Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rozmowy z Dorotą - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozmowy z Dorotą - ebook

Powieść „Rozmowy z Dorotą” jest zapisem rozmów prowadzonych przez dwie przyjaciółki Joannę i Dorotę. Asia jest panną marzącą o miłości, a mieszkającą samodzielnie w domu z ogrodem. Dziewczyny rozmawiają na różne tematy, wspominają dzieciństwo i młodość, opowiadają sobie to co usłyszały od znajomych, przez co powieść nabiera charakteru powieści szkatułkowej. Joanna otrzymuje wreszcie od losu swoją upragnioną miłość.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-402-7
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

— Wyobraź sobie, Asiu, że mój nie potrafi dnia wytrzymać bez chociaż jednego piwa. — mówiła Dorota lekko podnosząc głos. — Naturalnie, zazwyczaj nie kończy się na jednym piwie, bo zawsze jest możliwość i chęć napicia się kolejnego. Gdy nie ma grosza w kieszeni, to koledzy mu stawiają, a gdy on ma bodaj kilka złotych, to musi kupić piwo sobie i koledze, któremu akurat brakuje drobnych. Oni tam całymi dniami siedzą pod sklepem i posługują się wyłącznie drobnymi. U nikogo z nich nie uświadczysz grubszych banknotów. Nawet wtedy jak już nie mają drobnych, to zawsze znajdzie się jakiś litościwy klient sklepu i pożyczy im na piwo. To znaczy podaruje parę złotych, bo nie ma co marzyć o zwrocie. Wszyscy to doskonale wiedzą, a pomimo tego dają im pieniądze na wieczne oddanie, jak się to mówi.

Dorota nawet się wcale zbytnio nie denerwowała, bo była już pogodzona i przyzwyczajona do tego, że ludzie z wyrozumiałością traktują popijających przed sklepem mężczyzn.

— Gdyby natomiast przysiadła się do nich kobieta, to od razu została by nazwana pijaczką, a może nawet kurwą, no bo wiadomo przecież, że jak kobieta piana, to dupa sprzedana. Na tego typu stereotypy nic nie można poradzić. Taka ludowa mądrość ugruntowuje się przez lata, a potem za żadne skarby nie można jej wyplenić z potocznych sądów. No i tak to już jest, że chłop mi pije codziennie, a jest uznawany za przyzwoitego ojca rodziny i męża, a ja muszę sobie kupione piwo zanieść do domu i tam wypić, żeby sąsiadki nie widziały. To ma być równouprawnienie! Niech ich wszystkich jasny szlag trafi!

Nie dziwiłam się rozgoryczeniu Doroty. Różne traktowanie mężczyzn i kobiet jest normalną praktyką wszędzie. Zarówno w dużych miastach jak i w małych miasteczkach, w małych gminach i w aglomeracjach, wszędzie jednakowo dzieli się ludzi na chłopów i baby. Baba, wiadomo, nadaje się do garów, a chłop musi pracować na utrzymanie rodziny, więc mu się należy chwila relaksu i wypoczynku po pracy. Nawet wtedy gdy nie pracuje, to prawa zachowuje niezbywalnie do końca życia, bo przecież potencjalnie jest głową rodziny, pracownikiem, czasami nawet na kierowniczym bądź urzędniczym stanowisku.

— Nie ma sensu usiłowanie dokonywania w tym zakresie żadnych zmian, — kontynuowała Dorota — bo i tak nic by z tego nie wyszło. Oni sobie stworzyli taki system i jest im z tym dobrze. My, kobiety, możemy się tylko dostosować, albo wymrzeć jak dinozaury. Zostało dowiedzione naukowo przez amerykańskich naukowców, że dinozaury wymarły z powodu dyskryminacji ich przez matkę naturę. To właśnie natura obdarzyła owe piękne stworzenia niewystarczająco wydolnym systemem energetycznym. Czytałam o tym w pewnej gazecie. To znaczy w takim piśmie naukowym, które rozprowadzają pomiędzy uniwersytetami. Ma się rozumieć, że chodzi o uniwersytety amerykańskie, bo u nas to nie są żadni naukowcy, tylko raczej patafiany.

Obie eksplodowałyśmy gromkim i radosnym śmiechem. Podczas owego rechotu oplułam sobie bluzeczkę, ale to zaraz wyschło. Przynajmniej do czegoś przydały się panujące upały.

— Dinozaury zjadały ogromne ilości zieleniny, więc można by powiedzieć, że odżywiały się zdrowo. Mogłyby dożywać setek lat, niczym jakiś starożytny matuzalem, dzięki swojej powolnej przemianie materii i spokojnemu trybowi życia, nie wspominając nawet o łagodnym charakterze. Nie musiały się niczym denerwować, bo nie miały żadnych naturalnych wrogów. Nieliczne okazy mięsożerne pełniły rolę higieniczną, usuwając osłabione jednostki. Taki świat był dla nich wymarzony. Mogły rozkoszować się obfitością jedzenia, ciepłą pogodą, a także miłym towarzystwem ważek i motyli, bo ptaków jeszcze wtedy na świecie nie było. Pierwsze próby oderwania się od ziemi podejmowały dopiero małe osobniki, które potem nazwano pterodaktylami.

No i, wyobraź sobie, wszystko to się skończyło z powodu kosmicznego kataklizmu. W wyniku globalnej katastrofy nastąpiła zmiana klimatu. Nadszedł czas ery lodowcowej, śnieg pokrył wszystkie rośliny, a dinozaury umarły z zimna i głodu. Pozostały po nich tylko ogromne skamieniałości. Taki sam los czeka mężczyzn, o ile nie zdołają odwrócić naturalnych tendencji przyrody do utylizacji wszelkich odpadków.

Miejsce facetów jest na śmietniku historii. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Nic się nie da z tym zrobić. Czytałam wiele opowiadań o feminizacji świata, ograniczeniu roli mężczyzn, a niektóre nawet wspominały o ich eksterminacji. Od razu można było zauważyć odmienność takiej wizji świata od powszechnie propagowanych przez szowinistycznych facetów patriarchalnych mrzonek i marzeń o niewolnicach, kurtyzanach oraz herosach otoczonych przez nimfy, tuczonych przez kucharki, doglądanych przez roznegliżowane pielęgniarki, wydekoltowane księżniczki, a także czekające na nich w sypialni śpiące królewny lub Kopciuszki w kusych fartuszkach.

