- W empik go
Robert Lewandowski. Fantastyczna 9 - ebook
Robert Lewandowski. Fantastyczna 9 - ebook
Najlepszy polski piłkarz i Sportowiec Roku 2015 w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” – pewnie wiecie, o kim mowa. Ale czy znacie szczegóły jego kariery? Dlaczego rozstał się z Legią? Kto zabrał go na obóz Znicza Pruszków? Dlaczego tak trudno mu było odejść z Lecha Poznań? Jak dostał się do Borussii?
Autorzy publikacji: Maciej Słomiński i Mariusz Kordek dotarli do osób, które towarzyszyły Lewemu na każdym etapie jego kariery, począwszy od prezesów klubów, kolegów z boiska, trenerów, skończywszy na dziennikarzach, którzy widzieli, jak Robert strzela cztery gole Realowi Madryt czy pięć Wolfsburgowi w dziewięć minut. Najnowsze wiadomości ze sportowego życia Roberta Lewandowskiego i wspaniała rozrywka przy lekturze gwarantowane!
Spis treści
Wstęp
Bobek
Pruszkowska odbudowa
Lech – podwyżka została w Brugii
BVB – od Lewandoofskiego do Leweracji
Bayern – Lewy goes to Hollywood
Lewy w kadrze
Od Euro 2016 do eliminacji do MŚ
Robert Lewandowski jako celebryta
Cud kobieta i cud
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7773-695-1 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy w biografii Roberta Lewandowskiego stawiamy już ostatnie przecinki, świat obiega informacja, że lotnisko na Maderze, gdzie urodził się Cristiano Ronaldo, zostało nazwane jego imieniem. Gdyby patronem portu lotniczego na przykład w Modlinie uczynić Lewandowskiego, pewnie też nikt by się nie zdziwił. Zresztą wiceprezydent Pruszkowa, w którym Lewy wzbijał się do wielkiej kariery, zaproponował nadanie honorowego obywatelstwa miasta dwudziestopięcioletniemu wówczas chłopakowi. Było to po tym, jak Robert w barwach Borussii Dortmund wbił cztery gole Realowi Madryt w półfinale Ligi Mistrzów.
Zaloty „Królewskich” do Lewego po tym meczu mocno się wzmogły i trwają do dziś. Z kolei wspomniany Ronaldo wciąż powtarza, że nie jest w Madrycie szczęśliwy.
Internet huczy: a może Bayern i Real wymienią Lewandowskiego na Ronaldo? Dlaczego nie. Madrycki klub nie straciłby na takiej wymianie, mimo że Ronaldo dopiero co poprowadził Portugalię do mistrzostwa kontynentu i zapewne zgarnie Złotą Piłkę.
Właśnie o takim gigancie futbolu jest ta książka. Trudno jest pisać o pomniku. O wiele łatwiej pisze się historie klęsk i porażek. Książki o byłych piłkarzach noszą tytuły: Przegrany, Spalony, Zasypany. Takie publikacje piszą się same, to tak zwane samograje. Wystarczy włączyć dyktafon i potem spisać nagrania.
Ale kiedy popatrzymy na karierę Lewego przez mocną lupę, znajdziemy nieliczne porażki. Nie zrozumcie nas źle, nie szukaliśmy na siłę sensacji ani ciemnych spraw, ale żaden sukces nie przychodzi ot tak, nic nie jest podane na tacy. Życie, także sportowca, jest ciągłą walką, a niepowodzenia wzmacniają charakter i pozwalają dojść na szczyt. Zakręty uczyniły Lewego silniejszym.
Bez odrzucenia przez Legię Warszawa, bez trudnych początków w Borussii Dortmund, wreszcie bez ponad dziewięciuset minut bez gola w kadrze Polski – nie byłoby pięciu goli wbitych Wolfsburgowi ani też reprezentacyjnej opaski kapitana.
Dotarliśmy do osób obecnych na każdym etapie kariery Lewego, do dobrych ludzi, którzy pomogli mu wejść na szczyt. Popatrzyliśmy na Roberta ich oczami.
