Rojber. Występki Walsera - ebook
Rojber. Występki Walsera - ebook
Był sobie rojber. W gwarze poznańskiej tym słowem określa się nicponia, psotnika, urwisa. O nim jest ta książka. A dokładniej: o twórczości Roberta Walsera. Pisarza, którego jedni uwielbiają, inni lekceważą, a większość w ogóle nie zna. Czym są opowieści Walsera? Jedna z odpowiedzi: próbą uchwycenia wibrującego bezruchu chwili teraźniejszej, tej zarezerwowanej dla rzeczy małych. Rzeczy małe nie oślepiają, nie ogłuszają, nie przytłaczają. Są nieśmiałym zaproszeniem do gry, w której każdy wygrywa. Każdy jest wygranym: zabrzmiało jak banał? Trudno. Przywykliśmy do tego, że literatura „wysoka” najczęściej wysuwa oskarżenia pod adresem świata i ludzi. Uważamy, że jej głównym powołaniem jest demaskowanie zła, kłamstwa, zbrodni, niegodziwości; że musi się skupiać na „udrękach istnienia”; że powinna pokazywać przede wszystkim problemy, z jakimi się zmagamy. Tymczasem utwory Walsera chcą – nie popadając w naiwniactwo – budować zaufanie do świata. Takiego, jakim on jest. Nietzsche chciał wiedzy radosnej – ja wołam o radosne pisarstwo. I odnajduję je u Roberta Walsera. Łukasz Musiał
Kategoria: | Polonistyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66511-73-6 |
Rozmiar pliku: | 992 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Intro
Niech mi pan powie, kim pan jest, jak się pan nazywa, skąd pan pochodzi? Wygląda pan tak, jakby trzeba było o to pytać. Bije od pana jakieś pytanie i jakieś zdziwienie, nie to, które pan sam czuje, czuje je ten, kto siedzi naprzeciwko pana, zdziwienie, które pan budzi. Człowiek zapytuje sam siebie i dziwi się panu, a potem tęskni do tego, by pana posłuchać i wyobraża sobie, że to nie pan przemówi, ale coś przemówi przez pana.
Robert Walser, _Rodzeństwo Tanner_, przeł. Małgorzata Łukasiewicz
Roberta Walsera można porównywać wyłącznie z Robertem Walserem.
*
Co nie znaczy, że jego twórczość narodziła się w próżni. Jak każdy autor, tak i ten miał wielkich literackich prekursorów; wielkie tradycje, które go poprzedzały i które świadomie uznawał za istotny element własnej tożsamości artystycznej. Kontekst społeczno-historyczny też dorzucił swoje, podobnie jak warunki ekonomiczne, w jakich przyszło Walserowi żyć. Biografia, debaty filozoficzne epoki, wpływy i zapożyczenia, estetyki, poetyki… Do upadłego można by rozciągać tę twórczość na madejowym łożu historii literatury, by ostatecznie udowodnić, że pisarstwo Walsera stanowiło logiczne następstwo określonych zdarzeń i zjawisk.
*
Postaram się uczynić coś innego: odnaleźć rojbera. Poszukam go głównie w powieści (powieści?) _Zbój_, najdojrzalszej emanacji niepisanej i niesformułowanej jeszcze teorii literackiego rojberyzmu. Cóż szkodzi, że sam autor tej teorii nie znał? Przecież od dawna wiadomo, że pomysły teoretyczne mogą przemawiać „przez” twórców, choćby ci nie zawsze chcieli na to otwarcie przystać1; że w wyniku uporczywego powtarzania określonych gestów literackich mogą się one wytrącać z utworów niczym ich konceptualny osad. Jeśli zgodzimy się z Umbertem Eco, że dzieło to przede wszystkim sposób kształtowania, wówczas musimy też uznać, że właśnie w sposobie kształtowania przedmiotów wypowiedzi ujawnia się niepowtarzalny głos Walsera, jego nastrojenie, stosunek do ludzi i rzeczywistości2.
*
Czy wymieniając to ostatnie, mam na myśli postacie i świat przedstawiony? Nie całkiem. Bo przecież Robert Walser to twórca, którego proza w pewnym sensie niczego nie przedstawia, już raczej buduje osobliwy układ z rzeczywistością, współdziała z nią na jednej płaszczyźnie3. Taka postawa artystyczna przekłada się na nowe, odmienne doświadczenie literatury, życia, przestrzeni i czasu. Chciałbym je opisać. Jestem bowiem przekonany, że w historii literatury powszechnej próżno szukać drugiego takiego autora; że Walser w istocie nie przynależy do żadnej historii poza swoją własną. Gdyby Roland Barthes znał _Zbója_, uznałby tę powieść (powieść?) za kompletny system lektury świata. Podobnie jak dzieło Marcela Prousta.
*
Najbardziej pociągające w utworach Walsera jest dla mnie to, że zdają się nie mieć początku ani końca. „Edith go kocha – tak rozpoczyna się _Zbój_. – Więcej o tym potem. Może nie powinna była nigdy nawiązywać stosunków z tym nicponiem bez grosza przy duszy. Wydaje się, że rozsyła za nim emisariuszki, umyślne, czy jak to nazwać. On wszędzie ma takie tam przyjaciółki, ale to nic nie znaczy, a przede wszystkim nic nie znaczy owe, by tak rzec, sławetne sto franków. Kiedyś z czystej uległości, z altruizmu zostawił w obcych rękach sto tysięcy (…)”4.
Ucinam cytat akurat w tym miejscu, choć mógłbym to zrobić równie dobrze gdzieś indziej. Z utworami jakiego innego autora wolno poczynać sobie tak bezceremonialnie, bez szkody dla ich artyzmu? Franz Kafka, którego często i zbyt pochopnie uznaje się za literackiego pobratymca Walsera, tworzył opowieści strukturalnie i narracyjnie tak zwarte, że nie sposób wyciągnąć z nich jednego choćby elementu, nie naruszając istotnie całej konstrukcji. W tym sensie autor _Przemiany _– mimo że nowator – bez szemrania akceptował najbardziej rozpowszechniony wzorzec narracji ramowej. U Walsera o żadnych ramach nie ma mowy, a tym bardziej o konwencjonalnej konstrukcji. Jeśli już, powiedzielibyśmy raczej, że mimo wrażenia chaosu słychać w tej prozie wyraźny balans rytmiczny, że ma dobry _flow_. A więc że odznacza się płynnością przejść między kolejnymi zdaniami i sekwencjami zdań, związanymi ze sobą tematycznie luźno lub wcale. Jak się wydaje, Walser – ów literacki fonoestetyk – doskonale zdawał sobie sprawę, że najlepsze słowa nie wyrażą wszystkiego; że trzeba tu jeszcze odpowiedniego brzmienia i artykulacji5.
*
Nie rozchodzi się wcale o brzmienie dla brzmienia, czy o artykulację dla niej samej. Dźwięk jest siedzibą czasu – pisał Brodski, wprawdzie o poezji, lecz można odnieść to zdanie do prozy Walsera; jest on tłem, dzięki któremu utwór nabiera cech trójwymiarowości6. Aby jednak te wszystkie niuanse dostrzec i odpowiednio docenić, nie wolno czytać Walsera, będąc literatury głodnym. Przeciwnie, trzeba być jej już do pewnego stopnia sytym. A nawet przejedzonym. Podobnej rady udzieliła zresztą w swoich wspomnieniach długoletnia przyjaciółka pisarza i adresatka wielu jego listów, Frieda Mermet. Jej zdaniem była twórczość Walsera literackim smakołykiem, rarytasem, specjałem7. Nie da się jej „pochłaniać”, jak pochłania się prozę takiego choćby Franza Kafki, Ernesta Hemingwaya, Ursuli Le Guin, Margaret Atwood.
*
Ktoś mógłby potraktować te stwierdzenia jako sugestię, że dopiero tak zarysowane „warunki brzegowe” pozwolą ujawnić oryginalność Walsera. Byłby to wniosek przedwczesny. Rojberyzm tego pisarza, jakkolwiek pod wieloma względami spójny, jest też multicentryczny, a jego zasady – zarazem nieugięte i względne. Doskonale wyczuwał te antynomie Bruno Cassirer, wydawca pierwszej powieści Walsera, _Rodzeństwa Tanner_ (_Geschwister Tanner_, 1907), o której wyraził się, że równocześnie odniosła kolosalny sukces i poniosła kolosalną klapę8.
*
Słowa te można z powodzeniem odnieść do całej twórczości szwajcarskiego pisarza. U czytelników, którzy sięgają po nią po raz pierwszy – przejedzeni już wcześniej dorobkiem innych wybitnych autorów okupujących pierwsze miejsca list rankingowych historii literatury – szczególna dykcja Walserowskiej prozy nierzadko budzi zdziwienie. A także konfuzję, irytację; zdarza się, że nudę. Niekiedy prowokuje, by ją odrzucić, szczególnie w _Zbóju_. Manieryczności Walsera (proszę wziąć głęboki oddech: częste zmiany tonacji, dygresje, przerywniki i komentarze do własnego tekstu, luźno powiązane ze sobą dywagacje, brak wyraźnie zarysowanej fabuły, tendencja do rozbijania klasycznej struktury powieściowej i przymus improwizacji, czy wreszcie irytujące niekiedy wahanie między ciepłą ironią, ceremonialną grzecznością, romantycznym patosem a cokolwiek naiwniacką pogodą ducha, która często przybiera wręcz znamiona maniakalnego optymizmu) wystawiają na próbę cierpliwość najżyczliwiej nawet usposobionego czytelnika.
*
Sprawy nie ułatwia bynajmniej ostentacyjny antyintelektualizm Walsera. Od co najmniej dwustu pięćdziesięciu lat znamienici twórcy literatury, a szczególnie reprezentanci dwudziestowiecznego modernizmu, dają czytelnikom do zrozumienia, że są od nich dużo inteligentniejsi; że dzięki – jak to się uroczo nazywa – „uprawianiu” literatury potrafią trzeźwiej spojrzeć za siebie, wokół siebie i w przyszłość, po czym wyróżnić zdarzenia przełomowe i punkty zwrotne; krótko mówiąc, że ich wiedza, wyobraźnia, rozległość horyzontów czy przenikliwość predestynują ich do tego, by wobec jednostek i społeczeństw odgrywać rolę _praeceptores_. Takie pretensje kolegów po piórze zawsze wywoływały na twarzy Walsera co najwyżej ironiczny uśmiech. Podczas rozmowy z Carlem Seeligiem stwierdził on pewnego razu, że „pisarze terroryzują czytelników swoimi opasłymi nudziarstwami. Cokolwiek niesmaczny to znak czasów, że literatura poczyna sobie tak imperialistycznie. Wcześniej była skromna (…). Dzisiaj przyjmuje pańskie maniery. Ludzie mają być jej poddanymi. To chorobliwa tendencja”9.
*
W listach do wydawców Walser nigdy nie reklamuje swoich utworów jako głębokich i nowatorskich. Wręcz przeciwnie, jego autocharakterystyki przypominają sztampowe wypowiedzi ucznia, który chce pokazać nauczycielowi sumiennie napisaną rozprawkę. Swoją prozę zachwala jako „okrągłą”, „harmonijną”, „dobrze zbudowaną”; jako „piękny i troskliwy wytwór pilności i cierpliwości”10.
Takie epitety brzmią drobnomieszczańsko. A nawet małomiasteczkowo. Zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że dokładnie w tym samym okresie, i to w najróżniejszych częściach świata zachodniego, miał miejsce prawdziwy wysyp literackich arcydzieł. Każde z nich otwiera bez mała nową epokę. Każde (_Proces_ Kafki, _W poszukiwaniu straconego czasu_ Prousta, _Ulisses_ Joyce’a, _Czarodziejska góra_ Manna, powieści Hamsuna, Dos Passosa, Faulknera, wiersze Apollinaire’a, _Ziemia jałowa_ Eliota, sztuki i teatr epicki Brechta – a przecież to tylko przykłady pierwsze z brzegu) nie tylko rewolucjonizuje literaturę, lecz także w wyrazisty sposób usiłuje opisać kondycję współczesności. Każde chce odcisnąć na niej (to znaczy i na literaturze, i na współczesności) swoje niepowtarzalne piętno; postawić boję, do której będą mogli przycumować czytelnicy, krytycy, badacze, ci współcześni i późniejsi.
*
Walser? Jego proza od początku sprawiała wrażenie amorficznej, płynnej, pozbawionej punktów orientacyjnych, które mogłyby inspirować do podjęcia ważkich debat intelektualnych i artystycznych. Poskręcana narracja odskakuje na wszystkie strony, myśli prędko dostają zadyszki, potykając się o własne kończyny, fabuła ugina się od nielogiczności, a pochłaniana w zbyt dużych dawkach naraz potrafi zwyczajnie usypiać. Widać to zwłaszcza w późniejszych prozach: jak gdyby natychmiast zapominały, o czym właściwie miały być, i usiłowały to sobie przez cały utwór przypomnieć, bezskutecznie rzecz jasna. Nie, tak się z pewnością nie robi „wielkiej” literatury.
*
Dlatego strategie odbioru takich historii jak _Zbój_ są zazwyczaj dwie. Albo, ulegając poczuciu irytacji i frustracji, zaczynamy czytać tekst wybiórczo, przekonani, że tracimy na tym niewiele, skoro i tak ma on strukturę dygresyjną i asocjacyjną, albo też dopiero wtedy zabieramy się solidnie do roboty, doszedłszy do wniosku, że napotkaliśmy autora niepodobnego do innych. Niepodobnego, bo zdecydowana większość wybitnych twórców literatury modernistycznej buduje wysoko sklepione bazyliki tekstowe, oszałamiające rozmachem, wzniesione na stabilnych fundamentach narracyjnych. Ich najmniejsze nawet elementy pełnią – jak klocki Lego – ściśle określoną funkcję w strukturze całości. Tymczasem improwizator Walser naprędce kleci wielofunkcyjny zbiornik dla pędzących we wszystkie strony słów, obrazów, skojarzeń. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zbiornik taki powinien się lada chwila rozpaść. Podobnie jak już w drugim zdaniu _Zbója_ rozpada się konstrukcja dopiero co zapoczątkowanej fabuły. A przecież tak się nie dzieje. Na naszych oczach rodzi się coś, co prawie wcale nie przypomina powieści, a jednak nią jest; co prawie wcale nie spełnia kryteriów „rasowej” literatury, tymczasem literackością nasycone jest w stopniu wręcz obłędnym.
*
Doprawdy, krętą drogą wspinał się Walser na literacki parnas. Czy można go dziś już z czystym sumieniem uznać za klasyka, na przykład według pragmatycznej definicji Pedra Salinasa, dla którego klasycznym jest dzieło potwierdzające swoją ważność w każdych okolicznościach, którego „wartość oświetlająca i rozjaśniająca nie ustaje”11? I tu należy mieć wątpliwości, ponieważ nie zawsze wiadomo, jak wedle miar historycznoliterackich wymierzyć dokładnie wartość pisarstwa Walsera. Przecież – to już wiemy – można go porównywać jedynie z nim samym. Także kryterium oświetlania i rozjaśniania wydaje się nieco zgrzytliwe.
Jeszcze mniej pomoże nam chętnie przywoływany w takich okolicznościach Borges, dla którego „klasyczną jest książka, którą jakiś naród lub grupa narodów, czy też wieki, postanowiły czytać tak, jakby na jej stronicach wszystko było zamierzone, nieuniknione, głębokie jak kosmos i dające się nieskończenie interpretować”12.
Walser by się uśmiał.
*
Wszystkie te trudności biorą się w pewnym stopniu z tego, że Walser pisał po niemiecku, a zarazem w jakimś innym języku, niemającym ani przeszłości, ani przyszłości; własnej genealogii ani jakichkolwiek, zdawałoby się, perspektyw. Szwajcarski pisarz Ludwig Hohl – inny wielki outsider literatury – stwierdził kiedyś, że z utworami Walsera bywa podobnie jak z melodiami Mozarta: wydają się prościutkie i każdy sądzi, że bez trudu mógłby je naśladować. Tyle że nikomu to się dotychczas nie udało13.
*
Być może najbliżej trafnego opisu osobliwego języka Walsera była – nie wiedząc o tym – Le Guin, która w _Międzylądowaniach_ tak charakteryzuje fikcyjny język nna mmoy: „Teksty pisane w nna mmoy nie są linearne ani poziomo, ani pionowo, tylko okrężne; rozchodzą się we wszystkich kierunkach niczym gałęzie drzew albo rosnące kryształy od pierwszego centralnego słowa, które – kiedy tekst zostanie ukończony – może nie być już ani środkiem, ani początkiem zdania. Teksty literackie rozwijają tę wielokierunkową złożoność tak bardzo, że przypominają labirynty, róże, karczochy, słoneczniki i fraktale”14.
*
Niejeden mógłby uznać te słowa za zachętę, by redukować pisarstwo Walsera – na przykład _Zbója_ – do eksperymentów językowych, fascynujących głównie tekstualną wirtuozerią. Błąd doprawdy monstrualny, choć niestety popełnia go, do czego jeszcze przyjdzie wrócić, olbrzymia większość badaczy i czytelników tej prozy. Język literatury nigdy nie jest przecież „tylko” językiem, lecz eksperymentem (jak by powiedział Giorgio Agamben, wielki admirator twórczości Walsera) na ludzkim istnieniu. „Każdy, kto przeprowadza takie eksperymenty – czytamy w eseju _Filozoficzna przechadzka Walsera_ – ryzykuje nie tyle prawdziwością swoich wypowiedzi, co raczej sposobem swojego istnienia”15.
*
Sam pisarz co prawda za eksperymentatora się nie uważał. Jako czytelnik gusta miał raczej konserwatywne (urzekała go głównie literatura… osiemnastego stulecia), a na rewolucje estetyczne swoich czasów reagował najczęściej znużeniem, obojętnością, sarkazmem, zniecierpliwieniem. Albo po prostu w ogóle nie przyjmował ich do wiadomości. Co ciekawe, o autorach, których twórczość cenił (Shakespeare, Cervantes, Eichendorff), też nie wypowiadał się szczególnie bystro. Bo Walser bez wątpienia był pisarzem, lecz intelektualistą już nie. Czy dlatego że „Bóg jest z bezmyślnymi”, jak brzmi przedostatnie zdanie powieści _Jakob von Gunten_?16 Nie wolno przypisywać słów fikcyjnej postaci autorowi, ale…
*
Jak na ironię twórczość Walsera stała się w drugiej połowie dwudziestego wieku łakomym kąskiem dla (nielicznej co prawda) grupki filozofów i teoretyków literatury, którzy na wyścigi fedrowali ją w poszukiwaniu bogatych złóż myślowych. I to z powodzeniem, ponieważ proza szwajcarskiego pisarza rzeczywiście dostarcza więcej rozpoznań intelektualnych aniżeli teksty całej gromady innych autorów, nominalnie uznawanych za pisarzy „myślących”. Także ten zwodniczy paradoks rojberyzmu trzeba będzie przemyśleć na nowo, trudno bowiem zadowolić się pretensjonalnymi bon motami takiego Maurice’a Blanchota, który w eseju _L’Espace littéraire_ przekonywał, że „pisarz nie ma nic do powiedzenia, ale musi owo nic wypowiedzieć”17.
*
Już znacznie lepiej przywołać na pomoc Virginię Woolf, która oczywiście próz Walsera również znać nie mogła, a jednak zdarzało się, że – podobnie jak Le Guin – nieświadomie zbliżała się do niej na odległość przecinka. Najbardziej być może w niedocenianej powieści _Lata_: „Czy więc wszystko się w życiu powtarza, z drobnymi jedynie różnicami? (…) Jeżeli tak, to czy dzieje się to według jakiegoś wzoru, jakiegoś zasadniczego tematu, który powraca jak w muzyce, będąc pół przypomnieniem czegoś, co było, a pół przeczuciem czegoś, co będzie?… Czy jest to jakiś gigantyczny wzór, który można w takich przebłyskach dostrzec?”18.
*
Mimo że w pewnym sensie Robert Walser wcale nie był pisarzem wybitnym, to jednak samorzutnie rozmnażający się ekosystem jego prozy – przy całej swej ostentacyjnej literackości mający w sobie coś osobliwie nieliterackiego – wytworzył unikatową poetykę, dzięki której ów szczególny „wzór” staje się czytelny. Albo też (będę się trzymał poprzedniej metafory) wytrąca się z niej niczym osad, oczywiście pod warunkiem że utwory Walsera będzie się czytać z uporem przez lata, aczkolwiek wyłącznie małymi dawkami. Takie powieści jak _Zbój_ to książki-maszyny, czerpiące energię z niewygasłej u Walsera ani na minutę chęci odnowienia więzi ze światem, światem jako wspólnotą.
*
To wzór takiego właśnie świata szkicuje Walser w swojej prozie. Literatura dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku do tego stopnia dowartościowała kategorię inności, że niemal zapomniano, czym jest toż-samość rozumiana jako wspólnota tego-samego19. Zasady, dzięki którym rojber usiłuje ową wspólnotę restytuować, stanowią fundament teorii rojberyzmu, lotnej, nieważkiej, pozbawionej etykietek i wyraźnych znamion, a przecież konceptualnie uchwytnej, choćby jako postulat.
Więcej o tym potem.
*
Ponieważ nie wystarczy powiedzieć, że Walsera można porównywać jedynie z nim samym, należy najpierw opisać pole, w którym zaistniała twórczość taka jak jego, mimo że właściwie nie miała prawa zaistnieć. Robię to w rozdziale pierwszym części pierwszej. Rozdział drugi opisuje kapryśne trajektorie recepcji utworów Walsera, w trzecim zaś usiłuję wykazać, dlaczego i w jakim stopniu można określić tego pisarza reprezentantem literatury „kynicznej”, stawiającej bezczelny opór regułom wypracowanym przez pole literackie, które zaczęło się kształtować w kulturze zachodniej około połowy szesnastego stulecia. I które w znacznej mierze zunifikowało produkcję, dystrybucję i recepcję tekstów literackich.
*
Czytelnik łatwo dostrzeże, że części pierwsza (_Walser, albo krytyka literackiego rozumu_) i druga, poświęcona w głównej mierze _Zbójowi_ (_Rojber, albo znośna lekkość bytu_), nie są symetryczne. Choćby dlatego że struktura rozdziałów części drugiej rządzi się zupełnie inną logiką – dla uproszczenia nazwę ją logiką multicentryczną, nomadyczną. Jej pamięć jest na dodatek pamięcią krótkotrwałą.
*
Z tego wszystkiego nie rodzi się w żadnym razie mapa prozy Walsera. A przynajmniej nie taki był mój zamiar. Literatura przedmiotu i krytyka dostarcza pod dostatkiem kartograficznych ujęć Walserowskiej prozy, wolałem nie dorzucać kolejnego. Zapragnąłem raczej napisać książkę, która weszłaby w „układ” z utworami Walsera i która zapuszczałaby w nie swoje sondy. Układ posiadający wiele wejść i wyjść. Mam nadzieję, że pozwoliło to nadać prędkość przyczajonym myślom.
*
„My mówimy wężem. Wąż może podążać w każdym kierunku, ale tylko w jednym naraz, za swoją głową. Oni mówią rozgwiazdą. Rozgwiazda nigdzie się za bardzo nie rusza. Nie ma głowy. Ma więcej dostępnych wyborów, nawet jeśli z nich nie korzysta”20.
Odkąd przeczytałem te słowa Le Guin, nie mogę przestać o nich myśleć. Czyżby znów trafnie ujęła fenomen twórczości Walsera, nie znając jej? I jak by to było: pisać o Walserze rozgwiazdą?
*
A może – to już naprawdę ostatnie pytanie – po prostu próbuję nadążyć za logiką samego pisarza, obracając w dłoni, głównie na przykładzie _Zbója_, tak osobliwe cechy jego prozy jak gęstość, repetytywność, bezruch? Osobliwości te skłoniły mnie, bym podporządkował wiele partii tej książki rytmowi mniejszych całostek tekstowych oddzielonych od siebie gwiazdkami. Czasami składają się one na pewien ciąg rozważań. Innym razem przebierają formę swobodniejszych refleksji. Jeszcze innym – będą to po prostu eksperymenty myślowe. „Nakłuwam” twórczość Walsera własnymi i cudzymi myślami, i sprawdzam jej reakcje. Jak podczas testu alergologicznego, gdy lekarz nanosi kroplę alergenu na skórę i delikatnie nakłuwa to miejsce, chcąc sprawdzić odpowiedź organizmu. Jeśli wyniki moich „testów” okażą się dla kogoś nieprzekonujące, a poniewczasie być może nawet błędne, nie szkodzi21.
*
Chcę przecież wierzyć, że nie każda interpretacja musi mieć swój _happy end_22. A przede wszystkim: że nie przeminęła jeszcze epoka „radosnych błędów”23.PRZYPISY KOŃCOWE
Przypisy końcowe
Intro
1 Umberto Eco ukazuje to w sposób do dziś nieprześcigniony w _Dziele otwartym_, zwłaszcza we wstępie do wydania drugiego. Zob. Umberto Eco, _Dzieło otwarte_, przeł. Lesław Eustachiewicz, Jadwiga Gałuszka, Alina Kreisberg, Michał Oleksiuk, Krzysztof Żaboklicki, Warszawa 2008, s. 47–63.
2 Zob. tamże, s. 59.
3 Nawiązuję do refleksji Michał Herera. Zob. Michał Herrer, _„Tysiąc plateau” – książka osobliwa_ (przedmowa), w: Gilles Deleuze, Félix Guattari, _Tysiąc plateau_, Warszawa 2015, s. XII.
4 Robert Walser, _Zbój_, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 2020, s. 5.
5 W rapie – pod wieloma względami zaskakująco pokrewnym prozie Walsera, co niewątpliwie byłoby warte odrębnej analizy – dobry _flow_ ma ten, kto podczas freestylowych pojedynków się nie „zacina”.
6 Zob. Josif Brodski, _Muza żałoby_, przeł. Krystyna Tarnowska, Andrzej Konarek, „Zeszyty Literackie” 1996, nr 5, s. 34.
7 Zob. _Robert Walser in Bern. Auf den Spuren eines Stadtnomaden_, red. Werner Morlang, Oberhofen am Thunersee 2009, s. 127.
8 Zob. Robert Walser, _Briefe 1921–1956_, Berlin 2018, s. 181.
9 Carl Seelig, _Wanderungen mit Robert Walser_, Frankfurt am Main 1977, s. 112.
10 Zob. np. list z 12 marca 1917 roku, w: Robert Walser, _Briefe 1897–1920_, Berlin 2018, s. 335.
11 Pedro Salinas, _Quijote y lectura_. _Defensas y fragmentos_, Madrid 2005, s. 30. Korzystam z tłumaczenia Magdaleny Barbaruk w: tejże, _Długi cień Don Kichota_, Kraków 2015, s. 13.
12 Jorge Luis Borges, _O klasykach_, w: tegoż, _Dalsze dociekania_, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski, Warszawa 1999, s. 283.
13 Zob. Ludwig Hohl, _Aus den „Notizen”_, w: _Über Robert Walser_. _Erster Band_, red. Katharina Kerr, Frankfurt am Main 1978, s. 161.
14 Ursula Le Guin, _Międzylądowania_, przeł. Joanna Wołyńska, Warszawa 2018, s. 1132.
15 Giorgio Agamben, _Filozoficzna przechadzka Walsera_, przeł. Andrzej Serafin, „Kronos” 2018, nr 1, s. 214.
16 Robert Walser, _Jakob von Gunten_, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 2021, s. 164.
17 Korzystam z przekładu Anny Wasilewskiej. Zob. Anna Wasilewska, _Literatura jako „negatyw” dziennego świata_ (posłowie), w: Maurice Blanchot, _Tomasz Mroczny. Szaleństwo dnia_, przeł. Anna Wasilewska, Wrocław 2009, s. 97.
18 Virginia Woolf, _Lata_, przeł. Małgorzata Szercha, Warszawa 2006, s. 410.
19 Interesująco pisze o tym Grażyna Borkowska w poświęconym Coetzeemu (a może, znów nieświadomie, Walserowi?) eseju _Vercueil, jego pies, żona i muzyka_ _świata_, „Teksty Drugie” 2010, nr 1–2, s. 25).
20 Ursula Le Guin, _Międzylądowania_, wyd. cyt., s. 1135.
21 Takie „testy” przeprowadzałem na twórczości Walsera już wcześniej. W niniejszej książce wykorzystałem następujące artykuły i eseje, które opublikowałem w ostatnich latach i do których nie odsyłam w osobnych przypisach, a jedynie w końcowej bibliografii: (1) _Literatura kontra historia literatury. Przypadek Roberta Walsera_, (2) _Robert Walser: trwonienie słów_, (3) _Robert Walser: wyjątek od reguły_, (4) _Tekstrawagancje Walsera_, (5) _Wola niemocy. Robert Walser, „Jakob von Gunten”_, (6) _Die Walser-Schnittstelle_.
22 Zob. Umberto Eco, _Interpretacja i historia_, w: Umberto Eco (oraz Richard Rorty, Jonathan Culler, Christine Brooke-Rose), _Interpretacja i nadinterpretacja_, red. Stefan Collini, przeł. Tomasz Bieroń, Kraków 1996, s. 26.
23 Narrator mikrogramicznego opowiadania _Zajęty przez jakiś czas_ zapytuje: „Czy epoka radosnych błędów przeminęła?”. Zob. Robert Walser, _Zajęty przez jakiś czas_, w: tegoż, _Mikrogramy_, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Łukasz Musiał, Arkadiusz Żychliński, Kraków 2013, s. 67.