Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
22 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny - ebook
Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny to oszałamiająca opowieść o ciele, cierpieniu, chorobie i tajemniczych związkach snu, rzeczywistości oraz pisania. Ostatnie dzieło Maxa Blechera – jednego z najważniejszych pisarzy rumuńskich XX wieku – powstałe na podstawie rękopisów i wydane już po jego śmierci (po raz pierwszy w 1947 roku, zaś w pełniejszej wersji w 1971), daje nam szansę wniknięcia w intymny świat, w którym nie istnieje granica między tym, co zewnętrzne a tym, co wewnętrzne, a faktycznie liczy się „zawartość osobowości”, tkwiąca pod skórą każdego z nas.
Przekład Joanny Kornaś-Warwas, który trafia do rąk polskich czytelniczek i czytelników 80 lat po śmierci autora, jest pierwszym polskim tłumaczeniem tego tekstu i został przygotowany na podstawie najnowszej, nieocenzurowanej wersji dziennika pisarza.
Marlena Dietrich przyjeżdża do Paryża, ale chorzy nie chcą tego uhonorować i jeśli nie w całej Francji, to przynajmniej w Berck nadal chorują i umierają. Kronikarzem bezustannego cierpienia jest Max Blecher, ale jego dziennik to bynajmniej nie taras z widokiem na cudze cierpienie. Chociaż rumuńskiego pisarza nie interesują samoloty i nowinki z wielkiego świata, to za wszelką cenę stara się złapać na gorącym uczynku każdą chwilę, nieważne oniryczną czy realną, dotkliwą czy piękną, i dać jej świadectwo w wytwornych słowach. Skoro ciało jest raną i nie można na nim dłużej polegać, zdania muszą być bez zarzutu. I u Blechera są: precyzyjne jak ruchy chirurga, czasem równie bolesne. | Bartosz Sadulski
Smutna, obezwładniająca, zachwycająca, wciągająca. Trudno znaleźć jedno słowo, które określi jak wspaniała jest to książka.
Cieszę się, że Rozświetlona jama wreszcie ukazuje się, dodatkowo w świetnym przekładzie Joanny Kornaś-Warwas. To ważne uzupełnienie nie tylko biblioteki dzieł literatury rumuńskiej, ale w ogóle literatury europejskiej.
Radzę już teraz zrobić miejsce dla Blechera i postawić go obok Manna, Schulza czy Woolf. | Marcin Wilk, wyliczanka.eu
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65595-96-6 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Znaczenie chwili
Grzegorz Jankowicz
Krótkie życie Maxa Blechera (1909–1938) przypadło na jeden z najburzliwszych okresów w historii Europy, w którym kolejne kryzysy – gospodarcze, polityczne i militarne – wyznaczały rytm życia jednostek i całych społeczeństw. Kto chciał pozostać na uboczu, musiał znaleźć schronienie w odludnym miejscu, do którego historia nie zaglądała zbyt często. Sztuka ta udała się niewielu. Byli też tacy, którym podobny los został narzucony. Do nich właśnie należał Blecher.
W wieku dziewiętnastu lat przyjechał do Paryża na studia, co miało być pierwszym krokiem na drodze ku świetlanej przyszłości. Niestety, zdiagnozowano u niego chorobę Potta (zwaną także gruźlicą kręgosłupa), która na resztę życia przykuła go do łóżka. Specyfiką tego schorzenia jest bakteryjne zakażenie kręgów, czemu towarzyszy bardzo silny ból, zmuszający pacjenta do ciągłego leżenia. W tamtych czasach, aby pomóc chorym w utrzymaniu pozycji horyzontalnej, zakładano im opatrunki gipsowe na całe ciało. W kontekście medycznym słowo „kryzys” oznacza moment, w którym lekarz przewiduje rozwój choroby. W przypadku Blechera nie było żadnych wątpliwości: nieuleczalne naówczas schorzenie prowadziło najczęściej do śmierci. Ile zostało mi czasu? – to jedyne pytanie, jakie przyszły pisarz mógł sobie w tym kontekście zadać.
No właśnie: „przyszły pisarz”. Blecher zadebiutował dopiero dwa lata po rozpoznaniu u niego choroby i to właśnie ona popchnęła go w stronę literatury, stając się zarazem dominującym tematem jego twórczości. Pozostawił po sobie niewiele tekstów: trzy powieści, tom poezji, zapiski dziennikowe i listy. Jak wyglądało jego życie? Sam napisał, że osobiste dzieje mógłby przedstawić na wiele sposobów, ale najwłaściwszym byłby opis kolejnych sanatoryjnych pokoi, których odwiedził w ciągu dekady tak wiele, że czasem zlewały mu się w jedno pomieszczenie – małą celę, z której nie ma ucieczki. Przykuty do łóżka, nękany raz po raz potwornym bólem, skazany na nietrwałe relacje z ludźmi, z których większość stanowili pacjenci, szukał sposobu na przetrwanie w literaturze. Mihail Sebastian, jeden z jego przyjaciół, napisał w Dzienniku 1935–1944, że Blecher żył „jakby w innym świecie”. Nie sposób się z tym zgodzić. Choroba nie wyrwała Maxa z rzeczywistości, lecz go w niej unieruchomiła. Ta wyjątkowa – narzucona – „pozycja” wywołała wiele potężnych metamorfoz wewnętrznych, przede wszystkim w sposobie percepcji.
Stan, w jakim znalazł się Blecher, sprawił, że dookolny świat utracił dla niego spoistość, jakby ktoś rozbił go na tysiące drobnych kawałków. W Zabliźnionych sercach, swojej drugiej (po Zdarzeniach z bliskiej nierzeczywistości) powieści, pisarz umieścił scenę, w której bohater wychodzi od lekarza z diagnozą wskazującą na postępującą gruźlicę kręgosłupa. Jeszcze może chodzić, ale jego spacer po chodniku zmienia się w dryf, jakby płynął po rozgrzanym asfalcie. Rozgląda się na boki i ma wrażenie, że kontury przedmiotów powoli odklejają się od materii. Wystarczyłoby – pisze Blecher – żeby ktoś wyciągnął tę nitkę stanowiącą obrys rzeczy i ludzi, a wszystko gruchnęłoby o ziemię.
Grzegorz Jankowicz
Krótkie życie Maxa Blechera (1909–1938) przypadło na jeden z najburzliwszych okresów w historii Europy, w którym kolejne kryzysy – gospodarcze, polityczne i militarne – wyznaczały rytm życia jednostek i całych społeczeństw. Kto chciał pozostać na uboczu, musiał znaleźć schronienie w odludnym miejscu, do którego historia nie zaglądała zbyt często. Sztuka ta udała się niewielu. Byli też tacy, którym podobny los został narzucony. Do nich właśnie należał Blecher.
W wieku dziewiętnastu lat przyjechał do Paryża na studia, co miało być pierwszym krokiem na drodze ku świetlanej przyszłości. Niestety, zdiagnozowano u niego chorobę Potta (zwaną także gruźlicą kręgosłupa), która na resztę życia przykuła go do łóżka. Specyfiką tego schorzenia jest bakteryjne zakażenie kręgów, czemu towarzyszy bardzo silny ból, zmuszający pacjenta do ciągłego leżenia. W tamtych czasach, aby pomóc chorym w utrzymaniu pozycji horyzontalnej, zakładano im opatrunki gipsowe na całe ciało. W kontekście medycznym słowo „kryzys” oznacza moment, w którym lekarz przewiduje rozwój choroby. W przypadku Blechera nie było żadnych wątpliwości: nieuleczalne naówczas schorzenie prowadziło najczęściej do śmierci. Ile zostało mi czasu? – to jedyne pytanie, jakie przyszły pisarz mógł sobie w tym kontekście zadać.
No właśnie: „przyszły pisarz”. Blecher zadebiutował dopiero dwa lata po rozpoznaniu u niego choroby i to właśnie ona popchnęła go w stronę literatury, stając się zarazem dominującym tematem jego twórczości. Pozostawił po sobie niewiele tekstów: trzy powieści, tom poezji, zapiski dziennikowe i listy. Jak wyglądało jego życie? Sam napisał, że osobiste dzieje mógłby przedstawić na wiele sposobów, ale najwłaściwszym byłby opis kolejnych sanatoryjnych pokoi, których odwiedził w ciągu dekady tak wiele, że czasem zlewały mu się w jedno pomieszczenie – małą celę, z której nie ma ucieczki. Przykuty do łóżka, nękany raz po raz potwornym bólem, skazany na nietrwałe relacje z ludźmi, z których większość stanowili pacjenci, szukał sposobu na przetrwanie w literaturze. Mihail Sebastian, jeden z jego przyjaciół, napisał w Dzienniku 1935–1944, że Blecher żył „jakby w innym świecie”. Nie sposób się z tym zgodzić. Choroba nie wyrwała Maxa z rzeczywistości, lecz go w niej unieruchomiła. Ta wyjątkowa – narzucona – „pozycja” wywołała wiele potężnych metamorfoz wewnętrznych, przede wszystkim w sposobie percepcji.
Stan, w jakim znalazł się Blecher, sprawił, że dookolny świat utracił dla niego spoistość, jakby ktoś rozbił go na tysiące drobnych kawałków. W Zabliźnionych sercach, swojej drugiej (po Zdarzeniach z bliskiej nierzeczywistości) powieści, pisarz umieścił scenę, w której bohater wychodzi od lekarza z diagnozą wskazującą na postępującą gruźlicę kręgosłupa. Jeszcze może chodzić, ale jego spacer po chodniku zmienia się w dryf, jakby płynął po rozgrzanym asfalcie. Rozgląda się na boki i ma wrażenie, że kontury przedmiotów powoli odklejają się od materii. Wystarczyłoby – pisze Blecher – żeby ktoś wyciągnął tę nitkę stanowiącą obrys rzeczy i ludzi, a wszystko gruchnęłoby o ziemię.
więcej..