Taka jest właśnie rola dziennikarza, by dać mówić właściwym osobom. My zawodowcami nie jesteśmy („Może to i lepiej, w lesie nie widać drzew” – powiedział nam trener Rafał Ulatowski, który asystował Leo Beenhakkerowi i był przy reprezentacyjnych początkach Lewego), piłką nożną zajmujemy się w wolnych chwilach, spotkania z osobami z topu nie są dla nas codziennością, dlatego pamiętamy je wyjątkowo wyraźnie.
Jednak kibicujemy zażarcie i tak się szczęśliwie składa, że udało się nam natknąć na Roberta, nim stał się gigantem. Uważnie śledziliśmy rozgrywki II ligi, kiedy to Lewy w 2007 roku pokazał się piłkarskiej Polsce w barwach Znicza Pruszków, dlatego wierzymy trenerowi Bogusławowi Kaczmarkowi, gdy mówi, że już wtedy rozpatrywali kandydaturę niespełna dwudziestoletniego Lewandowskiego w kontekście występu na Euro 2008. Rok później wpadliśmy na niego w gdańskim hotelu, gdy stawiał pierwsze kroki w barwach Lecha Poznań. Niewinnie się uśmiechnął, tłumacząc nam, jak to się dzieje, że tyle razy posłał już piłkę do siatki: „Sam nie wiem, jak to jest, że wciąż wpada”.
Wreszcie jesienią 2011 roku odbyliśmy tour po europejskich stadionach. Do domu wracaliśmy samolotem z Dortmundu. Robert umówił się z nami i cierpliwie czekał w ośrodku treningowym Borussii, mimo że byliśmy mocno spóźnieni, a gdy cieć nie chciał nas wpuścić, ostro go ofukał. Potem cierpliwie odpowiadał na nasze pytania, a na koniec z uśmiechem przyjął butelkę gorzkiej żołądkowej. Chyba pomogła, bo po niemrawym starcie w sezonie 2011/2012 żółto-czarni nie przegrali do końca rozgrywek żadnego meczu, a Lewy na dobre wszedł do składu.
Czy jest wciąż skromnym, wesołym chłopakiem, jak wtedy? Sławomir Peszko, najlepszy kolega Lewego wśród piłkarzy, powiedział nam, że odkąd Robert został kapitanem reprezentacji, zmienił się. Zmieniła się też hierarchia ważności w kadrze. Najważniejszy jest selekcjoner Adam Nawałka, on wszystko konsultuje z Robertem, potem jest reszta piłkarzy.
To ta dobra (nie tylko z nazwy) zmiana pozwoliła kadrze otrząsnąć się po latach klęsk. Wywalczony w dobrym stylu awans do Euro 2016 i godny występ we Francji pozwalają z nadzieją patrzeć w przyszłość. Rekordowe 16 milionów telewidzów płakało, gdy pechowo odpadliśmy z mistrzostw po meczu z Portugalią, choć nie byliśmy gorsi.
Pojawia się pytanie: co zmienił Lewy? O tym, że na polskich podwórkach dzieci biegają teraz w koszulkach z napisem „Lewandowski”, napisano już setki razy; to banał. Wszyscy będący blisko kadry mówią, że młodsi piłkarze, dopiero wchodzący do reprezentacji, jak Bartosz Kapustka czy Karol Linetty, też są zapatrzeni w Lewego. Wiedzą, że jeśli jemu się udało, a oni będą postępować tak jak on, mają szansę sięgnąć szczytów. Robert ciągnie w górę całą polską piłkę. Rośnie nam pokolenie Lewego.
Czy Lewandowski już jest lepszy od legend naszego futbolu: Kazimierza Deyny, Włodzimierza Lubańskiego, Grzegorza Lato i Zbigniewa Bońka? Zdania są podzielone, choć ten ostatni oficjalnie przekazał Robertowi tytuł „bello di notte”.
Trudno obiektywnie ocenić, czy Lewy jest lepszy od wymienionych piłkarzy, ale zdaniem kibiców już jest najlepszy. Nie tylko w piłce nożnej, ale w całym polskim sporcie, o czym świadczy triumf w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” i Telewizji Polskiej na sportowca 2015 roku.
Co dalej? Tego do końca nie wiadomo, ale na 99,9 procent Robert będzie robił to, co kocha najbardziej, czyli będzie wciąż strzelał gole.
Na koniec składamy wyrazy szacunku dla naszych rodzin, że przetrwały trudny czas przed Euro 2016, gdy we śnie i na jawie myśleliśmy o Lewym, a potem zamiast oglądać mecze, tropiliśmy naszego bohatera. Osobne podziękowania dla Sławka Peszki, Jacka Grembockiego, Radka Nawrota, Maćka Henszela, Andrzeja Juskowiaka, Ulego Hessego, Rafała Ulatowskiego i Marka Wawrzynowskiego za to, że znaleźli dla nas czas i okazali się bezcennymi informatorami.
Maciej Słomiński
Mariusz KordekBobek
W SKRÓCIE: PARTYZANT LESZNO * VARSOVIA WARSZAWA * DELTA WARSZAWA * LEGIA II WARSZAWA
Robert Lewandowski jeszcze przed urodzeniem był skazany na sukces. „Nie chcieliśmy wiedzieć, czy nam się urodzi syn, czy córka. »Jeśli to będzie syn, zostanie sportowcem« – przewidywał mój mąż Krzysztof, który na początku wymyślił, że nazwiemy go Arnold. »Musi mieć międzynarodowe imię, by za granicą nie było problemów« – dodał. Z Arnolda tylko się zaśmiałam, więc mąż stwierdził: »Będzie Robert, z angielskiego Bob«” – mówiła mama Roberta w rozmowie z dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”. Rodzice postanowili też, że Robert nie będzie mieć drugiego imienia, które zbędnie zajmuje miejsce w paszporcie.
Kiedy 21 sierpnia 1988 roku w Warszawie Robert przyszedł na świat, jaskółki nie mówiły wprawdzie ludzkim głosem, jak w przypadku Kim Dzong Ila, ale i tak Krzysztof Lewandowski ze szczęścia chodził środkiem ulicy.
Robert pierwsze kilkanaście lat swojego życia spędził w podwarszawskim Lesznie, położonym na skraju Puszczy Kampinoskiej. To dlatego po jego transferze do Lecha Poznań wielu kibicom wydawało się, że pochodzi z Leszna w województwie wielkopolskim i „wraca w rodzinne strony”.
Lewy pochodzi z rodziny sportowej. Mama – Iwona Dembek – była siatkarką, a ojciec – Krzysztof Lewandowski – był judoką. Poznali się przypadkowo, jeszcze przed rozpoczęciem studiów na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego (AWF), w gabinecie lekarskim. Ona pochodziła z Grudziądza, on z Warszawy. Pobrali się, będąc na studiach. Pierwsza na świecie pojawiła się Milena, a potem Robert.
Komunia na biegu
„Gdy byłem dzieckiem, uprawiałem wiele sportów – wyjaśniał po latach Robert. – Judo, jak mój tata, ale także grałem w siatkówkę, piłkę ręczną i uprawiałem gimnastykę. Nigdy nie graliśmy dużo w futbol. Myślę, że mój ojciec sądził, iż jeśli będę chciał grać w piłkę nożną, zrobię to i tak. Nie chciał mnie rozwijać pod kątem piłkarskim tak wcześnie. Chciał, abym nauczył się ruchów z innych dyscyplin sportowych przed skoncentrowaniem się na piłce nożnej. Kiedy byłem młodszy, nie rozumiałem, dlaczego tak robił. Ale dziś wiem. Niektóre umiejętności, z którymi inni gracze mają problem – jak kontrolowanie piłki wysoko w powietrzu – przychodzą mi raczej łatwo, gdyż miałem wiele tego typu zajęć w gimnastyce” – mówił Lewandowski w wywiadzie dla „Four Four Two”.
Od pewnego momentu ojciec nie miał złudzeń co do swojej dyscypliny. „Zostaw to judo, bo tu się nie wybijesz, tu rządzi przypadek. Szkoda cię na judo” – powiedział w końcu.
Młody próbował wszystkiego z sukcesami. Kiedy chwycił rakietę tenisową, z miejsca zaczął ogrywać siostrę Milenę. Wygrywał mecze tenisa stołowego, zdobył złoty medal w piłce ręcznej i unihokeju, ale Bobek – tak wszyscy wokół nazywali małego Lewandowskiego – najbardziej lubił grać w piłkę. W Partyzancie Leszno, gdzie zaczynał kopać bardziej dla zabawy, nie było drużyny z jego rocznika. Dlatego w 1997 roku, gdy skończył dziewięć lat, ojciec podjął decyzję o zapisaniu go do MKS Varsovii; boisko tego małego klubu znajdowało się przy ul. Międzyparkowej i nosiło wiele mówiącą nazwę „kartoflanka”.
Przez całe życie Roberta przewijała się piłka. Życzenia na Boże Narodzenie, w urodziny lub imieniny zawsze dotyczyły piłki. W rodzinie do dziś opowiada się historię, jak to ksiądz skrócił mszę, podczas której Robert z całą swoją szkolną klasą przystępował do pierwszej komunii świętej, tylko dlatego, żeby małoletni piłkarz Varsovii mógł zdążyć na ważny dla niego mecz.
W Partyzancie Leszno do dziś żałują, że go wówczas nie zarejestrowali choćby na jedną rundę, „przez co stracili ogromną – jak na A-klasowe warunki – kwotę. Zgodnie z przepisami UEFA dotyczącymi szkolenia młodzieży, klub, w którym piłkarz występował w wieku juniorskim i młodzieżowym, powinien dostać niewielki procent od kolejnego transferu do klubu z innej federacji”.
W Varsovii nie było różowo: „stadion miał twardą nawierzchnię. Boisko pokrywał piach, a o źdźble trawy można było pomarzyć. Tumany kurzu wznoszące się podczas treningu utrudniały widoczność. Szatnie mieściły się w starych nieogrzewanych barakach, które miały nieszczelne okna. I właśnie w takich warunkach zaczął kiełkować wielki talent młodego piłkarza”.
„To niewytłumaczalne, jak w takich warunkach udało się wychować czołowego piłkarza Europy” – mówi ówczesny trener Varsovii Marek Siwecki.
Z drugiej strony w takich okolicznościach kształtuje się charakter. Do piłki i sportu w ogóle trzeba mieć zacięcie, o które trudno w cieplarnianych warunkach, gdy przy ogrodzonym Orliku czeka klimatyzowane auto. Co nie znaczy, że Bobek był zaniedbywany przez mamę i tatę. Wprost przeciwnie, w dojazdy na mecze i treningi zaangażowani byli rodzice – ze względu na trzydziestokilometrową odległość z domu do klubu.
„Cóż to były za eskapady! Rozkładaliśmy folię na siedzeniu, żeby nie pobrudzić samochodu. Robert cały w błocie po treningu, bo przecież tam, na tej Varsovii, nie miał się gdzie umyć. Nie było ciepłej wody” – wspomina po latach mama Roberta.
Potem, gdy był już starszy, sam dojeżdżał środkami komunikacji miejskiej. Często zajmowało mu to około dwóch godzin. Była to prawdziwa próba charakteru dla kilkunastoletniego chłopca.
W dzieciństwie Lewego fascynowali Roberto Baggio, Alessandro Del Piero oraz Thierry Henry. Na mecze polskiej Ekstraklasy chodził głównie na stadion Polonii, gdyż znajdował się blisko Varsovii. To były czasy, kiedy „Czarne Koszule” zdobywały mistrzostwo Polski, a snajperem był Emmanuel Olisadebe.
Niegrzeczny Lewy
O tym, że Robert nie był grzecznym chłopcem, opowiadał na łamach „Super Expressu” Ryszard Zawiślak, ówczesny kierownik Varsovii. „Robert był naprawdę niezłym urwisem! – wspominał ciepło Zawiślak, przeglądając zdjęcia dawnej drużyny. – Na obozie w Chorwacji mieliśmy boisko tuż nad morzem. Lewy specjalnie kopał piłkę w stronę plaży, żeby móc się wykąpać.
Ale najlepsza historia miała miejsce na obozie w Sochocinie pod Płońskiem w 1998 roku. Chłopcy poszli na wieczorek zapoznawczy ze starszymi zawodniczkami z Varsovii. Ale dziewczyny chyba im się nie spodobały, bo chłopaki, zamiast je podrywać... obrzucili jogurtami policyjny radiowóz, który przyjechał skontrolować imprezę. Byliśmy z trenerem Sikorskim bardzo źli, dlatego chcąc ich ukarać, kazaliśmy ich wszystkich... zamknąć w areszcie! Tak, dla nauczki.
Chłopcy spędzili na dołku tylko pół godziny, ale byli porządnie wystraszeni. Poszli nawet przeprosić komendanta, a później szorowali radiowóz. I tak dziesięcioletni Bobek trafił za kratki. Na szczęście kariery mu to nie złamało”.
Zresztą charakterystyczne jest to, że już w pierwszej klasie Liceum Sportowego nr LXII w Warszawie, przy ulicy Konwiktorskiej, Lewandowski, mimo że sam spokojny, trzymał z urwisami, w tym z Tomkiem Zawiślakiem, który dziś odpowiada za obecność Lewego w mediach społecznościowych. Jak widać, ogień i wodę da się połączyć, o czym najdobitniej świadczy przyjaźń Roberta z rozrabiaką nie tylko boiskowym, Sławkiem Peszką.
Duma Delty i Varsovii
Kiedy wchodzi się na stronę internetową Varsovii, od razu widać zdjęcie Roberta w koszulce tego klubu z jego podpisem: „Zaczynałem na Varsovii”. I tak jak mieszkańcy Starogardu mogą mówić, że to w tutejszym Włókniarzu Starogard Gdański zaczynał grać Kazimierz Deyna, jak Sośnica Gliwice jest dumna z Włodka Lubańskiego, tak klub Varsovia szczyci się Robertem. Ten nie pozostaje dłużny i także często wspomina oraz wspiera swój pierwszy klub. Trafił do Varsovii w 1997 roku i spędził tam kolejnych osiem lat.
Droga do wielkiej piłki nie była dla Roberta łatwa. Świetnie jednak potrafił łączyć naukę z treningami, przynosząc do końca gimnazjum świadectwa z czerwonym paskiem. Mimo nie najlepszych wówczas warunków fizycznych należał do wyróżniających się piłkarzy. Powoływany był do kadry Warszawy i Mazowsza. Początkowo, z uwagi na to, że nie było drużyny w jego roczniku, trenował z kolegami starszymi od siebie o dwa lata. Potem dołączył do rówieśników. Pierwszymi jego trenerami byli wspomniany wyżej Marek Siwecki i Krzysztof Sikorski.
„Nóżki miał jak patyczki. Kiedy biegł z piłką, wydawało się, że zaraz się przewróci. Mówiłem mu, żeby jadł boczek, to w końcu urośnie” – opowiadał Sikorski.
Na rundę wiosenną sezonu 2004/2005 przeszedł do czwartoligowej Delty Warszawa, która była bezpośrednim zapleczem Legii. Szesnastoletni wówczas Lewandowski podpisał swój pierwszy kontrakt zawodowy i to właśnie wtedy spotkała go wielka tragedia. Zmarł jego ojciec, a Robert wyłącznie z myślą o nim kontynuował naukę i jednocześnie trenował. Tata marzył, aby ujrzeć go kiedyś w barwach Legii. Niestety nie doczekał tego.
Tata Lewego cierpiał na chorobę wieńcową, nadciśnienie, a potem zaatakował go nowotwór. Bał się operacji, choć długo na nią czekał. W końcu trafił na stół operacyjny, ale dwa dni później zmarł we śnie, z powodu wylewu.
Śmierć ojca spowodowała, że Robert musiał szybko wydorośleć i jeszcze jako nastolatek zarobił pierwsze pieniądze. Gdy usłyszał tragiczną wiadomość, powiedział tylko z kamienną miną: „Przeczuwałem to”. Tak jak w polu karnym, tak w życiu nie zwykł okazywać emocji.
Iwona Lewandowska wspominała: „Dojrzał. Wcześniej był dowcipny, nie musiał się o nic martwić. Wiedział, że ma nas. Po śmierci ojca spoważniał, zaczął planować, myśleć o tym, co zrobić, by mi pomóc, także finansowo. To były trudne miesiące, schudłam siedem kilo, ale nie mogłam się załamać. Wszystko nagle musiałam sama kontrolować”.
W Delcie Robert miesięcznie otrzymywał 400 złotych. Opuścił wówczas rodzinny dom i zamieszkał w Warszawie u siostry. Treningi miał codziennie, a dodatkowo w weekendy mecze, dlatego przeprowadzka pozwoliła mu zaoszczędzić sporo czasu.
W Delcie nie pograł jednak długo, ponieważ tamtejsze władze postanowiły zlikwidować drużynę seniorów i zająć się wyłącznie szkoleniem młodzieży. Mimo to zdążył wiosną wystąpić w kilku meczach w drużynie seniorów i zdobyć cztery bramki.
Jego gra była tak skuteczna, że dostał propozycję przejścia do warszawskiego Hutnika, pod skrzydła Andrzeja Blachy, późniejszego szkoleniowca Znicza Pruszków. „Już wtedy widać było, że ten chłopak ma papiery na granie i kocha strzelać bramki, jednak kwota dziesięciu tysięcy złotych, które trzeba było wyłożyć za kartę, okazała się zbyt duża jak na możliwości klubu z Bielan” – wspomina Blacha.
Większym zasobem gotówki dysponowali Krzysztof Gawara i Jerzy Kraska, prowadzący zespół rezerw Legii, dlatego Lewandowski jesienią trenował już na Łazienkowskiej i strzelał bramki w rozgrywkach III ligi. W 2005 roku podpisał z klubem roczny kontrakt z możliwością jego przedłużenia.
Dyrektorem sportowym Legii był Jacek Bednarz. „Teraz wszyscy przyznają się do Roberta – ile to mu pomogli, jak to go odkrywali... Trochę mnie to dziwi. Ja nie chcę konfabulować i przypisywać sobie czyjejś zasługi. Po prostu, zobaczyłem pewnego dnia na Delcie chłopaka z pasją i talentem. Poleciłem go w rezerwach, ale nasze drogi, niestety, szybko się rozminęły – gdy tylko przyszedł do Legii, mnie akurat zwolniono z funkcji dyrektora sportowego. Nawet nie wiem, czy Robert mnie kojarzy z tego okresu” – przyznał.
Blisko Belgradu
Awans sportowy wiązał się także z awansem finansowym. W Legii Lewandowski zaczął zarabiać 1500 złotych, które w gotówce odbierał w kasie. Ze względu na treningi przeniósł się do szkoły wieczorowej. Szkolną ławkę dzielił z Danielem Mąką, byłym piłkarzem Polonii Warszawa, a obecnie Widzewa Łódź.
Znają się niemalże od kołyski. W liceum także byli kumplami. Pomagali sobie nie tylko na boisku, lecz także podczas szkolnych klasówek.
„Starzy kumple muszą się przecież wspierać” – uśmiechał się Lewandowski. „Kiedy tylko byłem dobrze przygotowany, to z chęcią pomagałem Danielowi. Choć ściąganie na sprawdzianach nie zawsze wychodziło na dobre, kilka razy nauczyciele złapali nas na gorącym uczynku” – przyznawał Robert.
W rezerwach Legii zadebiutował w sparingu 9 lipca 2005 roku – w meczu z Gwardią Warszawa, zakończonym wynikiem 1:0. W lidze pierwsze dwa spotkania spędził na ławce, zagrał dopiero w trzeciej kolejce przeciwko Górnikowi w Łęczycy. W 80. minucie został zmieniony, a jego zespół przegrał 0:3. Specyfika drużyny rezerw jest taka, że na mecze ligowe zostają oddelegowani gracze I drużyny. Ma to miejsce zwłaszcza w rundzie jesiennej, kiedy kadra jeszcze jest szeroka, zawodnicy nie pauzują za kartki ani nie doznają kontuzji. To spowodowało, że jesienią Lewy zagrał tylko siedem spotkań i zdobył zaledwie jedną bramkę – przeciwko Mazowszu Grójec.
Formą zaimponował w meczach sparingowych w czasie przerwy zimowej. W turnieju o Puchar Prezydenta Warszawy został królem strzelców, a w półfinałowym meczu przeciwko rezerwom Polonii zdobył pięć bramek, wszystkie w pierwszej połowie, w ciągu 34 minut. Niecałe dziesięć lat później podobny wyczyn w meczu z VfL Wolfsburg zajmie mu nieco mniej czasu.