Przez sześć tysięcy lat istnienia obecnej kultury mężczyźni przez cały czas propagowali swoją narrację o świecie przyjaznym ojcom, mężom i synom. Snuli opowieść o płodzeniu syna, budowaniu domu, oraz o sadzeniu drzewa. Te cele mogły równie dobrze stać przed wielkim gorylem stojącym na czele stada małp. Tym gościom prężącym muskuły i walącym się pięściami po żebrach dla okazania swojej jurności porównywanie się do małp wcale nie ujmowało honoru. Oni wręcz ostentacyjnie uwielbiają okazywać swoje przywiązanie do natury. Przykładem może być stwierdzenie, że „nasi dziadowie na mchu jadali”.

W tym miejscu znowu obie nie potrafiłyśmy powstrzymać się od śmiechu. Wyraźnie czułam coraz większą sympatię do Doroty. Siedziałyśmy w ogrodowej altance. Marmurowy stół stojący pośrodku był przyjemnie chłodny. Jego blat wyglądał jakby był opływany przez wodę z płynącego obok źródełka. Nawet było słychać szum, tylko nie był to szum wody, a wiatru wśród liści magnolii rosnącej tuż za cienką ścianką altanki. Piękne, różowo-białe kwiaty już dawno zgubiły wszystkie płatki, których kilka jeszcze więdło na ziemi. Płatki te niczym płótno namiotu wykorzystywały mrówki faraona, chowając się pod nimi niczym pod parasolami słonecznymi na plaży. Tak samo jak dzieci bawiące się wiaderkiem i łopatką nad wodą budując zamek z piasku i emocjonując się falami zalewającymi mury budowli, mrówki sumiennie transportowały ziarenka piasku jedno po drugim, układając je wzdłuż precyzyjnie wytyczonej trasy.

— Skomplikowany i długotrwały proces ewolucji spowodował, że mężczyźni odrobinę zbliżyli się gatunkowo do człowieka, czyli do homo sapiens, jak mawiają naukowcy, a jednocześnie ani na jotę nie oddalili się od małp. To taki paradoks ewolucyjny, na który nie zwrócił dostatecznej uwagi twórca teorii ewolucji. Ostatnio spotkałam takiego niebiańskiego przystojniaka o lazurowych oczach, które przez cały czas posyłały w moim kierunku błyskawice, a jego mięśnie wyglądały jakby je Michał Anioł wyrzeźbił z włoskiego marmuru. Był tak wąski w biodrach, że mógłby nosić mój pierścionek zamiast paska u spodni, a kark miał taki jak żubr w ogrodzie zoologicznym. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

Ten Adonis, Tor, czy jak się tam nazywał ów heros, jednym spojrzeniem rozkochał mnie w sobie, zarzucił grzywką, a ja biegłam za nim w podskokach, mrugnął porozumiewawczo, a ja płonęłam pożądaniem. Nie potrafisz sobie wyobrazić jak szaleńczo, bezgranicznie, do cna go pokochałam. Byłam skłonna wzlecieć na skrzydłach mojego uczucia chociażby do samego nieba, do raju, albo nawet do piekła, gdyby tego ode mnie zażądał. Rozpalił we mnie taki ogień, że Hades by się z nim nie mógł równać. Byłam gotowa wykosić całe stepy akermańskie, byle tylko przygotować dla nas godną polankę na wspólny piknik. Byłam gotowa na Morzu Śródziemnym usypać sztuczną wyspę, byle tylko na jej plaży rozłożyć dla nas dwojga koc i móc się z nim sam na sam opalać, korzystać z tegorocznego słońca, wachlować go podczas upału, skrapiać mu usta wilgocią swojego pocałunku, ocierać mu spocone czoło wargami, układać go do wypoczynku na swojej piersi, a do snu utulać go na mym łonie. Pragnęłam dać mu cały legion dorodnych synów, aby mógł założyć nowe królestwo, przywdziać koronę z brylantami, w dłoń wziąć berło królewskie, które by miało moc ciskania błyskawicami w naszych wrogów.

Świata mu chciałam przychylić, bramy nieba przed nim otworzyć, głowami jego wrogów wybrukować drogę do stolicy, posadzić tysiąc drzew w alei jego imienia i zbudować mu tysiąc zamków warownych, które by strzegły granic naszego wspólnego, wspaniałego, cudownego imperium. Oddałabym dla niego ostatnią kroplę krwi, ostatni haust powietrza, ostatnią komórkę rozrodczą mojego łona, byle tylko zechciał ze mną realizować te wszystkie marzenia i plany. Mogłoby być tak pięknie. Byłoby tak pięknie.

Aby to wszystko się stało rzeczywistością potrzebny był już tylko jeden, na początek, jako dobry znak na przyszłość, jako wróżba czekającego nas losu, jeden pierwszy namiętny, gorący, upragniony, ognisty stosunek seksualny, który by nas związał na zawsze, zapieczętował nasze nierozerwalne więzy pieczęcią miłości i doprowadził do poczęcia pierworodnego syna, dziedzica, przyszłego cesarza, może nawet faraona.

Po tak pięknym życiu nasze dusze spoczęłyby na niebie jako najjaśniejsze gwiazdy, wskazujące drogę przyszłym władcom. No więc gdy już rozanielona, rozpalona i jaśniejąca miłością dosiadłam wreszcie mego upragnionego kochanka, kiedy otworzyłam przed nim bramy raju, przygotowałam dla niego, jak to mówią obecnie młodzi, swoje gniazdko USB, swoje wejście szeregowe, swoje złącze miłości, aby wlał we mnie całą moc swoich danych DNA, to się wtedy okazało, że on się łączy tylko bezprzewodowo, bo mu kabelek się skurczył do mikroskopijnych rozmiarów.

Nawet małpy żyjące w ZOO nie zaniedbywają tej strony swojej egzystencji, byłam więc nadzwyczaj rozczarowana. Ego temu dupkowi uderzyło do głowy, a że nie posiadał zbyt dużego mózgu, wyrażając się oględnie i bardzo delikatnie, to mu pozrywało wszystkie połączenia softwaru z hardwarem. Zawiesił się biedaczysko, a gdy już doszedł do siebie, to był tylko marną kopią Adonisa, bez gwarancji, suportu, obsługi wyższych uczuć i instrukcji obsługi awaryjnej. Wszystkie moje marzenia poszły się … to znaczy przepadły bezpowrotnie.

Możesz sobie wyobrazić, jaka byłam roztrzęsiona i zdruzgotana. Całe tygodnie zajęło mi wracanie do emocjonalnej równowagi. Całe miesiące zajęło mi uciążliwe wychodzenie z depresji. Tak naprawdę, to sama nie wiem czy udało mi się depresję pokonać, czy tylko ją zamaskować, ukryć najbardziej widoczne objawy, zabliźnić najbardziej bolące rany. Jeszcze teraz, gdy o tym opowiadam, drżą mi plecy i nogi, zaczynam się pocić, boli mnie głowa, męczy pragnienie, więc polej jeszcze tego pysznego wina, żebym mogła przepłukać gardło.

