Rozmyślania o fajce i tytoniu - ebook
Rozmyślania o fajce i tytoniu - ebook
„Niektórzy piją tytoń, niektórzy jedzą, inni wciągają do nosa, dziwię się więc, że nikt go jeszcze nie wpycha do ucha. Jeden pali, bo ułatwia to widzenie, drugi, bo rozpuszcza wodę w mózgu, trzeci, bo zwalcza ból zęba, czwarty, bo zatrzymuje śpiew w uchu, piąty, bo ułatwia sen, szósty, bo zaspakaja pragnienie, siódmy, bo neutralizuje zły efekt picia wody, ósmy, bo poprawia humor, dziewiąty, aby szybko przeszedł czas, a dziesiąty, aby nie być nietowarzyskim. Wszyscy twierdzą, że korzyść odnosi ten, który pali, ten, kto go produkuje, przewoźnik, który tytoń przewozi oraz sklepikarz, który go sprzedaje”.
[Hans Jakob Christoffel von Grimmelshausen]
Rozmyślania o fajce i tytoniu to eseistyczny przewodnik po kulturze palenia fajek i sztuce ich wytwarzania. Autor – przez sześćdziesiąt lat palący i kolekcjonujący fajki – był posiadaczem wielu bezcennych eksponatów fajczarskich. Ich historie, prezentowane w książce, są niezwykłym obrazem wielowiekowej tradycji, popularnej niegdyś na całym świecie.
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-1055-2 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pomysł napisania książki o fajce i paleniu powstał już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – uwielbiałem książki sir Arthura Conan Doyle’a, a Sherlock Holmes stał się pierwszym bohaterem mojej wyobraźni. Zacząłem też palić (na początku z marnym skutkiem) oraz zbierać fajki i wszelkie materiały związane z paleniem. Nie istniała żadna książka na ten temat, tylko okazjonalne artykuły w gazetach, które starannie wycinałem i wkładałem do pudełka po butach. Trzeba było ściągać wydawnictwa zagraniczne, a nawet uczyć się dziwnych języków, takich jak duński, bo tradycje fajczarskie były w tym kraju nadzwyczaj rozwinięte. Przez cztery lata pracy w Danii odwiedzałem znanych producentów fajek, muzeum fajki na Strøgecie, a także słynny sklep z tytoniami na Østerbro – zapewne jedyne wówczas miejsce na świecie, gdzie każdy mógł eksperymentować z własną mieszanką rozmaitych tytoni. Finalna receptura zostawała zapisana i od tej chwili można już było zamawiać swój tytoń.
Dania umożliwiła mi podstawową edukację, ale motywację do zebrania materiałów i wydania ich w formie książki dała mi praca w Norwegii dziesięć lat później. Pod koniec lat osiemdziesiątych rozrywkami w Oslo były jazda na biegówkach oraz oglądanie jedynego wtedy programu telewizyjnego prawie bez rozrywki. Norwegowie chętnie oglądali dyskusje panelowe o samotności rybaków na Lofotach. Byłem w desperacji i postanowiłem poświęcić wolny czas na pisanie swojej pierwszej książki O fajce prawie wszystko. Tytuł z dzisiejszej perspektywy wydaje się na wyrost: bez internetu (czy dziś można sobie wyobrazić życie bez Google’a?) do wielu informacji nie mogłem mieć dostępu, dlatego oczywiste braki – jak historia polskiego fajczarstwa w Przemyślu – wymagały uzupełnienia. Moja książka (a we właściwej perspektywie książeczka) ukazała się w 1991 roku i była pierwszą taką pozycją na rynku wydawniczym. Nakład dziesięciu tysięcy egzemplarzy szybko się sprzedał. A mój los jako kolekcjonera i piszącego o fajkach zmienił się zasadniczo. Poznałem Urszulę Olbromską, kuratorkę zbiorów fajek w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej. Doktor Olbromska najpierw skatalogowała moje zbiory, a następnie przekonała do wystawienia ich w przemyskim muzeum. Finałem było wydanie przez tę instytucję pięknego katalogu Fajki z kolekcji Michała Morawskiego, który ze względu na wysoki poziom merytoryczny i edytorski jest wznawiany do dziś. Wśród osób współpracujących przy przygotowaniu katalogu znalazł się Edward Zimmermann, archeolog z Gdańska, który wprowadził mnie w świat fajek glinianych, do tej pory mi nieznany. W tej części moja książka musiała być napisana na nowo.
I wreszcie przyjęcie mnie do Międzynarodowej Akademii Fajki (Académie Internationale de la Pipe), działającej przy Uniwersytecie w Liverpoolu, skupiającej największych światowych kolekcjonerów fajek i osoby piszące na ten temat. Możliwość wymiany doświadczeń jest nieoceniona. Mogę więc powiedzieć, że dopiero teraz powinienem zacząć pisać książkę O fajce prawie wszystko, ale nauczony doświadczeniem nadałem jej inny tytuł: Rozmyślania o fajce i tytoniu.ROZDZIAŁ I
Odrobina historii
Zwyczaj palenia fajki trwa od ponad pięciu wieków, ale początki fajki i tytoniu kryją się w mrokach dziejów. Niektórzy historycy sądzą, że słowo „tytoń” (ang. tobacco) wywodzi się od arabskiego tubbag, a palenie znane było na Wschodzie od najdawniejszych czasów i stamtąd przez Afrykę dotarło do Ameryki. Wiadomo na pewno, że palenie tytoniu jako zwyczaj nie było rozpowszechnione na świecie przed naszą erą. Ani Grecy, ani Rzymianie go nie znali. Interesującą wzmiankę można jednak znaleźć w Historii naturalnej Pliniusza, który zaleca inhalowanie dymu z ziół przez rurkę trzcinową, czyli proces zbliżony do palenia fajki. To chyba jedyny przypadek, kiedy palenie traktowano jako lekarstwo na kaszel, a nie jego przyczynę...
Większość historyków przychyla się jednak do poglądu, że zwyczaj palenia tytoniu pochodzi z ceremoniałów religijnych z obszarów dzisiejszego Meksyku i Ameryki Środkowej. Zachowały się rzeźby w skałach pokazujące kapłanów Majów używających przedmiotów przypominających fajki, którymi wydmuchiwali dym w kierunku słońca i czterech stron świata. Palenie początkowo stanowiło część rytuału religijnego, a dym – formę ofiary składanej bogom. Następnie zwyczaj palenia rozpowszechnił się w okresie sześciuset lat cywilizacji Majów jako obyczaj towarzyski. Kiedy porzucili oni swoje siedziby i przenieśli się na inne części kontynentu, zabrali ten zwyczaj ze sobą. Ponieważ nie wszędzie był odpowiedni materiał do produkcji prafajek, musiano wynaleźć materiały zastępcze, jak drewno, glina czy kość. Takie fajki są odnajdowane w grobach indiańskich na terenie całych Stanów Zjednoczonych aż do granicy z Kanadą.
Archeologowie znaleźli również fajki z kości i drewna palone przez Azteków tysiąc lat przed przybyciem Europejczyków na ich terytorium. Indianie Ameryki Północnej uznawali tytoń za dar bogów. Ich kapłani byli przekonani, że dym chronił przed wojnami i leczył chore dzieci. Wreszcie Indianie uważali fajkę pokoju za symbol pojednania.
W Europie zwyczaj palenia fajki pojawił się pięćset lat temu, a zawdzięczamy to Krzysztofowi Kolumbowi i jego żeglarzom. W 1492 roku trzy statki dotarły do Bahamów. Ale to nie tytoniu szukali żeglarze Kolumba, którzy przybyli tu w poszukiwaniu złota. Oczywiście nie znaleźli go, lecz zostali obdarowani przez tubylców licznymi darami, głównie nieznanymi Europejczykom owocami. Wśród nich znajdowały się suszone liście o silnym aromacie. Żeglarze, wzorem tubylców, żuli je, ale ich smak nie przypadł im do gustu i cały ładunek tytoniu wyrzucono do morza. Kolumb też nie wykazał zainteresowania nieznaną rośliną, odnotował tylko w dzienniku okrętowym zwyczaj palenia jej liści. Inni podróżnicy docierający do nowo odkrytych lądów opisywali zwyczaje Indian, którzy używali dziwnych przyrządów w kształcie litery „Y”. Dwie końcówki były wkładane do nozdrzy, a trzecią umieszczano w kupce palących się liści tytoniu i wdychano dym.
Kolejne wzmianki o tytoniu znajdują się w pracach mnicha Romano Pane towarzyszącego Kolumbowi w drugiej wyprawie. Twierdził on, że tubylcy traktują dym jako środek leczniczy. Inny mnich, Bartolomé de Las Casas, pisał:
Tak zwane tobagos są bardzo lubiane przez naszych kolonistów, którzy uważają, że trudno się od nich odzwyczaić, kiedy ktoś zaczyna ich używać.
Kto pierwszy przywiózł tytoń do Europy, też nie jest pewne. Nasiona pojawiły się tam w drugiej połowie XVI wieku, w Hiszpanii, Portugalii i we Francji, mniej więcej w tym samym czasie. Opisany został z kolei smutny los członka załogi Kolumba, Rodrigo de Jereza, który po powrocie do rodzinnych stron w 1498 roku próbował demonstrować rodakom nową modę z Antyli. Bogobojni mieszczanie, widząc kłęby dymu wydobywające się z ust i nosa tego nieszczęśnika, uznali, że diabeł zagościł w jego ciele, i szybko rozwiązali ten problem sprawdzonymi, acz bolesnymi metodami inkwizycji.