Róża na tropie. Zagadka ekspresu polarnego - ebook
Róża na tropie. Zagadka ekspresu polarnego - ebook
Seria detektywistyczna dla dzieci, która porwie do czytania już od pierwszej strony!
Zagadki, tajemnice niespodziewane zniknięcia, podejrzani bohaterowie… to wszystko znajdziecie w tej pełnej zwrotów akcji serii autorstwa Hanny Peck, która przygotowała prawdziwą książkową ucztę dla wszystkich małych detektywów!
Mała reporterka Róża i jej mysi wspólnik Rupert jadą pociągiem w odwiedziny do mamy dziewczynki, która pracuje w Arktyce. Ale gdy tylko pociąg odjeżdża, zaczynają dziać się tajemnicze rzeczy. Ktoś kradnie paczkę orzeszków imbirowych, kolekcja trofeów gimnastycznych przepada bez śladu, a pewne starożytne zwoje znikają… Współpasażerka Róży i Ruperta, elegancka Madame Maude, wydaje się najbardziej prawdopodobną podejrzaną, dopóki zaskakujący – i smakowity – zwrot akcji nie postawi całego śledztwa na głowie!
Książki z serii „Różna na tropie” idealnie sprawdzą się do pierwszego samodzielnego czytania, a to wszystko dzięki odpowiedniej ilości tekstu na stronie, dużej czcionce oraz wspaniałym ilustracjom, które z pewnością umilą czytanie i jeszcze bardziej rozbudzą dziecięcą wyobraźnię.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-502-0 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Róża była gotowa wsiąść do pociągu. Do plecaka zapakowała ubrania na tygodniową podróż, _Podręcznik dla korespondentów specjalnych_ trzymała pod pachą, a ukochany Rupert siedział wygodnie w górnej kieszeni czerwonego płaszczyka.
– Pośpiesz się, Różo! – Tata przecisnął się nie bez trudności przez tłum pasażerów i zaczął popychać córkę w kierunku metalowych stopni pociągu. – Jeżeli nie zdążymy, to nie zobaczymy się z mamą przez kolejny tydzień!
Mama Róży była naukowczynią, którą dzielił zaledwie krok od dokonania doniosłego odkrycia związanego z arktycznymi wodorostami. Wczoraj Róża otrzymała od niej list. Kiedy wpadł do skrzynki, nadal był sztywny od chłodu, jego treść brzmiała:
Ponieważ mama nie mogła opuścić swojego posterunku, Międzynarodowe Towarzystwo Polarne przysłało dla Róży i jej taty bilety kolejowe. Jedynym sposobem dotarcia do mamy była podróż pociągiem ciągniętym przez parowóz. Pociąg był stary, ale czysty i błyszczący, pomalowany jaskrawoniebieską farbą. I miał zaraz odjechać.
Róża już miała wsiąść do pociągu, gdy w czarnej czeluści między wagonami zabłysły nagle dwa złotawe ślepia. Róża zamrugała i oczyska zniknęły.
– Widziałeś to, Rupi? – szepnęła, odwracając twarz do górnej kieszeni płaszcza.
Rupert pisnął w odpowiedzi, co miało znaczyć: „Tak, i nie jestem pewien, czy mi się to podoba…”.
Zanim jednak oboje zdążyli się nad tym zastanowić, tata pociągnął ich za sobą do wagonu i wskazał im miejsce w ustronnym kącie.
– Zaczekajcie tutaj, kochani, pójdę i poszukam naszego przedziału.
Pociąg był w środku jeszcze bardziej elegancki niż na zewnątrz. Na stolikach z ciemnego drewna stały złote świeczniki, lampki miały aksamitne abażury, a srebrne dzwoneczki – napisy: „Poproszę o świeży sok pomarańczowy” i „Poproszę zatyczki do uszu”.
„Jakie frymuśne poduszki z falbankami!”, pomyślała Róża, wspinając się na obszerny fotel. Po chwili siedziała na największej i najbardziej puszystej poduszce ze wszystkich.
Tyle że to wcale nie była poduszka.
To był kot, i to rozzłoszczony. Wyprężył grzbiet, rozczapierzył ostre pazury i skoczył prosto na Różę i Ruperta.
Na szczęście kocisko przeceniło swoją skoczność i wylądowało z głuchym łupnięciem na podłodze.
– Widzisz, Rupi? – skomentowała Róża, kiedy przestała się śmiać. – Ślepia, które widzieliśmy pod wagonem, należały prawdopodobnie do tego starego futrzaka.
– Przepraszam – wysyczał głos z tyłu.
Róża obróciła się gwałtownie i zobaczyła starszą panią, chudą jak łasica, wspartą na lasce zakończonej wielgachnym diamentem.
– Ten „stary futrzak” nazywa się Pan Mrukson. Żądam przeprosin!
– Naprawdę tak się nazywa?! – pisnął Rupert, co wywołało u Róży nowy atak śmiechu, którego dziewczynka nie zdążyła stłumić.
Dama gniewnie zmrużyła oczy.
– Pan Mrukson Trzeci jest w stu dwudziestu procentach kotem rodowodowym. Najczystszej rasy! Ostatni ze swojego gatunku!
Róża przyjrzała się Panu Mruksonowi, który wepchnął sobie łapę do pyska, straszliwie przy tym zezując.
– Nic dziwnego, że został ostatni – mruknęła cicho do Ruperta.
Dama otworzyła wąskie usta pomalowane purpurową pomadką, żeby dalej na nich pohukiwać, gdy raptem do wagonu wtoczył się chwiejnie chudy młody mężczyzna, dźwigając stertę bagaży. Miał na sobie mundur w kolorach niebieskim i złotym oraz odznakę z napisem
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_