Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rodzina bez nazwiska. Część pierwsza - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rodzina bez nazwiska. Część pierwsza - ebook

W 1825 roku mała grupa franko-kanadyjczyków spiskuje przeciw brytyjskiemu reżimowi. Należący do nich adwokat Simon Morgaz, pod naciskiem Ripa, prywatnego policjanta pozbawionego skrupułów, denuncjuje swoich przyjaciół. Zelżony przez całą ludność, Morgaz ucieka z rodziną, a później popełnia samobójstwo. Dwanaście lat później, niechęć między Francuzami a Anglikami nie zmniejszyła się i generalny gubernator Kanady w najbliższym czasie spodziewa się buntu. Pewien człowiek, o przydomku Jean Sans Nom (Jean bez Nazwiska) przemierza wsie i rozdziela broń i pieniądze stronnikom reformatorów, podczas gdy pewien ksiądz, Joann, swymi żarliwymi kazaniami wzbudza zachwyt tłumów.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie już 24 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64701-02-3
Rozmiar pliku: 8,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Nadszedł dzień, w którym mogę świętować kolejny mały jubileusz – jest nim trzydziesty piąty tom „Biblioteki Andrzeja”. Jak na wydanie jubileuszowe przystało, zaprezentowana w nim zostanie powieść do tej chwili nieznana polskiemu czytelnikowi, a mianowicie składająca się z dwóch części Rodzina bez Nazwiska.

Rodacy Juliusza Verne’a poznali dzieje Rodziny bez Nazwiska w styczniu 1889 roku, kiedy w „Magazynie Edukacji i Rozrywki” ukazała się pierwsza część tej powieści. Druga część pojawiła w domach francuskich czytelników w grudniu tego samego roku.

Prawie równocześnie z wydaniem gazetowym wydrukowano Rodzinę bez Nazwiska także w formie książkowej. Pierwsza część znalazła się na półkach księgarskich 20 maja 1889 roku, a druga już 14 listopada tego samego roku.

Wydawca, Jules Hetzel, poszedł za ciosem i jak wcześniej wielokrotnie to czynił, 18 listopada 1889 roku wydał powieść w jednym woluminie. Był to trzydziesty czwarty „podwójny wolumin”, to znaczy tom zawierający dwie części jednej powieści lub dwa osobne utwory. Książkę ozdobiły osiemdziesiąt dwie ilustracje Georges’a Tiret-Bogneta, w tym dwanaście chromolitografii. Całość uzupełniła jedna kolorowa mapa, rozmieszczona na dwóch sąsiadujących stronach, obrazująca rejon Kanady, w którym rozgrywa się akcja utworu twórcy takich arcydzieł literatury, jak Tajemnicza wyspa czy Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi.

Jak zwykle we wstępie nie omawiamy treści utworu, ale polskiego Czytelnika zapewne zainteresuje fakt, że losy bohaterów toczą się na mocno zarysowanym tle powstań – może lepszym słowem byłoby „rebelii” – francuskiej ludności przeciw panowaniu Anglików w Górnej Kanadzie.

Chociaż Rodzina bez Nazwiska zaliczona została do cyklu Nadzwyczajne Podróże, to utwór należy do powieści „stacjonarnych”, podróżowanie ogranicza się bowiem do obszaru Górnej Kanady, z małymi odskokami do Dolnej Kanady i Stanów Zjednoczonych. Do tego typu powieści możemy też zaliczyć Zamek w Karpatach, Dramat w Inflantach czy choćby Tajemniczą wyspę.

Mam nadzieję, że treść powieści przypadnie do gustu wszystkim kupującym, a czytając ją, poszerzą swoją wiedzę o zakresie twórczości naszego kochanego Julka.

Andrzej ZydorczakRozdział I

Kilka faktów, kilka dat

Bolejemy nad nieszczęsnym rodzajem ludzkim, który skacze sobie do gardeł z powodu kilku arpentów1 lodu”, powiadali osiemnastowieczni filozofowie2. Nie mogli wyrazić się trafniej, szło bowiem o Kanadę… kość niezgody pomiędzy Francuzami a Anglikami.

Dwieście lat wcześniej, mówiąc o tych amerykańskich3 ziemiach, o które upomnieli się zarówno król Hiszpanii, jak i król Portugalii, Franciszek I4 zakrzyknął: „Chciałbym zobaczyć, według którego paragrafu z testamentu Adama miałaby im przypaść ta rozległa kraina!”. Racje Franciszka niedługo potem potwierdziło nazwanie sporej część owych terytoriów Nową Francją.

To prawda, Francuzom nie udało się na długo zatrzymać tej przepięknej amerykańskiej kolonii, jednak ich tamtejsza populacja nigdy nie stała się przez to mniej francuska. Przywiązanie do starożytnej Galii5 przetrwało z całą mocą – czy to poprzez więzy krwi, tożsamość rasy, czy w końcu za sprawą wszystkich tych naturalnych instynktów razem, których żadna polityka międzynarodowa nigdy nie zdoła rozerwać.

W rzeczywistości te „kilka arpentów lodu”, jak to zostało pogardliwie powiedziane, składa się na królestwo o powierzchni porównywalnej z powierzchnią całej Europy.

Począwszy od roku 1534, tę rozległą krainę wziął w posiadanie pewien Francuz.

Pochodzący z Saint-Malo Jacques Cartier6 rozpoczął swój pionierski pochód z samego serca Kanady, kierując się w górę rzeki ochrzczonej później mianem Rzeki Świętego Wawrzyńca. W roku następnym gotowy na wszystko malończyk7, podążając o wiele dalej na zachód, dotarł do skupiska osiedli zwanych w języku Indian kanata8. Z czasem miejsce to stało się Quebekiem. Następnie nasz dzielny odkrywca zawędrował do miasteczka Hochelaga, z którego z kolei wyrósł Montreal. W ciągu dalszych dwustu lat oba te miasta na zmianę ubiegały się o miano stolicy, konkurując w tym względzie z Kingston oraz Toronto. Definitywny kres tej politycznej rywalizacji położyło dopiero ogłoszenie Ottawy siedzibą rządu amerykańskiej kolonii (kolonii zwanej przez Anglików „Dominium Kanadyjskim”).

Przypomnienie tych kilku faktów, kilku dat w zupełności wystarczy, by uzmysłowić sobie, jaką drogę przebyło to ważne państwo od momentu jego utworzenia po dziesięciolecie 1830-1840, które stanowi ramy dla wydarzeń naszej opowieści.

Za panowania Henryka IV9, w roku 1595, jeden ze słynnych żeglarzy swej epoki, Champlain10, powraca do Europy z podróży, podczas której wybrał teren na założenie Quebecu. Champlain należał do wyprawy de Monsa11. Ten ostatni, szczodrze zaopatrzony w odpowiednie patenty, udawał się na tereny kanadyjskie z prawem wyłączności do handlu futrami. Tymczasem Champlain, znany z awanturniczego sposobu bycia, miał raczej na uwadze własne cele. Zamierzał posunąć się jak najdalej w górę Rzeki Świętego Wawrzyńca. W roku 1606 udało mu się dać podwaliny pod osadę Quebec. Anglicy już dwa lata wcześniej, u wybrzeży Wirginii, zapewnili sobie stałą bazę na kontynencie amerykańskim. Był to jeden z powodów narodowej zawiści pomiędzy Anglią a Francją, pierwszy symptom późniejszej bezpardonowej walki, dla której teatrem stał się również Nowy Świat.

Od samego początku, siłą wypadków, w najróżniejsze fazy owego antagonizmu zostali wmieszani miejscowi tubylcy. Algonkini12 i Huroni13 zadeklarowali się po stronie Champlaina, a przeciwko swoim sąsiadom – Irokezom14, wspomagającym żołnierzy Zjednoczonego Królestwa. W roku 1609 ci ostatni zostali pobici nad brzegami jeziora nazwanego imieniem naszego francuskiego żeglarza, czyli Jeziora Champlaina.

Następne dwie podróże – w latach 1613 i 1615 – zawiodły Champlaina na terytoria zachodnie, praktycznie nieznane, rozciągające się wokół jeziora Huron. Po tej wyprawie Champlain opuścił Amerykę, by po raz trzeci powrócić już tylko do Kanady. W kolejnych latach czas upływał mu na nieustannych walkach – staczanych raz bardziej pomyślunkiem, raz bardziej orężem – z licznymi podstępami i intrygami, aż w końcu w roku 162715 został mu nadany tytuł gubernatora Nowej Francji.

Pod taką samą nazwą – Nowa Francja – utworzono kompanię handlową, której oficjalne istnienie potwierdził Ludwik XIII w 1627 roku16. Przedsiębiorstwo to zobowiązało się, że w ciągu kolejnych piętnastu lat przetransportuje na teren Kanady cztery tysiące Francuzów wyznania katolickiego. Pierwsze z kilku okrętów wysłanych przez Ocean17 wpadły w ręce Anglików. Odwieczni wrogowie Francuzów cichcem przebyli dolinę Rzeki Świętego Wawrzyńca i zażądali od Champlaina złożenia broni. Odważny marynarz nie ugiął się wówczas, choć niedługo potem, zmuszony brakiem środków i straciwszy jakąkolwiek nadzieję na zewnętrzną pomoc, skapitulował – zresztą bardzo honorowo. Tak oto w roku 1629 Champlain przekazał Quebec Anglikom. W roku 163218 jednak wrócił. Na czele trzech okrętów, które wypłynęły z Dieppe, na mocy traktatu z trzynastego lipca z tego samego roku restytuującego panowanie francuskie, ponownie objął posiadłości kanadyjskie. Stworzył podwaliny pod nowe miasta, założył pierwszy kanadyjski collège, prowadzony przez Jezuitów, i zmarł w dzień Bożego Narodzenia 1635 roku, na ziemi własnoręcznie zdobytej uporem woli i niezwykłą odwagą.

Przez pewien czas pomiędzy koloniami Francji i Anglii na Nowej Ziemi rozwijają się w miarę poprawne stosunki handlowe. Jednak Francuzi cały czas zmuszeni są do obrony przed budzącymi przerażenie Irokezami, zwłaszcza z powodu ich wielkiej liczebności, gdyż w sumie cała populacja Europejczyków nie przekracza wówczas na tych ziemiach dwóch tysięcy pięciuset dusz. Tak więc kompania, której interesy podupadają z powodu walk, zwraca się przede wszystkim do Colberta19, a ten wysyła na pomoc eskadrę pod dowództwem markiza de Tracy20. Irokezi, początkowo przepędzeni w głąb lądu, szybko powracają, tym razem wspierani przez Anglików, i urządzają wśród kolonistów osiedlonych wokół Montrealu prawdziwą masakrę.

Ale choć w roku 1665 podwaja się zarówno liczba kolonistów, jak i powierzchnia ziem przez nich zajmowanych, to Francuzów w całej Kanadzie jest tylko trzynaście tysięcy, podczas gdy Nowa Anglia liczy sobie co najmniej dwieście tysięcy mieszkańców o anglosaskim pochodzeniu. Znów dochodzi do wojny. Tym razem jej teatrem jest początkowo Akadia21 (obecnie Nowa Szkocja), a następnie Quebec, skąd Anglicy zostają wyparci w roku 1690. W rezultacie traktatu w Ryswick z 1697 roku Francja zapewnia sobie posiadanie wszystkich terytoriów na kontynencie amerykańskim, których odkrycie zawdzięcza się zuchwałości i odwadze jej synów. Równocześnie nieujarzmieni Irokezi, Huroni i inne plemiona indiańskie na mocy ugody z Montrealu oddają się pod francuski protektorat.

W roku 1703 gubernatorem generalnym Kanady mianowany zostaje markiz Vaudreuil22, syn pierwszego gubernatora o tym samym nazwisku23, a względny spokój ze strony Irokezów pozwala mu na skuteczną obronę przed najazdami kolonistów brytyjskich. Ponowne walki wybuchają na brytyjskich terytoriach Nowej Ziemi, a także na obszarze Akadii, która w roku 1711 wymyka się z rąk de Vaudreuila. Pozostawienie tej ziemi w rękach wrogów natychmiast pozwala siłom angloamerykańskim na zmasowanie swoich najazdów, zwłaszcza że na terenach tych działają już coraz bardziej podstępni Irokezi. Traktat w Utrechcie z 1713 roku potwierdza wprawdzie ostatecznie utratę Akadii przez Francuzów, jednak w zamian gwarantuje trzydziestoletni pokój z Anglikami.

Okres tego względnego pokoju pozwala kolonii na prawdziwy rozkwit. Francuzi, by zapewnić swoim potomkom utrzymanie tych terenów, wznoszą kilka nowych fortów. W roku 1721 ich społeczność liczy już dwadzieścia pięć tysięcy dusz, w roku 1744 – aż pięćdziesiąt tysięcy. Zdawałoby się, że ciężkie czasy przeminęły. Tymczasem to tylko pozory. Wraz z wybuchem wojny o sukcesję austriacką24 Francja i Anglia znów znalazły się w Europie po przeciwnych stronach barykady, a w konsekwencji – także na nowym kontynencie. Oba kraje na przemian odnoszą sukcesy i ponoszą klęski. W końcu za sprawą porozumienia z Aix-la-Chapelle z 1747 roku sytuacja powraca do punktu wyjścia, czyli do stanu rzeczy narzuconego przez pokój w Utrechcie.

Ale choć od tego momentu Akadia nominalnie należy do Wielkiej Brytanii, z wyboru jej mieszkańców, duchem jest w zdecydowanej większości francuska. Żeby na podbitych terenach zapewnić za wszelką cenę przewagę swoim rodakom, Zjednoczone Królestwo nie ustaje w staraniach na rzecz anglosaskiej imigracji. Francja robi to samo… jednakże z o wiele mizerniejszym skutkiem. Następnym etapem w tych zmaganiach jest zajęcie terytoriów Ohio25, gdzie przeciwnicy stają z sobą twarzą w twarz.

Tak oto w okolicach Fort Duquesne, dopiero co wzniesionego przez rodaków markiza de Vaudreuila, pojawia się Washington na czele silnej angloamerykańskiej kolumny. Czyż Franklin nie orzekł, że Kanada w żadnym razie nie powinna być francuska? Z Europy do Nowej Ziemi przybywają dwie eskadry – jedna z Francji, druga z Anglii. Po przerażającym paśmie okrucieństw, topiących we krwi zarówno Akadię, jak i tereny Ohio, w dniu osiemnastego maja 1756 roku Wielka Brytania oficjalnie ogłasza wojnę.

W tym samym miesiącu, na usilne prośby de Vaudreuila26 o nadesłanie posiłków, z metropolii przybywa markiz de Montcalm27 i staje na czele regularnej armii kanadyjskiej – niezwykle „imponującej”! Bo liczącej aż całe cztery tysiące ludzi28! Ministrowi nie udaje się zgromadzić większych sił, a to dlatego, że wojna na kontynencie amerykańskim w żadnej mierze nie interesuje rodaków w kraju, a już na pewno nie w stopniu, w jakim ma to miejsce pośród obywateli Zjednoczonego Królestwa.

Początek kampanii zapisuje się sukcesami Montcalma. Najpierw jest to zajęcie Fort William-Henry, na południe od Jeziora George’a będącego przedłużeniem Jeziora Champlaina. Następnie w bitwie o Fort Carillon angloamerykańskie oddziały ponoszą dotkliwą porażkę. Jednakże mimo tak świetnych wyczynów wojsk francuskich, przymusowe opuszczenie Fort Duquesne oraz strata Fort Niagara, poddanego przez zbyt mały garnizon, któremu z powodu podstępnej zdrady Indian nie zdołano nadejść na czas z pomocą, aż po zajęcie we wrześniu 1759 roku Quebecu przez generała Wolfe’a29 stojącego na czele desantu ośmiu tysięcy ludzi – sprawiają, że Francuzom, choć wygrali bitwę pod Montmorency, nie udaje się uniknąć ostatecznej klęski. Montcalm zostaje zabity30, ginie Wolfe. Panami większości kanadyjskich prowincji stają się Anglicy.

Następnego roku Francuzi ponawiają próby odzyskania Quebecu, istotnego klucza do Rzeki Świętego Wawrzyńca. Bez powodzenia; wkrótce potem tracą także Montreal.

Wojna kończy się dziesiątego lutego 1763 roku wraz z podpisaniem pokoju paryskiego31. Ludwik XV zrzeka się na rzecz Anglii roszczeń do Akadii. Przekazuje także Anglikom prawa do Kanady i jej terytoriów zależnych. Nowa Francja żyje już tylko w sercach swoich synów. Jednakże Anglicy nie potrafią pozyskać sobie ludu, który udało im się podbić. Potrafią go tylko skutecznie wyniszczać. Nie da się wykorzenić poczucia narodowości, zwłaszcza gdy zdecydowana większość populacji pielęgnuje miłość do swej dawnej ojczyzny i nie rezygnuje z oczekiwań przodków. Na próżno Wielka Brytania ustanawia aż trzy centra rządowe – w Quebecu, Montrealu i w Trois-Rivières. Na próżno usiłuje narzucić Kanadyjczykom angielskie prawa, zmusić do złożenia przysięgi wierności. W wyniku zdecydowanych protestów mieszkańców w 1774 roku dochodzi do polubownego rozwiązania i w kolonii zostaje przywrócone prawo francuskie.

Wprawdzie Zjednoczone Królestwo nie musi się już niczego obawiać ze strony Francji, za to staje w obliczu nowego zagrożenia – Amerykanów. Ci ostatni, przemierzywszy Jezioro Champlaina, zdobywają Fort Carillon, Fort Saint-Jean i Fort Saint-Frédéric, a następnie dowodzeni przez generała Montgomery’ego maszerują na Montreal. Zajmują go i ruszają na Quebec – tego jednak nie udaje im się zdobyć z zaskoczenia.

W następnym roku, czwartego lipca 1776 roku, Stany Zjednoczone Ameryki proklamują swoją niepodległość.

Dla Frankokanadyjczyków nadchodzą najgorsze czasy. Anglików zżera nieustanna obawa, że i ta kolonia wymknie się im z rąk i dołączy do wielkiej federacji, chroniąc się pod powiewającym na horyzoncie gwiaździstym sztandarem. Niestety tak się nie dzieje – czego prawdziwi patrioci nie mogą odżałować.

W roku 1791 nowa konstytucja dzieli kraj na dwie prowincje: Górną Kanadę – na zachodzie i Dolną Kanadę, ze stolicą w Quebecu – na wschodzie. Każda z tych prowincji otrzymuje radę legislacyjną mianowaną przez Koronę oraz zgromadzenie ustawodawcze obierane co cztery lata przez wolnych dzierżawców. Wśród stu trzydziestu pięciu tysięcy mieszkańców tej społeczności można się doliczyć zaledwie piętnastu tysięcy osób angielskiego pochodzenia.

Ambicje agresywnych brytyjskich osadników streszczała dewiza gazety „Le Canadien”, założonej w Quebecu w 1806 roku: Nasze instytucje, nasz język, nasze prawa. Zmagania trwają właśnie o ten potrójny postulat, a gdy w roku 1814 kończy je pokój w Gandawie, bilans sukcesów i porażek po obu stronach jest praktycznie identyczny.

I znów rozpoczyna się nierówna walka pomiędzy dwojgiem przeciwników rywalizujących o Kanadę. Początkowo konflikt toczy się wyłącznie na terenie politycznym. Parlamentarni zwolennicy reform, za przykładem swojego lidera, nieustraszonego Papineau32, nie zaprzestają atakować autorytetu brytyjskiej metropolii we wszelkich możliwych sprawach – w kwestiach wyborczych, w kwestii podziału ziem (przydzielanych w nieporównanie większym stopniu osadnikom pochodzenia brytyjskiego) itd., itp. Rządzący na próżno odwlekają lub rozwiązują posiedzenia, nic im to nie daje. Opozycja nie ustępuje nawet o krok. Równocześnie królewscy lojaliści33 – jak sami siebie nazywają – dążą do obalenia konstytucji z 1791 roku i zjednoczenia Kanady jako jednolitej prowincji z przewagą elementu angielskiego. Ich celem jest całkowite wyrugowanie języka francuskiego z parlamentu i z sądownictwa. Jednakże Papineau wraz ze swoimi poplecznikami przeciwdziała temu pomysłowi z tak wielką energią i determinacją, że Korona – choć tymczasowo – ale musi się wycofać ze swoich paskudnych planów.

Dyskusje przybierają na sile. Kolejne wybory sprowadzają się do nieustannych zadrażnień. W maju 1831 roku w Montrealu wybuchają zamieszki, które kosztują życie trzech frankokanadyjskich patriotów. Mieszkańcy miast i wsi coraz częściej gromadzą się na meetingach. Fala propagandy zalewa całą prowincję. Zostaje opublikowany 92-punktowy manifest krzywd Kanadyjczyków o francuskim pochodzeniu, skierowany przeciwko Anglosasom. Dokument ten wyraża między innymi żądanie postawienia w stan oskarżenia lorda Aylmera34, gubernatora generalnego Kanady. Manifest zostaje przyjęty przez zgromadzenie deputowanych, choć pada też kilka głosów przeciwnych ze strony skrajnych reformatorów, dla których zawarte w nim postulaty są niewystarczające. W roku 1834 dochodzi do nowych wyborów. Papineau i jego zwolennicy znów trafiają do parlamentu. Wierni ustaleniom poprzedniego zgromadzenia dążą do postawienia przed sądem generalnego gubernatora. Jednak w marcu 1835 roku aktualny gabinet zostaje odwołany i w miejsce lorda Aylmera na stanowisku gubernatora pojawia się królewski komisarz, lord Gosford35. Bezpośrednio podlega mu jeszcze dwóch komisarzy powołanych do rozpatrzenia przyczyn aktualnego wzburzenia. Początkowo lord Gosford przyjmuje bardzo pojednawczą postawę wobec zamorskich poddanych Korony, metoda ta nie przynosi jednak zamierzonego efektu i wcale nie zwiększa poparcia dla władzy wśród zbuntowanych deputowanych.

Tymczasem, dzięki nieustannej emigracji, ugrupowanie proangielskie staje się coraz liczebniejsze, co wzmacnia Anglików również w Dolnej Kanadzie. W Montrealu i w Quebecu powstają stowarzyszenia mające za cel popieranie reformatorów. Znów dochodzi do tarć; z jednej strony rząd siłą rzeczy zobowiązany jest do likwidowania wszystkich tych stowarzyszeń powstałych wbrew obowiązującemu prawu, one zaś same gotowe są w każdej chwili przystąpić do zdecydowanych działań. Nie da się ukryć, że wrze w równym stopniu po obu stronach. Element anglosaski jest hardy jak nigdy wcześniej. Anglicy stawiają sobie tylko jeden cel: za wszelką cenę i bez względu na środki doprowadzić do całkowitego zanglicyzowania Dolnej Kanady. Francuscy patrioci decydują się na opór – legalny czy nie. Rozwiązaniem podobnie napiętej sytuacji może być tylko krwawa konfrontacja. Ziemia, niegdyś tak heroicznie zdobyta przez francuskich odkrywców, już wkrótce spłynie krwią obu wrogich sobie nacji.

Tak oto przedstawiała się sytuacja w Kanadzie w roku 1837, to jest u progu naszej opowieści. Musieliśmy tu przywołać przyczyny wzajemnej francusko-angielskiej nienawiści, by pokazać wolę życia jednych, a także zawziętość drugich.

Czyż zresztą ta Nowa Francja nie była takim samym kawałkiem ojczyzny, jak na przykład Alzacja i Lotaryngia, brutalnie wyrwane Francuzom trzydzieści lat wcześniej? A wysiłki Frankokanadyjczyków, by zapewnić sobie przynajmniej minimum samodzielności, czyż nie były przykładem takich samych pamiętnych działań, jakie podejmowali ich rodacy z Alzacji i Lotaryngii?

Wieczorem dwudziestego trzeciego sierpnia doszło do spotkania lorda gubernatora Gosforda, głównego komendanta sir Johna Colborne’a, pułkownika Gore’a i ministra policji Gilberta Argalla. Zamierzali wspólnie omówić szczegóły przeciwdziałania wiszącej już na włosku rebelii.

Wyrazem kebec posługują się Indianie na określenie wąskiego gardła rzeki, wtłoczonej pomiędzy nagle przybliżone ku sobie przeciwległe brzegi. Stąd też nazwa stolicy, wzniesionej na przylądku, niczym na Gibraltarze, powyżej miejsca, w którym Rzeka Świętego Wawrzyńca szerokim ramieniem wlewa się do morza. Tak zwane miasto wysokie wspina się po stromym zboczu górującym ponad rzecznym nurtem, miasto tak zwane niskie ciągnie się wzdłuż wody szeregiem składów, doków, wąskich uliczek wyłożonych deskami i drewnianych – w większości – domów. Jest tam też kilka budowli bez wyraźnego stylu, pałac gubernatora, budynek poczty i kapitanatu, francuska i angielska katedry, rozległy plac często odwiedzany przez spacerowiczów, cytadela, którą zajmuje tutejszy, dość liczny garnizon… Tak oto przedstawiał się gród za czasów Champlaina, w sumie i tak o wiele bardziej malowniczo niż wszystkie pozostałe nowoczesne miasta wyrosłe wówczas w Ameryce Północnej.

Z ogrodu gubernatora roztaczał się daleki widok na wspaniałą rzekę. Poniżej jej wody rozdzielały się, a deltę jej ramion stanowiła wyspa Orlean36. Wieczór był cudny. Nawet zwykle przenikliwy północno-zachodni powiew, zazwyczaj bardzo dokuczliwy, mknący doliną Rzeki Świętego Wawrzyńca bez względu na porę roku, nie mącił słodyczy tej chwili. W cieniu na skwerku, tylko z jednej strony oświetlona blaskiem księżyca, wznosiła się regularna piramidka ku czci Wolfe’a i Montcalma37, obu razem, połączonych w dniu śmierci.

Już od godziny gubernator generalny naradzał się z trzema wybitnymi współpracownikami nad powagą sytuacji, która zmuszała ich do pozostawania w stanie najwyższej gotowości. Sygnały nadchodzącej rewolty nie pozostawiały złudzeń. Należało się przygotować na każdą, nawet najgorszą ewentualność.

Właśnie lord Gosford zapytał sir Johna Colborne’a, jaką liczbą ludzi ten może dysponować.

– Niestety zbyt małą – odparł generał. – A jeszcze będę musiał zmniejszyć w hrabstwie liczbę oddziałów, które się tu znajdują.

– Jaśniej, komendancie.

– Mogę wystawić najwyżej cztery bataliony i siedem kompanii piechoty, gdyż w żadnym razie nie powinienem zabierać żołnierzy z garnizonów w cytadelach Quebecu i Montrealu.

– Czy ma pan artylerię?

– Cztery działa polowe.

– A jazdę?

– Zaledwie szwadron.

– Jeśli trzeba będzie używać tych sił również na terenach przygranicznych – zauważył pułkownik Gore – z całą pewnością nie wystarczą! Być może, panie gubernatorze, należałoby wyrazić ubolewanie, że Jego Wysokość zlikwidował konstytucyjne stowarzyszenia powołane przez lojalistów! Mielibyśmy teraz kilka setek chętnych karabinierów, a ich pomoc w obecnej sytuacji byłaby nie do przecenienia…

– Nie mogłem pozwolić na swobodną działalność tych organizacji – odrzekł lord Gosford. – Każde ich zetknięcie z ludnością kończyło się rozróbą. Powinniśmy unikać tworzenia punktów zapalnych. Siedzimy na beczce prochu i musimy działać w białych rękawiczkach!

Gubernator generalny wcale nie przesadzał. Był to rozumny człowiek o pojednawczym usposobieniu. Od swojego przybycia do kolonii wiele razy okazywał przychylność francuskim osadnikom, posiadał też – jak to zauważył historyk Garneau – „szczyptę irlandzkiego humoru, który bardzo dobrze szedł w parze z humorem kanadyjskim”. Przed wybuchem powstania szanowano go za powściągliwość i łagodność, za ducha sprawiedliwości, którego wniósł do stosunków z zarządzaną przez siebie ludnością, czy to bowiem z natury, czy z przemyślanego wyboru, ale nie znosił przemocy.

„Siła – powtarzał – dławi, ale nad niczym nie zapanuje. W Anglii zbyt łatwo zapomina się, że Kanada leży po sąsiedzku ze Stanami Zjednoczonymi. A te skończyły na wywalczeniu sobie niepodległości! Dobrze wiem, że w Londynie premier życzyłby sobie polityki przymusu. To samo we wszystkich komisjach parlamentarnych, w Izbie Lordów, w Izbie Gmin… Niestety w przeważającej większości przyjęto metodę dyskredytowania i oskarżania posłów opozycji, wydawania publicznych pieniędzy bez żadnej kontroli, zmieniania według własnego widzimisię konstytucji, tak by okazywało się, że w okręgach wyborczych nagle jest dwa razy więcej ludności angielskiej niż zwykle! Ale świadczy to tylko o braku rozsądku. W konsekwencji krew poleje się po obu stronach!”.

Istotnie, zagrożenie było więcej niż realne. Ostatnie rozwiązania przyjęte przez angielski parlament wywołały wzburzenie, które pod najmniejszym pretekstem mogło się zmaterializować. Potajemne zebrania, publiczne zgromadzenia, rozgorączkowanie ulicy… Deklaracje w każdej chwili gotowe były przerodzić się w czyny. Zarówno w Montrealu, jak i w Quebecu pomiędzy zwolennikami reform a poplecznikami anglosaskiej dominacji nieustannie dochodziło do wzajemnych prowokacji. Celowali w nich zwłaszcza byli członkowie rozwiązanych lojalistycznych stowarzyszeń konstytucyjnych. Policja miała świadomość, że wezwanie do broni ogarniało kolejne dzielnice, hrabstwa, parafie… Pozwalano już sobie nawet na wieszanie na stryczku kukły generalnego gubernatora. Był najwyższy czas, by podjąć odpowiednie kroki.

– Czy w Montrealu widziano już pana de Vaudreuil38? – zapytał lord Gosford.

– Wydaje się, że wcale nie opuścił swojej posiadłości w Montcalm – wyjaśnił Gilbert Argall. – Ale jego towarzysze – Farran, Clerc i Vincent Hodge – niestrudzenie go odwiedzają. Są też w codziennym kontakcie z liberalnymi posłami, a zwłaszcza z adwokatem Gramontem z Quebecu.

– Jeśli wybuchną zamieszki – powiedział sir John Colborne – nikt nie będzie miał wątpliwości, że zostały przygotowane właśnie przez nich.

– A zatem aresztując ich – dodał pułkownik Gore – być może Wasza Wysokość zdławiłby spisek w zarodku…?

– Obyśmy go jeszcze nie przyspieszyli! – wykrzyknął gubernator.

A potem, zwracając się do ministra policji, zapytał:

– Jeśli się nie mylę, to pan de Vaudreuil i jego przyjaciele brali już udział w powstaniach w 1832 i w 1835 roku?

– Istotnie – odpowiedział sir Gilbert Argall – lub przynajmniej mamy wszelkie powody, by tak sądzić, choć zabrakło na to bezpośrednich dowodów i nie można ich było oficjalnie ścigać, tak jak to miało miejsce podczas spisku z 1825 roku.

– Za wszelką cenę trzeba zdobyć te dowody – powiedział sir John Colborne – i raz na zawsze skończyć z machinacjami reformatorów, nigdy więcej nie pozwólmy im na działanie. Wiem, że nie ma nic okropniejszego niż wojna domowa! Ale skoro już do niej doszło, załatwmy to bez pardonu i niech ta walka rozstrzygnie się definitywnie na korzyść Anglii!

Podobna wypowiedź jak najbardziej mieściła się w roli naczelnego komendanta sił brytyjskich w Kanadzie. Jednakże, choć John Colborne był człowiekiem zdecydowanym na powstrzymanie powstania nawet przy zastosowaniu najbrutalniejszych metod, uciekanie się do szpiegowania i inwigilacji, co jest szczególną domeną policji, raziło jego typowo wojskowy sposób myślenia. Tymczasem agenci Gilberta Argalla już od wielu miesięcy wykonywali misję nieustannego obserwowania poczynań partii frankokanadyjskiej. Miasteczka i parafie w dolinie Rzeki Świętego Wawrzyńca, nade wszystko zaś te położone w hrabstwach: Verchères, Chambly, Laprairie, w Akadii, Terrebonne i Deux-Montagnes systematycznie przemierzali liczni szpiedzy ministra. W Montrealu, z braku stowarzyszeń konstytucyjnych, nad których rozwiązaniem tak ubolewał pułkownik Gore, zadanie eliminowania buntowników wszelkimi możliwymi sposobami wyznaczył sam sobie Doric Club – a jego członkowie zaliczali się do najzagorzalszych lojalistów. Toteż lord Gosford miał wszelkie podstawy, by się obawiać, że do powszechnego wybuchu może dojść w każdej chwili, czy to w dzień, czy w nocy.

Rozumie się, że pomimo osobistych skłonności gubernatora całe jego otoczenie parło, by popierał on raczej „biurokratów” – jak nazywano zwolenników władzy Korony – przeciwko stronnikom sprawy narodowej. Zresztą sir John Colborne bynajmniej nie opowiadał się za stosowaniem półśrodków, co dobitnie potwierdził w późniejszym czasie, gdy już zastąpił lorda Gosforda w zarządzaniu kolonią. Gdyby zaś kierować się zdaniem pułkownika Gore’a, starego wojskowego odznaczonego jeszcze pod Waterloo, należałoby natychmiast i bez zwłoki zadziałać militarnie.

Siódmego maja tego samego roku w Saint-Ours, miasteczku położonym w hrabstwie Richelieu, zebrali się na naradę przywódcy reformatorów. Podjęto tam ustalenia, które stały się równocześnie programem politycznym frankokanadyjskiej opozycji.

A mianowicie:

„Kanada, na wzór Irlandii, powinna się skupić wokół prawdziwego patrioty, człowieka z całego serca nienawidzącego tyranii i z całego serca kochającego swą ojczyznę, człowieka, którym nie zdołają zachwiać ani obietnice, ani groźby”.

Człowiekiem tym był deputowany Papineau. W powszechnym odczuciu postrzegany był jako tutejszy O’Connell39 – „Wyzwoliciel”.

Równocześnie zgromadzenie narodowe zdecydowało o – w miarę możliwości – „bojkocie towarów importowanych i korzystaniu wyłącznie z produkcji miejscowej, dla pozbawienia w ten sposób rządu dochodów z ceł nałożonych na wwóz towarów zagranicznych”.

Lord Gosford musiał odpowiedzieć na te deklaracje, toteż piętnastego czerwca za pośrednictwem proklamacji zabronił jakichkolwiek buntowniczych zebrań oraz rozkazał, by zarówno administracja, jak i oficerowie milicji40 uczestniczyli w ich rozpędzaniu.

Policja działała już zresztą niezmordowanie, i to przy użyciu wszelkich chwytów. Korzystano zarówno z usług najzręczniejszych agentów, jak i nie cofano się przed prowokacją lub zdradą, i tak jak to wypraktykowano w przeszłości – przynętą były spore pieniądze.

Ale choć Papineau oficjalnie reprezentował racje reformatorów, prócz niego był ktoś jeszcze… W cieniu, pracując dla dobra sprawy, tak utajniony, że nawet najważniejsi reformatorzy stykali się z nim sporadycznie… Wokół tego człowieka osnuto prawdziwą legendę wywierającą cudowny wpływ na świadomość ludu. Znano go tylko pod enigmatycznym przydomkiem Jean bez Nazwiska.

Nie należy się wobec tego dziwić, że i podczas spotkania u generalnego gubernatora padło imię owej tajemniczej postaci.

– Cóż z tym Jeanem bez Nazwiska…? – zapytał sir John Colborne. – Czy natrafiono na jego ślad?

– Jeszcze nie – odezwał się minister policji. – Jednakże mam wszelkie powody, by sądzić, że pojawił się w hrabstwach Dolnej Kanady, a całkiem niedawno przybył do Quebecu.

– Coś takiego! Pańscy agenci nie potrafili go zgarnąć? – wykrzyknął pułkownik Gore.

– To nie takie łatwe, generale.

– Czy ten człowiek naprawdę ma tak wielkie znaczenie, jak mu się przypisuje? – zapytał lord Gosford.

– Z całą pewnością – potwierdził minister – i zapewniam Waszą Wysokość, że ten wpływ jest jeszcze większy.

– Kim on jest?

– Otóż, w zasadzie nigdy nie udało się tego ustalić… – wyjaśniał John Colborne. – Czyż nie tak, mój drogi Argall?

– To prawda, generale! Nie wiemy ani kim jest, ani skąd przybył, ani dokąd zmierza. Już w ostatnich zamieszkach przewijał się prawie niezauważalnie. Ale nie ulega wątpliwości, że wszyscy przywódcy – i Papineau, i Viger, i Lacoste, i Vaudreuil, i Farran, i Gramont, wszyscy oni liczą na jego obecność w decydującej chwili. Renoma tego całego Jeana bez Nazwiska urosła do nadnaturalnych rozmiarów w dolinie Rzeki Świętego Wawrzyńca, zarówno powyżej Montrealu, jak i poniżej Quebecu. Gdyby wierzyć legendzie, ma wszystko, aby pociągnąć za sobą wioski i miasta – niepospolitą odwagę, śmiałość do nadzwyczajnych czynów. A w końcu – tak jak mówiłem – sam jest absolutnie nieznany, spowija go całkowita tajemnica.

– Przypuszcza pan, że przybył do Quebecu? – zapytał lord Gosford.

– Tak by wynikało z raportów policyjnych – odparł Gilbert Argall. – Dlatego też zaraz wysłałem w teren jednego z moich najbardziej operatywnych ludzi, jednego z najzręczniejszych… Ripa, tego samego, który wykazał się tak wielką inteligencją w sprawie Simona Morgaza.

– Simon Morgaz – powtórzył John Colborne… – Ach! To ten, który w 1825 roku przehandlował swoich towarzyszy… wspólników spisku Chambly, za złoto…

– Ten sam!

– Wiadomo, gdzie jest teraz?

– Wiadomo tylko jedno – odrzekł Gilbert Argall – że odepchnięty przez swoich ziomków, przez wszystkich tych Frankokanadyjczyków, których zdradził, przepadł bez śladu. Może definitywnie opuścił Nowy Kontynent…? A może już nie żyje…?

– Czy sposób, który okazał się skuteczny w przypadku Simona Morgaza, nie przyniósłby efektów także wobec innych reformatorskich przywódców? – zapytał John Colborne.

– Niech pan porzuci tę myśl, generale! – odparł lord Gosford. – Ci Patrioci, trzeba to przyznać, nie ulegają żadnym naciskom. Mają się za zagorzałych przeciwników wpływów angielskich, a ich jedynym marzeniem jest niepodległa Kanada na wzór Stanów Zjednoczonych, które ją sobie zdobyły wbrew Anglii. I taka jest niestety prawda! Liczyć, że uda się ich przekupić, skłonić do zdrady, mamiąc obietnicami zaszczytów lub pieniędzmi, co to, to nie! Nigdy! Co do tego jestem przekonany, nie uda się panu znaleźć pomiędzy nimi ani jednego zdrajcy!

– To samo mówiono o Simonie Morgazie – zauważył ironicznie sir John Colborne – a przecież podał nam swoich kompanów na tacy! A swoją drogą, ten cały Jean bez Nazwiska, o którym pan mówił, kto wie czy on sam nie jest do kupienia…?

– Nie sądzę, generale – odparł żywo minister policji.

– Tak czy inaczej, czy po to, by go przekupić, czy żeby go powiesić, najpierw trzeba go znaleźć, a skoro zasygnalizowano jego obecność w Quebecu…

W tej samej chwili zza zakrętu ogrodowej alejki wyłonił się jakiś człowiek i usłużnie przystanął w odległości kilkunastu kroków od rozmawiających.

Minister natychmiast rozpoznał policjanta, a raczej prawdziwy „mózg policyjny” – tytuł, na który ze wszech miar zasługiwał nowo przybyły.

Człowiek ten nie należał bezpośrednio do oficjalnej brygady Comeau, szefa anglokanadyjskich wywiadowców.

Gilbert Argall dał mu znak, by się zbliżył.

– To Rip, z agencji Rip & Spółka – powiedział, zwracając się do lorda Gosforda. – Czy Wasza Wysokość pozwoli, by złożył nam swój raport?

Lord Gosford przytaknął skinieniem głowy. Rip zbliżył się i z wielkim szacunkiem oczekiwał, by – jak należało – Gilbert Argall zaczął mu zadawać pytania. Czego ten nie omieszkał uczynić:

– Jesteś pan pewien, że Jean bez Nazwiska był widziany w Quebecu? – Mogę to udowodnić, Wasza Miłość!

– Czemu wobec tego nie został jeszcze zatrzymany? – spytał lord Gosford.

– Wasza Wysokość raczy wybaczyć mnie i moim współpracownikom, ale zbyt późno zostaliśmy powiadomieni. Przedwczoraj Jean bez Nazwiska został rozpoznany, gdy odwiedzał jeden z domów przy ulicy Petit-Champlain… ten przylegający do zakładu krawca Émotarda, zaraz po lewej, licząc od pierwszych schodków w uliczce, o której mowa. Natychmiast kazałem otoczyć dom. Mieszka w nim wielmożny Sébastien Gramont, adwokat i deputowany, bardzo oddany partii reformatorów. Jednakże Jean bez Nazwiska nie pojawił się tam więcej, choć z całą pewnością deputowany Gramont utrzymuje z nim kontakt. Szukaliśmy na próżno…

– Myślisz, że ten człowiek wciąż przebywa na terenie Quebecu? – zapytał John Colborne.

– Nie potrafię odpowiedzieć Waszej Miłości twierdząco – odparł Rip.

– Nie znasz go pan?

– Nigdy go nie widziałem i prawdę mówiąc, jest bardzo niewielu takich, którzy go znają!

– Czy wiadomo przynajmniej, w którym kierunku wyruszył z Quebecu?

– Nie. Nie wiem.

– A masz pan jakiś pomysł w tym względzie? – spytał minister policji.

– Powiedziałbym, że ten człowiek musiał się skierować do hrabstwa Montreal, czyli na obszar szczególnie ulubiony przez agitatorów. Jeśli szykują się jakieś rozruchy, to najprawdopodobniej rozpoczną się od Dolnej Kanady. Wydedukowałem, że Jean bez Nazwiska chowa się zapewne w którejś z osad leżących bezpośrednio nad brzegiem Rzeki Świętego Wawrzyńca…

– Otóż to – wtrącił się Gilbert Argall – i właśnie od tamtej strony należy rozpocząć poszukiwania.

– W takim razie proszę wydać odpowiednie rozkazy – podsumował gubernator.

– Wasza Wysokość będzie zadowolony. Rip, od jutra opuszczasz pan Quebec z najlepszymi spośród swoich agentów. Ja ze swej strony zajmę się ścisłym nadzorem nad panem de Vaudreuil i jego towarzyszami. Z całą pewnością Jean bez Nazwiska utrzymuje z nimi częstszy lub rzadszy, ale stały kontakt. Postarajcie się za wszelką cenę odnaleźć jego ślady. To zadanie specjalne wyznaczone przez generalnego gubernatora.

– I zostanie wykonane co do joty – zapewnił naczelny szpieg agencji Rip & Spółka. – Wyruszam jutro.

– Z góry masz naszą zgodę na wszystko, co zrobisz, by pochwycić tego niebezpiecznego buntownika – powiedział Gilbert Argall. – Chcemy go dostać żywego lub martwego, byle wcześniej niż uda mu się poprzez samą swoją obecność poderwać do walki frankokanadyjską ludność. Rip, jesteś pan inteligentny i gorliwy, udowodniłeś to przed laty podczas afery Morgaza. Liczymy na ciebie powtórnie… To wszystko.

Rip zabierał się już do wyjścia, zrobił nawet kilka kroków, gdy nagle coś go powstrzymało.

– Czy mógłbym zadać Waszej Miłości jedno pytanie? – powiedział, zwracając się do ministra.

– Pytanie…?

– Tak, Wasza Miłość, i ze względu na właściwą buchalterię w księgach agencji Rip & Spółka muszę poznać na nie odpowiedź teraz.

– Pytaj więc – rzekł Argall.

– Czy za głowę Jeana bez Nazwiska została naznaczona cena?

– Jeszcze nie…

– Więc powinna zostać wyznaczona – odezwał się John Colborne.

– Jest – powiedział lord Gosford.

– A jaka to kwota…? – zapytał Rip.

– Cztery tysiące piastrów41…

– Wart jest sześć tysięcy – odparł Rip. – Będę miał spore koszty – przejazdy i zaliczki dla informatorów.

– Niech będzie – zgodził się lord Gosford.

– Wasza Wysokość nie pożałuje, że wydał te pieniądze…

– Jeśli je zarobisz… – zauważył minister.

– Tak będzie, Wasza Miłość.

I z tym zapewnieniem, być może nieco na wyrost, szef agentów z firmy Rip & Spółka odszedł.

– Ten Rip! Wydaje się pewny swego – zauważył pułkownik Gore.

– Wzbudza całkowite zaufanie – odparł Gilbert Argall. – Nawiasem mówiąc, nagroda w wysokości sześciu tysięcy piastrów jest jak najbardziej odpowiednia, by uruchomić jego zręczność i zapał. Już spisek Chambly przyniósł mu dość znaczne kwoty, a jeśli Rip lubi swój zawód, to nie mniej lubi też zarobek, który mu on przynosi. Bierzmy tego cudaka, jakim jest. Nie znam nikogo, kto nadawałby się lepiej do pochwycenia Jeana bez Nazwiska, jeśli rzecz jasna Jean bez Nazwiska w ogóle jest do pochwycenia!

Z tymi słowami generał, minister i pułkownik pożegnali lorda Gosforda. Następnie sir John Colborne wydał rozkaz pułkownikowi Gore’owi, by natychmiast wyruszył do Montrealu, gdzie ma zaczekać na pułkownika Witheralla, który otrzymał zadanie uprzedzenia lub zdławienia wszelkich buntowniczych ruchów w parafiach hrabstwa.

1 Arpent – tu: miara powierzchni stosowana dawniej we Francji i Nowej Francji; w Nowej Francji liczyła około 3420 m2.

2 Słowa te wypowiedział Voltaire, w ten sposób wyrażając pogardę wobec wartości ekonomicznej Kanady, a co za tym idzie całej Nowej Francji w wieku XVIII; ta ironiczna opinia stała się w pewnym sensie obowiązująca we Francji metropolitalnej, a najprawdopodobniej późniejsze wydarzenia polityczne sprawiły, że bardzo głęboko zapadła w świadomość rozgoryczonych Kanadyjczyków, którzy do dzisiaj powołują się na ów krzywdzący dla siebie osąd.

3 W całym tekście przymiotnik „amerykański” odnosi się zdecydowanie do geografii ziem, o których mowa; we współczesnym odczuciu tyczyłby raczej USA.

4 Chodzi o króla Francji Franciszka I Walezjusza (1494-1547); w drugiej połowie swojego panowania nieustannie rywalizował z Karolem Habsburgiem (późniejszym cesarzem Karolem V), który m.in., jako władca Hiszpanii, stał się również władcą posiadłości w Nowym Świecie.

5 Galia – w starożytności nazwa nadana przez Rzymian obszarowi zamieszkanemu przez plemiona celtyckie.

6 Jacques Cartier (1491-1557) – francuski podróżnik i odkrywca, znany z licznych wczesnych odkryć na terytorium dzisiejszej Kanady (m.in. Rzeka Świętego Wawrzyńca, Wyspa Edwarda).

7 Malończyk (fr. Malouin) – mieszkaniec Saint-Malo.

8 Nazwa Kanada pochodzi od słowa kanata (lub kanada) oznaczającego w języku Irokezów i Huronów skupisko chat, czyli osadę.

9 Henryk IV (1553-1610) – król Francji w latach 1572-1610, pierwszy z dynastii Burbonów.

10 Samuel de Champlain (ok. 1567-1635) – francuski podróżnik, odkrywca, kolonizator Kanady, pierwszy gubernator, zwany „ojcem Nowej Francji”; kontynuował odkrywcze dzieło Jacques’a Cartiera, jednocześnie prowadząc intensywną akcję kolonizacyjną i tworząc podstawy pod francuską dominację w Ameryce Północnej.

11 Pierre Dugua de Mons (1560 lub 1564-1628) – francuski kupiec, badacz i kolonizator Nowej Francji.

12 Algonkini – wyodrębniony wg kryterium językowego zespół około 100 plemion Indian Ameryki Północnej, m.in.: Mohikanie, Delawarowie, Kri, Arapaho, Czejenowie, Czarne Stopy, Szaunisi.

13 Huroni – plemię Indian z Ameryki Północnej; w XVI-XVII wieku stworzyło silną federację przeciwko Algonkinom.

14 Irokezi – Indianie Ameryki Północnej, których języki tworzą irokeską grupę językową, m.in.: Czerokezi, Huroni, Kajuga, Mohawkowie, Oneida, Onondaga, Seneka.

15 1627 – u Verne’a: 1620.

16 Kompania Nowej Francji (Kompania Kanadyjska) – kompania handlowa i kolonizacyjna działająca w latach 1627-1663 (u Verne’a: od 1628 roku).

17 Ocean – w domyśle Ocean Atlantycki.

18 W roku 1632 – Champlain w latach 1629-1632 był więziony w Londynie i przypłynął do Francji 1 marca 1633, skąd wyruszył 23 marca i 22 maja 1633 dotarł do Quebecu; wspomniany traktat rzeczywiście został podpisany w 1632 roku.

19 Jean-Baptiste Colbert – minister Ludwika XIV.

20 Alexandre de Prouville de Tracy – porucznik-generał Nowej Francji, jego bardzo brutalna działalność – uciekał się do klasycznych sposobów eksterminacji Irokezów (a przy okazji innych plemion) – wywołała wieloletnie wojny Francuzów z Indianami, a przede wszystkim sprawiła, że stracili oparcie w ludności tubylczej na nowym kontynencie.

21 Akadia (franc. Acadie, ang. Acadia) – kolonia francuska w Ameryce Północnej; zajmowała obszar od wschodnich wybrzeży kontynentu do ujścia Rzeki Świętego Wawrzyńca, od południa graniczyła z Nową Anglią (z dzisiejszym Maine).

22 W latach 1703-1725 gubernatorem Nowej Francji był Philippe de Rigaud, kawaler de Vaudreuil, przybyły do Kanady w roku 1687, który zmarł w Quebecu w roku 1725; czwarty z jego synów (na dwanaścioro dzieci), Pierre de Rigaud de Vaudreuil, piastował to samo stanowisko w latach 1755-1759.

23 Wydaje się, że w tym miejscu Verne się pomylił: Philippe de Vaudreuil był pierwszym z rodziny sprawującym funkcję gubernatora Nowej Francji; wprawdzie rodzina de Vaudreuil’ów zapisała się znacząco w historii Kanady, lecz dzięki potomkom Philippe’a; natomiast we Francji genealogię tej rodziny można wyprowadzić już od XII w.

24 Wojna o sukcesję austriacką – 1740-1748.

25 Terytorium Ohio (Kraj Ohio) – nazwa używana w XVIII-wiecznej Ameryce w odniesieniu do ziem położonych pomiędzy Appalachami, rzeką Ohio i jeziorem Erie; jedno z pierwszych pograniczy w Stanach Zjednoczonych, obszar obejmujący niemal cały dzisiejszy stan Ohio, wschodnie partie stanu Indiana, zachodnią Pensylwanię i północno-zachodnią Wirginię Zachodnią; kwestię zasiedlenia tego regionu historycy uważają za główną przyczynę wybuchu wojny z Francuzami i Indianami.

26 Był to Pierre de Rigaud de Cavagnal de Vaudreuil, gubernator Nowej Francji od 1 stycznia 1755 roku, urodzony w Quebecu w 1698 roku, zmarły bezpotomnie w Paryżu w roku 1778.

27 Louis-Joseph de Montcalm-Gozon (1712-1759) – markiz de Saint-Véran, francuski generał, uczestnik wojny w koloniach amerykańskich (Brytyjska wojna z Indianami i Francuzami).

28 Gdy gubernator Pierre de Vaudreuil zwrócił się o pomoc do metropolii, usłyszał odpowiedź ministra Maurepasa: „Kiedy płonie zamek, nie gasi się stajni”.

29 James Wolfe (1727-1759) – brytyjski generał; brał udział w bitwie pod Culloden oraz o Quebec.

30 Oblegany przez Anglików Quebec poddał się 18 września 1759 roku. Montcalm został zabity. W związku z tym gubernator Pierre de Vaudreuil skapitulował w Montrealu w imieniu całej kolonii i w myśl postanowień kapitulacji został odesłany do Francji, lecz po przybyciu do Paryża natychmiast zamknięto go w Bastylii i oskarżono o oddanie Nowej Francji nieprzyjacielowi. Jego proces toczył się aż do roku 1763 i zakończył oczyszczeniem z zarzutów oraz uwolnieniem.

31 Pokój paryski – układ podpisany w Paryżu 10 lutego 1763 roku, kończący wojnę siedmioletnią; sygnowany przez Anglię, Francję i Hiszpanię, przyznawał zdecydowane zwycięstwo Anglii; zgodnie z jego postanowieniami Francja utraciła prawie całe swoje posiadłości w Ameryce Północnej na rzecz Anglii, pozostał jej tylko niewielki archipelag (pozostawiony ze względu na łowiska) – Saint Pierre (pow. wyspy 24 km²) i Miquelon (pow. 216 km²).

32 Louis-Joseph Papineau (1786-1871) – prawnik, kanadyjski polityk, inicjator i przywódca rebelii w Dolnej Kanadzie.

33 Lojaliści na ziemiach amerykańskich, w odróżnieniu od Patriotów (zwolenników niepodległości kolonii w Nowym Świecie), utożsamiani byli z brytyjskimi torysami, czasem też tak nazywani.

34 Matthew Whitworth-Aylmer (1775-1850) – 5. baron Aylmer, brytyjski oficer i administrator, gubernator brytyjskiej Ameryki Północnej.

35 Archibald Acheson 2. earl of Gosford (1776-1849) – gubernator generalny Brytyjskiej Kanady.

36 Orlean – L’île d’Orléans; pełna nazwa wyspy to Saint-Jean-de-l’Ile-d’Orléans.

37 Przeciwnicy w walkach o Quebec, markiz Montcalm i generał James Wolfe, zginęli tego samego dnia, 14 września 1759 roku.

38 Wydaje się, że de Vaudreuil, którego Julisz Verne uczynił jednym z bohaterów tej powieści, jest postacią fikcyjną. W latach, w których toczy się akcja, nie było już bezpośredniego potomka gubernatorów z rodziny de Vaudreuil. W roku 1763 posiadłość senioralną rodziny zakupili potomkowie drugiej linii Rigaud (braci Philippe’a) w osobie kuzyna, inżyniera Michela Chartier de Lotbinière’a. Posiadłość przeszła następnie na jego syna, a w roku 1829 z kolei na wnuczkę Josephine, żonę Roberta Unwina Harwooda. Od tego momentu dziedzictwo de Vaudreuil’ów znajdowało się w rękach rodziny Harwoodów aż do roku 1854, gdy wraz z upadkiem systemu senioralnego tereny te dały początek miasteczku, którego pełna nazwa brzmi Municipalité Regionale de Vaudreuil-Soulanges (obecnie około 22 tys. mieszkańców, położone na obrzeżach Montrealu, na linii Quebec–Montreal–Toronto).

39 Daniel O’Connell, zwany „Wyzwolicielem” (1775-1847) – irlandzki polityk i przywódca narodowy z I połowy XIX w., zwolennik dążenia do niepodległości drogą parlamentarną; w roku 1829 doprowadził do równouprawnienia katolików (zyskali prawa wyborcze i możliwość sprawowania funkcji państwowych).

40 W owym czasie na całym terenie Ameryki Północnej w znacznym stopniu opierano się na oddziałach ochotniczych – czyli milicji.

41 Piastr lub dolar równa się pięciu frankom i dzieli się na sto centów; każdy cent równa się mniej więcej jednemu sou .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: