Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozkwit i upadek rodu Sobieskich - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Rozkwit i upadek rodu Sobieskich - ebook

Książka poświęcona jest dziejom Jana III i Marii Kazimiery oraz ich dzieci. Przedstawia przede wszystkim prywatne życie rodziny Sobieskich, poprzedzone długoletnim romansem Jana i Marii Kazimiery, którzy na potrzeby swej korespondencji przyjęli pseudonimy Celadona i Astrei. Autorka zrywa z dotychczasową wizją zgodnie, z którą to Jan Sobieski zainicjował związek tych dwojga ludzi, a kochał „jedyną serca i duszy pociechę” od pierwszego wejrzenia. Również pełne uczuć listy bohaterów przedstawione zostały w nowym świetle. Książka ukazuje nie tylko młodzieńczą namiętność kochanków, ale również wzajemne oddanie i ofiarność małżonków oraz trudny czas wdowieństwa i samotności Marii Kazimiery. Pokaźną część publikacji zajmują dzieje synów i córki Sobieskich.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16258-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

„Był czło­wie­kiem posła­nym od Boga, nie anio­łem, był czło­wie­kiem ze wszyst­kimi swo­imi wadami i sła­bo­ściami”¹ – tak pisał o Janie Sobie­skim jeden z jego bio­gra­fów. To na pewno praw­dziwe słowa. Jan III należy do naj­sław­niej­szych postaci w dzie­jach Pol­ski, a jego zasługi dla histo­rii oręża są ogromne. Nie bra­ko­wało jed­nak w życiu tego boha­tera pora­żek i trud­no­ści, a on sam nie był hero­sem bez skazy. Dostrze­że­nie w czło­wieku tak wiel­kim wad i sła­bo­ści nie powinno umniej­szać podziwu dla jego doko­nań. Jego sława pły­nęła nie tylko ze zwy­cięstw. Jej źró­dłem są także prze­po­jone miło­ścią i tęsk­notą listy do uko­cha­nej żony – Marii Kazi­miery. Kwe­stia uczuć Jana Sobie­skiego była po wie­le­kroć oma­wiana i z reguły czy­niono mu zarzuty, że poko­chał kobietę nie­godną jego miło­ści, która ni­gdy nie doce­niła ani jego wiel­ko­ści, ani głębi emo­cji, które w nim wzbu­dziła. Uczu­cia były pod­stawą zarzu­tów sta­wia­nych Sobie­skiemu – źle wybrał part­nerkę i pła­cił za to wysoką cenę, sta­jąc się nie­ko­cha­nym, wręcz mal­tre­to­wa­nym mężem. W listach, które się zacho­wały, wielu nie dostrze­gało pew­nej gry i znaku epoki, w któ­rej powstały. Baro­kowa miłość była pełna prze­sady, cza­sem nawet sprzecz­nych sygna­łów – głę­bia uczuć prze­ja­wiała się w owym cza­sie wewnętrz­nym kon­flik­tem, a z ero­tyką ramię w ramię postę­po­wała śmierć. Trzeba o tym pamię­tać, pochy­la­jąc się nad tymi listami. Zarzuty, które Sobie­ski sta­wiał żonie, były krzy­kiem stę­sk­nio­nego serca, ale rów­nież prze­ja­wem ego­ty­zmu – nieco prze­sad­nego zain­te­re­so­wa­nia wła­sną osobą. Wła­ści­wie wię­cej słów poświę­cił autor sobie samemu niż uko­cha­nej. Nie można też tra­cić z oczu tego, że do naszych cza­sów dotrwała tylko część ich kore­spon­den­cji. Nie zacho­wała się więk­szość listów Marii Kazi­miery, gdyż nie ma wąt­pli­wo­ści, że pisy­wała do męża czę­sto. Wynika to z wni­kli­wej lek­tury jego listów. Kore­spon­den­cja Sobie­skiego świad­czy rów­nież o szer­szym aspek­cie uczuć, które żywił dla mał­żonki. Nie była dla niego jedy­nie obiek­tem ero­tycz­nym – była part­nerką, którą mąż infor­mo­wał o swo­ich dzia­ła­niach, o sytu­acji poli­tycz­nej czy mili­tar­nej. Dla histo­ryka te listy to bogate źró­dło wie­dzy o wyda­rze­niach tego czasu. Świad­czą jed­no­cze­śnie, że w rozu­mie­niu Sobie­skiego takie wie­ści nie prze­kra­czały moż­li­wo­ści inte­lek­tu­al­nych Marii Kazi­miery. Wiemy to także z jej odpo­wie­dzi – zawie­rają opi­nie i komen­ta­rze na temat tego, co opi­sy­wał. Nie należy więc odbie­rać kró­lo­wej wszel­kich zdol­no­ści inte­lek­tu­al­nych, jak to czy­nili nie­któ­rzy z jej bio­gra­fów. Można raczej spró­bo­wać dostrzec w Marii Kazi­mie­rze to, co widział jej mał­żo­nek, i zasta­no­wić się, co go do niej przy­kuło. Nie po to, aby ją podzi­wiać, lecz żeby zro­zu­mieć kobietę, która przez trzy­dzie­ści lat była towa­rzyszką życia boha­tera, a dwa­dzie­ścia lat wdo­wień­stwa spę­dziła, wspo­mi­na­jąc jego wiel­kość i ich wza­jemną miłość.

Naj­mniej znane, ale rów­nie mocno owiane czarną legendą, są losy dzieci Sobie­skich. Synom króla, któ­rzy z róż­nych powo­dów nie zdo­byli korony po jego śmierci, zarzu­cano brak zdol­no­ści i cha­ry­zmy ojca. Dostrze­gano tylko ich wady i sła­bo­ści, nie pró­bu­jąc zoba­czyć dra­matu, który stał się ich udzia­łem.

Na temat doko­nań Jana III, a także o jego miło­ści do Marii Kazi­miery napi­sano wiele ksią­żek. Spis waż­niej­szych z nich został zamiesz­czony na końcu tej pracy. Warto do nich się­gnąć w poszu­ki­wa­niu dokład­niej­szych infor­ma­cji na temat suk­ce­sów mili­tar­nych i trud­no­ści, które Sobie­ski napo­tkał w poli­tyce, a także losów jego dzieci oraz cza­sów, w któ­rych przy­szło im żyć. Maria Kazi­miera docze­kała się bio­gra­fii pióra Michała Koma­szyń­skiego. Popu­lar­no­ścią cie­szy się na­dal dzieło Tade­usza Boya–Żeleń­skiego, napi­sane ze swadą i roz­ma­chem, choć autor wyka­zał się więk­szą wyobraź­nią niż zna­jo­mo­ścią źró­deł, bo też nie był histo­ry­kiem. A histo­ry­kowi wyobraź­nia źró­deł zastą­pić nie może, tym bar­dziej że życie pisze opo­wie­ści o wiele cie­kaw­sze niż szu­ka­jący sen­sa­cji auto­rzy. Opi­su­jąc dzieje Sobie­skich, naj­mniej uwagi poświę­cono ich dzie­ciom, choć ich histo­ria jest nie mniej cie­kawa niż dzieje Jana III i Marii Kazi­miery. Nie ma jed­nak w życiu synów króla ani tak wiel­kich czy­nów, ani tak wiel­kiej miło­ści, jest za to dużo wię­cej dra­matu. Na ujaw­nie­nie nie­zna­nych dotąd szcze­gó­łów z ich życia pozwo­liło dotar­cie do źró­deł nie­do­stęp­nych po II woj­nie świa­to­wej, a nawet uzna­wa­nych za bez­pow­rot­nie stra­cone. To wła­śnie one uka­zały Marię Kazi­mierę i jej uczu­cia do dzieci w świe­tle listów pisa­nych do synów. Pozwa­lają zoba­czyć histo­rię kró­le­wi­czów Sobie­skich poprzez kore­spon­den­cję, którą wymie­niali mię­dzy sobą.

Niniej­sza książka jest próbą przy­bli­że­nia czy­tel­ni­kowi dzie­jów króla, jego żony i dzieci. Ta rodzina dzięki wygra­nej pod Cho­ci­miem wznio­sła się na szczyty powo­dze­nia, a wraz z suk­ce­sem wie­deń­skim trwale weszła do histo­rii Europy i chrze­ści­jań­stwa, lecz po śmierci Jana III – autora tych zwy­cięstw, wpa­dła w nicość poli­tyczną, a wkrótce zeszła ze sceny dzie­jo­wej.POCZĄ­TEK

„O, jak słodko i zaszczyt­nie jest umie­rać za Ojczy­znę!” – takie słowa wyryto na nagrobku het­mana Sta­ni­sława Żół­kiew­skiego. Czy­ta­jąc ten napis, Jan Sobie­ski uczył się alfa­betu. Wiele lat póź­niej wspo­mi­nał, że te pierw­sze lek­cje odby­wały się pod okiem matki.

Zapewne Teo­fila Sobie­ska uczyła synów nie tylko skła­da­nia liter. Edu­ka­cji musiały towa­rzy­szyć opo­wie­ści o dzie­jach rodziny. O tym, jak Sta­ni­sława Żół­kiew­skiego, ich pra­dziadka, gdy był jesz­cze nie­mow­lę­ciem, nie­dbała niańka zosta­wiła w polu w palą­cych pro­mie­niach słońca, a wielki orzeł nad­le­ciał i roz­po­star­tymi skrzy­dłami dał mu cień, ratu­jąc od nie­chyb­nej śmierci. O tym, jak tenże het­man Żół­kiew­ski bił wroga pod Kłu­szy­nem i zaj­mo­wał Moskwę. O tym, jak wyjeż­dża­jąc na ostat­nią wyprawę, pro­sił naj­mil­szą mał­żonkę Reginę z Her­bur­tów, by wyku­piła jego ciało i spro­wa­dziła je do Żół­kwi, co ta gor­li­wie uczy­niła, dając Tur­kom ogromny okup. O tym, że do domu powró­cił wów­czas także jedyny syn het­mana – Jan, mądry i żądny wie­dzy; wyjeż­dżał na dale­kie uni­wer­sy­tety po nauki, a potem towa­rzy­szył ojcu w kam­pa­nii cecor­skiej i dostał się do nie­woli. O tym, jak powró­cił z niej chory, a choć pla­no­wał zemstę i zbie­rał siły na kolejną wojnę, zmarł, nie wypeł­niw­szy tych zamia­rów. O tym, jak córka het­mana Żół­kiew­skiego Zofia poślu­biła Jana Dani­ło­wi­cza, a ten wie­lo­krot­nie przy­go­to­wy­wał obronę ziem ruskich przed najaz­dami tatar­skimi i turec­kimi. I tym, jak ich syn Sta­ni­sław – ener­giczny i mający przed sobą świetną przy­szłość, lecz poryw­czy, na elek­cji króla Wła­dy­sława IV wdał się w zwadę z pew­nym szlach­ci­cem i zabił go. O tym, jak za to zabój­stwo ska­zano go na infa­mię i bani­cję, a on powró­ciw­szy do domu, zwer­bo­wał oddział woj­ska, z któ­rym wyru­szył na kam­pa­nię smo­leń­ską, i odzy­skał honor, a potem zgi­nął w walce z Tata­rami. O tym, jak straszna była jego śmierć, gdy ubito pod nim konia i dostał się do nie­woli, a jeden z tatar­skich dowód­ców kazał go ściąć swemu mło­demu synowi, ten zaś, godząc nie­wprawną ręką, po wie­le­kroć ude­rzał, zabić nie umie­jąc.

Może matka opo­wia­dała chłop­com także o męż­nych czy­nach kobiet swego rodu. O tym, jak jej babka Regina Żół­kiew­ska żela­zną ręką rzą­dziła w domu i mająt­kach męża pod jego nie­obec­ność. O tym, jak wypra­wiała męża na wojny i żegnała z nie­wzru­szoną miną, choć z lękiem w sercu, oka­zu­jąc „męstwo natu­rze prze­ciwne”². O tym, jak po śmierci het­mana urzą­dziła w jego kom­na­cie kaplicę poświę­coną jego pamięci, w któ­rej zło­żono jego zbroję, broń, buławę i skrwa­wione szaty, a przed obra­zem Matki Boskiej Czę­sto­chow­skiej paliła się bez­u­stan­nie lampa. O tym, jak Regina Żół­kiew­ska tuż przed śmier­cią wraz z córką Zofią Dani­ło­wi­czową i wnucz­kami Teo­filą i Dorotą orga­ni­zo­wała obronę zamku w Ole­sku przed Tata­rami, sta­jąc na czele służby zam­ko­wej. O tym, jak córka het­mań­ska Zofia Dani­ło­wi­czowa, słynna z urody i hartu ducha, trwała przy zbo­la­łej matce, zacho­wu­jąc wśród smutku i tru­dów życia cie­pło i dobroć. O tym, jak Zofia odwo­ziła swą star­szą córkę Teo­filę do domu jej męża Jakuba Sobie­skiego i udzie­lała jej macie­rzyń­skich rad doty­czą­cych zarządu gospo­dar­stwem, naka­zu­jąc Tosieńce dba­łość o dom, by nie mówiono, że dotąd się sta­rała jedy­nie ze stra­chu przed matką. O tym, jak Zofia tuż po przyj­ściu na świat wnuka – póź­niej­szego króla – ponow­nie orga­ni­zo­wała obronę Ole­ska przed Tata­rami. O tym, jak odda­wała swą młod­szą, kil­ku­let­nią zale­d­wie, córkę Dorotę do klasz­toru Bene­dyk­ty­nek we Lwo­wie, gdyż jed­nej z mni­szek przy­śniło się, że Dani­ło­wi­czówna zosta­nie ksie­nią zgro­ma­dze­nia. O tym, jak nie­po­korna panna wró­ciła póź­niej do domu, lecz pew­nego dnia sama obcięła swe dłu­gie włosy i popro­siła rodzi­ców o zezwo­le­nie na powrót za furtę. A potem rze­czy­wi­ście została prze­ło­żoną tego zgro­ma­dze­nia.

Może Janowi mówiono także o pięk­nych mowach, które jego ojciec Jakub Sobie­ski wygła­szał na pogrze­bach tych wszyst­kich zasłu­żo­nych mężów i kobiet z rodu swej żony, gdyż sły­nął z elo­kwen­cji i żaden pogrzeb, ślub czy zrę­ko­winy nie mogły się odbyć bez jego udziału, a gło­sząc chwałę Żół­kiew­skich i Dani­ło­wi­czów, miał wiele do powie­dze­nia.

Zapewne to z ust ojca chłopcy usły­szeli o swym dziadku – Marku Sobie­skim, który był tak silny, że ponoć na oczach Ste­fana Bato­rego i jego woj­ska prze­pły­nął Wisłę w zbroi, gdy konia znio­sła mu woda. A król miał wtedy powie­dzieć, że gdyby los kró­le­stwa zale­żał od siły jed­nego czło­wieka, oddałby je wła­śnie w ręce Marka. A póź­niej to Mar­kowi powie­rzono nad­zór nad uwię­zio­nym w Pol­sce arcy­księ­ciem Mak­sy­mi­lia­nem, gdy doszło do podziału gło­sów na polu elek­cyj­nym, a poparty przez część wybor­ców arcy­książę pró­bo­wał prze­jąć tron z bro­nią w ręku. Dostał się do nie­woli i spę­dził jakiś czas w Kra­snym­sta­wie, głów­nej sie­dzi­bie Sobie­skiego.

Jakże wiele boha­ter­skich opo­wie­ści snuto w oto­cze­niu przy­szłego króla i zwy­cięzcy spod Wied­nia. Musiał je chło­nąć całym sobą, gdyż wiele z nich, już jako czło­wiek doro­sły, zapi­sał i przy­ta­czał w wygła­sza­nych mowach. Ponoć matka Jana Sobie­skiego miała marzyć, by z kości przod­ków powstał mści­ciel, jed­nak wojenne dzieła jej syna nie były zemstą. Jan III został wycho­wany w kul­cie oręża i siły, ale i w posza­no­wa­niu dla wroga. Zwy­cię­ża­jąc Tur­ków, ni­gdy nimi nie gar­dził, wręcz odwrot­nie – doce­niał ich spraw­ność i war­tość ich sił zbroj­nych. Wysoko cenił ich rze­mio­sło, zarówno uzbro­je­nie, jak i przed­mioty codzien­nego użytku. Sio­dła i uprząż jego koni, szaty, które nosił, i wiele przed­mio­tów, któ­rymi się ota­czał, pocho­dziło ze Wschodu, a Sobie­ski zdo­by­wał je nie tylko jako łupy, lecz także kupo­wał nie­raz za duże pie­nią­dze, pełen podziwu dla ich urody i kunsztu ich wytwór­ców. Był bowiem wiel­kim czło­wiekiem, o otwar­tym i chłon­nym umy­śle, sze­ro­kich hory­zon­tach, a sercu gorą­cym i szcze­rym.ROMANS

Gdy Maria Kazi­miera wycho­dziła za mąż za woje­wodę san­do­mier­skiego i wyjeż­dżała do Zamo­ścia, a potem uro­dziła pierw­sze dziecko, w Pol­sce sza­lała wojna ze Szwe­cją. Jan Sobie­ski w niej uczest­ni­czył, i to po obu wal­czą­cych stro­nach.

Począw­szy od 1655 roku Szwe­dzi prze­mie­rzali nie­mal cały kraj, plą­dru­jąc i nęka­jąc jego lud­ność. Bar­dzo szybko szlachta, która uprzed­nio sta­nęła po stro­nie najeźdźcy, spo­dzie­wa­jąc się pomocy w walce z wro­giem zewnętrz­nym, zro­zu­miała, że popeł­niła błąd. Karol X Gustaw nie dbał o pań­stwo, do któ­rego wpusz­czono go bez prze­szkód, wręcz odwrot­nie, on i jego armia bez skru­pu­łów korzy­stali z łatwej zdo­by­czy. To odmie­niło sytu­ację. Już pod koniec 1655 roku szlachta zaczęła porzu­cać Szwe­dów i na powrót uzna­wać zwierzch­ność Jana Kazi­mie­rza. Coraz licz­niej­sze sze­regi zbie­rały się, by sta­wić opór najeźdźcy. Janowi Sobie­skiemu taka decy­zja zabrała wię­cej czasu. Pozo­stał na służ­bie Karola X Gustawa nie­mal rok. Dopiero w 1656 roku porzu­cił jego sprawę i w bitwie pod Warką wystą­pił już po stro­nie Jana Kazi­mie­rza. Za powrót do posłu­szeń­stwa pra­wo­wi­temu władcy i dzielną postawę w tym star­ciu został mia­no­wany cho­rą­żym koron­nym.

W jakiś czas potem pomię­dzy Janem Sobie­skim a Marią Kazi­mierą zaczęła krą­żyć kore­spon­den­cja. W histo­rio­gra­fii przy­jęło się, że to Sobie­ski był od samego początku – od pierw­szego wej­rze­nia – zain­te­re­so­wany panią Zamoy­ską. Nie­stety, szcząt­kowe i dość jed­no­stronne wia­do­mo­ści, które mamy na ten temat, nie potwier­dzają tej opi­nii. Przede wszyst­kim Sobie­ski bywał w Zamo­ściu jako zna­jomy pana domu, czyli Jana Zamoy­skiego. Raczej nie przy­jeż­dżał tam dla Marii Kazi­miery. Ponadto pierw­sze listy wymie­niane mię­dzy Janem i woje­wo­dziną były efek­tem jej ini­cja­tywy. Miesz­ka­jąc w Zamo­ściu, nudziła się i pra­gnęła żywego kon­taktu z dwo­rem swej opie­kunki Ludwiki Marii. Inte­re­so­wały ją dwor­skie plo­teczki, wią­zały ją z War­szawą także zakupy, któ­rych tam doko­ny­wała. Naby­wała holen­der­skie płótno i koronki oraz biżu­te­rię, a zatem luk­su­sowe towary, które umi­lały życie osa­mot­nio­nej uczu­ciowo i odda­lo­nej od dwor­skich roz­ry­wek kobie­cie. Pozo­staje zadać pyta­nie, dla­czego na pośred­nika do takich spraw wybrała sobie męż­czy­znę. Sobie­ski, w prze­ci­wień­stwie do Zamoy­skiego, zawsze dbał o swój wygląd i przy­wią­zy­wał wagę do stroju, ale czy tyle wystar­czyło, by pani Zamoy­ska uznała cho­rą­żego koron­nego za god­nego powie­rze­nia mu misji robie­nia zaku­pów i zdo­by­wa­nia dla niej infor­ma­cji o tym, co sły­chać na dwo­rze? Czy nie byłoby pro­ściej zwró­cić się z takimi ocze­ki­wa­niami i proś­bami do jed­nej z daw­nych przy­ja­ció­łek i towa­rzy­szek, które wciąż miesz­kały na dwo­rze u boku kró­lo­wej? A może cho­rąży jej się podo­bał i pró­bo­wała zna­leźć pre­tekst do pod­trzy­ma­nia żyw­szych kon­tak­tów z mło­dym, przy­stoj­nym, peł­nym życia męż­czy­zną? Listy, na któ­rych możemy oprzeć swoje domy­sły, są jed­no­stronne, bo zacho­wały się przede wszyst­kim te pisane przez Marię Kazi­mierę, nie znamy odpo­wie­dzi cho­rą­żego, a o jego zacho­wa­niu możemy wnio­sko­wać tylko z jej słów.

Począt­kowo Maria Kazi­miera ocze­kuje plo­tek dwor­skich i skarży się, że Sobie­ski nie odpi­suje regu­lar­nie na jej listy. Pozo­staje pyta­nie, czy rze­czy­wi­ście nie odpi­sy­wał, czy miała to być próba poka­za­nia, jak bar­dzo ona tęskni za jego sło­wami. W każ­dym razie Maria Kazi­miera narzeka, że on, zajęty „bywa­niem” w wiel­kim świe­cie, nie ma dla niej – opusz­czo­nej i samot­nej – czasu. Dodać jed­nak wypada, że przy­naj­mniej pozor­nie słowa zawarte w listach pozba­wione są kokie­te­rii i wydają się pełne powagi i zro­zu­mie­nia dla mil­cze­nia cho­rą­żego. Być może dla umoc­nie­nia zain­te­re­so­wa­nia Sobie­skiego kon­tak­tem z nią Maria Kazi­miera zleca mu cza­sem przed­sta­wie­nie Ludwice Marii jakichś jej próśb. Na przy­kład prze­syła mu klej­noty, które powi­nien zanieść kró­lo­wej i popro­sić ją o uło­że­nie ich w ele­gancki wzór, który posłuży jubi­le­rowi do opra­wie­nia kamieni. Wszelki, także pry­watny, kon­takt z monar­chi­nią mógł być dla cho­rą­żego cenny, a zatem powi­nien sko­rzy­stać z ofia­ro­wa­nej mu oka­zji spo­tka­nia jej. Mimo to prośba, którą Maria Kazi­miera kie­ruje do Sobie­skiego, a nawet do samej kró­lo­wej, może tro­chę dzi­wić. Czy na pewno pod­czas zamie­sza­nia poli­tycz­nego i trwa­ją­cej wojny monar­chini miała czas na pro­jek­to­wa­nie biżu­te­rii dla swej ulu­bie­nicy? Nie dowia­du­jemy się tego, gdyż w kolej­nych listach nie ma infor­ma­cji na temat losu prze­sła­nych cho­rą­żemu dro­gich kamieni. Nie wiemy także, czy sio­dło, które dostała wów­czas Maria Kazi­miera, było poda­run­kiem od Sobie­skiego czy reali­za­cją jakie­goś jej zamó­wie­nia. Oka­zało się nie­wy­godne i woje­wo­dzina narze­kała na nie w jed­nym z listów. Przy oka­zji dowia­du­jemy się, że przy­naj­mniej w mło­do­ści jeź­dziła konno. Poza tym jed­nym momen­tem nie sły­szymy o Marii Kazi­mie­rze jako ama­zonce, nato­miast ist­nieje dość cie­kawy por­tret konny kró­lo­wej, ale jest on bar­dzo sty­li­zo­wany. Spor­tretowana monar­chini wię­cej uwagi poświęca berłu, które trzyma w ręku, niż wodzom rumaka, któ­rego dosiada.

Z dal­szej kore­spon­den­cji, w tym także kie­ro­wa­nej do wspól­nego zna­jo­mego, przy­ja­ciela Jana Sobie­skiego – Jana Fry­de­ryka Sapiehy, wynika, że gdzieś u schyłku 1659 roku pomię­dzy Marią Kazi­mierą a Janem Sobie­skim doszło do poważ­nej scy­sji. Naj­pierw cho­rąży zło­żył pani Zamoy­skiej jakąś tajem­ni­czą, ale nie­godną pro­po­zy­cję. Słowa, które czy­tamy w liście, jaki do niego napi­sała, brzmią tak dwu­znacz­nie i tajem­ni­czo, że bar­dzo trudno wyja­śnić, o co mogło cho­dzić. „Bła­gam więc, żebyś Wć nie sta­wiał żądań, któ­rych nie mogę wysłu­chać, a któ­rym przy­kro mi odma­wiać. Dosyć Wć trak­tuję jak swoje dziecko, skoro daję Wci mój ulu­biony szka­plerz. Żegnaj mi Wć, żyjmy zado­wo­leni w cno­cie”¹⁰. Cóż może ozna­czać pro­po­zy­cja życia w cno­cie w kon­tek­ście wcze­śniej­szego zda­nia o tym, że przy­kro jej odma­wiać? Słowa zawarte w tym frag­men­cie nie bar­dzo do sie­bie przy­stają, ale star­czyć nam muszą za całe wytłu­ma­cze­nie tajem­ni­czego wyda­rze­nia. W dodatku, mimo pew­nego obu­rze­nia, nie omiesz­kała Maria Kazi­miera poda­ro­wać Sobie­skiemu szka­ple­rza, który naj­pew­niej miał mu nie­ustan­nie przy­po­mi­nać ofia­ro­daw­czy­nię, zwłasz­cza że już wcze­śniej prze­słała mu róża­niec.

Być może napię­cie wywo­łane przez pierw­sze nie­po­ro­zu­mie­nie spo­wo­do­wało kolejne. Latem 1660 roku pod­czas wizyty Jana Sobie­skiego i Jana Fry­de­ryka Sapiehy w Zamo­ściu doszło do awan­tury pomię­dzy cho­rą­żym koron­nym a panią Zamoy­ską. Także w tym wypadku nie znamy jej przy­czyny, wiemy nato­miast, że gdy Maria Kazi­miera odwo­łała się do tego, że jest kobietą i należą się jej pewne względy, usły­szała w odpo­wie­dzi, że bycie kobietą to nie powód do spe­cjal­nego trak­to­wa­nia. Nie był zatem Jan Sobie­ski tak­towny ani szar­mancki, a pogor­szył sytu­ację, opusz­cza­jąc dom Zamoy­skich bez poże­gna­nia z gospo­dy­nią. Pomimo takiego obrotu sprawy Maria Kazi­miera posta­no­wiła użyć pośred­nic­twa Sapiehy, by skło­nić Sobie­skiego do przy­wró­ce­nia daw­nych sto­sun­ków. To wła­śnie z listu doń kie­ro­wa­nego znamy całe zaj­ście. Być może na znak prze­pro­sin Jan Sobie­ski wysłał Marii Kazi­mie­rze swego karła Muszkę; dzię­ko­wała mu za to i obie­cy­wała dobrze się nim opie­ko­wać.

Zna­jo­mość mię­dzy cho­rą­żym koron­nym a panią Zamoy­ską wkro­czyła wów­czas na cał­kiem nowe tory. Przede wszyst­kim Maria Kazi­miera pod­su­nęła Sobie­skiemu lek­turę nie­zmier­nie popu­lar­nych roman­sów. Wymie­niali się naj­mod­niej­szymi książ­kami trak­tu­ją­cymi o miło­ści – _Kle­opa­trą_, _Cyru­sem_ i przede wszyst­kim _Astreą_. W listach poja­wiły się też zupeł­nie nowe nuty. Roz­po­częło się także odgry­wa­nie ról – Maria Kazi­miera stała się mateczką, a Jan Sobie­ski – synem, co pozwo­liło im wejść w świat pew­nej intym­no­ści. Z listu przy­to­czo­nego wyżej wynika, że to woje­wo­dzina pró­bo­wała wpro­wa­dzić w kon­tak­tach z cho­rą­żym koron­nym ele­ment gry i sama przy­jęła okre­śloną pozę, uda­jąc matkę star­szego od sie­bie męż­czy­zny. W kolej­nych listach pani Zamoy­ska nawią­zy­wała do tej zabawy. Naj­pierw, odgry­wa­jąc rolę matki, ganiła Sobie­skiego, pisząc: „Wć zanadto jesteś roz­pustny”¹¹. Póź­niej jed­nak padły wiele mówiące słowa: „kocham Wć tak czule jak syna”¹². A dalej czy­tamy pochwały, że Sobie­ski stara się być grzecz­nym i peł­nym galan­te­rii kawa­le­rem. Pew­nego razu woje­wo­dzina zarzu­cała mu, że chce zapo­mnieć o sta­rej miło­ści i poszu­kuje nowej. Pozorną przy­czyną kokie­te­rii stała się także córka Marii Kazi­miery Kasia. Z kore­spon­den­cji wynika, że Sobie­ski znał i lubił dziew­czynkę, zresztą przez całe życie cenił sobie towa­rzy­stwo dzieci. Naj­pew­niej bawił się z Kasią pod­czas wizyt w Zamo­ściu. Dziew­czynka miała wów­czas nie­spełna dwa latka, była więc malu­sieńka, a Maria Kazi­miera w swo­ich listach wkła­dała jej w usta wypo­wie­dzi, któ­rych tak małe dziecko nie mogło sfor­mu­ło­wać. Pew­nego razu dziew­czynka miała narze­kać, że gdy Sobie­ski z nią tań­czył, nie sta­rał się zbyt mocno i żaden kurz nie uno­sił się z pod­łogi, a innym razem, że małej Kasi – świet­nej tan­cerce – bra­kuje kawa­lera. Naj­dziw­niej­sze jed­nak słowa, które ponoć Kasia wygło­siła na temat cho­rą­żego, brzmiały tak: „Wć nader nie­dbały i że widać miłość Wci poczęła się pod­czas wiel­kich mro­zów, skoro wciąż jesz­cze jest zamar­z­nięta”¹³. Kokie­te­ria zawarta w listach jest oczy­wi­sta i trudno się dzi­wić, że Sobie­ski po takich sło­wach i lek­tu­rze roman­sów uległ cza­rowi Marii Kazi­miery.

Spo­śród ksią­żek pod­su­wa­nych mu przez panią Zamoy­ską praw­do­po­dob­nie naj­więk­sze wra­że­nie na Sobie­skim uczy­niła _Astrea_ autor­stwa Hono­riu­sza d’Urfé. Fabuła romansu osa­dzona została w kra­inie Forez zamiesz­ka­nej przez paste­rzy. Jeden z nich Cela­don kocha się w pasterce Astrei, jed­nak ta począt­kowo jest nie­do­stępna. Póź­niej, mimo iż Cela­don zdo­bywa jej wza­jem­ność, oboje powąt­pie­wają w szczę­ście, które pozor­nie jest w zasięgu ręki. Przy­gnę­biony i nie­szczę­śliwy boha­ter posta­na­wia ode­brać sobie życie, rzu­ca­jąc się w nurt rzeki, ale zostaje ura­to­wany przez nimfy. Jed­nak cią­gle wspo­mina swą wybrankę i czas upływa mu na roz­pa­mię­ty­wa­niu szczę­ścia, które utra­cił. Warto dodać, że z nar­ra­cji nie wynika, by rze­czy­wi­ście kie­dy­kol­wiek był naprawdę szczę­śliwy i pewny wza­jem­no­ści Astrei. Romans przed­sta­wia ideał miło­ści baro­ko­wej, która jest cią­głym roz­wa­ża­niem wąt­pli­wo­ści, peł­nym roz­te­rek i smutku. Kochan­ków prze­peł­niają sprzeczne uczu­cia – miło­ści i tęsk­noty – wzmoc­nione przez poczu­cie odda­le­nia i chłodu ze strony part­nera. Według modelu przed­sta­wio­nego w _Astrei_ to przede wszyst­kim kobiety są obiek­tami wes­tchnień i to one – istoty wyż­szego rzędu – są wład­czy­niami męskich serc. W świe­cie romansu to one roz­ka­zują, one obda­rzają szczę­ściem i strą­cają kochan­ków w otchłań roz­pa­czy. Miłość baro­kowa jest pomie­sza­niem szczę­ścia i tej wła­śnie roz­pa­czy. Astrea zwraca się do uko­cha­nego takimi oto sło­wami: „moje pra­gnie­nia muszą być roz­ka­zem, moje opi­nie racjami, a moje zle­ce­nia nie­pod­wa­żal­nymi pra­wami”¹⁴. Nie trzeba zapewne doda­wać, że kocha­nek przy­staje na to żąda­nie. To ona zatem bie­rze wła­dzę nad ser­cem i umy­słem męż­czy­zny w swoje ręce, a on z miło­ści do niej pod­po­rząd­ko­wuje się cał­ko­wi­cie. Cela­don nie­ustan­nie wzdy­cha, a nie­raz nawet pła­cze na myśl o swej uko­cha­nej, podej­rzewa ją o chłód i cią­gle spo­dziewa się odrzu­ce­nia, cza­sem zarzuca jej okru­cień­stwo, ale mimo iż pogrą­żony w żalu, nie rezy­gnuje z uczuć do Astrei, gdyż „miłość prze­mi­ja­jąca praw­dziwą miło­ścią nie jest”¹⁵. Cela­don musi być posłuszny, „miłość bowiem nie­moż­no­ści żąda w poświę­ce­niu”¹⁶. Astrea, sta­wia­jąc uko­cha­nemu surowe warunki i wyma­ga­nia, jest jed­no­cze­śnie osobą trzeźwą i świa­domą ogra­ni­czo­no­ści ludz­kiego serca i umy­słu. „Nie chcesz wie­rzyć, że cię kocham, a pra­gniesz, abym ja wie­rzyła, że ty mnie kochasz”¹⁷ – mówi w pew­nym momen­cie do Cela­dona.

Wspólna lek­tura fran­cu­skich roman­sów ode­grała z pew­no­ścią nie­małą rolę w kształ­to­wa­niu uczuć, zwłasz­cza Jana Sobie­skiego. Książki, które pod­su­wała mu Maria Kazi­miera, począt­kowo dawały naj­praw­do­po­dob­niej powody do spo­tkań, wymiany spo­strze­żeń i kore­spon­den­cji. Wpro­wa­dziły ich w tajemny świat uczuć kre­owany przez skom­pli­ko­waną fabułę i splą­tane namięt­no­ści. W roman­sach tych paste­rze i pasterki żyli w kra­inie, gdzie o szczę­ście bywało nad­zwy­czaj trudno. Akcja opie­rała się na pota­jem­nych uczu­ciach żywio­nych przez boha­te­rów do wybra­nek, któ­rych czę­sto nie wyzna­wano wprost, lecz raczej rojono na temat nie­uchwyt­nego i nie­moż­li­wego do speł­nie­nia szczę­ścia. Na dro­dze boha­te­rów poja­wiały się wciąż nowe prze­szkody, a cza­sem ich samych ogar­niały mniej lub bar­dziej uza­sad­nione wąt­pli­wo­ści co do wza­jem­no­ści i szcze­ro­ści wyzna­wa­nych, zaprzy­się­ga­nych i na wiele spo­so­bów potwier­dza­nych uczuć. W roman­sach miłość i szczę­ście z niej wyni­ka­jące były najbar­dziej pożą­dane i naj­mniej osią­galne. Świa­tem tym rzą­dziły w isto­cie nie­pew­ność i wąt­pli­wo­ści oraz tro­ska i lęk z nich wyni­ka­jące. Emo­cje były praw­dziwe, ale war­tość miło­ści zda­wało się potwier­dzać nieszczę­ście, które jej towa­rzy­szyło. Była ona zatem tyle warta co ból serca, jaki wywo­ły­wała. Moż­liwe, że bez tego bólu nie mogła w ogóle ist­nieć, gdyż to wła­śnie on dawał jej praw­dzi­wość i głę­bię. Łatwo zauwa­żyć, że obawy boha­te­rów przed bra­kiem wza­jem­no­ści były nieuza­sad­nione, ale prze­cież czy­tel­nik nie powi­nien ana­li­zo­wać akcji, lecz wczu­wać się w los zako­cha­nych, utoż­sa­miać się z nimi.

Tak wła­śnie uczy­nił Jan Sobie­ski. Uwie­rzył, że jego uczu­cia uszla­chetni naśla­do­wa­nie boha­te­rów. Nie mógł zatem już ni­gdy poczuć pew­no­ści, że wybranka kocha tylko jego. Musiał wąt­pić i wciąż od nowa żądać potwier­dze­nia, że jest kochany i kocha­nia warty. Musiał się doma­gać dowo­dów uczuć i gro­zić, że brak miło­ści, a nawet brak pew­no­ści co do wza­jem­no­ści, zabije go.

O swych uczu­ciach musiał opo­wia­dać swym naj­bliż­szym, choć nara­żał się na kpiny lub gniew na Marię Kazi­mierę, oskar­żaną o brak serca przez rodzinę Jana Sobie­skiego, a potem przez straszną legendę, która wokół obojga naro­sła. Prze­cież boha­te­ro­wie roman­sów tak wła­śnie postę­po­wali, ileż słów poświę­cili w gro­nie przy­ja­ciół i w samot­no­ści na uty­ski­wa­nia nad bra­kiem wza­jem­no­ści ze strony obiek­tów swej namięt­no­ści. Jan Sobie­ski poszedł w ślady boha­te­rów, a oni zapro­wa­dzili go do wiecz­no­ści, gdyż jego nazwi­sko na zawsze koja­rzone będzie z miło­snymi wyzna­niami, sło­wami pożą­da­nia i tęsk­noty kie­ro­wa­nymi do Marii Kazi­miery. Jego utoż­sa­mie­nie z nimi odda­wać mogą pseu­do­nimy, jakie nadali sobie z Marią Kazi­mierą – zgod­nie z naj­słyn­niej­szym roman­sem fran­cu­skim, zapewne też uko­cha­nym dzie­łem obojga, zaczęli nazy­wać się Cela­do­nem i Astreą. Pery­pe­tie tej pary boha­te­rów wcale nie odbie­gają od tych, które prze­żyją Jan Sobie­ski i Maria Kazi­miera, tyle że prze­ży­cia paste­rza i jego wybranki są nieco naiwne, a nawet dość pła­skie, w porów­na­niu z tym, co zda­rzyło się ich naśla­dow­com. Powie­ściowi Cela­don i Astrea są obec­nie znani tylko dzięki Janowi Sobie­skiemu i Marii Kazi­mie­rze; gdyby nie głę­bo­kie uczu­cia i barwne losy tych dwojga real­nych ludzi, o boha­te­rach XVII-wiecz­nego romansu nikt od dawna już by nie pamię­tał. Ponie­waż jed­nak powie­ściowi Cela­don i Astrea w jakiś spo­sób sta­no­wili dla tych dwojga ludzi wzór, po dzień dzi­siej­szy budzą cie­ka­wość i bawią swo­imi naiw­nymi przy­go­dami czy­tel­ni­ków.

Gdy Maria Kazi­miera i Jan Sobie­ski spo­ty­kali się na dwo­rze i w Zamo­ściu, a także wymie­niali listy, zakoń­czyła się wojna ze Szwe­cją. 3 maja 1660 roku pod­pi­sano pokój w Oli­wie, który nie przy­niósł zmian tery­to­rial­nych. Po pię­ciu latach zma­gań z najeźdźcą Pol­ska uwol­niła się od jego obec­no­ści, ale nie­mal natych­miast wzno­wiona została wojna z Rosją. Towa­rzy­szyły jej bunty nie­opła­co­nego woj­ska. Wycień­czony najaz­dem szwedz­kim kraj nie mógł zaznać spo­koju.

Nie zaznał go także Jan Sobie­ski. W tym cza­sie zbli­żył się do dworu i pod­jął współ­pracę z kró­lową, a zachę­cała go do tego Maria Kazi­miera. Ona uczyła go miło­ści za pomocą fran­cu­skich roman­sów, a Ludwika Maria dawała mu lek­cje poru­sza­nia się na sce­nie poli­tycz­nej na przy­kła­dzie dzia­łań na rzecz stron­nic­twa fran­cu­skiego, które mon­to­wała. Monar­chini, nie mając wła­snych dzieci, gdyż dwójka jej malu­chów naro­dzo­nych z mał­żeń­stwa z Janem Kazi­mie­rzem zmarła, zamie­rzała wpro­wa­dzić na tron księ­cia fran­cu­skiego. Plany te doty­czyły mło­dego Hen­ryka Juliu­sza księ­cia d’Enghien, syna Wiel­kiego Kon­de­usza, słyn­nego wodza fran­cu­skiego, który poślu­bił sio­strze­nicę pol­skiej kró­lo­wej Annę, księż­niczkę Pala­ty­natu. Ludwika Maria myślała, by tej parze prze­ka­zać wła­dzę w Pol­sce, a pro­wa­dzić do tego miało oczy­wi­ście zwy­cię­stwo w elek­cji. Drogą do suk­cesu mogła być elek­cja vivente rege, a więc wybór następcy Jana Kazi­mie­rza jesz­cze za życia króla i unik­nię­cie walki poli­tycz­nej towa­rzy­szą­cej wol­nej elek­cji. Kró­lowa zamie­rzała też przepro­wa­dzić reformy, które mogłyby umoc­nić pań­stwo. Cho­dziło przede wszyst­kim o likwi­da­cję libe­rum veto, a więc prawa każ­dego posła do wyra­że­nia swego pro­te­stu wobec debat sej­mo­wych, rów­no­znacz­nego z zerwa­niem sejmu, które pro­wa­dziło do głę­bo­kiego nie­do­władu poli­tycz­nego w Rze­czy­po­spo­li­tej. Wła­dza i pozy­cja króla sła­bły coraz bar­dziej. Jed­nak dzia­ła­nia monar­chini napo­ty­kały sprze­ciw ze strony czę­ści szlachty i magna­te­rii. Wpły­wowe rody oba­wiały się, że reforma sejmu i elek­cji pozbawi je dotych­cza­so­wej pozy­cji, tym bar­dziej że rosła ona i umac­niała się, w miarę jak sła­bła wła­dza cen­tralna, a król tra­cił moż­li­wość kie­ro­wa­nia pań­stwem.

Wyra­zi­cie­lem sprze­ciwu szlachty i magna­te­rii wobec pla­nów dworu stał się Jerzy Seba­stian Lubo­mir­ski, pia­stu­jący naj­wyż­sze god­no­ści – mar­szałka wiel­kiego koron­nego i het­mana polnego koron­nego. Począt­kowo przy­stał on do obozu kró­lo­wej, ale naj­wy­raź­niej zapra­gnął ode­grać w nim główną rolę. Te ambi­cje magnata dopro­wa­dziły do jego kon­fliktu z Ludwiką Marią, która nie zamie­rzała odda­wać przy­wódz­twa. W efek­cie Lubo­mir­ski wystą­pił prze­ciw pla­nom reform, oskar­ża­jąc parę monar­szą o zamach na wol­ność szla­checką. Ponie­waż mar­sza­łek był osobą cie­szącą się powszech­nym sza­cun­kiem w Rze­czy­po­spo­li­tej i miał poważne zasługi w rato­wa­niu kraju zarówno przed najaz­dem szwedz­kim, jak i rosyj­skim, łatwo zdo­był popar­cie. Mię­dzy Lubo­mir­skim a kró­lową doszło do walki poli­tycz­nej, która nie przy­nio­sła suk­cesu żad­nej ze stron.

W 1661 roku w Sobie­skim nastą­pił prze­łom, daleko poważ­niej­szy, niż może nam się wyda­wać, z przy­ja­ciela domu prze­dzierz­gnął się bowiem w prze­peł­nio­nego miło­ścią ado­ra­tora Marii Kazi­miery. Wyzna­nia Jana doty­czące jego nasta­wie­nia do płci odmien­nej przed tą datą nie pozo­sta­wiają naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści, że będąc mło­dym, zdro­wym, peł­nym życia męż­czy­zną, umiał się cie­szyć wzglę­dami kobiet. Roz­wa­żał moż­li­wość ożenku z Joanną Kata­rzyną z Radzi­wił­łów, wdową po Bogu­sła­wie Lesz­czyń­skim, a póź­niej z jedną z księż­ni­czek fran­cu­skich. Plany matry­mo­nialne dobrze sytu­owa­nego magnata, jedy­nego, po śmierci brata, spad­ko­biercy ogrom­nej for­tuny, nie były oczy­wi­ście niczym dziw­nym, ale na temat „roman­so­wej” natury Sobie­skiego czy­tamy o wiele wię­cej.

Potwier­dzają to uwagi zawarte w listach Marii Kazi­miery, jak choćby słynna wzmianka o łaźni peł­nej Czer­kie­sek, którą zor­ga­ni­zo­wał sobie cho­rąży koronny w Jawo­ro­wie. Co wię­cej, mamy nie­mal pew­ność, że łaź­nia i jej miesz­kanki rze­czy­wi­ście dostar­czała mu przy­jem­no­ści, gdyż już po ślu­bie z Sobie­skim Maria Kazi­miera była zazdro­sna o jego wyjazdy do Jawo­rowa, a mąż zapew­niał ją, że takie roz­rywki zarzu­cił dawno temu. W jed­nym z listów do męża Maria Kazi­miera zapew­niała, że kocha go jak żadna z kobiet, które dotąd poja­wiały się w jego życiu.

Z zacho­wa­nej kore­spon­den­cji Marii Kazi­miery wnio­sku­jemy, że w 1661 roku listy Jana Sobie­skiego kie­ro­wane do niej prze­szły głę­boką meta­mor­fozę. Przede wszyst­kim czy­tamy o ogar­nia­ją­cej go melan­cho­lii. Naj­pew­niej zawie­rały one suge­stie, co lub raczej kto jest jej przy­czyną. Maria Kazi­miera przyj­mo­wała te dekla­ra­cje z pewną nie­uf­no­ścią, choć jej waha­nia mogą być także prze­ja­wem kokie­te­rii. Jej sto­su­nek do cho­rą­żego koron­nego naj­le­piej wyra­żały słowa, w któ­rych z całym spo­ko­jem pod­kre­ślała, że zdaje sobie sprawę z tego, jak dobrze potrafi on uda­wać umie­ra­ją­cego. Musiał to być komen­tarz do narze­kań z jego strony.

Zmiana w zacho­wa­niu Sobie­skiego wobec dotych­cza­so­wej „mateczki” spo­wo­do­wała, że i ona otwo­rzyła się nieco bar­dziej. W jej listach poja­wiły się teraz czę­ste wzmianki o tym, jaka nie­szczę­śliwa jest w mał­żeń­stwie z Janem Zamoy­skim. Narze­kała na męża, twier­dząc, że na­dal wydaje bez umiaru pie­nią­dze, nie dba o sie­bie – nazy­wała go „chło­pem gru­bym”, czyli ordy­nar­nym. Najbar­dziej doskwie­rał jej brak sza­cunku ze strony służby, która nie sza­no­wała i nie słu­chała jej jako pani, nie speł­niała też jej pole­ceń.

Osta­teczna zmiana w związku Marii Kazi­miery i Jana Sobie­skiego nastą­piła jesie­nią 1661 roku. Wów­czas to Jan, prze­peł­niony gorą­cym uczu­ciem, zło­żył Marii Kazi­mie­rze przy­rze­cze­nie, że trwać będzie w samot­no­ści – i zapewne czy­sto­ści – ze względu na miłość, jaką do niej żywi. Histo­rycy nazwali to ślu­bami kar­me­li­tań­skimi, gdyż przy­sięgę zło­żył Jan Sobie­ski swej uko­cha­nej wła­śnie w kościele Kar­me­li­tów w War­sza­wie w dzień świę­tego Jana – 24 wrze­śnia lub 6 paź­dzier­nika. Śluby nie były naj­pew­niej obu­stronne, gdyż Maria Kazi­miera, zwią­zana przy­sięgą mał­żeń­ską z Janem Zamoy­skim, niczego podob­nego ślu­bo­wać nie mogła. Dla Sobie­skiego to przy­rze­cze­nie było prze­szkodą w zawar­ciu związku mał­żeń­skiego, w każ­dym razie nie mógł tego uczy­nić bez zgody Marii Kazi­miery, bo tylko ona lub kapłan mogli go zwol­nić ze słowa, które jej dał.

Śluby kar­me­li­tań­skie sta­no­wią prze­łom w życiu Sobie­skich i z całą pew­no­ścią można je potrak­to­wać jako począ­tek romansu, jed­nak w żad­nym wypadku nie ozna­cza to, że łączyło ich coś wię­cej niż uczu­cia. Wąt­pli­wo­ści co do zmy­sło­wej natury tego związku można żywić ze względu na brak wzmia­nek odno­szą­cych się do ero­tyki lub szy­fru, który jej mógł doty­czyć, a który pojawi się dopiero w listach mał­żeń­skich. Może to świad­czyć nie o czy­sto­ści, lecz o prze­zor­no­ści i daleko posu­nię­tej ostroż­no­ści kochan­ków. Wszakże w roman­sach paster­skich, na któ­rych wzo­ro­wał się Jan Sobie­ski, miłość była uczu­ciem czy­stym, nie­ska­żo­nym przy­ziem­no­ścią, co oczy­wi­ście nie ozna­cza z całą pew­no­ścią, że zdrowy męż­czy­zna w kwie­cie wieku mógł zre­zy­gno­wać z tego aspektu życia, o czym świad­czą także wzmianki w listach mał­żeń­skich. Nato­miast wiele mówi frag­ment listu Marii Kazi­miery, w któ­rym tłu­ma­czy się ona ze swo­jej wstrze­mięź­li­wo­ści w listach. „Nie­słusz­nie się Wć uskar­żasz na ozię­błość; zasta­nów że się Wć jak czło­wiek roz­sądny, czy można cokol­wiek zro­bić i powie­dzieć tak, żebyś tylko Wć jeden o tym wie­dział”¹⁸. Cza­sem pro­siła też, żeby spa­lił jej listy, ale skoro je czy­tamy, to zna­czy, że nie speł­nił tych próśb.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

O. Forst de Bat­ta­glia, _Jan Sobie­ski król Pol­ski_, War­szawa 1983, s. 76.

2.

_Mowa Jakuba na pogrze­bie Reginy z Her­bur­tów_, J. Ostrow­ski-Daney­ko­wicz, _Swada pol­ska i łaciń­ska_, Lublin 1745, s. 36.

3.

_Instruk­cja Imć Pana Jakuba Sobie­skiego, dana Imć Panu Orchow­skiemu, jako dyrek­to­rowi woje­wo­dzi­ców beł­skich, gdy ich na stu­dia do Kra­kowa odda­wał_, _Źró­dła do histo­rii wycho­wa­nia (wybór). Cz. I: Od sta­ro­żyt­nej Gre­cji do końca XVII wieku_, wybór S. Kot, Kra­ków 1929, s. 297.

4.

Tamże, s. 298.

5.

Tamże.

6.

Tamże.

7.

_Instruk­cja synom moim do Paryża_, _Źró­dła do histo­rii wycho­wa­nia_…, s. 304.

8.

Tamże, s. 307.

9.

J. A. Morsz­tyn, _Psy­che_, cyt. za Maria Kazi­miera d’Arqu­ien de la Grange, _Listy do Jana Sobie­skiego_, oprac. L. Kukul­ski, War­szawa 1966, s. 11.

10.

Tamże, s. 102.

11.

Tamże, s. 140.

12.

Tamże, s. 142.

13.

Tamże, s. 138.

14.

Honoré d’Urfé, _Astrea_, War­szawa 1978, s. 72–73.

15.

Tamże, s. 124.

16.

Tamże, s. 206.

17.

Tamże, s. 73.

18.

Maria Kazi­miera de la Grange d’Arqu­ien, _Listy_…, s. 205
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: