Roman Dmowski Wybór pism Tom 2 - ebook
Roman Dmowski Wybór pism Tom 2 - ebook
Zasługi Romana Dmowskiego dla odzyskania niepodległości i odbudowy państwa polskiego są nieocenione. Ten wielki przywódca Narodowej Demokracji, skuteczny dyplomata i wnikliwy analityk procesów politycznych całe życie poświęcił walce o wolność kraju. Był też wybitnym pisarzem politycznym i myślicielem. Głównym przedmiotem jego pracy pisarskiej było formowanie ideologii narodowej oraz wytyczanie kierunków polskiej polityki zagranicznej. W drugim tomie Wyboru pism znalazły się następujące dzieła: Niemcy, Rosja i kwestia polska, Upadek myśli konserwatywnej, Świat powojenny i Polska oraz Duch Europy.
Kategoria: | Politologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-838-7 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OBECNY STAN I OGÓLNY CHARAKTER KWESTII POLSKIEJ
I. Skutki upadku powstania 1863-1864 roku
Po klęsce r. 1864, poniesionej przez naród polski w jego ostatniej walce zbrojnej o niepodległość, kwestia polska uznana została za nieistniejącą. Sam pobity naród — zgnębiony okrucieństwami towarzyszącymi stłumieniu powstania w Królestwie Polskim, a zwłaszcza na Litwie, rozczarowany co do własnego ludu, który wobec rozpaczliwej walki z wrogiem zachował się na ogół obojętnie, a miejscami nawet nieprzyjaźnie — utracił zupełnie wiarę w siebie. Nie tylko uznał on swe siły fizyczne za niedostateczne do podjęcia kiedykolwiek na nowo walki narodowej, ale zwątpił o swym politycznym rozumie, o swych zdolnościach do samoistnej akcji politycznej, a tym bardziej i do odrębnego istnienia państwowego. W opinii publicznej, która w kraju zapanowała, ostatnie powstanie uznane zostało na całej linii za akt szaleństwa, za poryw niedojrzałej młodzieży, podniecanej przez oderwaną od kraju emigrację, za wybryk nietrzeźwy, któremu starsze pokolenie skutkiem swego niedołęstwa i braku odwagi oprzeć się nie umiało. Gdy nadto w siedem lat po powstaniu polskim Francja w wojnie z Prusami została rozbita i poniżona, gdy w Europie pozostały jako główne, panujące nad położeniem potęgi, zjednoczone pod zwierzchnictwem Prus, Niemcy i wzmocniona nowymi siłami po reformach Aleksandra II Rosja — dwaj wrogowie niezawisłości polskiej — gdy najbardziej uparci optymiści musieli uznać, że zginęła reszta nadziei na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz — sprawa polska w oczach samych Polaków została ostatecznie pogrzebana.
W nowych stosunkach międzynarodowych żadne państwo nie miało interesu podnosić kwestii polskiej, gdyby zaś nawet zjawiła się gdziekolwiek chęć poruszenia jej, pomimo tego że Polacy nie przedstawiali jako czynnik polityczny żadnej widocznej wartości, dwa najpotężniejsze państwa umiałyby w tym względzie nakazać zupełne milczenie.
W każdym z trzech państw, mających ziemie polskie w swym posiadaniu, kwestia polska pozostała tylko jako jego kwestia wewnętrzna, do niego wyłącznie należąca, niedopuszczająca żadnego wtrącania się z zewnątrz. I w tej nawet postaci nigdzie nie zdawała się ona przybierać zbyt ostrego, a tym bardziej niebezpiecznego dla państwa charakteru.
Każdy z rządów znalazł sposób załatwiania jej u siebie, i w ciągu lat czterdziestu, jakie upłynęły od ostatniego powstania, nie zaszły żadne poważniejsze wypadki, które by świadczyły o niepowodzeniu stosowanej względem Polaków polityki, o niemożności rozstrzygnięcia kwestii polskiej na obranej drodze. Rozlegające się od czasu do czasu głosy niezadowolenia Polaków, ich skargi na ucisk można było lekceważyć wobec ciągłego wzrostu mocarstwowej roli i potęgi Niemiec i Rosji, któremu istotnie lub pozornie towarzyszył bujny rozwój sił narodowych.
Rosja przy samym tłumieniu powstania lub w aktach, które bezpośrednio potem nastąpiły, wprowadziła swój program w życie. Murawjow na Litwie gniótł dzikimi środkami nie tylko powstanie, ale całą polskość, wyrywał jej korzenie, niszcząc szlachtę, główną warstwę polską w tym kraju, i Kościół katolicki — organizację religii polskiej. Palenie i równanie z ziemią całych wsi polskich po zesłaniu wszystkich ich mieszkańców na Sybir, konfiskaty majątków polskich, a następnie prawa wyjątkowe niedopuszczające przechodzenia ziemi w ręce „osób pochodzenia polskiego”, zamykanie kościołów i zakazy wszelkich zewnętrznych przejawów kultu katolickiego w kraju, zakaz wydawania gazet polskich i polskich przedstawień teatralnych, wreszcie rozmawiania w publicznych miejscach po polsku (nawet zaprzęgania koni na sposób polski) — wszystko to było radykalnym tępieniem samej polskości zarówno podczas powstania, jak i przez dziesiątki lat bezwzględnego spokoju, które po nim nastąpiły. Ten program, zastosowany również na Wołyniu, Podolu i Ukrainie, miał na celu zastąpienie w najkrótszym czasie w tych krajach z ludnością litewską, biało- lub małoruską przewodniej warstwy polskiej przez takąż warstwę czysto rosyjską. Równolegle zastosowany został program rusyfikacji mas ludowych, nie tak już trudny, a więc mniej radykalny w środkach, ale za to wprowadzany w życie przy skutecznej pomocy Cerkwi prawosławnej. Trudniejsze było to zadanie w miejscowościach z ludnością wiejską polską oraz na obszarze etnograficznie litewskim i zarazem katolickim, gdzie Kościół nie był narzędziem rusyfikacji, ale tamą przeciw niej, a gdzie język ojczysty nie mógł być uważany za narzecze urzędowe. Tam zastosowano takie nawet środki, jak zakaz używania książek litewskich, drukowanych alfabetem łacińskim. Publikowane przez uczonych rządowych dzieła i atlasy dowiodły, że ten olbrzymi obszar dziewięciu guberni, nazwany urzędowo Krajem Północno- i Południowo-Zachodnim, jest krajem rdzennie rosyjskim, któremu Polacy powierzchownie narzucili swą kulturę. Tę robotę polską kilku wieków niszczono szybko i wypowiadano uzasadnioną, jak się zdawało, nadzieję, że po kilku dziesiątkach lat ślad po niej nie zostanie.
W Królestwie Polskim, w którym tradycja historyczna i idea narodowa polska według upowszechnionej opinii rosyjskiej była reprezentowana przez panów i ksiendzow, tj. przez szlachtę i duchowieństwo, przeprowadzono reformę włościańską, założoną i wykonaną w ten sposób, żeby osłabić jak najbardziej większą własność, a stworzyć silną warstwę włościańską. Wdzięczny za to dobrodziejstwo lud miał być utrzymany we wrogim stosunku do warstwy historycznej i do jej ideałów przez ciągłe podburzanie przeciw szlachcie, prowadzone przez urzędników na sposób czysto socjalistyczny, a mające wdzięczny grunt w stworzonej na ten cel instytucji serwitutów. Jednocześnie zniesiono do reszty odrębną organizację zarządu krajowego i władz Królestwa, urzędników i nauczycieli Polaków oraz język polski w administracji, szkole i sądzie zaczęto zastępować Rosjanami i językiem rosyjskim, a gdy te reformy szły pomyślnie, nie napotykając na opór zgnębionego narodu, rozwinięto w całej pełni system rusyfikacyjny stawiający sobie za cel przerobienie kraju nawet pod względem kulturalnym na prowincję rosyjską. Wszelkiej organizacji pracy kulturalnej polskiej położono tamę; język polski usunięto z urzędów do tego stopnia, że urzędnikom zabroniono rozmawiać z publicznością po polsku, uczyniono język urzędowym nawet w gminie wiejskiej; w sądzie, gdy kto go nie znał, używano tłumaczów, w szkole pozostawiono go jako przedmiot nieobowiązkowy w liczbie dwóch godzin na tydzień, wykładany nadto od samego początku szkoły średniej po rosyjsku, młodzież zaś za rozmowę polską między sobą w murach szkolnych podlegała surowym karom. W następstwie usunięto język polski z dróg żelaznych, nawet prywatnych, i zaczęto go usuwać z innych prywatnych instytucji, jak towarzystw kredytowych itp. Cudzoziemiec przejeżdżający przez ten kraj, słysząc na kolejach tylko język rosyjski, służbie bowiem zakazano zwracać się do publiczności po polsku, widząc napisy urzędowe wyłącznie rosyjskie, wreszcie nie widząc nawet na stacjach ogłoszeń prywatnych polskich (dozwolone bowiem były we wszystkich językach prócz polskiego), mógł się nawet nie domyślać, że przejeżdża przez kraj polski. Wreszcie, pomimo że prawo państwowe rosyjskie znało jedynie nazwę Królestwa Polskiego, z języka urzędowego zaczęto ją usuwać, zastępując ją Krajem Nadwiślańskim i Nadwiślem (Priwislinski Kraj, Priwislinie). Tym sposobem program rządu rosyjskiego w Królestwie Polskim, który z początku zdawał się jedynie mieć na celu zniszczenie źródeł separatyzmu polskiego, w ciągu lat kilku po powstaniu stał się wyraźnie programem zniszczenia kultury polskiej i wszechstronnej rusyfikacji kraju, która nie tylko została uznana za możliwą, ale której szybkie postępy źródła urzędowe powszechnie stwierdzały. Zauważono nadto, że kraj ten nie jest czysto polskim wobec tego, że na północnym jego krańcu cztery i pół powiatu są etnograficznie litewskie, a w dziesięciu południowo-wschodnich powiatach obok ludności polskiej i rzymskokatolickiej okres rusyfikacyjny zastał znaczną ilość unitów, katolików obrządku wschodniego¹, mówiących przeważnie po rusku (narzeczem małoruskim). W celu osłabienia polskości rząd zaczął popierać gorliwie ruch narodowościowy litewski, który po r. 1870 się rodził, stając się pod wpływem protekcji rządowej zaciekle antypolskim; Unię zaś zniósł, łamiąc opór unitów przywiązanych do wiary ojców, przy pomocy egzekucji wojskowych wprowadzających w czyn pałki, pogromy masowe, niszczenie dobytku itp. Tym sposobem, przy pomocy obfitego przelewu krwi, po zesłaniu mnóstwa opornych, ludność ta została uznana urzędowo za prawosławną i rosyjską, jakkolwiek znaczna jej część pozostała faktycznie katolicka, nie uczęszczała do cerkwi, chrzciła się, brała śluby i grzebała tajnie po katolicku, pomimo surowych prześladowań trwając w oporze i umacniając się w swym przywiązaniu do polskości. Ten jednorazowy akt „nawrócenia” nie był zakończeniem dzieła: konsystorze prawosławne do ostatnich czasów nie przestawały pracować, badając akty stanu cywilnego z paru ostatnich pokoleń, odszukując całe rodziny, których przodkowie w drugim lub trzecim pokoleniu byli unitami lub przynajmniej byli przypadkowo chrzczeni w cerkwi unickiej (co się dawniej u katolików rzymskich często zdarzało, jeżeli kościół parafialny unicki leżał bliżej od rzymskiego). Te rodziny, częstokroć rdzennie polskie i katolickie, przepisywano wbrew ich woli na prawosławie, zabraniano im chrzcić dzieci i brać śluby w kościele katolickim oraz grzebać zmarłych na katolickim cmentarzu, i żadne starania nie pomagały im do uratowania się przed „nawróceniem”.
Na skutek tej działalności sprawozdania urzędowe wykazywały coraz większy przyrost ludności prawosławnej i rosyjskiej w kraju uznawanym dotychczas za rdzennie polski. Jednocześnie postępowało przymusowe rozpowszechnienie języka rosyjskiego wśród samych Polaków, co uważano za równoznaczne z rusyfikacją. Wszystko zdawało się przemawiać za tym, że kwestia polska nawet w samym sercu polskości jest na drodze do rozwiązania przez stopniowe zniszczenie pierwiastków polskiej kultury i asymilację ludności.
W Prusach system planowej germanizacji ziem polskich stopniowo się rozwijał, z pewnymi wahaniami, od czasu rozbiorów, posiłkując się potężnym środkiem, którym nie rozporządzała nigdy Rosja, mianowicie niemiecką kolonizacją na ziemiach polskich. Dzięki tej kolonizacji, postępującej od wieków wewnątrz nawet państwa polskiego, ziemie polskie zaboru pruskiego w dobie rozbiorów Polski już posiadały znaczną część ludności niemieckiej, w której rządy pruskie później znalazły oparcie. Prusy Królewskie, należąc jeszcze do Rzeczypospolitej, miały blisko połowę ludności niemieckiej. Ognisko zaś polskości pod panowaniem pruskim, Wielkie Księstwo Poznańskie, w chwili gdy je kongres wiedeński zwrócił Prusom, w 1815 r., liczyło przeszło 20% Niemców. Ta kolonizacja postępowała szybko w ciągu XIX stulecia, tak że w 1867 r. liczono w Poznańskiem Niemców około 45% (protestantów było przeszło 33%) — cyfra niezawodnie tak wysoka skutkiem niedostatecznego rozbudzenia świadomości narodowej wśród ludności polskiej, której część uznawała się za Niemców. Mając tak znaczną część ludności niemieckiej w kraju i widząc tak szybki jej wzrost, politycy pruscy naturalnie całkiem uważali ostateczną germanizację tych ziem tylko za kwestię czasu, i tak nawet znaczna część opinii polskiej patrzyła na tę sprawę. Tym bardziej powodzenie programu germanizacji zdawało się zapewnionym, gdy po zwycięstwie nad Francją wypowiedziano polskości systematyczną a nieubłaganą walkę. Rozpoczynając Kulturkampf, Bismarck kierował się w znacznej mierze potrzebą złamania polskości. Jeżeli zaś ta droga zawiodła, jeżeli doprowadziła nawet do rozbudzenia poczucia narodowego polskiego w tym odłamie ludności, gdzie go nie było, to późniejsze środki — jak wydalenie jednorazowe około 40 000 Polaków, poddanych rosyjskich i austriackich, oraz niedopuszczenie nadal do osiedlania się obcych poddanych narodowości polskiej na ziemiach zaboru pruskiego, jak wzmocnienie germanizacji przez szkołę drogą zupełnego usunięcia języka polskiego i przenoszenia nauczycieli Polaków na zachód niemiecki, jak coraz szersze usiłowania germanizacji przez Kościół, jak wreszcie ustanowienie słynnej Komisji Kolonizacyjnej rozporządzającej setkami milionów marek — zapowiadały niemczyźnie niewątpliwe zwycięstwo. Nikt też bodaj nie wątpił, że pomimo stwierdzanych niepowodzeń systemu germanizacyjnego w tym lub innym punkcie kwestia polska w państwie pruskim zbliża się do skutecznego na tej drodze rozwiązania.
Inny system względem Polaków była zmuszona zastosować Austria. Po 1866 r. monarchia habsburska przestała być narodowym państwem niemieckim, jej prawo państwowe uznało narodowości nieniemieckie i odrębność wchodzących w jej skład krajów. Wśród nich Galicja zajmowała odrębne miejsce jako kraj, gdzie żywioł niemiecki ani liczebnie, ani historycznie do żadnej roli nie mógł żywić roszczeń. Galicja też — jako kraj historycznie i kulturalnie polski, acz z masą ludności w połowie polską, w połowie ruską — obok samorządu z sejmem we Lwowie otrzymała uznanie języka polskiego jako urzędowego w instytucjach rządowych, a władza polityczna powierzona została Polakom, z namiestnikiem mianowanym spośród obywateli kraju na czele.
Jeżeli najpierw można było przypuszczać, że ta odrębna polityka polska Austrii poprowadzi ją do podniesienia z czasem na zewnątrz kwestii polskiej, w której pogrzebaniu państwo Habsburgów najmniej było zainteresowane, to następna ewolucja polityki tego państwa wszelkim widokom w tym względzie położyła kres i wszelkie co do tego obawy musiała uspokoić. Państwo austro-węgierskie weszło w związek z Niemcami, w związek o wiele ściślejszy niż przymierze dwóch państw, przedstawicielstwo polskie nie próbowało wcale stawiać państwu w tym względzie przeszkód, nie usiłowało wywierać na jego zewnętrzną politykę żadnego wpływu, dyktowanego szerszymi widokami polskimi, a Polacy, dochodzący do kierowniczych w państwie stanowisk, byli zawsze tylko austriackimi mężami stanu. Uznanie praw narodowych polskich w Austrii pozostało jedynie sposobem uregulowania kwestii polskiej jako wewnętrznej kwestii państwa Habsburgów, sposobem dogadzającym zarówno państwu, jak i Polakom, załagadzającym tę kwestię wewnątrz państwa i nieprzeszkadzającym regulowaniu jej w inny sposób przez sąsiadów. Austria wtedy na swój sposób przyczyniła się do usunięcia kwestii polskiej z porządku dziennego spraw międzynarodowych i do zaprowadzenia zupełnej ciszy na punkcie tej sprawy.
Tym sposobem naród, zajmujący pod względem swej liczebności szóste miejsce w Europie, przestał na zewnątrz istnieć, a kwestia polska, budząca do niedawna tyle niepokoju w naszej części świata, nie tylko uznana została za ostatecznie rozstrzygniętą jako kwestia międzynarodowa, ale nawet zdawała się zbliżać ku rozstrzygnięciu jako wewnętrzna kwestia w każdym z państw, do którego ziemie polskie należą.
Nie wydawała się ona taką jedynie samym Polakom.
1. Cesarz Mikołaj I zniósł Unię i przyłączył unitów do cerkwi prawosławnej na Litwie i Wołyniu, w Królestwie wszakże pozostała ona do r. 1875 (przypisy autora).II. Odrodzenie narodowe Polski
Po r. 1864 nastąpił w życiu społeczeństwa polskiego okres pracy wewnętrznej w wielostronnie zmienionych warunkach. Te nowe warunki i skierowanie energii narodu na wewnątrz stały się źródłem głębokich przekształceń w samej budowie społeczeństwa i w jego charakterze. Główne momenty tych zmian — to przeniesienie się środka ciężkości narodowego życia do szerokich warstw narodu, z włączeniem biernych dotychczas żywiołów ludowych, wzmożenie energii ekonomicznej ludności, wzrost oświaty mas, demokratyzacja społeczeństwa i rozwój poczucia narodowego wśród warstwy włościańskiej. Na tle tych zmian zaczyna się rozwijać nowa zupełnie świadomość własnej siły narodowej, a z nią energia polityczna, wyraźnie różniąca młodsze pokolenia od starszych, od tych świadków naocznych ostatniej klęski, którym wrażenie jej odjęło wiarę w przyszłość i zdolność opierania widoków politycznych na własnych siłach narodu. Już w ostatnim dziesiątku lat zeszłego stulecia zaczyna się w Polakach zjawiać wyraźne poczucie, że naród się odradza, że nie jest bankrutem zapatrzonym jedynie w przeszłość, że przed nim leży nowa przyszłość. Wyrabia się nowe pojmowanie sprawy polskiej jako walki o byt, o prawo, o narodową odrębność i samoistność w każdym państwie z osobna. Stwierdzając, że okres powstań, okres walk z bronią w ręku o niepodległość został zamknięty, że kwestia polska jako kwestia międzynarodowa, jako kwestia odbudowania państwa polskiego dziś nie istnieje — publikacje polskie zapowiadają, że ta kwestia, stając się coraz ostrzejszą, coraz bardziej palącą od wewnątrz każde z trzech państw, do których ziemie polskie należą, tą drogą zbliża się do ponownego wystąpienia na widownię międzynarodową¹.
Zapowiedzi te dziś zaczynają się sprawdzać. Doba obecna jest momentem silnego uwydatnienia się kwestii polskiej we wszystkich trzech państwach, do których ziemie polskie należą.
W Prusach skutkiem procesu odrodzenia narodowego, postępującego szybko wśród ludności polskiej w ostatnich kilku dziesięcioleciach, polityka germanizacyjna napotkała na niesłychanie silny, żywiołowy i zorganizowany opór. W okresie największego wytężenia energii ze strony niemieckiej polskość się najwięcej wzmogła. Jakkolwiek Bismarck, a za nim jego następcy, alarmując opinię niemiecką „niebezpieczeństwem polskim i niesłychanymi zdobyczami, jakie polskość czyni we wschodnich prowincjach państwa”, w celu pozyskania tej opinii dla swej polityki dopuszczali się niemałej przesady i często posługiwali się sfałszowanymi cyframi, to jednak faktem jest, że polskość się wzmocniła w Prusach w okresie istnienia zjednoczonego Cesarstwa. Gdy w r. 1867 liczono Niemców w Poznańskiem około 45%, w roku 1890 spis urzędowy wykazał ich już tylko 39,87%, który to odsetek spadł w r. 1900 jeszcze do 38,49%, (w r. 1905 — 38,54%; ta uzyskana w ostatnim pięcioleciu przewaga o 0,05% może być uważana za zdobycz Komisji Kolonizacyjnej).
Miasta w Poznańskiem w znacznej mierze niewątpliwie się spolszczyły, a jednocześnie z emigracją żywiołu żydowskiego do Niemiec² wytworzył się wcale silny stan średni polski — warstwa kupiecka i rzemieślnicza, która wyparła znaczną część kupców i rzemieślników niemieckich, pomimo stosowanego przez Niemców bojkotu ekonomicznego.
Jednocześnie już podczas ery Cesarstwa nastąpiło odrodzenie narodowe polskiego Śląska. Tam lud piastowskiej Polski, po zniemczeniu wierzchnich warstw społecznych, pozostał tylko polskim materiałem na Niemców. Obdarzony mianem Wasserpolacken, uważany był i sam się niejako uważał za najlepszych Prusaków. W połowie zeszłego stulecia, w dobie budzenia się poczucia plemiennego w całej zachodniej Słowiańszczyźnie, zjawiły się pierwsze przebłyski tego poczucia i na Śląsku, wszakże odrodzenie narodowe mas poszło szybko dopiero od Kulturkampfu, który pobudził całą tę ludność katolicką do uszeregowania się w walce z rządem. Szła ona w tej walce przez ćwierć stulecia pod komendą katolików niemieckich, wybierała do parlamentu przedstawicieli Centrum. Wszakże w ciągu ostatnich kilkunastu lat, gdy katolicyzm niemiecki zaczął współdziałać z rządem na polu germanizacji, lud ten, w którym dojrzała świadomość narodowa i poczucie łączności z całym narodem polskim, zwrócił się przeciw dotychczasowym obrońcom. Część Górnego Śląska już dwukrotnie wybrała do parlamentu posłów Polaków, którzy weszli w Berlinie do Koła Polskiego. Dziś już zaczyna wyrastać z tego ludu średnia warstwa polska i nawet miejscowa rodzima inteligencja, wzmacniana osiedlającymi się na Śląsku Polakami z Poznańskiego. Jeżeli dodamy do tego obudzenie się silniejszego poczucia narodowego i wzrost energii narodowej wśród Polaków Prus Zachodnich i nawet zjawienie się początków poczucia polskiego wśród ewangelickiej ludności mazurskiej Prus Wschodnich, pomimo przeciwdziałania miejscowego duchowieństwa, otrzymamy obraz ogólnego narodowego odrodzenia na ziemiach zaboru pruskiego.
Germanizacja, jako naturalny proces asymilacji ludu z niższą kulturą przez kulturę wyższą, ustała: kulturze niemieckiej Polacy przeciwstawili własną, żywotną i zdolną do współzawodnictwa. W tych warunkach rządowi pruskiemu pozostała tylko droga wynaradawiania przez użycie fizycznej przemocy. Akty tej przemocy zaczynają następować szybko jeden po drugim, coraz ostrzejsze, coraz bardziej barbarzyńskie w swym charakterze, w coraz większej stając sprzeczności z ustrojem konstytucyjnym państwa i z duchem współczesnej cywilizacji. Prześladowanie polskości w szkole i w wojsku, a w wielu okolicach i w Kościele, wykupywanie ziemi polskiej przez Komisję Kolonizacyjną zaczyna nie wystarczać; następują takie środki, jak niedoręczanie listów z adresami polskimi, jak katowanie dzieci szkolnych za modlitwę polską — wynikły stąd proces wrzesiński zwrócił uwagę całego cywilizowanego świata — wreszcie jako korona systemu zjawia się prawo zakazujące przemawiania po polsku na zgromadzeniach publicznych i prawo o wywłaszczeniu ziemi polskiej — akt niesłychanej doniosłości, podrywający w podstawach ustrój prawny dzisiejszych cywilizowanych społeczeństw.
Rząd pruski stanął do otwartej wojny z czterema milionami obywateli państwa, zamieszkującymi jego wschodnie, polskie prowincje, do wojny, w której ma, przy użyciu wspomnianych wyżej środków przemocy, niewątpliwą przewagę, ale której koniec wcale się nie zapowiada na bliską przyszłość. I nie jest jeszcze powiedziane, że ten koniec oznacza zwycięstwo rządu, na przebiegu bowiem walki mogą zaważyć przyszłe zmiany w ustroju wewnętrznym Prus i w położeniu międzynarodowym Cesarstwa.
Kwestia polska w państwie niemieckim weszła w możliwie najostrzejsze stadium i najoptymistyczniejsi przedstawiciele polityki pruskiej nie ośmielą się twierdzić, że postawili ją na drodze wiodącej do bliskiego rozwiązania. Zaostrzając się coraz bardziej, nabiera ona jednocześnie coraz szerszego znaczenia. Jeżeli bowiem ze strony niemieckiej coraz częściej słyszymy zdanie, że walka z Polakami w zaborze pruskim jest walką z całym narodem polskim, to obrona siedzib ojczystych ze strony Polaków dzielnicy pruskiej jest w istocie czymś więcej niż walką o to, czy pewna ilość mil kwadratowych obszaru dzisiejszego państwa pruskiego ma stać się niemiecką, czy pozostać polską. I temu szerokiemu znaczeniu sprawa ta zawdzięcza rosnące coraz bardziej zainteresowanie, jakie budzi dziś za granicą.
W państwie rosyjskim można się było łudzić pomyślnymi rezultatami polityki rusyfikacyjnej, w szczególności na gruncie Królestwa Polskiego, dopóki bezwzględny ucisk rządów absolutnych zmuszał życie polskie do krycia się pod ziemią i pozwalał zamykać oczy sobie i innym na jego przejawy. Już wszakże w r. 1897 generał gubernator warszawski, ks. Imeretyński w tajnym memoriale, złożonym cesarzowi, wykazuje w wielu względach bankructwo zastosowanego w kraju systemu. Niebawem rozpowszechnienie się literatury nielegalnej, wzrastająca liczba procesów politycznych, wreszcie zachowanie się włościan wobec nadużyć władz w samorządzie gminnym zaczyna dostarczać jaskrawych dowodów, że naród szereguje się stopniowo do walki z systemem rządów i że w tej walce pierwszorzędną rolę odegra warstwa włościańska, na której rząd rosyjski chciał oprzeć swe panowanie w kraju, a która przejmuje się coraz więcej polskim duchem, polską tradycją historyczną i staje się coraz bardziej gotowa do zaciętej obrony swych praw narodowych.
Z chwilą, gdy podczas nieszczęśliwej wojny z Japonią w państwie wybucha ostry kryzys wewnętrzny i gdy w Królestwie część ludności robotniczej oraz żydowskiej łączy się z ogólnorosyjskim ruchem rewolucyjnym, nadając w pierwszej chwili krajowi anarchiczną fizjonomię rewolucji rosyjskiej, wkrótce górę nad tym ruchem bierze ruch narodowy polski, oparty o główną masę ludności, o włościan, o większość robotników i skupiający wszystkie warstwy inteligentne. Ruch ten, będąc prześladowany przez rząd, jednocześnie walczy z anarchią. Wywiesza on hasło politycznej autonomii kraju. Połowa gmin w kraju wprowadza drogą samoistnych uchwał język polski w urzędowaniu, a rosyjskie szkoły rządowe pustoszeją, bojkotowane przez społeczeństwo. Po ogłoszeniu ukazu tolerancyjnego większość byłych unitów Królestwa przechodzi na katolicyzm, a tych, co pozostają przy prawosławiu, trzyma przy nim jedynie materialna zależność od duchowieństwa prawosławnego, od którego dzierżawią ziemię, oraz demagogiczna propaganda obrońców prawosławia, obiecująca im, że za wierność religii rządowej będą podzielone między nich ziemie, należące obecnie do większych posiadaczy polskich.
Przedstawiciele rządu uznają już, że o rusyfikacji Królestwa nie może być mowy — co najwyżej chcą ocalić dla niej byłych unitów, pozostałych przy prawosławiu, drogą oddzielenia od Królestwa zamieszkałego przez nich obszaru pod nazwą guberni chełmskiej, której ludność (wobec rozproszenia prawosławnych, żyjących jako mniejszość wśród katolików) według projektu rządowego ma się składać w połowie z Polaków — katolików. Drobne wszakże ustępstwa, zrobione Polakom w dobie kryzysu, nie obaliły systemu rusyfikacyjnego, który pozostał w kraju systemem rządów. Postawionemu przez Polaków programowi autonomii rząd nie przeciwstawił żadnego programu reform i nie przestaje rządzić starym systemem, pozostającym w jawnej sprzeczności chociażby z oświadczeniami ministrów, że zniszczenie polskiej kultury nie jest celem państwa rosyjskiego. Ponieważ zaś ten system można utrzymać tylko przy samowoli urzędniczej, dziś prawnie ograniczonej przez manifest 30 października, wprowadzono jako stałą podstawę zarządu Królestwem — stan wojenny.
Jednocześnie, ponieważ przedstawicielstwo polskie w Izbie Państwowej, występujące z żądaniem autonomii, zdołało tam zająć poważniejsze stanowisko, niż dla rządu było pożądane, zmniejszono w dniu 16 czerwca 1907 r. liczbę przedstawicieli Królestwa z 36 na 12.
Polska więc jest rządzona na zasadach tymczasowych, stanem wojennym, a przedstawicielstwo polskie do Izby jest wybierane na zasadzie prawa wyjątkowego. Żadnego planu wyjścia z tego położenia rząd nie ma.
W tych warunkach kwestia polska w państwie rosyjskim weszła w stadium kwestii otwartej i jako taka pozostaje na przednim planie w kryzysie ogólnopaństwowym. Rząd stoi wobec niej zupełnie bezradny, sposobu jej rozwiązania wcale nie projektuje i wątpliwa rzecz, czy widzi w ogóle jakiekolwiek z niej wyjście. Długie istnienie takich otwartych kwestii w życiu państwowym jest zawsze niebezpieczne, tym bardziej gdy kwestia ta, pomijając już ziemie litewsko-ruskie, jest kwestią kraju z 11 milionami ludności, leżącego na granicy państwa i geograficznie stanowiącego odrębne terytorium. Jako taka nie może ona nie tylko zejść z porządku dziennego w państwie, ale musi coraz więcej interesować opinię zewnętrzną.
Jakkolwiek reforma wyborcza w Austrii, znosząca system kurialny i wprowadzająca powszechne głosowanie, osłabiła liczebnie przedstawicielstwo polskie w parlamencie wiedeńskim, oddając znaczną część mandatów Galicji Wschodniej w ręce Rusinów, to z drugiej strony, demokratyzując to przedstawicielstwo, dała mu ona większą żywotność i większą śmiałość kierowania się w polityce interesami narodu polskiego. Rosnące w siłę, skutkiem wewnętrznych przemian społecznych, żywioły demokratycznie polskie w państwie habsburskim, w przeciwieństwie do konserwatywnych, w ostatnim dziesięcioleciu coraz energiczniej zaczęły występować przeciw głównej postaci ucisku, jakiemu podlega Galicja, mianowicie przeciw wyzyskowi ekonomicznemu, niedającemu się czuć większym posiadaczom rolnym, z drugiej zaś strony, opierając się o szerszą podstawę we własnym społeczeństwie, nie są one tak zależne od rządu, jak polityka konserwatywna, która z jego poparcia korzystała. Stąd, zarówno w stosunku do wewnętrznej, jak i do zewnętrznej polityki sfer rządzących, skłonne są one i zdolne do zajęcia stanowiska bardziej niezależnego. Era zatem demokratycznej polityki polskiej w Austrii, dziś zaledwie rozpoczęta, musi z czasem wprowadzić Polaków na drogę walki przeciw hegemonii niemieckiej w państwie i przeciw ścisłemu związkowi, będącemu „więcej niż przymierzem dwóch państw” — jak to się dziś chętnie z obu stron stwierdza — z państwem Hohenzollernów. Być może, iż ten kierunek polityka polska w Austrii przybierać będzie powoli, dziś już wszakże istnieją pierwsze w tym kierunku kroki, o których świadczą wystąpienia prezesa Koła Polskiego, posła Głąbińskiego, w wiedeńskiej Radzie Państwa i w delegacjach austro-węgierskich. Ta nowa faza musi uwydatnić kwestię polską w Austrii i może się odbić poważnie na całej polityce państwa, przy czym rola Polaków nabierze znaczenia międzynarodowego, którego dotychczas nie miała.
Tym sposobem kwestia polska we wszystkich trzech państwach straciła charakter kwestii uregulowanej raz na zawsze, ale przeciwnie wszędzie wysuwa się na pierwszy plan życia państwowego.
1. W tym względzie warto przypomnieć mój artykuł pt. „Szkice polityczne z zakresu kwestii polskiej. I. Ogólny rzut oka na sprawę polską w chwili obecnej” w lwowskim „Kwartalniku naukowo-politycznym i społecznym” (r. 1898, z. II).
2. Liczba Żydów z zaborze pruskim stale spadała przez całe zeszłe stulecie. W Poznańskiem w r. 1825 stanowili oni 6,3% ludności, w 1871— 3,9%, a w 1900 — tylko 1,9%. Spis w r. 1905 wykazał ich mniej niż 1,5%.CZĘŚĆ DRUGA
POŁOŻENIE MIĘDZYNARODOWE OD CZASU UTWORZENIA CESARSTWA NIEMIECKIEGO
I. Cesarstwo Niemieckie i Europa
Dzień Sedanu był dniem, w którym Niemcy powróciły do swej roli w Europie. Ten naród, który niegdyś, skupiony dokoła średniowiecznego tronu cesarskiego, przedstawiał główną potęgę świecką, który potem, rozbity wyznaniowo na dwa odłamy, rozdrobniony i osłabiony politycznie, patrzył na czasy Filipa II, Ludwika XIV i cały legł bezwładny u stóp Napoleona, który potem przez pół stulecia niedołężnymi często krokami zbliżał się ku politycznemu zjednoczeniu — pod Sedanem na powrót poczuł się pierwszym w Europie. Od chwili proklamowania w Wersalu nowego Cesarstwa, państwo niemieckie, sterowane przez Bismarcka, otrzymuje pierwszy głos w koncercie mocarstw i staje się osią polityki międzynarodowej. Główną orientacją każdego z państw europejskich coraz bardziej zaczyna być jego stosunek do Niemiec i do planów polityki niemieckiej; w końcu zaś o przymierzach i porozumieniach zaczyna decydować przede wszystkim potrzeba zabezpieczenia się przed Niemcami.
Niemcy są dziś jedynym w Europie mocarstwem, znajdującym się w okresie szybkiego wzrostu potęgi, a z nią wzrostu aspiracji, mocarstwem, któremu ciaśniej niż komukolwiek w granicach jego dotychczasowych posiadłości, z ducha swego silnie zaborczym, a ze sposobu postępowania zaczepnym. Inne państwa coraz bardziej zmuszone są zajmować wobec nich pozycję obronną.
Powstanie zjednoczonego cesarstwa dało należytą organizację państwową najliczniejszemu w Europie narodowi, którego żywotność, energia, zdolność do organizacji, wreszcie kultura przydawała mu o wiele większą rolę w świecie niż ta, którą przez ostatnie stulecia odgrywał. Olbrzymie, ale rozproszone i nawzajem paraliżujące się siły drobnych państewek niemieckich ujęte zostały w karby jednolitej organizacji, sprowadzone do jednego łożyska, zmuszone do działania dla jednego celu. Wielka, nowoczesna organizacja państwowa stworzyła przede wszystkim warunki imponującego rozwoju przemysłowego i handlowego, który zdołał prędko zaniepokoić przodujące w tym względzie narody, zagrozić ich rynkom zbytu, poderwać ich rozwój, budząc wśród nich coraz głośniejszy alarm o „niebezpieczeństwie niemieckim”. Coraz bardziej uzasadnione są obawy, że w ślad za ekspansją ekonomiczną Niemiec pójdzie ekspansja polityczna, której środki to państwo szybko przygotowuje i do której, pod wieloma względami, posiada lepsze od innych warunki.
Między tymi warunkami nie ostatnie miejsce zajmują siły niemczyzny, istniejące poza granicami państwa Hohenzollernów, które są lub mogą być skierowane do współdziałania jego celom.
Rasa teutońska była zawsze ruchliwa, ekspansywna. Wcielona w naród angielski dała ona świetny obraz ekspansji zamorskiej — kolonizacji angielskiej we wszystkich częściach świata. Jako naród niemiecki rozszerzała się od tysiąca z górą lat na kontynencie europejskim (Drang nach Osten), kolonizując przede wszystkim ziemie słowiańskie, zakładając na ich obszarze nowe „marchie” lub podbijając je pod znakiem zakonów rycerskich. I jak potęga Anglii, tym bardziej zaś anglosaskiej rasy, ma swą główną podstawę w opanowanych przez ciąg ostatnich trzech stuleci obszarach zaoceanowych, tak potęga dzisiejsza niemczyzny ma swe główne źródło na ziemiach, w których przed tysiącem lat jeszcze się nawet słowo niemieckie nie rozlegało.
Ta ekspansja łącznie z wiekowym rozdrobnieniem politycznym Niemiec sprawiła, że dziś interesy niemieckie na kontynencie europejskim sięgają daleko poza granice państwa Wilhelma II i że panowanie niemieckie, a tym bardziej bezpośredni wpływ niemiecki, nie zawsze tam się kończy, gdzie stoi ostatni strażnik celny Cesarstwa. Potęga niemczyzny jest o wiele większa niż ta, którą wskazuje budżet Cesarstwa i cyfra jego sił bojowych.
Więzy łączące wszystkich Niemców i stosunek zjednoczonego narodu niemieckiego do jego współplemieńców żyjących poza granicami Cesarstwa znajdują swój wyraz we współczesnym pangermanizmie.
Rok 1871 nie był ostatecznym zjednoczeniem Niemiec. Było to zjednoczenie według dawnego programu pruskiego, z wyłączeniem Austrii. Zostały poza granicami Cesarstwa ziemie korony austriackiej, równie dobrze niemieckie, jak Bawaria lub Wirtembergia. To, że się one tradycyjnie zrosły z domem Habsburgów, nie przeszkadzałoby im należeć do państwa związkowego, jak Bawarii nie przeszkadza przywiązanie do nie mniej starej dynastii Wittelsbachów. Umysł wszechniemieckiego entuzjasty nie uznaje między tymi krajami żadnej różnicy i nie widzi powodu, dlaczego by granic państwa niemieckiego nie można było posunąć do Adriatyku. Gdy zaś raz już tego rozpędu w jednym kierunku nabrał, rozgląda się w innych, zagarnia Niemców w Siedmiogrodzie i w rosyjskich prowincjach nadbałtyckich, stwierdza, że i Szwajcarzy są w dwóch trzecich ludem der deutschen Zunge, że i Holendrzy i Flamandowie w Belgii są właściwie Niemcami, mówiącymi Plattdeutsch, niewiele różniącymi się od tego, którego używają miliony ludności na północy Cesarstwa. W marzeniach swoich widzi on te wszystkie ludy złączone w jeden naród, w jedno państwo niemieckie, rozkazujące całej Europie i zagarniające stopniowo świat cały. Z takiego państwa — ufny w siłę dzisiejszych Niemiec — robi on sobie program, wygłasza go otwarcie, rozwija w broszurach, artykułach i wykładach publicznych, wreszcie z konsekwencją, właściwą charakterowi niemieckiemu, w duchu tego programu organizuje pracę. Związki wszechniemieckie zakładają poza granicami państwa szkoły, utrzymują organy prasy, subwencjonują stowarzyszenia, prowadzą propagandę polityczną, a działalności ich pomaga skłonność Niemców do wędrowania za chlebem za granicę i rozrost interesów handlowych narodu, skutkiem którego liczba wpływowych rezydentów niemieckich w sąsiednich krajach, jak zresztą w całym świecie, nader szybko wzrasta. We wszystkich niemal sąsiadujących z Cesarstwem krajach powstaje gęsta sieć wpływów i zorganizowanych prac wszechniemieckich. Zwraca ona uwagę i budzi niepokój w opinii zainteresowanych narodów, która często uważa ją za bezpośrednie narzędzie polityki rządu berlińskiego, przypisując mu ciche jej kierownictwo.
Działalność wszechniemiecka rozwija się niezależnie od rządu, jej ogniska leżą nie tylko w Prusach, ale i w południowych krajach Cesarstwa i poza jego granicami. Jakkolwiek, urabiając w ościennych krajach opinię przyjazną dla Niemiec, zwiększając liczbę ich gorących zwolenników, nawet agentów i informatorów rządu niemieckiego, współdziała ona pod wieloma względami z polityką rządu i cieszy się jego poparciem; jakkolwiek z drugiej strony pangermanizm stanowi siłę, z którą rząd musi się liczyć i liczy coraz więcej — to jednak utożsamianie kierunku polityki berlińskiej z dążnościami wszechniemieckimi byłoby błędem.
Dzisiejsza polityka zjednoczonego Cesarstwa pozostała polityką pruską, która nigdy nie dążyła do zjednoczenia Niemiec w tym sensie, w jakim zjednoczenie Włoch się odbyło. Prusy odegrały rolę Piemontu niemieckiego w ten sposób, że na rozszerzonym należycie własnym terytorium pozostały Prusami, umocniły swą organizację w duchu tradycji pruskich, a następnie przygotowały związek z innymi państewkami Rzeszy w takiej postaci, żeby w nim sobie trwałą przewagę zapewnić. W stworzonym przez Prusy pojęciu państwa związkowego wszystkie kraje zjednoczonych Niemiec rządzą się same, ale nie mają swej polityki; jedne Prusy prowadzą politykę własną i kierują polityką Cesarstwa jako całości. Chcąc takie Zjednoczenie Niemiec osiągnąć — trzeba było wyłączyć ze związku Austrię, współzawodniczkę Prus, zdolną stworzyć przeciwwagę dla ich wpływu. To było stałym dążeniem Prus w ciągu XIX stulecia. To dążenie się urzeczywistniło przez Sadową i Sedan, Niemcy z wyłączeniem Austrii zostały skupione dokoła Prus i pod ich politycznym kierownictwem za pomocą „krwi i żelaza”, które Bismarck uważał za konieczne środki zjednoczenia. I dziś też, o ile by Niemcy katolickie chętnie widziały kraje austriackie w państwie związkowym, o tyle dla berlińskich mężów stanu to rozszerzenie państwa oznaczałoby koniec przewagi Prus i protestantyzmu. Toteż wiele jeszcze czasu niezawodnie upłynie, zanim dokończenie dzieła zjednoczenia Niemiec stanie się aktualnym dążeniem polityki Cesarstwa.
Przez długi czas polityka berlińska będzie wolała na innej drodze korzystać z poczucia solidarności niemieckiej i mieć na swoje usługi Niemców poza granicami Cesarstwa. Jak dzisiejszy ustrój państwa związkowego, pozostawiający samodzielność mniejszym krajom niemieckim, do niego wchodzącym, oddaje ich siły na usługi polityki pruskiej, stawiając poza nią pierwszą w Europie potęgę, a usuwa Prusom przeszkody w ich polityce wewnętrznej — bo w sejmie pruskim przeprowadza się to, czego by w parlamencie niemieckim nie dało się przeprowadzić — tak istnienie Austrii z jej krajami niemieckimi jako osobnego państwa usuwa ją od wpływu na politykę Rzeszy, a nie przeszkadza w nawiązaniu z nią ścisłych więzów, zaprzęgających ją do rydwanu polityki berlińskiej. Powyższe argumenty przeciw zamachom wszechniemieckim na Austrię istniałyby nawet wtedy, gdyby ta była państwem czysto niemieckim. Tym większe mają one znaczenie wobec olbrzymiej przewagi liczebnej w państwie habsburskim żywiołów nieniemieckich — Słowian i Węgrów. Włączenie tych żywiołów do Cesarstwa Niemieckiego, gdyby było nawet możliwe, wytworzyłoby dla niego niesłychane trudności wewnętrzne: albo byłoby zmuszone do zrzeczenia się charakteru narodowego państwa niemieckiego, albo też — gdyby go chciało utrzymać — to znalazłoby się w położeniu, o którym dają pewne pojęcie kłopoty Rosji lub nawet dzisiejsze kłopoty Prus z czterema milionami Polaków. Gdyby zaś żywioły nieniemieckie Austrii pozostały poza granicami państwa niemieckiego, uwolnione od związku z krajami niemiecko-austriackimi, musiałoby się w tej części Europy wytworzyć ugrupowanie polityczne, którego środkiem nie byłaby niemczyzna, jak w dzisiejszej Austrii, i którego silnym dążeniem byłoby przeciwstawienie się polityce Niemiec. Z tych wszystkich względów istnienie dzisiejszej Austrii, Austrii z przewagą niemczyzny w swym wewnętrznym ustroju, jest Prusom potrzebne, potrzebniejsze niż jakiemukolwiek innemu państwu.
Polityka zjednoczonych Niemiec rozwija się dziś w dwu kierunkach: w pierwszym — na kontynencie europejskim, jest ona przede wszystkim, jak wspomnieliśmy wyżej, dalszym ciągiem polityki Prus i, dążąc do rozszerzenia wpływu i panowania Niemiec w tej części świata, nie spuszcza na chwilę z oka tradycyjnego celu — utrwalenia przewagi Prus w świecie niemieckim; drugi kierunek to nowa dziedzina polityki pozaeuropejskiej — Weltpolitik, droga, na którą wprowadza Niemców rozwój zjednoczonego Cesarstwa, na którą weszli przed dwudziestu laty i na której, przygotowując się do odegrania pierwszorzędnej roli, naród niemiecki występuje dziś jako główny współzawodnik Anglii.
To rozszerzenie zakresu polityki niemieckiej i zwiększenie jej napięcia przypisywane jest często Wilhelmowi II, jego osobistym poglądom i dążeniom. Niewątpliwie indywidualność cesarza wyciska na polityce Niemiec silne piętno, ale odbija się ona raczej w jej metodach. Sam kierunek polityki, jej zaczepność, siła jej nacisku na inne państwa jest wynikiem żywiołowego rozwoju narodu w nowych warunkach, jakie sprowadziło powstanie zjednoczonego Cesarstwa; i pod tym względem niezawodnie będzie ciągły postęp, niezależnie od tego, kto stać będzie u steru tej polityki i kto ją będzie reprezentował.
Polityka Wilhelma II i ks. Bülowa — jakkolwiek mniej głęboka w planach i mniej dalekowzroczna, nie tak zdolna do objęcia wszystkich przeszkód, jakie jej leżą na drodze, wreszcie bez porównania mniej zręczna w posunięciach — jest w przeważnej mierze dalszym ciągiem i rozwinięciem polityki „żelaznego kanclerza”. Jest to linia polityki niemieckiej, wynikająca z rozwoju sił narodu i potęgi państwa. Ci, co później przyjdą, muszą iść dalej w tym samym kierunku, i tylko przeszkody zewnętrzne mogą ich powstrzymać, tak samo jak dzisiejszych kierowników polityki niemieckiej.
Jeżeli dzisiejsze kierownictwo w porównaniu z polityką Bismarcka jest gorące i niecierpliwe, jeżeli prowadzi częstokroć Niemcy na drogę, z której się trzeba cofać po natrafieniu na przeszkody, których się nie przewidziało — to niewątpliwie nie jest tu bez wpływu temperament i skład umysłu Wilhelma II, posiadającego, zdaje się, wybitną skłonność do szybkich decyzji. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że cały naród niemiecki, przy wielkim spokoju, równowadze i cierpliwej wytrwałości indywidualnego charakteru niemieckiego, w swej zbiorowej psychologii jest dziś gorący i niecierpliwy.
Po 1871 r. Niemcy były „nasycone” — jak mawiał Bismarck, używając ulubionego wyrażenia Metternicha — a główną ich troską było zachowanie świeżej zdobyczy terytorialnej oraz świeżo osiągniętej jedności politycznej i pozycji pierwszego mocarstwa w Europie. Bismarcka zajmowały z jednej strony wewnętrzne trudności konstytucyjne, kwestia zapewnienia dla swej polityki większości w młodym parlamencie Rzeszy, usunięcie z drogi przeszkody, jaką był dla niego Kościół katolicki z przyznanymi mu poprzednio w Prusach prawami (Kulturkampf), walka z polskością i z socjalizmem. Z drugiej zaś strony usuwał on niebezpieczeństwo odwetu ze strony Francji, pracował nad wytworzeniem w Europie stosunków, przy których byłaby niemożliwa koalicja przeciw Niemcom, będącym groźną dla wszystkich potęgą.
Dzisiejsze Niemcy posiadają utrwalony ustrój wewnętrzny, więzy jedności silnie zostały zaciśnięte, a postęp dążności pokojowych w Europie, zwłaszcza zaś we Francji, dalej rozwój rządów demokratycznych, uniemożliwiający planowanie wojen i doprowadzenie ich do skutku w gabinetach, wreszcie wciągnięcie, zdaje się bardzo trwałe, Austrii w sferę polityki pruskiej, usunęło w znacznej mierze ten cauchemar des coalitions, trapiący przez długi czas Bismarcka. Jednocześnie bujny rozwój sił narodu w dziedzinie ekonomicznej obudził nowe potrzeby i nowe aspiracje, a wzrost potęgi państwowej budzi coraz silniejszą wiarę w możność ich zaspokojenia. Niemcy od dawna przestały się czuć „nasycone”, a myśl polityczna narodu z zapałem i niecierpliwością szuka nowych zdobyczy. W tych warunkach indywidualność obecnego monarchy znakomicie wyraża zbiorowy nastrój narodu.
Jeżeli Wilhelm II zwraca swą myśl z upodobaniem ku dziedzinie Weltpolitik, to dlatego, że ta dziedzina, skutkiem przemysłowego i handlowego rozwoju Niemiec, stała się w ostatnich czasach sferą realną interesów niemieckich, po wtóre zaś, że przed laty dwudziestu pięciu środek ciężkości polityki międzynarodowej w ogóle zaczął się przenosić poza Europę. Silniejsze pchnięcie w tym kierunku dały właśnie Niemcy i to jeszcze za panowania Wilhelma I, kiedy Bismarck zainaugurował politykę kolonialną, której znaczenie z punktu widzenia pruskiego przez długi czas lekceważył.
Jeżeli dziś można powiedzieć, że Niemcy są głównym mocarstwem dążącym do naruszenia obecnego stanu rzeczy w międzynarodowym ustosunkowaniu interesów i wpływów, to na odwrót — po 1871 r. Niemcy były mocarstwem, któremu na utrzymaniu wytworzonego stanu rzeczy najwięcej zależało.
Pomimo tej zasadniczej różnicy pomiędzy Niemcami dzisiejszymi a ówczesnymi, uderzającą jest rzeczą, że fundamenty, położone wówczas przez Bismarcka w jego stosunku do poszczególnych mocarstw kontynentu europejskiego i służące za oparcie jego polityce, z początku tylko obronnej i zachowawczej, po dziś dzień pozostały nienaruszone; tylko opiera się już na nich polityka wyraźnie agresywna. To świadczy najlepiej, do jakiego stopnia polityka zjednoczonego Cesarstwa zachowała swą ciągłość, jak posuwa się ona nadal w kierunku nadanym jej przez Bismarcka.