Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Reytan. W obronie Rzeczpospolitej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Reytan. W obronie Rzeczpospolitej - ebook

“Reytan. W obronie Rzeczpospolitej” jest opowieścią o przygodach Tadeusza Reytana, który po desperackiej próbie powstrzymania rozbiorów Polski na sejmie 1773 roku, nie poddaje się i podejmuje dalsze działania. Reytan spotyka na swej drodze Pana Twardowskiego, proroka Wernyhore, Borutę z Łęczycy, a także wiernych żołnierzy Rzeczpospolitej – Lisowczyków. Czy uda mu się ocalić kraj?

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-339-9
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część 1: Sejm Rozbiorowy

1 — Reytan spoglądał z nieskrywaną nienawiścią na ambasadora Rosji Stackelberga, potrząsającego sakwą pełną złotych monet.

— A pan pułkowniku Korsak czy pan też będzie się upierał przy swoim? — rosyjski ambasador zwrócił się do przyjaciela Reytana — Przecież nie ma już najmniejszych szans, aby zmienić to co nieuchronne.

— Nie znam na świecie despoty dość bogatego, aby mnie zepsuć, ani dość mocnego, aby mnie przerazić — odpowiedział Samuel Korsak — Idź do diabła, śmieciu!

Czwórka rosyjskich żołdaków stojąca za ambasadorem zerknęła na Stackelberga spodziewając się jego natychmiastowej reakcji, po prowokacji młodego szlachcica. Ale ten tylko podniósł lewą rękę na znak by nie interweniowali, mieszek ze złotem natomiast schował do kieszeni.

— Już dawno kazałbym was rozstrzelać, ale myślałem, że jesteście rozsądnymi ludźmi — ambasador podniósł głos — nie chcecie współpracować po dobroci, to inaczej się rozliczymy. Imperatorowa Katarzyna chce, aby Polacy zgodzili się na rozbiory dobrowolnie. Takie jest życzenie carycy, a ja w zamian za to, oferuję złote dukaty…

Ambasador przerwał w środku zdania, gdyż Samuel Korsak wyciągnął z rękawa lewej ręki nóż i rzucił się w jego kierunku. W tej samej sekundzie na korytarzu prowadzącym do sali sejmowej — gdzie stali — nagle zapanowała kompletna ciemność. W tej samej chwili Reytan usłyszał przeraźliwy krzyk swego przyjaciela Samuela, co kompletnie go zaskoczyło.

— Samuelu, co się dzieje! Gdzie jesteś? — zawołał Reytan. Odpowiedziała głucha cisza. Mrok był tak nie przenikniony, że nie był w stanie nic dostrzec. Ruszył do przodu próbując znaleźć jakiś punkt odniesienia i po chwili natrafił na ścianę, potem drzwi, a następnie znalazł klamkę. Nacisnął ją i otworzył drzwi które prowadziły do małego przedpokoju ze świecznikiem po prawej stronie i kolejnymi drzwiami po przeciwnej stronie. Złapał za wielką świecę i powrócił z nią do pomieszczenia, w którym przed chwilą rozmawiali z rosyjskim ambasadorem. Oświetlił pokój, ale nikogo tam nie było, otworzył kolejne drzwi. Ani śladu po ludziach, w których towarzystwie przebywał przed momentem. Dziwne — pomyślał –Nie mogli tak po prostu zniknąć. Otworzył drzwi po przeciwległej stronie korytarza i zobaczył tam dwóch żandarmów zamkowych. Zapytał ich czy nie widzieli Korsaka lub ambasadora Stackelberga, spojrzeli na niego z obojętnością i nawet nie raczyli odpowiedzieć kontynuując swoją rozmowę. Przez boczne drzwi Reytan wszedł do głównej sali sejmowej.

2 — Marszałek sejmu Poniński, rozmawiał właśnie z królem, który w przeciwieństwie do niego był w złym nastroju po tym jak spędził prawie całą ostatnią noc grając w karty. Był zły, gdyż przegrał wszystkie pieniądze otrzymane od rosyjskiego ambasadora poprzedniego dnia i teraz po prostu nie miał najmniejszej ochoty brać udział w posiedzeniu sejmu. Marszałem gadał bez opamiętania, żartując i w ogóle nie zauważając, że król jest zatopiony w myślach i ledwo go słucha. Poniński mówił o tym, że wybuduje most na Wiśle i będzie pobierał opłaty od każdego kto będzie chciał przejść z Pragi do śródmieścia. Gdy tak mówił o swoim moście jego wzrok padł na wchodzącego do sali Reytana i jego uśmiech natychmiast zgasł. Ten młokos blokował obrady sejmu przez dwa dni zanim zemdlał leżąc na kamiennej podłodze i dopiero wówczas można go było wynieść. Popsuł jego plan szybkiego i bezproblemowego głosowania nad rozbiorami Rzeczpospolitej, które miało się zakończyć wpłatą dużej gotówki na jego konto bankowe. Ambasador był wściekły i zagroził konfiskatą jego wielkich posiadłości ziemskich na Ukrainie. Kazał mu załatwić sprawę z Reytanem zanim ktoś doniesie imperatorowej co tu się dzieje.

Poniński musiał działać bardzo szybko. Wszyscy byli już gotowi na głosowanie i tylko czekali na rozpoczęcie obrad ostatniego dnia posiedzenia sejmu. Wyciągnął zegarek, dochodziła ósma. Spojrzał na króla i jednym gestem poprosił monarchę o pozwolenie, aby rozpocząć głosowanie. Poniatowski ucieszył się z niespodziewanego pospiechu w jaki wpadł marszałek, gdyż chciał już mieć wszystko za sobą. Poniński ruszył w kierunku podwyższenia z fotelem marszałka skąd zawsze prowadził obrady, ale przez cały czas starał się nie spuszczać z oka Reytana. Za swoim fotelem znalazł laskę marszałkowską, a na biurku mosiężny dzwonek, którym zaczął uciszać rozgadanych posłów. Energicznie chwycił za niego i kilkakrotnie machnął nim w prawo i w lewo, tak że dźwięk ten dotarł do uszu każdego obecnego na sali sejmowej. Następnie trzykrotnie uderzył laską marszałkowską w podłogę i po raz setny w swym życiu wypowiedział zdanie:

— Otwieram posiedzenie sejmu Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Jak zwykle tylko część posłów przestała rozmawiać, ale hałas zmniejszył się znacznie i marszałek nie był zmuszony, aby krzyczeć.

— W dzisiejszym porządku obrad jest tylko jeden punkt, który poddamy pod głosowanie, a jest nim usankcjonowanie zmiany granic Rzeczpospolitej dokonanych w roku ubiegłym. W tym momencie kilku posłów zaczęło krzyczeć: Liberum Veto! Nie pozwalam! Poniński dodał więc, że jest to sejm konfederacyjny i liberum veto tu nie może być użyte. Ci którzy chcieli zerwać sejm już na samym początku, wciąż krzyczeli: Hańba! Zdrada! Gdzie jest król! Niech się wytłumaczy! Sala pochwyciła wątek króla i zaczęła domagać się jego wystąpienia. Gdy marszałek powiedział, że na debatę jest przeznaczone tylko 30 minut i nie ma czasu na mowę króla, poseł Różycki podszedł do mównicy i zażądał kategorycznie, aby król Zygmunt August Poniatowski wytłumaczył posłom, dlaczego godzi się na utratę dużych części swojego królestwa na rzecz sąsiednich mocarstw. Okazało się szybko, że król się z tego nie wywinie i mimo braku jakichkolwiek chęci na przemowę musiał wstać i przynajmniej sprawiać wrażenie, że królestwo, którym formalnie władał cokolwiek go obchodzi. Przyjął zupełnie błędną strategię myśląc, że powiedzenie kilku ogólników w szybkim tępię zadowoli posłów.

— Szanowni posłowie. Przyszło nam żyć w trudnych czasach, a utrata dużych obszarów naszego królestwa już się dokonała. Nasza armia liczy zaledwie 12 tysięcy żołnierzy, a na granicach ojczyzny stoją trzy wielkie armie naszych sąsiadów i czekają tylko na rozkaz, aby pomaszerować na Warszawę. Skarbiec królewski jest pusty, mamy spore długi, a szlachta i część posłów nie chcą płacić podatków. W tej dramatycznej sytuacji podjąłem decyzje, że jedyne co możemy zrobić to zgodzić się na warunki trzech mocarstw i oddać się pod opiekę wielkiej imperatorowej carycy Katarzyny, aby zachować z Rzeczpospolitej to co da się jeszcze ocalić.

Jego słowa wprawiły tłum posłów we wściekłość: — Zdrajca! Sprzedawczyk! Na szubienice z nim — krzyczeli szlachcice i wymachując pięściami zaczęli zbliżać się do króla na niebezpiecznie bliską odległość. Czterech strażników podbiegło i stanęło w szeregu, aby bronić króla. Tuzin najbardziej napastliwych posłów z Różyckim i Reytanem na czele zaczęło odsuwać strażników chcąc bezpośrednio zapytać króla, ile dokładnie sztuk złota wziął od carycy za to “ratowanie królestwa”. Nagle wszyscy przestali krzyczeć i złorzeczyć władcy, gdyż rozległ się bardzo głośny dźwięk werbli i trąbek. Do sali w dwóch szeregach wmaszerowało około pięćdziesięciu rosyjskich żołnierzy, którzy to po dotarciu na środek sali zaczęli muszkietami odpychać napastujących króla Poniatowskiego posłów. Wypchnęli ich w prawy róg pomieszczenia, a gdy król był już bezpieczny przez główne drzwi wszedł ambasador rosyjski Stackelberg w asyście carskiego kapitana.

3 — Rosjanie nie celowali z broni do posłów jednak nikt nie miał wątpliwości, że jeśli zajdzie taka potrzeba nie zawahają się tego zrobić. Złowrogo wpatrywali się w tą grupę posłów, która kilka minut temu prawie rzuciła się na władcę, a która nadal pozostawała w stanie wielkiego wzburzenia, krzycząc i ściskając rękojeści swych szabel. A gdy patrioci byli już bliscy zaatakowania rosyjskich żołdaków, ambasador Stackelberg wszedł na mównicę i zaczął ich obrażać, dolewając tylko oliwy do ognia.

— Na króla rękę chcecie podnieść! Rewolucję rozpętać chcecie przeciwko legalnie wybranemu królowi! Wy i wasi ojcowie mieliście sto lat, aby naprawić to państwo, zreformować skarb, sfinansować armię, która stałaby na straży waszej wolności. Spędziliście te sto lat na walkach między frakcjami, rodzinami magnackimi, a gdy król upomniał się o zalegle podatki to krzyczeliście, że to zamach na waszą złotą wolność! A teraz po stuleciu leżenia brzuchem do góry i nie dbania o nic, jaśnie wielmożna szlachta się obudziła i wrzeszczy o bezprawiu! — ambasador zwiększał tonacje swego głosu z każdym, następnym zdaniem — Ja, ambasador Cesarstwa Rosji Stackelberg mówię wam, przyszedł czas zapłaty za wasze lenistwo, za wasze bezprawie i lekceważenie rzeczywistości. Imperatorowa Katarzyna postanowiła, że tylko część ziem Rzeczpospolitej zostanie przyłączonych do Rosji, Prus i Austrii. Moim zdaniem powinniście być wdzięczni, że tak wielka władczyni okazała wam tyle wyrozumiałości. — teraz ambasador obniżył głos i prawie szeptem, ale tak by każdy szlachcic go słyszał powiedział — Król Prus Fryderyk żądał całkowitej kasacji państwa, ale caryca stanowczo się temu sprzeciwiła. Po pierwsze: darzy wielkim szacunkiem i sentymentem waszego król Zygmunta Augusta i nie odmawia żadnym jego prośbom. Po drugie: ze względów politycznych dalsze wzmocnienie Prus i ewentualny ich sojusz z Austrią mógłby być niebezpieczny. Musicie więc zatwierdzić rozbiory Rzeczpospolitej dla waszego dobra. Wasi sojusznicy Francja i Turcja nawet nie kiwnęli palcem, a Anglia uważa, że polska anarchia zagraża stabilności Europy. Nie macie przyjaciół, którzy by wam pomogli i tylko 12 tysięcy piechurów przeciwko 300 tysiącom żołnierzy krajów sąsiednich. Pan poseł Reytan spędził dwa dni leżąc na podłodze i blokując wejście to tej sali. To jedyne co możecie zrobić! — Ambasador rosyjski najwidoczniej czerpał nie małą satysfakcję z tego przemówienia i obwinianiem Polaków o wszystko, ale niespodziewanie Reytan wszedł mu w słowo:

