! Jasne! Bez przelewu krwi! Poddać się!” – wołaliśmy jak jeden mąż, choć niczego przedtem nie uzgadnialiśmy, spoglądając tylko po sobie i odczytując w swoich oczach te same uczucia i to samo postanowienie.
Wystąpił Kiszkin: „Jeśli już tu są, znaczy to, że pałac wzięty”.
„Tak. Wszystkie wejścia sforsowano. Wszyscy się poddali. Tylko te pomieszczenia są jeszcze pod strażą. Co rozkaże Rząd Tymczasowy?”
„Powiedzcie, że nie chcemy rozlewu krwi, że ustępujemy przed przemocą, że poddajemy się” – powiedział Kiszkin.
A tam, przy drzwiach, strach nasilał się nieprzerwanie, baliśmy się, że popłynie krew, że będzie za późno, by temu zapobiec. I wołaliśmy z troską: „Pospieszcie się! Idźcie i powiedzcie im! Nie chcemy krwi! Poddajemy się!”
Junkier wyszedł. Cała ta scena trwała, jak mi się wydaje, nie dłużej niż minutę.
Aresztowani o godzinie 2.10 nad ranem przez Antonowa-Owsiejenkę ministrowie zostali przewiezieni pod strażą do Twierdzy Pietropawłowskiej. W drodze o mały włos nie padli ofiarą samosądu.
Trzy i pół godziny wcześniej bolszewicy, nie mogąc już się powstrzymać, rozpoczęli swój zjazd w Smolnym, w wielkiej kolumnowej Sali Zgromadzeń, w której przed 1917 rokiem odbywały się przedstawienia teatralne i bale. Umiejętnie wykorzystując próżność Fiodora Dana, poprosili tego mienszewickiego przywódcę Rady o zainaugurowanie obrad, w rezultacie czego zapewnili sobie pozory praworządności. Wybrano nowe prezydium złożone z czternastu bolszewików, siedmiu lewicowych eserowców i trzech mienszewików. Przewodnictwo objął Kamieniew. Choć prawowity Komitet Wykonawczy przygotował bardzo krótki porządek obrad zjazdu (sytuacja bieżąca, Zgromadzenie Konstytucyjne, nowe wybory do Komitetu Wykonawczego), Kamieniew zmienił go nie do poznania: władza państwowa, wojna i pokój oraz Zgromadzenie Konstytucyjne.
Skład zjazdu bynajmniej nie odzwierciedlał układu sił politycznych w kraju. Organizacje chłopskie odmówiły udziału, oświadczając, że zjazd jest nieprawomocny, i wzywając rady w całym kraju do jego bojkotu. Na tej samej podstawie przysłania delegatów odmówiły komitety armijne. Trocki musiał wiedzieć, co się dzieje, choć określał II Zjazd jako „najbardziej demokratyczny ze wszystkich parlamentów w dziejach świata”. W istocie rzeczy było to zgromadzenie opanowanych przez bolszewików rad miejskich i rad wojskowych specjalnie w tym celu powołanych. W oświadczeniu złożonym 25 października Komitet Wykonawczy stwierdzał:
Centralny Komitet Wykonawczy uważa II Zjazd za niebyły i traktuje go jako nieoficjalną naradę delegatów bolszewickich. Pozbawione mocy prawnej uchwały tego zjazdu Centralny Komitet Wykonawczy uznaje za niewiążące dla rad lokalnych i wszystkich komitetów armijnych. Centralny Komitet Wykonawczy wzywa wszystkie rady i organizacje wojskowe do skupienia się wokół niego i do obrony rewolucji. Centralny Komitet Wykonawczy zwoła nowy Zjazd Rad, skoro tylko warunki pozwolą na jego należyte przygotowanie.
Dokładnej liczby uczestniczących w tym kadłubowym zjeździe nie sposób ustalić: najbardziej wiarygodne szacunki podają liczbę około 650 delegatów, w tym 338 bolszewików i 98 lewicowych eserowców. Te dwie sprzymierzone partie kontrolowały więc dwie trzecie mandatów – prawie dwukrotnie więcej niż reprezentacja, do której miałyby prawo na podstawie odbytych trzy tygodnie później wyborów do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Bolszewicy, którzy nie mogli być zupełnie pewni lewicowych eserowców, nie chcieli niczego zostawić przypadkowi i przydzielili sobie 54 procent mandatów; o tym, jak rozdęta była ta reprezentacja, świadczy fakt, że według ujawnionej po 70 latach informacji Łotysze, wśród których ruch bolszewicki był szczególnie silny, dysponowali 10 procentami ogólnej liczby delegatów.
Pierwsze godziny upłynęły na chaotycznych debatach. W oczekiwaniu na wieść o aresztowaniu ministrów, bolszewicy dopuszczali do głosu swych socjalistycznych przeciwników. Wśród krzyków i gwizdów mienszewicy i socjaliści-rewolucjoniści składali podobne oświadczenia, potępiając bolszewicki zamach i domagając się natychmiastowych rokowań z Rządem Tymczasowym. W swojej deklaracji mienszewicy stwierdzali, że
spisek wojskowy został przygotowany i przeprowadzony przez partię bolszewicką w imieniu rad za plecami wszystkich innych partii i frakcji reprezentowanych w radach Zdobycie władzy przez Radę Piotrogrodzką w przeddzień Zjazdu Rad wprowadza dezorganizację i zamęt w całej organizacji rad.
Trocki określał przeciwników mianem „żałosnych indywiduów” i „bankrutów”, których miejsce jest na „śmietniku historii”, na co Martow odpowiedział, że opuszcza zgromadzenie.
Stało się to około godziny 1 nad ranem, 26 października. O 3.10 Kamieniew zakomunikował, że Pałac Zimowy padł, a ministrowie znajdują się w areszcie. O godzinie 6 rano odroczył obrady do wieczora.
Lenin udał się teraz do mieszkania Boncz-Brujewicza, żeby opracować projekt kluczowych dekretów, które miał ratyfikować zjazd. Dwa główne dekrety – o pokoju i o ziemi – które, jak liczył, zapewnią mu poparcie zamachu przez żołnierzy i chłopów, przedłożono w godzinach późniejszych tego dnia frakcji delegatów bolszewickich, która zatwierdziła je bez dyskusji.
Zjazd wznowił obrady o 22.40. Lenin, witany burzliwymi oklaskami, odczytał tekst dekretów o pokoju i o ziemi. Przyjęto je bez sprzeciwu, przez podniesienie rąk.
Nazwa dekret o pokoju jest myląca, gdyż nie był to akt ustawodawczy, lecz apel do wszystkich państw uczestniczących w wojnie o natychmiastowe przystąpienie do rokowań o zawarcie „demokratycznego” pokoju bez aneksji i kontrybucji, gwarantującego wszystkim narodom „prawo do samostanowienia”. Tajna dyplomacja miała zostać zniesiona, a wszystkie utrzymywane w tajemnicy traktaty podane do publicznej wiadomości. Do czasu rozpoczęcia rokowań pokojowych Rosja proponowała trzymiesięczne zawieszenie broni.
Treść dekretu o ziemi przeniesiono dosłownie z programu partii socjalistów-rewolucjonistów, uzupełnionego 242 nakazami wspólnot chłopskich opublikowanymi dwa miesiące wcześniej w organie Wszechrosyjskiej Rady Delegatów Chłopskich „Izwiestija”. Zamiast nacjonalizacji całej ziemi, czyli przekazania prawa własności państwu – jak domagali się w swoim programie bolszewicy – dekret postulował „socjalizację” ziemi, to jest wycofanie jej z obrotu handlowego i przekazanie w użytkowanie wspólnotom chłopskim. Wszystkie posiadłości ziemskie należące do obszarników, państwa, Cerkwi i innych podmiotów nie zajmujących się uprawą ziemi miały zostać skonfiskowane bez odszkodowania i przekazane gminnym komitetom ziemskim do czasu, aż Zgromadzenie Konstytucyjne ostatecznie zadecyduje o jej rozdysponowaniu. Wyłączono jednak z tego prywatne gospodarstwa chłopskie. Było to jawne ustępstwo wobec pragnień chłopów, które miało niewiele wspólnego z programem agrarnym bolszewików i było obliczone na pozyskanie poparcia chłopów w wyborach do Zgromadzenia Konstytucyjnego.
Trzeci i ostatni z przedłożonych delegatom dekretów ustanawiał nowy rząd, zwany Radą Komisarzy Ludowych. Miał on sprawować władzę tylko do czasu zwołania Zgromadzenia Konstytucyjnego, co przewidziano na następny miesiąc; toteż nazwano go tak jak jego poprzednika – „Rządem Tymczasowym”. Lenin najpierw zaproponował przewodniczenie rządowi Trockiemu, ale ten odmówił. Początkowo Lenin nie chciał być członkiem gabinetu i wolał działać za kulisami. „Na początku Lenin nie chciał uczestniczyć w rządzie – wspominał Łunaczarski. – «Będę działał w Komitecie Centralnym partii» – mówił. Ale powiedzieliśmy: nie. Nie zgodziliśmy się na to. Zmusiliśmy go, by wziął główną odpowiedzialność. Każdy by wolał być tylko krytykiem”. Lenin stanął więc na czele Rady Komisarzy Ludowych, działając jednocześnie jako de facto, choć nie de nomine, przewodniczący bolszewickiego Komitetu Centralnego. Nowy gabinet miał strukturę taką samą jak poprzedni, z tym że dodano jedno stanowisko – przewodniczącego (a nie komisarza) do spraw narodowościowych. Wszyscy komisarze byli członkami partii bolszewickiej i podlegali dyscyplinie partyjnej: lewicowych eserowców zaproszono do udziału w rządzie, ale odmówili, nalegając na to, aby w gabinecie były reprezentowane „wszystkie siły rewolucyjnej demokracji”, z mienszewikami i eserowcami włącznie. Skład Rady Komisarzy Ludowych przedstawiał się następująco:
przewodniczący – Władimir Uljanow (Lenin)
sprawy wewnętrzne – Aleksiej Rykow
rolnictwo – Władimir Milutin
praca – Aleksandr Szlapnikow
wojsko i marynarka wojenna – Władimir Owsiejenko (Antonow), Nikołaj Krylenko, Pawieł Dybienko
handel i przemysł – Wiktor Nogin
oświata – Anatolij Łunaczarski
finanse – Iwan Skworcow (Stiepanow)
sprawy zagraniczne – Lew Bronstein (Trocki)
sprawiedliwość – Gieorgij Oppokow (Łomow)
aprowizacja – Iwan Tieodorowicz
poczta i telegraf – Nikołaj Awiłow (Glebow)
sprawy narodowościowe – Iosif Dżugaszwili (Stalin) (przewodniczący)
Ogłoszono, że dotychczasowy Komitet Wykonawczy zostaje rozwiązany, i zastąpiono go nowym, złożonym ze 101 członków, w tym 62 bolszewików i 29 lewicowych eserowców. Przewodniczącym mianowano Kamieniewa. Dekret ustanawiający Radę Komisarzy Ludowych, którego projekt opracował Lenin, stanowił, że Rada odpowiada przed Komitetem Wykonawczym; w ten sposób przekształcił się on w coś w rodzaju parlamentu, z prawem zgłaszania weta w kwestiach ustawodawczych i w sprawach powoływania członków rządu.
Najwyższe kierownictwo bolszewickie, które w tych niepewnych czasach usilnie starało się nie stwarzać pozorów przechwycenia władzy siłą, nalegało, by uchwalone przez zjazd dekrety obowiązywały na zasadzie tymczasowości i podlegały zatwierdzeniu, poprawkom lub odrzuceniu przez Zgromadzenie Konstytucyjne. Jak pisał jeden z komunistycznych historyków:
W dniach października nie negowano suwerenności Zgromadzenia Konstytucyjnego. We wszystkich swych uchwałach brał pod uwagę Zgromadzenie Konstytucyjne i podstawowe decyzje podejmował „do jego zwołania”.
Podczas gdy w dekrecie o pokoju nie nawiązywano do Zgromadzenia Konstytucyjnego, to Lenin w sprawozdaniu przedłożonym II Zjazdowi obiecywał: „Wszystkie propozycje pokoju przedstawimy do rozstrzygnięcia Zgromadzeniu Konstytucyjnemu”. Warunkowe były także wszystkie postanowienia dekretu o ziemi: „Tylko ogólnonarodowe Zgromadzenie Konstytucyjne może rozwiązać kwestię ziemi we wszystkich jej aspektach”. Jeśli idzie o nowy gabinet, Radę Komisarzy Ludowych, to w opracowanej przez Lenina i przyjętej przez Zjazd uchwale postanowiono: „Utworzyć, w celu administrowania krajem do czasu zwołania Zgromadzenia Konstytucyjnego, Tymczasowy Rząd Robotników i Chłopów noszący nazwę Rady Komisarzy Ludowych”. Dlatego też, logicznym następstwem powołania nowego rządu było jego potwierdzenie w pierwszym dniu urzędowania (27 października), że wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego odbędą się, jak planowano, 12 listopada. Dlatego również, rozpędzając Zgromadzenie już pierwszego dnia, zanim jeszcze miało możliwość przystąpienia do działalności ustawodawczej, bolszewicy sami pozbawili się legitymizacji, nawet na mocy ich własnej definicji.
Początkowe ustępstwa na rzecz praworządności poczynili bolszewicy tylko dlatego, że nie mogli mieć pewności, co niesie przyszłość. Musieli uwzględniać ewentualność natychmiastowego pojawienia się w Piotrogrodzie Kierenskiego na czele wojska, a w tym przypadku potrzebowaliby poparcia całej Rady. Jawnie pogwałcić normy prawne odważyli się dopiero po upływie mniej więcej tygodnia, kiedy stało się jasne, że nie grozi żadna ekspedycja karna.
Do jedynego starcia zbrojnego o opanowanie stolicy między wojskami probolszewickimi a prorządowymi doszło 30 października w Pułkowie, pagórkowatym przedmieściu Piotrogrodu. Kozacy Krasnowa, zniechęceni brakiem poparcia i zdezorientowani przez bolszewickich agitatorów, po zmarnowaniu trzech dni w Carskim Siole dali się wreszcie namówić do wymarszu. Rozpoczęli działania wzdłuż rzeki Słowianki; 600 kozaków starło się tam z co najmniej dziesięciokrotnie liczniejszymi siłami czerwonogwardzistów, marynarzy i żołnierzy. Czerwonogwardziści i żołnierze natychmiast rzucili się do ucieczki, ale 3000 marynarzy wytrwało na swoich pozycjach i odniosło zwycięstwo. Po utracie dowódcy kozacy wycofali się do Gatczyny. To położyło kres jakiejkolwiek możliwości dalszej interwencji zbrojnej w obronie Rządu Tymczasowego.
W Moskwie bolszewikom nie wiodło się od początku, a gdyby przedstawiciele władz okazali większe zdecydowanie, mogli oni ponieść druzgocącą klęskę.
Bolszewicy moskiewscy nie przygotowali się do zdobywania władzy, gdyż opowiadali się nie po stronie Lenina i Trockiego, lecz Kamieniewa i Zinowjewa: 20 października Uricki zawiadomił Komitet Centralny, że większość delegatów moskiewskich jest przeciwna powstaniu.
Na wieść o wydarzeniach w Piotrogrodzie 25 października bolszewicy przeforsowali w Radzie uchwałę o powołaniu Komitetu Rewolucyjnego. Ale podczas gdy w stolicy analogiczna organizacja była opanowana przez bolszewików, w Moskwie zamierzano uczynić z niej prawdziwy wielopartyjny organ Rady, do udziału w którym zaproszono mienszewików, eserowców i inne ugrupowania socjalistyczne. Eserowcy odmówili, mienszewicy zaś zaproszenie przyjęli, choć postawili kilka warunków; kiedy je odrzucono, i oni się wycofali. Na wzór piotrogrodzkiego Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego moskiewski Komitet Rewolucyjny o godzinie 22 wezwał garnizon miasta, aby był gotowy do akcji i słuchał tylko rozkazów przez niego wydawanych lub kontrasygnowanych.
Moskiewski Komitet Rewolucyjny po raz pierwszy przystąpił do działania 26 października, wysyłając dwóch komisarzy na Kreml w celu przejęcia starej twierdzy i rozdania probolszewickiej Czerwonej Gwardii zmagazynowanej w jej arsenałach broni. Strzegące Kremla wojska 56 Pułku usłuchały, zdezorientowane tym, że jednym z komisarzy był ich własny oficer. Mimo to bolszewicy nie byli w stanie przejąć broni, gdyż niebawem Kreml otoczyli junkrzy, którzy wystosowali do nich ultimatum z żądaniem kapitulacji. Kiedy je odrzucono, junkrzy przeszli do natarcia i po kilku godzinach (28 października o 6 nad ranem) Kreml znalazł się w ich rękach.
Zdobycie Kremla pozwoliło siłom prorządowym zapanować nad śródmieściem. W tym momencie funkcjonariusze sprawujący władzę wojskową i cywilną mogli stłumić bolszewickie powstanie. Ale wahali się, częściowo wskutek przesadnej ufności we własne siły, częściowo z chęci uniknięcia dalszego przelewu krwi. Działali także pod wpływem strachu przed „kontrrewolucją”. Komitet Ocalenia Publicznego, pod przewodnictwem burmistrza miasta, Wadima Rudniewa, oraz dowództwo wojskowe z pułkownikiem Konstantinem Riabcewem na czele, zamiast aresztować Komitet Rewolucyjny, wdały się z nim w rozmowy. Rokowania te, trwające trzy dni (28–30 października), dały bolszewikom czas na ochłonięcie i ściągniecie posiłków z przemysłowych przedmieść i z pobliskich miast. Komitet Rewolucyjny, który w nocy z 28 na 29 października oceniał sytuację jako „krytyczną”, w dwa dni później czuł się wystarczająco silny, by przejść do ofensywy. Jedynymi mieszkańcami Moskwy gotowymi bronić demokracji okazali się w końcu kilkunastoletni młodzieńcy z akademii wojskowej, uniwersytetów i gimnazjów, którzy narażali życie, pozbawieni dowództwa i poparcia dorosłych.
Rokowania między Komitetem Ocalenia Publicznego a Komitetem Rewolucyjnym o pokojowe rozstrzygnięcie konfliktu zerwano o północy z 30 na 31 października, kiedy Komitet Rewolucyjny jednostronnie zerwał zawieszenie broni, a podległym mu oddziałom rozkazał przejść do natarcia. Wydaje się, że siły obu stron były mniej więcej wyrównane – po 15 000 ludzi każda. W ciągu nocy Moskwa stała się widownią zażartych walk o każdy dom. Bolszewicy, zdecydowani odzyskać Kreml, atakowali ogniem artyleryjskim, uszkadzając stare mury twierdzy. Choć junkrzy stanęli na wysokości zadania, stopniowo wypierały i odcinały ich siły bolszewickie, nadciągające z przedmieść. Rano 2 listopada Komitet Ocalenia Publicznego rozkazał swym wojskom zaprzestać oporu. Tegoż wieczoru podpisał z Komitetem Rewolucyjnym akt kapitulacji, na mocy którego rozwiązał się, a posłuszne mu oddziały wojskowe złożyły broń.
W innych częściach Rosji sytuacja rozwijała się według zadziwiająco różnorodnych scenariuszy; w każdym mieście przebieg i wynik starcia zależały od siły i determinacji walczących stron. Choć komunistyczni ideolodzy nazywali okres, który nastąpił natychmiast po październikowym zamachu stanu w Piotrogrodzie, „triumfalnym pochodem władzy sowieckiej”, w oczach historyka wygląda to inaczej: to nie „sowiecka”, lecz bolszewicka władza rozlewała się po kraju, często wbrew woli rad, i był to nie tyle „triumfalny pochód”, ile podbój przy użyciu siły zbrojnej.
Ponieważ bolszewicy nie działali według żadnego czytelnego wzorca, zupełnie niemożliwe jest opisanie bolszewickich podbojów poza obiema stolicami. Na niektórych terenach bolszewicy sprzymierzyli się z eserowcami i mienszewikami, proklamując rządy „sowieckie”; w innych pozbywali się konkurentów i przejmowali władzę sami. Tu i ówdzie siły porządkowe stawiały opór, ale w wielu miejscowościach ogłaszały „neutralność”. W większości miast gubernialnych miejscowi bolszewicy byli zmuszeni działać na własną rękę, bez dyrektyw z Piotrogrodu. Na początku listopada kontrolowali centralną część cesarstwa – Wielką Ruś, a w każdym razie większe miasta w tej części kraju, które zamieniły się w twierdze otoczone wrogą lub obojętną ludnością wiejską, podobnie jak się to przydarzyło na Rusi Normanom o tysiąc lat wcześniej. Wieś niemal w całości wymknęła się bolszewikom z rąk, podobnie jak większość terenów na kresach, które oddzieliły się i proklamowały suwerenne republiki. Jak się okaże, bolszewicy musieli później podbijać je w kampaniach wojennych, by ustanowić swoje panowanie.Przypisy
ROZDZIAŁ 11. Październikowy zamach stanu
„Riecz”, nr 252 z 26 X 1917, w Riewolucyja, t. V, s. 182.
Riewolucyja, t. V, s. 189.
Dzenis w „Living Age”, nr 4049 z 11 II 1922, s. 331.
Malantowicz w „Byłoje” 1918, nr 12, ss. 129–130.
Decyzja Komitetu Wykonawczego Wszechrosyjskiej Rady Delegatów Chłopskich z 24 października, w A.W. Szestakow, red., Sowiety kriestjanskich dieputatow i drugije kriestjanskije organizacyi, t. I, cz. 1, Moskwa 1929, s. 288.
Riewolucyja, t. V, s. 182.
Trockij, Istorija russkoj riewolucyi, t. II, cz. 2, Berlin 1933, s. 327.
Riewolucyja, t. V, s. 284.
O. Anweiler, The Soviets, Nowy Jork 1974, ss. 260–261.
G. Rauzans w „Cina” (Ryga) z 7 XI 1987. Źródło to wskazał mi prof. Andrew Ezergailis.
Kotielnikow, Sjezd Sowietow, ss. 37–38, 41–42.
Suchanow, Zapiski, t. VII, s. 203.
Diekriety, t. I, ss. 12–16.
Ibid., ss. 17–20.
Ibid., ss. 17–18.
Ibid., ss. 20–21.
Suchanow, Zapiski, t. VII, s. 266. Propozycja Lenina wobec Trockiego: I. Deutscher, The Prophet Armed: Trotsky, 1879–1921, Nowy Jork–Londyn 1954, s. 325.
Riewolucyja, t. VI, s. 1.
J. Ignatow w PR 1928, nr 4/75, s. 31.
Lenin, DW, t. 35, s. 16.
Diekriety, t. I, s. 18.
Ibid., s. 20.
Ibid., ss. 25–26.
Mielgunow, Kak bolszewiki, ss. 209–210.
Protokoły CK, ss. 106–107.
Riewolucyja, t. V, ss. 193–194; Riewolucyja, t. VI, ss. 4–5; A. Czugajew, red., Triumfalnoje szestwije sowietskoj własti, Moskwa 1963, s. 500.
W.A. Kondratjew, red., Moskowskij wojenno-riewolucyonnyj komitiet: Oktiabr’-nojabr’ 1917 goda, Moskwa 1968, s. 22.
Ibid., s. 78.
Ibid., ss. 103–104.
Ibid., s. 161.
Próbowali to robić W. Lejkina w PR 1926, nr 2/49, ss. 185–233, nr 11/58, ss. 234–255 i nr 12/59, ss. 238–254 oraz J.H. Keep w R. Pipes, red., Revolutionary Russia, Cambridge, Mass. 1968, ss. 180–216.