Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rosja. Mocarstwo absurdu i nonsensu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2023
Ebook
43,99 zł
Audiobook
54,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,99

Rosja. Mocarstwo absurdu i nonsensu - ebook

Przeciętny Polak wie o Rosji tyle, że to bogate państwo, w którym za ropę kupuje się rakiety, a zwykli ludzie żyją gorzej niż my. Co to jednak znaczy „gorzej”? Czy można zrozumieć Rosję, nie wiedząc, jak wygląda codzienne życie jej mieszkańców?

Poznaj miejsce, w którym o majętności świadczy wysokość płotu, każdy przejazd drogą grozi śmiercią, demokracja jest mitem, za to swoją republikę zaczynają tworzyć bezdomne szariki. W tym chrześcijańskim państwie dziesiątki milionów rocznie wydaje się na konsultacje z szamanami, a najważniejsze kryterium wyboru partnera przez kobiety to „byle nie bił”.

Marcin Strzyżewski zabiera nas w podróż po kraju opartym w tej samej mierze na autorytarnej władzy Władimira Putina co na zabobonach i absurdach. Do mocarstwa, które potyka się o własne nogi, w którym w przydomowych ogródkach uprawia się ziemniaki na tony i gdzie pralki działają bez wody. Jak to możliwe? Takie rzeczy tylko w Rosji.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-619-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Kiedy oceniamy jakąś rzecz – próbujemy określić jej jakość, urodę, wielkość i przydatność – zawsze porównujemy ją z naszymi oczekiwaniami wobec niej. Jakkolwiek Rosja nie mieści się w definicji „rzeczy”, ta zasada ma wpływ na mój sposób myślenia o tym kraju. Dlatego warto zacząć od tego, czego się po Rosji spodziewałem. Moje dwa pierwsze wspomnienia związane z tym krajem są tak od siebie oderwane, jakby nie dotyczyły tego samego miejsca. Pierwsze było „blis­kie”. W kamienicy, w której się wychowałem, na tym samym piętrze, mieszkał Alosza Awdiejew – wykładowca, pieśniarz i aktor. Kiedyś dał mnie i mojemu bratu książkę z rosyjskimi bajkami. Oczywiście po rosyjsku, spisaną cyrylicą. Jeszcze pamiętam ten zapach i te ilustracje… Z treścią gorzej, bo nikt w domu nam jej nie czytał. Drugie wspomnienie to telewizyjny reportaż z Moskwy. Święta, śnieg. Stary, misiowaty Borys Jelcyn kupuje prezenty wnukom. Padają słowa o Dziadku Mrozie, co było dla nas dziwne, egzotyczne i mało zrozumiałe. Wtedy mnie, dziec­ku, Jelcyn wydawał się surowym, ale przyjacielskim dziadkiem. Takim samym jak ci, których codziennie mijałem na ulicach Krakowa.

W tamtych czasach w telewizyjnych wiadomościach dość często pojawiały się nagrania ukazujące jeżdżące po błocie pojazdy pancerne i zrujnowane miasta. Zafascynowany, oglądałem czołgi. Wówczas nie miałem jeszcze świadomości, jak straszną są rzeczą, jak wiele cierpienia przynoszą. Dziś zastanawiam się, czy patrzyłem na Bałkany, czy może na Czeczenię. Zapewne na jedno i drugie.

Później przyszedł Putin. Kiedy to się stało, wciąż chodziłem do podstawówki. To mniej więcej wtedy zacząłem odrobinę bardziej świadomie wsłuchiwać się w medialne doniesienia o świecie. Zatonięcie okrętu Kursk, pamiętny 11 września, wspólna walka z terroryzmem. Tak, dziś to wydaje się absurdalne, ale to właśnie Władimir Putin był pierwszym zagranicznym liderem, z którym Geo­rge Bush rozmawiał po atakach na dwie wieże. Niedługo później rosyjski prezydent w publicznym wystąpieniu obiecał przekazać Zachodowi rosyjskie dane wywiadowcze i udostępnić przestrzeń powietrzną dla zachodnich samo­lotów wożących transporty humanitarne w regiony objęte wojną z terroryzmem.

Jedno­cześnie wiele mówiło się o pieniądzach, w których na początku XXI wieku Rosja zaczęła wręcz tonąć. Oczywiście wtedy łatwo było połączyć Putina i dobrobyt. Dziś rozumiemy, że na ówczesny wzrost dochodów państwa i poprawę poziomu życia złożyły się raczej reformy rozpoczęte za Jelcyna i wzrost cen surowców energetycznych. W tamtych czasach jednak Putin przynajmniej nie przeszkadzał i wydawało się, że jego kraj podąża drogą wyboistą i długą, ale pro­wadzącą do normalności – jakkolwiek byśmy ją definiowali.

To oczywiste, że jako nastolatek dałem się na to nabrać. Litery F, S oraz B, ułożone w tej właśnie kolejności, nie nabrały dla mnie jeszcze złowieszczego znaczenia. Z jakiegoś powodu jednak niewielu ludzi w Rosji i poza jej granicami wysnuło dość oczywisty wniosek, że były pracownik KGB nie jest idealnym kandydatem na prezydenta. Gdy nadeszła chwila na podjęcie decyzji o przyszłości i wybranie kierunku studiów, byłem wyjątkowo głupim młodym człowiekiem. O świecie wiedziałem niewiele – tylko tyle, że jest wielki i ciekawy. Pomysł na studiowanie filologii rosyjskiej sprzedał mi starszy brat. Kiedyś powiedział mi, że nie ma wielkiej konkurencji podczas rekrutacji, a rosyjskiego nie uczy się teraz prawie nikt. Wcześniej przez lata poznawałem język francus­ki, a filologami byli i moja matka, i jej ojciec. Ten pomysł brzmiał na tyle kusząco i sensownie, że wykiełkował w moim umyś­le.

Z jednej strony otwierało to ogromne możliwości choćby zwykłego zwiedzania – cała przestrzeń byłego ZSRR posługuje się, lepiej lub gorzej, językiem dawnego imperium. Jak wielu młodych ludzi byłem głodny przygód i podróży. Z drugiej strony bogacąca się Rosja w mojej nastoletniej głowie oznaczała handel i potrzebę porozumiewania się z klientami. Ostatecznie zresztą nie było to tak dalekie od prawdy. Gdybym tylko trochę bardziej nadawał się do tej pracy, być może dalej zajmowałbym się eksportem wanien do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. Być może gdyby w Rosji do władzy doszedł ktoś inny, handel z tym państwem faktycznie okazałby się dobrym źródłem dochodu.

Do dziś postrzegam Rosję nie jako kraj skazany na totalitaryzm, ale jako społeczeństwo, które jechało po wyboistej drodze w dobrym kierunku, by w którymś momencie zboczyć z trasy. Celowo nie używam słowa „zawrócić” – na żadnym etapie istnienia obecnej Rosji nie doszło do dużego, gwałtownego skrętu. Byliśmy raczej świadkami nawarstwiania się pomyłek. Jak w przypadku pocis­ku balistycznego, w którym niewielki błąd aparatury może doprowadzić do kumulacji odchylenia i uderzenia wiele kilometrów od celu. To przykre, że dziś ta metafora wydaje się tak pasująca do Rosji.

Nawet inwazja na Ukrainę rozpoczęta 24 lutego 2022 roku – choć to bolesne wydarzenie, które trwale zmienia historię – była tylko logicznym przed­łużeniem poprzednich drobnych zmian kursu. Jakich? Wiele elementów tego pro­cesu nie wzbudziło większego zainteresowania mediów w Rosji i za granicą. Były to raczej kolejne niepozorne „techniczne” decyzje wynikające z siebie nawzajem, związane z doraźną korzyścią ograniczonego kręgu ludzi. W pierwszej dekadzie putinizmu wielo­krotnie powtarzano mit o Putinie, który pokonał oligarchów. Oczywiście, niektórzy pro­minenci z czasów Borysa Jelcyna stracili wpływy, wolność lub życie. Jedno­cześnie jednak pojawiła się zupełnie nowa kasta plutokratów. Co ważne, ci ludzie zachowują swoje wpływy przez lata. Siergiej Ławrow jest ministrem spraw zagranicznych od 2004 roku, Siergiej Czemiezow – prezesem koncernu Rostiech od 2007 roku, Siergiej Sobianin sprawuje urząd mera Moskwy od 2010 roku, Aleksandr Bortnikow pozostaje szefem FSB od 2008 roku. Wtedy to z tego stanowis­ka został usunięty Nikołaj Patruszew, który od tego czasu niezmiennie pełni tę samą funkcję – sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Wymieniać można długo. Gierman Grief w 2007 roku został przewodniczącym zarządu Sbierbanku i jest nim do dziś. Aleksiej Miller szefem Gazpromu pozostaje niemal tak długo, jak długo Putin rządzi Rosją – objął to stanowis­ko w 2001 roku. Igor Sieczin zajmuje fotel głównego dyrektora wykonawczego Rosnieftu od 2012 roku.

Z rosyjskiego słownika konsekwentnie i trwale wykreś­lano takie pojęcia jak „kompetencje” i „sprawiedliwość”. W kraju zbudowano system, którego istotą było zachowanie stanowis­ka nie tylko przez Putina, lecz także przez cały szereg postaci zajmujących różne miejsca w piramidzie nomenklatury. Sama władza z kolei służyła okradaniu państwa i budowaniu odizolowanych oaz niewyobrażalnego bogac­twa, oddzielonych od oceanu szarości wysokim płotem. Budowa takiego państwa wymagała powolnego demontowania wszelkich demokratycznych przeszkód: sądów, wolnych mediów, podziału władzy. Demokratyczne instytucje sprawiają, że obcy ludzie patrzą innym na ręce, utrudniają im kradzież, psują piękne pozory usypiające czujność opinii publicznej zarówno w kraju, jak i za granicą.

Każdy z udzielnych książąt Putina przez lata budował własną strukturę ludzi posłusznych, skorumpowanych i wdzięcznych władzy za pozycję kontrastującą z siermiężnym otoczeniem. Za takim płotem łatwo stracić kontakt z rzeczywistością. Nabrać pewności, że Rosja jest nowoczesnym krajem, w którym ludziom żyje się dobrze. Utwierdzić się w przekonaniu, że przywłaszczenie połowy funduszy publicznych, przeznaczonych na przykład na budowę drogi, po to, by kupić sobie kolejną willę czy nowy samo­chód lub sfinansować zagraniczną wycieczkę, nikogo nie krzywdzi. Uwierzyć, że zajęcie Krymu było dobrą decyzją – nie tylko słuszną, lecz także korzystną, bo przyniosło chwilową poprawę ratingu. Łatwo uznać, że inni są słabi, a ty jesteś silny i możesz sięgnąć, po co tylko chcesz.

Przez pokolenia władzy zależało na wyhodowaniu konkretnego gatunku człowieka. Do jego cech należy zaliczyć dumę z otaczającej go rzeczywistości (niezależnie od tego, jak bardzo jest szara) i brak zainteresowania tym, co znajduje się za wysokim płotem. Patriotyzm w wykonaniu putinowskiej Rosji to często brak krytycznego spojrzenia na własną ulicę, zakład pracy czy działanie lokalnej władzy. A jedno­cześnie wypaczony wizerunek świata poza granicami Federacji Rosyjskiej, budowany konsekwentnie przez media. Rosja podzieliła się na dwie osobne części. Jedna i druga znajdują się za wysokim płotem, ale w obu przypadkach znaczy to coś zupełnie innego.

W polskim dys­kursie bardzo często można spotkać się z kolokwialnym stwierdzeniem, zgodnie z którym Rosja to stan umysłu. Bardziej oczytani cytują Fiodora Tiutczewa, który pisał: „_Umom Rossiju nie poniat_ʹ_, Arszynom obszczim nie izmierit_ʹ” (Rosji nie pojmiesz umysłem i nie zmierzysz arszynem). Oczywiście brzmi to nadzwyczaj tajemniczo i buduje obraz Rosji jako dalekiego, niezwykłego i ciekawego kraju. Jeśli jednak dobrze się nad tym zastanowimy, okaże się, że umysłem tak samo nie pojmiemy Francuzów, Amerykanów czy Brazylijczyków. Większość z nas nie zgłębiła do końca nawet swojej własnej natury. Nasi naj­bliżsi potrafią nas zas­koczyć i często nie mamy pojęcia, dlaczego te same bodźce budzą w nich i w nas zupełnie różne uczucia, wywołują odmienne reakcje. Już pojedynczy człowiek zwykle stanowi dla nas zagadkę, dlatego całe społeczności tym bardziej można poznać jedynie powierzchownie. O ile więc akceptuję, że Rosja i jej mieszkańcy – tak różno­rodni – wymykają się próbom spójnej analizy, o tyle przekonuję, że rosyjskie społeczeństwo, tak samo jak wszystkie inne, można przynajmniej próbować zrozumieć.

Osobiście staram się to zrobić od jakichś siedemnastu lat, czyli od początku moich studiów rusycystycznych. Jedna książka to zbyt mało, żeby przekazać wszystkie moje wnios­ki i obserwacje. Spróbuję jednak pokazać, jak żyją Rosjanie na szerokich przestrzeniach kraju, rozciągających się za wysokimi płotami aparatczyków i oligarchów. To ważne, bo zwykle patrzymy na dane państwo przez pryzmat jego politycznych decyzji i działań na arenie między­narodowej. Nie sięgamy głębiej, do podstawowego poziomu rzeczywistości. Na kartach tej publikacji spojrzymy zatem przez płot na wiele pozornie niezwiązanych ze sobą aspektów życia zwykłych Rosjan, by dostrzec i zrozumieć, czym codzienność tych ludzi różni się od naszej. Wydaje się, że tych różnic nie ma wiele. Kiedy chorujemy, idziemy do lekarza, kiedy nas stać, dbamy o nasz komfort. Do pracy jeździmy samo­chodem albo tramwajem, a ubrania kupujemy w sklepie. Dobijają nas kredyty mieszkaniowe, a marzeniami Polaka i Rosjanina zawsze będą remont, samo­chód i wczasy.

Wszyscy lubimy upraszczać. Z takiej perspektywy życie Rosjanina może wydawać się takie samo jak nasze, tylko biedniejsze. To jednak nijak nie pomoże nam zrozumieć rosyjskiej rzeczywistości, która w dużym stopniu wpływa na rosyjski sposób myślenia i na podejmowane decyzje.

Nie ukrywajmy – kiedy mówimy o podejmowaniu decyzji, mamy na myśli także te tragiczne. Zacząłem pisać tę książkę już po wybuchu wojny ukraiń­sko-rosyjskiej. Niejednokrotnie miałem okazję na własne oczy oglądać efekty działań wojennych. Byłem w Kijowie, Charkowie, Iziumie, Kupiań­sku, Czernichowie. Takie pytania jak „Dlaczego oni tego nie powstrzymali?”, „Dlaczego ktoś zgłosił się na wojnę na ochotnika?”, „Jak to możliwe, że ludzie nie wyszli na ulicę i nie zaczęli palić opon na placach?” towarzyszyły mi za każdym razem, kiedy patrzyłem na dom zrównany z ziemią, biurowiec osmalony ogniem albo zawalony blok. Poznając różne aspekty rosyjskiej codzienności, spróbujemy znaleźć odpowiedź między innymi na te pytania.

W niniejszej publikacji słowa „Rosja” i „rosyjski” są używane zarówno w odniesieniu do historycznych państw rosyjskich (w szczególnych przypadkach przywoływanych z nazwy), a także – dla pewnego uproszczenia – w kontekście współ­czesnej Federacji Rosyjskiej. (Wszystkie przypisy rzeczowe, o ile nie podano inaczej, pochodzą od redakcji).

J. O’Loughlin, G. Ó Tuathail, V. Kolossov, _A ‘Risky Westward Turn’? Putin’s 9–11 Script and Ordinary Russians_, „Europe­­-Asia ­Studies”, 2004, Vol. 56, No. 1, s. 3–34, https://www.jstor.org/stable/4147436, dostęp: 10.07.2023.

Wszystkie tłumaczenia cytatów, o ile nie podano inaczej, pochodzą od autora książki.Pro­log

ZACZNIJMY OD OGÓŁU

Same liczby to zbyt mało, ale przecież dopiero zaczynamy. Dlatego posłuchajmy, co one nam mówią o wysokości płotu. Zacznijmy od tego, że według oficjalnych danych Rosstatu, czyli rosyjskiego urzędu statystycznego, z października 2022 roku miesięczne przychody 50% rosyjskiego społeczeństwa wynoszą trzydzieści tysięcy czterysta rubli (tysiąc dziewięćset złotych) albo mniej. Ta grupa łącznie otrzymuje 30,7% ogółu dochodów społeczeństwa – niemal dokładnie tyle co 10% naj­bogatszych Rosjan. To oczywiście bezduszna statystyka, na dodatek prawdo­podobnie podretuszowana przez rosyjskie państwo, żeby ludziom się wydawało, że nie jest aż tak źle.

Pobawmy się trochę liczbami. Za punkt wyjścia do obliczeń przyjmiemy wspomniane trzydzieści tysięcy czterysta rubli miesięcznie, czyli trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy rubli rocznie. Statystyczny Rosjanin musiałby pracować pięćdziesiąt lat, żeby zarobić tyle samo, ile małżonka Dmitrija Pies­kowa – rzecznika prasowego prezydenta Putina – zarabiała średnio miesięcznie w 2021 roku. Według oficjalnej deklaracji jej roczny dochód wyniósł 218,5 miliona rubli. Oczywiście to wielo­krotnie więcej niż wyniosły zarobki samego Pies­kowa. On, jako skromny urzędnik, zarobił w całym 2021 roku „zaledwie” 14,5 miliona rubli. Za to już w 2015 roku został przyłapany z zegarkiem wartym sześćset dwadzieścia tysięcy dolarów. Według kursu z początku 2023 roku nasz statystyczny Rosjanin pracowałby na taki luksusowy przed­miot ponad sto lat.

Dmitrij Pies­kow oczywiście znajduje się w ścisłej czołówce rosyjskiej władzy, choć od czubka piramidy wciąż dzieli go kilka pięter. Zejdźmy niżej – spójrzmy na przykład na Aleksandra Gusiewa, gubernatora obwodu worones­kiego. Gusiew razem z małżonką w 2021 roku zarobili 11 582 973 ruble – przynajmniej według oficjalnej deklaracji. To oczywiście inny poziom niż w przypadku Pies­kowa. Wciąż jednak zwykłe rosyjskie małżeństwo, zarabiające po trzydzieści tysięcy rubli na osobę, musiałoby pracować szesnaście miesięcy, żeby zarobić tyle, ile państwo Gusiew oficjalnie zarobili w miesiąc.

Nic dziwnego, że małżonka gubernatora może sobie pozwolić na mercedesa GLS 450. Oczywiście ceny samo­chodów znacząco się różnią w zależności od miejsca zakupu, rocznika czy wersji wyposażenia. W ­Polsce na początku 2023 roku za podstawową wersję takiej maszyny w salonie trzeba było zapłacić czterysta czter­dzieści pięć tysięcy złotych. To ponad osiem milionów rubli. A przy tym nie może to być szczególnie stary samo­chód. W deklaracji za 2020 rok pani Gusiewa zgłaszała jeszcze lexusa LX 570. Jak widać, nie spełniał on już jej oczekiwań i trzeba było zmienić go na coś lepszego. Czy jednak jeśli zarabia się 11,5 miliona rubli rocznie, można wydać 8 milionów na samo­chód? Może państwo Gusiew wzięli go na raty, a może mają dodatkowe dochody, nieuwzględnione w deklaracji? Kto może być pewien? Zejdźmy jeszcze niżej. Naczelnik miejskiego okręgu Jakuc­ka w 2021 roku zarobił 5,5 miliona rubli. Jego małżonka – co nietypowe – zaledwie dwieście pięćdziesiąt tysięcy rubli. Ten regionalny urzędnik otrzymuje miesięcznie czterysta pięćdziesiąt trzy tysiące rubli, czyli wciąż o sto tysięcy rubli więcej niż co drugi Rosjanin zarobi w rok.

Oczywiście możemy też od naszego punktu wyjścia, czyli Dmitrija Pies­kowa, zrobić krok w górę. Teraz zbliżamy się do samego czubka piramidy. Igor Sieczin w 2015 roku zarabiał miesięcznie piętnaście–dwadzieścia milionów rubli. Zgodnie z oficjalnym komunikatem Rosnieftu, którym Sieczin kieruje, wysokość wypłaty prezesa reguluje rada dyrektorów. To oczywiście były inne czasy i inne ruble. Widzimy jednak dość wyraźnie, że rosyjski gubernator – który z perspektywy „Rosjanina na etacie” jest bogaczem – razem z żoną przez cały rok nie zarabia tyle, ile Sieczin inkasował w miesiąc. Teraz staje się jasne, dlaczego pojawiło się tutaj porównanie do piramidy. Jeszcze tylko doprecyzujmy: naj­większy pakiet akcji Rosnieftu należy do rosyjskiego państwa.

Oczywiście, na całym świecie istnieją nierówności społeczne. Szeregowy pracownik Amazona także nie zarobi przez całe życie tyle, ile co miesiąc wpływa na konto szefa tego przed­siębiorstwa – i to też budzi wątpliwości. Otwartym pytaniem pozostaje, czy urzędnicy państwowi w kraju, w którym ludzie żyją z głodowych wypłat, powinni mieć tak wysokie pobory. Nie przez przypadek w odniesieniu do urzędników mówimy o służbie, a nie o pracy. Choć człowiek na tym stanowis­ku powinien zarabiać godnie, to jego podstawowym zadaniem nie jest generowanie zys­ków i bogacenie się. Widać tu pewien paradoks. Urzędnik, który dostaje wysoką pensję, może być bardziej odporny na pokusę korupcji. Nie trzeba czytać mojej książki, żeby zrozumieć, że w Rosji tak to nie działa.

Dodatkowe pytanie. Czy wszyscy pracownicy sfery budżetowej w Rosji zarabiają tak potężne pieniądze? Popatrzmy na nauczycieli. Skoro gubernator może zarabiać miliony, nauczycielom zapewne także nie brakuje środków do życia. Niestety, nie ma szybkiej i pro­stej odpowiedzi na pytanie, ile zarabia rosyjski nauczyciel. Na pensje tej grupy zawodowej składają się cztery składniki: część bazowa, dodatek motywacyjny (ustalany przez radę szkoły na podstawie rezultatów pracy), rekompensata (która może być naliczana na przykład za pracę z młodzieżą z niepełnosprawnościami lub w ramach dopłaty do kosztów życia), a w końcu – premie uznaniowe. Bywa jednak tak, że część wspomnianych dodatków i dopłat nie jest wypłacana. Pro­blemy zaczęły się w latach 2013–2014. Wsiewołod Łuchowic­ki ze związku zawodowego nauczycieli opowiada o jednej z typowych sytuacji wynikających z „oszczędności” operatorów budżetu centralnego. Dopłaty za udział nauczycieli w egzaminach państwowych powinny być rozliczane z osobnej puli – tymczasem koszt tych dopłat przerzuca się bezpośrednio na szkoły, co zmusza je do cięcia wydatków na premie i dodatki motywacyjne dla nauczycieli. Oficjalnie rosyjski nauczyciel w 2022 roku zarobił średnio trzydzieści dwa tysiące sześćset rubli netto miesięcznie, czyli około 1750 złotych. Tu także jednak pojawiają się różnice – i to ogromne. W obwodzie obejmującym peryferyjny subarktyczny Półwysep Jamalski nauczyciel zarobi średnio siedemdziesiąt pięć tysięcy rubli, w kaukas­kiej Inguszetii zaś – siedem­naście tysięcy. Tak, ta ostatnia kwota to nieco mniej niż tysiąc złotych. Oczywiście bezpośrednie przeliczenie na złotówki nie daje właściwego obrazu. Po pierwsze – kursy walut ciągle się zmieniają, po drugie – ceny w Rosji są inne niż w Polsce.

Przeliczanie wypłaty nauczyciela z Inguszetii na zegarki Dmitrija Pies­kowa nie ma sensu. Równie dobrze możemy próbować podzielić Słońce przez ziarenko pias­ku. Jeśli jednak spojrzymy na ceny w Inguszetii, stwierdzimy, że statystyczny pedagog będzie musiał wydać na wynajem mieszkania, opłaty komunalne i internet przynajmniej trzynaście tysięcy rubli – jeśli oczywiście nie dostał lokum w spadku. Zostają cztery tysiące. Co można za to kupić? Na przykład taki zestaw:

15 bochenków chleba = 525 rubli

5 paczek makaronu (0,5 kilograma) = 290 rubli

5 paczek ryżu (1 kilogram) = 435 rubli

4 opakowania jajek (10 sztuk) = 304 rubli

3 kostki masła = 360 rubli

4 kilogramy piersi kurczaka = 1000 rubli

2 kilogramy pomidorów = 220 rubli

2 kilogramy ogórków = 174 ruble

To razem 3308 rubli. Jeśli w danym miesiącu ktoś będzie musiał kupić nowe buty, to na herbatę, mydło czy pastę do zębów może mu już nie wystarczyć.

Oczywiście Rosjanie, tak jak wszyscy ludzie, którzy są do tego zmuszeni przez życie, potrafią kombinować. Raczej żaden samo­tny nauczyciel z pensją siedemnastu tysięcy rubli netto nie będzie wynajmował mieszkania w pojedynkę – będzie je dzielił z rodzicami, rodzeńs­twem, kolegami. Albo po pro­stu będzie usilnie starał się o żonę. Przy dwóch pensjach, niechby nawet po siedemnaście tysięcy, wydatek trzynastu tysięcy na mieszkanie boli troszkę mniej.

Możemy spojrzeć także na emerytów. To zawsze wrażliwa grupa społeczna. Na wypłaty od państwa mogą liczyć nie tylko ci, którzy pracowali wystarczająco długo i osiągnęli wiek emerytalny, lecz także osoby z niepełnosprawnościami i ludzie, którzy stracili jedynego żywiciela. Sposób obliczania rosyjskiej emerytury nie jest pro­sty. Jej uzys­kanie – w określonej wysokości – wymaga zdobycia specjalnych punktów i zależy od kwot wpłacanych na ubezpieczenie społeczne, a także wpływających na osobiste konto przyszłego świadczeniobiorcy w Funduszu Emerytalnym Federacji Rosyjskiej. W 2022 roku średnia emerytura w Rosji wynosiła 17 328 rubli w przypadku mężczyzny i 16 661 rubli w przypadku kobiety. To wciąż niewiele ponad tysiąc złotych…

Wydaje się, że udało nam się nakreślić pewne ramy. Statystyka ma jednak to do siebie, że jedno­cześnie przed­stawia rzeczywistość i gubi szczegóły – a to właśnie z nich zbudowane jest prawdziwe życie. Dlatego teraz jak wnikliwi entomolodzy kucniemy przy krzaku i przyjrzymy się temu wszystkiemu bliżej.

Rosstat (Federalna Służba Statystyki Państwowej, ros. Fiedieralnaja Służba Gosudarstwiennoj Statistiki) – organ władzy wykonawczej powołany w celu tworzenia, analizowania i publikowania oficjalnych badań i statystyk dotyczących między innymi sytuacji demograficznej, społecznej i gospodarczej Rosji. Przygotowuje opracowania na użytek (a czasem na zlecenie) zarówno naj­wyższych władz kraju i instytucji państwowych, jak i mediów (krajowych i zagranicznych).

Kurs rubla pozostaje chwiejny. Gdy pisałem tę książkę był zupełnie inny, niż gdy Państwo ją czytacie. Dlatego kwoty w złotówkach należy traktować bardzo orientacyjnie.

J. Winogradowa, T. Cwirowa, _Rosstat po-nowomu izmierił nierawienstwo dochodow w stranie. Kak na raznyje gruppy nasielenija powlijał krizis_, https://www.rbc.ru/economics/13/10/2022/63453c3d9a79470c2cdf05ca, dostęp: 10.07.2023.

_Stoimost_ʹ _czasow Pies­kowa w rublach priewratili w indieks ekonomiki Rossii_, https://medialeaks.ru/1008yut_watch, dostęp: 10.07.2023.

Gusiew Aleksandr Wiktorowicz, https://rupep.org/ru/person/4426, dostęp: 10.07.2023.

_Itogi fiedieralnogo statisticzes­kogo nabludienija w sfierie opłaty truda otdielnych katiegorij rabotnikow socyalnoj sfiery i nauki za janwar_ʹ_–sientiabr_ʹ _2022 goda_, https://rosstat.gov.ru/storage/mediabank/itog-monitor_03-2022.htm, dostęp: 10.07.2023.

_Ceny w Riespublikie Inguszetija_, https://bdex.ru/price/respublika-ingushetiya, dostęp: 10.07.2023.Rozdział 1

DLACZEGO ROSJANIN MARZY O WYSOKIM PŁOCIE?

Ogrodzenia, mury i płoty nie są nowymi wynalazkami. Pojawiły się tysiące lat temu, kiedy ludzie zaczęli pro­wadzić osiadły tryb życia i dzielić ziemię na małe kawałki należące do konkretnych osób. Dziś znajdziemy je na każdej szerokości geo­graficznej, rozumiemy jednak, że na świecie istnieje wiele różnych kultur, które mają bardzo różne podejście do kwestii płotu.

Bez większego pro­blemu możemy znaleźć amerykań­skie przed­mieścia, na których nie ma żadnych fizycznych barier ani pomiędzy domami, ani od frontu. Instynktownie odbieramy to jako przejaw otwartości i braku obaw. Nikt niczego nie ukrywa i niczego się nie boi. Możemy też jednak spojrzeć na południowoafrykań­ski Johannesburg, w którym na szczytach niebotycznych murów nierzadko jeży się drut kolczasty, kojarzący się w Polsce z więzieniem albo z jedno­stką wojskową. Rozumiemy, że ta różnica wynika bezpośrednio z warunków, w jakich żyją ludzie. Gdyby w spokojnej dzielnicy Memphis Frayser, w stanie Tennessee, działy się takie same rzeczy jak w Republice Południowej Afryki, zmagającej się z brutalną przestępczością, to również tam błys­kawicznie zaczęłyby rosnąć płoty.

Jakie warunki sprawiły, że Rosjanie lubią nie tylko odgradzać się płotami, lecz także się nimi zasłaniać? Na rosyjskich wsiach można zobaczyć rozmaite ich rodzaje. Zdarzają się zwykłe metalowe siatki, często widujemy jednak blaszane lub drewniane ogrodzenia, które zarówno utrudniają dostęp do posesji, jak i ją zasłaniają.

Tam, gdzie dominuje architektura drewniana, wiele płotów zbija się z desek. W obwodzie mos­kiewskim obywatele wybierają ogrodzenia z blachy falistej, a pozostałością czasów radziec­kich są płyty ogrodzeniowe PO-2, znane jako ogrodzenia Lachmana. To betonowe przegrody z charakterystycznym wzorem stworzone w latach 70. XX wieku. Ciekawostką jest, że Borys Lachman, pro­jektant owych paneli, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. W ojczyźnie pozostawił po sobie wyjątkowo mało estetyczną spuściznę szarych ogrodzeń. Zresztą Rosjanie pro­dukują ogrodzenia PO-2 do dziś. Na stronie firmy Żeleznobetoninwiest z Rostowa nad Donem znajdziemy informację, że jedna płyta ogrodzeniowa kosztuje od pięciu tysięcy ośmiuset rubli wzwyż. Zamiłowanie do płotów naj­lepiej widać tam, gdzie są pieniądze. Ogrodzenia oddzielające dacze zamożnych urzędników i biznesmenów od reszty Rosji, są zwykle wysokie i niemal zawsze zasłaniają to, co znajduje się na posesji. Z czego wynika ten fenomen? Zacznijmy od czasów dawnych. Potoczne słowo „kreml” (ros. _krieml_) oznacza ufortyfikowany gród – siedzibę władcy. Dziś, pisane dużą literą, jedno­znacznie kojarzy się z Moskwą i praktycznie stanowi synonim rosyjskich władz centralnych. To oczywiście trafne skojarzenie, warto jednak wiedzieć, że do dziś na terenie Rosji zachowało się piętnaście historycznych kremlów w owym pierwotnym znaczeniu. Każdy z nich był niegdyś regionalnym ośrodkiem władzy, a jedno­cześnie dużą przestrzenią, wyraźnie wyodrębnioną i odgrodzoną od reszty świata systemem obwarowań.

To były te miejsca, na murach których zatrzymywano wrogów – a do początków XVII wieku najazdy na Wielkie Księstwo Mos­kiewskie, Carstwo Rosyjskie i samą Moskwę nie należały do rzadkości. Później wojny rzadziej docierały do serca państwa, ale nie zniknęły całkowicie. W maju 2023 roku doszło przecież do eksplozji dronów nad jednym z kremlowskich pałaców.

Mury kremlów oddzielały Rusinów od Połowców i Tatarów, od wilków i niedźwiedzi, ale także od przytłaczających, pustych i dzikich przestrzeni Eurazji. Pomagały ludziom poczuć się bezpiecznie, a władcom – zaznaczyć ich władzę nad ogromnym obszarem, bronić posiadanych ziem i kontrolować poddanych.

Większość kultur przez dużą część swojego istnienia trwała w stanie permanentnego zagrożenia, dlatego mury kojarzyły im się pozytywnie. W przypadku Rosjan chodziło jednak także o przytłaczający ogrom świata, w którym przyszło im żyć – mury pomagały tę przestrzeń okiełznać i uporządkować, stworzyć wysepki zrozumiałej cywilizacji na ogromnych, nieznanych pustkowiach. Jedno­cześnie pozwalały odgrodzić się i odróżnić od ludów koczowniczych, które stanowiły zagrożenie dla wschodnich Słowian i które miały unikatowe sposoby na oswojenie ogromnych przestrzeni. Nawet dziś, kiedy liczba ludności Rosji potężnie urosła, w europejskiej części państwa gęstość zaludnienia jest pięć razy mniejsza niż we Francji i ponad dwanaście razy mniejsza niż w Wielkiej Brytanii. Na wschód od Uralu wskaźniki te są znacznie niższe. Rosjanin od zawsze miał do sąsiadów dalej niż Europejczyk, otaczało go więcej dziczy, więcej ciemności, więcej nieznanego.

Oczywiście takie atawistyczne przyczyny nie mogą odpowiadać na wszystkie pytania – i nie odpowiadają. Niemniej stanowią ważny fundament rozważań. Na tę bazę nakładają się kolejne warstwy, jak choćby charakter ewolucji państwa. Rosja pod wieloma względami rozwijała się inaczej niż duża część Europy, zwłaszcza w kwestii rozumienia prawa własności i definiowania roli tak zwanego kolektywu.

Z przyczyn wymienionych wyżej życie w Wielkim Księstwie Mos­kiewskim było trudne. Surowy klimat i znaczne odległości między ludzkimi sadybami sprawiały, że współ­praca nie była jedynie korzystna – stanowiła wręcz podstawę przetrwania. Co więcej, same warunki naturalne utrudniały przeprowadzkę (na przykład w razie konfliktu z sąsiadami), a późniejsze uwarunkowania polityczne wprost ograniczały dużej części populacji przemieszczanie się zgodnie ze swoją wolą, a potem wręcz tego zabraniały.

To sprawiło, że ogromna wiejska część społeczeństwa żyła w tak zwanych wspólnotach wiejskich (ros. _sielskaja obszczina_, od słowa _obszczij_, czyli „wspólny”). Opisy tego stylu życia pojawiają się już w pracach barona Augusta von Haxthausena, który w 1843 roku przybył przez Rygę i Petersburg do Moskwy, skąd wyruszył na szeroko zakrojoną wyprawę badawczą na rosyjskiej pro­wincji – odwiedził między innymi Jarosław, tereny nadwołżań­skie (w tym Niżny Nowogród, Kazań i Saratów), podnóża Kaukazu, Krym i Odessę, by po półrocznej peregrynacji wrócić do stolicy przez Kijów, Woroneż i Tułę.

Ta długa i niełatwa podróż pozwoliła von Haxthausenowi poczynić wiele obserwacji dotyczących życia rosyjskiego chłopstwa. Przede wszystkim stwierdził on jednak, że w imperium wciąż funkcjonuje pierwotny model wspólnoty wiejskiej – w Niemczech wówczas już historyczny, nieobecny od stuleci. Haxthausen pisał, że władza starosty nad wiejską wspólnotą jest równa władzy imperatora nad państwem, i w takiej strukturze społecznej dopatrywał się źródła wewnętrznej stabilności Rosji, ówcześnie odstającej od reszty kontynentu, na którym ferment społeczny nie dawał spokoju lokalnym władcom.

Możemy się zgodzić z jego refleksją. Podobnie jak dziś rosyjskie społeczeństwo było wtedy politycznie bierne, co opóźniało przemiany. Wówczas niektórym mogło się wydawać, że to daje państwu rosyjskiemu przewagę nad zachodnimi partnerami. Dziś jednak widzimy, że ten czynnik hamował rozwój Rosji. Być może byłoby dla niej lepiej, gdyby w tamtych czasach obywatele wywierali wewnętrzny nacisk na reformy społeczne.

Wróćmy jednak do wspólnoty wiejskiej. Aleksandr Hercen – pisarz, myśliciel i polityk rewolucyjno-demokratyczny – dodał do obserwacji niemiec­kiego barona element metafizyczny, co zresztą nie jest niczym nietypowym dla rosyjskich myślicieli: „W pełni podzielam zdanie Haxthausena, ale myś­lę, że wspólnota wiejska to jeszcze nie wszystko w Rosji. Haxthausen rzeczywiście wyłapał dającą życie regułę rus­kiego ludu. Wydaje mi się jednak, że w rosyjskim życiu jest coś wyższego niż wspólnota i coś silniejszego niż władza. To »coś« trudno określić słowami i jeszcze trudniej wskazać palcem. Mówię o tej wewnętrznej, nie w pełni świadomej siebie sile, która tak cudotwórczo wspierała rus­ki naród pod jarzmem mongolskich ord i niemiec­kiej biurokracji, pod wschodnim knutem Tatarzyna i pod zachodnią rózgą kaprala”.

Przekonanie o istnieniu „zagadkowej rosyjskiej duszy” jest oczywiście kuszącą koncepcją, obawiam się jednak, że może to być ślepy zaułek pełen dymu i luster. Podążanie tą drogą nie pomoże nam pojąć współ­czesnej Rosji.

Jeszcze w XIX wieku pojawiły się głosy przeczące wyjątkowości rosyjskiej wspólnoty. Aleksandr Miertwago odwiedził Francję i w ramach dys­kusji na temat rosyjskiego sposobu życia napisał: „Ale przecież tutaj także wieś nazywa się »_la commune_«, czyli wspólnota, i dzięki temu mają tutaj most, szosę, publiczne szkoły, poza tym nikt nie traci bezsensownie czasu na pieczenie chleba każdy sam dla siebie i szykowanie posiłków każdy dla siebie, bo wszystko to robią ludzie, którzy specjalnie się tym zajmują”.

Czym więc różniła się rosyjska _obszczina_ od francus­kiej _la commune_? Odmienności doszukiwałbym się przede wszystkim w otoczeniu i warunkach życia. Wspólnotowy charakter rosyjskiej wsi wydaje się raczej pewną koniecznością niż upodobaniem. Rosjanie zawsze chcieli żyć zbiorowo. Wskazuje na to wiele zjawisk, które znamy z historii. Pierwszym z nich jest kozac­two. Kojarzone w Polsce głównie z Dzikimi Polami w Ukrainie, było fenomenem dobrze znanym na rozległych obszarach rosyjskiego imperium. Te społeczności formowały się głównie na dzikich ziemiach pogranicza – nad Wołgą i Donem, na Uralu, w dorzeczu Kubania i jeszcze w kilku miejscach. Kozacy byli niczym lustrzane odbicie konwencjonalnego rus­kiego społeczeństwa. Ci żywiołowi, wolni, nieposłuszni uciekinierzy z innych terenów carskiej Rosji z czasem stali się narzędziem w ręku państwa, mimo że byli owocem chłopskiego buntu nie tylko przeciwko państwu, lecz także władzy wiejskiego starosty.

Przez pokolenia rosyjscy chłopi szukali wolności od państwa i wspólnoty. Ruszali w dalekie pochody na Syberię w poszukiwaniu futer, a od XIX wieku – złota. Jeszcze w czasach obowiązywania w Rosji pańszczyzny wielu chłopów organizowało własne przed­siębiorstwa i szukało możliwości wzbogacenia się. Kilka takich przypadków zapisało się w historii jako opowieści w stylu amerykań­skiego mitu „od pucybuta do milionera”. Sawa Morozow zaczynał jako pastuch. Pożyczył pieniądze od swojego właściciela, a później się ożenił i zaczął pro­dukować w domu barwione płótno i sprzedawać je w Moskwie metodą obwoźną. Jego interesy poszły tak dobrze, że mógł wykupić siebie i syna z niewoli i założyć prawdziwą przemysłową dynastię. Nikita Antufjew za czasów Piotra I przeszedł drogę od pracownika ówczesnych zakładów zbrojeniowych w Tule do założyciela arystokratycznej dynastii Demidowów – bo takie nazwis­ko przyjęła rodzina. Kamieniarz Piotr Gubonin zarobił przy budowie drogi brzes­kiej, soboru Isakijewskiego i nabrzeży rzeki Moskwy wystarczająco dużo, żeby nie tylko kupić sobie wolność, lecz także założyć przed­siębiorstwo, które z czasem rozrosło się na tyle, by w 1866 roku otrzymać zlecenie budowy odcinka kolei między Orłem a Witebskiem o długo­ści czterystu osiemdziesięciu ośmiu wiorst.

Kiedy tylko Lenin ogłosił NEP, czyli Nową Ekonomiczną Politykę, Rosjanie w kilka lat postawili na nogi gospodarkę kraju, zrujnowaną przez wojny światową i domową. Tworzyli setki niewielkich przed­siębiorstw oraz zarabiali pieniądze. NEP miała wpływ także na rosyjskie chłopstwo. To właśnie w czasach „leninowskiego kapitalizmu” wzbogacili się ludzie, których Stalin zwalczał później w ramach kampanii rozkułaczania.

Po rewolucji październikowej, a szczególnie po rozpoczęciu industrializacji, życie we wspólnocie stało się niemalże rosyjską ideologią państwową. W wymiarze praktycznym przejawiało się to na wiele różnych sposobów i kształtowało codzienność przede wszystkim mas pozbawionych partyjnych przywilejów. Rosjanin pracował w kolektywie, przemieszczał się komunikacją zbiorową, jadał w stołówkach, a przede wszystkim mieszkał w komunałce albo w baraku.

Po wojnie domowej Rosja szybko się industrializowała, a po wojennej zapaści demograficznej rosła liczba ludności. Pro­blem deficytu powierzchni mieszkaniowej w miastach był poważny. Duże mieszczań­skie lokale dzielono na pokoje, pokoje zaś – na kąty. W kamienicznych mieszkaniach gnieździło się często po kilka rodzin. Dzieliły one jedną kuchnię i jedną toaletę, o ile taka była, często bowiem lokatorzy mieli do dyspozycji jedynie wspólny szalet na klatce schodowej lub na podwórku – tak właśnie wyglądało życie w komunałkach.

Zresztą w Rosji nie było to zjawis­ko całkiem nowe. W XIX wieku zdarzało się, że grupka miejskich pro­letariuszy wynajmowała razem jedną kwaterę, czasem na zamieszkanie pospołu decydowało się także kilka ubogich rodzin. W Petersburgu w 1915 roku w jednym mieszkaniu żyło średnio niemal dziewięć osób. Według radziec­kich danych w miastach imperium rosyjskiego w 1913 roku na jednego mieszkańca przypadało statystycznie 6,3 metra kwadratowego powierzchni.

Po wojnach, w 1923 roku, ubyło zarówno przestrzeni, jak i ludzi. W efekcie spadła również liczba metrów kwadratowych na człowieka – do równych sześciu. Minęły trzy lata i warunki jeszcze się pogorszyły, bo średnia w miastach sięgała już tylko 5,4 metra kwadratowego na osobę. W 1940 roku ta wartość wyniosła jedynie 5,3 metra kwadratowego. Państwo, które budowało setki fabryk, dziesiątki elektrowni i tysiące czołgów, nie troszczyło się o wznoszenie domów mieszkalnych. Ta sytuacja znalazła odbicie w literaturze. Michaił Zoszczenko barwnie i humorystycznie opisywał absurdy życia we wczesnych latach istnienia Związku Radziec­kiego:

– Rozwiodłem się. Ożeniłem się z drugą. Potem z trzecią. Potem z czwartą. I zawsze spałem dos­konale. A jak siostra przyjechała ze wsi i wprowadziła się do mojego pokoju razem z dziećmi, tak przestałem spać. Innym razem: z dyżuru wrócisz, kładziesz się spać, nie zasypiasz. Dzieciaki biegają, śmieją się, ciągną za nosy. Nie mogę zasnąć.

– Pozwólcie – mówi lekarz. – Tak wam przeszkadzają spać?

– I przeszkadzają, oczywiście, i nie mogę spać. Pokój nieduży, przechodni. Pracujesz dużo. Męczysz się. Wyżywienie mimo wszystko średnie. Kładziesz się, nie możesz spać…

– A jeśli jest cicho? Jeśli, dajmy na to, w pokoju jest cicho?

– Też nie mogę spać. Siostra na święta wyjechała do Gatczyny z dziećmi. Zacząłem zasypiać, a sąsiadka niesie popielnik z węgielkami. Potyka się i sypie je na mnie. Chce mi się spać, ale czuję, że nie mogę zasnąć: kołdra się tli. A obok grają na mandolinie. A mnie się nogi palą…

– Słuchajcie – mówi lekarz – po jakiego czorta wy do mnie przyszliście? Ubierajcie się. No dobrze, niech będzie, dam wam pigułki.

Oczywiście z jednej strony sytuacja jest komiczna. Do lekarza zgłasza się człowiek, który cierpi na bezsenność, choć nie z powodów zdrowotnych. Z drugiej strony sytuacja jest smutna. Człowiek ma pro­blemy mieszkaniowe – razem z siostrą i jej dziećmi mieszka w przechodnim pokoju z obcymi ludźmi. Wyobrażacie sobie, że próbujecie spać, a sąsiad przechodzi obok waszego łóżka z tlącymi się węgielkami?

Wpływ pro­blemów lokalowych na ludzką kondycję wyraził „ustami diabła” inny pisarz, Bułhakow, urodzony w guberni kijowskiej: „Ludzie jak ludzie. Kochają pieniądze, ale przecież tak zawsze było… Ludzkość kocha pieniądze, z czegokolwiek by były zrobione: skóry, papieru, brązu albo złota. No, lekkomyślni… no cóż… zwykli ludzie… ogólnie przypominają poprzednich… pro­blemy mieszkaniowe tylko ich popsuły…”.

Woland w powieści _Mistrz i Małgorzata_ odwiedził Moskwę w ponurych czasach – w epoce czystek i terroru. Tyle że nie był to jedynie terror aparatu państwowego, choć sam w sobie jest wystarczająco straszny. Były to także czasy, w których zalęknieni i zaszczuci ludzie – czasem z chęci zemsty, czasem dla krótkiego zadowolenia, które daje władza, czasem po pro­stu ze strachu – masowo donosili na siebie nawzajem i na różne inne sposoby spychali się z ostrza noża, po którym wszyscy jedno­cześnie biegli. Bułhakowowski diabeł sugeruje, że w gruncie rzeczy nie różnią się oni od tych, którzy żyli przed nimi i w innych miejscach. Jedynie trudne warunki zmieniły ich w chciwych, strachliwych i często bezdusznych oportunistów. Ludzie wegetujący w mieszkaniach komunalnych, drewnianych barakach i hotelach robotniczych byli pozbawieni wielu wygód, a także jednej z podstawowych potrzeb każdego człowieka – prywatności. Oczywiście nie możemy nazwać jej potrzebą naj­ważniejszą, ale to jednak ważny trop, który doprowadzi nas do ciekawych wnios­ków.

Miejskie życie zaczęło się zmieniać dopiero po śmierci Stalina. Już tydzień po jego pogrzebie Gieorgij Malenkow na posiedzeniu Rady Najwyższej ZSRR wezwał do rozszerzenia pro­gramów budowy domów mieszkalnych. W listopadzie 1954 roku Centralny Komitet Partii przyjął postanowienie numer 1871 „O usunięciu przesady w pro­jektowaniu i budownic­twie”. Przytoczmy jej fragment: „Wielu architektów, dając się ponieść przywiązaniu do pokazowej strony pro­jektu, zajmują się głównie ozdobieniem fasad i nie pracuje nad ulepszeniem wewnętrznego planu i wyposażenia domów mieszkalnych i mieszkań, lekceważą konieczność stworzenia wygód dla ludności i wymagania gospodarki i normalnej eksploatacji budynku”. Mam nadzieję, że w przekładzie udało mi się oddać bełkotliwą retorykę oficjalnych radziec­kich dokumentów. W tłumaczeniu na zrozumiały język: budujemy ładne domy, w których źle się mieszka.

Te wnios­ki i nagląca potrzeba poprawy warunków bytowych (w 1950 roku mieszkaniec miasta wciąż mógł liczyć średnio na ledwie 5,4 metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej) doprowadziły do wdrożenia pro­gramu masowej budowy tanich i niewyszukanych bloków mieszkalnych. Od nazwis­ka następcy Stalina nazwano je chruszczowkami. Od połowy lat 50. XX wieku Rosjanie powoli mogli zacząć przenosić się do bloków.

Co rozumiem przez „powoli”? Według oficjalnych danych w 2010 roku w petersburskich komunałkach wciąż żyły prawie dwieście trzy tysiące rodzin, czyli około czterystu pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Co więcej, nie wydaje się, żeby w XXI wieku ten pro­blem znikał, choć w analizie dynamiki zmian przeszkadza skomplikowany status prawny tego typu mieszkań.

W chruszczowkach oczywiście żyło się lepiej. Rodzina posiadała mieszkanie na wyłączność, miała własne drzwi wejściowe, swoje łazienkę i kuchnię. Nie dziwi zatem, że był to obiekt marzeń. W końcu nikt przypadkowy nie wysypywał tlących się węgielków na kołdrę, a dźwięk mandoliny dobiegał co naj­wyżej zza ściany.

Jedno­cześnie mówimy o mieszkaniach, które przede wszystkim miały powstawać szybko, masowo i tanio. Ówczesne kierownic­two ZSRR do budowy lokali dla ludności podchodziło jak do gaszenia pożaru – co zresztą nie dziwi, bo pro­blem faktycznie był palący. Bloki budowane wówczas miały być chwilowym rozwiązaniem. Jak jednak wiemy, nic nie jest tak trwałe jak prowizorki.

Mieszkania w chruszczowkach miały wiele wad. Były małe, składały się z klaustrofobicznych pomieszczeń. Większość budynków nie miała wind, klatki schodowe były ciasne, a stropy nis­kie (standardowo 2,48 metra). Bywało, że ściany stawiane w pośpiechu pękały, często pojawiały się na nich wilgoć i pleśń. W teorii mieszkańcy bloków, pomimo tych niedostatków, powinni w końcu cieszyć się prywatnością. I do pewnego stopnia tak właśnie było, jednakże niemały pro­blem stwarzały cienkie ściany, przez które dało się usłyszeć wiele z tego, co działo się w mieszkaniach obok. Dywany na ścianach, z których często śmieją się polscy internauci, pełniły wiele funkcji i stanowiły część tradycji. Zwyczaj wieszania dywanów był stary i wynikał z kontaktów imperium rosyjskiego z państwem osmań­skim, Persją i chanatami. Egzotyczny dywan ozdabiał mieszkanie i świadczył o bogac­twie gospodarza, co miało znaczenie także w czasach radziec­kich bloków. Jedno­cześnie pozwalał choć trochę wygłuszyć ścianę, a także ograniczyć przenikanie dźwięków od sąsiadów i w drugą stronę.

Rzeczywistość na wsiach wyglądała oczywiście inaczej niż w miastach. Na pro­wincji nie było ani komunałek, ani – przez długi czas – chruszczowek. Co więcej, w czasach stalinowskich na wsi praktycznie nie było swobody przemieszczania się. Dobrze wiemy, że w niewielkich skupis­kach prywatność, nawet gdy możemy sobie pozwolić na płot i zazdrostki w oknach, bywa pojęciem fikcyjnym. Ludzie wiedzą o sobie wiele, a jeśli czegoś nie wiedzą, to sobie to dopowiedzą. A to również, w połączeniu z brakiem możliwości przeprowadzki i koniecznością kolektywnej pracy w kołchozie, mogło tworzyć deficyt prywatności.

W drugiej połowie XX wieku pro­gramy budownic­twa mieszkaniowego zaczęto wdrażać także na wsi. W czasów Chruszczowa niektórzy mieszkańcy radziec­kich _obszczin_ zaczęli przenosić się do niewielkich wielo­rodzinnych domów typu miejskiego. Miejscowości, w których realizowano owe inwestycje, było jednak stosunkowo mało, ponadto były one niewielkie i wciąż panowały w nich „wiejskie zasady” przepływu informacji.

Na razie mówimy głównie o sytuacji mieszkaniowej. Prywatność – a raczej jej brak – nie kończy się jednak tam, gdzie jesteśmy zameldowani. Duża część życia toczyła się w takich miejscach jak koszary, akademiki, więzienia czy hotele pracownicze dla robotników wachtowych. Całe pokolenia obywateli radziec­kich mają wspomnienia z życia na kupie.

Czasem brak prywatności dotyczył także tego jedynego miejsca na świecie, w którym wydaje nam się ona bezwarunkowa: toalety. W przypadku starych miejskich domów i komunałek sprawa jest dość jasna – ubikacje dzieliło się z innymi ludźmi, co wymuszało pewien pośpiech i zabierało poczucie, że ta przestrzeń faktycznie jest nasza. Znacznie gorzej było w szkołach, jedno­stkach wojskowych i fabrykach.

W wielu takich miejscach funkcjonowały toalety kucane, w Sojuzie nazywane czasem „genueń­ską czaszą” (ros. czasza „Gienuja _”_), co brzmi o wiele bardziej dostojnie niż większość lepiej znanych określeń. Toalety kucane same w sobie nie są zbyt kłopotliwe w użyciu. Co więcej, są tańsze, bardziej higieniczne i wymuszają bardziej naturalną pozycję podczas oddawaniu długu naturze. Może być ona oczywiście niewygodna i męcząca dla osób starszych czy z niepełnosprawnościami, ale przy odpowiedniej technice korzystanie z takiej toalety nie męczy ponad miarę.

Główną niedogodnością owych współ­dzielonych toalet – zakładowych, szkolnych i innych zbiorowych – było to, że często pomiędzy kolejnymi dziurami w podłodze, zgrupowanymi w rzędzie, nie umieszczano żadnych przesłon, choćby symbolicznych. A jeśli nawet się pojawiały, nie można było być pewnym, że do kompletu do nich znajdzie się także drzwi. W rosyjskim internecie znajdziemy wiele wypowiedzi, z których wynika, że takie toalety były obecne w Rosji nie tylko w latach 90. XX wieku, lecz także nawet w XXI wieku. Korzystałem z podobnych w Chinach i muszę przyznać, że to doświadczenie odzierające z godności, ale do zniesienia, jeśli obok przechodzą przypadkowi ludzie, z którymi nigdy więcej się nie spotkam.

_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_

_Zabor PO-2_, https://zaborkin.ru/catalog/zabor/po-2, dostęp: 10.07.2023.

L. Ałajew, _Russkaja sielskaja obszczina_, https://postnauka.ru/video/89879, dostęp: 10.07.2023.

A. W. Tutorskij, _K woprosu ob obszczinnosti russkich kriestjan_, „Trudy Istoriczes­kogo Fakultieta MGU”, 2012, Wyp. 57, No. 22, s. 270–279, http://www.hist.msu.ru/Departments/Ethn/Staff/k_voprosu_ob_obshcine.pdf, dostęp: 10.07.2023.

A. I. Giercen, _Sobranije soczinienij w 30 tomach_, t. 6, Izd-wo AN SSSR 1955, s. 200–203, 204–206, 220, http://xix-vek.ru/material/item/f00/s00/z0000003/st083.shtml, dostęp: 10.07.2023.

A. Miertwago, _Razrabotka pustoszej wo Francyi i u nas_.

W. B. Kuzniecow, A. N. Korszunownitu, _Istorija zołotodobyczi w Rossii: Lew Iwanowicz Brusnicyn_, „Gornaja Pro­myszlennostʹ”, 2022, nr 3, s. 132–139, https://mining-media.ru/ru/article/newtech/17414-istoriya-zolotodobychi-v-rossii-lev-ivanovich-brusnitsyn, dostęp: 10.07.2023.

M. Zoszczenko, _Sobranije soczinienij w siemi tomach_, t. 4: _Licznaja żyzn_ʹ, Moskwa: Wriemia, 2008, https://traumlibrary.ru/book/zoschenko-ss07-04/zoschenko-ss07-04.html#s003, dostęp: 10.07.2023.

M Bułgakow, _Mastier i Margarita_, Sankt­-Pietierburg: Azbuka, 2000.

_Postanowlenije Centralnogo Komitieta KPSS i Sowieta Ministrow SSSR ot a nojabria 1955 goda_№_1871_ https://ru.wikisource.org/wiki/Постановление_Центрального_Комитета_КПСС_и_Совета_Министров_СССР_от_4_ноября_1955_года_№_1871, dostęp: 10.07.2023.

D. Sinoczkin,_Kommunalnyj tupik_, https://nsp.ru/25978-kommunalnyi-tupik, dostęp: 10.07.2023.

D. I. Insafowicz, _Iz istorii razwitija żyliszcznogo stroitielstwa w kołchozach i sowchozach Baszkirskoj ASSR w 1965–1985 gg_, „Wiestnik Nauki i Obrazowanija”, 2016, nr 3, s. 25–31, https://cyberleninka.ru/article/n/iz-istorii-razvitiya-zhilischnogo-stroitelstva-v-kolhozah-i-sovhozah-bashkirskoy-assr-v-1965-1985-gg/viewer, dostęp: 10.07.2023.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: