Rosyjski temperament - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Rosyjski temperament - ebook
Rosyjski biznesmen Aleksy Dmitriev od lat dążył do tego, by odegrać się na Victorze Van Eychu. Przejął jego firmę, a teraz chce uwieść jego kochankę Clair. Obiecuje wesprzeć finansowo jej fundację, jeśli ona spędzi z nim noc. Jadą na weekend do Paryża…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1899-3 |
Rozmiar pliku: | 625 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
„Chciałbym zawsze budzić się obok ciebie”.
Clair Daniels poczuła ukłucie w sercu. Czy ona też kiedyś dostanie od kogoś równie romantyczny liścik? Szybko jednak przypomniała sobie burzliwe przejścia Abby, której miłosne wzloty i upadki powinny służyć za ostrzeżenie każdej młodej kobiecie. Niezależność była o wiele bezpieczniejsza i mimo samotności, którą ze sobą niosła, o wiele mniej bolesna. Clair i tak doświadczyła wystarczająco dużo cierpienia po niedawnej stracie jedynego przyjaciela i mentora. Stłumiła w zarodku nieprzyjemne ukłucie zazdrości i uśmiechnęła się do koleżanki wstawiającej do wazonu ogromny bukiet egzotycznych kwiatów.
– Cudownie. Kiedy ślub, w przyszły weekend? – zapytała.
Abby, recepcjonistka, rozpromieniła się i kiwnęła potakująco głową.
– Przyjdziesz? Z osobą towarzyszącą oczywiście.
Widząc wahanie Clair, Abby zaczerwieniła się.
– Zapomniałam, przepraszam.
Clair już miała zaprzeczyć, ale się powstrzymała. Nawet po śmierci Victora Van Eych winna mu była lojalność. Wszyscy w firmie uważali, że sypiała ze swoim szefem. Na początku, kiedy dotarły do niej pierwsze plotki o ich rzekomym związku, chciała się tłumaczyć, ale Victorowi wydawało się schlebiać, że przypisuje mu się romans z o wiele młodszą asystentką. Pozwoliła starszemu panu podbudować swoje ego, ponieważ nigdy nie próbował wykorzystać swojego zwierzchnictwa i okazał jej wiele serca. Dzięki niemu mogła zarobić na utrzymanie i miała własny kąt. Dodatkowo przyznał jej fundusze na stworzenie wymarzonej fundacji. W obliczu takiej hojności plotki i pomówienia nie miały dla Clair większego znaczenia. Ona i Victor znali prawdę. Kiedy nagle zmarł, grunt usunął jej się spod nóg. Na parę tygodni zaszyła się w swojej tajemnej kryjówce i gorączkowo zastanawiała się, jak nie dopuścić do upadku fundacji pomagającej osieroconym dzieciom, której otwarcie zaplanowali z Victorem na następny miesiąc. Poczucie osamotnienia odbierało jej siły. Czy skazana była na samotność? Czy każdy, kogo pozwoli sobie chociaż polubić, wcześniej czy później ją opuści?
Powrót do pracy okazał się trudniejszy, niż się spodziewała. Dopiero co weszła do recepcji, a już czuła na sobie badawcze spojrzenia współpracowników, którzy oceniali jej szanse na pozostanie w firmie, niespodziewanie osieroconej przez Van Eycha. Wszyscy wiedzieli, że dzieci zmarłego właściciela nie tolerowały jego domniemanego związku z młodziutką asystentką. Clair, mistrzyni opanowania i chłodnego dystansu, uniosła wysoko głowę.
– Dziękuję, Abby – odparła.
Na szczęście drzwi windy otworzyły się nagle i zebrani w recepcji pracownicy odwrócili się z zaciekawieniem w stronę wysiadających mężczyzn. Clair podążyła za ich spojrzeniami i zamarła. Grupa elegancko ubranych najeźdźców o kamiennych obliczach wparowała do biura bez słowa. Najwyższy i najpotężniejszy z nich, czarnowłosy i czarnooki, wyglądał niczym wojownik: jego policzek przecinała szeroka szrama biegnąca od prawego kącika ust aż do brwi. Obrzucił zebrane w recepcji kobiety obojętnym, władczym spojrzeniem zdobywcy. Koleżanki rozpierzchły się natychmiast, zostawiając Clair samą. Panika sparaliżowała ją; mogła się jedynie wpatrywać w mroczne oczy mężczyzny i modlić się, żeby nie dostrzegł jej słabości. Zaciekawiony, obrzucił ją oceniającym spojrzeniem, które przenikało przez warstwę biurowego uniformu i zdawało się pieścić jej skórę. Zamiast odwrócić się z pogardą, jak to miała w zwyczaju wobec pożądliwe łypiących na nią kolegów, tkwiła w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, czuła jedynie fale gorąca rozchodzące się po jej ciele pod wpływem wzroku czarnookiego impertynenta. Spojrzał jej prosto w oczy, tak jakby zdecydował, że ocena wypadła pozytywnie. Clair oblała się rumieńcem, wstrząśnięta, sparaliżowana magnetyczną siłą nieznajomego. Brunet odezwał się, a jego głos – niski, miękki, głęboki – brzmiał niczym muzyka. Clair nie zrozumiała go, ale zorientowała się, że jego słowa, choć wyraźnie jej dotyczyły, skierowane były do jednego z mężczyzn. Ruszyli nagle, bez słowa, i znikli w dawnym gabinecie Victora.
– Rosjanie? – Clair odzyskała wreszcie głos i kontrolę nad własnym ciałem.
Abby wychyliła się zza kontuaru i szepnęła konspiracyjnie:
– Przychodzą tu od tygodnia, chociaż tego z blizną wcześniej nie widziałam. Nikt nie wie o co chodzi. Myślałam, że ty nas oświecisz.
– Przecież byłam na urlopie, poza Londynem – przypomniała koleżance. – Przed wyjazdem pan Turner zapewniał mnie, że rodzina Van Eych postanowiła nie sprzedawać firmy, przynajmniej przez jakiś czas. Czy to prawnicy? – Spojrzała w głąb korytarza.
– Niektórzy z nich na pewno. Spotykają się z naszymi od tygodnia.
Clair pokiwała smutno głową. Z odejściem Victora straciła o wiele więcej niż tylko przyjaciela i opiekuna – przyszłość firmy, a więc i jej miejsce zatrudnienia, stanęły pod znakiem zapytania. Panika ścisnęła jej serce. Wstrętny barbarzyńca, pomyślała ze złością o mężczyźnie, który przed chwilą sparaliżował ją jednym spojrzeniem.
– Bardzo mi przykro, Clair – zreflektowała się Abby. – Musi ci być ciężko…
– Nic mi nie jest – przerwała jej Clair. Nie znosiła współczucia, nie zabiegała o sympatię. Otaczała się murem chłodnego dystansu, bo relacje z ludźmi wydawały jej się zbyt skomplikowane i niebezpieczne. Nie potrafiła okazywać uczuć i nie oczekiwała ich od innych. Dlatego udawanie romansu z Victorem wydawało jej się wygodne; tworzyło dystans pomiędzy nią a resztą pracowników. Poza pracą i towarzystwem starszy pan niczego od niej nie żądał. Rosjanin na pewno nie zgodziłby się na taki układ, przyszło jej do głowy. Wyglądał na zdobywcę, który musi mieć wszystko, czego zapragnie. Z takim mężczyzną na pewno by sobie nie poradziła. Clair potrząsnęła głową, zastanawiając się, skąd przyszło jej do głowy, że mógłby chcieć jej. Głupia jestem, skarciła się w myślach. Na szczęście na pewno już o mnie zapomniał!
– Porozmawiam z panem Turnerem i jeśli się czegoś dowiem, dam ci znać – obiecała Abby.
Kiedy jednak dotarła do biura dyrektora zarządzającego, ten pobladł i nie patrząc jej w oczy, powiedział tylko:
– Jesteś proszona do gabinetu Vic… – zająknął się – nowego właściciela – dokończył cicho.
Aleksy Dmitriev postawił kosz obok siebie, zerwał ze ściany pierwszy z wiszących na niej dyplomów i wyrzucił go do śmieci. Nie czuł satysfakcji, przynajmniej nie tak wielkiej, jak się spodziewał. Drań Van Eych nie dożył upadku swojej firmy, uciekł w śmierć, zanim cały jego majątek, zdobyty kosztem ludzi takich jak ojciec Aleksego, wpadł w ręce syna jednej z jego ofiar. Cały majątek, pomyślał z rosnącą satysfakcją, łącznie z młodziutką blond kochanką. Kryształowa statuetka rozprysła się na tysiąc kawałków na dnie kosza. Kobiecy głos przedarł się przez hałas tłuczonego szkła.
– Co pan robi?!
Aleksy podniósł głowę i po raz drugi tego dnia doświadczył dziwnego, elektryzującego przypływu pożądania. Poczuł silne napięcie w podbrzuszu, niemal bolesne podniecenie. W recepcji zauważył jedynie, że miała nieskazitelną, świetlistą cerę, prawie białe, jedwabiście gładkie włosy i lodowate, jasnobłękitne oczy o piorunującej mocy zmrożonej wódki. Teraz, kiedy zdjęła marynarkę, dostrzegł także szczupłe, smukłe ciało o idealnych proporcjach i niewielkich, ale wyraźnie zarysowanych pod cienką bawełną bluzki piersiach. Dlaczego sprzedała to wszystko obleśnemu staruchowi? Gniewem i obrzydzeniem zdusił palące, zaskakująco silne pożądanie. Spojrzał na nią wrogo. Stała z dłońmi zaciśniętymi w pięści i wysoko uniesioną głową, dumna i nieustraszona.
– To pamiątki należące do rodziny.
Aleksy poczuł dreszcz podniecenia. Oto trafiła mu się okazja do konfrontacji, jeśli nie z samym Victorem, to przynajmniej z jego kochanką. Wykrzywił pogardliwe usta i rozkazał:
– Proszę zamknąć drzwi.
Zawahała się, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Ludzie spełniali jego polecenia bez słowa protestu i bez ociągania.
– Wychodząc – uściślił z mściwą satysfakcją. – Wyrzucam wszystkie trofea Victora, włączając w to panią, pani Daniels.
Żachnęła się, ale nic nie powiedziała. Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, jakby nie była pewna, czy mówił poważnie. Upewniwszy się, odwróciła się powoli i zamknęła drzwi. Od środka. Aleksy tryumfował. Nie wyszła, ucieszył się. Oczywiście dlatego, że dawało mu to okazję do kolejnego starcia, tłumaczył sobie. Przecież nie dlatego, że towarzystwo blondynki sprawiało mu przyjemność! Nie interesowały go resztki ze stołu Van Eycha, powtarzał sobie, ale starcie z kobietą, która manipulując mężczyznami, zarabiała na życie, mogło dostarczyć mu odrobiny rozrywki. Zapewne będzie próbowała negocjować, żeby nie stracić źródła dochodu, zgadywał. Z jedną dłonią wciąż na klamce blondynka odwróciła się i zapytała lodowatym tonem:
– Kim pan jest?
Niechętnie, ale musiał przyznać, że podziwiał jej opanowanie. Przynajmniej stanowiła godnego przeciwnika, pomyślał rozbawiony. Ostentacyjnie otrzepał kurz z palców i wyciągnął dłoń.
– Aleksy Dmitriev – przedstawił się.
Znów się zawahała, ale tylko przez chwilę. Uniosła dumnie głowę, odsunęła się od drzwi i uścisnęła jego rękę. Jej dłoń, szczupła i delikatna, była chłodna i gładka. Natychmiast wyobraził sobie jej dotyk na rozpalonej skórze swojego podbrzusza. Nigdy wcześniej nie reagował tak na kobiety, nawet najbardziej atrakcyjne. Seks pozostawał jedynie sposobem na zaspokojenie naturalnego męskiego popędu i rzadko zajmował jego myśli, zwłaszcza w pracy. Jednak tym razem ledwie się powstrzymywał. Opanowała go przemożna chęć, by przycisnąć jej smukłe ciało do ściany i posiąść je. Nawet sposób, w jaki zadrżała, gdy ścisnął jej dłoń, podniecił go, choć nie wierzył w szczerość jej zawstydzenia. W końcu sypiała z mężczyzną, który mógłby być jej ojcem, przypomniał sobie. Jeśli nabrała na swe sztuczki oszusta klasy Van Eycha, musiała być niezłą aktorką. Szkoda, pomyślał z niespodziewanym żalem, że nie znalazłem jej pierwszy. Ogarnęła go absurdalna złość na odwiecznego wroga, który zdołał mu odebrać coś, czego Aleksy pragnął, zanim jeszcze dowiedział się o istnieniu Clair Daniels.
Clair szybko cofnęła dłoń. Dotyk gburowatego Rosjanina palił ją jak ogień. Taka ilość testosteronu i męskiej energii musiała działać na kobietę, zwłaszcza tak niedoświadczoną jak ona. Spłoszona, schowała się głębiej za maską wyniosłej nonszalancji, podpatrzonej u bogatych, rozpieszczonych dzieciaków, które zawsze traktowały ją jak powietrze.
– Na jakiej podstawie zamierza mnie pan wyrzucić z pracy, panie Dmitriev? – zapytała.
– Jakiej pracy? – rzucił.
– Jestem asystentką, podlegam prezesowi. Skoro kupił pan firmę, zakładam, że to pan obejmie teraz to stanowisko?
– Stanowisko wobec pani? – uśmiechnął się drwiąco. – Dziękuję za propozycję, ale nie jestem zainteresowany odpadkami z pańskiego stołu.
– Wypraszam sobie! – Opanowała się na tyle, żeby nie krzyknąć. – Pana sugestie są nie na miejscu.
– Czyżby? Na czym więc polega pani praca? – Złośliwy uśmieszek nie schodził z ust Aleksego. Clair musiała dołożyć wszelkich starań, żeby nie pozwolić mu się zranić. Jego zdanie o jej moralności nie miało żadnego znaczenia, liczyło się jedynie utrzymanie pracy i znalezienie sposobu na uratowanie fundacji, powtarzała sobie w myślach.
– Zajmuję się specjalnymi projektami…
Przerwał jej pogardliwym parsknięciem. Serce Clair zamarło, przed oczami stanął jej stary, zniszczony budynek sierocińca i twarze ludzi, którzy liczyli na jej pomoc.
– Zamierza pan zlikwidować całą firmę? – zapytała z rosnącym uczuciem paniki.
– To poufne informacje – odpowiedział z kamienną twarzą.
– Nie może pan wszystkich wyrzucić, odprawy kosztowałyby pana majątek – nie poddawała się.
– Ale mogę zwolnić panią – zapewnił ją ze stoickim spokojem.
– Na jakiej podstawie?
– Niestawienia się do pracy przez ostatnie dwa tygodnie.
– Ten urlop miałam zaplanowany na długo przed śmiercią pana Van Eycha. – Nie dodała, że rodzina Victora praktycznie zmusiła ją do zrealizowania zaplanowanego urlopu, dając jej do zrozumienia, że jej obecność na pogrzebie i w firmie nie jest pożądana. Nikt, absolutnie nikt z jej kolegów i przełożonych nie wstawił się za nią. Spędziła więc dwa tygodnie w swoim dawnym domu, podupadającym sierocińcu, ciężko pracując przy sprzątaniu i renowacjach, cały czas szukając sposobu na sfinansowanie gruntownego remontu, który obiecał jej Van Eych.
– Pracuję tu od ponad trzech lat. Dyrektor Turner zapewnił mnie, że gdy wrócę z urlopu, znajdzie dla mnie nowe stanowisko.
– Dyrektor Turner nie ma nic do gadania, ja jestem właścicielem – uciął.
Clair aż się zatrzęsła ze złości. Zwykle nie pozwalała sobie na emocje, ale butny Rosjanin potrafił jednym spojrzeniem, jednym słowem doprowadzić ją do wrzenia
– W takim razie rozumiem, że ma pan dla mnie jakąś propozycję? – Clair zamarła w oczekiwaniu na odpowiedź. Jeśli chciała uratować fundację, nie mogła pozwolić sobie na utratę dobrze płatnej pracy w wielkiej firmie i wrócić do dorywczych, nisko płatnych prac dostępnych osobie z jej wykształceniem, a właściwie jego brakiem. Zaznawszy poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, myślała z przerażeniem o powrocie do dawnego życia z dnia na dzień, w ciągłej niepewności, czy będzie miała co jeść i gdzie spać.
Aleksy odpowiedział jej wzruszeniem ramion.
– Proszę przestać mnie traktować, jakbym była…. – Clair na chwilę straciła panowanie nad emocjami. Zamilkła, przestraszona własnym wybuchem.
– Kim? Kochanką Van Eycha? – zapytał przez zaciśnięte zęby. Z teczki leżącej na biurku wyciągnął papier, którym machnął jej przed twarzą. – Ma pani tylko maturę, żadnych kwalifikacji, a została pani osobistą asystentką prezesa ogromnej korporacji, który mimo to zatrudniał sekretarkę, bo pani zajmowała się specjalnymi projektami – podkreślił wymownie dwa ostatnie słowa. – W dodatku mieszka pani w służbowym apartamencie prezesa…
– W przylegającej do niego służbówce!
Przerwał jej władczym ruchem ręki.
– Jest pani pasożytem, ale ja nie pozwolę się pani wykorzystać jak ten głupiec Van Eych. Proszę wrócić do domu i spakować swoje rzeczy.
Nazwał ją pasożytem. Spoliczkował ją słowem boleśniej, niż gdyby zrobił to dłonią. Nigdy nie nadużywała hojności Victora. Chciała jedynie stworzyć fundację, która dałaby szansę sierotom, takim jak ona, zdobyć wykształcenie i nie musieć korzystać z pomocy państwa.
– Wstrętny draniu bez sumienia – wyrwało jej się. Zakryła usta dłonią. Nigdy w życiu nikogo tak nie obraziła, ale Aleksy wykrzywił tylko usta w sardonicznym uśmiechu i powtórzył:
– Ja? Bez sumienia, powiadasz. Może powinna się pani dowiedzieć, z kim sypiała, zanim zacznie mnie pani obrażać?
Wziął z biurka drugą papierową teczkę i rzucił w jej stronę.
– Proszę to przeczytać i wtedy ocenić, kto jest draniem bez sumienia.
„Chciałbym zawsze budzić się obok ciebie”.
Clair Daniels poczuła ukłucie w sercu. Czy ona też kiedyś dostanie od kogoś równie romantyczny liścik? Szybko jednak przypomniała sobie burzliwe przejścia Abby, której miłosne wzloty i upadki powinny służyć za ostrzeżenie każdej młodej kobiecie. Niezależność była o wiele bezpieczniejsza i mimo samotności, którą ze sobą niosła, o wiele mniej bolesna. Clair i tak doświadczyła wystarczająco dużo cierpienia po niedawnej stracie jedynego przyjaciela i mentora. Stłumiła w zarodku nieprzyjemne ukłucie zazdrości i uśmiechnęła się do koleżanki wstawiającej do wazonu ogromny bukiet egzotycznych kwiatów.
– Cudownie. Kiedy ślub, w przyszły weekend? – zapytała.
Abby, recepcjonistka, rozpromieniła się i kiwnęła potakująco głową.
– Przyjdziesz? Z osobą towarzyszącą oczywiście.
Widząc wahanie Clair, Abby zaczerwieniła się.
– Zapomniałam, przepraszam.
Clair już miała zaprzeczyć, ale się powstrzymała. Nawet po śmierci Victora Van Eych winna mu była lojalność. Wszyscy w firmie uważali, że sypiała ze swoim szefem. Na początku, kiedy dotarły do niej pierwsze plotki o ich rzekomym związku, chciała się tłumaczyć, ale Victorowi wydawało się schlebiać, że przypisuje mu się romans z o wiele młodszą asystentką. Pozwoliła starszemu panu podbudować swoje ego, ponieważ nigdy nie próbował wykorzystać swojego zwierzchnictwa i okazał jej wiele serca. Dzięki niemu mogła zarobić na utrzymanie i miała własny kąt. Dodatkowo przyznał jej fundusze na stworzenie wymarzonej fundacji. W obliczu takiej hojności plotki i pomówienia nie miały dla Clair większego znaczenia. Ona i Victor znali prawdę. Kiedy nagle zmarł, grunt usunął jej się spod nóg. Na parę tygodni zaszyła się w swojej tajemnej kryjówce i gorączkowo zastanawiała się, jak nie dopuścić do upadku fundacji pomagającej osieroconym dzieciom, której otwarcie zaplanowali z Victorem na następny miesiąc. Poczucie osamotnienia odbierało jej siły. Czy skazana była na samotność? Czy każdy, kogo pozwoli sobie chociaż polubić, wcześniej czy później ją opuści?
Powrót do pracy okazał się trudniejszy, niż się spodziewała. Dopiero co weszła do recepcji, a już czuła na sobie badawcze spojrzenia współpracowników, którzy oceniali jej szanse na pozostanie w firmie, niespodziewanie osieroconej przez Van Eycha. Wszyscy wiedzieli, że dzieci zmarłego właściciela nie tolerowały jego domniemanego związku z młodziutką asystentką. Clair, mistrzyni opanowania i chłodnego dystansu, uniosła wysoko głowę.
– Dziękuję, Abby – odparła.
Na szczęście drzwi windy otworzyły się nagle i zebrani w recepcji pracownicy odwrócili się z zaciekawieniem w stronę wysiadających mężczyzn. Clair podążyła za ich spojrzeniami i zamarła. Grupa elegancko ubranych najeźdźców o kamiennych obliczach wparowała do biura bez słowa. Najwyższy i najpotężniejszy z nich, czarnowłosy i czarnooki, wyglądał niczym wojownik: jego policzek przecinała szeroka szrama biegnąca od prawego kącika ust aż do brwi. Obrzucił zebrane w recepcji kobiety obojętnym, władczym spojrzeniem zdobywcy. Koleżanki rozpierzchły się natychmiast, zostawiając Clair samą. Panika sparaliżowała ją; mogła się jedynie wpatrywać w mroczne oczy mężczyzny i modlić się, żeby nie dostrzegł jej słabości. Zaciekawiony, obrzucił ją oceniającym spojrzeniem, które przenikało przez warstwę biurowego uniformu i zdawało się pieścić jej skórę. Zamiast odwrócić się z pogardą, jak to miała w zwyczaju wobec pożądliwe łypiących na nią kolegów, tkwiła w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, czuła jedynie fale gorąca rozchodzące się po jej ciele pod wpływem wzroku czarnookiego impertynenta. Spojrzał jej prosto w oczy, tak jakby zdecydował, że ocena wypadła pozytywnie. Clair oblała się rumieńcem, wstrząśnięta, sparaliżowana magnetyczną siłą nieznajomego. Brunet odezwał się, a jego głos – niski, miękki, głęboki – brzmiał niczym muzyka. Clair nie zrozumiała go, ale zorientowała się, że jego słowa, choć wyraźnie jej dotyczyły, skierowane były do jednego z mężczyzn. Ruszyli nagle, bez słowa, i znikli w dawnym gabinecie Victora.
– Rosjanie? – Clair odzyskała wreszcie głos i kontrolę nad własnym ciałem.
Abby wychyliła się zza kontuaru i szepnęła konspiracyjnie:
– Przychodzą tu od tygodnia, chociaż tego z blizną wcześniej nie widziałam. Nikt nie wie o co chodzi. Myślałam, że ty nas oświecisz.
– Przecież byłam na urlopie, poza Londynem – przypomniała koleżance. – Przed wyjazdem pan Turner zapewniał mnie, że rodzina Van Eych postanowiła nie sprzedawać firmy, przynajmniej przez jakiś czas. Czy to prawnicy? – Spojrzała w głąb korytarza.
– Niektórzy z nich na pewno. Spotykają się z naszymi od tygodnia.
Clair pokiwała smutno głową. Z odejściem Victora straciła o wiele więcej niż tylko przyjaciela i opiekuna – przyszłość firmy, a więc i jej miejsce zatrudnienia, stanęły pod znakiem zapytania. Panika ścisnęła jej serce. Wstrętny barbarzyńca, pomyślała ze złością o mężczyźnie, który przed chwilą sparaliżował ją jednym spojrzeniem.
– Bardzo mi przykro, Clair – zreflektowała się Abby. – Musi ci być ciężko…
– Nic mi nie jest – przerwała jej Clair. Nie znosiła współczucia, nie zabiegała o sympatię. Otaczała się murem chłodnego dystansu, bo relacje z ludźmi wydawały jej się zbyt skomplikowane i niebezpieczne. Nie potrafiła okazywać uczuć i nie oczekiwała ich od innych. Dlatego udawanie romansu z Victorem wydawało jej się wygodne; tworzyło dystans pomiędzy nią a resztą pracowników. Poza pracą i towarzystwem starszy pan niczego od niej nie żądał. Rosjanin na pewno nie zgodziłby się na taki układ, przyszło jej do głowy. Wyglądał na zdobywcę, który musi mieć wszystko, czego zapragnie. Z takim mężczyzną na pewno by sobie nie poradziła. Clair potrząsnęła głową, zastanawiając się, skąd przyszło jej do głowy, że mógłby chcieć jej. Głupia jestem, skarciła się w myślach. Na szczęście na pewno już o mnie zapomniał!
– Porozmawiam z panem Turnerem i jeśli się czegoś dowiem, dam ci znać – obiecała Abby.
Kiedy jednak dotarła do biura dyrektora zarządzającego, ten pobladł i nie patrząc jej w oczy, powiedział tylko:
– Jesteś proszona do gabinetu Vic… – zająknął się – nowego właściciela – dokończył cicho.
Aleksy Dmitriev postawił kosz obok siebie, zerwał ze ściany pierwszy z wiszących na niej dyplomów i wyrzucił go do śmieci. Nie czuł satysfakcji, przynajmniej nie tak wielkiej, jak się spodziewał. Drań Van Eych nie dożył upadku swojej firmy, uciekł w śmierć, zanim cały jego majątek, zdobyty kosztem ludzi takich jak ojciec Aleksego, wpadł w ręce syna jednej z jego ofiar. Cały majątek, pomyślał z rosnącą satysfakcją, łącznie z młodziutką blond kochanką. Kryształowa statuetka rozprysła się na tysiąc kawałków na dnie kosza. Kobiecy głos przedarł się przez hałas tłuczonego szkła.
– Co pan robi?!
Aleksy podniósł głowę i po raz drugi tego dnia doświadczył dziwnego, elektryzującego przypływu pożądania. Poczuł silne napięcie w podbrzuszu, niemal bolesne podniecenie. W recepcji zauważył jedynie, że miała nieskazitelną, świetlistą cerę, prawie białe, jedwabiście gładkie włosy i lodowate, jasnobłękitne oczy o piorunującej mocy zmrożonej wódki. Teraz, kiedy zdjęła marynarkę, dostrzegł także szczupłe, smukłe ciało o idealnych proporcjach i niewielkich, ale wyraźnie zarysowanych pod cienką bawełną bluzki piersiach. Dlaczego sprzedała to wszystko obleśnemu staruchowi? Gniewem i obrzydzeniem zdusił palące, zaskakująco silne pożądanie. Spojrzał na nią wrogo. Stała z dłońmi zaciśniętymi w pięści i wysoko uniesioną głową, dumna i nieustraszona.
– To pamiątki należące do rodziny.
Aleksy poczuł dreszcz podniecenia. Oto trafiła mu się okazja do konfrontacji, jeśli nie z samym Victorem, to przynajmniej z jego kochanką. Wykrzywił pogardliwe usta i rozkazał:
– Proszę zamknąć drzwi.
Zawahała się, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Ludzie spełniali jego polecenia bez słowa protestu i bez ociągania.
– Wychodząc – uściślił z mściwą satysfakcją. – Wyrzucam wszystkie trofea Victora, włączając w to panią, pani Daniels.
Żachnęła się, ale nic nie powiedziała. Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, jakby nie była pewna, czy mówił poważnie. Upewniwszy się, odwróciła się powoli i zamknęła drzwi. Od środka. Aleksy tryumfował. Nie wyszła, ucieszył się. Oczywiście dlatego, że dawało mu to okazję do kolejnego starcia, tłumaczył sobie. Przecież nie dlatego, że towarzystwo blondynki sprawiało mu przyjemność! Nie interesowały go resztki ze stołu Van Eycha, powtarzał sobie, ale starcie z kobietą, która manipulując mężczyznami, zarabiała na życie, mogło dostarczyć mu odrobiny rozrywki. Zapewne będzie próbowała negocjować, żeby nie stracić źródła dochodu, zgadywał. Z jedną dłonią wciąż na klamce blondynka odwróciła się i zapytała lodowatym tonem:
– Kim pan jest?
Niechętnie, ale musiał przyznać, że podziwiał jej opanowanie. Przynajmniej stanowiła godnego przeciwnika, pomyślał rozbawiony. Ostentacyjnie otrzepał kurz z palców i wyciągnął dłoń.
– Aleksy Dmitriev – przedstawił się.
Znów się zawahała, ale tylko przez chwilę. Uniosła dumnie głowę, odsunęła się od drzwi i uścisnęła jego rękę. Jej dłoń, szczupła i delikatna, była chłodna i gładka. Natychmiast wyobraził sobie jej dotyk na rozpalonej skórze swojego podbrzusza. Nigdy wcześniej nie reagował tak na kobiety, nawet najbardziej atrakcyjne. Seks pozostawał jedynie sposobem na zaspokojenie naturalnego męskiego popędu i rzadko zajmował jego myśli, zwłaszcza w pracy. Jednak tym razem ledwie się powstrzymywał. Opanowała go przemożna chęć, by przycisnąć jej smukłe ciało do ściany i posiąść je. Nawet sposób, w jaki zadrżała, gdy ścisnął jej dłoń, podniecił go, choć nie wierzył w szczerość jej zawstydzenia. W końcu sypiała z mężczyzną, który mógłby być jej ojcem, przypomniał sobie. Jeśli nabrała na swe sztuczki oszusta klasy Van Eycha, musiała być niezłą aktorką. Szkoda, pomyślał z niespodziewanym żalem, że nie znalazłem jej pierwszy. Ogarnęła go absurdalna złość na odwiecznego wroga, który zdołał mu odebrać coś, czego Aleksy pragnął, zanim jeszcze dowiedział się o istnieniu Clair Daniels.
Clair szybko cofnęła dłoń. Dotyk gburowatego Rosjanina palił ją jak ogień. Taka ilość testosteronu i męskiej energii musiała działać na kobietę, zwłaszcza tak niedoświadczoną jak ona. Spłoszona, schowała się głębiej za maską wyniosłej nonszalancji, podpatrzonej u bogatych, rozpieszczonych dzieciaków, które zawsze traktowały ją jak powietrze.
– Na jakiej podstawie zamierza mnie pan wyrzucić z pracy, panie Dmitriev? – zapytała.
– Jakiej pracy? – rzucił.
– Jestem asystentką, podlegam prezesowi. Skoro kupił pan firmę, zakładam, że to pan obejmie teraz to stanowisko?
– Stanowisko wobec pani? – uśmiechnął się drwiąco. – Dziękuję za propozycję, ale nie jestem zainteresowany odpadkami z pańskiego stołu.
– Wypraszam sobie! – Opanowała się na tyle, żeby nie krzyknąć. – Pana sugestie są nie na miejscu.
– Czyżby? Na czym więc polega pani praca? – Złośliwy uśmieszek nie schodził z ust Aleksego. Clair musiała dołożyć wszelkich starań, żeby nie pozwolić mu się zranić. Jego zdanie o jej moralności nie miało żadnego znaczenia, liczyło się jedynie utrzymanie pracy i znalezienie sposobu na uratowanie fundacji, powtarzała sobie w myślach.
– Zajmuję się specjalnymi projektami…
Przerwał jej pogardliwym parsknięciem. Serce Clair zamarło, przed oczami stanął jej stary, zniszczony budynek sierocińca i twarze ludzi, którzy liczyli na jej pomoc.
– Zamierza pan zlikwidować całą firmę? – zapytała z rosnącym uczuciem paniki.
– To poufne informacje – odpowiedział z kamienną twarzą.
– Nie może pan wszystkich wyrzucić, odprawy kosztowałyby pana majątek – nie poddawała się.
– Ale mogę zwolnić panią – zapewnił ją ze stoickim spokojem.
– Na jakiej podstawie?
– Niestawienia się do pracy przez ostatnie dwa tygodnie.
– Ten urlop miałam zaplanowany na długo przed śmiercią pana Van Eycha. – Nie dodała, że rodzina Victora praktycznie zmusiła ją do zrealizowania zaplanowanego urlopu, dając jej do zrozumienia, że jej obecność na pogrzebie i w firmie nie jest pożądana. Nikt, absolutnie nikt z jej kolegów i przełożonych nie wstawił się za nią. Spędziła więc dwa tygodnie w swoim dawnym domu, podupadającym sierocińcu, ciężko pracując przy sprzątaniu i renowacjach, cały czas szukając sposobu na sfinansowanie gruntownego remontu, który obiecał jej Van Eych.
– Pracuję tu od ponad trzech lat. Dyrektor Turner zapewnił mnie, że gdy wrócę z urlopu, znajdzie dla mnie nowe stanowisko.
– Dyrektor Turner nie ma nic do gadania, ja jestem właścicielem – uciął.
Clair aż się zatrzęsła ze złości. Zwykle nie pozwalała sobie na emocje, ale butny Rosjanin potrafił jednym spojrzeniem, jednym słowem doprowadzić ją do wrzenia
– W takim razie rozumiem, że ma pan dla mnie jakąś propozycję? – Clair zamarła w oczekiwaniu na odpowiedź. Jeśli chciała uratować fundację, nie mogła pozwolić sobie na utratę dobrze płatnej pracy w wielkiej firmie i wrócić do dorywczych, nisko płatnych prac dostępnych osobie z jej wykształceniem, a właściwie jego brakiem. Zaznawszy poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, myślała z przerażeniem o powrocie do dawnego życia z dnia na dzień, w ciągłej niepewności, czy będzie miała co jeść i gdzie spać.
Aleksy odpowiedział jej wzruszeniem ramion.
– Proszę przestać mnie traktować, jakbym była…. – Clair na chwilę straciła panowanie nad emocjami. Zamilkła, przestraszona własnym wybuchem.
– Kim? Kochanką Van Eycha? – zapytał przez zaciśnięte zęby. Z teczki leżącej na biurku wyciągnął papier, którym machnął jej przed twarzą. – Ma pani tylko maturę, żadnych kwalifikacji, a została pani osobistą asystentką prezesa ogromnej korporacji, który mimo to zatrudniał sekretarkę, bo pani zajmowała się specjalnymi projektami – podkreślił wymownie dwa ostatnie słowa. – W dodatku mieszka pani w służbowym apartamencie prezesa…
– W przylegającej do niego służbówce!
Przerwał jej władczym ruchem ręki.
– Jest pani pasożytem, ale ja nie pozwolę się pani wykorzystać jak ten głupiec Van Eych. Proszę wrócić do domu i spakować swoje rzeczy.
Nazwał ją pasożytem. Spoliczkował ją słowem boleśniej, niż gdyby zrobił to dłonią. Nigdy nie nadużywała hojności Victora. Chciała jedynie stworzyć fundację, która dałaby szansę sierotom, takim jak ona, zdobyć wykształcenie i nie musieć korzystać z pomocy państwa.
– Wstrętny draniu bez sumienia – wyrwało jej się. Zakryła usta dłonią. Nigdy w życiu nikogo tak nie obraziła, ale Aleksy wykrzywił tylko usta w sardonicznym uśmiechu i powtórzył:
– Ja? Bez sumienia, powiadasz. Może powinna się pani dowiedzieć, z kim sypiała, zanim zacznie mnie pani obrażać?
Wziął z biurka drugą papierową teczkę i rzucił w jej stronę.
– Proszę to przeczytać i wtedy ocenić, kto jest draniem bez sumienia.
więcej..