Rodzicielstwo na etacie - ebook
Rodzicielstwo na etacie - ebook
Jak pogodzić życie rodzinne z pracą, skupiając się na tym, co ważne? Po godzinach przełącz się na tryb dom i ciesz się szczęśliwym, uważnym rodzicielstwem!
Zmęczenie i stres w pracy nie pozwalają ci na pielęgnowanie bliskich relacji z dziećmi? A popołudnia, i tak za krótkie, wypełnione są kolejnymi obowiązkami domowymi? Jeśli tak jak większość współczesnych rodziców pracujesz, doskonale znasz te problemy: ograniczony czas, ograniczona energia, ograniczona cierpliwość i zbyt wiele do zrobienia. Jak temu zaradzić?
Anita Cleare, ekspertka z zakresu świadomego rodzicielstwa, w tym rzeczowym i zabawnym poradniku pokazuje krok po kroku, jak przełączać się między życiem zawodowym i prywatnym i być rodzicem obecnym emocjonalnie. Jej cenne rady pomogą zmienić życie całej rodziny, a to dzięki nowemu podejściu, które pozwoli złagodzić konflikty i nawiązać bliższy kontakt z dziećmi, jednocześnie godząc obowiązki rodzica z pracą zawodową. Autorka pokaże ci, jak wychowywać mądrzej w oparciu o trzy kluczowe elementy: jasny obraz, czego potrzebują dzieci, praktyczne narzędzia efektywnego wychowywania oraz strategie dbania o dobre samopoczucie rodziców. Oprócz tego:
- zobaczysz, w jaki sposób możesz organizować czas sobie i swojej rodzinie,
- nauczysz się rozwijać samodzielność u dzieci,
- dowiesz się, dlaczego pozytywna uważność to twoja nowa supermoc,
- odkryjesz, jak rozmawiać z dzieckiem, aby chciało cię słuchać,
- przekonasz się, że warto od czasu do czasu zająć się wyłącznie sobą, bez wyrzutów sumienia.
Rodzicielstwo na etacie łączy psychologię rozwojową, psychologię pozytywną i doświadczenia autorki we wspieraniu rodzin. Książka odnosi się do różnych rodzajów wyzwań wychowawczych, takich jak trudne emocje u dzieci, kłótnie między rodzeństwem, nieposłuszeństwo, planowanie dnia czy czas spędzany przez dzieci przed ekranem. Znajdziesz tu dużo wsparcia i wszystkie narzędzia niezbędne do tego, by zbudować życie rodzinne, do którego będzie chciało się wracać po długim dniu w pracy.
Anita Cleare jest ekspertką od rodzicielstwa, ma wykształcenie akademickie i zawodowe w zakresie rozwoju dziecka i psychologii rozwojowej. Pracowała na rzecz dzieci, zarządzając wsparciem rodzin, m.in. w ośrodkach dla dzieci Sure Start, po czym stworzyła własną firmę, Positive Parenting Project, w której udziela rodzicom wsparcia w indywidualnych rozmowach, a także prowadzi seminaria, warsztaty i sesje coachingowe dla pracujących rodziców.
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Spis treści
Wprowadzenie. Życie rodzinne dobre dla ciebie i twoich dzieci
CZĘŚĆ PIERWSZA. Chwile, które mają znaczenie
1. Pułapki czyhające na rodziców, którym brakuje czasu
2. Ja-pracownik kontra ja-rodzic
3. Nawiązanie prawdziwego kontaktu
4. Znalezienie przestrzeni na zabawę
CZĘŚĆ DRUGA. Spokojny dom, szczęśliwa rodzina
5. Uwaga jest twoją supermocą
6. Jak nie podnosić głosu
7. Bezstresowe poranki
8. Rozładowywanie konfliktów między rodzeństwem
9. Odrabianie pracy domowej
10. Gadżety elektroniczne
CZĘŚĆ TRZECIA. W poszukiwaniu równowagi
11. Poskromienie potwora stresu
12. Czy nie robisz więcej, niż powinieneś?
13. Zapanuj nad rollercoasterem emocji
14. Przestań się obwiniać
Materiały dodatkowe
Podziękowania
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8087-970-6 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książkę tę dedykuję wszystkim superbohaterom.WPROWADZENIE Życie rodzinne dobre dla ciebie i twoich dzieci
Większość pracujących rodziców miewa czasem przeświadczenie, że są jak chomiki biegające na karuzeli. Chcemy być dobrymi rodzicami. Nie chcemy popełnić żadnego błędu. Ale mamy przy tym ograniczony czas, ograniczone zasoby energii i cierpliwości, a do tego zbyt wiele zadań do wykonania. Po całym dniu pracy rzadko kiedy jesteśmy w najlepszej formie – a to zwykle przecież wtedy najczęściej przyjmujemy rolę rodzica.
W ciągu ostatnich dwóch dekad życie rodzinne bardzo się zmieniło. Nie dość, że najczęściej oboje rodziców pracują, to jeszcze pracujemy dłużej i dojeżdżamy do pracy dalej, przez co często jesteśmy przemęczeni. Podwożenie dziecka do szkoły lub przedszkola i odbieranie go stamtąd wyznaczają ramy czasowe naszego dnia. Przypomina to opanowaną do perfekcji żonglerkę, w której jednak łatwo o błąd – zostawiamy sobie tak mało czasu na nieprzewidziane zdarzenia, że gdy dziecko odmawia współpracy lub wybuchną jego emocje, cały ten misterny plan wali się jak domek z kart. Po południu spieszymy się do domu, by zrealizować z dziećmi bezlitosny harmonogram zajęć dodatkowych, pracy domowej, przygotować im kolację, wykąpać i położyć spać. Wszystko to robimy z poczuciem winy, gdyż doskonale wiemy, że tak naprawdę dzieci pragną jedynie naszej uwagi (a my chcemy, by trzymały się terminarza i poszły spać).
Dzisiejsi rodzice próbują połączyć większą ilość pracy z intensywnym zajmowaniem się dziećmi, ale doba ma tylko ściśle określoną liczbę godzin i na coś nie będzie już czasu. Większość rodziców w tej sytuacji zapomina o sobie. Większość czasu poświęcamy na rozrywkę dzieci (wyjazdy do zoo i parków rozrywki, imprezy urodzinowe, zajęcia sportowe), a nie na relaks dla rodziców. Mnie każdej niedzieli zabierano na boisko krykieta i zostawiono samą sobie. Bawiłam się sama na ślizgawkach, huśtawkach lub kawałku trawy, podczas gdy mój tata prowadził do zwycięstwa swoją drużynę. W dzisiejszych czasach rodzice znacznie częściej poświęcają swoje weekendy, towarzysząc dzieciom w ich zajęciach.
Mimo to pracujący rodzice mają zwykle poczucie winy, że nie spędzają ze swoimi pociechami tyle czasu, ile powinni. Starasz się „być rodzicem” przy każdej okazji. Kupujesz zabawki i gadżety, które ponoć mają stymulować rozwój dzieci. Godziny wolne od pracy spędzasz na przewożeniu twoich pociech na kolejne zajęcia muzyczne, sportowe i edukacyjne, pragnąc zapewnić im jak najlepszy start w życie. Chcesz przychylić im nieba, dlatego starasz się zapewnić im najkrótszą drogę do szczęścia. Dwoisz się i troisz, by usunąć nawet najmniejsze przeszkody i oszczędzić im poczucia dyskomfortu i trudnych doświadczeń. Pragniesz, by zawsze były akceptowane, by sobie świetnie radziły, nigdy nie były na marginesie grupy i nigdy nie były smutne lub zmartwione. Pracujesz jeszcze dłużej lub znajdujesz lepiej płatną, ale jeszcze bardziej oddaloną pracę, aby mogły mieszkać w ładniejszym domu, chodzić do lepszej szkoły i brać udział we wszystkich zajęciach pozalekcyjnych, na które będziesz je wozić w twoim „wolnym” czasie. Bojąc się, że nie robisz wystarczająco wiele, starasz się robić coraz więcej…
Ale nadal wydaje ci się, że to za mało. W najlepszym przypadku masz przekonanie, że ledwo udaje ci się utrzymać głowę na powierzchni wody. W najgorszym uważasz, że ponosisz klęskę. Pomimo twoich herkulesowych wysiłków dzieci wcale nie są ci wdzięczne. Ironia polega na tym, że im bardziej priorytetowo traktujesz ich potrzeby, tym mniej je rozumiesz. Dzieci otrzymują coraz mniej tych rzeczy, które rzeczywiście pomagają im się rozwijać: zabawa na świeżym powietrzu, podejmowanie ryzyka, swobodna rozmowa i jasno wyznaczone granice. Wyczerpany i odczuwający zbyt wielkie poczucie winy nie masz już cierpliwości, by wsłuchać się w słowa twoich dzieci – zrozumieć ich myśli i odczucia, znaleźć odpowiednie sposoby motywowania ich lub pozytywnego radzenia sobie z ich trudnym zachowaniem. Próbujesz robić tak wiele rzeczy jednocześnie, że w końcu nie dajesz sobie rady z utrzymaniem konsekwencji i podejmowaniem właściwych decyzji rodzicielskich. A jeśli jesteś twardy, to czujesz się tak, jakbyś nieustannie odgrywał rolę złego policjanta. Jest tak wiele decyzji do podjęcia i wszystkie wydają się istotne.
W tej książce namawiam do przesunięcia celów. Chodzi o to, by robić mniej, a nie więcej. Chodzi o wychowywanie dzieci w sposób, który jest dobry dla nich, ale także i dla ciebie – tak, by rodzicielstwo dawało ci szczęście i spełnienie, a nie wyczerpywało i doprowadzało na skraj załamania. Chodzi o to, by wychowywać mądrzej, a jest to możliwe tylko wówczas, gdy zrozumiesz sposób myślenia twoich dzieci i to, czego naprawdę od ciebie potrzebują.
Może jesteś kobietą, która za chwilę będzie musiała wrócić do pracy i oczekuje ode mnie rady, jak pogodzić to z byciem matką na pełny etat. A może jesteś ojcem, który wpadł w jedną z pułapek rodzicielstwa i chce przestać krzyczeć na swoje dzieci każdego ranka. Płeć i rola nie mają tu żadnego znaczenia – jeśli gdzieś zwracam się do ciebie w formie męskoosobowej, to tylko w sensie: ty – rodzicu. Niewykluczone, że możesz poświęcić swoim dzieciom tylko kilka godzin tygodniowo i masz trudności z nawiązaniem z nimi dobrego kontaktu. A może masz prostu dosyć tej mordęgi, próbując pogodzić coraz więcej pracy z obowiązkami rodzicielskimi przy dobie, która nie jest przecież z gumy. W takim razie ta książka jest dla ciebie.
Przełącznik z trybu „praca” na tryb „dom” zawiera trzy podstawowe elementy, które łącznie składają się na szczęśliwego pracującego rodzica:
1. jasny obraz tego, czego dzieci naprawdę potrzebują, co jest dla nie ważne i co napędza ich rozwój, zbudowany na wnioskach płynących z psychologii rozwojowej;
2. praktyczne narzędzia i rozwiązania konkretnych problemów, których skuteczność sprawdziłam w trakcie mojej pracy we wspieraniu rodzin;
3. realistyczny plan działania, który pozwoli ci zadbać o samego siebie i zbudować swoje osobiste szczęście, oparty na postulatach psychologii pozytywnej.
Innymi słowy, książka ta gromadzi w jednym miejscu wszystkie sprawdzone, praktyczne strategie, których skuteczność miałam okazję obserwować w mojej pracy i które diametralnie zmieniły życie wielu rodziców, którym miałam przyjemność pomagać. Pomoc w budowie szczęśliwego życia rodzinnego to oczywiście bardzo ambitne zadanie, ale jest to realne, jeśli skoncentrujemy się na drobnych, możliwych do przeprowadzenia zmianach i wykorzystywaniu tych krótkich chwil na tworzenie pozytywnego środowiska rodzinnego, którego wszyscy chcemy być częścią. Moim celem jest zapewnienie wszystkim pracującym rodzicom możliwości prowadzenia takiego życia rodzinnego, które byłoby pozbawione konfliktów, ciepłe i sprzyjało rozwojowi dzieci. I dobrego dla ciebie. Myślę tu o rodzinie, w której potrzeby dorosłych i dzieci są zrównoważone, dzieci się rozwijają, a rodzice cieszą się pełną życia.
Celem pozytywnej psychologii jest zrozumienie tego, co daje satysfakcję w życiu, tak abyśmy mogli czerpać jej jak najwięcej. Ta gałąź psychologii koncentruje się na pozytywnych doświadczeniach, stanach i cechach, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób możemy doświadczać ich jak najwięcej i w rezultacie osiągnąć dobrostan. Brzmi prosto, prawda?! Niestety, psychologia pozytywna w kontekście rodzicielstwa staje się nieco bardziej zawiła. Wynika to z tego, że w rodzicielstwie nie chodzi jedynie o dobre samopoczucie. Rodzice mają też pewne obowiązki i są odpowiedzialni za nauczenie swoich dzieci umiejętności, które pozwolą im odnieść sukces w życiu dorosłym. A to nieuchronnie wiąże się z wyznaczaniem granic i reagowaniem na ich przekraczanie i błędy.
Gdy jesteś zmęczony i zestresowany, radzenie sobie z trudnymi zachowaniami twoich dzieci staje się dwa razy trudniejsze. Łatwo wówczas wyrobić w sobie złe nawyki, takie jak ciągłe walczenie z dzieckiem o wszystko, podnoszenie głosu lub… poddanie się. Skuteczne strategie są jedynym ratunkiem pracującego rodzica. Chcę nie tylko wyposażyć cię w zestaw praktycznych narzędzi, ale także pomóc „wejść” w umysł twojego dziecka. Dzięki zrozumieniu przyczyn określonego zachowania możesz na nie lepiej reagować – lepiej, czyli w sposób bardziej przemyślany i skuteczny.
Pozytywne rodzicielstwo i pozytywna psychologia wiążą się ze wskazaniem pozytywnych elementów zachowania dziecka po to, abyś mógł je wzmacniać. Oznacza to, że musisz zrozumieć, które twoje nawyki i cechy będą najskuteczniej wspierać rozwój dziecka, pomogą ci wyłączyć tryb „praca” i częściej stawać się bardziej radosnymi i empatycznymi rodzicami. W tym celu musisz zacząć odnajdywać prawdziwą radość w życiu rodzinnym i dążyć do wykreowania sytuacji typu win – win, a więc takich, w których jednocześnie zaspokoisz potrzeby rozwojowe dziecka i zadbasz o własny dobrostan. To zaś pociąga za sobą konieczność nauczenia się sztuki zarządzania własnymi emocjami, tak abyś był w stanie sprostać wyzwaniu bycia rodzicem.
Ta książka nie jest głosem w debacie na temat: „zostać z dziećmi w domu czy wrócić do pracy?”. Nie pomogę ci w rozwiązaniu tego dylematu i nie przedstawię idealnego wzoru postępowania, który zagwarantowałby rodzinną sielankę i szczęście. Nie można wskazać właściwej liczby godzin poświęconej na pracę i obowiązki domowe. Tu naprawdę nie chodzi o proporcje. Ważniejsze jest to, w jaki sposób zarządzasz własnym stresem i budujesz relację z dziećmi w tym czasie, który na to możesz przeznaczyć.
Celem podejścia przedstawianego w tej książce jest znalezienie równowagi między potrzebami całej rodziny w taki sposób, by dało się to pogodzić z wymaganiami stawianymi współcześnie przed pracownikami. Opisuję tu wszystkie największe wyzwania rodzica, takie jak radzenie sobie po trudnym dniu w pracy ze sprzeczkami między rodzeństwem, a także typowe dylematy, np. kontrolowanie czasu spędzanego przed ekranem czy sposoby budowania poczucia własnej wartości u dziecka. Nie zapominam przy tym o takich trudnych momentach w dniu każdego pracującego rodzica, jak wyprawienie dzieci do szkoły i niedzielne wojny o odrabianie pracy domowej. Koncentruję się na praktycznych pomysłach i sprawdzonych metodach budowania rodzinnego szczęścia oraz dobrostanu tak dzieci, jak i rodziców. Znajdziesz tu wskazówki, które stosowane codziennie pomogą ci zorganizować wymarzone życie rodzinne i stworzyć dom, do którego będziesz chciał wracać.
Jeśli chcesz być dobrym rodzicem pomimo mocno ograniczonego czasu, to ta książka jest właśnie dla ciebie. Bez względu na to, czy jesteś mamą czy tatą, pracujesz na pełny etat lub tylko na jego część, czy widujesz swoje dzieci jedynie przez kilka godzin w tygodniu czy zajmujesz się nimi non stop i jesteś samotnym rodzicem, ta publikacja pomoże ci w pełni wykorzystać każdą chwilę. Kieruję ją głównie do rodziców z dziećmi do 12. roku życia (radzenie sobie z nastolatkami w trudnym okresie dojrzewania wymaga nieco odmiennego podejścia i innych technik!), ale ogólna zasada zacieśniania bliskości, nazywana „robiąc mniej”, ma zastosowanie bez względu na wiek twoich milusińskich. Nie ma znaczenia, czy masz córkę, syna, jedno dziecko czy wiele – moje rady mają zastosowanie do każdej sytuacji rodzinnej.
Ta książka stanowi dla ciebie szansę, byś na chwilę zszedł z karuzeli, stanął z boku i spróbował zrozumieć, czego tak naprawdę potrzebuje od ciebie twoje dziecko i czego ty sam oczekujesz od swojej rodziny. Taka głębsza analiza i refleksja mogą doprowadzić do pełnego resetu – przewartościowania twojego życia i wprowadzenia fundamentalnych zmian lub jedynie do drobnych korekt aktualnego podejścia do kwestii rodzicielskich. Pędząc przez życie, łatwo jest przeoczyć wszystkie te drobne zmiany i możliwości, które mogą znacząco wpłynąć na twoje życie. Dlatego rozsiądź się wygodnie, zaparz sobie filiżankę herbaty i zacznij od przeanalizowania życia twojej rodziny.ROZDZIAŁ 1 Pułapki czyhające na rodziców, którym brakuje czasu
Idealny rodzic nie istnieje. Każdy popełnia błędy i nie ma osoby, która byłaby w stanie zawsze dokonywać najlepszych wyborów. Bycia rodzicem uczysz się na własnym doświadczeniu, a to oznacza, że czasem musisz zrobić coś nie tak, jak powinieneś (możesz mieć tylko nadzieję, że twój błąd nie okaże się zbyt poważny). Najlepsze, co w tej sytuacji możesz zrobić, to dążyć do tego, by jak najszybciej wyciągać wnioski z błędów i starać się ich nie powtarzać. Dobre, świadomie rodzicielstwo wymaga refleksji na temat twoich zachowań i działań oraz dostrzegania tego, co się nie sprawdza i co powinieneś robić rzadziej. Nie możesz liczyć tu na żadną pomoc. Nie ma żadnej psychologicznej sztuczki, magicznej różdżki lub czarodziejskiego zaklęcia – żadnego narzędzia, które mogłoby pomóc ci kontrolować zachowanie twoich dzieci lub zapewnić im szczęście. Prawda bowiem jest taka, że kontrolować możesz jedynie samego siebie. W rodzicielstwie nie chodzi tak naprawdę o pilnowanie zachowania dzieci, lecz o umiejętność zarządzania własnymi myślami, odczuciami i działaniami. Zacznij więc od przeprowadzenia krótkiej samooceny.
Pułapki
Celem tego „audytu jakości rodzicielstwa” nie jest wywołanie w nikim poczucia winy, dlatego nie traktuj go jako narzędzia do samobiczowania. Chodzi tylko o to, że jest wiele pułapek, w które pracujący rodzice mogą z łatwością wpaść, i wiele złych nawyków, które mogą się przy tej okazji rozwinąć. Ja nazywam to „dziurami rodzicielstwa”. Każdemu zdarza się czasem wpaść w którąś z nich. Niektórzy mają kilka swoich „ulubionych” dziur i znajdują się w nich praktycznie co chwila. Powtórzę to raz jeszcze – nie ma takiego rodzica, który od czasu do czasu nie popełniłby błędu.
A rodzice pracujący są szczególnie narażeni na ryzyko i często wpadają w te „dziury”, które wiążą się z poczuciem winy lub lękiem, że nie spędzają ze swoimi pociechami tyle czasu, ile powinni. Kiedy masz wrażenie, że wszystko musisz robić w pośpiechu, często sięgasz po szybkie i łatwe rozwiązania, wpadając w ten sposób w nawyki, które może i są skuteczne na krótką metę, ale w dłuższej perspektywie jedynie tworzą kolejne problemy. Oto lista pułapek – określanych przeze mnie jako „dziury rodzicielstwa” – w które najczęściej wpadają pracujący rodzice:
- Oczekiwanie, że cały wspólnie spędzony czas będzie jedną wielką sielanką.
- Uleganie dziecku, aby tylko uniknąć sytuacji konfliktowej.
- Brak konsekwencji.
- Koncentracja na tych zachowaniach dziecka, które uważamy za niewłaściwe.
- Negatywne schematy myślowe.
- Rodzicielstwo na autopilocie.
Każdy rodzic od czasu do czasu wpada w którąś z tych dziur. Chodzi więc o to, by jak najszybciej poznać wszystkie potencjalne pułapki i starać się ich unikać. Jeśli jednak już znajdziemy się w jednej z nich, zacznijmy od zadania sobie pytania: „W której pułapce tak naprawdę jestem?”.
Bycie dobrym rodzicem nie oznacza, że wszystko musi być idealnie przez cały czas.
PRAGNIENIE, BY ZAWSZE BYŁO WSPANIALE
Gdy czas spędzony z dziećmi jest mocno ograniczony, rodzi się silne pragnienie, by chwile te zawsze były wyjątkowe, radosne i wolne od jakichkolwiek konfliktów. Nikt z nas nie chce wracać do domu po długim dniu w pracy (albo nawet i całym tygodniu) i walczyć ze swoimi dziećmi. Wszyscy marzymy o wspaniałych chwilach, które później staną się pięknymi wspomnieniami wspólnie spędzonego czasu. Mówię tu o tych sielankowych dniach wypełnionych wyprawami na lody, słońcem i śmiechem, które przywołujemy z pamięci, gdy myślimy o własnym dzieciństwie.
Problem w tym, że oczekiwanie, że cały wspólnie spędzony czas będzie jedną wielką sielanką, jest zupełnie nierealistyczne. W rzeczywistości bowiem wszystkie twoje tak starannie pielęgnowane wspomnienia z dzieciństwa są przetworzonymi przez mózg, mocno okrojonymi wersjami rzeczywistości, z których wyrzuciłeś wspomnienia o rozwrzeszczanym bracie, nadąsanym ojcu i płaczącej matce. Jeszcze nigdy żadnemu rodzicowi nie udało się spędzić całego dnia z małym dzieckiem bez płaczu (i niekoniecznie był to płacz dziecka!). Jeśli oczekujesz więc nieustannej idylli, gorzko się rozczarujesz. Tak wysoko zawieszona poprzeczka będzie oznaczać, że każda chwila spędzona z rodziną będzie odbierana jako porażka.
Zasada, która prostą drogą prowadzi do pułapki rodzicielstwa numer jeden, brzmi bowiem tak: „W niedzielne popołudnie, zaraz po treningu piłkarskim, a przed odrabianiem pracy domowej, mamy czas rodzinny. Każdy ma być wesoły, miły dla pozostałych. Zero łez i napadów złości”.
Wiesz jednak przecież, że to tak nie działa. Dzieci kłócą się między sobą; najstarszy syn czuje się już zbyt dorosły, by brać w tym wszystkim udział, najmłodsze wybucha płaczem, gdy przegrywa w grze planszowej, a twój mąż lub żona znajdują sobie jakieś pilne zajęcie w domu. Szukasz więc kogoś, kogo można byłoby za to wszystko obarczyć winą. Kto zawiódł? Ja? Mąż/żona? Dzieci? Prawda jest taka, że coś, co ma w założeniu być idealną rodzinną sielanką, zawsze zamienia się w „koszmar z kilkoma tylko lepszymi momentami”.
Pragnienie, by cały wspólnie spędzony czas był idyllą, może wywoływać nie tylko rozczarowanie, ale także poczucie winy („Muszę być naprawdę beznadziejnym rodzicem, skoro nie potrafię zorganizować nawet jednego miłego dnia z moimi dziećmi”). Najgorzej, że możesz zacząć obwiniać także swoje potomstwo („Moje dzieci są takie niewdzięczne. Nie potrafią się dobrze zachowywać nawet wtedy, gdy staram się zrobić dla nich coś miłego”). Zawiedzione nadzieje często prowadzą do konfliktów między rodzicami. Gdy jedno z nich staje na głowie, by wszyscy byli szczęśliwi, i kupuje lody, drugie nagle przypomina sobie o obowiązkach, zaczynając wyznaczać granice i zaprowadzać dyscyplinę (kolejna klasyczna pułapka rodzicielstwa: dobry policjant i zły policjant). Za wszelką cenę starasz się nie dopuścić do łez lub napadów złości, ale dążenie do osiągnięcia rodzinnej idylli jest z góry skazane na niepowodzenie. Stajesz na głowie i pozwalasz dzieciom na wszystko, aby tylko były szczęśliwe i nie zepsuły ci tych „idealnych momentów”, co wiedzie cię prostą drogą do pułapki rodzicielstwa numer dwa: uleganie dziecku, aby tylko uniknąć sytuacji konfliktowej.
UNIKANIE KONFLIKTU POPRZEZ ULEGANIE
Wyznaczanie granic i konsekwentne pilnowanie, by dzieci ich nie przekraczały, są podstawą skutecznego wychowywania. To smar, którym oliwisz mechanizm rodzinnego życia, podstawowe narzędzie zapewniające bezpieczeństwo i zdrowie twoich dzieci, sposób wpajania im umiejętności niezbędnych w życiu. Jednak wyznaczanie granic zawsze wywołuje opór. Dzieciom nie podobają się żadne zakazy i nakazy. Bo niby dlaczego miałoby być inaczej? Granice wyznaczane przez rodziców zazwyczaj mają na celu powstrzymanie dzieci przed robieniem tego, na co mają największą ochotę (np. jedzenie lodów na śniadanie, obiad i kolację). Nic dziwnego, że dzieci buntują się i walczą z ograniczeniami. I potrafią być w tym naprawdę bardzo wytrwałe. Jeśli próbujesz ograniczyć konflikty w swojej rodzinie, łagodzenie obostrzeń i uleganie dzieciom może wydawać się całkiem logicznym i skutecznym rozwiązaniem.
To błąd, a mechanizm jego powstawania wygląda następująco: „Tak bardzo chcę, żeby czas spędzony z moimi dziećmi, którego jest przecież tak niewiele, był wyjątkowy i radosny. Jestem zbyt zmęczony ciągłymi kłótniami o jedzenie warzyw/grzeczne zachowanie/marudzenie/kładzenie się do łóżka (wykreśl niepotrzebne). Najłatwiej będzie ustąpić i zgodzić się, żeby robiły to, na co mają ochotę: „Wiem, że jutro problem rozgorzeje na nowo, ale przynajmniej dzisiaj będzie miło”.
Na krótką metę to nawet może się sprawdzać. Jeśli jesteście na wakacjach, w porządku! To czas, w którym chodzi właśnie o wyrwanie się z rutyny, chodzenie spać później niż zwykle i objadanie się lodami. Jednodniowa wycieczka również może być okazją do poluzowania niektórych zasad. Pamiętaj jednak, że należy traktować to jako wyjątek i tak też przedstawić to dzieciom. Jeżeli ulegasz tylko dlatego, że chcesz uniknąć konfliktu, ponieważ miałeś trudny dzień w pracy, twoje dzieci nigdy nie zrozumieją, kiedy zasady mają zastosowanie, a kiedy nie.
I nawet jeśli rzeczywiście uda ci się uniknąć konfliktu w danej chwili, to w dłuższej perspektywie twoje działania przyniosą efekt przeciwny. Dziecko, które nie ma jasno wyznaczonych granic, będzie zawsze sprawdzało, jak daleko jeszcze może się posunąć. Każda kolejna przekroczona granica uczy je, że każdy zakaz da się obejść. Dzieci powtarzają zachowania, które przynoszą im pozytywne rezultaty. Ulegając – pozwalając na naginanie zasad lub się z nich wycofując – nieświadomie wynagradzasz opór, zachęcając tym samym do powtarzania takich zachowań w przyszłości. Jeśli dziecko dostrzeże, że jego opór przynosi oczekiwane rezultaty, to dlaczego niby miałoby z tego rezygnować? A to oznacza, że w dłuższej perspektywie sprzeciwiać się ci będzie częściej, a nie mniej. Konfliktów będzie coraz więcej. Dom stanie się polem bitwy, choć tak bardzo starałeś się tego uniknąć.
Próba unikania konfliktów poprzez uleganie dzieciom zwykle kończy się podniesieniem głosu i krzykiem.
Jeśli ulegasz, gdyż nie chcesz wywoływać konfliktów, często doprowadzasz się na skraj wytrzymałości i w końcu nie wytrzymujesz, popełniając poważny błąd wychowawczy. Wyobraź sobie następującą sytuację: twoje dzieci bawią się, skacząc po sofie. Mówisz, by przestały, bo któreś z nich może sobie zrobić krzywdę. Ignorują cię. Przecież tak wspaniale się bawią! Ponawiasz polecenie, ale odpowiedzią jest tylko seria radosnych okrzyków i śmiech. Poddajesz się więc. A niech tam. Wrzucasz na luz. Szkoda byłoby psuć tak radosną zabawę. Tymczasem dzieci brykają coraz bardziej. Śmieją się głośno, a na podłodze walają się wszystkie poduszki. I nagle następuje ten moment. Przypadkowo potrącona szklanka z napojem. Któreś z dzieci przewraca lampę, uderzając się przy tym w głowę. Granice twojej cierpliwości zostają przekroczone i nagle – BUM! – ty krzyczysz, a dzieci zaczynają płakać.
Unikanie konfliktów poprzez uleganie w dłuższej perspektywie zawsze prowadzi tylko do większych konfliktów w przyszłości.
Czasem za tym błędem rodzicielskim stoi poczucie winy. Pracujący rodzic mający wyrzuty sumienia, że zbyt mało czasu może poświęcić swoim dzieciom, łatwiej im później ulega. Trudno jest twardo stać na straży wyznaczonych przez siebie zasad, gdy twoje dziecko krzyczy: „Jesteś niedobry!”, a w głowie słyszysz cichy głosik, który mówi: „Ma rację, to wszystko moja wina”. Kiedy czujesz się winny tego, że nie spędzasz z dziećmi wystarczająco wiele czasu, łatwo jest zapomnieć, że dzieci są nieposłuszne, ponieważ są dziećmi, a nie dlatego, że ty chodzisz do pracy.
Ten błąd rodzicielski zwykle powiązany jest z problemem numer trzy: z brakiem konsekwencji.
BRAK KONSEKWENCJI
Wątpię, by na świecie istniał choć jeden rodzic, który by nie wiedział, jak ważna w wychowywaniu dzieci jest konsekwencja. Dlaczego to takie ważne i jak ją zapewnić? Bądźmy szczerzy: są dni, gdy o konsekwencję jest ci nieco trudniej. Kiedy jesteś wypoczęty, niczym się nie stresujesz i masz za sobą przyjemny dzień, trzymanie się raz obranego planu pomimo protestów twoich dzieci przychodzi ci z większą łatwością. Ale jakie jest prawdopodobieństwo, że pracujący rodzic będzie wypoczęty i niezestresowany?
„W pełni przespana noc, bezstresowy dojazd do pracy, brak większych problemów w biurze, sprawny powrót do domu… Tyle wystarczy, żebym mógł być świetnym rodzicem! Mogę wyznaczać zasady i dbać o to, by moje «nie» zawsze znaczyło «nie». Gdy dziecko zaczyna się sprzeciwiać, rozwiązuję ten problem spokojnie, zdecydowanie i właściwie. Ale gdy mam za sobą trudny dzień? No cóż… Kiedy zaczyna się walka, znajdziecie mnie w szafie pod schodami z dłońmi mocno przyciśniętymi do uszu i czekającego, aż sprawy rozwiążą się same”. Brzmi znajomo?
Absolutnie nie porównuję dzieci do myszy lub ptaków, ale warto przypomnieć sobie mechanizm działania klatki Skinnera. Ten amerykański uczony był psychologiem, który w latach 30. XX w., badając procesy warunkowania, analizował wpływ konsekwencji na prędkość uczenia się zwierząt. Zaprojektował on klatkę z dźwignią, po naciśnięciu której badane zwierzę otrzymywało nagrodę w postaci porcji jedzenia.
Okazało się, że gdy jedzenie było dostarczane za każdym razem, to zwierzę naciskało dźwignię. Bardzo szybko uczyło się ono zachowania, dzięki któremu mogło zaspokoić głód. Gdy porcja jedzenia była uwalniania tylko czasem (w sposób niekonsekwentny, losowy), zwierzęta znacznie wolniej uczyły się kojarzyć fakt naciśnięcia dźwigni z dostępem do pokarmu. A gdy jedzenie nie pojawiało się nigdy, zwierzęta szybko przestawały próbować naciskać dźwignię. Wniosek jest prosty: konsekwencja znacznie przyspiesza proces uczenia się.
Co ciekawe, zwierzęta, które otrzymywały porcje pokarmu tylko przy niektórych naciśnięciach dźwigni, próbowały robić to nawet wtedy, gdy nie były głodne, gromadząc zapasy jedzenia, którego w danym momencie nie potrzebowały. Powoli adaptowały się do zmian. Kiedy prowadzący badanie naukowcy blokowali mechanizm i kolejne naciśnięcia dźwigni nie powodowały uwolnienia pokarmu, zwierzęta nadal próbowały ją naciskać. Niekonsekwentne reakcje wywołują niekonsekwentne zachowania.
A teraz wyobraźmy sobie supermarket i dziecko, które ma ochotę na pączka. Jeśli głośny płacz nigdy nie skutkuje i dziecko nigdy w ten sposób nie zdobywa pączka, to szybko przestanie się tak zachowywać. Jeżeli jednak jego właściwe zachowanie podczas zakupów zawsze będzie wynagradzane na końcu pączkiem, to równie szybko nauczy się, że warto grzecznie siedzieć w wózku. Jeśli jednak zrobienie sceny na środku sklepu czasem przynosi zamierzony skutek, a czasem nie (co świadczy o braku konsekwencji z twojej strony), to z całą pewnością dziecko nadal będzie próbowało. Coraz częściej. Nawet wtedy, gdy tak naprawdę wcale nie ma ochoty na pączka. Brak konsekwencji prowadzi do eskalacji problemu.
Jeżeli nie jesteś pewien, czy popełniasz ten błąd wychowawczy, oto krótki test. Czy twoje dziecko zachowuje się dobrze w szkole, ale w domu trudno nad nim zapanować? Czy nauczyciel, któremu opisujesz zachowania twojego dziecka, patrzy na ciebie zdziwiony i robi minę, jakbyś mówił o kimś zupełnie innym? Jeśli tak, to może to być dla ciebie sygnał ostrzegawczy: najwyraźniej twoje dziecko świetnie radzi sobie w środowisku szkolnym, w którym otrzymuje jasne komunikaty i konsekwentne reakcje, podczas gdy w domu jest zagubione, gdyż panujące tu reguły są zbyt elastyczne.