- W empik go
Rozstajne drogi - ebook
Rozstajne drogi - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 155 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy ty w nim zostajesz, o luba?
(Szwabska piosenka ludowa)
Śpiewak – młody człowiek o pogodnej twarzy i wesołych oczach dolał wody do garnka z perkoczącą fasolą. Później wyprostował grzbiet i polanem odpędził psy, które cisnęły się wokół skrzyni na żywność i kuchennych przyborów. Miał błękitne oczy i długie złote włosy. Przyjemnie było popatrzeć na jego młodzieńczą świeżość. Przyćmiony sierp księżyca na nowiu rysował się nad pierścieniem zbitych gęsto, okrytych śnieżnymi czapami jodeł, co odcinały obozowisko od reszty świata. W górze powietrze było tak czyste i zimne, że gwiazdy zdawały się pulsować rytmicznym, szybkim ruchem, jak gdyby tańczyły. Na południowym wschodzie blada zielonawa luna zapowiadała początek cudownego widowiska – zorzy polarnej. Koło ognia dwaj mężczyźni leżeli na niedźwiedziej skórze, która zastępowała im łóżko. Skórę oddzielała od śniegu sześciocalowa warstwa gałązek jodłowych. Koce były zwinięte. Od chłodu zabezpieczał rodzaj namiotu – płachta brezentowa umocowana do dwóch drzew i nachylona pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Zatrzymywała ona żar bijący od płomieni i kierowała go ku niedźwiedziej skórze. Czwarty mężczyzna, siedząc na przysuniętych blisko ognia sankach, naprawiał mokasyny. Na prawo stos zmarzniętego żwiru i kabestan własnej roboty wskazywały miejsce pracy tych ludzi, gdzie co dzień ryli mozolnie w opłacalnej żyle złota. Na lewo cztery pary zatkniętych prosto rakiet śnieżnych świadczyły o sposobie poruszania się poza udeptanym kręgiem obozowiska.
Ludowa piosenka ze Szwabii brzmiała dziwacznym patosem pod zimnymi gwiazdami Północy i nie nastrajała dobrze kopaczy, którzy po całodziennych trudach wypoczywali koło ognia.
Przejmowała serca tępym bólem i tęsknotą podobną do kurczów głodowych. Dusze pędziła na południe, za góry, ku słonecznym krajom.
– Na miłość boską, Sigmund, zamknij gębę! – obruszył się jeden z mężczyzn.
Załamał ręce, lecz przed wzrokiem towarzyszy ukrył je w fałdach niedźwiedziej skóry, na której leżał.