- W empik go
Rozbitki - ebook
Rozbitki - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 226 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Polanka w lesie. Z lewej w głębi domek leśniczego, z prawej na przodzie ławka pod drzewem.
Strona prawa i lewa rozumie się od publiczności.
Scena I
ZUZIA, MICHAŁEK stoją przed drzwiami domku, Michałek pije z dzbanka.
MICHAŁEK ( oddawszy dzbanek) No, Bóg zapłać, to i dziad więcej nie powie. ( otarłszy usta)
A teraz do widzenia.
ZUZIA Gdzież się tak spieszysz?
MICHAŁEK Muszę iść, bo stary się tam skręci beze mnie… ( słychać z dala parę chrapliwych zadęć trąbki)
O! Słyszysz? Rozumiesz ty to? To się znaczy, że mieliśmy się strąbić. Ale nie myśl, żeby to było takie strąbienie, jak na przykład arakiem broń Boże! To się znaczy, że on trąbi na mnie i powiada: ( naśladując trąbkę) Miszel, chodź sam tu! A ja mu powinienem odtrąbić: ( tak samo ) Idę, idę, idę! ( dobywa z torby fajeczkę i nakłada)
ZUZIA To idźże już sobie, kiedy ci tak pilno… ( odnosi dzbanek i wraca po chwili z koszykiem)
MICHAŁEK ( który przez ten czas zapalił fajeczkę) A ty dokąd z tym koszykiem?
ZUZIA Na rydze. Ty sobie, ja sobie.
MICHAŁEK Hola, czekaj no Nie wiem, czy to dla ciebie bezpiecznie.
ZUZIA A to dlaczego?
MICHAŁEK Dlatego, że ja tu dopiero co spotkałem kogoś.
ZUZIA Cóż dziwnego? Wszakże dziś polują.
MICHAŁEK Polują polują Ja wiem! Ten też poluje, ale mnie się to polowanie nie bardzo podoba.
ZUZIA O, nie pleć.
MICHAŁEK Widzisz, zrozumiałaś mnie, boś raki spiekła.
ZUZIA Co ci się śni? Nawet nie wiem o kim mówisz.
MICHAŁEK Nie wiesz? Doprawdy? ( patrząc jej w oczy) A wasz panicz, pan Maurycy? Hę? Spojrzyj mi w oczy… ( wskazuje palcem) He, he, he A widzisz!
ZUZIA No to cóż, że czasem do nas zajrzy? Przecie moja nieboszczka matka go wypiastowała.
MICHAŁEK Hm! Wiem, wiem ale słuchaj no, już kiedy tak, to żeby przynajmniej znał się na rzeczy i pamiętał o tobie to by było pół biedy.
ZUZIA Jak to?
MICHAŁEK Ano żeby było przecie czym zacząć, jak się pobierzemy.
ZUZIA Hm, toś ty taki? Nie chodzi ci o mnie, tylko o pieniądze?
MICHAŁEK Każdemu o to powinno chodzić. Nie myśl, żebym ja cię miał namawiać na jakie złe rzeczy, boć to przecie byłoby na moją skórę ale widzisz, kto ma rozum, to drze łyka, kiedy się da.
ZUZIA Ej, żebyś czasem nie żałował, jeżeli to mówisz naprawdę.
MICHAŁEK ( na stronie) Udaje, że się gniewa, ale dobrze, że jej powiedziałem: niech wiedzą, żem ja nie ślepy może człowiekowi co z tego kapnie… ( słychać trąbkę; głośno)
Masz! Znowu trąbi trza lecieć Dowidzenia. ( odchodzi na prawo)
Scena II
ZUZIA, po chwili KOTWICZ , później ŁECHCIŃSKA.
ZUZIA ( sama; po chwili zastanowienia ) A to!… Czy on naprawdę mówi, czy tylko tak, żeby się czego dowiedzieć Co by mi nawet przez myśl nie przeszło, to on mnie sam uczy…
( po chwili) Niech on jeno sobie z tego żarcików nie robi, bo jeszcze kiedy mu to na złe wyjdzie… ( wchodzi na chwilę do domku)
KOTWICZ ( wchodzi z prawej strony, rozglądając się) Tu jest, tu go nie ma Że też ja ich nie mogę zdybać razem, a wiem, że myszkuje. Sekreta przede mną co mu się stało?…
Bardzo bym chciał mieć czarne na białym. ( spostrzegłszy Zuzię, która wyszła zarzucając chusteczkę na głowę)
O, jest jedno pewno i drugie niedaleko, "pod umówionym jaworem"…
( zastępując jej) Gdzież to rybcia idzie? Hę?
ZUZIA Na spacer.
KOTWICZ Ale fe! Tak na pojedynkę czy ma się z kim zejść?
ZUZIA Co panu po tej ciekawości?
KOTWICZ ( grożąc żartobliwie ) Rybciu! ( zatrzymuje ją ) Muszę się dowiedzieć.
ZUZIA ( wydarłszy mu się) O, tyle! ( pokazuje mu figę i wybiega)
KOTWICZ Ta figa daje bardzo wiele do myślenia.
ŁECHCIŃSKA ( która weszła przed chwilą ) Cha! cha! cha!
KOTWICZ ( na stronie ) A ta tu co robi?
ŁECHCIŃSKA Pan hrabia! Cha! cha! cha! Nie w kniei, tylko na leśniczówce A to ładnie, słowo daję zamiast strzelać sarny w lesie, to się tu kręci koło sarny na dwóch nóżkach.
KOTWICZ Co kręci, kręci Nie wiedzieć co!
ŁECHCIŃSKA Jak to, nie widziałam na własne oczy? Zaraz wszystkim opowiem Komu to tu świat durzyć, jak matkę kocham!… Okropność!
KOTWICZ Ale daję słowo honoru.
ŁECHCIŃSKA A! Więc hrabia chyba komu innemu robił interesa To już prędzej ujdzie… ( na stronie) No, jestem w domu.
KOTWICZ ( chodząc, kwaśno ) Teraz mnie faktorem robią.
ŁECHCIŃSKA Tego nie powiedziałam… ( do chłopca, który wnosi dwa spore koszyki i nie wie, co z nimi robić ) No, czegoż tu stoisz, zanieś do izby… ( do Kotwicza ) Śniadanie dla myśliwych … ( poufnie ) ale to tylko dyplomacja, bo inaczej nie miałabym z czym się zamówić.
KOTWICZ Po co?
ŁECHCIŃSKA Po co? Nikt by nie zgadł Oto po prostu po to, żeby pilnować hrabiego.
KOTWICZ Mnie?
ŁECHCIŃSKA Nie inaczej, jak matkę kocham bo hrabia taki ciężki do wszystkiego, że niech Bóg broni może już i zapomniał, że pani sobie życzyła, aby po polowaniu przyjechali wszyscy do pałacu na obiad.
KOTWICZ No tak, wspominała mi kuzynka. Więc cóż?
ŁECHCIŃSKA A Strasz jest?
KOTWICZ Jaka straż?
ŁECHCIŃSKA O! Już koncepta Strasz, ten młody, co się to teraz sprowadził do Zagrajewic, bo to o niego przede wszystkim chodzi.
KOTWICZ Ale fe! Cóż to nowego się święci?
ŁECHCIŃSKA Najprzód, czy jest? No jeżeli go nie masz, to to wszystko niepotrzebne.
KOTWICZ Ale jest, jest, i to nawet mnie zdziwiło skąd się wziął nie proszony? Nikt go nie zna.
ŁECHCIŃSKA ( tajemniczo ) Właśnie, że proszony.
KOTWICZ Przez kogo?
ŁECHCIŃSKA Wystaw sobie hrabia, to cała historia. Pani na bilecie wizytowym męża napisała parę słów ołówkiem i postarałyśmy się, że mu zaniesiono dziś raniutko, niby to z polowania.
KOTWICZ Ale fe!
ŁECHCIŃSKA Jak matkę kocham! I jakże on wygląda? Przyzwoicie?
KOTWICZ Fagas za kamerdynera bym go nie przyjął.
ŁECHCIŃSKA E, hrabiego to nie ma się co pytać, bo taki arystokrata, jak nie wiem co.
KOTWICZ Szewcem, dzięki Bogu, się nie urodziłem.
ŁECHCIŃSKA Co tam, jaki jest, taki jest, dosyć, że ma pieniąchy.
KOTWICZ I grube, ani słowa! Po prostu milioner. ( po chwili, z goryczą) Dostało się w ładne ręce mój Boże! Zagrajewice, taka pańska rezydencja gniazdo Zagrajewskich To był dom, jakich dziś już nie ma Jakeśmy się tam bawili! Goście prawie nie wyjeżdżali…
szampan lał się strumieniami…
ŁECHCIŃSKA ( z admiracją) Jak matkę kocham, to były czasy!
KOTWICZ Zwykle po takich bachandriach zjeżdżano do mnie na barszczyk, z którego słynął mój kucharz. Prawda, że te barszczyki kosztowały mię tyle, że łajdak Wucherstein zlicytował mi Bębnówkę i zabrał jak swoją.
ŁECHCIŃSKA A, to tak?… Ale hrabia miał jeszcze i drugą jakąś wioskę.
KOTWICZ Lipowiec? Mam tu po nim pamiątkę… ( otwiera cienki pugilaresik, do którego Łechcińska ciekawie zagląda) Przegrałem go na tę samą dwójkę pikową.
ŁECHCIŃSKA Jezus!… No i cóż?
KOTWICZ Ano nic oddałem w dwadzieścia cztery godzin dług honorowy, trudno! ( po chwili)
No, ale się przynajmniej żyło i użyło po pańsku A teraz? Pierwszy lepszy cham, prosty wyrobnik jakiś spod płotu chodzi zasmolony, przy fartuchu będzie kamienie tłukł przy drodze później: jest! Wypływa na wierzch krezus!… I niechże taki potrafi dom prowadzić!…
ŁECHCIŃSKA Chyba że go panowie nauczą bo to tak wszystko idzie w kółko o! ( pokazuje palcem)
Taki tam jakiś, skoro się dochrapie grosza, to nie ma spokoju, póki się nie wprosi do koligacji z jakim prawdziwie pańskim domem, i te miliony znowu wracają tam, skąd je wyciśnięto.
KOTWICZ Żeby to!
ŁECHCIŃSKA Niech mówią, co chcą, pan panem zawsze będzie. Na przykład hrabia stracił taki majątek, ale jak był, tak jest hrabią, a to jest kapitał, i jaki! Niejedna majętna osoba na wydaniu chętnie by oddała wszystko, żeby być hrabiną. Ja sama powiadam, że gdybym tak wygrała wielki los na loterii albo gdyby mi dopisały jedne duże pieniądze;co jeszcze sekret; toby się hrabia musiał zaraz żenić ze mną, jak matkę kocham!
KOTWICZ Ale fe! Tak zaraz? Na poczekaniu?
ŁECHCIŃSKA Byłabym hrabiną… ( do siebie) Jezus! Dopiero bym nos zadzierała! Ciekawa rzecz, jaką minę zrobiłaby na to stara szambelanowa. ( do Kotwicza, z przymileniem ) Ożeniłby się hrabia ze mną, gdybym miała pieniądze? Co?
KOTWICZ ( po chwili, przyjrzawszy jej się, pół żartem ) Chyba bardzo grube.
ŁECHCIŃSKA A co! Jeszcze by grymasił, jak matkę kocham nie powiedziałam? Zaraz chce się krociów Dobre i coś zawsze byłby swój kąt, cóż by przyszło robić, gdyby zabrakło cudzych? Przecie hrabiemu nie wypada się zaprzęgać do podłej pracy jak jakiemu pierwszemu lepszemu. To tak jak gdyby na przykład naszemu państwu kazać być czym…
Jezus! Taka wielka familia, od książąt, hrabiów, nawet od królów podobno Czy to prawda, że Czarnoskalscy pochodzą od królów?
KOTWICZ ( z niechcenia ) Właściwie to tylko ta linia, do której ja się liczę, hrabiowska, Dahlbergów, jest skuzynowaną przez Stuartów z większą częścią domów panujących a młodsza, z której pochodzi szambelanic ph niby przez Poniatowskich ale w każdym to już tylko dobra szlachta więcej nic…
ŁECHCIŃSKA No, to i to nie bagatela! Poniatowscy i niechżeby im przyszło co robić, pracować na życie, Jezus! Oni tak przyzwyczajeni do państwa, do wszelkich wygód, czyżby to mogli przenieść? Chociaż nasza pani to święta, anielska kobieta! Pełna rezygnacji, a co za matka! Nie ma ofiary, której by nie była gotową zrobić dla dzieci Bo czyż to nie prawdziwa ofiara pozwolić panu Maurycemu żenić się z córką takiego Dzieńdzierzyńskiego? Skądże to wyszło? Jakiś kupiec!
KOTWICZ ( z gorżką ironią) Także milioner… ( po chwili, z niechcenia) Te pieniądze, o których pani Łechcińska wspomniała, to pewno po referendarzu?
ŁECHCIŃSKA Być może nie wiem.
KOTWICZ ( machnąwszy ręką ) Na księżycu.
ŁECHCIŃSKA O, bardzo przepraszam, nie na księżycu!… Ach, gdyby był referendarz jeszcze trochę pożył, inaczej bym śpiewała Byłby się ożenił ze mną, jak amen w pacierzu ale i tak mi zapisał. Zapierają mi, szachrują, przekupują w sądach, ale wydobędę! Wydobędę!
Choćby mi przyszło nie wiem co!…
KOTWICZ I dużo to tego?
ŁECHCIŃSKA Pokaże się w swoim czasie Ach, jaki hrabia ciekawy… ( na stronie) Jezus! Żebym ja go też złapała . ( głośno ) Ale my tu gadu gadu, a nic o interesie. Niechże hrabia się postara tego Strasza sprowadzić dziś do nas koniecznie Trzeba to zrobić dla pani…
KOTWICZ ( z godnością ) Dlaczegoż kuzynka nie raczyła wtajemniczyć mnie w powody?
ŁECHCIŃSKA Dlaczego, dlaczego kiedy hrabiemu to trzeba by zaraz tak o… ( wystawia język i pokazuje palcem urznięcie)
KOTWICZ Doprawdy! Nie zasługuję na zaufanie? Więc dajcież mi pokój!
ŁECHCIŃSKA Ale za pozwoleniem swoją drogą sama powiedziałam pani to tak jak mnie hrabia żywą widzi, że tu bez hrabiego się nie obejdzie, jak matkę kocham Któż by to zrobił? Ciekawam na samego pana nie ma co rachować.
KOTWICZ Jeszcze czego! Stary pedant.
ŁECHCIŃSKA Młody także nie do tego.
KOTWICZ Więc?
ŁECHCIŃSKA Wszystko opowiem szczegółowo, tylko siadajmy, bo mi nogi ścierpły… ( siadają na ławeczce po prawej ) Otóż, widzi hrabia, rzecz się ma tak… ( tuż za nimi pada strzał; Łechcińska z wielkim krzykiem rzuca się Kotwiczowi na szyję; on podobnież , drgnąwszy, chwyta ją w pół ) Jezus! Jakżem się przelękła… ( spuszczając oczy i odejmując ręce)
Przepraszam hrabiego nie wiedziałam, co się ze mną dzieje…
KOTWICZ ( nie puszczając jej ) Ale fe! Taka nieostrzelana?… ( na stronie ) One jednak wszystkie mają w sobie coś, te kobiety…
( pada drugi strzał i zaraz po nim śmiech; oboje z krzykiem padają sobie w objęcia)
ŁECHCIŃSKA ( zrywając się) Ach, dlaboga! Oni nas jeszcze postrzelą, jak matkę kocham uciekajmy stąd znajdźmy sobie jaki kącik spokojny do pogadania.
KOTWICZ Jest racja pójdźmy do kątka…
( wychodzą spiesznie w głąb ku prawej stronie)
Scena III
MAURYCY, WŁADYSŁAW, DZIEŃDZIERZYŃSKI, potem MICHAŁEK.
DZIEŃDZIERZYŃSKI ( w eleganckim stroju myśliwskim z wszystkimi przyborami, przy kordelasie, ale mina mieszczańska; wyrazy cudzoziemskie wymawia mocno polskim ak centem)
Tak się strzela, moi panowie cały nabój w centrum! ( do Władysława, wskazując n a Maurycego, który na boku zwija papieros ) V o y e z v o u s, q u e l n e z jak mi się nos wyciągnął nie strawi tego mojego triumfu ale bo też to był strzał kapitalny. ( na stronie ) Skąd mi się wziął, ani wiem… ( głośno ) No cóż, nic nie mówisz?
WŁADYSŁAW Zdziwienie odebrało mi mowę.
DZIEŃDZIERZYŃSKI Aha! Zdziwienie Widzisz! Nie spodziewałeś się?
WŁADYSŁAW Ale bo papka tak sobie pachy strzelił.
DZIEŃDZIERZYŃSKI ( dotknięty) C o m m e n t? Jak to, spod pachy? Co gadasz! Czy myślisz, że nie wiem, jak trzymać strzelbę? Ja, myśliwy!… Spod pachy!
WŁADYSŁAW Proszę! Papka myśliwy, a nie zna myśliwskiego wyrażenia Spod pachy to jest z niechcenia, nie mierząc, tak sobie, o!… ( pokazuje, podrzucając strzelbę lufą ku niemu)
DZIEŃDZIERZYŃSKI ( przechodząc na drugą stronę ) S a v e z - v o u s q u o i, c'e s t b o n! ( śmiejąc się )
Złapałeś mnie za słówko no! Patrzcież! Przecież znam doskonale…
Istotnie prawie nie mierzyłem, j e n'a i p a s m e s u r é, m a p a r o l e tak sobie, paf!… To już z natury, znajcie prawowiernego szlachcica, którego nie macie żadnej racji prześladować o mieszczańskie nawyknienia, jak sobie pozwalacie.
WŁADYSŁAW Papko, żarty
…
DZIEŃDZIERZYŃSKI Jeżeli burze krajowe jednego z moich przodków wypędziły do miasta, gdzie wziął się do kupiectwa c o m m e c e l a z nudów p o u r l e p a s s e z t e m p s, to mimo to nie przestaliśmy być szlachtą łęczycką, piskorzami z dziada pradziada…
Dzieńdzierzyńscy de Kurzy-jama Weź herbarz!
WŁADYSŁAW Więc istotnie dlatego papka trafił w centrum?
DZIEŃDZIERZYŃSKI C o m m e n t? A dlaczegoż? Dobra krew przemówiła, i kwita.
WŁADYSŁAW Fe! Któż dziś wierzy w takie przesądy!
DZIEŃDZIERZYŃSKI Mój panie Władysławie jak można odzywać się w ten sposób, c o m m e n t p e u t o n?
To świętokradztwo! ( uroczyście ) Są rzeczy sakramentalne, których lekceważyć nie wolno Kpijcie sobie, ile wam się podoba, z majątku, bo tego lada dureń może się dorobić; ale to, co mamy po antenatach, imię, stanowisko, n o b l e s s e o b l i g e, którego za pieniądze nie kupi, powinniśmy czcić jak świętość Panie Maurycy,nieprawdaż? Poprzej mnie…