Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rotmistrz bez roty. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rotmistrz bez roty. Tom 3 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 295 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­wieść przez

Alek­san­dra Nie­wia­row­skie­go.

Tom III.

War­sza­wa.

Na­kła­dem G. L. Glücks­ber­ga Księ­ga­rza, przy uli­cy Mio­do­wéj Nr. 497 pod fi­la­ra­mi.

1855.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by eg­zem­pla­rzy.

War­sza­wa d. 6 (18) Maja 1854 r.

Cen­zor, Se­kre­tarz Kol­leg. A. Bro­niew­ski.

w Dru­kar­ni J. Ja­wor­skie­go.

Tę­czo szczę­ścia! cze­muż – cze­mu?

Dla jed­ne­go świet­niąc ja­sno,

Wszyst­kie bar­wy two­je ga­sną,

I zo­sta­wiasz cień dru­gie­mu?

Wło­dzi­mierz Wol­ski.

z po­ema­tu: Wiel­ki Pan.I.

Po wy­jeź­dzie z Orzyc, ba­ron zdra­dzo­ny od Izau­ry, wy­szy­dzo­ny przez hra­bie­go, przy­był do War­sza­wy, pa­ła­jąc żą­dzą po­msz­cze­nia się nad Hek­to­rem i Izau­rą; jesz­cze z dro­gi na­pi­sał list do hra­bie­go, któ­ry, jak wi­dzie­li­śmy, przy­śpie­szył wy­jazd Hek­to­ra. Zda­wa­ło się jed­nak, że dwaj prze­ciw­ni­cy ob­my­śla­ją ja­kieś sta­now­cze środ­ki, gdyż do­tąd, po­mi­mo że oba­dwa znaj­do­wa­li się w War­sza­wie, nie wi­dzie­li się z sobą; prze­czu­wa­jąc jed­nak, że obu­stron­nie gro­zi im nie­bez­pie­czeń­stwo, przy­go­to­wy­wa­li się do od­we­tu. Ba­ron, do­wie­dziaw­szy się o śmier­ci Wik­to­ra i o za­mia­rach pana S., wy­po­sa­że­nia Hek­to­ra ogrom­ną suk­ces­syą, pierw­szy roz­po­czął nie­przy­ja­ciel­skie kro­ki. W dwa dni po ode­bra­niu po­myśl­nych dla Hek­to­ra te­sta­men­to­wych wie­ści, pięk­ny po­wo­zik wiózł ba­ro­na z Wi­leń­skie­go ho­te­lu do pa­ła­cu księ­cia, na Kra­kow­skie przed­mie­ście.

Al­fred ba­wiąc na Wo­ły­niu, spo­ty­kał nie­kie­do księ­cia S., i lek­ka sa­lo­no­wa zna­jo­mość łą­czy­ła te dwie oso­by. Przy­byw­szy przed miesz­ka­nie sta­re­go księ­cia, po­słał mu bi­let wi­zy­to­wy, na któ­rym do­pi­sał ołów­kiem: "pro­si o chwil­kę roz­mo­wy w waż­nym in­te­re­sie. " Pan S., znu­żo­ny wie­kiem i nie­ule­czo­ną cho­ro­bą, do­go­ry­wał już pra­wie; po po­wro­cie z wód, któ­re żad­ne­go nie przy­nio­sły skut­ku, sta­rzec za­smu­co­ny bo­le­śnie śmier­cią sy­now­ca w Ber­li­nie, zdał się na wolę losu i uczy­niw­szy te­sta­ment na rzecz hra­bie­go Hek­to­ra, do­syć re­zo­lut­nie ocze­ki­wał śmier­ci. Kon­sump­cja, na któ­rą umie­rał, zo­sta­wia­ła mu do­syć przy­tom­no­ści umy­słu, lecz znie­chę­ce­nie i cho­ro­bli­wa, go­rącz­ko­wa nie­cier­pli­wość były po­wo­dem, że ni­ko­go, z bliż­szych na­wet zna­jo­mych nie przyj­mo­wał. Tym ra­zem jed­nak, gdy mu sie­dzą­cy przy Józ­ku Ana­sta­zy prze­czy­tał bi­let ba­ro­na, roz­ka­zał pro­sie pana Wi­row­skie­go do sie­bie.

Ba­ron wszedł­szy do sy­pial­ni księ­cia, za­stał go nad­zwy­czaj zmie­nio­nym. Zda­wa­ło mu się, że wi­dzi śmierć u wez­gło­wia star­ca, jed­ną ręką wy­ry­wa­ją­cą mu du­szę, w dru­giej po­da­ją­cą Hek­to­ro­wi mil­jo­no­wy spa­dek; dla­te­go po pierw­szych za­raz kom­ple­men­tach rzekł:

– Ra­czy mi ksią­żę prze­ba­czyć, że mimo chwi­lo­wej nie­dy­spo­zy­cyi zdro­wia pań­skie­go, utru­dzam go obec­ną wi­zy­tą, ale upew­niam księ­cia, że tyl­ko in­te­res wiel­kiej wagi zna­glił mię do tego.

– Chciej przy­stą­pić do rze­czy, pa­nie ba­ro­nie, – od­rzekł sta­rzec, – umysł mój osła­bio­ny, nie­mo­że dłu­go utrzy­mać się na sto­pie ja­sne­go po­ję­cia; dla­te­go racz mię w krót­ko­ści za­wia­do­mić, o co wła­ści­wie rzecz idzie.

– Przedew­szyst­kiem, mo­ści ksią­że, rad­bym wie­dzieć, czy mogę tu mó­wić otwar­cie, al­bo­wiem to, co mam po­wie­dzieć, ob­cho­dzi zbyt bli­sko ho­nor domu pań­skie­go, by mo­gło mieć świad­ków.

Za całą od­po­wiedź pan S. za­dzwo­nił. – Niech tu nikt nie przy­cho­dzi, – rzekł do przy­by­łe­go ka­mer­dy­ne­ra, – Ana­sta­ze­mu po­wiedz, niech przej­dzie do mego ga­bi­ne­tu; gdy za­dzwo­nię, wejść trze­ba! Te­raz słu­cham pana, – rzekł po odej­ściu słu­gi.

– Prze­bacz mi mo­ści ksią­że, że za­py­tam go o rzecz, któ­ra mię wprost nie do­ty­czę, lecz…

– Py­taj pan o wszyst­ko, pa­nie ba­ro­nie, je­stem nie­cier­pli­wy, cho­ry, jak wi­dzisz.

– Czy pan istot­nie roz­po­rzą­dzi­łeś swo­im ma­jąt­kiem na ko­rzyść hra­bie­go Hek­to­ra?

– Istot­nie, za­pi­sa­łem memu sio­strzeń­co­wi cały ma­ją­tek, cóż ztąd?

– W ta­kim ra­zie mam so­bie za obo­wią­zek ostrzedz wa­szą ksią­żę­cą mość, że w złe ręce umie­ści­łeś swo­ją pu­ści­znę.

– A gdzież są do­bre ręce pa­nie Wi­row­ski? wierz mi, do bra­nia każ­de do­bre!

– Chcę po­wie­dzieć mo­ści ksią­że, że hra­bia Hek­tor nie go­dzien jest być dzie­dzi­cem pań­skim.

– Przy­czy­na, ba­ro­nie, je­że­li ła­ska?

– Hra­bia jest fał­sze­rzem, oszu­stem.

– Wy­tłó­macz się pan, – za­wo­łał ksią­żę, pod­no­sząc się z po­ście­li.

– Przy­kro mi to mo­ści ksią­że, ale wy­zna­ję, że hra­bia przed kil­ką laty wy­jeż­dża­jąc za gra­ni­cę, wy­dał pew­ne­mu czło­wie­ko­wi we­ksel na 50, 000 ru­bli, na któ­rym jako po­rę­czy­cie­la so­li­dar­ne­go pod­pi­sał pana.

– Mnie?

– Tak, mo­ści ksią­że.

– I gdzież ten we­ksel ba­ro­nie?

– We­ksel ten ja prze­ją­łem, sprze­da­jąc do­bra w Pol­sce; sko­ro nad­szedł ter­min, we­zwa­łem hra­bie­go o za­pła­ce­nie; wte­dy wy­znał mi wszyst­ko.

– Ksią­że zbladł; po chwi­li rzekł zim­no: – Da­lej pa­nie!

– Zgo­dzi­łem się pod pew­ne­mi wa­run­ka­mi cze­kać pięć lat jesz­cze na wy­pła­tę we­kslu. Pan Hek­tor nie do­trzy­mał wa­run­ków.

– Pro­szę po­ka­zać mi we­ksel, pa­nie ba­ro­nie.

– Nie mani go mo­ści ksią­że.

– Dla­cze­go?

– Bo mi go skra­dzio­no w domu hra­bie­go Hek­to­ra, śród nocy, gdy bez­piecz­ny za­sy­pia­łem pod go­ścin­nym jego da­chem.

– Ach! ach! skra­dzio­no! – wy­rzekł kią­żę i za­my­ślił się. Po­tem, zwra­ca­jąc się na­gie do ba­ro­na, rzekł: – A do­wód na to wszyst­ko, pa­nie Wi­row­ski, do­wód je­że­li ła­ska?

– Go­tów je­stem po­wtó­rzyć oskar­że­nie w obec hra­bie­go.

– I on je przy­zna, pan są­dzi?

– Nie, za­pew­nie, lecz ufam, że wa­sza ksią­żę­ca mość roz­róż­nisz praw­dę od fał­szu.

– Prze­ciw­nie, pa­nie ba­ro­nie, nie je­stem fi­zjo­gno­mi­stą. Czy pan nie ma żad­ne­go in­ne­go do­wo­du?

– Ze­zna­nie pierw­sze­go po­sia­da­cza we­kslu, pod przy­się­gą.

– Do­brze, więc po­wia­da pan, że war­tość we­kslu była 50, 000 ru­bli?

– Tak jest mo­ści ksią­że.

– Bądź pan spo­koj­nym, ju­tro za­pła­cić każę tę sum­mę.

– To nie­po­trzeb­ne mo­ści ksią­że, już je­stem za­spo­ko­jo­ny.

– Jak­to? któż za­pła­cił?

– Sam hra­bia.

– Hek­tor za­pła­cił panu 50, 000 ru­bli? I cze­góż więc pan żąda?

– Po­wie­dzia­łem już wa­szej ksią­żę­cej mo­ści, że hra­bia nie do­trzy­mał wa­run­ków, pod któ­re­mi obo­wią­za­łem się ukryć fał­szo­wa­ny we­ksel.

– Po­zwól pan, mo­ści ba­ro­nie, że nie uwie­rzę temu.

– Dla­cze­go mo­ści ksią­że?

– Dla­te­go, że we­ksel ów nie był fał­szo­wa­ny.

– Jak­to?

– Bo przy­po­mi­nam so­bie, że w rze­czy sa­mej upo­waż­ni­łem hra­bie­go Hek­to­ra do pod­pi­sa­nia tam mego na­zwi­ska.

– Pan, mo­ści ksią­że?

– Ja sam, pa­nie ba­ro­nie.

– Czy mi to wa­sza ksią­żę­ca mość za­rę­czy sło­wem ho­no­ru szlach­ci­ca?

– Pa­nie Wi­row­ski! nie są­dzę, abym pana upo­waż­nił do pro­wa­dze­nia śledz­twa z mo­jej oso­by; po­wie­dzia­łem, to do­syć!

– W ta­kim ra­zie, – rze­cze ba­ron, – hra­bia… słusz­nie czy­ni, że już za­wcza­su wcho­dzi w po­sia­da­nie ma­jąt­ku pań­skie­go.

– Jak to pan ro­zu­mie?

– Są­dzę, że wia­do­mo rów­nież księ­ciu, że ban­kier X. po­ży­czył hra­bie­mu na ra­chu­nek spad­ku dwa­dzie­ścia pięć ty­się­cy ru­bli.

– To już ob­cho­dzi tyl­ko ban­kie­ra; je­że­li za­wie­dzie się, stra­ci; wszak­że Hek­tor ma syna, pa­nie ba­ro­nie?

Ba­ron zmię­szał się, lecz przy­cho­dząc do sie­bie, w jed­nej chwi­li od­po­wie­dział: – Tak jest, ma je­dy­ne­go syna.

– Otóż, – rzekł z pew­nem wy­si­le­niem ksią­żę, – ban­kier za­wie­dzie się w spe­ku­la­cyi, bo w sa­mej rze­czy, nie Hek­to­ro­wi lecz sy­no­wi jego za­pi­sa­łem cały ma­ją­tek, któ­ry od­bie­rze do­szedł­szy lat dwu­dzie­stu.

Ba­ron za­le­d­wie zdo­łał ukryć swo­ją ra­dość, oczy jego za­bły­sły za­do­wo­le­niem i ze­mstą, prze­zwy­cię­żył jed­nak wzru­sze­nie i rzekł zim­no:

– To już mi obo­jęt­ne, komu wa­sza ksią­żę­ca mość le­gu­je swój spa­dek; są­dzę jed­nak, że tym spo­so­bem bę­dzie oca­lo­ny przed mar­no­traw­stwem hra­bie­go, je­że­li zwłasz­cza ad­mi­ni­stra­cja dóbr w bez­piecz­nych bę­dzie rę­kach.

– Pa­nie Wi­row­ski, – rze­cze na­gle ksią­że, – mu­sisz pan być wiel­kim nie­przy­ja­cie­lem Hek­to­ra?

– Nie za­prze­czam tego, mo­ści ksią­że.

– Czy nie był­byś ła­skaw ob­ja­śnić mi po­wo­du tej nie­na­wi­ści?

– Mia­łem już za­szczyt oświad­czyć wa­szej ksią­żę­cej mo­ści, że hra­bia Oszu­kał mię nie­god­nie, nie do­trzy­mu­jąc wa­run­ków ugo­dy za­war­tej pod­czas eg­zy­sten­cyi owe­go we­kslu.

– Bo pan za­pew­nie ko­rzy­sta­jąc z po­ło­że­nia, na­rzu­ci­łeś mu zbyt uciąż­li­we wa­run­ki, któ­re tyl­ko jako przy­mu­szo­ny ak­cep­to­wał.

– Lecz sko­ro wa­sza ksią­żę­ca mość oświad­czasz, że upo­waż­ni­łeś hra­bie­go do pod­pi­sa­nia we­kslu, przy­mus miej­sca mieć nie mógł.

– My­lisz się pan, gdyż po­zwo­li­łem na uży­cie mego pod­pi­su, z wa­run­kiem, aby eskon­to­wa­no we­ksel bez mego udzia­łu; hra­bia więc, nie chcąc na­ra­zić się na mój gniew, chciał zy­skać na cza­sie, przyj­mu­jąc wa­run­ki pana ba­ro­na.

– W każ­dym ra­zie, po­zwól so­bie po­wie­dzieć mo­ści ksią­że, że hra­bia nie­god­nie po­stą­pił i nie za­słu­gu­je na po­bła­ża­nie. Lecz cel mego przy­by­cia już do­peł­nio­ny, obo­wiąz­kiem moim było otwo­rzyć oczy wa­szej ksią­żę­cej mo­ści na po­stę­po­wa­nie hra­bie­go. Te­raz mam ho­nor po­że­gnać pana, ży­cząc mu szczę­śli­we­go po­wro­tu do zdro­wia.

– Prze­pra­szam, pa­nie ba­ro­nie, racz mi jesz­cze z ła­ski two­je] na­pi­sać na tej kar­cie imię i na­zwi­sko z ro­dzi­ców, żony hra­bie­go, oraz imię chrzest­ne ich syna.

– Oto jest, – rze­cze ba­ron, – do­peł­niw­szy żą­da­nia księ­cia.

– Te­raz już że­gna­ni pana, – rzekł pan S., – je­stem bar­dzo znu­żo­ny, po­trze­bu­ję spo­cząć. – Ksią­że za­dzwo­nił.

Ba­ron od­szedł upo­jo­ny ra­do­ścią; nie­spo­dzie­wa­ny ob­rót rze­czy prze­wyż­szył wszyst­kie jego na­dzie­je. Al­fred był pew­nym, że hra­bia nig­dy nie po­zbę­dzie się po­dej­rze­nia o uro­dze­niu swe­go syna. Ba­ron przy po­że­gna­niu otwar­cie ogło­sił się oj­cem bied­ne­go dziec­ka, chcąc tym spo­so­bem za­truć ży­cie Hek­to­ra. Za­pis księ­cia zwięk­szy nie­na­wiść hra­bie­go dla syna, gdy zwłasz­cza do­wie się, że in­try­gi ba­ro­na spo­wo­do­wa­ły zmia­nę w te­sta­men­cie. Ja­kiż try­umf dla ba­ro­na! ja­każ bo­leść i roz­pacz dla hra­bie­go! W bra­mie pa­ła­cu Al­fred spo­tkał Hek­to­ra.

Dwaj prze­ciw­ni­cy spoj­rze­li na sie­bie; tym ra­zem jed­nak Al­fred z uśmie­chem zwy­cięz­cy pierw­szy ukło­nił się hra­bie­mu i rzekł szy­der­skim gło­sem: – Szczę­śli­we­go po­wo­dze­nia pa­nie Hek­to­rze!

Po­wóz ba­ro­na szyb­ko po­to­czył się uli­ca., hra­bia wje­chał na po­dwó­rze pa­ła­cu.

Hek­tor doj­rzał try­um­fu­ją­cy uśmiech ba­ro­na, zro­zu­miał, że ja­kiś nowy cios przy­go­to­wał mu za­wzię­ty nie­przy­ja­ciel; z pew­ną więc nie­spo­koj­no­ścią udał się do apar­ta­men­tu wuja. Po chwi­lo­wem ocze­ki­wa­niu w sa­lo­ni­ku, wy­szedł Ana­sta­zy i oświad­czył hra­bie­mu, że po­gor­szo­ny znacz­nie stan zdro­wia pana S. nie do­zwa­la mu przyj­mo­wać ko­go­bądż. Hek­tor po­no­wił proś­bę, lecz Ana­sta­zy po­wtór­nie od­po­wie­dział, że ma wy­raź­ny roz­kaz księ­cia nie przyj­mo­wać ni­ko­go, nie wy­łą­cza­jąc oso­by sio­strzeń­ca. Hek­tor od­da­lił się za­sę­pio­ny. W isto­cie, po od­jeź­dzie ba­ro­na, zdro­wie sta­re­go księ­cia po­gor­szy­ło się bar­dzo; pan S. uczuł głę­bo­ko po­ni­ża­ją­ce oskar­że­nie ba­ro­na. Duma była głów­ną ce­chą cha­rak­te­ru star­ca, dla­te­go nie mógł obo­jęt­nie prze­nieść wie­ści o ha­nieb­nym czy­nie Hek­to­ra, dla­te­go to rów­nież przy­znał w obec ba­ro­na, że upo­waż­nił sio­strzeń­ca do uży­cia swe­go pod­pi­su na fa­tal­nym we­kslu. Ana­sta­zy za­stał księ­cia bar­dzo zi­ry­to­wa­ne­go, gwał­tow­ny ka­szel trwał prze­szło go­dzi­nę, póź­niej na­stą­pi­ła go­rącz­ka. Przy­by­ły dok­tór, wy­eg­za­mi­no­waw­szy puls cho­re­go, za­pi­sał ja­kąś mik­stur­kę i od­da­lił się. Ana­sta­zy w przed­po­ko­jach już za­trzy­mał le­ka­rza i za­py­tał go, jak uwa­ża stan zdro­wia pa­cjen­ta.

– Po­wie­dzia­łem już panu, – od­rzekł za­kło­po­ta­ny dok­tór, – że nie mam żad­nej na­dziei, są­dzi­łem jed­nak, że to dłu­żej po­trwa. Dziś, w sku­tek ja­kie­goś prze­si­le­nia, oświad­czam, że rze­czy źle idą, lada mo­ment na­le­ży oba­wiać się śmier­ci.

– Są­dzisz więc pan, kon­syl­ja­rzu, że jego ksią­żę­ca mość….

– Umrze dziś lub ju­tro, – od­rzekł krót­ko le­karz.

Ana­sta­zy za­my­ślo­ny wró­ciw­szy do sy­pial­ni księ­cia, za­stał swe­go pro­tek­to­ra uspo­ko­jo­ne­go znacz­nie; ksią­że ski­nie­niem we­zwał bi­bl­jo­te­ka­rza, a gdy ten zbli­żył się do łóż­ka, cho­ry rzekł: – Pa­nie Ana­sta­zy, po­ślij na­tych­miast po­wóz po re­jen­ta, po­trze­bu­ję go na­tych­miast, czu­ję, że śmierć zbli­ża się ku mnie.

– Mo­ści ksią­że, – rze­cze smut­nie mło­dy uczo­ny, – czy nie ra­czy wa­sza ksią­żę­ca mość przej­rzeć ra­chun­ków i ode­brać pie­nię­dzy, któ­re po zgo­nie księ­cia Wik­to­ra do­tąd po­zo­sta­ły przy mnie?

– Ileż tam jest pie­nię­dzy?

– Po­zo­sta­ło sześć ty­się­cy ta­la­rów w pru­skich ban­ko­wych pa­pie­rach i oko­ło ty­sią­ca ta­la­rów w zło­cie; prócz tego, kil­ka­na­ście ru­bli mo­ne­tą drob­niej­szą.

– Weź­miesz to so­bie, pa­nie Ana­sta­zy; by­łeś przy­ja­cie­lem Wik­to­ra i życz­li­wym na­sze­go domu słu­gą: mało to jest, ale pa­mię­tam o to­bie w te­sta­men­cie: za­trzy­masz po­sa­dę bi­bl­jo­te­ka­rza jako do­ży­wot­nią, twój los za­pew­nio­ny, bę­dziesz mógł swo­bod­nie po­świę­cić się na­ukom, pra­cuj!

– Je­że­li po­do­ba­ło się Bogu po­wo­łać wa­szą ksią­żę­cą mość do sie­bie, – od­parł smut­nie mło­dzie­niec, – racz pa­nie wie­rzyć, że nad wszyst­kie skar­by wo­lał­bym pod two­jem okiem czy­nić po­stę­py w ulu­bio­nej nam obu­dwu na­uce.

– Wie­rzę ci Ana­sta­zy, wie­rzę zu­peł­nie, ale cóż czy­nić? cho­ro­ba moja śmier­tel­na a dzi­siej­sza wi­zy­ta ba­ro­na Wi­row­skie­go przy­nio­sła mi nie­szczę­ście. Hra­bia Hek­tor, mój sio­strze­niec, jest nędz­ni­kiem, pa­mię­taj o tem Ana­sta­zy! strzeż się być jego przy­ja­cie­lem, ale., mam już tyl­ko kil­ka chwil dla cie­bie, może żą­dasz cze­go? mów śmia­ło.

– Pro­szę wa­szą ksią­żę­cą mość za­brać z sobą do gro­bu prze­ko­na­nie, że zo­sta­wi­łeś czło­wie­ka, któ­ry czcić i opła­ki­wać bę­dzie pa­mięć two­ją, jak syn słu­ga; to wszyst­ko.

– Dzię­ku­ję ci Ana­sta­zy. Te­raz wy­peł­nij moje po­le­ce­nia. – W kil­ka­na­ście mi­nut po­tem przy­był re­jent.

Na­za­jutrz zra­na, gdy Hek­tor przy­był do­wie­dzieć się o zdro­wiu wuja, po­wie­dzia­no mu, że ksią­że w nocy umarł, że pa­łac opie­czę­to­wa­no, a do­zór nad wszyst­kiem zo­sta­wio­no Ana­sta­ze­mu. Pe­łen nie­spo­koj­no­ści, hra­bia roz­ka­zał na­tych­miast za­pro­wa­dzić się do miesz­ka­nia bi­bl­jo­te­ka­rza. Ana­sta­zy za­ję­ty był przy­go­to­wa­nia­mi do po­grze­bu, roz­ma­ici rze­mieśl­ni­cy wcho­dzi­li i wy­cho­dzi­li do jego po­ko­ju. Gdy Hek­tor wszedł, mło­dy uczo­ny po­wi­tał go ozię­ble i do­koń­czyw­szy ja­kie­goś po­le­ce­nia, za­py­tał grzecz­nie: w czem może słu­żyć panu hra­bie­mu?

– Przedew­szyst­kiem mu­szę pana upo­mnieć, – rzekł roz­gnie­wa­ny nie­dba­łem przy­ję­ciem Hek­tor, – że bar­dzo źle uczy­ni­łeś nie uwia­do­miw­szy mnie o nie­bez­piecz­nym sta­nie mego wuja, po­zba­wi­łeś mię pan smut­nej przy­jem­no­ści po­że­gna­nia go.

– Prze­bacz pan, – rze­cze ozię­ble Ana­sta­zy, – lecz wy­peł­ni­łem tyl­ko roz­kaz nie­bosz­czy­ka księ­cia.

– Więc mój wuj za­bro­nił wpusz­czać mię do sie­bie, i do ostat­niej chwi­li nie zmie­nił po­sta­no­wie­nia?

– Tak jest, pa­nie hra­bio.

– Za­wsze jed­nak źle pan uczy­ni­łeś, po­wi­nie­neś był uwia­do­mić mię na­tych­miast o śmier­ci księ­cia. Gdzież te­sta­ment?

– Za­pew­nie u pre­ze­sa try­bu­na­łu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: