- W empik go
Ruchla Tiulik - ebook
Ruchla Tiulik - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 165 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Варшава 13 сентабря 1898 года.
Koszerów był bardzo ładnem miastem, sławnem miastem. Prosty rachunek, który i na palcach zrobić można, pokazuje, że tam, gdzie mieszka trzy tysiące pięćset ludzi, a z tych trzy tysiące trzysta jest prawdziwych żydków, to takie miejsce musi być koniecznie miasto, śliczności miasto!
To też i Koszerów, nie był żadną osadą, gdzie, byle cham, byle grubijanin, może być zaraz urzędnik, zaraz wójt… ale prawdziwem miastem z magistratem, kahałem, bóżnicą, mykwą i innemi sanitarnemi ulepszeniami, ku wygodzie trzech tysięcy trzystu wyznawców Jehowy. Gdyby nie te dwieście gojów, prostych łyków do cep i motyki, to Koszerów byłby z pewnością jeszcze sławniejszy. Był by bez mała tak sławnym jak Pacanów, Osick, Kozienice, byłaby to sławność pierwszej gildyi. Ale, jak w stadzie cienkowełnistych owiec kilka, parę sztuk włochatych świniarek, kilka braków robi gruby feler, tak te dwieście ordynaryjnych łyków, zwyczajnych grundali psuło cały porządek, cały gust!
Stąd między sławnością Osicka a Koszerowem był taki kawałek różnicy, jak miedzy kupcem pierwszej i drugiej gildyi. Zawsze to było bardzo rarytne miasto, poszukać daleko takiego miasta.
Miało nawet trzy murowane kamienice w rynku. A jaki to był rynek! Na wszystkie strony świata można było z niego wyjechać i na wywrót z każdej strony na rynek się dostać. Nie był on wprawdzie wybrukowany, bo i niech kto powie, poco? Kamieni siać nie trzeba, mówią starzy ludzie i dobrze mówią… O przypadek, o głupie zdarzenie nie trudno; koń ma cztery nogi, cztery podkute nogi, a potknie się, dlaczego człowiek nie miałby się potknąć? