- promocja
- W empik go
Rodzinny dom - ebook
Rodzinny dom - ebook
Connie i Preston Whittierowie wychowali szóstkę pociech w swojej niegdyś imponującej rezydencji na Manhattanie. Teraz ich dzieci są już dorosłe, ale dom nadal pozostaje sercem rodziny i miejscem, do którego lubią wracać, zwłaszcza na życiowych zakrętach. Nieoczekiwanie coroczny wyjazd Connie i Prestona na narty kończy się tragedią, gdy na alpejskim stoku porywa ich lawina. A przecież Whittierom i bez tego nie brakuje problemów. Lyle odnosi sukcesy w życiu zawodowym, ale nie jest szczęśliwy w małżeństwie. Gloria to samotna geniuszka z Wall Street. Bliźniaki Caroline i Charlie poświęcają długie godziny rozwijaniu swojej marki modowej, ale brakuje im czasu, aby cieszyć się życiem. Benjie mierzy się z wyzwaniami w życiu osobistym i wymaga dodatkowego wsparcia. A buntowniczka Annabelle wpada w złe towarzystwo.
Przyszłość Whittierów – i ich rodzinnego domu – staje pod znakiem zapytania. Dom był zawsze ich naturalnym azylem… jednak każde z nich będzie musiało nauczyć się żyć dalej bez bezpiecznego parasola rodziców oraz stawić czoło wyzwaniom, pozostając w zgodzie z samymi sobą i wspierając resztę rodzeństwa.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67790-46-8 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdego roku trzy tygodnie po Bożym Narodzeniu Preston i Constance Whittierowie opuszczali swój dom w Nowym Jorku, udając się na wakacje. Gdy dzieci były młodsze, ich ukochana niemiecka gosposia Frieda wraz z jedną z regularnie zmieniających się nianiek opiekowała się szóstką ich pociech. Wracali do domu wypoczęci i pełni energii po romantycznym dwu- albo trzytygodniowym wspólnym wypadzie. Oboje uwielbiali jeździć na nartach i najchętniej wybierali się do jednej z Trzech Dolin we francuskich Alpach. Jeździli do Courchevel, Val d’Isère czy Megève we Francji lub Zermatt albo St. Moritz w Szwajcarii. Od czasu do czasu szusowali w Aspen lub też Vail w stanie Kolorado, jednak odkąd ich dzieci dorosły, wybierali na miejsce corocznego urlopu we dwoje raczej Europę niż Stany.
Podczas ferii zimowych Connie i Preston często zabierali dzieci na narty do Aspen. Natomiast wspólne wypady do Europy traktowali jako swoją specjalną nagrodę. Często kończyli je weekendem w Paryżu lub w Londynie przed powrotem do rodzinnego życia w Nowym Jorku. W miarę jak ich dzieci robiły się coraz starsze, lubiły droczyć się z rodzicami, nazywając ich wycieczki „zimowym miesiącem miodowym”.
Lata wszyscy razem spędzali na Shelter Island w dużym rodzinnym domu, który ostatecznie sprzedali, gdy dzieci przestały z nimi jeździć na wakacje, a sama nieruchomość stała się raczej kulą u nogi niż miejscem wypoczynku. W ostatnich latach Connie i Preston starali się uprościć swoje życie, ograniczając niepotrzebne wydatki i rezygnując z projektów, które przysparzały im za dużo pracy. Latem wynajmowali dom w Maine, Hamptons albo na Cape Cod, na tyle duży, by pomieścić dzieci, które miałyby ochotę wpaść na parę dni albo z weekendową wizytą. Wynajmowanie było łatwiejsze niż posiadanie, a ciężar utrzymywania letniego domu spoczywał wtedy na cudzych barkach. Dzieci nigdy nie przyjeżdżały wszystkie w tym samym czasie, więc nie potrzebowali nie wiadomo jak dużego domu. Preston i Connie nadal kultywowali tradycję zimowego miesiąca miodowego, której to nazwy sami zaczęli w końcu używać. Te wyjazdy były dla nich ważne i co roku wyczekiwali ich z niecierpliwością. Po czterdziestu czterech latach od ślubu wciąż czuli się jak nowożeńcy. Constance, nie wiedzieć kiedy, stuknęło sześćdziesiąt pięć lat. Nie mogła uwierzyć, że ma już dorosłe dzieci. Nawet najmłodsza Annabelle, która urodziła się późno i nie była planowana, skończyła już dwadzieścia jeden lat.
Ich najstarszy potomek, czterdziestodwuletni Lyle, miał żonę oraz dwoje dzieci: dziesięcioletniego Tommy’ego i siedmioletnią Devon. Jego żona, Amanda, rozczarowała całą rodzinę. Dziesięć lat temu, gdy Lyle cieszył się urokami kawalerstwa, robiąc błyskotliwą karierę w branży zagospodarowania terenu i nieruchomości komercyjnych, dziewczyna, z którą przelotnie się spotykał, zaszła w ciążę, a on się z nią ożenił. Amanda nigdy nie polubiła Whittierów, tak samo jak oni nie przepadali za nią. Od początku miała wybujałe ambicje towarzyskie. Constance uważała ją za chciwą, Preston miał nieco więcej wyrozumiałości. Amanda była bystra, żywiołowa, rozrywkowa, seksowna i potrafiła roztoczyć swój urok przed Lylem, jednak krótko po ich ślubie Connie odniosła wrażenie, że jej syn nie wygląda na szczęśliwego. Sam Lyle nigdy się jednak nie skarżył. Był całkowicie lojalny wobec żony i robił wszystko, żeby ich małżeństwo się udało.
Od czasu ślubu Amanda nie przepracowała ani jednego dnia. Uwielbiała otaczać się kosztownymi przedmiotami i miała wygórowane wymagania wobec męża, oferując mu niewiele w zamian, przynajmniej w opinii Connie, która mimo wszystko kochała swoje wnuki i chętnie spędzała z nimi czas.