Skuteczność Lewandowskiego w sparingach zimowych sprawiła, że na pierwsze cztery spotkania Robert wychodził w podstawowym składzie. W spotkaniu z Unią Skierniewice zdobył swoją drugą bramkę w lidze.
W drużynie partnerował mu Serb Mirko Poledica, będący wówczas u kresu kariery, który wcześniej z niejednego piłkarskiego pieca chleb jadł. „W tym czasie w Legii grało dwóch reprezentantów Polski – wspomina – mimo to poszedłem do trenera, a także prezesa klubu i powiedziałem im: »Nie żartujcie, że nie dacie temu diamencikowi szansy gry w pierwszym zespole«”. Gdy spotkał się z odmową, przystąpił do działania: „Wyszukałem numer Gorana »Maza« Vasilijevicia, którego poznałem, kiedy graliśmy razem. Wziąłem telefon i powiedziałem mu: »Mazo, mam tu takiego cudownego gracza w Legii, weź tego dzieciaka i poobserwuj go przez siedem dni«. Nic by to nie kosztowało Crveną Zvezdę, bo sam bym ugościł »Robiego« w Belgradzie, który nocowałby w moim mieszkaniu, ale... nie spotkałem się z żadną reakcją z drugiej strony. »Mazo« powiedział mi, że Polak, którego nie chcą w Legii, nie może grać w Crvenej Zvezdzie”.
Przypisy
Iza Koprowiak, Robert Lewandowski, jakiego nie zna nikt, „Przegląd Sportowy”, dostęp online 4.03.2016, http://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/euro-2012,euro-2012-iwona-lewandowska-o-robercie-lewandowskim,artykul,138273,1,1032.html.
Wojciech Zawioła, Pogromca Realu, Warszawa 2013, s. 25.
Tamże.
Ulrich Hesse, Lewy uderza ponownie, „Four Four Two”, 5/15 (41) grudzień 2015.
Wojciech Zawioła, op. cit., s. 26.
Robert Lewandowski. Prawdziwa historia, „Gala”, dostęp online 4.03.2016, http://www.gala.pl/wywiady-i-sylwetki/robert-lewandowski-prawdziwa-historia-10771.
Rafał Hurkowski, Robert Murawski, Śladami Lewandowskiego: Partyzant Leszno, Polsat Sport, dostęp online 04.03.2016, http://www.polsatsport.pl/wiadomosc/2015-08-25/sladami-lewandowskiego-partyzant-leszno/.
Oficjalna strona internetowa Roberta Lewandowskiego, dostęp online 04.03.2016, http://lewandowskiofficial.com/biografia/.
Łukasz Olkowicz, Piotr Wołosik, Lewy. Jak został królem, Warszawa 2016, s. 62.
Wojciech Zawioła, op. cit., s. 27.
Euro 2012. Robert Lewandowski, gdy był mały, trafił do aresztu, „Super Express”, dostęp online 16.03.2016, http://sport.se.pl/euro-2012/gwiazdy/euro-2012-robert-lewandowski-gdy-byl-maly-trafil-do-aresztu_262248.html.
Łukasz Olkowicz, Piotr Wołosik, Robert Lewandowski. Narodziny gwiazdy, Warszawa 2013, s. 9.
Wojciech Zawioła, op. cit., s. 34.
Rafał Hurkowski, Robert Murawski, Śladami Lewandowskiego: Legia Warszawa, Polsat Sport, dostęp online 11.03.2016, http://www.polsatsport.pl/wiadomosc/2015-11-13/sladami-lewandowskiego-legia-warszawa/.
Marcin Szczepański, Najbardziej utalentowani piłkarze polskiej ligi, Lewandowski i Mąka, chodzili do tej samej klasy w liceum, „Super Express”, dostęp online 4.03.2016, http://sport.se.pl/pilka-nozna/reprezentacja/razem-wagarowali-razem-zagraja-w-reprezentacji-pol_73301.html.
Mogli kupić Roberta Lewandowskiego za tysiąc euro, Eurosport.onet.pl, dostęp online 10.04.2016, http://eurosport.onet.pl/pilka-nozna/inne-ligi/mogli-kupic-roberta-lewandowskiego-za-tysiac-euro/l5s0wb.