— Bzdury pleciesz panie Stackelberg! I kim jesteś, aby nas tu łajać i pouczać? Jesteś tylko nędznym urzędnikiem carycy, którego może ona odwołać ze stanowiska, kiedy zechce i zastąpić kimś kompetentnym. A nasz król? To był niegdyś człek szlachetny, ale wszedł na złą drogę, łatwo go przekupić. A jeśli caryca Katarzyna nie odmawia jego prośbom jak rzekłeś, to czemu nie porozmawia nasz władca o sprawach tak ważnych jak zmiana naszych granic? Cała Warszawa mówi, że król Poniatowski w wielkie długi popadł, a imperatorowa chętnie mu gotówkę pożycza. I to jest cała prawda o monarsze! My tu jesteśmy u siebie, w Warszawie, w Polsce. My stanowimy prawo jakiem nam się podoba i kpiną jest, że jakiś urzędniczyna z Petersburga przychodzi tu w asyście mundurowych i mówi nam co mamy robić! Nasi ojcowie pracowali, kiedy trzeba było pracować, leżeli brzuchem do góry, kiedy chcieli. I my robimy tak samo, bo jesteśmy narodem ludzi wolnych w przeciwieństwie do Rosjan, którzy nigdy wolności nie zaznali. Paszoł won, dziadu! Tu jest polski sejm, wynoś się stąd!

Ambasador poczerwieniał ze złości i zamierzał kontynuować obrażanie Polaków ze zdwojoną złośliwością, ale w tym momencie nerwy puściły panom szlachcicom i co niektórzy wyciągnęli szable. Rosyjscy żołnierze potrzebowali zaledwie kilku sekund, aby zaatakować.

4 — Nie po raz pierwszy w historii polskiego sejmu doszło do użycia broni na sali sejmowej. Większość posłów, marszałek sejmu i król byli przekupieni i nie mieli zamiaru uczestniczyć w tej rozróbie, ale była tam też duża grupa patriotów, która nie dała się ani przekupić, ani zastraszyć i to właśnie oni pokrzyżowali plany Rosjan. Kilku żołnierzy padło trupem w ciągu pierwszych pięciu minut, a przewaga szlachty wydawała się bezsporna i Rosjanie zaczęli wycofywać się pośpiesznie w kierunku głównego wyjścia. Nagle przez sale przeszedł silny podmuch wiatru, wszystkie świece zgasły i zapanowała nieprzenikniona ciemność. Po chwili można było usłyszeć dziwne dźwięki, szepty ludzi i jakby dźwięk dzwonu dobiegający gdzieś z otchłani. Następnie, jasno czerwony blask pojawił się gdzieś za ambasadorem i wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Wyglądał jak przybysz z piekła, czerwone światło ogarniało jego postać, a jego oczy promieniowały czerwonością tak jakby ten krwawy blask przechodził przez jego ciało. Ta krwawa czerwień mieszała się z ciemnością i rozprzestrzeniała po sali sejmowej jak gęsta mgła. Stackelberg ponownie przemówił, ale to nie był jego głos. To był głos jakiegoś demona z wnętrza ziemi, głęboki, przenikliwy i wywołujący strach:

— To już koniec panowie szlachta! Ciemność nadciąga ze wschodu. Ciemność, która przed wiekami przybyła na Kreml wraz z mongolskimi hordami i zawładnęła umysłem ruskich carów a potem duszami ruskiego narodu. Ciemność z piekła rodem nadciąga, aby ogarnąć ten kraj na zawsze.

Po prawej stronie sali powstał biskup Zalewski który uniósł wysoko krucyfiks, skierował go w kierunku demona-ambasadora i krzyknął donośnym i drżącym głosem: — Odejdź szatanie, w imię Jezusa Chrystusa, pana naszego. Rozkazuje ci odejść do piekielnych czeluści skąd przyszedłeś. W imię Ojca i Syna i Ducha Świ…! W tym momencie ambasador uniósł swą prawą rękę w kierunku duchownego i jakaś nieludzka, niewidzialna siła wyrwała z jego dłoni krzyż i rzuciła nim o podłogę. Biskup w panice schylił się i zaczął szukać krucyfiks. Czerwone smugi dziwnego światła nie były wystarczająco jasne, aby znaleźć przedmiot więc biskup Zalewski dłońmi obu rąk desperacko dotykał kamiennej podłogi dookoła siebie, wreszcie trafił na coś. Po sekundzie zdał sobie sprawę, że nie był to przedmiot, który szukał, gdyż to coś zimne i oślizłe w dotyku poruszyło się w uścisku jego prawej dłoni po czym poczuł dwa jednoczesne ukłucia na przedramieniu i usłyszał krzyk kogoś za sobą — Tu są węże! Są wszędzie. Ratunku. Biskup padł zemdlony na podłogę. W sali sejmowej wybuchła totalna panika.

5 — Reytan był odważnym człowiekiem. Zamiast uciekać jak inni zaczął się zastanawiać co można by zrobić, aby unicestwić tą nieziemską kreaturę, która w blasku dnia kryła się za maską ambasadora Rosji Stackelberga. Postanowił skorzystać z zamieszania i panującego mroku i podkraść się do tej bestii od tyłu, a następnie zadać ostateczny cios swoją niezawodną szablą. Gdy zrobił pierwszy krok, kątem oka dostrzegł słaby blask ostrza noża tuż za swoim prawym ramieniem. W ułamku sekundy pochylił się w lewo, przenosząc ciężar ciała na swoją lewą nogę i jednocześnie szybkim ruchem złapał nadgarstek napastnika. W tym samym czasie lewa pięść uderzyła zamachowca w brzuch. Usłyszał jęk osoby ze sztyletem co było potwierdzeniem, że nie chybił i od razu z całej siły uderzył kolanem w twarz napastnika, który puścił rękojeść noża i zwalił się na podłogę. Niestety był to dopiero początek jego kłopotów, gdyż szybko okazało się, że jest otoczony przez piątkę innych napastników z którymi musiał się zmierzyć. Nie tracąc nawet sekundy, wyciągnął swoją szable i machnął nią dookoła co powstrzymało nożowników na kilka chwil i pozwoliło Reytanowi sklecić bardzo szybki plan ucieczki. Po kilku minutach przebywania w czarno-czerwonym mroku, oczy szlachcica przyzwyczaiły się do ciemności i mógł on zorientować się w którym miejscu sali się aktualnie znajduje i jak daleko są drzwi wyjściowe. Drzwi główne wydawał się być zbyt daleko od niego, i istniało ryzyko, że demon Stackelberg użyje swej mocy i zatrzyma go zanim dotrze do nich, a poza tym wystarczyłoby, aby jeden z napastników rzucił sztylet w jego kierunku i pożegnałby się z życiem. Były jeszcze drzwi boczne po jego prawej stronie, jakieś pięć, sześć metrów, ale mogły być zamknięte i wówczas byłby w pułapce bez wyjścia. Reytan zdecydował się jednak zaryzykować i uciekać bocznymi drzwiami. Aby tego dokonać musiał z prędkością błyskawicy przebić się przez krąg otaczających go morderców. Po raz drugi zrobił obrót z wyciągniętą szablą robiąc sobie więcej miejsca, po czym szybko położył się na plecach i jednym cięciem ostrze jego szabli przeszło po nogach dwóch napastników tuż nad ich stopami, a poniżej kostek. Napastnicy zawyli z bólu i upadli na podłogę tracąc równowagę. Szlachcic zrobił przewrotkę, znalazł się między dwojgiem rannych zamachowców, stanął na równe nogi obracając się w kierunku drzwi. Zrobił kilka błyskawicznych kroków zerkając jednocześnie w tył i w trzy sekundy był już przy drzwiach. Nacisnął klamkę i poczuł ogromną ulgę, gdyż nie były zamknięte. Otworzył je szybkim ruchem i już był prawie w wąskim korytarzu prowadzącym do kolejnej sali zamkowej, gdy przyszła mu do głowy myśl, że w dziurce pod klamką może się znajdować klucz, a wówczas mógłby zamknąć drzwi i pozbyć się oprawców. Jego palce rzeczywiście natrafiły na klucz po zewnętrznej stronie drzwi, ale gdy już prawie je domknął a jego palce spoczęły na żelaznym kluczu, nagle nóż przeleciał z impetem tnąc skórę jego dłoni. To spowodowało automatyczny skurcz mięśni i Reytan upuścił szablę. Nie było czasu, aby ponownie uchylić drzwi i ją podnieść, więc zamknął je i przekręcił klucz. W krótkim korytarzu stał świecznik z czterema zapalonymi świecami, co pozwoliło szlachcicowi zobaczyć co stało się z jego prawą ręką.

6 — Krew gęstą strugą zalała całą jego dłoń i spływając na czerwony dywan. Reytan znalazł wełnianą chustę i obwiązał nią krwawiącą rękę. W tym samym czasie ktoś po drugiej stronie próbował użyć jakiegoś ciężkiego przedmiotu by sforsować drewniane drzwi, ale nie było na to szans i po chwili hałas ucichł. Szlachcic nie mógł jednak tracić ani chwili, nie było czasu na przerwę i musiał jak najszybciej uciekać. Przeciwnik najprawdopodobniej dobrze znał rozkład pomieszczeń w Zamku Królewskim, gdzie się znajdowali i wiedział, że za krótkim korytarzem, w którym schronił się młody szlachcic jest kolejny pokój. Reytan zerknął ponownie na zranioną rękę i zobaczył, że zmienia ona kolor z szaro-białego w ciemno czerwony, gdyż ostrze noża przecięło główną żyłę i aby kompletnie zatamować krwawienie potrzebował porządnego opatrunku. Podszedł do drzwi na drugim krańcu korytarza i przystawił do nich ucho, ale nic nie usłyszał. Uchylił je ostrożnie i zerknął do środka. Pomieszczenie było oświetlone, pełne półek z książkami, ale nikt tam nie przebywał. Wszedł wolnym krokiem by po chwili znaleźć się przy kolejnych drzwiach. Te były niestety zamknięte, choć Reytan nie przejął się tym zbytnio, gdyż znał to miejsce bardzo dobrze. Sala służyła posłom do konsultacji, gdy potrzebowali spotkać się w wąskim gronie i przedyskutować pewne kwestie rozpatrywane w sali plenarnej sejmu. Dlatego wiedział, że z łatwością może otworzyć od środka małe okno znajdujące się metr po lewej stronie od drzwi i wydostać się nim na schody prowadzące bezpośrednio do wyjścia na boczną drogę przy zachodnim skrzydle zamku. Tak też uczynił i gdy znalazł się na schodach napotkał na wzrok dwóch strażników, którzy obserwowali go z zaniepokojeniem. — Przepraszam, że ja tak przez okno jak złodziej panowie — zaczął wyjaśniać — ale opuściłem sale główną bocznymi drzwiami i myślałem, że poprzez ten pokój wyjdę zachodnim skrzydłem do dorożki, która czeka na mnie tuż za rogiem. Niestety, drzwi były zamknięte, a nie chciałem się wracać. Strażnicy spojrzeli na siebie, kiwnęli ze zrozumieniem i otworzyli drzwi na ulice. Wyglądało na to, że nie mieli pojęcie jakie dramatyczne i niezwykłe rzeczy działy się kilka metrów dalej, w sali sejmowej. Podziękował strażnikom za otwarcie drzwi i znalazł się na bocznej alei. Nagle, usłyszał za sobą jakieś dziwne dźwięki, jakby kto upuścił coś ciężkiego, a sekundę potem jakby zdławiony krzyk. Odwrócił się momentalnie i zamiast zamkniętych drzwi wejścia do zamku, zobaczył stojącego tam ambasadora Stackelberga wypychającego z nadludzką siłą zemdlonego strażnika, który z zawrotną prędkością potoczył się na schodach i upadł na wznak tuż przed szlachcicem. Reytan natychmiast chciał się cofnąć i zacząć uciekać, ale jakaś potężna, niewidzialna siła nie pozwalała mu się poruszyć. Ambasador, a raczej demon, którym była ta postać trzymała swą lewą dłoń uniesioną do wysokości piersi i wyglądało na to że ta straszna siła, która go krępowała, emanowała właśnie z jego ręki. Demon zbliżał się do niego, a Reytan nie mógł się ruszyć choć próbował z całych sił wiedząc, że walczy o życie. Ambasador znalazł się tuż przed nim, gwałtownie złapał go prawą ręką za włosy i przechylił jego głowę w lewo po czym niczym drapieżne zwierzę w chwili ataku na swoją ofiarę, otworzył szeroko usta, a oczom Reytana ukazały się ostre kły wampira, które za chwile miały zatopić się w jego szyi. Wówczas niespodziewanie strażnik — który leżał pół metra przed nim — ocknął się i będąc wciąż w szoku po niespodziewanym ataku demona, jak strzała rzucił się na niego. Ambasador dał się zaskoczyć, będąc przekonanym, że go wcześniej zabił.

7 — Gdy strażnik wisiał na plecach monstrum i opasał rękoma jego szyję, niewidzialna moc trzymająca dotąd w bezruchu Reytana zniknęła i szlachcic mógł uciekać. Nie zrobił jednak tego, gdyż przyszła mu do głowy myśl, że to nie po rycersku zostawiać biednego strażnika na niechybną śmierć w konfrontacji z tą nieludzką istotą. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni swego garnituru i znalazł tam srebrny krucyfiks zrobił dwa kroki do przodu i z dużą siłą wbił go w lewe oko ambasadora. Ten cofnął się dwa kroki, zawył z bólu i zrzucił znajdującego się na jego plecach strażnika, który upadła na ziemię, potem zrobił półobrót i czmychnął do korytarza przez wejście, w którym się pojawił kilka minut temu. Od strony alei przybyło dwóch innych strażników

— Co to było? — zapytali Reytana z trwogą w głosie.

— Śmierć! — odpowiedział.

Spojrzał jeszcze raz z niepokojem w stronę drzwi wyjściowych z zamku, potem na leżącego na trawniku rannego strażnika i z satysfakcją stwierdził, że żyje. Nowo przybyli strażnicy od razu wzięli się za udzielanie pomocy. Ruszył więc pewnym krokiem w kierunku brzegu rzeki, gdzie spodziewał się znaleźć czekające dorożki. Wszedł w jedną z wąskich uliczek, prowadzących bezpośrednio w tamto miejsce, ale przed sobą ujrzał czworo podejrzanie wyglądających mężczyzn idących wprost na niego. Przypomniał sobie, że nie ma żadnej broni, szable zgubił w zamku podczas ucieczki. Po jego lewej stronie dostrzegł ścieżkę pomiędzy dwoma budynkami, łączącą dwie ulice i zdecydował skręcić, a gdy zrobił kilka kroków spojrzał w tym. Czwórka drabów też skręciła i podążyła za nim. To nie mógł być przypadek. Kimkolwiek byli ci ludzie z pewnością chcieli zrobić mu krzywdę. Po dwudziestu metrach zauważył także, że potencjalni napastnicy skrócili dystans i już prawie depczą mu po piętach. Ruszył zdecydowanie do przodu, biegł najszybciej jak potrafił, zerkając co rusz za a to za siebie a to na krwawiącą dłoń. Zupełnie nie zdziwił go fakt, że czwórka za nim też zaczęła biec. Dotarł do bulwaru i zobaczył Wisłę naprzeciwko siebie a po lewej stronie mur okalający kościół. Jedyne co mógł zrobić to skręcić w prawo, gdzie ujrzał pomnik warszawskiej Syrenki i… kilku żołnierzy na koniach jadących w jego kierunku. Przez moment myślał, że to dobry znak, że żołnierze wystraszą goniących go napastników, ale stało się coś zupełnie innego. Jeźdźiec, który wyglądał na dowódcę oddziału podniósł swoją prawą rękę i wskazał na Reytana, tak jakby oddział już od dłuższego czasu szukał właśnie jego. Szlachcic zatrzymał się i spojrzał do tyłu. Czwórka mężczyzn za nim też się zatrzymała, ale zupełnie się nie przestraszyła jeźdźców i wyglądała na bardzo pewną siebie. Reytan nie miał gdzie uciekać, z jednej strony dwumetrowy mur kościoła, z drugiej szeroka rzeka, a z tyłu i przodu ludzie chcący zrobić mu krzywdę. W dodatku nie miał żadnej broni, a jedyną nadzieją była Syrenka, która dawała szanse zasłonięcia się przed ciosami ze wszystkich stron. Nie zwlekał ani chwili dłużej i doskoczył do pomnika Syrenki. Teraz napastnicy musieli ominąć pomnik, aby się z nim zmierzyć a on, choć bez broni mógł walczyć jeden na jeden a nie jak w sali sejmowej otoczony ze wszystkich stron. Jeźdźcy zsiedli z koni i wyciągnęli szable. Dowódca oddziału odważnie podbiegł do pomnika chcąc być pierwszym, który się zmierzy ze ściganym szlachcicem i zaszedł go od prawej strony. Stanął tuż przed nim, uniósł szablę w górę i… dostał kamieniem w twarz.

8 — Reytan korzystając z chwili zaskoczenia chwycił za rękojeść jego szabli i z półobrotu sieknął go po plecach, w taki sposób, aby zranić, ale nie zabić. Tymczasem reszta żołnierzy stanęła przed nim i z furią zaatakowała. Szlachcic musiał się cofnąć kilka metrów w kierunku rzeki, a wówczas od lewej strony podbiegła czwórka, która go ścigała. Sytuacja była zła, choć nie beznadziejna. Zyskał szable, wyeliminował jednego z przeciwników, a za sobą miał wodę a nie dodatkowych przeciwników jak to miało miejsce w sali sejmowej, gdzie był zupełnie otoczony. Wskoczenie do Wisły byłoby bardzo złym pomysłem, gdyż lodowata woda mogłaby być równie zabójcza co ostrze ułańskiej szabli. Walczył z dwoma przeciwnikami jednocześnie choć przeciwników było dziewięciu. Rzeka i pomnik Syrenki nie dawały napastnikom wystarczająco miejsca, aby zaatakować jednocześnie większą liczbą szermierzy. Niestety po kilku minutach pojedynku Reytan zdał sobie sprawę, że na swoje nieszczęście natrafił na prawdziwych mistrzów fechtunku, którzy bezsprzecznie mieli doświadczenie w walce w grupie i dysponowali dużą liczbą forteli w walce na szable. Co chwila zaskakiwali go swoją pomysłowością, zadając uderzenia w trudny do przewidzenia sposób, a po za tym co kilka minut wymieniali się pozycjami dając sobie odpocząć a Reytan w zastraszającym tępię słabł z wysiłku jak i niedoboru krwi, gdyż chusta, w którą owinięta była jego dłoń była już kompletnie mokra, ledwo tamowała krwawienie. Nasz bohater spodziewał się, że napastnicy zaproponują, aby się poddał. Nie powiedzieli jednak nawet słowa co oznaczało, że mieli wyraźne rozkazy, aby go po prostu zabić. Wreszcie stało się to co musiało się stać: jeden z ułanów trafił go w prawe ramię, a tuż potem jeden z czwórki drabów trafił końcówką ostrza w jego brzuch. Te dwie rany zwaliły go na kolana, napastnicy zastopowali atak, a jeden z żołnierzy podniósł powoli szablę, aby zadać ostatni, śmiertelny cios. Reytan patrzył na niego zamglonym wzrokiem, nie miał już sił na nic, był tak zmęczony, że chciał po prostu zasnąć. Niemniej głos w jego głowie krzyczał, że nie może się poddać, musi walczyć, że musi uratować nie tylko siebie, ale i Polskę. I nagle usłyszał najpiękniejszy kobiecy głos jaki kiedykolwiek słyszał w swym życiu. Kobieta śpiewała najpiękniejszą pieśń jaką kiedykolwiek słyszały ludzkie uszy. Reytan ostatkiem sił spojrzał na statuę warszawskiej Syrenki i zobaczył, że ta legendarna kobieta-ryba jest żywa i to ona śpiewa tą pieśń, a on zapomniał w jednej chwili o swym zmęczeniu i ranach, chciał wstać, podejść i dotknąć ją. Coś jeszcze go zdumiało: napastnicy próbujący go właśnie zamordować trzymali się za głowy, kołysali na boki jak pijani, zatykali swe uszy jakby ta pieśń raniła ich i w jakimś magicznym transie podążali w kierunku wodnej otchłani. Szlachcic dostrzegł też konie pierzchające z całych sił. Ponownie spojrzał w stronę Wisły i zobaczył ostatniego z napastników zanurzającego się w odmętach lodowatej wody.

— Co tu się stało? — zapytał się Syreny.

Ale ta znów była tylko posągiem i nie zamierzała nic wyjaśniać. Z nurtem rzeki odpływały ciała napastników, którzy niespodziewanie zetknęli się z nieznaną, magiczną siłą zaklętą w posągu kobiety-ryby. Szlachcic znów poczuł senność, potem potężny ból wydobywając się z ran. Świat zawirował, a Reytan upadł na trawę nie mogąc zrozumieć co się właściwie wydarzyło.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: