Rok 1920 - ebook
Rok 1920 - ebook
Przegląd najważniejszych wydarzeń politycznych od stycznia 1920 roku do zimy 1920-21, dokonany z perspektywy Anglosasa. Fakty podawane są niczym wydarzenia w rasowym kryminale - czytelnik nie może się doczekać ciągu dalszego i odpowiedzi na pytanie "co będzie dalej". Oczywiście niby wiemy co się wydarzy, bo to przecież historia prawdziwa, ale sposób narracji przyjęty przez autora - plastyczny, żywy, pełen emocji oddanych poprzez cytaty - wciąga czytelnika i skutecznie przytrzymuje jego uwagę. Jest kilka najważniejszych punktów zapalnych, jak Waziristan, Palestyna, Niemcy, Irlandia, front polsko-bolszewicki. Śledzimy ich losy na tle całej skomplikowanej szachownicy powojennego układu sił. W tym tyglu niby wykuwa się ład pod opieką Ligi Narodów, ale tak naprawdę ścierają się interesy poszczególnych państw. Czy da się utrzymać pokój? A jeśli tak, to jakimi środkami i na jak długo? Komentarz autora bywa raczej dyskretny, ale dowcipny i dosadny.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15980-8 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa
Rok 1920 nazwać można zarówno zmieniającym postać świata, jak i nudnym, w którym nic szczególnego się nie dzieje. Większość ludzi troszczyła się wówczas o to samo, co my obecnie: o wyżywienie, dach nad głową, ciepło i miłość. Ich świat wydaje się ciaśniejszy i powolniejszy niż dziś – przebycie Atlantyku wymagało użycia statku, zajmowało sporą część tygodnia, źródłem wiadomości były tylko radio i gazety, nieliczni podróżowali poza granice własnego kraju – jednak ma dużo wspólnego ze światem naszym.
Wypadki minione niczym echo ożywają w teraźniejszości. Brytyjskie bombowce atakują cele w Iraku, rosyjskie wojsko zajmuje ten i ów kraj, prezydent wyprowadza Stany Zjednoczone z międzynarodowych organizacji pokojowych, jako że _America first_ – to wszystko sprawy bardziej aktualne niż dawne. Celem książki nie jest jednak dokonywanie porównań ani odgadywanie przyszłości. Ma po prostu opowiedzieć, co zdarzyło się sto lat temu.
Wiele napisano o historii społecznej lat 1920–1930. Tutaj spojrzymy na konkretny rok z perspektywy globalnej, możliwie szerokiej, na decyzje polityków dla tamtego czasu najistotniejsze. Dlatego należy skupić uwagę na wybranych osobistościach dysponujących siłą i władzą, na polityce raczej międzynarodowej niż wewnętrznej. Wydarzenia przedstawione są chronologicznie, przeplatają się relacje z różnych krajów. Padają znane nazwiska: Churchill, Hitler, Roosevelt, lecz w swoistym kontekście. Winston Churchill – jeszcze długo niepremier; Adolf Hitler – dopiero kładący podwaliny pod Trzecią Rzeszę; Franklin Delano Roosevelt – urzędnik US Navy. Występują oni na scenie świata wyłaniającego się z pierwszego globalnego konfliktu, gdy dotknięte wojną narody, zwycięskie i zwyciężone, usiłują znów stanąć na nogi. W USA odradza się izolacjonizm; Wielka Brytania rozpaczliwie chce zabezpieczyć stan posiadania przed ekspansywnym komunizmem rosyjskim. Narastają nacjonalizmy; rządzący zauważają, że ludność podległych, dalekich krain nie godzi się potulnie, by ktoś inny rozstrzygał o jej losie. W najbogatszym na Ziemi państwie rozpoczyna się dekada oszałamiającej prosperity, a na ścianie (_wall_) już widnieje napis: _mane, tekel, fares_. Nadciągają burzowe chmury, zbliża się schyłek imperiów.Rozdział 1. „Narodziny nowego świata”
Rozdział 1
„Narodziny nowego świata”
Rano 16 stycznia 1920 roku nowo wybrany przewodniczący przemówił do zgromadzonej na inicjalnym posiedzeniu Rady Ligi Narodów. Słuchali go, pod ozdobnymi kandelabrami w Salon de l’Horloge na Quai d’Orsay w Paryżu, przedstawiciele rządów z całego świata, od Azji po obie Ameryki. Léon Bourgeois, starannie ufryzowany były premier Francji, zaczął od wyrażenia żalu z powodu nieobecności prezydenta Wilsona, który z takim poświęceniem działał na rzecz powstania Ligi. Następnie Bourgeois przedstawił ambitny zamiar organizacji: „Dzień 16 stycznia 1920 roku przejdzie do historii jako data narodzin nowego świata. Dziś zostaną podjęte decyzje w imieniu wszystkich narodów po raz pierwszy wspólnie , aby prawo zastąpiło siłę”.¹
Głównym celem było niedopuszczenie do nowego konfliktu militarnego. Organizacja powstała w poprzednim roku na konferencji pokojowej, w trakcie negocjowania traktatu wersalskiego; miała wspierać współpracę międzynarodową, gwarantować niezależność i integralność terytorialną państw do niej należących. Organami Ligi były Zgromadzenie (reprezentantów wszystkich krajów członkowskich) oraz Rada w składzie pięciu członków stałych i czterech rotacyjnych. Układ pokojowy z Wersalu powinien był powstrzymać Niemcy od wszczynania jakichkolwiek wojen, a temu służyło rozbrojenie i narzucone reparacje. Zaś zadaniem Ligi Narodów była systemowa, powszechna ochrona przed agresją.
Z pojawieniem się nowego ciała wiązano wielkie nadzieje. Jako zapobiegające wojnom witane było chętnie, życzliwie w otrząsającej się z traumy śmiertelnych zmagań Europie. W Wielkiej Brytanii utworzono League of Nations Union – społeczne stowarzyszenie sympatyków Ligi Narodów. W jego propagandzie religijna argumentacja łączyła się z beztroskim optymizmem. Ulotka z 1920 roku głosiła: „Ideały chrześcijańskie znajdują praktyczny wyraz w Lidze Narodów . Bowiem doktryna wojenna nie uwolniła od wojny, lecz może dokonać tego chrześcijańska doktryna ogólnoludzkiego braterstwa”.² Politycy najwyraźniej podzielali przekonanie, że jakkolwiek niewiadoma jest przyszłość Ligi, jej istnienie przyniesie prawdopodobnie korzyści. Brytyjski minister spraw zagranicznych lord Curzon w 1920 roku nazwał ją „wyrazem generalnej tęsknoty za rozsądniejszą metodą rozwiązywania problemów ludzkości”, zaś inny Brytyjczyk, lord Cecil, stwierdził: „Cała lub prawie cała Izba deklaruje poparcie dla Ligi Narodów, o której tylko niewielu coś wie”.³
Po godzinie i dwudziestu pięciu minutach owo inauguracyjne zebranie Rady przerwano. Omawiana była pierwsza i zarazem ostatnia sprawa z porządku dziennego: powołanie komisji ustalającej granice okupowanego terenu Niemiec, to jest uprzemysłowionego Zagłębia Saary – aż nadeszła pora na lunch. Léon Bourgeois wydawał się zawiedziony; zakończył obrady, mówiąc: „Opinia publiczna będzie może zaskoczona, że nie poczyniliśmy dzisiaj większego postępu i nie oddziałali mocniej na świat”.⁴
Jedynym obecnym na sali premierem był Elefterios Wenizelos z Grecji. Inne rządy wysłały ambasadorów, ministrów spraw zagranicznych bądź przemysłu (Włochy). David Lloyd George bawił aktualnie w stolicy Francji; właśnie kończył pięćdziesiąt siedem lat i spędzał urodzinowy weekend w towarzystwie swej kochanki Frances, odwiedzając restauracje i grając w golfa. Opuścił pierwsze posiedzenie Rady, choć na konferencji pokojowej popierał starania Wilsona o powołanie Ligi. Nie był idealistą na podobieństwo przywódcy amerykańskiego, w 1919 roku „z prawdziwą uciechą” przyglądał się, jak ten drażni swym lotnym dowcipem pryncypialnego i bojowo nastawionego premiera Francji Georges’a Clemenceau. Napisał później: „ nadzwyczajnie zapalał się przy niektórych zagadnieniach – wydaje mi się, że szczególnie, gdy mówił o Lidze Narodów – przechodził do wyjaśniania niepowodzeń chrześcijaństwa w urzeczywistnianiu własnych szczytnych wartości . Clemenceau powoli otwierał ciemne oczy jak najszerzej i omiatał nimi zgromadzenie, patrząc na chrześcijan skupionych wokół stołu, z aprobatą przyjmujących wykład o daremnych wysiłkach Mistrza”. Pytany po powrocie do kraju o wrażenia, Lloyd George odpowiedział: „Zgodnie z przewidywaniami. Miałem odczucie, że siedzę między Jezusem Chrystusem a Napoleonem Bonaparte”.⁵
Szef londyńskiego gabinetu frazeologię religijną znał doskonale. Gdy jako roczne dziecko stracił ojca, zubożała matka wzięła go do Walii, do swego brata, z zawodu szewca, zarazem baptystycznego duchownego. Chłopiec wzrastał w atmosferze protestanckiej etyki pracy, uczył się świetnie w szkole i samodzielnie dokształcał. Został adwokatem, potem zajął się polityką, był posłem liberalnym z okręgu Caernarvon przez pięćdziesiąt pięć lat. Cechowało go poczucie humoru i urok osobisty, w dyskusjach umiejętnie zbijał z tropu i zamykał usta oponentom. Krępy Walijczyk z ruchliwym wąsem i jarzącymi się oczyma odznaczał się energią i konsekwencją, także podatnością na przygnębienie i popadanie w niepokój. Wytchnienia szukał w towarzystwie kobiet oraz na polu golfowym, gdzie znajdował beztroską radość. Podobno kiedyś wyraził taką myśl: „Golf to jedyna dyscyplina, w której najgorszy gracz dostaje to, co w grze najlepsze. Uzyskuje więcej w zakresie treningu i rozrywki niż dobry, którego martwi najdrobniejszy błąd. Kiepski zawodnik popełnia zbyt wiele pomyłek, by się nimi przejmować”.
Nazajutrz po pierwszym spotkaniu Rady Ligi Narodów Lloyd George uprawiał swój ulubiony sport w Saint-Cloud pod Paryżem. Następnie on i Frances – dwadzieścia pięć lat młodsza, oficjalnie sekretarka osobista – zasiedli wraz z większym towarzystwem w restauracji Ciro. W wyselekcjonowanym gronie znalazł się minister wojny i lotnictwa Winston Churchill. Frances zanotowała w dzienniku, że „bredził na temat bolszewików oraz krytycznie wypowiadał się do D. o idei nowego świata. Mówił: „«Nie idźcie złą drogą. Nie znajdziecie waszego nowego świata. Dla mnie stary jest wystarczająco dobry. Stary pies jeszcze żwawy, podniesie się i zamerda ogonem»”.⁶
„Stary świat” uparcie ignorował najszczersze apele polityków o zgodę. W styczniu 1920 roku, blisko jedenaście miesięcy po oficjalnym zakończeniu Wielkiej Wojny, w Europie toczył się konflikt. Rosja wkroczyła w trzeci rok walk wewnętrznych; bolszewicy bronili swego państwa na froncie rozciągającym się od Morza Bałtyckiego do Kaspijskiego. Wielka Brytania zaangażowała się, dostarczając od jakiegoś czasu broń, sprzęt i doradców formacjom antykomunistycznym. Na Bałtyku dochodziło do wymiany ognia między Royal Navy a okrętami rosyjskimi, bombowce RAF startowały z lotniskowca HMS Vindictive, także z wysuniętej bazy w Finlandii; żołnierzy brytyjskich wysłano na Kaukaz. Na wniosek Londynu Woodrow Wilson zgodził się – choć niechętnie – skierować do Rosji pięciotysięczny kontyngent. Amerykanie wojowali jedenaście miesięcy w latach 1918 i 1919 na arktycznych obszarach wokół Archangielska, póki klimat i opinia Kongresu nie skłoniły ich do powrotu do domu.
Antybolszewickie formacje, potocznie znane jako formacje „Białych”, odnosiły zrazu sukcesy, następnie traciły zdobycze. Schemat powtarzał się do października 1919 roku, kiedy to zbliżyły się do Moskwy na odległość niemal trzystu kilometrów. Churchill obwieścił wtedy radośnie w memorandum do Izby Gmin, iż niebawem nastąpi kres panowania komunistów.⁷ Mylił się. Odepchnięci Biali bezładnie wycofywali się pośród zimy. Dowodzący nimi generał Anton Iwanowicz Denikin, urodzony przez Polkę, zaprzysięgły prawosławny Rosjanin i żarliwy antysemita, apelował do Londynu o mocniejsze wsparcie. Rządzący nad Tamizą tymczasem rozmyślili się: transza z jesieni 1919 roku, podnosząca łączny koszt materialnej pomocy dla kontrrewolucjonistów do 35 milionów funtów, będzie ostatnia.⁸ Poza ministrem wojny w gabinecie nie było chętnych do militarnego zaangażowania za granicą. 1 stycznia Churchill napisał do osobistego sekretarza: „Wydaje mi się, że sam Denikin skończy się prędzej niż jego zapasy”⁹ – w tym miał rację. Na północy wygłodzone i wyniszczone tyfusem szczątki armii Białych uchodziły za granicę estońską; na południu trzymali się na skrawku Rosji wokół Rostowa. Brytyjczycy postawili na złego konia, pozostało im znaleźć sposób wyplątania się z kłopotliwej sytuacji. 24 stycznia Lloyd George był już w Anglii; grając w golfa z lordem Riddellem, zwierzał się: „W Paryżu Winstona niezmiernie pasjonowały sprawy rosyjskie. Musiałem być stanowczy. Bardzo nalegał, gotów poświęcać ludzi i środki. Teraz zmienił pogląd . Chciał wytłumaczyć, wyjaśnić swoje postępowanie i nawet podać się do dymisji. Nie podoba mi się to. Powiedziałem, że może zrezygnować ze stanowiska, jeśli chce, ale w wyjaśnieniach niech się moją osobą nie posługuje”.¹⁰
Żaden z czołowych polityków Zachodu nie miał odwagi przyznać, iż Ligę Narodów zbudowano na błędnym założeniu, bowiem pokój, który miała utrzymywać, wcale nie nastał.Rozdział 2. Kłopoty na własnym podwórku
Rozdział 2
Kłopoty na własnym podwórku
Powszechnie znany obraz pierwszej wojny światowej – w 1920 roku nazywanej Wielką Wojną, gdyż uważano, że żaden konflikt nie dorównuje i nie dorówna jej skali i ogromu strat – to dzielni „Tommies” (brytyjscy piechurzy) tkwiący w błotnistych okopach naprzeciw Niemców. Zmagania ostatecznie rozstrzygnęły się na froncie zachodnim, na polach Francji i Belgii, jakkolwiek uczestniczyło w nich co najmniej dziewiętnaście państw, zaś pierwszy strzał zdeterminowani Brytyjczycy oddali na niemiecką radiostację w Togolandzie (zachodnia Afryka) 12 sierpnia 1914 roku¹¹. Po czterech latach mapa świata wyglądała inaczej.
Wskutek zwycięstwa ententy rozszerzyło się Imperium Brytyjskie. Niemcy straciły posiadłości zamorskie; kapitulacja Porty Otomańskiej sprawiła, że wojsko Imperium – akurat w tym wypadku złożone przeważnie z Hindusów – wkroczyło do Jerozolimy, Konstantynopola i Bagdadu. Pod władzą Londynu znalazło się dodatkowo blisko 4,7 mln kilometrów kwadratowych i ponad 10 mln osób¹². Ekspansja potęgi kolonialnej miała zostać usankcjonowana przez Ligę Narodów, która nabytkom w Palestynie i Iraku nada eufemistyczną nazwę „terytoriów mandatowych”, natomiast byłe niemieckie kolonie: Togoland, Afryka Wschodnia oraz Kamerun, po prostu stały się brytyjskimi. Minister do spraw Indii Edwin Montagu, także uczestnik przyjęcia w restauracji Ciro 17 stycznia, twierdził, iż trudno o „przekonywujące argumenty przeciwko aneksji wszystkich tych ziem, gdziekolwiek znajdują się na globie”.¹³
Istniał jednak jeden mocny argument: Wielkiej Brytanii nie było wówczas stać na takie przejęcie. Wydatki na obronę spowodowały wzrost zadłużenia państwa z około 700 milionów funtów (w lipcu 1914 roku) do ponad 7,4 miliarda.¹⁴ Zwiększał się dług wewnętrzny; zaciągano również pożyczki w Stanach Zjednoczonych, natychmiast przeznaczane zasadniczo na zakup stamtąd materiału wojennego. Jak obawiali się sceptycy, pożyczki musiały być należycie spłacane, bowiem prośby o wyrozumiałość i zwłokę okazywały się nieskuteczne. Prezydent Wilson rzekomo rozważał przez chwilę wniosek do Kongresu o konsolidację wszystkich kredytów udzielonych sojusznikom, poprzez wypuszczenie trzyletnich obligacji, lecz kategorycznie odmówił umorzenia jakichkolwiek należności.¹⁵ Brytyjczycy mieli nadzieję na dochody z nowych posiadłości – szczególnie z Iraku, gdzie rząd Jego Królewskiej Mości stał się głównym udziałowcem w wydajnym przemyśle naftowym. W 1920 roku rachuby nagle okażą się wątpliwe.
Na początku tegoż roku pojawiły się kłopoty całkiem blisko metropolii, wcale nie na obrzeżach Imperium. 20 stycznia konstabl Luke Finnegan wracał z koszar policyjnych w mieście Thurles w irlandzkim hrabstwie Tipperay. Kilka kroków od domu został postrzelony przez grupkę mężczyzn uzbrojonych w rewolwery. Ciężko ranny upadł, wołając do żony: „Mary, już po mnie. Co będzie z tobą i dziećmi?”.¹⁶ Zmarł w szpitalu po kilku dniach. W aktach przemocy roku 1920 straciło życie ponad stu funkcjonariuszy Royal Irish Constabulary (RIC).
Ten etap walki Irlandczyków o niepodległość rozpoczął się niemal dokładnie rok wcześniej. W grudniowych wyborach 1918 roku republikańska partia Sinn Fein uzyskała prawie 70 procent głosów na wyspie. Przed Wielką Wojną kolejne administracje w Londynie starały się uregulować problem zarządzania Irlandią poprzez nadanie jej specyficznej autonomii „Home Rule”, lecz napotykały sprzeciw Izby Lordów. Kwestia została odsunięta na dalszy plan, gdyż wynikły pilniejsze sprawy w Anglii, nadto rozpoczął się konflikt globalny. Teraz wzmocniona Sinn Fein domagała się pełnej niezawisłości dla kraju. Pomysł Home Rule okazał się nieużyteczny, wbrew iluzjom żywionym w Londynie.
Pierwsza wojna światowa spowodowała w Irlandii głębokie podziały. W brytyjskich Siłach Zbrojnych służyło ponad dwieście dziesięć tysięcy mieszkańców wyspy – ochotników, gdyż nie było tam przymusowego poboru. Inaczej niż w Anglii, gdzie od maja 1916 roku każdy zdolny do noszenia broni mężczyzna od osiemnastego do czterdziestego pierwszego roku życia mógł zostać powołany. Taka odmienność wydawała się wielce dyskusyjna. W sytuacji drastycznego niedostatku rekruta w 1918 roku rząd Lloyda George’a przeprowadził przez parlament ustawę o obowiązkowej służbie wojskowej także w Irlandii.
Sam premier niewiele sobie po tym obiecywał. W lutym 1917 roku mówił do przyjaciela i partnera od golfa, lorda Riddella: „Co z tego wyniknie? Awantury w Izbie Gmin, może rozbrat z Ameryką . Taka ustawa przyniesie nam tylko sto sześćdziesiąt tysięcy poborowych, i to zagnanych pod przymusem”.¹⁷ Obawy były słuszne. Odpowiedzią na zmianę legislacyjną, na domiar złego dołączoną do ustawy o Home Rule, był ogólnoirlandzki strajk generalny. Władze próbowały łagodzić sytuację posunięciami praktycznymi, jednak w końcu upokorzone zrezygnowały z przymusowego poboru. Niemniej Irlandia zapamiętała: kazano jej synom walczyć w „angielskiej” wojnie.
W styczniu 1919 roku siedemdziesięciu trzech posłów z Sinn Fein odmówiło zajęcia miejsc w parlamencie westminsterskim i powołało separatystyczny rząd w Dublinie. Realizowali manifest partii głoszący utworzenie republiki, „wycofanie przedstawicieli Irlandii z parlamentu brytyjskiego, odebranie brytyjskim władzom prawa do stanowienia ustaw dla Irlandii oraz sprzeciw wobec jakichkolwiek ich usiłowań w tym kierunku”. Była tam również mowa o „użyciu wszelkich dostępnych środków, potrzebnych do uniemożliwienia Anglii podporządkowania sobie Irlandii siłą bądź w inny sposób”¹⁸. Ostatnią zapowiedź szybko zaczęli spełniać „ochotnicy” Sinn Fein – później działający pod szyldem Irlandzkiej Armii Republikańskiej – przystępując do zbrojnego oporu wobec organów Zjednoczonego Królestwa. W wyborach pod koniec 1918 roku Irlandczycy zagłosowali poniekąd za wojną domową.
Śmierć konstabla Finnegana wyznaczała moment przełomu. Sam zamach był czymś powszednim, według „Connacht Tribune” „jednym z niegodziwych, godnych ubolewania morderstw, które obecnie okrywają kraj niesławą”. Natomiast nietypowa była reakcja kolegów zamordowanego z RIC¹⁹ i żołnierzy miejscowego Sherwood Foresters Regiment. Rozwścieczeni zdemolowali czternaście domów członków i sympatyków Sinn Fein, na ulicach strzelali i rzucali granaty. Mieszkańcy określili incydent mianem zbójeckiego napadu na Thurles (Sack of Thurles). Kilka tygodni później w poufnej notatce gabinetu postępowanie policjantów i żołnierzy mszczących się za śmierć Finnegana uznano za niepokojące: „Zachodzi obawa, że załamie się dyscyplina w Royal Irish Constabulary i taka bezmyślna strzelanina się powtórzy”²⁰. Troska uzasadniona: począwszy od stycznia 1920 roku, żywiołowe, samowolne działania represyjne sił bezpieczeństwa stawały się codziennością, a lokalni dowódcy milcząco je tolerowali…
Twierdzenie, że stanęli przeciw sobie „papiści” i „heretycy”, jest niesłusznym uproszczeniem. Irlandzki ruch narodowy miał w przeszłości zwolenników po obu stronach podziału religijnego, a we wczesnej, dziewiętnastowiecznej fazie także wybitnych działaczy wyznania protestanckiego. Utrwalało się mimo wszystko przekonanie, iż różnice polityczne pokrywają się z konfesyjnymi i regionalnymi. Najsilniej niepodległości sprzeciwiali się protestanci z północy, z Ulsteru – jedynej prowincji, która w końcu wysłała do Londynu posłów (unionistycznych) wybranych w 1918 roku. Choć liczni czołowi księża katoliccy wyrażali poparcie dla republikanów, hierarchowie wielokrotnie potępiali publicznie przemoc. Tydzień po ataku na Finnegana i policyjno-wojskowych rozruchach w Thurles biskupi zebrani w Maynooth, gdzie mieściło się starodawne seminarium duchowne, ogłosili swe stanowisko. Surowo ocenili „bezwzględną, opresyjną władzę” Brytyjczyków i stwierdzili: „Jedyną drogą do zakończenia naszych historycznych udręk i ustanowienia przyjaznych relacji między Anglią i Irlandią jest umożliwienie, by niepodzielona Irlandia sama wybrała dla siebie formę rządów”²¹. Gdy poprzednio oficjalnie odżegnywali się od popierania którejś ze stron, tutaj jasno opowiedzieli się za Sinn Fein i niepodległością. Boży mężowie musieli w końcu wybrać.Rozdział 3. Największa nadzieja
Rozdział 3
Największa nadzieja
Prezydent umierał. Każdą sugestię prasową, jakoby jego „niedyspozycja” zakłócała sprawowanie urzędu, Biały Dom gwałtownie dementował, jednak znaczące było wielomiesięczne zwlekanie z sygnowaniem ustaw. Bez detektywistycznego dochodzenia dało się dostrzec, iż przywódca „wolnego świata” nie jest zdolny do złożenia podpisu. W październiku 1919 roku przeszedł udar mózgu skutkujący częściową ślepotą i jednostronnym paraliżem. Cztery tygodnie pozostawał bezwładny. Nie był to jego pierwszy ani ostatni udar. „Washington Post” donosił: u prezydenta zdiagnozowano „wyczerpanie nerwowe”.
Z początkiem roku 1920 musiał jeszcze uporać się z grypą. Pod koniec stycznia donoszono o poprawie zdrowia. Jak zakomunikował dziennikarzom lekarz z John Hopkins Hospital, „Prezydent stawia kroki pewnie, bez pomocy i bez wysiłku. Z każdym dniem coraz zręczniej posługuje się wciąż jeszcze nieco osłabioną ręką , jest sprawny umysłowo i fizycznie, ogromnie ciekaw spraw państwa”²². Była to nieprawda. Biegłość motoryczna może się poprawiła, ale najbliżsi doradcy wątpili w powrót innych zdolności, zaś żona sprawiała, że do męża nie docierał pesymizm medyków. Wilson okazywał zainteresowanie obowiązkami służbowymi jedynie przejściowo. Powziął zamiar, by poświęcić zbolałe ciało i cierpiący umysł temu, co mu najdroższe: Lidze Narodów.
Brak przedstawiciela USA na pierwszym zebraniu Rady Ligi w styczniu 1920 roku wyniknął nie z choroby głowy państwa, lecz stąd, że politycy waszyngtońscy nie podzielali wiary londyńskich kolegów w Ligę jako „prawdopodobnie dobry pomysł”. Kongresmani wątpili, by Ameryka koniecznie miała uczestniczyć w realizacji prezydenckiego projektu pokoju światowego. W pierwszym rzędzie nieufni byli wobec artykułu 10 Statutu Ligi, głoszącego: „Członkowie Ligi obowiązują się szanować i ochraniać od zewnętrznych napadów całość terytorialną i istniejącą niezależność polityczną wszystkich członków Ligi”²³. Groziło, że wstąpienie do organizacji może wepchnąć Stany Zjednoczone w wojnę, której same nie spowodują. Statut nie stwierdzał _explicite_, że państwa będą ewentualnie wciągane do konfliktów, niemniej oponenci upierali się przy wyłączności Kongresu w decydowaniu o użyciu siły zbrojnej. Wilson nie widział tu problemu. Do sprzyjającego mu demokratycznego senatora Gilberta Hitchcocka pisał 26 stycznia: „Ogromnie doceniam Pańską troskę i uprzejmość, z jaką stale jestem informowany o Pana i kolegów spotkaniach z rzecznikami Partii Republikańskiej . Nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości co do dobrej woli naszych sojuszników wojennych, ani najdrobniejszych nawet obaw, że jakiś kraj zechce wymusić na nas zobowiązania, powołując się na Statut Ligi, bądź wplątać nas w działania, o których w świetle Konstytucji wiążąco może postanowić jedynie Kongres”²⁴.
Chyba najgłośniej przeciw członkostwu w Lidze Narodów protestował republikański senator Henry Cabot Lodge, szef frakcji w izbie wyższej i przewodniczący komisji spraw zagranicznych. Zupełnie inaczej niż prezydent wyobrażał sobie politykę międzynarodową. Obaj zgadzali się, iż Stanom Zjednoczonym powinna przypaść kluczowa rola, lecz zdaniem senatora polegała ona na trzymaniu się na uboczu. W tym duchu wypowiadał się w sierpniu 1919 roku: „USA to największa nadzieja świata, lecz jeśli nałożymy na państwo kajdany cudzych interesów i cudzych sporów czy też uwikłamy w europejskie intrygi, zniszczymy jego potęgę całkowicie i wystawimy na ryzyko samo jego istnienie. Pozwólmy Stanom Zjednoczonym swobodnie kroczyć przez stulecia”²⁵.
Demokraci Wilsona stracili większość w Senacie w rezultacie wyborów częściowych w roku 1918. Izba stanowiła odtąd główny hamulec globalnych ambicji prezydenta. Ten, zanim powalił go udar, szukał poparcia dla ratyfikacji traktatu wersalskiego i statutu Ligi, wygłaszając mowy w całej Ameryce. Przerwał podróż, odczuwając nagłe bóle głowy, zwiastujące bliską apopleksję. Był wycieńczony fizycznie – „Washington Post” zbliżył się do prawdy. Choć Wilson przemawiał wiele i porywająco, ciepło witany w wielu stanach, szczególnie w Kalifornii, opozycja senacka pozostała niewzruszona. Obłożnie chory w pierwszych tygodniach roku, na Hitchcocka zdał mobilizowanie demokratów na rzecz Ligi i osobiste negocjowanie z republikanami. Zadanie to arcytrudne, zwłaszcza wobec krążących pogłosek i spekulacji na temat zdrowia szefa państwa.
Pierwsza wojna światowa zmieniła Amerykę. Największy wierzyciel świata, z rozpędzonymi na potrzeby frontów siłami wytwórczymi, przeżywał ekonomiczny boom. Rosła produkcja, a z nią popyt na pracowników, najbardziej w przemysłowych wielkich miastach Północnego Wschodu, Środkowego Zachodu i Zachodu. Czarnoskórym spełniał się tam amerykański sen, mogli wyrwać się ze stosującego wciąż segregację rasową Południa. Popularny wiersz, wydrukowany w 1916 roku w gazecie czarnoskórych Amerykanów „Chicago Defender”, wyrażał nastroje podejmujących tę wielką wędrówkę (_Great Migration_):
„Odejdę od burzliwych wybrzeży Florydy, pożegnam się z Południem
już nie będą mnie traktować po swojemu, bić po twarzy
pośpiesz się, czarny bracie, uchodź spod prawa Jima Crowa
na Północy nie ma białej nędzy, nie spoliczkuje twojej matki,
nie przyłoży ci w szczękę
nie zhańbi twej siostry, nie powiesi cię na gałęzi
nie będziesz musiał mówić do nich «Mister», ani zakasywać
rękawów na ich żądanie”²⁶.
W latach 1916–1918 dwukrotnie wzrosła liczba czarnoskórych w Chicago. W ośrodkach przemysłu całych Stanów Zjednoczonych zdemobilizowani żołnierze odkrywali, że ich dawne miejsca pracy zajęte są przez kolorowych, godzących się na niższą płacę. Narastały napięcia rasowe. Niebawem ekonomia zaczęła spowalniać, przyjmować tempo właściwe dla czasu pokoju i zamykano co poniektóre fabryki. Wzbudzało to niepokoje; latem i jesienią 1919 roku naliczono co najmniej dwadzieścia pięć gwałtownych wystąpień o dużej skali, w różnych miastach²⁷. Rozruchy w Chicago trwały pięć dni, przyniosły trzydzieści osiem ofiar śmiertelnych, porządek przywracała gwardia narodowa. Październikowy „New York Times” wyraził opinię: „powtarzające się zamieszki na tle rasowym uświadomiły społeczeństwu, że kwestia murzyńska przybiera nową, groźną postać”.
W Chicago najtrudniejsze były dwa problemy: zatrudnienia i mieszkaniowy. Urzędowa komisja badająca wspomniane wypadki po trzech latach ogłosiła w sprawozdaniu: „W czasie wojny praktycznie nie zbudowano w mieście żadnego domu, dla podwojonej populacji murzyńskiej nie było fizycznie miejsca do życia . Rozprzestrzeniła się więc z tak zwanego Czarnego Pasa na okolice zamieszkiwane dotychczas wyłącznie przez Białych. To przemieszczenie powodowało tarcia”²⁸. Oczywiście nie każdy biały Amerykanin z wielkiego miasta był rasistą, lecz napływ „czarnych” przyjmowano na ogół niechętnie. Gdy w 1920 roku Lucien B. Meriwether kupił w Indianapolis dom, dwaj najbliżsi „biali” sąsiedzi odgrodzili się od niego trzyipółmetrowym płotem²⁹. Nieistotne, że nowy właściciel nieruchomości to dentysta i cała rodzina niewątpliwie zaliczała się do klasy średniej; byli „czarni”. Komisja z Chicago orzekła w konkluzji: „Wzajemne zrozumienie i sympatia między rasami zaowocuje zgodą i współpracą. By tak się ostatecznie stało, muszą zniknąć uprzedzenia”³⁰. Konflikt ujawnił głęboki podział w Ameryce, której nie zjednoczyła wojna światowa. Prezydent tymczasem skupiał uwagę na zapewnianiu pokoju w dalekich stronach.Rozdział 4. Kłopoty egzotyczne
Rozdział 4
Kłopoty egzotyczne
Pokój wydawał się mieć szczególną awersję do mroźnych gór Waziristanu. Przez trzy miesiące armia Indii Brytyjskich tłumiła bunt plemion w obecnym północno-zachodnim Pakistanie. W meldunku sztabu generalnego tak scharakteryzowano Waziristan: „Dzieli się na Północny i Południowy, kształtem przypomina równoległobok, ma 5000 mil kwadratowych powierzchni , praktycznie cały pokryty splątanymi pasmami gór i wzgórz różnych rozmiarów i przebiegów. Na pierwszy rzut oka łańcuchy rozciągają się nieregularnie we wszystkich kierunkach, lecz dokładniejsza analiza mapy pozwala dostrzec, iż niektóre tworzą wyraźne granice osłaniające wnętrze krainy, więc wejście do nich jest niezmiernie trudne”.
Daleko na południe od swych górskich siedzib zapuszczali się rozbójnicy z ludu Mehsudów i Wazirów, na równiny Pendżabu, „ograbiając i mordując spokojnych wieśniaków, głównie Hindusów”. Gdy wysunięty brytyjski garnizon został okrążony i odcięty od dostaw, wydawało się, że dokuczliwe bandyckie napady przekształcają się w pełnowymiarowe powstanie, więc w listopadzie 1919 roku skierowano przeciwko tym plemionom trzydziestotysięczny korpus, by dać im nauczkę³¹. Brytyjczycy nie łudzili się, że będzie łatwo. „Wazirów i Mehsudów operujących na własnej ziemi można zaliczyć do najlepszych bojowników na świecie. Obecnie jest wśród nich ponad trzy tysiące mężczyzn służących wcześniej w naszych siłach regularnych bądź milicji, świetnie znających nasze zwyczaje i taktykę”, zauważył sztab generalny.
Imperium miało za sobą już trzy wojny w Afganistanie w ciągu poprzednich osiemdziesięciu lat. Pokolenia żołnierzy doskonale orientowały się w zdolnościach bojowych górali Pogranicza. Ogólne dowództwo akcji objął generał-major Skipton Hill Climo, pięćdziesięciodwuletni profesjonalista, którego cała niemal kariera przebiegła w Indiach i na Bliskim Wschodzie. W pierwszych dniach stycznia przednia kolumna wojska utknęła pod Kotkai, gdyż mimo ponawianych prób nie przebrnęła przez ciasny wąwóz. Nie należało dopuścić, by czołówka znalazła się w pułapce pod nieprzyjacielskim ogniem. W roku 1842, podczas pierwszej wojny z Afganistanem, cofająca się brytyjska czterotysięczna formacja została całkowicie wybita na wysokich przełęczach. Afgański poeta opiewał zagładę najeźdźców, którzy „zginęli gdzieś w górach – jak statek, który tonie bez śladu”³². Dowodzący kolumną pod Kotkai generał Andrew Skeen za wszelką cenę pragnął uniknąć powtórki dawnych klęsk, dlatego kazał kontynuować marsz w nocy, aż cały oddział minie przełęcz. Taki manewr często stosowali później Brytyjczycy, chcąc przechytrzyć przeciwnika. Tym razem warunki były ekstremalnie trudne, na grzbietach górskich mróz sięgał dwudziestu pięciu stopni. Według jednej z relacji „rzekę Tank Zam należało wielokrotnie przekraczać. Przy każdym wyjściu na brzeg na stopach i łydkach pozostawała lodowa pokrywa”³³. Generał Climo ze zdumieniem odkrył podczas inspekcji pułku 5th Royal Gurkha Rifles, że większości żołnierzy od początku Wielkiej Wojny nie udzielono urlopu³⁴. Liczni podkomendni generała byli wyczerpani długotrwałym udziałem w walkach. William Slim, późniejszy słynny dowódca z frontu birmańskiego następnej wojny światowej, wówczas kapitan West India Regiment, pisał: „W Anglii w każdej wsi wznoszono pomniki z okazji zakończenia wojny, ale tutaj mogę tylko wznieść oczy, by zobaczyć znowu poukładane jeden na drugim worki z piaskiem, prowizoryczne kamienne przedpiersie okopu i wijące się druty kolczaste”³⁵.
19 stycznia wicekról Indii telegraficznie powiadomił Londyn o najnowszych szczegółach kampanii. Frederic John Napier Thesiger był, jak niemal wszyscy współcześni mu prominenci, wychowankiem prywatnych szkół (_public school_) i renomowanych uczelni (_Oxbridge_). Życiorys miał typowy dla epoki, w której do Wielkiej Brytanii należała znaczna część kuli ziemskiej. Zaczynał jako gubernator australijskiej prowincji Queensland, po jedenastu latach powierzono mu godność wicekróla Indii, czyli zarządcy obszaru obejmującego dzisiejsze Indie, Pakistan i Bangladesz, zamieszkałego przez ponad dwieście milionów ludzi. Kierował informacje do oddalonego o osiem tysięcy kilometrów ministra do spraw Indii, Edwina Montagu. Ten pochodził z rodziny żydowskiej, czym raczej się nie chlubił. Jego żona musiała przed ślubem dokonać konwersji na judaizm, inaczej zostałby wydziedziczony. Konsekwentnie sprzeciwiał się syjonistycznej idei ojczyzny dla Żydów w Palestynie. Uchodził za brzydkiego, odznaczał się długimi kończynami, dużą głową i grubymi rysami twarzy. Córka jego protektora, byłego premiera Herberta Asquitha, dała wyraz swemu przerażeniu na wieść, iż jedna z przyjaciółek wyszła za mąż za Edwina Montagu: „dla mnie jest tak fizycznie odpychający, że bez wahania rzuciłabym się z najwyższego piętra Queen Anne’s Mansions czy wieży Eiffla, by uniknąć najmniejszego kontaktu”³⁶. Mówiono wszak, że ten nieurodziwy mężczyzna ma otwarty, tolerancyjny umysł.
Informacje wicekróla kierowane do ministra były z reguły krótkie i konkretne. 19 stycznia: „Z doniesień wynika, że według ostrożnych szacunków zabito 14 stycznia dwustu Mehsudów i Wazirów… Kolumna z Derajatu dotarła do nowego obozu w regionie Sara Rogha, o jedną milę na południe od Murgai Kach . Pod Nai Kach znaleziono głowę w garnku, więc Climo upoważnił Skeena do całkowitego zniszczenia wsi”³⁷. Brytyjczycy metodycznie i bezwzględnie umacniali władzę. Generał Climo pisał: „Moim zdaniem, błyskawiczne, skuteczne akcje na pograniczu to już przeszłość, chyba że przeciw drobnym, nieznaczącym plemionom. Działania wymagają obecnie namysłu i finezji; potrzeba także więcej sił do ochrony dróg i łączności, więcej środków transportu, większych nakładów finansowych… natomiast efekty uzyskamy przypuszczalnie lepsze i trwalsze”³⁸.
W warunkach, w których doświadczenia z Wielkiej Wojny okazywały się przeważnie bezużyteczne, przydawały się tylko niektóre najnowsze wynalazki. W innym meldunku Montagu mógł przeczytać: „Wsparcie lotnicze było bardzo cenne , przykładem jego efektu psychologicznego niech będzie epizod z 14 stycznia. Dwa samoloty, atakując z powodzeniem cel, zużyły cały zapas bomb i amunicji, zanim nadleciały następne. Nieprzyjaciel na ziemi wciąż niepokoił nasze siły; piloci domyślali się, że ich odlot może zachęcić tamtych do zdecydowanego natarcia. Pozostali więc na miejscu, krążąc nisko nad nieprzyjacielem, przyciskając go do gruntu, uniemożliwiając mu ruchy aż do przybycia nowych maszyn”³⁹. Lotnictwa używano też do ataków na wioski, choć w tych przypadkach oddziaływało bardziej na morale niż zasoby materialne przeciwnika: „bomby zapalające wywierają potężne wrażenie na krajowcach”. Utorowawszy sobie w uporczywych bojach drogę przez Tank Zam, Brytyjczycy spostrzegli, że wróg zniknął.
Mehsudzi i Wazirowie, u których dzienna liczba poległych znacznie przewyższała straty osobowe generała Climo, unikali otwartej walki. W złożonym w roku następnym urzędowym sprawozdaniu z kampanii znajdujemy skargę: „Nadzwyczaj trudno osaczyć tubylca czy odciąć mu drogę odwrotu, gdyż jeśli wytrwale ścigany nie zdoła wprost uciec, chowa broń i udaje spokojnego wieśniaka . Gdy nasi wycofują się, w miejscach wydawałoby się opustoszałych pojawia się zdumiewająco wielu nieprzyjaciół.” Mimo powolnych postępów rząd Indii obiecywał 13 stycznia ministrowi Montagu, iż sytuacja w Waziristanie zapewne unormuje się do połowy lutego⁴⁰.
Niepokój budziło zainteresowanie Rosjan Afganistanem. Nic nowego – pierwsza wojna afgańska prowadzona była w dużej części w celu powstrzymania carskich wpływów w tym kraju. Teraz dochodziła obawa polityków przed rozlewaniem się komunizmu. Ministrowie z Indii ostrzegali Londyn o gotowości Moskwy do poczynienia „znacznych” koncesji na rzecz emira celem zyskania jego przychylności; zarazem zapewniali, że ten stara się utrzymać „możliwie równy dystans od bolszewików i Wielkiej Brytanii”⁴¹.
Dochodził jeszcze inny czynnik: religia, panislamizm – po bolszewizmie największe zmartwienie kolonialnych władz, ruch potencjalnie zdolny wykreować muzułmański, antybrytyjski sojusz obejmujący Kabul, Teheran i Bagdad, oskrzydlający Indie od zachodu. Wypadkową obydwu zagrożeń byłoby powszechne powstanie muzułmanów, inicjowane i wspierane przez bolszewickich emisariuszy i ich pieniądze. Z Afganistanu przenikały wieści o pobycie tam komunistycznych agentów, także ostrzegawcze doniesienia o wszechislamskiej, antychrześcijańskiej proklamacji ogłoszonej w kabulskim meczecie⁴². W tych okolicznościach operacja generała Climo okazywała się nie tylko zwykłym tłumieniem rebelii; musiała wykazać, iż Imperium Brytyjskie ma dość potęgi i prestiżu, by wyperswadować emirowi sojusz z Czerwonymi bądź panislamską rewoltę. Montagu wysłał do wicekróla jednoznaczny telegram: „W przekonaniu rządu Jego Królewskiej Mości nadal pożądane są przyjazne relacje z Afganistanem, dlatego rząd nie życzy sobie zachowań, które mogłyby zostać opacznie zrozumiane jako przejaw słabości”⁴³.Rozdział 5. Beznadziejne komplikacje
Rozdział 5
Beznadziejne komplikacje
Gertrude Bell nie spełniała stereotypu Brytyjki z początku XX wieku. Była odkrywczynią, naukowcem i szpiegiem; w 1920 roku, w epoce dominacji mężczyzn w życiu publicznym, zaliczała się do najbardziej wpływowych urzędników brytyjskich na Bliskim Wschodzie. Pewnie ku zdumieniu dzisiejszych historyków żarliwie sprzeciwiała się prawu kobiet do głosowania. Nie potrzebowała równouprawnienia politycznego, by wpływać na polityków.
W 1888 roku ukończyła z wyróżnieniem studia w Oxfordzie w zakresie historii najnowszej. Zyskała szybko renomę jako podróżniczka po Bliskim Wschodzie, autorka trzech bestsellerów, odznaczona medalem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Niebawem doceniono jej talenty, między innymi biegłą znajomość arabskiego i perskiego. Najpierw w listopadzie 1915 roku włączono ją do kairskiego zespołu znawców Bliskiego Wschodu, w kwietniu 1917 roku powołano na sekretarza do spraw Orientu (Oriental Secretary) w brytyjskim przedstawicielstwie w Bagdadzie. Przybywszy tam, wyraziła w liście do ojca zachwyt nowym otoczeniem oraz perspektywami ojczyzny, wzbogaconej o nabyte terytoria: „To jest niebywałe, zrozum, zachwycające – to stwarzanie nowego świata”⁴⁴. Listy do rodziny dokumentują jej pobyt w Iraku; podobnie dziennik, jaki prowadziła pod koniec roku 1919. Po trzech latach na urzędzie zapatrywała się mniej optymistycznie na przyszłość regionu.
Pod koniec pierwszej wojny światowej Wielka Brytania zdobyła Palestynę i Irak (Mezopotamię), choć na początku zmagań na to się nie zanosiło. Gdy w listopadzie 1914 roku Porta Otomańska opowiedziała się po stronie państw centralnych, Brytyjczycy zabezpieczali w pierwszej kolejności Kanał Sueski, swoją drogę handlową o istotnym znaczeniu. „Kwestia arabska” nabrała więc nadzwyczajnej wagi. Była jasna w sformułowaniu i trudna do rozstrzygnięcia: czy ambicje polityczne Arabów, dążenia do autonomii znaczą coś na Bliskim Wschodzie? Z czasem wyrażano ją ostrzej: czy Arabowie będą walczyć? A jeśli tak, to po czyjej stronie?
Bardzo różne padały odpowiedzi, nawet urzędnicy Imperium nie mogli ustalić wspólnego poglądu. Specjalny raport Ministerstwa Wojny z roku 1915 stwierdzał: „W Londynie panuje opinia, iż arabski ruch praktycznie nie istnieje, jest nieokreślony, nijaki, niespójny, toteż dla nas bezwartościowy. Lecz w jego realność i potencjał nie wątpi nikt znający region bliskowschodni”⁴⁵. „Znający” – to między innymi Gertrude Bell i były kartograf wojskowy Cairo Arab Bureau, drażliwy, nieopanowany Thomas Edward Lawrence. Istotne, że mniemanie tych dwojga podzielał wysoki komisarz brytyjski w Egipcie, sir Arthur Henry McMahon. Wymieniał on listy z szarifem (władcą) Mekki, Husajnem z dynastii haszymidzkiej, i w zamian za przymierze Arabów z Wielką Brytanią wyraził zgodę na powstanie ich przyszłego państwa, rozciągającego się od Morza Śródziemnego przez Syrię po Irak⁴⁶. W następstwie Lawrence wyruszył na pustynię szkolić arabskich ochotników, którzy mieli potem przyczynić się do sukcesu Brytyjczyków i porażki Turków.
Rok po złożonym przez McMahona zapewnieniu, Londyn w tajnym porozumieniu, nazwanym układem Sykes – Picot, obiecał – tym razem Francuzom – dużą część tego, co przyrzekł wcześniej Arabom. Właśnie takie rozkawałkowywanie narodów potępiał Woodrow Wilson. Po zwycięstwie Wielka Brytania i Francja podzieliły się otomańskimi wilajetami (jednostkami terytorialnymi). Już w 1919 roku rozpoczął się w Syrii zbrojny opór przeciw okupacji francuskiej. 1 lutego 1920 roku Gertrude Bell informowała macochę mieszkającą w Anglii: „Byłam bardzo zajęta, bowiem drogą z Aleppo nadchodzą ludzie niosący wiadomości z Syrii . Wiem na ogół o ich pojawianiu się, gdyż mam wystarczającą siatkę informatorów . Wieści są przygnębiające. Wina za to, co się dzieje, spada też na nas oraz na Amerykę. Chyba rzadko dochodziło kiedykolwiek do serii tak beznadziejnych komplikacji, jakie Zachód spowodował na Wschodzie po zakończeniu wojny. Tymczasem nasza administracja eksploatuje Mezopotamię, wbrew wszelakim zasadom sprawiedliwości”⁴⁷.
Czerpanie zysków, w oczach pani sekretarz niesprawiedliwe (przekonanie dość postępowe na owe czasy), było akurat celem Brytyjczyków w Iraku. Najważniejszą zaletą owego kraju były odkryte pokłady ropy naftowej. Pierwszą informację o nich przekazał brytyjskiemu rządowi pewien niemiecki inżynier w 1905 roku. Wydobycie ruszyło ostro po przejęciu Iraku od pobitej Turcji. W 1919 roku wojskowi rzeczoznawcy ocenili, że mezopotamskie zasoby porównywalne są z perskimi, na których Anglo-Persian Oil Company (będąca własnością brytyjską, przemianowana potem na British Petroleum) kilka lat wcześniej zbudowała największą na świecie rafinerię⁴⁸. W pierwszych tygodniach roku 1920 żadnych wierceń w Mezopotamii jeszcze nie podjęto, częściowo z powodu nierozwiązanych problemów logistycznych; nie było pewności, czy Francja zgodzi się na budowę rurociągu przez Syrię do brzegu Morza Śródziemnego. Irak dysponował jedynym portem w Basrze, na samym końcu Zatoki Perskiej. Dzięki ropociągowi nie trzeba by przewozić całego wydobycia przez Kanał Sueski.
W grudniu 1919 roku brytyjski minister handlu zagranicznego zawarł tymczasowe porozumienie z Francuzami. Już po miesiącu okazało się nieistotnym kawałkiem papieru. 23 stycznia Lloyd George oświadczył: „rosnące dochody z eksploatacji pól naftowych w Mezopotamii powinny wzbogacać raczej państwo niż spółki akcyjne”⁴⁹. Czyli: rząd poniósł koszty zawładnięcia Irakiem i domaga się korzyści dla siebie. Idea pełnego etatystycznego nadzoru nad iracką ropą, jakkolwiek kusząca, była niewykonalna. Któryś z ministrów nieoficjalnie przyznał: „Propozycja uczynienia z pól naftowych własności rządowej może niektórym wydać się atrakcyjna, lecz władza nie ma zdolności organizacyjnych do prowadzenia tak ogromnego biznesu, do skutecznego komercyjnie gospodarowania wielkimi zasobami ropy i do wprowadzania produktów na rynek”⁵⁰. Zaczynał się luty 1920 roku, a przedsięwzięcie nadal tkwiło w sferze zamiarów.
Gertrude Bell skierowano do kraju będącego _de iure_ wciąż jedną z prowincji Porty Otomańskiej, nie państwem. Mezopotamia to starożytna nazwa regionu pomiędzy Eufratem i Tygrysem, rozciągniętego od Mosulu – obecnie w pobliżu granicy tureckiej – do Basry nad Zatoką Perską. Administracja sułtańska utworzyła tam trzy wilajety z ośrodkami w Mosulu, Bagdadzie i Basrze. Brytyjskie wojsko wkraczające w 1917 roku witano w Bagdadzie radośnie, jakkolwiek zniszczenia spowodowane przez nacierających i uchodzących (Turków) były znaczne. Kilka dni później „Manchester Guardian” opublikował tekst reportera wojennego Edmunda Candlera, towarzyszącego zdobywcom: „Tłumy mieszkańców wyległy nas witać: Persowie, Arabowie, Żydzi, Ormianie, Chaldejczycy, chrześcijanie, ludzie różnych religii i ras. Stali na ulicach, balkonach i dachach, wiwatując i klaszcząc w dłonie . Miasto od dwóch lat łupiła armia turecka na swoje potrzeby . Nieprzyjaciel, wydaje się, stracił nadzieje na utrzymanie Bagdadu, gdy udało nam się przekroczyć Tygrys władze tureckie skonfiskowały wszystkie towary będące w posiadaniu osób prywatnych i wysłały pociągiem do Samary. Można sądzić, że urzędowo zagrabiono mienie wartości trzydziestu–czterdziestu tysięcy funtów, w tym pięć tysięcy worków mąki”⁵¹.
Miasto wydarte Porcie było na wpół zrujnowane i skrajnie wygłodzone. Przystąpiono do odbudowy, powstał dodatkowy most na rzece Tygrys, nowe ulice i elektrownia. Gdy zbliżał się koniec wojny, rząd londyński postanowił zacisnąć pasa. Rezygnowano z niektórych inwestycji, część Arabów traciła zatrudnienie, natomiast podatki sumiennie ściągano, nie bacząc na duży wzrost cen⁵². W 1920 roku wyzwoliciele byli już postrzegani raczej jako okupanci.Rozdział 6. Nowa wiara
Rozdział 6
Nowa wiara
Oficjalnie 47. Eskadry już nie było. Rozformowano ją w październiku 1919 roku, lotników skierowano na „misję instruktażową” do Białych w południowej Rosji. Szkoląc, praktycznie demonstrowali bombardowanie i ostrzeliwanie nacierających bolszewików. Stanowili część brytyjskiego kontyngentu na południu Rosji, liczącego w lutym 1920 roku dwa tysiące żołnierzy, marynarzy i pilotów. Niestety, wysiłki podejmowane w celu ożywienia raczkujących sił powietrznych Białych okazywały się mało skuteczne. Samoloty wprawdzie były – sto trzydzieści osiem przestarzałych RE8 – lecz Rosjanie okazywali niezadowolenie, że nie otrzymali lepszych. 47. Eskadra dysponowała przecież nowoczesnymi bombowcami DH9 oraz myśliwcami Sop-with Camel. Co najgorsze, lotnictwu kontrrewolucjonistów brakowało energicznego kierownictwa. Sprawującego je generała Krawczewicza bardziej niż latanie interesowały „wino, kobieta i śpiew”, jak otwarcie mówiono.⁵³
Dowódca nieistniejącej eskadry podpułkownik Maund został odwołany z końcem stycznia. Ciepło pożegnał się z podwładnymi, dodając im otuchy: „Chociaż nad Rosją zbierają się na razie ciemne chmury, mam nadzieję, że nadal będziecie okazywać, jak zwykle, doskonałe umiejętności i nie będziecie szczędzić starań koniecznych do przywrócenia naszym rosyjskim sojusznikom wiary w zwycięstwo”.⁵⁴ Pewnie dla „przywracania wiary w zwycięstwo” po paru tygodniach eskadra dostała rozkaz: „Wszyscy oficerowie i żołnierze muszą posiadać karabin, bagnet i sto pięćdziesiąt sztuk amunicji, które należy zawsze mieć przy sobie podczas szkolenia”.⁵⁵
Wiadome były wątpliwości rządu brytyjskiego co do kontynuacji tej pomocy. Krążyły pogłoski, że rozważa on skierowanie do Moskwy delegacji handlowej. Pewien pułkownik napisał w swoim dzienniku pod datą 13 lutego, iż wstydzi się spojrzeć w twarz rosyjskim współtowarzyszom, ponieważ wycofanie poparcia to „tchórzliwa zdrada”, a „tylko Winston uczciwie gra z Denikinem”.⁵⁶ Inny dowódca brytyjski stwierdził w korespondencji do Churchilla: „bez wiary w nas, jedynych ludzi pomagających im materialnie, oni zapewne popadną w rozpacz. Mimo wszystko Denikin i inni zapaleńcy pragną nadal walczyć, gotowi dać się zepchnąć do morza”.⁵⁷
Trzeba przyznać, że generał Denikin, głównodowodzący Białych, nie ułatwiał sobie zadania. Uwikłany był w zaciekłe spory z rywalizującymi wodzami, zarzucał im niekompetencję, obarczał odpowiedzialnością za sukcesy komunistów, którzy przekroczywszy Don, posuwali się wciąż na południe. Ostatecznie przyjął do wiadomości twarde fakty, nakazał pozostałościom swoich formacji odwrót na Krym; trzon sił miał przeprawić się przez Cieśninę Kerczeńską, reszta ewakuować się drogą wodną z czarnomorskiego portu w Noworosyjsku. Bolszewicy wydawali się niepowstrzymani.
Spośród polityków nie tylko Churchilla niepokoiły postępy „podłych pawianów”, jak nazywał bolszewików. Poważne obawy żywił też trzydziestoletni kapral armii niemieckiej mieszkający w Monachium. We wrześniu poprzedniego roku komórka informacji wojskowej zleciła mu rozpoznanie drobnego ugrupowania o nazwie Niemiecka Partia Robotnicza (Deutsche Arbeiterpartei). Zamiast składać meldunki, przeszedł na stronę rozpoznawanych. W lutym 1920 roku Adolf Hitler był już jednym z nich, i to jednym z ważniejszych.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki