- W empik go
Rodzina Malczewskiego - ebook
Rodzina Malczewskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 209 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zacnemu panu Bohdanowi Żebrowskiemu, jako dowód czci i uznania, poświęcam tę moją pracę.
Nazwisko autora Marii znane jest ogółowi naszemu; wydatne miejsce zajmuje on w literaturze. Z tego zapewne powodu w ostatnich czasach postrzegać się dają pewne usiłowania do bliższego poznania poety. Tymczasem w miarę poszukiwań piętrzą się niedokładności i stąd częstokroć błędne wnioski wysnuwają nasi badacze. Szczególniej mało są znane stosunki rodzinne pisarza; o nich przeto chcę tu pomówić, tym bardziej że konar owego drzewa usechł doszczętnie przed niewielu laty. Już – jak w tym wypadku – sam proces wygasania nastręcza wiele uwag ciekawych i bolesnych zarazem.
Protoplasci poety – o ile się zdaje – gnieździli się w ziemi sanockiej, używali herbu Tarnawa, choć ojciec i stryj autora Marii pieczętowali się Abdankiem niesłusznie. Uboga szlachta, dorabiała się wziętości i dobytku na dworze Czartoryskich.
Prapradziadek Antoniego, Jan Franciszek z Malczewa Malczewski, siedział na zastawnej dzierżawie w Sielnicy i Żehatynie, małych wioseczkach, należących do dóbr dynowskich, w ziemi sanockiej położonych, które to majętności wniosła Teofila Czartoryska w posagu Grzegorzowi Ogińskiemu hetmanowi w. lit., staroście żmujdzkiemu a swemu małżonkowi. Jan Franciszek był wdowcem; żona jego, Teresa Białobrzeska, na kilka lat przedtem umarła w r. 1704. Był ojcem czworga dzieci, rozporządzał funduszem nie przechodzącym 20 000 zł, lokowanym na tylko co wzmiankowanych osadach. Choroba go ciężka opanowała, drobiazg zostawił nieletni; najstarszy syn liczył nie więcej nad lat osiemnaście; biadał więc nad ich przyszłością. Opiekunami wyznaczył szwagra Białobrzeskiego i Ogińskich – „upraszając jw. ichmościów dobrodziejstwa, aby jako nam, rodzicom, pańską swoje świadczyli zawsze łaskę, w tejże i dzieci nasze konserwować raczyli”.
Spadkobiercy, przypuszczeni do równego działu, dostawali po pięć tysięcy złotych, trochę remanentu i pamiątek rodzinnych, także skrupulatnie podzielonych. Choćby dla wykazania ich wartości przytoczymy tu jedne z dwóch połowic, bardzo zresztą podobnych, przeznaczoną dla starszego syna Antoniego: „Szable numero dwie, jedna z litewska, druga z turecka robione; pierwsza z taśmą karmazynową, rękojeść u niej drutem okręcona; wtóra na paskach rzemiennych puklikami złocistymi sadzonych, rękojeść u niej łapą zieloną obwiedziona. Rząd biały puklasty, suty, bez podgardlka i podogonia; nożenki w srebro oprawne z nożem. Guzów złotych, rubinowych sześć; guzików blachmanowych dwanaście; guzików srebrnych dętych dwadzieścia cztery.” Takąż część otrzymał i młodszy brat Aleksander. Toż samo i córki, tylko naturalnie przypadły im w upominku tak zwane precjoza białogłowskie. Na przykład: „Zausznic rubinowych par dwie; z tych parę jedne, którą sobie obierze, gdy tego czas przyjdzie, naznaczam starszej córce mojej Katarzynie; także łańcuch złoty w grochowe ziarno, w którym czerwonych złotych siedemnaście; czarę srebrną złocistą wewnątrz i po krajach; iglic złotych rubinowych trzy; nożenki białe z nożami, u których trzonki blachmanowe; kobierców dwa; cyny puzdro zielone, w nim półmisków dwanaście, talerzów dwanaście, mis dwie, flasz różnych cztery – wszystko herbowne…
Z tego widzimy, że dostatek był mierny. Srebro stołowe reprezentowało sześć łyżek, które dostała młodsza siostra Anna.
W lat dziewięć po spisaniu ostatniej woli, umarł Jan Franciszek. Najstarszy syn jego Antoni już wówczas był postanowiony, zawarł bowiem związek dożywotni z Marianną Dobrzyńską, bo oto w r. 1713 wzajemnie sobie zapisują dożywocie na ruchomościach, jakie posiadają. Musiał Antoni spłacić schedy, bo się na zastawnej dzierżawie utrzymał. Tutaj też przyszedł na świat jedynak jego, Ignacy, któremu losy pozwoliły podnieść splendor domu Malczewskich.
Ignacego spotykamy na Żehatynie jeszcze w r. 1744. W tym okresie kończy rachunki z dziedzicami, którzy dobra owe już wyprzedali, i wędruje w świat szukać szczęścia. Przedsiębierczy, oszczędny, względnie do epoki wykształcony, zawsze tulący się pod skrzydła potężnej f am i 1 i i, spływa na kresy; zastawne dzierżawy uśmiechają mu się na stepach żyznych i wyleżałych płaszczyznach. Po drodze do kraju mlekiem i miodem płynącego – zatrzymuje się na Wołyniu, kędyś w okolicy księstwa Zasławskiego. Było to przed samym 1750 rokiem.
W epoce tej książę Paweł Karol Lubartowicz Sanguszko, pan na Białym Kowlu, Smolanach, Rekowie, księstwie Zasławskim, marszałek w. ks, litew. dogorywał, a trzecia żona jego, Barbara z hr. Duninów, trzymała w ręku rządy dóbr ogromnych, syn zaś jej Janusz trwonił piękną po Ostrogskich puściznę. Dzieje rozpadania się ordynacji znane są powszechnie; lwią schedę z niej wzięli Lubomirscy, Czartoryski, Małachowski, a obok dynastów drobiazg reprezentowany przez urzędników województwa bracławskiego, drobiazg wreszcie, który się umiał zdziwaczałemu marnotrawcy przypodobać.
Że Ignacy Malczewski miał stosunki z księciem Januszem, dowodzą tego późniejsze rachunki pieniężne. Książę zawsze grosza potrzebował, a Malczewski zawsze jakiś zapas tego grosza posiadał. Umiał się przy tym akomodować, z ramienia familii tu się kręcił; łatwo więc przychodziło do porozumienia. Umowę spisano – i przybysz na początku zagarnął w zastawną dzierżawę jedne wioskę, Jagodnę; potem otrzymał trzy inne: Pleszczyn, Siwki, Kuczmarów; potem jeszcze trzy inne: Rybki, Toporki, Toporczyki. Że zaś gospodarstwo prowadził wzorowe, że go pilnował, więc przybywało dobytku coraz więcej.
Zjednał sobie z czasem opinią człowieka skromnego a statecznego, przy wielkim doświadczeniu w najzawilszych kwestiach prawnych; więc z kolei po zgonie ks. Pawła Sanguszki częstym bywał gościem u jego wdowy, rezydującej w Zasławiu, i dopomagał w rozwiązywaniu interesów, wynikających z dożywocia dóbr wcale pokaźnych.
Przy wdowie bawiła siostra Antonina Duninówna, panna już leciwa, nieładna i niebogata, ale parentelą związana z pierwszymi domami w Rzeczypospolitej. Ojciec jej Piotr, kasztelan radomski, związał swoje losy z Fryderyka Rochlitz, cudzoziemką, szczycącą się opieką króla Augusta II, który nawet dzwonił na to małżeństwo. W intercyzie ślubnej panna nazwana hrabianką, Duninowi także nie skąpiono tytułu „grafa”. Szczycili się też Duninowie łaską królewską, która zakrawała na krewieństwo, a choć z lewego boku, zawsze krewieństwo – dumę rodową wpoili i w dzieci.
To jeszcze mniejsza. Najstarsza córka, wzmiankowana wyżej ks. Sanguszkowa, przejęła się przynajmniej obyczajem swojskim; ale jej siostra Antonina i brat – starosta zatorski – kochali się w cudzoziemszczyźnie więcej, niżby należało. Więc też od panny stronili kawalerowie odpowiedni, a lata biegły – młodość była na schyłku.
Naraz zjawił się w towarzystwie Ignacy Malczewski, człowiek nie pierwszej także młodości, o gładkim zapewne licu, będący na dorobku, ale takim, że niechybnie do majątku dojdzie. Dano mu do zrozumienia, że może dostąpić zaszczytu, jeżeli się oń starać będzie; należy tylko nazwisko ubrać jakim tytułem, choćby bez znaczenia, ale głośnym, nie powiatowym, a tu jak na toż i powiatowego żadnego nie było. Kiedy zaś pan Ignacy oświadczył się z gotowością uczynienia zadość warunkom, wystarano się wówczas u króla Augusta III przez pamięć na Rochlitzów – że go mianował regentem nadwornym kancelarii mniejszej koronnej. Było to niby coś – a w gruncie nie było nic. Dygnitarz dworski, nie znający wcale dworu, może po raz pierwszy i ostatni był na pokojach Sasa, by mu podziękować za zaszczyt. Wrócił na Wołyń, i oto
11 kwietnia r. 1755 odbył się ślub jego z hr. Antoniną Duninówną w Zaslawiu w rezydencji marszałkowej w. lit., która siostrze zapisała 73 964 zł i gr 15, a małżonek, dopłaciwszy sumę odpowiednią, wziął znowu trzy wioski: Chołodki, Zakrynicze i Orlińce, w zastawną dzierżawę i na nich oparł posag żony, z warunkiem, że należeć one będą do niej na prawach dożywocia, do zgonu. Na intercyzie ślubnej podpisali się: brat oblubienicy, Fryderyk hr. na Skrzynnie Dunin starosta zatorski, Drzewiecki podstarości krzemieniecki i M. Błędowski.
Państwo Malczewscy założyli rezydencją w Chołodkach, przepięknej miejscowości, dokoła otulonej lasami. Regentowa miała wiele gustu, więc i dom wspaniały zbudowała, i ogród, i park założyła. Zaproszona w odwiedziny siostra, która właśnie była powróciła z Warszawy, gdzie zwykle przepędzała zimę, zachwycona postanowiła, by odtąd Chołodki nazywały się Antoninami od imienia założycielki. Nazwa przetrwała do dzisiaj i zakątek ów stanowi obecnie jedną z najpiękniejszych letnich rezydencji na Wołyniu.
Pan regent dalej pracował nad przysporzeniem majątku. Udał się z kolei w bracławskie, które go pociągało od dawna. Musiał mieć jakąś posiadłość, skoro otrzymał w r. 1764 mandat poselski.