- W empik go
Roman Rogiński powstaniec 1863 r. Zeznania i wspomnienia - ebook
Roman Rogiński powstaniec 1863 r. Zeznania i wspomnienia - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 227 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Działo się 20 marca/1 kwietnia 1863 roku w Warszawskiej Aleksandryjskiej Cytadeli wobec Wojenno-Śledczej Komisji. Przywołany z aresztu Roman Rogiński zeznał, jak następuje: Nazywam się. Roman Rogiński, mam lat 23, religii rzymskokatolickiej, urodzony w Księstwie Łowickim guberni warszawskiej, jestem szlachcic legitymowany, kawaler, nauki pobierałem w Warszawskim realnym gimnazjum i takowe ukończyłem w 1861 roku. Ojciec mój jest w Warszawie sekretarzem w Domu Badań od 1860 roku, a wprzód był w Janowie Ordynackim na takiejże posadzie – a matka z domu Modzelewska. Braci nie mam. Siostrę jedną, Marię, pannę lat 19, przy rodzicach. Stryj mój rodzony Kazimierz Rogiński jest rektorem w gimnazjum, a dwóch stryjów Ferdynanda i Antoniego Rogińskich w Paryżu, którzy są inżenierami przy podziemnej komunikacji, emigrowali w 1830 roku. Ferdynand służył oficerem w artylerii polskiej, a Antoni był akademikiem i służył w powstaniu. W 1862 roku 5 stycznia wyjechałem z Warszawy dorożką do Nowego Dworu; przez Nowy Dwór zaś, mimo fortecy, do Płońska i dalej pocztą do Brochocinka, do krewnych mej matki, z zamiarem udania się za granicę do Genui. Okoliczności, które służyły powodem do tego, były następujące:
Po wypadkach 25 lutego n s zaszłych w 1861 roku w Warszawie, mianowicie 27 lutego n s przyjąłem pierwszy raz udział w manifestacji przed kościołem Bernardynów. Od owego czasu przyjmowałem udział we wszystkich ważniejszych manifestacjach, jakie miały miejsce w Warszawie.
O ile mi wiadomo, już przed 25 lutego zawiązało się koło pod zarządem Jankowskiego, które się zbierało w jego mieszkaniu, między innymi bywał tam i Nowakowski, ze sztuk pięknych uczeń, który będąc śmiałym przyjmował udział w manifestacjach do czasu aresztowania go i przez to pociągał za sobą młodzież.
Po zaaresztowaniu Jankowskiego na kolei żelaznej w Krakowie, kilku z młodzieży ze Sztuk Pięknych najęło mieszkanie na rogu ulicy Świętokrzyskiej i Mazowieckiej w celu zgromadzania się w nim. Z tego pomieszkania 25 lutego wyszła manifestacja i tam były zebrane wszelkie efekta do manifestacji. Mieszkanie to było zatrzymane do 8 kwietnia n s. Po 8 kwietnia, wzięciu Nowakowskiego i wielu drugich, strwożyła się młodzież i zaniechała schadzek, wyjąwszy w klasach, tak było prawie do 25 lub 26 czerwca, tj. do ukończenia kursów.
Przed wyjazdem na wakacje młodzież uradziła, aby na prowincji porobić znajomości z młodzieżą i pozawiązywać stosunki. Wskutek tego i ja wyjechałem do Tomaszowa Rawskiego mając tam znajomości, gdyż byłem tam korepetytorem w 1860 roku przez wakacje. W Tomaszowie byłem ze dwa tygodnie u burmistrza Lenartowskiego i stamtąd pojechałem do krewnych Nagurskich. Nagurski był tłumaczem biura. U Nagórskich bawiłem z kilkanaście dni, gdzie poznajomiwszy się z młodzieżą przyczyniłem się do postawienia krzyża. Wskutek czego byłem na drugi dzień aresztowanym przez miejscowego naczelnika żandarmerii, któren po spisaniu protokółu ze mnie zabronił mi wyjazdu z miasta.
Jednakowoż ja w kilka dni wyjechałem bez pozwolenia do Krakowa. W Krakowie bawiłem z tydzień za kartką wolnego pobytu pod nazwiskiem Maizel – do Królestwa wróciłem za tąż samą kartką wprost do Warszawy; zdaje mi się wróciłem około 14 września n s, a dowiedziawszy się, iż rewizja była w mym pomieszkaniu, już w domu więcej nie nocowałem.
Kiedym powrócił, młodzież zbierała się podówczas u Voigta, ucznia ze Sztuk Pięknych, mieszkającego na Królewskiej ulicy w Tivoli, a do mego przyjazdu zbierała się młodzież u Cieleckiego, któren mieszkał w Zamojskich pałacu, ten gdy był aresztowanym, zgromadzenia przeniosły się do Voigta. Przed wyborami, przed 23 września u Voigta uradziliśmy łącznie z deputatami od kółek, które już były podówczas, ażeby zaprotestować przeciwko wyborom wyłącznie dla Kongresówki, jeśli takowe nie będą dane Rusi i Litwie. Na owej naradzie m.in. byli: Korzeniowski Apollo, Szachowski, Sikorski Kazimierz, Voigt Bolesław, ja, Frankowscy Jan, Leon i Stanisław, Wereszczyriski, było i więcej, których nie pamiętam.
Z powodu opóźnionej pory protokół zakończonym został.
Roman Rogiński
21 marca/2 kwietnia 1863 r. w dalszej kontynuacji zeznał: W czasie wyżej rzeczonego zgromadzenia był czytanym Głos ludu do wyborców, o ile mi się zdaje, redagowany przez Jana Frankowskiego. Około 5 lub 6 października 1861 r. Szachowski mnie i Sikorskiemu dał znać, iż mamy być aresztowani, więc chcąc uniknąć aresztu wyjechaliśmy do Horodła. W Stepankowicach o 9 wieczorem ja z Szachowskim ułożyliśmy akt unii Litwy z Polską i po napisaniu ogłosiliśmy go oraz zebraliśmy podpisy. U kogo by się ów akt w obecnej chwili znajdował, nie wiem. W czasie manifestacji czytał ów akt
Laurysiewicz, ksiądz unicki. W późniejszym czasie, przy ogłoszeniu drukiem, ów akt został zmieniony w wyrażeniach.
Myśl zjazdu horodelskiego podaną została w Lublinie przez komitet zawiązany w tym celu, którego członkiem był ks. Laurysiewicz.
Po zjeździe horodelskim 14 października wróciliśmy do Warszawy, ja pod cudzym nazwiskiem. 14 paźdz ułożyliśmy się zebrać do Strojnowskiego (obywatela, któren w ostatnich czasach mieszkał w 2 wiorstach od Rawy) do Hotelu Lipskiego.
15 paźdz n s poszliśmy – ja, Sikorski, Szachowski, Biechoński i drudzy do kościoła św. Jana na nabożeństwo za Kościuszkę, na skutek wezwania. W czasie nabożeństwa byliśmy otoczeni, a na drugi dzień rano zaprowadzeni do Cytadeli, skąd wieczorem tegoż dnia zostaliśmy rozpuszczeni. Kto urządził owo nabożeństwo, nie wiem.
17 paźdz byłem u Strojnowskiego dla dowiedzenia co i jak uradzono. U Strojnowskiego zastałem Szachowskiego, Sikorskiego, Wereszczyńskiego Juliana i dowiedziałem się, iż wybrano trzech członków do Komitetu tworzenia organizacji, a mianowicie Korzeniowskiego Apollo (lub Napoleona – on wywieziony do Permu), Głowackiego, studenta z Kijow Uniwersytetu, i Chmieleńskiego Ignacego. Postanowionym było: rozdzielić pracę Komitetu na trzy części, a mianowicie organizacja miast pod względem przygotowania sprzysiężonych powierzona została Chmieleńskiemu, kasa i korespondencja Korzeniowskiemu, a wydział wojskowy Głowackiemu. Komitet miał się poddać Mierosławskiemu i rozporządzeniom jego. Kasa w sumie około 5000 rubli pochodziła ze składek zbieranych po kościołach, początkowo znajdowała się u Szachowskiego i Sikorskiego Kazimierza. Wszyscy daliśmy sobie słowo, iż będziemy wypełniać wszelkie rozporządzenia Komitetu. Wskutek czego zostaliśmy wysłani na prowincję dla czynności – ja z Wereszczyńskim w gubernię radomską, Szachowski z Sikorskim w Płockie, Frankowski Leon i Jan w lubelską gub, Stanisław Frankowski został w Warszawie. Kto zaś był posłanym w augustowską gubernię, nie pamiętam. Tomasz Burzyński z Kijowskiego Uniwersytetu został wysłanym do Kijowa (zdaje się, iż był aresztowanym), Strojnowski zaś wyjechał na Wołyń, gdzie mieszkał podówczas. Przy wyjeździe otrzymałem z kasy około 30 rubli. W Radomiu zawiązaliśmy kółko, do którego należał Deskur, obywatel spod Radomia, Maciejowski, który obecnie był naznaczonym komisarzem w Sandomierskie, Mefistofeles imię wymyślone dla niego, ksiądz wikary od Reformatów, trochę zająkliwy, litograf, Krasnowolski urzędnik, który zdaje się parę razy już był aresztowanym. Wereszczyński został w Radomiu, ja zaś wyjechałem do Suchedniowa, mając list do Eugeniusza Bobrowskiego, urzędnika w Górnictwie, któren nie jest krewnym Stefana Bobrowskiego, bo Stefan jest z Wołynia, a rodzona siostra jego jest za Korzeniowskim Apollo. W Suchedniowie poznajomiłem się z Barzykowskim, uczniem Sztuk Pięknych, Wędrychowskim urzędnikiem Górnictwa, któren później był w szkole w Cuneo, i innymi, których nazwisk nie pamiętam; do tego należeli także Eugeniusz i Roman Bobrowscy. W Suchedniowie zastałem już kółko naukowe i bibliotekę. Eugeniusz Bobrowski przyjął na siebie rozprzestrzenienie organizacji w Suchedniowskim Górnictwie. Gdy przejechał do Suchedniowa Wereszczyński, pojechaliśmy w Sandomierskie do kolegi Wereszczyńskiego, p. Domańskiego, do M Nikisiolki, gdziem bawił ze 2 tygodnie, dokąd przyjeżdżał Maciejowski, Kochanowski Spod Opatowa i drudzy, a głównie Maciejowski, mieszkający u krewnych niedaleko Sandomierza, miał się zająć sprawą organizacji. Z Nikisiołek wróciłem pod innym nazwiskiem do Warszawy 24 grudnia.
W Warszawie bawiłem do 3 stycznia 1862 roku. Przyjechawszy do Warszawy zdałem raport Chmieleńskiemu, któren podówczas mieszkał w Saskim Hotelu pod nr 36 (w którym mieszkał prawie z 10 miesięcy) i był słabym. A ponieważ nas szukano po Warszawie, tj. Szachowskiego, Sikorskiego i mnie, o czym mi mówił Wereszczyński i proponował jechać za granicę do szkoły do Genui, na co gdy się zgodziłem, byłem u Chmieleńskiego, a później przez Wereszczyńskiego dostałem 150 rubli z kasy na drogę. Szachowski i Sikorski na kilka dni przedtem wyjechali. Ja zaś pożegnawszy się z rodzicami wyjechałem 5 stycznia.
Jakem już zeznał wyżej, z Brochocinka pojechałem z Józefem Oxińskim (który zdaje się pod imieniem Ohlińskiego jest pod Wieluniem), kancelistą z Płockiego, a nie dojeżdżając o trzy wiorsty do komory Zieluń rzuciliśmy sanki i przeszli granicę, która tuż obok drogi. Paszportów nie mielimy, ale tylko adres z Warszawy od Chmieleńskiego do m Lizbarga (Lidzbarka v. Lautenburga) do Alexandrowicza lub Konstantynowicza, ale zdaje się Alexandrowicza, któren ma swą posiadłość pod Lautenburgiem. Z Lautenburga Oxiński pojechał do obywatela jakiegoś, a ja pocztą przez Strassburg (Brodnicę), Kowalewo do Piątkowa, do Sulerzyskiego, gdzie zastałem Józefa Ćwierczakiewicza (który się schronił przed aresztowaniem) i z Płockiego Ciołkowskiego, i był jakiś trzeci włóczęga pod nazwiskiem Zembrzuskiego. Bawiłem tam ze trzy tygodnie, przez ten czas przyjeżdżali z Polski: Wolski Włodzimierz (pisarz Halki), Kaczkowski (akademik), wielki zwolennik Mierosławskiego, Marchwiński, którego majątek znaczny posiada matka wdowa obok Góry Kalwarii, a przed przyjazdem moim tam byli: Florian Niewiarowski, Ludwik Brzozowski, Szachowski Stanisław, Krypiakiewicz urzędnik z Komisji Skarbu (przed odjazdem moim na kilka dni przyjechał Gustaw Wasilewski z Paryża – jechał do Warszawy dla oznajmienia kwestii, jaka zaszła między młodzieżą a Mierosławskim w Genui). Z Piątkowa razem z Ciołkowskim wyjechałem przez Toruń, Berlin, Kolonię do Paryża. W Berlinie bawiłem dwa dni, staliśmy u Cieszkowskiego Henryka, któren był moim kolegą z gimnazjum, a podówczas był na uniwersytecie.
W Paryżu rue de Sainte nr 24 Hôtel du Berry stanąłem, bo Sulerzyski dał mi adres. Zastałem tam Szachowskiego, Lipińskiego Stanisława, Biechońskiego Wojciecha, w Hôtel de Maroc stał Niewiarowski, tamże był Kurzyna Jan, w Hôtel de Hambourg rue Jacob mieszkali Brzozowski, Kaczkowski, a Wolski w hotelu rue Corneille. W Paryżu byłem z 15 dni, w ciągu tego czasu byłem dwa razy na zebraniach młodzieży w Passage du Commerce nad restauracją Janka emigranta. Owego towarzystwa podówczas prezesem był Zygmunt Padlewski (sekretarzem Zygmunt Waryłkiewicz z pieczęcią, na której był nadpis: Sanguis et ferrum libertatis via, w koło, a we środku: Towarzystwo Młodzieży Polskiej w Paryżu), członkami zaś byli główniejszymi: Włodzimierz Milowicz, Szachowski, Biechoński, Sikorski, Niewiarowski, Brzozowski, Lipiński Stanisław (Lipiński, kuzyn Wysockiego, ma rodziców w Płockiem, mają wieś), Hofenblum, uczeń Sztuk Pięknych z Warszawy, Tłuchowski… syn obywatela z Płockiego z Lelic pow. lipnowskiego (przezywany był Tłuch albo Dziki, gdyż był ogromnej siły), Krypiakiewicz, Sołecki były nauczyciel w 1861 r. w Mławie, Kaczkowski… przezwany Kaczorek, Wedeman… i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam. Na owych posiedzeniach traktowaną była kwestia co do Mierosławskiego, czy ma zostać nadal dowódcą szkoły lub nie. Deputatem z Genui był przysłany Kołyszko (z Moskiewskiego Uniwersytetu) Litwin i Piotrowski Józef z Płockiego, który w czasie teraźniejszego powstania był komisarzem Komitetu. Owi deputaci przyjechali z mandatami do Paryża dla porozumienia się z młodzieżą, czy zostawić Mierosławskiego, lub obrać kogo innego. A ponieważ Mierosławski napisał ustawę, na którą młodzież nie mogła się zgodzić, a przedtem ze szkoły wypędził dwudziestu kilku, ogłosiwszy ich zdrajcami kraju, tak iż ci musieli szukać przytułku w Mołdawii, i chciał jeszcze podówczas mieć dyktaturę nad młodzieżą, będącą za granicą, i nad krajem, więc młodzież nie przyjąwszy owych warunków zmusiła Mierosławskiego do usunięcia się z dowództwa szkoły, a na miejsce jego jednozgodnie był obranym Wysocki Józef, który był podówczas urzędnikiem w biurze Rotszylda.
Po mowie, którą miał Mierosławski w 1859 roku w rocznicę rewolucji i która była rozpowszechnioną, i w której wzywał młodzież do wspólnej pracy, wielu studentów z uniwersytetów Kijowskiego i Petersburskiego emigrowało do Włoch przez Turcję i zatrzymawszy się w Coni około Neapolu czekali zawezwania Mierosławskiego, któren podówczas był w Paryżu. Nie doczekawszy się wezwania, po kilkumiesięcznej bytności udali się do Genui, gdzie życie tańsze. Baron Dulfus, Polak, który był oficerem w 1831 roku, i który później służył w piemonckim wojsku i w 1849 roku własnymi piersiami zakrył króla Alberta, przy czym był ciężko raniony, i był kapitanem, a dziś pobiera 12 000 franków i jest faworytem Wiktora Emanuela, przyczynił się łącznie z doktorem Garibaldiego Ocipienco do utworzenia komitetu opiekuńczego nad Polakami. W owym czasie młodzież pisała do Mierosławskiego i posyłała deputata swego Wisłoucha (z Mozyrskiego), zapytując czy urządzi szkołę, a tymczasem nadjechał z Paryża od Mierosławskiego Milowicz, który przekonał młodzież na stronę Mierosławskiego. Wisłouch zaś ujęty Mierosławskim, jako pełnomocnik poddał młodzież jemu. Objąwszy zarząd Mierosławski przyjechał do Genui w 1861, zdaje się w sierpniu, i przez Garibaldiego urządzoną została szkoła, dał bowiem broń i plac do musztry, a miasto ofiarowało dom Casa Bianchetti nr 6.
Zanim to się stało, młodzież wysłała deputatów do Garibaldiego prosząc go o pomoc. Takim sposobem Garibaldi został prezesem ówczesnego Komitetu i gdy przyjechał do Genui, prosiła go młodzież o pomoc w doprowadzeniu do skutku wyprawy na Połągę, która miała być przedsięwziętą wiosną 1862 roku w nadziei oswobodzenia kraju. Garibaldi obiecał dać okręt i 3000 broni, w celu zaś porozumienia się z krajem wysłani zostali Buchowiecki na Litwę, Olszewski na Wołyń i Podole, a Kremer (Józef) do Królestwa. Powróciwszy oświadczyli, iż wyprawa nie będzie skuteczna, bo kraj nieprzygotowany.
Zgodziwszy się na objęcie dowództwa nad szkołą Wysocki podał warunki, mianowicie: 1) aby Mierosławski oświadczył drukiem, że sam ustępuje, co zrobił przez odezwę rozpaczliwą, 2) aby była ustawa dla szkoły. Ustawa ta była wprowadzona, a w następstwie czasu, wskutek niektórych nieporozumień została w części zmienioną. Od chwili objęcia dowództwa nad szkołą przez Wysockiego udaliśmy się z Paryża do Genui otrzymawszy na podróż po 120 franków od Wysockiego, który miał kapitał ze składek krajowych. Ze mną pojechali: Szachowski, Biechoński, Sikorski, Padlewski na instruktora, Hofenblum, Waga (z Łomżyńskiego), w ogóle około 15, przy czym powrócili Kołyszko i Piotrowski Józef.
W Genui wstąpiłem do szkoły, obrany zostałem sekretarzem Towarzystwa Młodzieży po niektórym czasie i byłem aż do rozwiązania szkoły w czerwcu 1862 roku w Cuneo, dokąd przeniesiona była szkoła z powodu większego miejsca dla musztry. Przemieszkawszy do połowy sierpnia w Cuneo, przez który to czas agitowała się kwestia przeniesienia szkoły do Anglii, udałem się z kolegami do Paryża, gdzieśmy mieszkali cały wrzesień i kilka dni października.
Kiedyśmy przyjechali do Paryża, Padlewskiego nie było, gdyż on był w Polsce i w kilka, dni odebraliśmy wiadomość, iż ma przyjechać i że po drodze w Kissingen zajeżdżał do chorego Milowicza. (Jednocześnie z bytnością Padlewskiego w Warszawie był i Jan Kurzyna, któren przedstawiał programat Mierosławskiego Komitetowi, a gdy go odrzucono, utworzył nowy Komitet pod nazwą Rewolucyjnego z członkami Kurzyną, Kaczkowskim, Daniłowskim i Rościszewskim, obywatelem z Płockiego. Potem Kurzyna był w Krakowie, gdzie utworzył kółko, a później był we Lwowie, gdzie mu się najlepiej udało, był także i na Litwie). Po powrocie Zygmunta Padlewskiego z kraju była wybrana z młodzieży agentura Komitetu Warszawskiego z celem wysyłania młodzieży do kraju i trudnienia się wszystkimi interesami zagranicznymi. W owej agenturze byli Milowicz, Szachowski i Amborski (student z Kijowa), a Ćwierczakiewicz (do którego pisano pod imieniem Kaczorowskiego) był delegatem Komitetu na miejsce Narzymskiego Józefa, który wracał do kraju. (W czasie mojej bytności w Paryżu przyjeżdżał Daniłowski z Warszawy dla porozumienia się z Mierosławskim; porozumienie się nie przyszło do skutku z powodu przedstawionego programatu Mierosławskiego, którego Komitet nie chciał przyjąć). Z Paryża Padlewski jako członek N C Komitetu jeździł do Londynu, a że poruczony mu był wydział wojskowy, więc on jeździł, aby dostać uprawnienie do działania z wojskowymi rosyjskimi i urządzić wspólność działania z Rosją, o jakowym połączeniu było nawet publikowane, o ile mi się zdaje, 1 paździer 1862 r. w Kołokole. Oxiński, Biechoński, Sikorski Marek (który nawet nie krewny Sikorskiego Kazimierza), Littych, Tłuchowski, Skowroński Robert (lat około 27) i jeszcze kilku wyjechali do kraju. Około pierwszych dni października z Zygmuntem Padlewskim ja wyjechałem z Paryża, jechaliśmy przez Kolonię, Berlin, a w Kreutzu rozdzieliliśmy się. Padlewski pojechał na Poznań i Kraków do Warszawy, a ja na Toruń. Z Torunia zajechałem przez Kowalewo do Piątkowa, gdzie zastałem Rogalińskiego…, podinstruktora kawalerii w Genui i Cuneo, Raczyńskiego Wincentego czy Władysława, poetę ze szkoły w Cuneo, Broniewskiego zdaje się Maxymiliana ze szkoły w Cuneo i Jurkowskiego także ze szkoły. Przy odjeździe moim przyjechał z Warszawy Chmieleński, który jechał za granicę pod przybranym nazwiskiem, zdaje się Wiśniewski. Chmieleńskiego nikt tam nie znał, nawet Sulerzyski. Chmieleński jechał podówczas do Londynu przez Paryż. Chmieleński jest wzroku krótkiego. O ile mi wiadomo, Chmieleński miał sformowaną w Warszawie tak nazwaną rotę strzelecką, której obowiązkiem było sprzątanie osób niebezpiecznych. Urządzenie to było poza obrębem Komitetu. Oprócz tego urządzoną była policja w Warszawie, a oberpolicmajster przynosił wiadomości do wydziału wojskowego. Do wystrzału w JCW W księcia był Chmieleński – później nie wiem, kto był, od czasu zaś objęcia wydziału wojskowego przez Padlewskiego wszystkie wiadomości przynosił Dygat Ludwik, przezywany pułkownikiem (Dygat także rozdawał pieczęcie – wysoki, tęgi brunet, mruży oczy), któren nawet w końcu roku 1862 zapisał się do Szkoły Głównej w Warszawie. Policja była licznie obsadzoną i dobrze płaconą, byli nawet i policjanci, tak że wszystkie aresztowania uprzedzano; oprócz tego były pieczęcie wójtów gminy i pieczęcie policji.
Z Piątkowa z jednym obywatelem przejechałem przez granicę za kartką pruską, pod obcym nazwiskiem, przez komorę Osiek do Jackowskiego, dzierżawcy folwarku Łapinóżek. Od Jackowskiego, który miał paszporta dla przejeżdżających, dostałem paszport pod imieniem Stanisława Krasnodębskiego. Z tego paszportu korzystałem aż do ostatnich dni grudnia 1862 roku, ale kiedy byłem w Białej i kiedy przyjechał oficer z żandarmami aresztować Krasnodębskiego, niby to członka Komitetu w Łosicach, dowiedziawszy się o tym w cukierni i widząc nawet oficera nabijającego rewolwer, a chcąc uniknąć poszukiwań i mając zamiar wyjechać do Warszawy dla zdania raportu, zmieniłem paszport u Deskura Bronisława w Horostycie na imię Stanisława Romanowskiego.
Z Łapinóżka przez Rypin do Lelic do Tłuchowskiego jechałem sam, a od Lelic jechałem z Mroczkowskim Walerym (Kijow Uniw, jeden z pierwszych, co wyszli do Neapolu, Mroczek na przezwisko) i z Buchowieckim. (z Uniw Petersb) do Kaczor, gdzieśmy nocowali i przez Płońsk do wsi Janowa udaliśmy się do Grotusa. Nocując u Grotusa obywatela i obawiając się rewizji na rogatkach warszawskich zostawiłem paczkę z regulaminami, fotografie i różną moją korespondencją z notatkami, zostawiwszy przy sobie konieczne listy, jako to od Józefa Wysockiego do Edwarda Jurgensa i upoważnienie Padlewskiemu do działalności, dane przez Bakunina, Hercena i Ogarewa, jako i list do Komitetu od nichże, zalecający tworzenie komitetów przez ruskich oficerów w Warszawie, Żytomierzu, Kijowie, Wilnie i Grodnie, i wspomnianym było o połączeniu Komitetu ruskiego z naszym. Komitet bowiem ruski oficerów już podówczas egzystował w Warszawie, lecz kiedy został zawiązanym i jakie jego przejście, nie jest mi wiadomym.
Od Grotusa, który mnie wraz z Mroczkowskim odesłał do Nowego Dworu, najętymi końmi przyjechaliśmy do Warszawy i stanęliśmy w Hotelu Wileńskim pod nr 24. To było około 14 października 186.2 r. Ja pod nazwiskiem Stanisława Krasnodębskiego, a Mroczkowski nie pamiętam, pod jakim nazwiskiem, dosyć iż wiem to, że on wiele razy bywał w Warszawie, to zawsze pod owym przybranym nazwiskiem.
Po przyjeździe do Warszawy udałem się do Franciszka Godlewskiego, który mieszkał na Kanonii w domu Głównego Kantoru Loterii. Pokazałem mu listy, a list od Wysockiego do Jurgensa zostawiłem Godlewskiemu, jak również mówiłem o Mroczkowskim i Buchowieckim, żeby ich gdzie wysłali. Więc na drugi lub trzeci dzień posłano pieniądze do Grotusa Buchowieckiemu, z rozkazem by jechał do Wilna do… Do Wilna i w grodzieńską gubernię jeździł także Demontowicz Józef, Mroczkowski zaś posłanym został w Augustowskie jako ajent pomocniczy ajentowi Józefowi Piotrowskiemu. Ja zaś byłem wysłany 23 października w województwo podlaskie jako ajent pomocniczy Edwardowi Lisikiewiczowi (który mieszkał w Zbuczynie, przy matce utrzymującej pocztę).
Podczas bytności w Warszawie zastałem, że w Komitecie byli:
Franciszek Godlewski – kasjerem,
Szwartz Bronisław – wydział interesów wewnętrznych co do całego kraju,
Zygmunt Padlewski – wydział wojskowy, a później i dyrekcja,