Czym prędzej napełniłam nasze szklanki płynem, którego krwisty kolor korespondował z bojowym nastrojem Doroty. Nad altaną rozkładał swoją wielką koronę orzech włoski. Jego gałęzie sięgały daleko poza altanę, rzucając na nią przyjemny cień i tworząc w tym miejscu miłą atmosferę wilgotnego chłodu, przyjemności, wypoczynku, nawet wręcz cielesnej rozkoszy, pośród lejącego się wszędzie dookoła żaru z nieba. Liście już zdążyły urosnąć, nabrać jakby miękkiej obfitości matczynego fartucha, przemieniając rozłożyste konary w opiekuńcze ramiona. Chwilami mogło się zdawać, że słyszy się soki drzewa płynące w górę licznymi strumykami. Ta obfitość gałązek i liści tworzyła jakby strefę klimatyzowaną. Matka natura rozkładała nad nami swoje opiekuńcze ramiona kołysząc mnie do cichego, błogiego wsłuchiwania się w płynące słowa opowieści, a Dorotę skłaniając do kolejnych zwierzeń.

— Takie doświadczenia spowodowały u mnie utratę wiary w męski rodzaj, w jego rolę kreacyjną, w jego zadanie kontynuowania cywilizacji. Przecież nawet faraon by nic nie zdziałał gdyby nie kapłanki. To one nie tyle wymodliły łaskę u bogini Hery lub Izis, ile raczej przez tysiąclecia dbały o przetrwanie starożytnej wiedzy, wielopokoleniowych doświadczeń ludzkości związanych z prokreacją, dawaniem życia, przedłużaniem gatunku, sidlenia kochanków, kształtowaniem polityki, gromadzeniem wiedzy, doświadczenia, doskonaleniem umiejętności, rozbudzaniem namiętności, pogłębianiem i rozszerzaniem władzy.

Kapłanki dawały dobrobyt społeczeństwu, bogactwo władcom, nieograniczoną władzę kobietom. Kapłanki od zawsze rządzą światem.Rozdział 2

— Poznałam kiedyś niezwykle interesującą osobę. — mówiła Dorota. — Była ona już w wieku poważnym, jak niektórzy mówią: wieku słusznym. Jej doświadczenie życiowe było pokaźne, dzięki czemu wielokrotnie wykazała się publicznie nie tylko wiedzą merytoryczną, ale również odwagą, stanowczością, a nawet czasami uporem. Osoba ta została wybrana do Rady Miasta, gdzie była bardzo aktywna, wnosząc projekty wielu uchwał, w przypadku bardzo wielu innych uchwał radnych brała udział w pracy nad ich doskonaleniem.

— Czuję się doskonale pośród ludzi, — mówiła mi ta osoba –– ponieważ zawsze przewodzenie innymi i popychanie ich, czy też może raczej prowadzenie ich ku czynieniu dobra było moim prawdziwym powołaniem. Bardzo dobrze spełniam się w relacjach międzyludzkich. Uwielbiam studiować psychologów, socjologów światowej sławy, a także znanych na wszystkich kontynentach i poważanych filozofów, ponieważ ich badania wielokrotnie udowodniły w sposób naukowy, że osobowość każdego człowieka jest wypadkową jego życia, doświadczeń oraz wpływu jaki na nich mieli inni.

— Czy te naukowe teorie nie uczą przypadkiem manipulowania innymi, słabszymi intelektualnie ludźmi? — pytałam zainteresowana takimi wywodami.

— Ależ wcale nie. Wiedza o psychologii jednostki służy tylko do polepszenia losu tejże jednostki. Również wtedy gdy skłania się kogoś do działań, których oni sobie tego nie życzą. Przecież powstrzymywanie dziecka przed włożeniem ręki do ognia służy jego ochronie. Służy dobru tego dziecka nawet wtedy gdy ono sobie tego nie życzy i gdy bardzo pragnie dotknąć tego intrygującego i niezwykle ciekawego zjawiska jakim jest ogień.

— A manipulacje, wymuszenia, oszustwa? — dopytywałam impertynencko.

— Naturalnie istnieją takie zjawiska, czy raczej metody, sposoby na uzyskanie przewagi, ale mają one zastosowanie raczej w przypadku praktycznego zastosowania nauk psychologicznych odnośnie tłumu. Psychologia tłumu jest przez niektórych naukowców nazywana po prostu politologią, bo umożliwia przewidywalne sterowanie masami ludzkimi. Widziała pani kiedyś jak się zachowują pszczoły?

— No, normalnie, pyłek kwiatowy zbierają i miód produkują.

— Dla pszczółek to jest normalnie, naturalnie, takie właśnie są pszczoły. Otóż o to chodzi, żeby ludzie też zachowywali się normalnie.

— To znaczy jak?

— Droga pani Doroto, przecież pszczoły są powszechnie uznawane za idealny wzór pracowitości. Pracują całymi dniami, od świtu do zmierzchu uwijają się wokół kwiatków, że nie zawsze jest je widać, ale słychać ciche brzęczenie jest zawsze wszędzie tam gdzie są jakiekolwiek kwiaty. Pszczoły wypatrzą każdy kwiatek z daleka. Nie tylko to. Pszczoły są bardzo inteligentne, więc bardzo szybko zauważyły, iż jedzenie jest nie tylko na łące z kwiatami, ale również na łące, w ogrodzie, przed domem, na zwykłym trawniku, czyli wszędzie tam gdzie przebywają ludzie raczący się różnymi smakołykami. Owoce są przysmakiem dla pszczół. Lukier z pączka, drożdżówki, ciastka, galaretka z truskawkami, czy po prostu słodki napój w szklance, to wszystko są smakołyki dla każdej pszczoły.

Te mądre owady nauczyły się, że wypatrzone z góry grupki ludzi siedzących na trawie, lub zgromadzonych wokół ogrodowego stolika, kawiarnianego stolika, ławki w parku, to idealne miejsca do upolowania czegoś słodkiego, owocowego, energetycznego. Kilkuosobowa grupka ludzi znacznie bardziej przyciąga pszczoły niż pojedynczy człowiek. Chyba że przed chwilą mył włosy szamponem o zapachu kwiatów lub owoców. Natomiast gdy taka latająca osóbka, a zwłaszcza z wąską talią w żółtej sukience, czyli osa, wypatrzy sklep w którym na półce leżą pączki i drożdżówki z grubą warstwą słodkiego lukru, to w tri miga, czyli błyskawicznie, bo Migi przecież latają szybko, do tego sklepu zleci się cała chmara owadów. Obsiądą drożdżówki i pączki nawet wtedy jeśli sprzedawczynie zapobiegliwie przykryją je folią, uznają to miejsce jako swoje wyłączne żerowisko, a potem to nawet trudno zmuszać te biedne sprzedawczynie do podania pączka, bo za każdym razem naruszenia żerowiska os wywołuje wściekłe wzlatywanie wszystkich owadów przy wtórze równie wściekłego bzyczenia, co o ile nawet nie grozi pożądleniem, jeżeli się czuje respekt i natychmiast odchodzi na bok, albo nawet ucieka się ze sklepu, to z całą pewnością można dostać nerwicy, zawału, fobii, alergii, depresji, lęku i wielu innych równie nieprzyjemnych dolegliwości od samego tylko tego bzyczenia wokół twarzy, a wiadomo przecież, iż paniczne machanie rękoma tylko pogarsza sytuację.

— Co z tego wynika? — zapytałam tej osoby.

— Wynika z tego to, że zarówno pszczoły jak i osy są nie tylko pracowite, ale również bardzo dobrze zorganizowane. Każdy jeden konkretny owad ma w roju swoje określone precyzyjnie miejsce. Ludzie mają dokładnie tak samo, bo mają swój indywidualny adres zamieszkania, swój numer PESEL, numer NIP, swojego pracodawcę. Dla odróżnienia poszczególnych osobników ludzie mają jeszcze nazwisko i imię, a często dwa imiona oraz dwu lub więcej składnikowe nazwiska. Dzięki temu każdego konkretnego człowieka można bardzo dokładnie określić, zidentyfikować, wylegitymować, oznaczyć, w razie potrzeby odnaleźć.

Te wszystkie cechy upodobniają społeczności ludzkie do roju owadów, ula pszczół, gniazda os, mrowiska mrówek. Wszystkie te społeczności są do siebie niezwykle podobne. Widać z tego wyraźnie, że matka natura nie lubi próżni. Poznając te wszystkie zależności można społeczeństwami ludzkimi bardziej precyzyjnie i bardziej wydajnie sterować. Właśnie o to chodzi, żeby można było: bardziej, a jeszcze lepiej: najbardziej. Wtedy byłoby idealnie.

Jednakowoż ludzie sprawiają na tym polu wiele kłopotów. Nie są wcale precyzyjni, systematyczni ani punktualni. Na ludziach nie można polegać. Ludzie są gorsi od wilków. Stada wilków mają swoje prawa i każdy osobnik je przestrzega pod groźbą wykluczenia, czyli wygnania. Wilki zabijają tylko po to aby jeść, zaspokoić głód, dla przetrwania. Nigdy nie zabijają dla zabawy. Wilki doskonale rozumieją, że zabijanie to nie jest rozrywka ani interes do zrobienia. Gdyby ludzie byli tacy jak wilki, to na świecie istniałaby sprawiedliwość, równość i braterstwo.

— Ależ to straszne. — powiedziałam, a ta osoba tylko się roześmiała.

— Wcale nie. Tylko z pozoru to strasznie wygląda. Gdy obierzemy właściwą perspektywę, to wszystko staje się normalne, — powiedziała — wręcz swojskie. Od dziecka jesteśmy przyzwyczajeni do życia wśród innych ludzi, do komunikowania się z nimi, do negocjowania warunków współpracy. Już niemowlak przy pomocy płaczu usiłuje wymóc na matce lepsze warunki, więcej jedzenia, więcej zainteresowania. Tak mamy w całym życiu i jest to dla nas naturalne środowisko. Dopiero pozostawieni bez opieki w lesie stajemy wobec niezrozumiałego otoczenia.

Powinniśmy uczyć się od wilków. — mówiła ta osoba. — Powinniśmy zacząć stosować wilcze braterstwo. Każdy człowiek byłby równy, traktowany sprawiedliwie, jednakowoż tylko i wyłącznie wtedy gdyby sam dbał o równość wszystkich, a nie wpychał się do kolejki po dotacje dzięki znajomościom, gdyby wspierał słabszych i osłaniał ich przed silniejszymi, gdyby oddawał część tego co wypracował, wywalczył, zdobył innym, którzy takich możliwości nie mają, gdyby dbał o dobro wspólne, o dobro wszystkich, a nie tylko o siebie.

Już niedługo będę w wieku, który będzie mnie uprawniał do emerytury. Proszę sobie wyobrazić, że wysokość tej emerytury będzie sięgała zaledwie połowy moich obecnych poborów, a naukowcy twierdzą, iż z biegiem lat porównanie wysokości mojej emerytury z wysokością zarobków będzie wyglądało coraz gorzej. Tymczasem w stadzie wilków stare, najbardziej osłabione osobniki wcale nie idą na końcu, gdzie mogłyby je podgryzać byle szakale, tylko mają swoje miejsce w środku watahy, gdzie są pod stało ochroną i opieką, gdzie w każdej chwili mogą liczyć na wsparcie, gdzie zawsze mogą przystanąć dla odpoczynku, a całe stado na nich czeka aż nabiorą sił.

Niektórzy twierdzą, że ludzie potrafią być przewidujący. — kontynuowała owa osoba. — Otóż wilki mają tak doskonały zmysł węchu i orientacji, że wyczuwają obecność innych zwierząt z odległości kilku kilometrów, nawet wtedy gdy są one po drugiej stronie wzgórza. Można by więc powiedzieć, że wilki widzą na odległość, albo że potrafią przewidywać przyszłość. Wobec takich dowodów, wynikających z rzetelnych i poważnych badań naukowych, nie można już mieć wątpliwości o pełnej prawdzie płynącej z opowieści o wilczycy wychowującej założycieli Rzymu, z opowieści o wilku i czerwonym kapturku, z opowieści o wilku i trzech świnkach, z opowieści o duszy wielkiego wojownika i wodza Komanczów zamieszkałej po jego śmierci w ciele wilka, a także o tym, że wilki wyją do księżyca, ponieważ wyczuwają zmiany natężenia pola grawitacyjnego Luny podczas jej obiegu wokół Ziemi oraz o podnoszeniu się poziomu oceanów z tego samego powodu.

Wróćmy jednak do owadów. — mówiła ta osoba. — Owady mają bardzo, ale to bardzo małe rozumki, a jednak wykazują się niezwykłą inteligencją. Wyjaśniła mi tą zagadkę pewna kobieta plotkara. Spotkałem ją w bibliotece przy ulicy Targ Rakowy. Odbywało się tam spotkanie literackie związane z jubileuszem czterdziestu lat twórczości gdańskiego poety, artysty i działacza kulturalnego Piotra Szczepańskiego. Na tym wieczorku spotkała się kulturalna elita grodu nad Motławą. Ja byłem tam skromnym uczestnikiem, ale wiadomo, iż tego typu uroczystości przyciągają widzów najprzeróżniejszego autoramentu, ciekawskich, prześmiewców, fałszywych przyjaciół, kieszonkowców, pochlebców, a także zwykłe, wredne, napuszone plotkary myślące, że udział w kulturalnym wydarzeniu może je dowartościować, dodać im chociaż odrobinę rozumu, dobrego wychowania, wyczucia, polotu i smaku.

Pan Piotr siedział dostojnie za stołem prezydialnym, opowiadał o swojej działalności i poezji, oraz czytał wiersze przez siebie napisane. W przerwach ktoś grał na gitarze i śpiewał. Potem jubilat przyjmował gratulacje od uczestników spotkania. Gdy wychodziłem przyczepiła się do mnie jak rzep do spodni ta plotkara. Skierowałem się na przystanek tramwajowy, a ona nie odstępowała mnie na krok. Na przystanku zgromadziło się sporo osób w różnym wieku, różnej płci, a ona uparła się na mnie, chwyciła się mojego rękawa podczas wsiadania do tramwaju, usiadła obok mnie i zaczęła mnie zanudzać swoimi mądrościami.

— Bardzo interesuję się nadzwyczajnymi zjawiskami. — mówiła plotkara. — W środowisku artystów dochodzi do największego nagromadzenia różnego rodzaju anomalii, które mają bardzo duży wpływ na to co się w tych sferach dzieje, a także na to jak działania artystów zostają odbierane przez tak zwanych normalnych ludzi. Użycie takich akurat słów automatycznie implikuje stwierdzenie, albo chociaż domniemanie, że artyści nie są normalni. No i to jest absolutna prawda, ponieważ gdyby artyści byli normalnymi ludźmi to nie mogliby być twórcami, poetami, pisarzami, malarzami, rzeźbiarzami, kompozytorami, tancerzami i tancerkami, śpiewakami, nawet chórzystami, a także fotografikami, plastykami komputerowymi, programistami i całą masą jeszcze innych twórców. Jest jeszcze pełno innych zawodów, które do udanego wykonywania potrzebują tej iskry, tego czegoś, natchnienia, po prostu odpowiednich zdolności.

— Tramwaj skręcił w Wały Jagiellońskie. Była nadzieja, że uda się poczytać tomik wierszy pana Piotra. Ględzenie plotkary zwyczajnie mnie nudziło. Ona jednak nie przestawała trajkotać.

— Wszyscy artyści mają ten swój dar aby lepiej rozumieć świat, aby uważniej go obserwować, aby więcej dostrzegać z tego co umyka zwyczajnym ludziom. Każdy artysta jest zupełnie inny, może być całkowicie oryginalny, a jednak często artyści, którzy się nie znali, nigdy się nawet nie widzieli, mieszkali na różnych kontynentach, swoją niepowtarzalną twórczością dochodzili do bardzo podobnych wniosków, a nawet wręcz do takich samych, identycznych wniosków. Podobno wszystko zależy od tak zwanego ducha czasów. Ma on zadziwiającą zdolność wpływania na wrażliwe istoty, zwłaszcza na artystów, którzy nie tylko tworzą podobne wiersze, malują podobne obrazy, komponują podobną muzykę, ale często tworzą wręcz takie same dzieła sztuki, identyczne do tego stopnia, że na pierwszy rzut oka laik nie rozpozna twórcy, nie odróżni utworu jednego autora od innego utworu drugiego autora.

— Podjechaliśmy przed Dworzec Główny. Plotkara miała okazję wysiąść, wolała jednak jechać dalej. Potem przejechaliśmy ze zgrzytem kół obok Zieleniaka, przez rondo Ofiar Katynia i stanęliśmy na przystanku Brama Oliwska.

— Wygląda na to, że artyści odczytują niewidoczne dla innych znaki, odbierają aurę, fluidy, doznają natchnienia pochodzącego z tych samych sfer, być może sfer niebieskich. Jakaś siła łączy ich ponad innymi ludźmi, ponad całym światem. Interesuje ciebie poezja? Widzę, że tak. Może też piszesz? Jesteś wrażliwą osobą? O, rumieniec na twarzy. A więc tak. Od razu się domyślałam. Ja znam ludzką naturę, bardzo wiele wiem o ludziach. Jesteś może osobą samotną? Bo z osobami samotnymi to ja sobie bardzo dobrze radzę. Jestem uzdolniona w tym kierunku.

— Minęliśmy przystanek przy Chodowieckiego, potem czołg, który studenci pomalowali kiedyś na różowo, potem zostawiliśmy z tyłu Uniwersytet Medyczny.

— Gdyby co, to mogę pomóc przy wyborze i kupowaniu ciuszków, bo ta bluzka wymaga już wymiany na nowszy model, a spodnie też trzeba odświeżyć. To nic wstydliwego. Wiele inteligentnych i mądrych osób nie radzi sobie z codziennymi czynnościami. Mój mąż, nieboszczyk, był inżynierem programistą, ale ubrania ja mu musiałam kupować, potem decydować o tym którego dnia co ma na siebie założyć, którą wybrać koszulę, który krawat do tej koszuli dobrać. Po co sąsiedzi mają się oglądać i palcami wytykać, co? Nie ma przecież potrzeby.

— W tyle został przystanek przy Traugutta i podjechaliśmy przed Operę Bałtycką. To też była znana powszechnie instytucja kultury, więc była nadzieja, że plotkara wreszcie wysiądzie. Mogłaby przecież jakieś ciekawe przedstawienia zobaczyć, pieśni operowych posłuchać, chociażby „Halkę” zobaczyć. Miałaby o czym innym ludziom opowiadać.

— Czy kiedykolwiek ktoś się zastanawiał w jaki sposób ludzie kontaktują się ze sobą pozazmysłowo? Szczątkowe badania w tej dziedzinie dowodziły jedynie, że można komuś na odległość przekazać prosty obrazek kształtu, na przykład obrazek koła, kwadratu, gwiazdy, trójkąta, a poza tymi obrazeczkami nigdy nic więcej nie udało się przekazać, żadnej konkretnej informacji, żadnej idei, nie wspominając już, nie marząc nawet o przekazywaniu utworu poetyckiego.

To by był prawdziwy przełom w historii całej ludzkości, całej cywilizacji, ba nawet całego wszechświata, gdyby można było na odległość, bez żadnych technicznych środków łączności, przekazywać myśli. Być może nigdy nie rozwikłamy zagadki kontaktowania się zmarłego faraona z Orionem. Dusza to nie jest nic zmyślonego. Wiedzą o tym archeolodzy i kosmolodzy, astronomowie i fizycy. Nawet zwykła, przyziemna chemia ma w tej dziedzinie bardzo wiele do powiedzenia.

— Przez park od strony Politechniki szły grupy studentów. Najprawdopodobniej młodzież wracała z popołudniowych zajęć dodatkowych, albo może z egzaminów. Większość z nich była wyraźnie podekscytowana, buchająca emocjami, uczuciami, reagująca zbyt głośnym śmiechem dla zamaskowania prawdziwych myśli, zatuszowania obaw. Tak, to są najpiękniejsze lata w życiu każdego człowieka. Ma się przed sobą tak wiele możliwości, a równocześnie żadne drzwi nie zostały jeszcze kategorycznie zamknięte, żadne drogi nie zostały jeszcze zablokowane, żadne szlabany opuszczone. Po chwili przejechaliśmy przez skrzyżowanie z ulicą Do Studzienki. Gdyby się poszło w prawo to zaraz nieopodal znajduje się hotel „Logos”, dawny Dom Nauczyciela”. Pamiętam pewne wesele fetowane w restauracji tego hotelu. Orkiestra grała całkiem przyzwoicie, ale gdy w tym samym czasie usiłowało się zasnąć w pokoju piętro wyżej, to odgłosy muzyki brzmiały jak trąby jerychońskie. Na dokładkę w regularnych odstępach czasu nieopodal przejeżdżał pociąg. Rano prawdziwy czyściec szumiał w głowie, ale spać się nie dało, bo po drugiej stronie ulicy już od wczesnych godzin jakaś para rozpoczęła intensywny trening tenisa. Pod czaszką waliło mi każde uderzenie piłeczki o kort. Była niewielka, ledwie świtająca, ledwie się żarząca nadzieja, że plotkara zechce wysiąść przy Centrum Handlowym Manhattan, aby zrobić tam zakupy. Tym czasem jej piskliwy głos wciąż trajkotał jak najęty.

— Prawdziwą zagadką jest sterowanie wielkimi społecznościami. Doskonałym przykładem takiego działania jest rój pszczół. Królowa zarządza rojem jednoosobowo, a radzi z tym sobie nadzwyczaj dobrze. Zwykłe robotnice nie decydują o niczym, pracują na swoich stanowiskach, a nigdy się nie zdarza korek w transporcie pyłku kwiatowego do ula, ani zastój w produkcji pszczelego mleczka, tak, tak, jest coś takiego. Doskonale też działa budowanie plastrów służących pszczołom do gromadzenia miodu, a przecież wszystkie czynności wykonują wciąż te same robotnice, nie posiadające żadnego przeszkolenia, świadectwa pracy ani certyfikatu. Każda pszczoła wie co ma robić, czym się zająć w każdej chwili, a królowa także doskonale wie co dzieje się w ulu, gdzie znajdują się miododajne drzewa, gdzie ukwiecone łąki, jaka jest ilość dostarczanego pyłku.

Skąd królowa pszczół otrzymuje te wszystkie informacje? Od swoich podwładnych. A jak pszczoły przekazują królowej informacje, skoro nie potrafią mówić? Otóż pszczoły przekazują sobie informacje przy pomocy tańca. Tak, dokładnie, przy pomocy tańca. Pszczoły tańczą w locie, wracając do ula, spotykając się wzajemnie, przekazują sobie ważne informacje za pomocą gestów. Tak jak ludzie machają do siebie rękami, kiwają palcem lub dłonią, kręcą lub potakują głową, tak pszczoły lecąc wykonują w powietrzu skomplikowane figury, kółka, beczki, obroty, dokładnie tak samo jak piloci samolotów podczas lotu wykonują określone figury w powietrzu dla przekazania określonej informacji.

Te przekazywane przez ów taniec w powietrzu informacje należą do najważniejszych: w którą stronę trzeba lecieć by trafić na kwiaty, jak daleko trzeba lecieć, czy na łące jest dużo kwiatów, czy kwiaty zawierają dużo nektaru lub pyłku, czy po drodze znajdują się niebezpieczne miejsca, czy może gdzieś czyhają groźne szerszenie, albo gdzie trzeba omijać tereny spryskane niebezpiecznymi pestycydami. Każda pszczoła lecąc wykonuje w powietrzu swój taniec informując inne pszczoły o najważniejszych okolicznościach każdego lotu. Ten taniec jest jak dziennik służbowy pilota.

Ale co z królową. Ona przecież sprawuje władzę na tronie we wnętrzu ula, nie lata sobie nad łąkami, więc nie ma kiedy przekazywać rozkazy podwładnym ani odbierać meldunków od powracających z misji. Otóż królowa kontaktuje się z podwładnymi za pomocą siły woli. Tylko królowa ma odpowiednie zdolności, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie dzięki dziedziczeniu, dzięki genetyce. Dlatego władza w ulu nad pszczołami jest przekazywana następnej królowej tylko i wyłącznie przez dziedziczenie.

— Przy galerii Bałtyckiej plotkara zauważyła próbę wstania z siedzenia w celu opuszczenia tramwaju i stanowczo przeciwdziałała szarpiąc mnie za ramiona i zmuszając do pozostania na miejscu. Toż to była normalna przemoc, nadużycie siły fizycznej, może nawet terroryzm. Inni pasażerowie niczego nie zauważyli. Nikt nie przyszedł mi z pomocą. Nikt nie uratował mojej wolności. Nikt nie staną w obronie mojej zdeptanej godności.

Tramwaj skręcił w ulicę Wojska Polskiego. Zrobiło się jakby mniej pasażerów. Czyżby co niektórzy zauważyli działalność terrorystyczną plotkary i w porę opuścili pojazd? Nikt z pozostających w środku nie znał odpowiedzi na tak postawione pytanie.

— .Widziałam kiedyś w telewizji taki film fantastyczny o cywilizacji kosmicznej, — mówiła plotkara — której wszyscy obywatele tworzyli jedną wspólną osobowość. To co zobaczył lub usłyszał jeden osobnik widziały i słyszały również wszystkie pozostałe. Rozmawiając z jednym z nich rozmawiało się ze wszystkimi. To w zasadzie nie było żadne społeczeństwo, tylko jedna osoba. Proszę sobie wyobrazić jakie byłyby wspaniałe możliwości przed aż do tego stopnia zintegrowaną ludzkością. Nie byłoby nie tylko wojen, ale nawet innego punktu widzenia niż władzy, albo raczej władcy, bo takim organizmem społecznym musiałby zarządzać jeden władca, czyli król, cesarz, imperator, albo faraon.

— Przy zajezdni we Wrzeszczu kręcili się robotnicy w niebieskim uniformach roboczych. Chciało mi się spać, głowa mi opadła na piersi, ale wtedy plotkara walnęła mnie w ramię przypominając, że mam słuchać jej wywodów. A niechby ją szlag jasny trafił.Rozdział 4

— Było kiedyś spotkanie poetyckie pod tytułem „Jaśminowa herbatka” w bibliotece „Stacja Rumia”, — mówiła ta osoba — a swoją twórczość poetycką prezentowali Pani Gabrysia Szubstarska i pan Piotr Szczepański. Wieczorek ten wyglądał jak spotkanie w kawiarni przy filiżance herbaty, a uczestniczące w nim osoby rozmawiały o życiu, zwłaszcza o miłości, spotkaniu drugiego człowieka i samotności.

Na zewnątrz hulał zimny wiatr, więc w zacisznym pomieszczeniu biblioteki było bardzo przyjemnie. Te pomieszczenia należące wcześniej do dworca kolejowego zostały niedawno wyremontowane i bardzo pomysłowo wyposażone nawiązując stylistyką do wyglądu stacji i przedziałów wagonów kolejowych. Taka scenografia idealnie pasowała do rozmowy o podróży przez życie. Trzeba by pomyśleć o szerokim popieraniu tego rodzaju inicjatyw.

Dwoje poetów siedziało na kolejowych kanapach i prowadziło ożywioną rozmowę. On wspomniał o słońcu nad grecką wyspą, a ona mu odpowiedziała o morskiej fali opłukującej stopy podczas spaceru brzegiem morza. Ich miłość iskrzyła się ciepłymi słowami, odbijała w ich źrenicach promyki słońca i unosiła się w górę razem z podmuchami wilgotnej, lecz ciepłej morskiej bryzy. Od czasu do czasu białe muszelki chrzęściły pod stopami., mokre kamyki głębiej wbijały się w piasek.

W tym samym czasie za oknem biblioteki coraz głośniej huczał wiatr. Szyby od czasu do czasu wpadały w ciche wibracje, niczym jęki pokrzywdzonych, zmarzniętych duchów, które nie zdołały dostać się do środka by ogrzać się ciepłem poezji.

Ech, serce dudniło w piersi od tych wszystkich wrażeń, od tych słów gorących jak ogień. Jakiś zapomniany duch z przeszłości przysiadł na regale z książkami i kołysząc nogami, jak to często robią dzieci, przysłuchiwał się rozmowie. Jego blada, zamglona twarz powoli rozpływała się w powietrzu. Jakieś mroczne moce owijały się wokół żyrandola. W bibliotecznej sali powoli ubywało światła. Ktoś spojrzał w okno i pomyślał, że to wieczór zapada. Ktoś inny zerknął na żyrandol i zaczął liczyć zapalone żarówki.

Kierowniczka biblioteki podeszła z boku do zgromadzonych ludzi i usiadła na wolnym krześle. Widocznie uporała się już z innymi obowiązkami i dołączyła do wieczorku chcąc wchłonąć w siebie te ożywcze moce, najeść się słowami, wypić owe zdroje natchnienia spływające kaskadami z niewidocznych wyżyn, nabrać siły przed zbliżającym się końcem dnia.

Oczywiście, nie mogło być inaczej, znalazła się w tym pięknym miejscu również plotkara. Siedziała skulona pod palmą stojąca w doniczce na parapecie okna, dlatego nie od razu była widoczna. Spijała z warg pary poetów każde słowo, zerkając co chwilę do trzymanego w dłoni tomiku poezji. Długo to trwało zanim mnie dostrzegła natychmiast przy wtórze szurania krzeseł podeszła i usiadła przy mnie. Duch siedzące na regale z książkami pokiwał ze współczuciem ledwie widoczną głową. To coś owijające się wokół żyrandola zarechotało sardonicznym śmiechem. Zaraz potem przepaliła się i zgasła jedna z żarówek.

— Dzień dobry. — powiedziała plotkara. — Cieszę się bardzo, że możemy się spotkać w tym pięknym miejscu.

— Dzień dobry. — Mój szept wyraźnie sugerował konieczność zachowania ciszy.

— Bardzo jestem też rada, że na wieczorki literackie przychodzą godne i znamienite osoby.

— Ciiii.

— Zawsze twierdziłam, że życie kulturalne jest przeznaczone dla elity społeczeństwa.

— Kiwnąłem głową na znak aprobaty, aby nie powodować kolejnych wypowiedzi.

— Do szerokich mas wulgarnego motłochu skierowane są raczej masowe koncerty, mecze i dosadne pornole.

— Rumieniec zawstydzenia wypłyną na moje czoło i policzki. Po karku zaczęły płynąć zimne kropelki potu.

— My jednak nie musimy zawracać sobie głowy niskimi żądzami tłumu.

— Kilka głów delikatnie zwróciło się w naszą stronę. Duch z żyrandola o mało nie spadł kierowniczce na plecy. W ostatniej chwili złapał się stojącego nieopodal regału z książkami i usiadł obok drugiego ducha. Na dworze pomału robiło się coraz ciemniej.

Pan Piotr z panią Gabrysią nadal recytowali swoje wiersze. On bardziej intelektualne wywodził kwestie, sprawnością języka pieczętując swe mistrzostwo, ona zaś bardziej namiętnie, jak przystało na płeć piękną, ze słów splatała wianki, by mu przystroić skronie i go niespostrzeżenie przyciągnąć do siebie, do swojego stołu i świeżej herbatki jaśminowej dać skosztować niczym eliksiru.

Zdawało się, że nad głowami ludzi pojawiły się ognie ducha poezji, tak migotało światło w pokoju. Prawdopodobnie pobliskimi torami przejeżdżał pociąg podmiejski. Na regale kilka książek przewróciło się. Na szczęście żadno tomiszcze nie spadło ze swojej półki. Para duchów na górze objęła się, by razem łatwiej zachować równowagę.

— Zobacz kto tutaj przyszedł. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, troszeczkę pomyśleć, by rozpoznać te wszystkie osoby. Tutaj są sami wrażliwi ludzie. W tej jednej sali nagromadziło się tyle doskonałych intelektów, krąży tu tyle inteligentnych myśli, wypowiada się tyle mądrych słów, że taki ładunek rozumu aż prosi się, wręcz wymaga, zmusza do powstania inteligencji wyższego rzędu, tak jakby nowego boga.

— Ulicą wciąż jechały samochody. W pewnej chwili jadąca ciężarówka skręciła na skrzyżowaniu. Reflektory przez moment świeciły prosto w okna biblioteki. Wszystkich oślepił nagły blask. Pan Piotr przestał czytać wiersz i mrużąc oczy usiłował dostrzec co się tam dzieje. Kilka osób podniosło dłonie do twarzy by osłonić oczy. Jaskrawe blaski mieszały się z ostrymi cieniami tworząc jakby biało-czarną ilustrację. Zapewne z każdej strony sala biblioteki wyglądała inaczej, być może każda z osób się tam znajdujących widziała inny obraz.

Tak to już jest w przypadku zbierania zeznań na temat tego co się stało od grupy ludzi. Im liczniejsza jest ta grupa tym różnice w opisie sytuacji są większe. Zazwyczaj trzeba wyciągając wnioski uśredniać informacje, zakładać, że informacje uzyskane od ludzi są co najwyżej przybliżone, a nie precyzyjne. Tak działa pamięć, że jedno pamięta, a inne zapomina. Badacze historii znają ten mechanizm doskonale.

Nie mam zielonego pojęcia o tym co zobaczyli inni ludzie zgromadzeni w bibliotece. Sądzę też, że nikt z nich nie potrafiłby w żaden sposób chociaż w przybliżeniu potwierdzić moją wersję. Ja jednak zapamiętałem doskonale to co zobaczyłem. Ów obraz utkwił w mojej pamięci jak cierń już na zawsze. Przez to krótkie mgnienie widziałem w bibliotece twarz Boga. Nie bożka jakiegoś, ale stwórcy, wszechmogącego, niewidzialnego ale istniejącego.

— Wystarczy popatrzeć na pszczoły. Królowa matka jest dla roju bogiem, który panuje nad każdym elementem roju, nad każdym jego ruchem, nad zasadami tworzącymi ze zbiorowości owadów jedno środowisko, jedno społeczeństwo, jeden organizm, jedną wspólną osobowość. Każdy element zbiorowości jest oddzielny, niezależny, samodzielny, jak każdy zmysł, lecz wszystkie razem tworzą jedno ciało. Na tym polega cud stworzenia. Na tym polega tajemnica stwórcy.

— Dokona się w mojej świadomości cudowna przemiana. Plotkara wciąż mówiła o tych wszystkich dziwnych rzeczach, a ja doznawałem epifanii, katharsis, objawienia. Już po chwili wszystko wróciło do swojego normalnego wyglądu, reflektory samochodu zniknęły, ludzie przestali zasłaniać oczy, pan Piotr wrócił do czytania wiersza, a ja miałem przed oczami wciąż ten wspaniały widok.

— Skoro pszczoły mogą stworzyć boga, bo nie ulega wątpliwości, że jest to akt stworzenia zespołowego, — trajkotała wciąż plotkara — to oczywiste jest, iż społeczność ludzka, społeczeństwo człowieka, o tyleż bardziej rozwinięte, o tyleż bardziej zaawansowane, o tyleż mądrzejsze, potrafi stworzyć sobie boga znacznie większego, mocniejszego, potężniejszego.

— Żyrandol znowu zaczął się kołysać, bo duch wrócił na swoje miejsce. Ludzie spokojnie opierali się na krzesłach, zakładali nogę na nogę. Jakaś młoda kobieta z dzieckiem na ręku wstał i wyszła z biblioteki na ulicę. Kierowniczka rozpięła górny guzik u bluzki. Jakiś mężczyzna w garniturze, który przez cały czas coś notował zamknął swój notes, włożył go do kieszeni i wyszedł do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie znajdowała się cześć przeznaczona dla dzieci.

Ktoś rozstawił spory, metalowy stojak za rzędami krzeseł, na których siedzieli ludzie, a na stojaku zamontował sporą, prawdopodobnie profesjonalną kamerę filmową. Przebieg spotkania zaczęto rejestrować. Obok kamery stanęła kobieta w garsonce, jeszcze dość młoda, zgrabna, o długich nogach i butach na wysokim obcasie.

— Tylko mądre osoby mogą brać udział w tworzeniu nowej cywilizacji, w powoływaniu nowej społeczności, w konstytuowaniu nowego boga. Tak już bywało w długiej historii ziemskiej planety.

— Co ty gadasz, kobieto, ucisz się bo nas stąd wyrzucą.

— Wcale nie.

— Jak to nie?

— Naturalnie.

— Przecież to nie ty masz tu dzisiaj występować.

— Przecież nikt poza tobą nie zwraca na mnie uwagę. Oni mnie wcale nie słyszą. Mówię wystarczająco cicho by zachowywać się dyskretnie, czyli tak jak to jest przyjęte na publicznych spotkaniach.

— Nie zwracają na ciebie uwagi, bo są delikatni, dobrze wychowani, kulturalni, nie chcą ci robić przykrości, bo doskonale rozumieją, że to przecież nie twoja wina, tylko twojego wychowania.

— Chcesz powiedzieć, że jestem źle wychowana! — powiedziała nieco głośniej niż do tej pory. Kilka osób odwróciło się w naszą stronę. Przyłożenie palca do ust i pokręcenie głową, dało im znak, że to nic ważnego.

— Ciszej!

— No już dobrze.

— No.

— Przecież ja się cały czas zachowuję cicho.

— Właśnie było słychać.

— Ależ naturalnie.

— No już dobrze.

— Oczywiście, że dobrze.

— Znowu pokręcenie głową ze zdegustowania.

— Nie kręć tak głową, bo to ci dodaje lat.

— Co!

— Tak.

— Zabrakło mi już słów i argumentów do dalszej dyskusji. Swój wiersz czytała pani Gabriela. Był bardzo intymny, taki realny, niemal dotykalny. Przypominał mi poezję Wisławy Szymborskiej. Naturalnie nie moją było rolą recenzować poezję, ale mogła mi się podobać, mogła na mnie działać, mogła mnie wzruszać.Rozdział 8

— Te drzwi w domku letniskowym do łazienki od pewnego czasu szorują podłogę. — tłumaczyłam stolarzowi. — Pewnie od wieszanych na haczykach ubraniach i ręcznikach wypaczyły się. Trzeba je szybko naprawić, bo inaczej będę musiała wymieniać podłogę.

— To nie jest żaden problem. Tego typu usterki zdarzają się bardzo często. Wcale nie sprawiają zbyt wiele problemów przy usuwaniu tego kłopotu. Podreguluję nieco zawiasy, wyhebluję drzwi od spodu, chwilę z tobą porozmawiam i będzie koniec roboty

— To może napijesz się herbaty?

— Bardzo chętnie. Możesz zaparzyć herbatę, a ja w tym czasie przygotuję narzędzia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: