- W empik go
Rozplątani. Jak naprawiać trudne relacje? - ebook
Rozplątani. Jak naprawiać trudne relacje? - ebook
Jak radzić sobie z trudnymi relacjami?
Jak je naprawiać i uzdrawiać?
Jeśli można się tego od kogoś nauczyć, to tylko od prawdziwego Geniusza relacji, czyli od Jezusa, który najlepiej na świecie naprawiał i uzdrawiał relacje, a w miejsce rozłamu wprowadzał pokój i miłość.
Napraw swoje relacje, poznajqc konkretne zachowania i postawy, które są u poczqtku uzdrawiania każdej trudnej relacji.
Z tej książki dowiesz się m.in.:
-
Jakie są 3 skuteczne kroki do naprawiania trudnych relacji.
-
Od czego zacząć uzdrawianie relacji małżeńskich, rodzinnych, z szefem, sqsiadem czy teściową.
-
Jak dogadać się z nastolatkiem, aby budować silną więź.
-
Po czym rozpoznać, że w danej relacji nic już nie wskórasz i trzeba odpuścić.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67290-16-6 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Ojcze, proszę Cię, byś pomógł nam odnawiać w sobie ten obraz. Jeśli go bowiem odnajdziemy, będziemy mieć wszystko, czego potrzeba do życia i szczęścia. Wszystko to, kim jesteśmy, będzie w nas pełne. Pomóż nam znaleźć w nas ten Jezusowy obraz, bo wiesz, że sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Jesteśmy za mali, zbyt głupi, za dużo w nas grzechów i innych przeciwności. Bardzo potrzebujemy Twojej pomocy, dlatego prosimy Cię na początku tego naszego wspólnego czytania Twojego Słowa, byś nam towarzyszył, byś nas prowadził i chronił przed wszelkimi zejściami z Twoich dróg. Chcemy słuchać tylko Ciebie._
_Odnów w nas swój obraz oraz podobieństwo do Ciebie i Twego Syna. Objaw swoją chwałę i zajaśniej nad nami. Prosimy Cię zaś jak zawsze w Duchu Świętym, przez Chrystusa Pana naszego. Amen._Dla każdego chrześcijanina najważniejszym wydarzeniem w historii świata jest zmartwychwstanie Pana Jezusa. Pokonanie śmierci i powstanie z grobu jest czymś tak niewiarygodnie przełomowym i nowym, że aż trudno chyba wyobrazić sobie cokolwiek, co mogłoby się z tym równać. I pewnie jest tak, że kiedy myślimy o tym zmartwychwstaniu, to najczęściej kojarzy się nam ono właśnie z czymś bardzo spektakularnym. Z wydarzeniem, które nie ma sobie równych w historii ludzkości, którego nie sposób ogarnąć, pojąć czy zrozumieć, które całkowicie przekracza nasze ludzkie możliwości; wydarzeniem, w które wierzymy, i choć do końca go nie rozumiemy, to jednak jesteśmy nim zafascynowani i zachwyceni. I rzeczywiście tak jest, ale to tylko część prawdy o zmartwychwstaniu.
Kiedy czyta się fragmenty Pisma Świętego, które opisują i próbują przybliżyć nam tę wielką tajemnicę, łatwo zauważyć, że ta spodziewana niezwykłość zmartwychwstania jest tam bardzo skąpo obecna. Bo przecież świadkowie tego wydarzenia nie doświadczają niczego niezwykłego. Kobiety i uczniowie przy grobie są, co prawda, zaskoczeni jego „pustością” i niespodziewanym zniknięciem ciała Jezusa, ale nic szczególnego tam nie znajdują. Wręcz przeciwnie, spodziewając się czegoś niezwykłego, w bardzo wielu spotkaniach (o dziwo) nawet nie rozpoznają swojego Pana. Zresztą podobnie zachowuje się sam Pan Jezus, który nie stara się jakimś nadprzyrodzonym czynem potwierdzić uczniom swojej tożsamości i faktu powstania z martwych. Przez cały okres między zmartwychwstaniem a wniebowstąpieniem ukazuje się wielu ludziom, a jednak trudno zauważyć w tym czasie cokolwiek szczególnego i spektakularnego. Nie ma już cudów, nie ma uzdrowień, nie ma nadzwyczajnych czynów, nie ma też tłumów. Jedynym polem zainteresowania Jezusa są ludzie i spotkania z nimi. Wszystkie bardzo kameralne, często za zamkniętymi drzwiami, bez świadków. I wszystkie te spotkania skoncentrowane są na bliskich Jezusowi osobach, jakby chciał utrwalić relacje, nie pozwolić na zapomnienie, podtrzymać więź.
Gdyby w ten sposób popatrzeć na dziedzictwo, które po swoim największym czynie zostawił nam Jezus, można by powiedzieć, że najważniejszą rzeczą, jaką mamy do zrobienia (bo On zmartwychwstały tylko nią się zajmował), są relacje, ich budowanie, podtrzymywanie i rozwijanie. Zmartwychwstały Chrystus jest obrazem człowieka odnowionego, człowieka, który pokonał już ostateczną skazę naszego zranionego grzechem człowieczeństwa i może w pełni wolności i gotowości zająć się rzeczami najważniejszymi, które są nieprzemijalne, niezniszczalne, które będą nas definiować na wieczność. I jak się okazuje, są nimi właśnie relacje, więzi z ludźmi. I co najbardziej zdumiewające, relacje te są pokazane w okresie po zmartwychwstaniu w bardzo przyziemnych, wręcz prozaicznych kontekstach: spotkania z bliskimi, wspólne jedzenie czy całodzienny spacer zakończony kolacją.
Nie można jednak ulec wrażeniu znikomości czy nijakości tego wszystkiego, co wydarzyło się w tym, tak skromnie opisywanym przez Biblię przełomie zmartwychwstania. To naprawdę był koniec świata. Dosłownie. Wszystko, co znaliśmy do tej pory, przestało istnieć, wszystko, czym byliśmy, skończyło się. Wszystko stało się nowe. Kiedy świat obudził się w tamten niedzielny poranek, wszystko naprawdę stało się nowe. To był nowy dzień stworzenia, w którym Ojciec na nowo nas ulepił. To był ósmy dzień tygodnia, bo stary świat się skończył i nastała nowa ziemia i nowe niebo. Nastała zupełnie nowa rzeczywistość, do której wszyscy jesteśmy zaproszeni. Rzeczywistość mająca zdolność odnowić wszystko zgodnie z pierwotnym zamysłem Boga, zgodnie z pierwotnym planem ofiarowania ludzkości szczęścia niemającego końca. I jak się okazuje, najważniejszą albo przynajmniej jedną z najważniejszych części tego odnowienia są ludzkie więzi i relacje, które jako pierwsze zostały dotknięte obecnością Chrystusa zmartwychwstałego.
Oczywiście to odnowienie nie rozpoczęło się dopiero z chwilą zmartwychwstania Pana Jezusa – wtedy osiągnęło swoją pełnię, swoją doskonałą postać. Jezus przez całe swoje życie – najpierw polegające na budowaniu bardzo zwyczajnych relacji rodzinnych w Nazarecie, a potem podczas publicznej działalności, rozszerzając to możliwie najszerzej – jak się dało, odnawiał to, co było między ludźmi popsute na bardzo wielu poziomach. Gdyby uważnie przyjrzeć się działalności Jezusa, Jego spotkaniom z ludźmi czy cudom, których dokonywał, łatwo można zauważyć, że dziedzina relacji jest tam jedną z najważniejszych – może nie tak spektakularnie widoczna jak uzdrowienia fizyczne czy fascynująca nowa nauka głoszona z mocą, ale pojawiająca się prawie w każdym momencie Jego życia. I skoro po zmartwychwstaniu, jakby podsumowując swoją misję na ziemi, Jezus nie skoncentrował się na uzdrawianiu czy nauczaniu, ale właśnie na budowaniu i utrwalaniu relacji ze swoimi bliskimi i uczniami, mamy chyba prawo pokusić się o stwierdzenie, że musiało to być dla Niego bardzo ważne, może nawet najważniejsze. Warto więc z tej perspektywy przejść z Jezusem drogę, na której kształtował swoje podejście do naszych międzyludzkich relacji; zobaczyć cały proces i spektrum wszystkich jej rodzajów i wariantów.
Szczególnie ciekawą ścieżką, bo dotykającą bardzo mocno nas wszystkich, są wszystkie te więzi i relacje, które Syn Boży zastawał jako popsute. Oczywiście ludzie nie przychodzili do Jezusa jak do psychoterapeuty czy doradcy rodzinnego, ale łatwo zauważyć, że przy okazji uzdrowień czy rozmów z różnymi ludźmi wychodziły na jaw również ich popsute relacje rodzinne, które bardzo często okazywały się głównym źródłem i przyczyną chorób czy innych problemów, z którymi do Niego trafiano. Co charakterystyczne, bardzo często ludzie chorzy czy cierpiący nie przychodzili do Chrystusa sami, ale byli przyprowadzani przez bliskich albo przyjaciół: matka prosiła w intencji córki, ojciec przyprowadzał chorego syna, przyjaciele przynosili kolegę – takich zestawień można znaleźć wiele. Mówiąc inaczej, uzdrowienie nie dotyczyło pojedynczej osoby, ale zawsze okazywało się potrzebne w jakimś układzie rodzinnym, przyjacielskim albo w jeszcze innym rodzaju więzi. I dlatego stawało się to dla Jezusa okazją nie tylko do zaradzenia cierpieniu fizycznemu, ale wprowadzało Go od razu w sam środek relacji, często bardzo chorych i popsutych. I gdyby przyjrzeć się opisom tych uzdrowień, szybko można odnieść wrażenie, że głównym albo jednym z najważniejszych celów Jezusa było naprawienie właśnie tych drugich.
I w sumie nie powinniśmy się temu dziwić. Zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, który jest Trójcą, czyli Boga, który w swojej najgłębszej istocie jest nieustanną relacją. Gdyby chcieć najkrócej jak to możliwe wyrazić, kim jest Bóg w Trójcy Przenajświętszej, można by wręcz powiedzieć, że Bóg to „ktoś, kto zawsze jest z kimś”. Właśnie dlatego w grzechu pierworodnym szatan uderzył nie tylko w naszą więź z Bogiem, ale również w więź między nami – rozdzielił pierwszych ludzi, co chyba najdobitniej widać w historii Kaina i Abla, która bardzo głęboko pokazuje, jak drastycznie grzech rozerwał nawet najbliższe więzy krwi, jak zamienił miłość daną nam przez Stwórcę na mord i śmierć, które są wynikiem wejścia w grzech. I skoro Jezus przyszedł na świat, żeby odnowić wszystko, co zostało popsute przez grzech, żeby wybawić nas od wszelkich skutków pierworodnego zepsucia, które rujnuje nasz świat, to w sposób oczywisty jedną z najważniejszych dziedzin tej misji musiały być właśnie relacje. Dlatego po zmartwychwstaniu, czyli po wypełnieniu swojej misji, tuż przed powrotem do Ojca pokazuje uczniom, że bycie z nimi jest jedną z najważniejszych dla Niego rzeczy, z której nie rezygnuje, a którą wręcz utrwala na zawsze, mówiąc: „będę z Wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata”.
Spróbujmy więc przyjrzeć się Jezusowemu wchodzeniu w relacje, spójrzmy na to, jak radził sobie z tymi, które się popsuły, które czasem wydawały się nieodwracalnie zniszczone, a które On z właściwym sobie geniuszem i miłością potrafił naprawić. Dajmy Mu pole do działania, żeby wszelkie nasze zapętlenia i zaplątania rozsupłał, wprowadził w nie czułość i miłość, aby stały się źródłem szczęścia, do którego od zawsze zaprasza nas Bóg.
Z modlitwą,
Adam Szustak OPWszyscy ludzie na świecie kochają. Oczywiście są jednostki, które twierdzą, że temat miłości zupełnie ich nie interesuje. Ale ktoś, kto tak myśli, z pewnością głęboko się oszukuje. Wszyscy więc kochamy. Problem jednak tkwi w tym, że większość z nas nie wie, czym tak naprawdę jest miłość. Dopóki zaś nie znajdziemy jej definicji i nie zobaczymy, co kryje się pod naszymi słowami o tym, że kochamy, to – mając nawet najlepsze intencje – będziemy robić same głupoty. Trzeba zatem głębiej poszukać, czym jest miłość.
Jak to zrobić? Odpowiedź jest prosta: Jezus. On jest najlepszym wzorem – nie tylko dla ludzi wierzących, ale dla wszystkich – wzorem tego, jak kochać. Czasem znalezienie Jego sposobów kochania to dość długa droga, ale warto ją przejść, ponieważ Jezus naprawdę posiada najlepszy pomysł na miłość. Aby zrozumieć Jego sposoby kochania, powinniśmy zaś przyjrzeć się relacjom Jezusa z różnymi ludźmi.
Jak się łatwo domyślić, relacje Jezusa to temat rzeka. Gdyby chciało się poruszyć wszystkie aspekty Jego kontaktów międzyludzkich, to nie starczyłoby życia, by to opisać. Skupimy się więc tylko na niektórych wątkach tego zagadnienia i w oparciu o konkretne fragmenty Ewangelii przyjrzymy się Jezusowym sposobom rozmawiania i bycia z ludźmi.
Jeśli ktoś otworzył tę książkę, być może sądząc po tytule, że będzie ona dotyczyć relacji damsko-męskich lub różnych zawiłości związkowych w małżeństwie, to niestety początkowo będzie trochę zawiedziony. Może mu się wydawać, że mówienie o związkach z trudnymi, często zniewalającymi ludźmi lub o różnorodnych relacjach rodzinnych, na przykład: dzieci – rodzice, zięć – teściowa, niewiele wnosi do interesującego go tematu. Otóż nic bardziej mylnego, ponieważ jeżeli w małżeństwie coś się nie układa, to dzieje się to z jednego prostego powodu: któraś ze stron (lub obydwie) jest w tej relacji dzieckiem, starcem lub teściem, czyli kimś niedojrzałym albo zniewalającym. Jeśli ktoś poszukuje rozwiązania swoich problemów małżeńskich, to warto, by – przyglądając się relacjom Jezusa – zastanowił się, czy w jego związkach nie pojawiają się poszczególne role, a co za tym idzie także związane z nimi mechanizmy.
Zanim przejdziemy do konkretów, jeszcze jedno wyjaśnienie. Wszystkie historie z życia Jezusa będziemy analizować na dość dużym poziomie ogólności, co oznacza, że niewiele znajdzie się w nich odnośników do poszczególnych, indywidualnych sytuacji życiowych. Dlaczego? Ponieważ historia każdej relacji jest kompletnie inna. Nie da się mówić o każdym przypadku oddzielnie. Można jednak pokazać ogólne wskazania, które potem każdy może łatwo przyłożyć do własnego konkretu życiowego, co zresztą rzeczywiście warto zrobić.
U podstaw tej książki leży pomysł: „Rób to, co Jezus”, który w praktyce oznacza przyglądanie się poszczególnym spotkaniom Jezusa opisanym w Ewangeliach po to, by zobaczyć, w jakich relacyjnych zawiłościach trwali ludzie, którzy do Niego przychodzili. Każdy bowiem z nich albo miał jakąś chorobę, albo tkwił w dziwnym układzie społeczno-przyjacielsko-rodzinnym. Będziemy więc przyglądać się temu, co Jezus robił względem tych ludzi, jak z nimi rozmawiał, jak ich traktował, jakie rozwiązania proponował i jak pomagał, gdy widział dany układ rodzinny, małżeński czy przyjacielski. Zawsze zaczniemy od lektury konkretnego fragmentu Pisma Świętego, który potem będziemy komentować w kontekście relacji. Warto te teksty Ewangelii traktować jednak nie tylko jak wstęp do danego zagadnienia, ale wrócić także do nich podczas osobistej modlitwy, by słowo Boże samo mogło w nas pracować i nas przemieniać.