- W empik go
Rozmowy ostatniej godziny Dramat Boga i człowieka w sześciu odsłonach - ebook
Rozmowy ostatniej godziny Dramat Boga i człowieka w sześciu odsłonach - ebook
Każde spotkanie z Jezusem jest wyjątkowe.
„Ostatnia godzina” to czas, w którym Chrystus stopniowo zbliżał się do chwili swojej śmierci, czas odmierzany wskazówkami kolejnych dni Wielkiego Tygodnia. To również moment wyjątkowych spotkań i rozmów m.in. z: Marią z Betanii, Piotrem, Judaszem czy Dobrym Łotrem. W swojej książce ojciec Maciej Biskup OP pokazuje, że ta „godzina” nie jest zależna od ludzkiego czasu, że trwa, dlatego również my możemy wejść w dialog z Panem.
Historia paschalna jest niczym lustro naszego życia. W nim odbija się nasza własna historia…
Dramat Wielkiego Tygodnia rozgrywa się pośrodku ludzkich dramatów, w których, jak pisał ks. Józef Tischner, „dobro i zło nie stoją daleko od siebie, jak w królestwie pojęć, lecz splatają się we wspólnym czasie, we wspólnej przestrzeni, w jednym i tym samym człowieku”.
Dzięki tekstom ojca Biskupa czytelnik przekona się, że ma szansę spotkać Boga w intensywności Jego obecności „tu i teraz” – dać się Mu objąć, doświadczyć pokoju, przebaczenia i czułości miłosierdzia.
Maciej Biskup (ur. 1972), dominikanin. Obecnie jest przeorem w klasztorze w Łodzi, kaznodzieją. Zaangażowany w dialog ekumeniczny oraz w dialog z judaizmem. W Wydawnictwie WAM opublikował Nieostatnie kuszenie. Jak przetrwać noc Kościoła.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-277-3466-2 |
Rozmiar pliku: | 292 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z Ewangelii według św. Jana (12,1–11):
Sześć dni przed Pesach Jeszua przyszedł do Beit-Anii, gdzie mieszkał El’azar, człowiek, którego Jeszua wskrzesił z martwych. I wydali obiad na Jego cześć. Marta podawała do stołu, a El’azar był wśród siedzących z Nim przy stole. Miriam wzięła pół litra czystego olejku z nardu, który jest bardzo drogi, wylała go na stopy Jeszui, i otarła Mu stopy swoimi włosami, tak że dom napełnił się zapachem wonności. Ale jeden spośród talmidim J’huda z K’riot, ten, który miał Go wkrótce wydać, powiedział: „Te wonności mają wartość rocznych zarobków! Czemu ich nie sprzedano i nie dano pieniędzy ubogim?”. A mówił to nie z troski o ubogich, ale dlatego, że był złodziejem. Odpowiadał za wspólną kiesę i miał zwyczaj z niej podkradać. Jeszua powiedział: „Daj jej spokój, zachowała to na dzień mojego pogrzebu. Zawsze macie ubogich wśród siebie. Ale nie zawsze będziecie mieć Mnie”.
Wielki tłum Judejczyków dowiedział się, że tam jest, i przyszli nie tylko z powodu Jeszui, ale i by zobaczyć El’azara, którego wskrzesił. Główni kochanim postanowili wtedy pozbyć się również El’azara, ponieważ to z jego powodu wielkie rzesze Judejczyków odwracały się od swych przywódców i składały ufność w Jeszui.
Liturgia poniedziałku Wielkiego Tygodnia zaprasza nas do spotkania z Marią z Betanii. Wydarzenie opisane zostaje w dwunastym rozdziale Ewangelii według św. Jana. Trzynasty rozdział Ewangelii Janowej to zapis ostatniej wieczerzy. Ta ostatnia sederowa uczta Jezusa z uczniami poprzedzona jest ucztą w Betanii. Betania jest tu oazą, chwilą ciszy przed burzą, „ostatnim przyjaznym domem”. Jezus bardzo lubił przychodzić do Betanii. Wprawdzie mówił uczniom, że „Lisy mają nory, a ptaki gniazda, natomiast Syn Człowieczy nie ma gdzie głowy położyć” (Łk 9,58), ale jednym z miejsc, do których przychodził się schronić i odpocząć, był dom Marty, Marii i Łazarza. Pamiętamy, jak Marta usługiwała Mu, a Maria wsłuchiwała się w Jego słowa jako prawdziwa Żydówka, która żyje słowami modlitwy „Słuchaj, Izraelu…”. Nie pozwoliła, tak jak Samuel, „upaść żadnemu jego słowu na ziemię” (1 Sm 3,19)4. Całą swoją osobą, „z całego swego serca i z całej swojej duszy, i całej swej siły” (Pwt 6,5) była uważna na Słowo. Przed swoją męką Jezus znów przychodzi do Betanii, ale to już nie jest ta sama Betania. Ten dom nie jest już taki sam jak kiedyś. Jest naznaczony śmiercią, która zrodziła wątpliwości, zmagania i żal Marii i Marty do Jezusa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” (J 11,21). Siostry z Betanii przeszły długą drogę. Maria, która słuchała słowa z takim przejęciem, doświadczyła też niepewności związanej ze śmiercią, a potem razem z Martą oglądała wskrzeszenie Łazarza. Można powiedzieć, że dom w Betanii jest ikoną drogi wiary: chwil służby, słuchania słowa, ale także dotknięcia dramatyzmem śmierci.
Dla mnie scena w Betanii, kiedy Maria obmywa stopy Jezusowi, jest ikoną całego Wielkiego Tygodnia. Nieprzypadkowo znajduje się ona tuż przed ostatnią wieczerzą, bo jest jak preludium, które wprowadza nas w hojność Wielkiego Tygodnia. Chętnie nazwałbym tę scenę z Betanii „ikoną hojności Pana Boga” kreśloną ofiarnością Marii z Betanii, która drogocennym olejkiem z nardu namaszcza stopy Jezusa. Takie zachowanie wywołuje bunt Judasza, o którym jeszcze będziemy mówić. Właśnie Maria z Betanii jest tą, którą stać na ogromną hojność. W swej kobiecej bezinteresowności ukazuje istotę chrześcijaństwa.
Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego na ostatniej wieczerzy nie widzimy kobiet, a na pewno nie dostrzegamy ich w momencie, kiedy Jezus obmywa uczniom stopy, i pomyślałem wówczas – taka jest moja teoria – że kobiety, które szły za Jezusem, czyli też były uczennicami Jezusa, szybciej od uczniów-mężczyzn zrozumiały nauczanie Pana. Mężczyźni stale traktowali zapowiedzi mesjańskie na sposób polityczny i ambicjonalny. Natomiast uczennice, w swoim „kobiecym geniuszu”, który oznacza wrażliwość, empatię, uważność na drugiego człowieka, one naprawdę zrozumiały Jezusa. Pojęły, że misja ich Mistrza polegała na służbie. Dlatego Maria z Betanii, nie mogąc przewidzieć gestu Jezusa z ostatniej wieczerzy, wykonuje go wobec Jezusa, niejako pokazując, że zrozumiała nauczanie Mistrza. Jej gest, jak wspomniałem, jest ikoną hojności Pana Boga. W Ewangelii według św. Jana Jezus mówi: „Zapewniam, zapewniam was: Syn nie mógłby uczynić sam od siebie, jeśli nie widziałby, jak to czyni Ojciec. Co bowiem On czyni, to i Syn czyni podobnie” (J 5,19). I to wszystko, co widzimy Wielkim Tygodniu – wszystkie gesty, słowa, a wreszcie ofiara z życia – to owoc wpatrywania się Jezusa w Ojca. Jezus, który oddaje życie, obmywa stopy, to obraz Ojca, jak zresztą sam powiedział: „I kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12,45).
Maria jest natomiast wpatrzona i wsłuchana w Jezusa. Jest Nim zainteresowana całym swoim „sercem” w rozumieniu biblijnym, czyli całą swoją osobą, i właśnie dlatego lepiej rozumie hojność Pana Boga. Przez gest obmycia i namaszczenia stóp Jezusa jest obrazem hojności samego Boga. Maria rozumie Jego bezinteresowność i przez swój akt w pewien sposób oddaje chwałę tej Bożej hojności. Na podstawie tego, co czytamy w ewangelii, wiemy, że Maria z Betanii namaściła stopy Jezusa, uprzedzając Jego pogrzeb, który miał miejsce w szabat, kiedy nie było czasu na namaszczenie właściwe dla tradycji żydowskiej. Ojcowie Kościoła mówią, że Maria z Betanii swoim gestem przyśpieszyła Boże działanie, można powiedzieć, że przynagliła Bożą hojność, która jest zawsze w gotowości, ale potrzebuje naszego przyzwolenia. Boża hojność to nie „bombardowanie” miłością, ale delikatność i oczekiwanie na zgodę człowieka. I tak Maria z Betanii, obmywając stopy Jezusa, antycypuje wydarzenia Wielkiego Tygodnia. Jej uważność to owoc kontemplacji. Innymi słowy, ten fragment ewangelii pokazuje, jak kontemplowanie słowa Bożego nie jest oderwane od dramatu człowieka. Kontemplacja Marii z Betanii ma twarz potrzebującego, a jest nim w tym momencie sam Jezus.
W dokumencie skierowanym do osób konsekrowanych czytamy: „Ten, kto kocha, jest owładnięty pewnym dynamizmem, doświadcza paschalnego charakteru egzystencji, przyjmuje ryzyko wyjścia z siebie, aby dotrzeć do drugiego – nie tylko w przestrzeni zewnętrznej, ale także w wymiarze wewnętrznym – i odkrywa, że jego własnym dobrem jest zamieszkiwanie w drugim i przyjęcie go do siebie”5. Ten, kto kocha, jest owładnięty dynamizmem drogi. Wyrusza do drugiego człowieka, żeby go przyjąć i w nim zamieszkać. W tym w geście Marii wobec Jezusa widać ogromną jedność. Jej porzucenie samej siebie i kontemplacyjna uważność owocują odważnym wyjściem w kierunku Jezusa. Często zarzuca się papieżowi Franciszkowi, że czyni z Kościoła organizację dobroczynną, że kładzie zbytni nacisk na dzieła miłosierdzia, kosztem duchowości czy teologii. Ale papież Franciszek realizuje dokładnie to, co widzimy w tym fragmencie ewangelii, czyli mistykę, i o tym też pisze – że „chrześcijanie są przede wszystkim mistykami z otwartymi oczyma; ich mistyka nie jest jakimś «naturalnym» mistycyzmem bez twarzy, lecz raczej postawą, która szuka twarzy, dąży do spotkania z cierpiącymi, do spotkania z twarzą nieszczęśliwych i skrzywdzonych. Od oczu otwartych i czujnych zaczyna się w nas bunt przeciwko absurdalności niewinnego i niesprawiedliwego cierpienia”6.
Niekiedy przeciwstawia się też Marię Marcie, twierdząc, że Marta jest tą, która z pełnym oddaniem służy drugiemu człowiekowi. A Maria? W tym ujęciu jawi się jako pięknoduch, który bezczynnie kontempluje. Jednak w tej scenie widzimy, że Marię z Betanii cechuje ogromna uważność na drugiego człowieka, bardzo konkretnego człowieka. Judasz zarzuca jej, że zmarnowała wiele pieniędzy na drogocenny olejek z nardu, żeby namaścić Jezusa. Ale Maria nie kalkuluje, bo nade wszystko dostrzega obok siebie konkretnego człowieka. Ona widzi Zbawiciela udręczonego. Oczyma wiary i serca widzi Jezusa, który zmierza do Jerozolimy (tak jak inni uczniowie słyszała na pewno nieraz zapowiedzi Mistrza), gdzie miał zostać odrzucony i zabity. Maria widzi człowieka udręczonego. Papież Franciszek poucza, że niekiedy lepiej trochę spowolnić kroku, że ewangelizacja to nie szeroka autostrada, lecz wąska ścieżka prowadząca do drugiego człowieka. Lepiej zwolnić i zatrzymać się przy nim, spojrzeć mu w oczy i posłuchać go. Po prostu być przy drugim. To właśnie jest miłosierdzie, to jest „mistyka z otwartymi oczami”, jaką reprezentuje Maria z Betanii. Ona nie prowadzi w tym momencie żadnej działalności charytatywnej, nie działa w charakterze organizacji. Owszem, szeroko zakrojona działalność jest nam bardzo potrzebna, ale wewnątrz niej zawsze jest potrzebna uważność na konkretnego człowieka.
Niekiedy sam, mówiąc potocznie, łapię się na tym, że brakuje mi tej uważności, kiedy na przykład na ulicy spotykam bezdomnego, potrzebującego i mówię sobie: „Przecież tymi paroma groszami mu nie pomogę”, i bywa, że odwracam wzrok. Ale później robię rachunek sumienia i myślę, że przecież tu nie chodzi o kilka złotych czy czas poświęcony na pójście do sklepu i kupienie czegoś do zjedzenia. Chodzi o to, by do tego człowieka odezwać się, żeby zobaczyć jego twarz, żeby z nim porozmawiać. To o wiele ważniejsze od rachowania, na ile mu pomogłem. W tym naszą nauczycielką jest wpatrzona w Jezusa Maria z Betanii. To jest mistyka, która szuka twarzy; mistyka, w której trzeba wychylić się, zaryzykować i przekroczyć próg swojego komfortu, by wyciągnąć rękę w stronę drugiego. Dla mnie takim niezwykłym czasem uczenia się intensywnego słuchania połączonego z uważnością, którym obdarzona była Maria z Betanii, było
spotkanie osób skrzywdzonych przez naszego współbrata Pawła M., jak również towarzyszenie im. Bardzo mnie to wewnętrznie dotykało i, mam nadzieję, zmieniło, także jako księdza i zakonnika. To była nieformalna droga synodalna osób skrzywdzonych w Kościele.
Jak już wspomniałem, gest Marii z Betanii pokazuje nam całą wymowę Wielkiego Czwartku, momentu, w którym Jezus obmywa stopy uczniom. Siostra Marty i Łazarza bardzo dobrze zrozumiała to, co Kościół nazwie potem „sakramentem brata”, w którym musi wyrażać się sakrament ołtarza. Święty Jan Chryzostom, ojciec Kościoła z IV wieku, zapisał słowa, które znajdujemy dziś w Katechizmie Kościoła Katolickiego: „Skosztowałeś Krwi Pana, a nie zauważasz nawet swego brata. Znieważasz ten stół, jeśli nie uznajesz za godnego udziału w twoim pożywieniu tego brata, który był godny zasiadać przy tym samym stole Pana. Bóg uwolnił cię od wszystkich grzechów i zaprosił do swego stołu, a ty nawet wtedy nie stałeś się bardziej miłosierny” (KKK 1397). Papież Benedykt XVI, komentując ten fragment, tłumaczył: „Jan Chryzostom mawiał, że sakrament ołtarza i «sakrament brata», czy – jak powiada – «sakrament ubogiego» stanowią dwa aspekty tej samej tajemnicy. Miłość bliźniego, troska o sprawiedliwość i o biednych to nie tyle tematy moralności społecznej, ile raczej wyraz sakramentalnego pojmowania moralności chrześcijańskiej”.
Jakże wymowne jest to w tym obecnym czasie, w którym przyszło nam żyć. Wpierw pandemia, z powodu której nie mogliśmy fizycznie uczestniczyć w sakramencie ołtarza i przyjąć Ciała Jezusa. Była to okazja do ćwiczenia się w praktykowaniu namacalnej komunii, która płynie z sakramentu ołtarza, a realizuje się namacalnie poprzez sakrament brata. Eucharystia jest szkołą uczenia się uważności na siebie nawzajem, poszerzania „wyobraźni miłosierdzia”, aby dostrzegać potrzeby tych osób, które żyją dookoła nas, praktykowania dobrych słów i gestów. Eucharystia jest również „domem otwartych drzwi”, bo jest sprawowana „za wszystkich”. Nikogo nie wyłącza i nie wyklucza. Kryzys humanitarny, którego od kilku lat doświadczamy z powodu głodu w wielu częściach świata, jak również wojny na Bliskim Wschodzie i w Ukrainie, stały się okazją, by otworzyć nasze serca na migrantów i uchodźców, bowiem Chrystus utajony w Najświętszym Sakramencie jest obecny również w tym, z którym się sam utożsamia: „byłem tułaczem i przyjęliście mnie” (Mt 25,35). Sakrament ołtarza musi wyrażać się przez sakrament brata. Tych dwóch sakramentów nie da się rozłączyć. Na każdej mszy świętej słyszymy: „To czyńcie na moją pamiątkę”, ale słowa te nie odnoszą się tylko do celebracji liturgicznej. Te słowa są zaproszeniem do tego, aby upodobnić się do Eucharystii. Stać się nią. W czasie modlitwy eucharystycznej ma miejsce podwójna epikleza, czyli wezwanie Ducha Świętego, aby zstąpił na chleb i wino, ale także na wiernych, aby przemienić ich w Chrystusa. W jednej z modlitw eucharystycznych celebrans modli się: „Boże Ojcze miłosierdzia, daj nam Ducha Świętego, Ducha miłości, Ducha Twojego Syna”.
Scena z Betanii, gdy Maria namaszcza stopy Jezusa olejkiem i wyciera swoimi włosami, unaocznia nam „sakrament brata” i z nim właśnie wchodzimy w Wielki Tydzień, udajemy się na ostatnią wieczerzę, gdzie Jezus ustanowi sakrament ołtarza, mówiąc „to jest moje Ciało” i „to jest moja Krew”, ale także gdy pochylając się nad każdym z nas, pochylając się nad uczniami, oblewając nam stopy wodą, mówi: „To jest mój brat, to jest moja siostra”. Przypatrzmy się jedności sakramentu ołtarza i sakramentu brata. Otwórzmy się przez gest Marii z Betanii na hojność Jezusa:
Prawie że byłam tam pomiędzy nimi
w Betanii kiedy znikał nam z oczu
i obłok zszedł jak w dzień pierwszy
jerozolimskiej świątyni
gdy wszystko stało w słupach mgły
przed chwilą właśnie nas zostawił
z naszą słabością i niemocą
z wieczną pokusą rozpaczy
z obłędną pychą niewinności
z wielomówstwem rozmów
ze zbuntowaną wiarą i niewiarą
z rachubą cnót i cudzołóstwa
z błędami ludzkiej perspektywy
z oczekiwaniem poza śmierć
Jeszcze schodzimy siwym zboczem
z głowami przygiętymi
stroskaną nadzieją
po wszystkie dni
aż do skończenia świata
Anna Kamieńska, W Betanii7.