Rozdzieleni - ebook
Rozdzieleni - ebook
W 1905 roku siedemnastoletnia Aniela decyduje się pozostać w rodzinnej miejscowości, podczas gdy jej dwaj bracia emigrują za Ocean. Mimo zapewnień, że po nią wrócą, rodzeństwo już nigdy się nie spotyka. Co jednak stałoby się, gdyby po stu piętnastu latach rodziny się odnalazły? Czasy współczesne, Polska, Tarnowskie Góry. Anna mieszka na Śląsku. Jest architektką, która całą swoją uwagę i czas poświęca malarstwu. Jej największym marzeniem jest wernisaż w jednej z europejskich stolic. Namówiona przez babcię, udaje się do Londynu, by poznać zaginioną przed laty rodzinę. Pretekstem do spotkania są urodziny Johna Huntera, nestora rodu. Anna nie zdaje sobie sprawy, że podróż marzeń stanie się jednym z największych wyzwań w jej życiu. Czasy współczesne, UK, Londyn James to wzięty prawnik. Jest wnukiem Johna i jednocześnie zarządcą rodzinnej firmy. Wieść o pojawieniu się rodziny z Polski budzi w nim podejrzenia. James jest sceptycznie nastawiony, żywi przekonanie, że ci ludzie chcą zwyczajnie wyłudzić pieniądze. Robi wszystko, aby ich zdemaskować. Nie waha się wynająć w tym celu detektywów. Nie zamierza spotykać się ze swoją nową rodziną. Nie ma tylko pojęcia, że poznana przez niego kobieta o zdumiewająco niebieskich oczach sprawi, że jego świat stanie na głowie. James będzie miał okazję do zemsty, jednak… Czy wciąż będzie jej pragnął? Czy warto walczyć o marzenia wbrew przeciwnościom losu oraz ludzkim opiniom? Oczywiście! Pełna emocji historia o zjednoczeniu rodzin, a przede wszystkim elektryzujący romans, który na długo zapada w pamięć! "Poruszająca, trzymająca w niepewności do ostatnich stron. Historia Jamesa i Anny ma w sobie ogromny ładunek emocjonalny i na długo zapada w pamięć. Polecam." - K.C. Hiddenstorm, pisarka „Elektryzująca namiętność oraz porywy silnego pożądania, przeplatane nienawiścią i historią rozdzielonej rodziny, której potomkowie spotykają się po ponad stu latach, sprawiły, że zakochałam się w tej książce. Szczerze polecam!” - Anett Lievre – pisarka „Ponadczasowa miłość i szalejąca namiętność, która wciąga od pierwszych stron. Rodzinne tajemnice i intrygi to najlepszy sposób, by uwieść czytelnika. Polecam z całego serca. Dajcie się ponieść emocjom.” - AT.Michalak, pisarka
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-141-2 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Aniela
Czasy współczesne
Anna
Dwa tygodnie później – Londyn
James – wtorek
Anna – wtorek
Anna – środa
Aniela
Anna i Róża – czwartek
James
Aniela
Anna
Anna – piątek
Aniela
James
Przyjęcie urodzinowe – Anna
Przyjęcie urodzinowe – James
Anna
Aniela – sierpień 1939
Anna
Anna – pożegnanie
Anna – Polska, jeden dzień później
Dom Anny
Aniela
James
James – dwa tygodnie później
Aniela
Anna
Anna – siedem dni później
Anna – kolejne siedem dni później
Dzieci Anieli
James
Anna
Gillian
Anna
Dzieci Anieli
Anna
James
Anna
Emilie Ferrers
Anna
Aniela i jej dzieci
Anna
PODZIĘKOWANIAAniela
Zapach kościoła, kadzidła i ciężka woń świec królowały dookoła. Pełne ławy ludzi i zadowolony wzrok mężczyzny, przed którym stała Aniela, spowodowały, że czuła się, jakby była w złym śnie; takim, w którym dzieje się coś złego, a ty nie potrafisz się ruszyć i uciekać.
– Czy ty, Anielo Kućmierz, bierzesz sobie za męża tego tu oto mężczyznę? – zabrzmiały w jej uszach słowa księdza. Podniosła na niego swoje błękitne oczy. Były tak inne od zwykłej, wiejskiej codzienności, że w ciszy panującej w kościele dało się słyszeć westchnienie aniołów. Jakby wszystkie się nad nią skupiły, wstrzymały oddech i czekały, co powie. Jakby od tej odpowiedzi zależało wszystko, co potem miało nastąpić.
Aniela nie sądziła, że to pytanie padnie tak prędko. Miała wrażenie, że msza się dopiero zaczęła, a ona może nadal porządkować fakty, aby podjąć najlepszą dla siebie decyzję. Myślała, że ma jeszcze czas, ale on dobiegł końca. Spuściła głowę. Nie skończył się teraz, gdy ksiądz proboszcz zadał to sakramentalne pytanie, ale znacznie wcześniej. Może wczoraj wieczorem? Może dawno temu? Czyżby przegapiła ten moment? Może po prostu liczyła na cud. Cud, aby ktoś za nią podjął tę decyzję, kazał jej uciekać lub zostać, zapewniając jednocześnie, że to najlepsze, co może zrobić. Słyszała szum niewidzialnych skrzydeł i zwracała oczy ku niebu, szukając tam pomocy. Mocniej ścisnęła w dłoni bukiet ślubny i wydawało jej się, że czuje palcami każdą jedną łodyżkę kolorowego kwiatu, jakby tam szukała odpowiedzi, i czepiała się zawzięcie minionego czasu. Aniela Kućmierz była najmłodszym dzieckiem w rodzinie i miała dwóch starszych braci.
– To najpiękniejsze dziecko, jakie widziałam – stwierdziła stara akuszerka, Elena Franke, dziwiąc się, że obie, matka i córka, przeżyły makabryczny poród pośladkowy. Ona nie dawała im szans i już dawno postawiła na nich krzyżyk. Teraz jednak patrzyła z zachwytem na niemowlę, które rozglądało się po tym padole, jakby widziało kogoś lub coś, czego ludzie nie widzieli. Ale niemowlęta tak przecież patrzyły. – Ma tak błękitne oczy, że to aż nieprzyzwoite, to grzech. Lepiej ją szybko ochrzcić i odgonić od niej złego. – Umyła ręce w misce i wytarła je w czyste płótno. Normalne rzeczy zdarzały się codziennie, ale gdy ludziom przytrafiało się coś innego, piękniejszego, czy nadprzyrodzonego, trzeba było uważać. Oczy małej Anieli miały nadzwyczajną barwę i ona, Elena, kobieta, która od trzydziestu lat przyjmowała porody, wiedziała o tym najlepiej. Wiedziała też, że od razu trzeba uciszyć ludzkie gadanie i sprowadzić księdza, aby ochrzcił dziecko. Przy tak nienaturalnie niebieskich oczach, już niedługo cała wieś będzie gadała o Anieli. Jedni będą dopatrywali się złych mocy, inni będą jej tylko zazdrościli, a mężczyźni może podziwiali. – Nie będzie miała łatwego życia – stwierdziła. Postała jeszcze przez chwilę i przemyślawszy, jak niezbadane są ścieżki Pana, dodała: – Chyba jednak Bóg bardzo chciał, aby pojawiła się na tym świecie, skoro was obie ocalił – Zaczęła powoli zbierać swoje rzeczy. Też chciała wrócić już do domu i odpocząć.
Od tej chwili wszyscy zachwycali się urodą Anieli. Piękna jak powiew świeżego wiosennego wiatru ze swymi kruczoczarnymi włosami, zdrową, nieskazitelną cerą i tymi oczami! Błękitne jak rozświetlone wiosenne niebo po burzy, czyste i przejrzyste. Porażające swą kryształową barwą. Była najpiękniejszą dziewczyną we wsi i nikt nie był w stanie temu zaprzeczyć. Czuła się bezpieczna i kochana, choć bieda nieraz zaglądał w ich progi, a sąsiadki zazdrościły jej urody i ciekawsko zerkały do ich domu, szukając jakiejś sensacji.
Właśnie bieda skłoniła braci Anieli do podjęcia drastycznych kroków. Jakub i Antek w tajemnicy przed rodzicami zbierali pieniądze na bilet do Ameryki. Aniela miała jednak nadzieję, że będą jeszcze zbierali bardzo długo. Uwielbiała swoich braci i nie chciała się z nimi rozstawać. Jakub był starszy od niej o sześć lat, a Antek o cztery. Byli już dorośli, ale nie chcieli zakładać rodzin, aby nic nie trzymało ich w tym biednym kraju. Konsekwentnie realizowali swój plan. Jakub był zdolnym stolarzem, ale i od kowalstwa nie stronił, a Antek potrafił wymyślać dziwne rzeczy, które ułatwiały ludziom pracę. Interesowali się tylko rolą, bo tego wymagał ich ojciec, swoją ojcowizną, bo byli Polakami i swoim marzeniem – podróżą za ocean. Interesowali się również Anielą.
– Pojedziesz z nami – powiedział Jakub, stojąc w kuchni i krojąc dla niej kromkę chleba, który matka rano upiekła. – Nie zostawimy cię tutaj.
Aniela uśmiechała się tylko do braci i cieszyła się, że będzie mogła z nimi pojechać. Chyba zawsze chciała, ale bała się poprosić lub po prostu zapytać, czy ją zabiorą z sobą. Skąd miałaby wziąć pieniądze na tę podróż. Oni pracowali dodatkowo, a ona pomagała tylko w gospodarstwie. Nie dostawała pieniędzy za swą pracę. Skończyła parę klas szkoły powszechnej, umiała czytać i pisać, ale to było wszystko, co potrafiła. Zdawała sobie sprawę z tego, że będą musieli jeszcze długo poczekać, aby nazbierać na bilet dla niej. Pomagali więc sobie i troszczyli się o siebie, zbierając pieniądze w tajemnicy przed rodzicami. Pewnie ojciec by ich stłukł i zabrał pieniądze, gdyby się o wszystkim dowiedział. Ziemia była święta i dla niej wszyscy powinni pracować. Takie było jego zdanie.
Jakiś czas po szesnastych urodzinach Anieli do drzwi ich domu zapukał Michał Rataj. Był bogatym chłopem z Kąpieli Wielkich, wsi położonej na północ, jakieś pięć kilometrów od nich. Gospodarstwo miał wielkie, dochody spore i tylko jednego syna, Piotra, którego przyprowadził z sobą. Do stołu wraz z nimi usiadł i trzeci przybysz, skryba Bogumił Gołąbek.
Jakub skrzywił się. Nie lubił Piotra. Nie lubił również jego ojca Michała. Ich wizyta nie wróżyła nic dobrego. Wprawdzie mieli spore trudności finansowe, ale nie aż takie, aby pożyczać pieniądze lub robić po wsi długi. Nie starczało może na zachcianki, ale na normalne życie nie musieli pożyczać pieniędzy. Żyło im się ciężko i biednie, ale przyzwoicie – pomyślał Jakub, bacznie obserwując, jak Michał Rataj i Bogumił Gołąbek swobodnie zachowują się przy ich stole. Jakub spojrzał na brata, potem na ojca i ciężko oddychał, gdy matka nalewała do kubków gorącej herbaty zaparzonej chwilę wcześniej na ogniu, jakby spodziewała się całej armii austriackiej lub rosyjskiej. Aniela stawiała przed gośćmi talerz z pokrojonym słodkim chlebem i z ciastem z jabłkami, które matka upiekła. Luźna, grzecznościowa rozmowa toczyła się wokół stołu, gdy wszyscy popijali herbatę i kosztowali smakowitych wypieków. Jakub nie był w stanie jeść. Spod ściągniętych, ciemnych brwi, obserwował Piotra i to, jak błądzi wzrokiem za Anielą. Nie podobało mu się to! Aniela miała wielu wspaniałych adoratorów. Najpiękniejsza dziewczyna we wsi, a może i w całej okolicy miała w kim wybierać! Nie potrzebowała jeszcze tego kulawego chuchra.
Tak – pomyślał Jakub, przeczesując ze zdenerwowania swoje czarne falowane włosy. – Piotr Rataj ma po ojcu odziedziczyć duże gospodarstwo. Tylko że gospodarstwo i pieniądze nie były w stanie przykryć niedoskonałości tego człowieka. Piotr był zaledwie dwa lata starszy od Anieli i rówieśnicy tolerowali go tylko z powodu jego pieniędzy. Od dzieciństwa kulał. Chyba się taki urodził, bo Jakub nie słyszał, aby miał jakiś wypadek, który do tego doprowadził. Trudno mu było nadążyć fizycznie za kimkolwiek i z tego powodu, był trochę odizolowany od ludzi. Serce Jakuba zadrżało. W jednej chwili zrozumiał powód tej niespodziewanej wizyty. Targał nerwowo palcami swoje falowane, ciemne jak u Anieli i Antka włosy i wzniósł oczy ku niebiosom. Tylko nie to, Boże! – wykrzyczał w duchu. Dłoń Jadwigi, jego matki, spoczęła ciężko na jego ramieniu, jakby przygwoździła go do ławki, na której siedział. Spojrzał na nią. Jej twarz była poważna i skupiona. Drobna zmarszczka między brwiami mówiła mu, że matka nie żartuje i że on i brat, mają być cicho. Rodzice wiedzieli! – zdał sobie z tego sprawę Jakub i jego oczy z przerażeniem się rozszerzyły. Wiedzieli i pozwolili na tę wizytę. Czyżby byli ślepi?! Jak mogli godzić się na propozycję Michała Rataja, skoro wokół Anieli kręciło się tylu zacnych kawalerów? Chcieli ją oddać temu krzywemu niedorostkowi?! Jakub zawsze wyobrażał sobie, że mężem Anieli zostanie ktoś silny, wysoki i tak zaradny, jak on z bratem, czy jego ojciec. Nie było mowy o kimś takim jak Piotr. To była jakaś obelga, dla Anieli i jej urody. Czyżby bogaty mógł wszystko?! Słuchał z niesmakiem, jak Bogumił Gołąbek i Michał Rataj wychwalają swój status materialny i oczywiście Piotra. Jednak, gdy głośno i otwarcie poprosili ojca o rękę córki, Jakub widział, jak Aniela zbladła i zszokowana wstała ze swego miejsca. Jej niebieskie oczy zaszkliły się. Jakuba w jednej chwili poniosło.
– Nie ma mowy! – krzyknął, wstając. – Nie zgadzam się!
– Za późno już podpisaliśmy umowę przedmałżeńską – oświadczył Michał Rataj, splatając palce rąk i kładąc je na zaokrąglonym brzuchu. Usatysfakcjonowany, że utarł Jakubowi nosa, rozparł się na ławie.
– Co?! – wyrwało się naraz z trzech rozdygotanych piersi.
Aniela trzęsła się jak osika i ledwo stała na nogach. Jakub doskoczył z bratem do zalotników i gdyby nie szeroki, potężny stół, który swego czasu wykonał wraz z bratem, dorwałby zapewne któregoś z nich. Nie mieli zamiaru oddać im Anieli. Była ich siostrą i już od dawna mieli swoje plany, a ten… ten człowiek przychodził tutaj i wszystko chciał zmieniać i zniszczyć!
– To nasz siostra! Nie oddamy jej temu wypierdkowi! – krzyknął Jakub i wskazał na Piotra wciskającego się w przeciwległą ścianę. W ogóle nie czuł, że matka z desperacją próbuje odciągnąć go na bok. Była za słaba, aby dać sobie radę z tak potężnym mężczyzną. Jednak opamiętanie przyszło z innej strony. Potężna dłoń ojca wystrzeliła w powietrze i głośnym plaskiem uderzyła go w policzek. Jakub, w szale, nie bardzo poczuł siłę uderzenia, ale opamiętał się. Ojciec go spoliczkował przy obcych! Potrząsnął głową. Spojrzeli sobie wrogo w oczy. Jakub widział w ciemnych oczach ojca złość i furię, które nim targały, bo synowie sprzeciwili się jego woli przy gościach. W ogóle się tego nie spodziewał. Jego decyzja była święta i nieodwracalna. Jednak synowie nie byli już dziećmi – pomyślał Jakub. – I mieli swoje zdanie. Nie zgadzali się z wolą ojca, aby oddać Anielę tym ludziom. Nie ją!
– Niech Piotr bierze każdą inną dziewkę z okolicy – warknął Antek dając czas bratu, aby oprzytomniał. – Aniela nie jest dla niego i nigdy nie będzie.
– Wynocha stąd! – wysyczał przez zęby Ludwik Kućmierz, zwracając się do synów i pokazując im ręką na drzwi. Ludwik był zawsze surowym ojcem i nieraz obrywało im się od niego, gdy byli dziećmi. Jednak swego czasu, gdy dorosły już Jakub złapał rękę ojca, który próbował wymierzyć mu karę cielesną za późny powrót do domu, ojciec zrozumiał, że skończyły się czasy bicia synów za przewinienia. Kłócili się, sprzeczali i dogadywali się. Aż do dzisiaj! Dzisiaj stanęli naprzeciw siebie, jak rozjuszone koguty, i żaden nie miał zamiaru ustąpić.
– Nigdy! – krzyknął Jakub, jeszcze bardziej się napuszając, a Antek stał u jego boku murem. Kochali rodziców, ale od dzieciństwa im wpajano, aby szczególnie uważali i pilnowali Anieli. Ludzie ją podziwiali, zapatrywali się w nią, ale byli i tacy, co jej złorzeczyli i przeklinali. Dlaczego właśnie teraz mieli przestać martwić się o siostrę i oddać ją pierwszemu lepszemu, bogatemu gospodarzowi? Oddać ją temu małemu słabeuszowi i niedorajdzie, który krył się za pieniędzmi ojca?
– Nigdy! – powtórzył za bratem Antek. – Nie jemu! – Wskazał palcem na Piotra.
– Wynocha! – zagrzmiał ojciec. W jednej chwili wszyscy ucichli. Nawet obcy. Jego głos usadził wszystkich. Był jak cmentarny dzwon, przenikający żałobników.
Jakub i Antek spojrzeli na ojca. Iskry złości i nienawiści sypały się dookoła. Topniały spoiny miłości i lojalności rodzinnej.
– Już! – ponaglił synów. Jakub odwrócił się w stronę siostry.
– Chodź z nami, Anielo – powiedział łagodnie i wyciągnął rękę w stronę siostry.
Oczy Anieli były pełne łez. Kąciki jej ust drgnęły z radości i zrobiła w jego stronę krok i drugi.
Jej twarz rozpromieniła się szczęściem, że znalazła w braciach swych obrońców i wybawicieli.
Wtedy matka stojąca między nimi złapała Anielę i wcisnęła ją w kąt odgradzając od braci. Aniela szamotała się i krzyczała, próbując walczyć z matką, ale ta dosłownie ją przygniotła i zdominowała. Antek ruszył wraz z Jakubem, aby pomóc siostrze, ale ojciec i Bogumił Gołąbek stanęli im na drodze.
– Wynocha! – powtórzył ojciec, jakby nie był ich ojcem. Jakub poczuł, jakby kajdany rodzicielskiej miłości spadły na ziemię. Nie był nic winien rodzicom, chciał tylko zabrać stąd siostrę.
– To dla jej dobra – odezwał się Gołąbek, stając przed nim i odpychając go lekko. – Będzie jej w Kąpielach dobrze, bogato, nie tak jak tu.
Jego słowa były jak woda na młyn. Jakub zamachnął się i jego pięść wylądowała na szczęce skryby. Jak mógł ich tak obrazić! A szczególnie matkę i Anielę, które o wszystko i wszystkich skrupulatnie dbały! Ich dom był biedny, ale czysty, zadbany i pełen miłości. Aż do teraz. On i Antek byli chyba najwyżsi we wsi, a siły im nie brakowało. Gołąbek od razu runął na ziemię. Wszyscy spojrzeli po sobie. Nienawiść zrodziła się nagle i wręcz się gotowała.
– Niech oni się wynoszą! – warknął do ojca Jakub, wskazując ręką na Michała i Piotra.
– Nie oddawaj im Anieli! – wtrącił Antek. – Nie zasługują na nią!
– Powiedziałem, że już za późno! – odezwał się starszy z gości, Michał.
Nikt nie zwracał uwagi na gramolącego się z podłogi i rozcierającego szczękę skrybę.
– Wasz ojciec podpisał kontrakt. Zbankrutujecie, jeżeli nie odda nam Anieli – dodał z wyraźnym zadowoleniem.
Jakub powoli przeniósł spojrzenie z nieproszonego gościa na ojca. Czyżby staruszka zaćmiło? Co on takiego podpisał, że ci ludzie grożą im bankructwem?
– Czy to prawda? Zbankrutujemy i dlatego oddajesz im Anielę? – zapytał przez zaciśnięte zęby Jakub. Czuł, jak bardzo napięte są wszystkie jego mięśnie.
– Milcz! – warknął ojciec. – To nie twoja sprawa!
– A czyja?
– Moja i matki.
W Jakubie aż wrzało, gdy patrzył na Anielę, usadzoną w kącie przez matkę.
– Wolno ci ją sprzedać tym ludziom, a mi nie wolno jej bronić?! – oburzył się Jakub, marszcząc brwi i groźnie patrząc na ojca. – Po cholerę tak wcześnie wydawać ją za mąż? Niech inne to robią. Aniela nie musi brać pierwszego lepszego, który się napatoczy! – dopowiedział, chociaż wiedział, że Piotr i jego rodzina to nie ktoś „pierwszy lepszy.” Tak bywało. Najbogatszy chłop brał sobie najładniejszą dziewczynę we wsi i nikt się temu nie dziwił.
– Jak śmiesz! – krzyknął ojciec i znów zamachnął się na syna. Tym razem Jakub był szybszy. Chwycił rękę ojca w nadgarstku, a ta zawisła między nimi jak niewypowiedziane przekleństwo.
– Oddaj im Anielę – powiedział Jakub. – A stracisz nie tylko córkę, ale i synów.
Odepchnął od siebie ojca, jakby był chucherkiem, a nie potężnym mężczyzną i ruszył z Antkiem do wyjścia.
– Kuba! Kuba! – usłyszał za sobą lament Anieli. – Nie odchodź!
Spojrzał na siostrę i ze złamanym sercem i łzami w oczach zamknął za sobą i za Antkiem drzwi rodzinnego domu. Jeszcze tej samej nocy przeliczyli pieniądze, które odłożyli na podróż.
Była wczesna jesień. Ślub Anieli i Piotra wyznaczono na wiosnę, nim ruszą prace w polu. Ojciec nie zgodził się na wcześniejszy termin, gdyż uważał, że Aniela jest jeszcze zbyt młoda. To było chyba jedyne zwycięstwo w tej rodzinnej wojnie, chociaż Michał Rataj, twardo żądał ślubu jeszcze teraz, przed adwentem. Poczynił jednak to ustępstwo za namową księdza proboszcza, który uważał, że dziewczyna faktycznie powinna oswoić się z myślą o zamążpójściu.
Mieli ponad pół roku na przygotowania.
Od czasu awantury minęły trzy dni i dopiero wtedy rodzice pozwolili wyjść Anieli z domu. Przeszła się po podwórku, wzrokiem wyszukując swoich braci. Jakub i Antek nie wracali do domu na noc, a ojciec zabraniał matce ich szukać. Do niej też się nie odzywał, ponieważ próbowała wykręcić się z zaręczyn i nie przyjęła tego tak, jak oczekiwał.
Obeszła gospodarstwo i ruszyła ścieżką przez zagajnik, aby pobyć sama ze swymi zbłąkanymi myślami.
W domu rodzinnym było jej tak dobrze, że nie myślała jeszcze o małżeństwie. Nie miała nawet ukochanego. Podobał jej się ten czy tamten, ale do nikogo nie czuła jeszcze czegoś wielkiego, tak jak opowiadały jej przyjaciółki. Tęskniła za tym czymś, ale jeszcze tego nie poznała. Może jej serce drgało mocniej, gdy widziała Maćka Zwadło, a jej wzrok podążał za nim, gdy pracował na roli z jej braćmi, ale czy to mogło być to? To, co się stało parę dni temu, po prostu ją poraziło. To nie miało tak wyglądać! Nie w ten sposób. Była w połowie zagajnika, gdy usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się. Jakub i Antek biegli w jej stronę! Chwyciła poły swojej spódnicy i biegiem ruszyła w ich stronę, nie zważając na błoto i kałuże powstałe po nocnych opadach deszczu. Sama nie wiedziała, czy się śmieje, czy płacze. Ręce rozrzuciła na boki, wiatr szumiał jej w uszach. Wpadła w opiekuńcze ramiona braci i już tu chciała pozostać.
– Jedź z nami za ocean, Anielo! – zaproponował z entuzjazmem Antek.
Uśmiechała się ze szczęścia, wciskając głowę w twarda pierś Jakuba i spoglądając na Antka. Cała ich trójka była razem i była szczęśliwa.
– My i tak wyjeżdżamy, Anielo – wtrąciła Jakub – I wolałbym, abyśmy wyjechali razem. Jeżeli powiesz „tak”, to już jutro możemy ruszać. Jedno twoje słowo… – Przytulił do siebie rodzeństwo, brata po jednej, a siostrę po drugiej stronie.
– Jakoś to zorganizujemy – odparła radośnie Aniela. – Mamy czas.
Jednak czas się skończył. Sama nie wiedziała, jak to się stało, że stała przed księdzem i musiała odpowiedzieć na najważniejsze pytanie w swoim życiu? Jak doprowadziła do tego, że została w domu ojca i ubrała się w ślubną suknię z długim welonem i uklękła przed bożym ołtarzem przy człowieku, którego nie kochała?
Zgodziła się z wolą rodziców i obiecała wyjść za mąż za Piotra. Była to dla niej decyzja tymczasowa, bo przecież wyjeżdżała z braćmi za ocean. Odwlekała tylko datę wyjazdu, bo gdy bracia się wyprowadzili, zabrakło im rąk do pracy. Jak mogła, tak pomagała rodzicom w gospodarstwie. Nie było ich stać na parobka i większość prac wykonywali sami. Ona, matka i ojciec. Zastanawiała się, czy faktycznie powinna wyjechać z braćmi za morze, albo jeszcze dalej i nigdy już nie wrócić, nie zobaczyć swej rodziny? Co będzie z rodzicami, gdy jej zabraknie? Miała jeszcze jeden dylemat. Przez przypadek podsłuchała rozmowę braci i wiedziała, że bez niej bez problemu dotrą do Ameryki i zrealizują swoje marzenie. Gdy pojedzie z nimi, pieniędzy wystarczy ledwo na dotarcie do Anglii, gdzie będą musieli zapracować na część jej biletu. Anglia, jakże egzotycznie to brzmiało. Nawet nie miała pojęcia, w którą stronę jechać, aby tam dotrzeć. W swoim prawie siedemnastoletnim życiu najdalej dotarła do Wolbromia. Co tydzień chodziła tam do kościoła. Jeżeli pojedzie, rodzice zostaną sami i nie miała pojęcia, co się z nim stanie. Wprawdzie Jakub mówił, że będą im przysyłać pieniądze, ale czy to w ogóle było możliwe? Jak sobie bez niej poradzą w świecie, gdzie Michał i Piotr będą ich wrogami? Natomiast jeżeli pojedzie, prawdopodobnie zrujnuje marzenia braci. Nie dotrą za ocean. Musiała się zastanowić. Miała czas. Minął już czas. Musiała odpowiedzieć.
Była najładniejszą dziewczyną we wsi, a niektórzy mówili, że nawet w całej okolic. Tak przynajmniej słyszała, bo trudno było jej w to uwierzyć. Kruczoczarne włosy, ciemna, opalona cera i oczy tak niebieskie, że aż świeciły. Sąsiadki na nią złorzeczyły, że zauroczyła nimi Piotra i to właśnie ją wybrał spośród tylu kandydatek, a ona nawet go nie chciała. Gdyby kumoszki wiedziały, dlaczego zgodziła się na ten ślub, nie byłyby takie skore do plotek. Zresztą, kto wie? Może gadałaby więcej?
– Anielo, jedź z nami, nie musisz jutro wychodzić za maż – prosił ją wczoraj wieczorem starszy brat, mocno ściskając jej rękę. – Pojedziemy razem i razem damy sobie radę. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, a my zadbamy o resztę.
– A co z rodzicami? – zapytała, bo bała się sprowadzić zagładę na ich dom. Jej przyszły mąż podpisał już kontrakt małżeński nawet na probostwie i po ślubie miał się zaopiekować i wesprzeć jej rodzinę. Tylko dlatego się wahała.
– Będziemy mieszkać we trójkę, jak długo się da – mówił z pasją i nadzieją w głosie Jakub. – I razem będziemy pracować i przysyłać rodzicom pieniądze. Zobaczysz, uda nam się. Jednak ona, zagmatwana w swoje dylematy, stała dzisiaj przed księdzem, przed bożym ołtarzem. Wiedziała, że jej serce wyrywa się do Jakuba i Antka, którzy stali na samym końcu kościoła, w cieniu wielkich kościelnych drzwi wejściowych i czekali na to, co powie. Mieli jeszcze nadzieję. Musiała podjąć decyzję. Zostawić rodziców na pastwę losu czy zrujnować marzenia braci? Jeżeli zostanę, to nic złego się nie stanie – pomyślała. – Rodzice będą bezpieczni, a bracia zrealizują swoje marzenia i wyjadą za ocean. Otworzyła usta i odpowiedziała na pytanie księdza proboszcza:
– Tak.
Poświęciła się dla ich dobra.
Nie myślała o sobie, tylko o tych, których kochała. Wszystko w powietrzu zamarło. Nawet szum skrzydeł aniołów ucichł na sto piętnaście lat, jakby ich nigdy nie było.