Zarówno dwudziestojednoletnia Annabelle, jak też jej o siedem lat starszy brat Benjie, dwoje najmłodszych dzieci Connie i Prestona, nadal mieszkali w rodzinnym domu. Connie bardzo się cieszyła, że wciąż ma ostatnie z dzieci przy sobie. Pozostała czwórka, poświęcająca się karierze, wyprowadziła się z domu lata temu. Gloria, nieco młodsza niż Lyle, była szychą na Wall Street i chętnie udzielała rodzeństwu biznesowych porad, czasem nawet nieproszona. Kupiła sobie na Upper West Side apartament, który odtąd był jej oczkiem w głowie. Często odwiedzała rodziców, ale czuła się najszczęśliwsza, mieszkając sama, chociaż miała już trzydzieści dziewięć lat.
Caroline i Charlie, bliźnięta, wspólnie kupili mieszkanie w SoHo. W wieku trzydziestu trzech lat urabiali sobie ręce po łokcie, rozwijając własną markę damskich ubrań. Oboje pracowali bez wytchnienia i przerobili loft w starym magazynie na przestrzeń mieszkalną, którą byli zachwyceni. Nierozłączni w dzieciństwie i młodości, w dorosłym życiu postanowili zamieszkać razem i stworzyć wspólny biznes. Obojgu to pasowało.
Lyle jako jedyny z szóstki rodzeństwa był już po ślubie. Glorię, Charliego i Caroline zbyt zajmowała kariera, a w ich dynamicznie zmieniającym się życiu nie zanosiło się na małżeństwo ani nawet na poważniejszy związek. Benjie nadal potrzebował pomocy rodziców, z kolei Annabelle była zbyt młoda na małżeństwo i absolutnie się nim nie interesowała, w przeciwieństwie do myśli o własnym mieszkaniu, którego zakup negocjowała właśnie z Prestonem i Connie. Uniezależnienie się od rodziców było obecnie jej jedynym celem. Niedawno zrezygnowała ze studiów, co nieszczególnie ich ucieszyło, i ponownie wprowadziła się do rodzinnego domu. W tej sytuacji niełatwo ich było przekonać, że powinni jej dać więcej swobody. Pomysł przeprowadzki do własnego mieszkania musiała więc chwilowo odwiesić na kołek. Za to Benjiego powrót siostry bardzo ucieszył.
Connie i Preston poznali się podczas jej nowojorskiego debiutu na salonach – staroświeckiego rytuału towarzyskiego, którego rodzina Connie uparcie przestrzegała. Preston, dziesięć lat od niej starszy, kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Była po prostu jedną z dwudziestu pięciu osiemnastoletnich, ubranych w śliczne białe sukienki, dziewcząt, które dygały przed zgromadzonym towarzystwem i miały towarzyszy w swoim wieku. Kolejny raz spotkali się w pierwszej pracy Connie po ukończeniu przez nią Vassar. Została młodszą redaktorką w wydawnictwie, w którym Preston piastował już stanowisko starszego redaktora. Od razu zwrócił na nią uwagę, a także docenił jej urodę i inteligencję. Następnego lata wzięli ślub i nie zwlekając, założyli rodzinę.
Connie zrezygnowała z pracy, by wychowywać dzieci, które oboje planowali. W końcu Preston został wydawcą i zajmował się tym przez resztę kariery. Obecnie siedemdziesięciopięcioletni przebywał na emeryturze od dziesięciu lat. Małżonkowie cieszyli się tym, że mogą wreszcie spędzać więcej czasu tylko we dwoje. Preston miał za sobą błyskotliwą karierę i dzielił szereg zainteresowań z żoną. Nigdy nie nudzili się w swoim towarzystwie i nadal między nimi iskrzyło, a podczas romantycznych zimowych wypadów do Europy ta iskra przemieniała się w płomień.
Pochodzili z podobnych środowisk. Rodzina Prestona dorobiła się wielkiej fortuny na stali i miedzi na przełomie XIX i XX wieku. Wielki kryzys zapoczątkowany w 1929 roku dał im się mocno we znaki, ale nie wykluczył ich rodziny z rynku, w przeciwieństwie do wielu innych. Rodzina Whittierów miała jedynie mniej pieniędzy niż przedtem i musiała nimi rozsądniej gospodarować. Jednak ani Preston, ani Connie nie gustowali w luksusie. Chociaż fortuna Prestona skurczyła się przez lata, nadal mieli dość pieniędzy, aby żyć na przyzwoitym poziomie. Preston mądrze inwestował i godziwie zarabiał. Mogli sobie spokojnie pozwolić na szóstkę dzieci oraz wygodny i stabilny styl życia, chociaż bez ekstrawagancji. Ich dzieci były dobrze wykształcone i któregoś dnia miały otrzymać w spadku po okrągłej sumce, nigdy jednak nie osiągając poziomu bogactwa swoich przodków. Wartość domu oraz inwestycji poczynionych przez Prestona, po odliczeniu podatków, po śmierci jego i Connie miała zostać podzielona na sześć. Za te pieniądze ich dzieci będą mogły kupić sobie domy, wykształcić własne potomstwo i rozkręcić swoje firmy. Spadek miał im zapewnić wygodne życie, nie czyniąc z nich jednak krezusów.
Connie również odziedziczyła pewną kwotę po swoich arystokratycznych rodzicach i dziadkach, ale ich fortuna nie mogła się równać z tą Prestona, z samego spadku zaś niewiele już zostało. Jednak jej mąż potrafił zadbać o rodzinę.
Najbardziej wartościowym dobrem, jakie mieli pozostawić dzieciom w spadku, był dom, w którym zamieszkali jeszcze przed narodzinami Lyle’a. Była to stara, swego czasu luksusowa posiadłość, zakupiona za śmieszne pieniądze w drodze licytacji komorniczej, o której Connie przeczytała w gazecie. Nikt nie chciał się bić o tak duży dom, więc kupili go za cenę, na jaką mogli sobie w tamtych czasach pozwolić. Mieścił się przy East Seventies, a konkretnie między Fifth i Madison Avenue, czyli pod niezwykle prestiżowym adresem. Zamienili tę bajecznie elegancką rezydencję w rodzinny dom, pomimo jego rozmiarów i historii. Lokalizacja przydawała wartości domowi i Connie z Prestonem spodziewali się, że ich dzieci sprzedadzą go któregoś dnia za odpowiednio wysoką cenę. Jego zakup był prawdziwą okazją. Preston początkowo obawiał się, że dom jest dla nich za duży, jednak po przyjściu na świat szóstki dzieci okazał się wprost stworzony dla nich. Miał piękne sztukaterie, imponująco wysokie sufity, stylowo wysokie okna i kilka pomieszczeń wyłożonych drewnem. Connie i Preston dobrze o niego dbali, jednak przy odrobinie wysiłku nowi właściciele z łatwością mogliby mu przywrócić dawny blask. Odpowiedniemu kupcowi taka nieruchomość przyniosłaby fortunę. Dom okazał się najkorzystniejszą inwestycją w życiu Prestona i Connie i był wart znacznie więcej, niż zapłacili za niego czterdzieści dwa lata temu.
Nie wchodziło raczej w grę, aby szóstka ich dzieci zechciała ponownie w nim zamieszkać w dorosłym życiu, szczególnie po założeniu własnych rodzin. Jak oboje rodzice zaznaczyli w swoich testamentach, nieruchomość miała zostać sprzedana. Dzieci były wprawdzie mocno przywiązane do rodzinnego domu, lecz jego sprzedaż miała znacząco powiększyć kwotę, jaką Connie i Preston planowali zostawić w spadku swoim potomkom. Obecnie, gdy z rodzicami mieszkało już tylko dwoje najmłodszych, dom zapewniał znacznie więcej przestrzeni, niż było im to potrzebne. Jak dotąd tylko Lyle miał żonę i dzieci, ale gdy pozostali założą własne rodziny i tak nie będą chcieli tego domu. Zatrzymanie go byłoby niepraktyczne, a rodzice nie wyobrażali sobie, by którekolwiek z dzieci było stać na spłacenie reszty rodzeństwa.
Dotychczas Lyle odniósł największy spośród nich sukces; dostał szansę, by zarobić prawdziwe pieniądze i ją wykorzystał. Gloria również zarabiała przyzwoicie, do tego dostawała w pracy premie. Dom był jednak za duży dla Lyle’a, Amandy i ich dwójki dzieci, poza tym mieli piękny apartament nieco dalej od centrum, na East Side. Nie przydałby się także Glorii, trzydziestodziewięcioletniej singielce, która miała za sobą serię nieudanych związków i zaręczyny zerwane tuż przed ślubem, szesnaście lat wcześniej. Gloria uparcie twierdziła, że małżeństwo nie jest dla niej, i całą energię poświęcała karierze. Connie nie była pewna, czy jej najstarsza córka kiedykolwiek wyjdzie za mąż, a Gloria uwielbiała swoje mieszkanie w dzielnicy West Side, w starej kamienicy z widokiem na park. Charles i Caroline walczyli o odniesienie sukcesu w branży modowej i kochali swój loft w SoHo. Mieszkali i pracowali wspólnie.
Po tym, jak Annabelle zrezygnowała ze studiów na ostatnim roku, bo się nimi „znudziła”, jej rodzice chcieli, aby wróciła na uczelnię albo znalazła pracę, zanim kupią jej skromną kawalerkę. Obecnie nie było jej stać na czynsz, więc wróciła do rodzinnego domu. Benjie też w nim mieszkał, chociaż był starszy od Annabelle, ale jemu to pasowało.
Connie i Preston nie mieli więc wątpliwości co do tego, że któregoś dnia dom zostanie sprzedany. Pozostawała nadzieja, że będą w nim mogli zostać jak najdłużej. Na razie oboje cieszyli się dobrym zdrowiem i mieszkaniem w rezydencji. Uwielbiali swój wielki, stary dom i nie zamierzali go sprzedawać w najbliższej przyszłości. Nie mieli zresztą ku temu powodu. Nadal mogli sobie na niego pozwolić, chociaż rzadko już w niego inwestowali, ograniczając się do najbardziej niezbędnych remontów.
Frieda, ich dawna gosposia, wciąż z nimi mieszkała. Dobiegła już sześćdziesięciu ośmiu lat. Mieli też na podorędziu młodego mężczyznę, któremu zlecali cięższe prace. Preston uwielbiał sam się krzątać po domu i dokonywać drobnych napraw, utrzymując go w dobrym stanie, chociaż nie radził sobie z elektryką czy hydrauliką.
Grywał wciąż w golfa z kolegami, którzy tak jak on przeszli na emeryturę, a Connie nadal grywała w tenisa raz w tygodniu z grupą przyjaciółek. Co jakiś czas spędzali weekend w Vermont, jeżdżąc na nartach. Oboje byli w dobrej formie i kochali narty. Wiedli niezwykle przyjemne życie, dumni ze swoich dzieci, chociaż Annabelle przysparzała im obecnie zmartwień. Powinna wrócić na studia albo znaleźć sobie pracę, ale jak dotąd nie kwapiła się do żadnej z tych rzeczy. Jej rodzice uważali, że trochę za bardzo angażuje się w nocne życie Nowego Jorku, imprezując i spotykając się ze znajomymi. Ludzie w jej wieku mieli jaśniej zarysowany cel w życiu. Lyle zaraz po ukończeniu Yale rozpoczął studia biznesowe na Columbii. Gloria zrobiła na Harvardzie zarówno licencjat, jak też magisterkę z biznesu. Bliźnięta ukończyły Szkołę Projektowania Parsons i zakochały się w branży modowej już jako nastolatki. Otworzyły firmę od razu po otrzymaniu dyplomów. Caroline projektowała, a Charlie objął funkcję dyrektora do spraw finansowych, przy tym doskonale znał się na modzie. Benjie był szczerze oddany swojej pracy w schronisku dla zwierząt. Tylko Annabelle wciąż nie wiedziała, co ze sobą zrobić, ale przecież nadal była młoda. Matka miała na oku i ją, i Benjiego. Na tym etapie życia Preston chętnie ustępował Connie pola w kwestii towarzyszenia życiu dzieci. Starszej czwórce poświęcił więcej uwagi, jednak w wieku siedemdziesięciu pięciu lat nie czuł się już na siłach, by strofować Annabelle za późne powroty do domu, spanie do południa czy zadawanie się z nieodpowiednimi ludźmi. Connie lepiej sobie z tym radziła i nadal spełniała się na froncie macierzyństwa, lubiła być blisko swoich dzieci. Co do Prestona, to chętnie udzielał im rad, jeśli go o nie poprosiły, ale nie chciał ich już dłużej nadzorować; zresztą te starsze nie wymagały tego od lat. Lubił przepełnione szacunkiem dojrzałe relacje, które go z nimi łączyły.
Przez dwa albo trzy błogie tygodnie stycznia Connie i Preston mogli o tym wszystkim zapomnieć. Ich dzieci już dorosły i świetnie radziły sobie same, gdy ich rodzice się bawili i cieszyli swoim towarzystwem. Była to jedna z korzyści dojrzałego wieku, którym oboje się rozkoszowali. Ten rok niczym się pod tym względem nie różnił od pozostałych. Warunki do jazdy na nartach w Courchevel były wspaniałe, a posiłki wyborne. Zatrzymali się w przeznaczonym dla rodzin hotelu, do którego przyjeżdżali od lat. Nie był może zbyt wyszukany, za to przytulny, wygodny i romantyczny. Dzieci nie miały z nimi kontaktu od czasu ich wyjazdu i wcale nie oczekiwały, że rodzice będą się do nich odzywać. Były wystarczająco dorosłe, by pozwolić Connie i Prestonowi nacieszyć się ich zimowym miesiącem miodowym. Starsze rodzeństwo sprawdzało, czy u Annabelle i Benjiego wszystko w porządku. Charlie regularnie odwiedzał Benjiego, a Caroline dzwoniła do Annabelle, chociaż ona za tym nie przepadała.
W sobotę rano Lyle znalazł w kuchni liścik od Amandy, w którym napisała tylko tyle, że może późno wrócić do domu, bo umówiła się z przyjaciółkami. Zostawiła mu godzinę rozpoczęcia i lokalizację meczu piłki nożnej Tommy’ego, co oznaczało, że nie planuje go tam zawieźć. Lyle nie miał nic przeciwko temu, by samemu to zrobić. Sprawiało mu to nawet przyjemność. Przez cały tydzień ciężko pracował i lubił spędzać weekendy z dziećmi. W soboty Amanda często wybierała się z przyjaciółkami na zakupy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, chociaż wolałby, żeby spędzała ten czas z nimi, w domu. Amanda jednak uważała soboty za swoje „wychodne”; Lyle zostawał wtedy z dziećmi, więc ona nie musiała. Wolała spędzić ten czas ze znajomymi.
Lyle obudził dzieci, dopilnował, żeby się ubrały, i zrobił im śniadanie. Odpowiednio wcześnie przed meczem Tommy’ego przygotował lunch, usiadł z nimi przy kuchennym stole i wysłuchał, co ciekawego robiły przez cały tydzień. Lubił być zaangażowanym ojcem. Tommy’ego cieszyła jego obecność na meczach piłki nożnej, a Devon nigdy się nie skarżyła, że musi tam z nimi jeździć. W przyszłym roku, po ósmych urodzinach, planowała zapisać się do dziewczęcej drużyny piłki nożnej. Lubiła uprawiać sport i była zapatrzona w starszego brata. Najczęściej dobrze się ze sobą dogadywali, chociaż Tommy był trzy lata starszy od niej. Chodził do piątej klasy, a Devon do drugiej.
Było zimno, kiedy wyszli z mieszkania, opatuleni ciepło dla zabezpieczenia przed styczniowym chłodem. Lyle kazał córce włożyć dodatkowy sweter pod puchową różową kurtkę. Mecz miał się zacząć o drugiej i wiedzieli, że zostaną w parku mniej więcej do czwartej. Spakował termos gorącej czekolady, którą mieli popijać w czasie meczu, i trochę ciasteczek. Weszli do garażu i pojechali na boisko w zachodniej części Central Parku, gdzie rozgrywano mecze. Kilka matek zwróciło na nich uwagę, gdy zmierzali w stronę trybun. Tommy zdjął kurtkę i dołączył do kolegów z drużyny oraz trenera. Na polecenie ojca włożył bieliznę termoaktywną pod strój piłkarski z jego nazwiskiem na koszulce. Lyle usiadł na trybunach, a gdy Devon wtuliła się w niego, objął ją ramieniem. Miała na sobie dzierganą różową czapkę z rękawiczkami do kompletu, do tego nauszniki i wyściełane flauszem buty, żeby nie zmarznąć. Devon przypominała urodą ojca; oboje mieli ciemne włosy i duże brązowe oczy. Tommy był niebieskookim blondynem jak jego matka.
– Cześć, Lyle – przywitała się z nim jedna z matek, atrakcyjna blondynka, która przyjechała na mecz z córką, Lyle’a wszyscy już kojarzyli, bo często przywoził dzieciaki na mecze. – Gdzie Amanda? – zagadnęła.
– Jest dziś zajęta – odparł krótko Lyle, nie wyjaśniając nieobecności żony.
Nie widział ku temu powodu. Nie zwracał uwagi na matki, które spoglądały na niego z trybun. Pomachał do jednego ze znajomych ojców i ten po chwili przysiadł się do nich. Devon nie odstępowała ojca ani na moment. Mężczyźni gawędzili ze sobą do chwili rozpoczęcia meczu, później zaś skoncentrowali się na grze. Matki były bardziej zainteresowane rozmowami, podczas gdy ich córki albo młodsi synowie bawili się niedaleko.
Lyle patrzył, jak jeden z chłopców strzelił bramkę, a Tommy spudłował, i przez cały czas dopingował syna.
Ostatecznie drużyna Tommy’ego wygrała, chociaż jemu nie udało się wbić ani jednego gola. Grał jednak całkiem przyzwoicie, a Lyle – w przeciwieństwie do niektórych rodziców – nigdy nie wywierał na niego presji. Dwie inne matki podeszły do nich w czasie meczu, żeby zamienić parę słów. Lyle traktował wszystkich serdecznie, ale nigdy nie flirtował z żadną z kobiet. Był wysoki, miał ciemne włosy i oczy w ciepłym odcieniu brązu, tak jak jego ojciec. Tworzyli z Amandą ładną parę. Ona bardzo o siebie dbała i chodziła na siłownię trzy–cztery razy w tygodniu. Miała świetną figurę i nie wyglądała na swój wiek. Przy swoich trzydziestu siedmiu latach mogłaby uchodzić o dziesięć lat młodszą.
Zatrudniali gosposię i godną zaufania nianię w jednej osobie, co zapewniało Amandzie mnóstwo wolnego czasu. Spędzała go głównie na zakupach i lunchach z przyjaciółkami, na zajęciach jogi albo na siłowni. Molly odwoziła dzieci do szkoły i je stamtąd odbierała; Amanda nigdy nie robiła żadnej z tych rzeczy. Zawsze miała wtedy coś do załatwienia i często wracała do domu później niż one ze szkoły. Lyle wolałby, żeby lepiej dogadywała się z jego rodziną, a szczególnie z siostrami, jednak Amandzie nigdy na tym nie zależało i wiedziała, co reszta Whittierów o niej myśli. Wszyscy byli zdania, że wrobiła Lyle’a w małżeństwo, ale przecież on sam je zaproponował, jak cierpliwie tłumaczył swoim rodzicom, braciom i siostrom, stając w obronie żony.
– Amanda nie zmusiła mnie do ślubu – mówił im za każdym razem, gdy ten temat wypływał, czyli dosyć regularnie, ku jego wielkiemu niezadowoleniu. – Sam chciałem się z nią ożenić. Dokonałem wyboru, i to słusznego.
Gloria, z którą miał najbliższy kontakt, otwarcie nazywała Amandę łowczynią posagów. Natomiast Lyle zawsze podkreślał, że wcześniej czy później i tak wzięliby ślub, w co reszta rodziny nie do końca wierzyła. W czasie, gdy zaczął się spotykać z Amandą, Lyle uganiał się za spódniczkami, ale dawno przeszła mu na to ochota. Kobiety chętnie zawieszały na nim oko, on jednak udawał, że tego nie widzi – z szacunku dla Amandy. Oświadczył się jej, gdy tylko oznajmiła, że jest w ciąży. Nie widział innego rozwiązania. Parę razy zapomniał o zabezpieczeniu, a Amanda mimo to godziła się na zbliżenie. Skoro więc zaszła w ciążę, postąpił jak mężczyzna i wziął za to odpowiedzialność. Nigdy nie żałował swojej decyzji ze względu na dzieci, chociaż żar namiętności do niej szybko w nim przygasł, w ostatnich zaś latach już go nawet nie pociągała.
Amanda również nie próbowała się z nim kochać. Żadne z nich nie miało ochoty na seks. Nic ich ze sobą nie łączyło. Amanda uwielbiała styl życia, który zapewniał jej mąż, oraz to, że nie musiała pracować, ale nie rozpływała się na jego widok tak jak wtedy, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Właściwie nie pamiętała już, co wtedy czuła, on zaś przyzwyczaił się do życia pozbawionego czułości i intymnego dotyku. Prawdę mówiąc, seks sprawiał im swego czasu największą przyjemność po kłótni, a kłócili się coraz częściej.
Nie byli jednak tak blisko ze sobą związani, jak życzyłby sobie tego Lyle. Amanda nie okazywała ciepła ani jemu, ani dzieciom. Pozostawała jednak jego żoną, a on – tak jak jego rodzice – uważał, że małżeństwo jest zobowiązaniem na całe życie, więc cieszył się z tego, co mu dawała, chociaż było tego niewiele. Amanda nie ceniła sobie intelektualnych wyzwań i nie przepadała za rodzinnym życiem, choć dla niego było to ważne. Nie interesowała się jego pracą i rzadko rozmawiali ze sobą o czymkolwiek. Wolała raczej unikać towarzystwa męża.
Wrócili do domu przed piątą. Dzieci rozeszły się do swoich pokoi, by pooglądać filmy przed kolacją. Lyle zakładał, że Amanda będzie wtedy już w domu i w oczekiwaniu na jej powrót zajął się pracą. Zjawiła się dopiero za dwadzieścia siódma, czyli później niż zwykle, a wyszła z domu rano, przed ósmą, na długo przed otwarciem sklepów.
Najpierw odbyły z przyjaciółkami poranną sesję ćwiczeń w domu jednej z nich, później wzięły prysznic, przebrały się i wyszły na miasto. Po zakupach wstąpiły do Plazy na kieliszek martini, co było powodem jej późnego powrotu. Uwielbiała się spotykać z koleżankami, podczas gdy rodzinne życie z Lylem ją nudziło.
– Gdzieś ty się, u licha, podziewała? – zapytał ją poirytowany mąż. Starał się zapewnić Amandzie czas dla siebie, ale nie lubił, gdy zostawiała ich samych w weekend.
– Byłam na zakupach. Przed powrotem do domu wstąpiłyśmy jeszcze na drinka.
– Dzieci za tobą tęskniły – odparł krótko. – Podobnie jak większość ojców na meczu. Wszyscy dopytywali, gdzie jesteś.
Zazdrościł parom, które spędzały czas razem, tak jak jego rodzice. Amanda zawsze okazywała niezależność, nawet na początku ich małżeństwa. Jej rodzice rozwiedli się, gdy była młoda, i nie miała się na kim wzorować w kwestii małżeństwa.
Powierzała też gosposi prace, którymi – zdaniem Lyle’a – powinna się zajmować sama, skoro nie chodziła do pracy. Okazało się, że nie ma zbyt silnego instynktu macierzyńskiego. Wolała spędzać czas na siłowni albo z przyjaciółkami niż z dziećmi.
– I co im powiedziałeś? – spytała.
– To, co zawsze, kiedy nie przychodzisz na mecze Tommy’ego: że jesteś zajęta.
Mówiąc to, zaczął się zastanawiać, czy jego żona nie ma przypadkiem romansu, choć wydawało się to mało prawdopodobne. Po prostu nie była nim już zainteresowana. Bardziej interesowało ją to, co mógł jej kupić. Lyle zawsze był szczodry wobec Amandy i nie miał do niej pretensji o to, że musieli wziąć ślub. Wypełnił swoją część obietnicy. Amanda była teraz jego rodziną. Pozostał na wskroś miłym facetem, mimo że małżeństwo rozczarowało ich oboje. Nigdy nie zmuszał jej do kontaktów ze swoją rodziną. Amanda szybko poróżniła się z Glorią, gdy ta błagała brata, żeby się nie żenił. Za bardzo różniła się od kobiet, z którymi się wcześniej spotykał. Nie poszła do college’u i nie miała żadnych ambicji zawodowych. Od czasu do czasu pracowała jako modelka albo hostessa w restauracji. W wieku szesnastu lat odcięła się od własnej rodziny i było jasne, że zależy jej na poślubieniu mężczyzny z pieniędzmi. Gloria zasugerowała, żeby Lyle łożył na utrzymanie dziecka, ale nie brał ślubu z Amandą, co wydało mu się nieuczciwe, niezależnie od jej pobudek. Poza tym pokochał Tommy’ego od pierwszej chwili, gdy go zobaczył. W ostatnich latach ojcostwo nabierało dla niego coraz większego znaczenia i dawało mu więcej satysfakcji niż małżeństwo. Zasugerował więc kolejne dziecko, co wydawało mu się czymś naturalnym. Amanda nie była zachwycona tym pomysłem, doszła jednak do wniosku, że kolejne dziecko ostatecznie scementuje ich małżeństwo i sprawi, że rodzina Lyle’a ją zaakceptuje. Nie udało się. Amanda z dwójką dzieci była dla nich tak samo nie do zaakceptowania jak z jednym. Pojawienie się drugiego dziecka przekonało tylko rodzinę Whittierów, że Lyle nigdy jej nie zostawi, on zaś pokochał Devon równie mocno jak Tommy’ego. Jego fizyczny pociąg do Amandy znacząco osłabł po tym, jak urodziła córkę, chociaż szybko doszła do formy, do tego wciąż była piękna i młoda. Nie interesowało jej jednak domowe życie. Sama pochodziła z rodziny, w której ojciec bił matkę alkoholiczkę i w końcu ją zostawił, a Amanda musiała się usamodzielnić w wieku szesnastu lat, po tym, jak jej matka zmarła na marskość wątroby. Nie miała pojęcia, gdzie się podziewa jej ojciec, ani nawet, czy wciąż żyje. Lyle jej współczuł. Dorastała pozbawiona wszystkiego, co miał on: kochającej rodziny, odpowiedzialnych rodziców, edukacji i pieniędzy. Szanował ją za to, co przeszła w życiu, ale co jednocześnie pozbawiło ją wrażliwości.
Amanda lubiła się otaczać drogimi przedmiotami i niezależnie od tego, ile zarabiał jej mąż, wszystkiego ciągle było dla niej za mało. Wydawała jego pieniądze lekką ręką, głównie na siebie. Tamtego dnia wróciła z kilkoma torbami pełnymi po brzegi zakupów z ekskluzywnych sklepów, które odwiedziła. Nigdy nie przepraszała za to, ile wydała, i zachowywała się tak, jakby Lyle był jej to winien. Czuła, że ma do wszystkiego prawo, i nie musi za to okazywać wdzięczności. Poszła do garderoby, żeby schować zakupy, a Lyle starał się na nią nie wściekać. W końcu dołączył do niej i zapytał, co z kolacją. Nie chciał się z nią kłócić w obecności dzieci.
– Zamówmy coś – rzuciła beztrosko.
Molly, ich gosposia, nie pracowała w weekendy. Amanda nigdy nie zawracała sobie głowy gotowaniem. Lyle czasami coś upichcił w niedzielny wieczór. Ona nigdy tego nie robiła.
– Jestem zmęczona – wyjaśniła.
Lyle skinął głową i poszedł zapytać dzieci, na co mają ochotę. Oboje poprosili o pizzę, więc poszedł ją zamówić. Amanda powiedziała, że zrobi sobie sałatkę, a Lyle postanowił zjeść z dziećmi. Usiedli razem przy stole. Gdy już zajadali pizzę, Tommy oznajmił, że wygrali mecz, lecz Amanda przyjęła to obojętnie. Wiedział, że nie interesuje się piłką nożną, ani tym, kto wygrał, ale wciąż szukał aprobaty matki i chciał jej zaimponować. Jego zasmucona mina dotknęła Lyle’a do żywego. Amanda nie próbowała nawet udawać zainteresowanej. Gdy dzieci już odeszły od stołu po skończonej kolacji, Lyle wciąż był na nią zły.
– Mogłaś przynajmniej udawać, że ucieszyłaś się ze zwycięstwa jego drużyny – powiedział, wyrzucając resztki pizzy do kosza, i głośno odstawił naczynia do zlewu. – Dla niego to ważne.
Tommy niestrudzenie zabiegał o uwagę Amandy, tak jak przez lata czynił to Lyle, tylko że jemu przestało już na tym zależeć. Zawsze mu się wydawało, że pod maską obojętności kryje się ciepła, serdeczna kobieta, ale teraz wiedział już, że to mrzonka. Tommy jeszcze sobie tego nie uświadomił. Przemoc domowa, której była świadkiem w dzieciństwie, uczyniła z Amandy zimną, pozbawioną uczuć królową lodu.
Popatrzyła chłodno na męża.
– Przecież wie, że nie pasjonuję się sportem.
Nie interesowało jej nic poza czubkiem własnego nosa, zakupami i przyjaciółkami. Amanda i Lyle nigdy nie mieli wspólnego grona znajomych. Ona wolała tych bardziej krzykliwych i przebojowych, podobnych do niej. Po dziesięciu latach małżeństwa uważała Lyle’a za nudziarza. Nigdy nie zaadaptowała się do nieco bardziej konserwatywnego stylu życia, w którym się wychował. Gdy zaczęli się ze sobą spotykać, był bardziej rozrywkowy, ale szybko się ustatkował. Amanda wiedziała już, że nigdy nie dorówna jego rodzinie, i przestała nawet próbować. Nie cierpiała Whittierów. Lyle był mostem łączącym ze sobą dwie zwaśnione strony, uwięziony między młotem a kowadłem. Amanda lubiła wyzywające ciuchy: krótkie i obcisłe, z wielkimi dekoltami, podkreślające jej figurę, a Lyle nigdy jej za to nie krytykował, chociaż zdaniem jego siostry Glorii wyglądała w nich tandetnie. Lyle był jednak tolerancyjny i pełen szacunku wobec innych. Kilkakrotnie prosił Amandę, żeby ubrała się nieco skromniej na spotkanie z jego rodziną, ale i tak wkładała to, co chciała, żeby zagrać im na nosie i przy każdej nadarzającej się okazji przypomnieć im o tym, że to ona wygrała dziesięć lat temu, gdy Lyle ożenił się z nią, będącą w trzecim miesiącu ciąży. Nie musiała w tym celu ubierać się jak na odpust, ale i tak to robiła, nie przejmując się uczuciami Lyle’a. Rodzice męża nigdy nie komentowali strojów Amandy, ale jego siostry już tak.
Amanda nie starała się do nich dopasować. Miała to, na czym jej zależało: mężczyznę, który płacił jej rachunki. Dzieci były dla niej wyłącznie dodatkiem, kartą przetargową, której mogła użyć, by dostać to, czego chciała. A Lyle już od kilku lat miał świadomość, że nie zdoła jej zmienić. Amanda nigdy nie zostanie żoną i matką z jego snów, zresztą nawet nie zamierzała się starać. Nie musiała. Uważała jego rodzinę za bandę nudnych snobów i szczerze nimi gardziła. Lyle wiedział już, że Amanda nigdy nie upodobni się do jego matki ani żadnej z jego sióstr czy chociażby żon jego przyjaciół; i że nie zmieni jej ani prośbą, ani groźbą, dlatego pogodził się z tym, jaka była. Amanda lubiła się popisywać, wyglądać seksownie i tanio, a on już dawno machnął na to ręką, chociaż często się ze sobą kłócili. Nie próbował jej zmienić. Amanda nie przejmowała się ani nim, ani ich dziećmi. Zależało jej na bardziej rozrywkowym życiu z ludźmi podobnymi do niej, w którym Lyle nie miał zamiaru uczestniczyć.
Po kolacji obejrzał z dziećmi film, a potem utulił Devon do snu i wsunął głowę do pokoju Tommy’ego, by powiedzieć mu „dobranoc”. Chłopiec akurat oglądał swój ulubiony program w telewizji, gdy ojciec cicho zamknął za sobą drzwi i wrócił do sypialni, gdzie Amanda oglądała reality show.
– Powinnaś spędzać więcej czasu z dziećmi – powiedział łagodnie. Często jej to powtarzał, ku niezadowoleniu Amandy. Pogłośniła dźwięk w telewizorze, żeby go zagłuszyć. – Nie było cię przez cały dzień. Mogłaś chociaż posiedzieć z nimi wieczorem.
– Dlaczego? – spytała, nie patrząc na niego. – Jestem z nimi przez cały tydzień. Ciebie mają tylko w weekendy. Soboty i niedziele powinnam mieć wolne. – Jednak w dni robocze to niania spędzała z nimi najwięcej czasu.
– Nie mamy czegoś takiego jak „dni wolne” i to Molly jest z nimi w tygodniu, a nie ty. Nigdy nie ma cię w domu, kiedy wracają ze szkoły.
– Ja też nie zastawałam nikogo w domu, gdy byłam dzieckiem, i jakoś żyję. Poza tym chodzę wtedy na jogę – odparła rozdrażniona. Lyle bez przerwy ciosał jej kołki na głowie o to, że powinna częściej siedzieć w domu.
– Mamy dwoje dzieci. Ja tylko proszę, żebyś spędzała z nimi więcej czasu. To nic takiego. Moja matka zawsze była w domu, gdy wracaliśmy ze szkoły – dodał nieco bardziej napiętym tonem.
– A moja siedziała w barze na rogu i piła albo leżała nieprzytomna – oznajmiła chłodno Amanda, po czym wstała i wyszła z pokoju. Lyle poszedł za nią do garderoby pełnej ciuchów kupionych za jego pieniądze. Nigdy jej tego nie wypominał.
– Jeśli ci na mnie nie zależy, Amando, to trudno. Ale dla nich musisz się bardziej postarać. To, co im dajesz, nie wystarcza. Wiem, że miałaś trudne dzieciństwo, ale nasze dzieci cię potrzebują – powiedział jak najłagodniej, starając się do niej dotrzeć, ale bez sukcesu.
– Nic im nie dolega – oznajmiła z kamienną twarzą, aż Lyle’owi zadrżał mięsień w szczęce.
– Teraz pewnie nie, ale któregoś dnia to się może zmienić.
Nie chciał, żeby stały się takie jak ona: twarde, zimne, zgorzkniałe, skupione na sobie i chciwe. Były słodkimi maluchami i nie chciał, by ich pozbawiona uczuć matka je zepsuła.
– Oceniasz wszystkich według standardów panujących w twojej rodzinie – zarzuciła mu Amanda. – A twoi krewni sami są żałośni i niesamodzielni. Bliźnięta mieszkają razem w wieku trzydziestu trzech lat. Gloria od dziesięciu lat nie była w poważnym związku i ciągle przesiaduje u twoich rodziców. Ty sam bez przerwy wisisz z nimi na telefonie. Benjie mieszka w domu jak dziecko zamiast zostać umieszczony w odpowiedniej instytucji. Annabelle powoli zamienia się w dziwkę, a twoja rodzina patrzy na to przez palce. Wydaje się wam, że wszyscy jesteście do rany przyłóż, podczas gdy żadne z was nie ma pojęcia o prawdziwym życiu.
Lyle zdawał sobie sprawę z tego, co wyczyniała Annabelle, lecz i tak uraził go opis Amandy. Wartości i więzi panujące w jego rodzinie nic dla niej nie znaczyły.
– Wiem, że ich nie cierpisz i że potrafią ci czasem dopiec. Kiepsko zaczęliście, ale jesteś dla nich niesprawiedliwa. To, co powiedziałaś na temat Benjiego, nie jest prawdą. Dobrze sobie radzi w domu; ma pracę, a matka świetnie się nim zajmuje. Cenią go w schronisku dla zwierząt. Pracuje tam od pięciu lat i wszyscy go uwielbiają. Daje sobie radę – oznajmił stanowczo Lyle, broniąc brata.
– Gdyby urodził się w normalnej rodzinie, trafiłby do ośrodka lata temu. Nie może mieszkać sam. I co się z nim stanie po śmierci twoich rodziców? Nie licz na to, że trafi tutaj. Nie zamierzam prowadzić domu opieki – odparła ostro, a Lyle’owi zaszkliły się oczy.
Amanda potrafiła być czasem okrutna i bez serca. On sam uwielbiał najmłodszego brata, który miał wysoki iloraz inteligencji i znajdował się na wyższym końcu szeroko pojętego spektrum autyzmu. Przejawiał co prawda niektóre objawy zespołu Aspergera w relacjach społecznych, ale w pozostałych dziedzinach radził sobie całkiem dobrze, a poza tym był bystrym i kochającym młodym człowiekiem.
– Benjie świetnie sobie radzi i jest wspaniałą osobą. Nie potrzebuje domu opieki, zresztą nie martw się, nigdy bym go tu nie sprowadził. Nie potrafisz się przyzwoicie zachować nawet w stosunku do własnych dzieci. Nie umiesz być dla nich matką. Nie powierzyłbym ci opieki nad moim bratem, którego nie odeślę do żadnego ośrodka, dopóki będę żył. Czasami bywa mądrzejszy niż reszta z nas, chociaż miewa problemy w kontaktach z ludźmi. I uważaj na to, co mówisz, Amando. Stąpasz po cienkim lodzie. Na wiele rzeczy ci pozwalam, ale lepiej nie tykaj mojej rodziny, jeśli chcesz, żebym robił to nadal.
Popatrzyła na niego i chociaż nie wzięła sobie do serca tego, co powiedział, dotarło to do niej. Nie podobało się jej, że kazał jej spędzać więcej czasu z dziećmi. Poświęcała im go dokładnie tyle, ile chciała, czyli niewiele. Wynagradzała sobie w ten sposób wszystko to, czego nie miała wcześniej. Pieniądze, które na siebie wydawała, zastępowały jej miłość. Nie znała innych sposobów na jej wyrażanie.
– Gdyby twoi rodzice mieli trochę rozumu, sprzedaliby to swoje domiszcze i podzielili pieniądze między dzieci, żeby lepiej się wam żyło. Po co macie czekać, aż umrą? Nie potrzebują przecież takiej wielkiej chałupy. Annabelle lada moment się wyprowadzi, więc zostaną sami z Benjiem.
– To ich decyzja. Mają prawo żyć, jak chcą. To są ich pieniądze i ich dom. Nie siedzę tu i nie czekam z zapartym tchem na spadek. Pieniędzy nam nie brakuje, a ja się cieszę, że wciąż mam rodziców.
Zdaniem Lyle’a sugestia Amandy była obrzydliwa, ale słyszał ją już wcześniej, więcej razy, niżby sobie życzył. Wiedział, co jego żona sądzi na temat łączących Whittierów więzi oraz tego, co miał w przyszłości odziedziczyć.
– Mógłbyś być dużo bogatszy, gdyby sprzedali dom – obstawała uparcie przy swoim. Pieniądze były dla niej wszystkim; głównym powodem, dla którego w ogóle zainteresowała się Lylem i trwała w ich małżeństwie.
– To ich dom miejsce, w którym wszyscy dorastaliśmy. Dla ciebie liczą się tylko pieniądze.
Amandy żądza posiadania nie znała granic. Ta kobieta nie miała sentymentów: rodzice, rodzeństwo i dom Lyle’a nic dla niej nie znaczyły.
– Jesteście jak rodzina Addamsów. Przyprawiacie mnie czasem o dreszcze – rzuciła ostro.
Dreszcze... ale z drugiej strony prowadziła życie w takim stylu, na który w innym razie nie mogłaby sobie pozwolić, czego jednak nie potrafiła docenić. Chciała mieć jeszcze więcej pieniędzy, które jej zdaniem słusznie im się należały.
– Lepiej dla ciebie, żebyś nie kontynuowała tego tematu – fuknął Lyle i wyszedł z garderoby, trzaskając drzwiami.
Włożył sportowe buty, ciepłą kurtkę i wyszedł pobiegać pomimo chłodu, żeby całkiem nie stracić nad sobą kontroli.
Kiedy wrócił, Amanda już spała. Wziął prysznic, wślizgnął się do łóżka obok niej i długo nie mógł zasnąć, rozmyślając nad ich małżeństwem. Wiedział, że dziesięć lat temu postąpił słusznie, żeniąc się z nią, jednak z każdym upływającym rokiem było mu coraz trudniej żyć z konsekwencjami tej decyzji i czasami zastanawiał się, dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Stąpał po polu minowym i wiedział, że któregoś dnia dojdzie do eksplozji. Rodzina była dla niego świętością, dlatego Amanda lubiła w nią uderzać, dobitnie przypominając mężowi o tym, jakim sama była człowiekiem – chociaż wcale tego nie potrzebował. Nawet ich własne dzieci niewiele ją obchodziły, a tym bardziej mąż, dopóki utrzymywał ją na poziomie, który zdaniem Amandy po prostu jej się należał. Lyle od dziesięciu lat był lojalnym i kochającym mężem, niewiele dostając w zamian. Rodzina – rodzice, bracia, siostry i dzieci – była dla niego wszystkim. W ich żyłach płynęła krew Whittierów, czego nie dało się powiedzieć o jego żonie. Amanda postanowiła trzymać się poza ich rodzinnym kręgiem i któregoś dnia zapłaci za to słoną cenę, jeśli przeciągnie strunę. Ona również o tym wiedziała, a mimo to wciąż grała mężowi na nerwach. Lyle’owi powoli kończyła się cierpliwość.
Czasami się zastanawiał, czy przypadkiem nie na tym zależało Amandzie i czy nie chciała go doprowadzić do ostateczności – tylko co potem?
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------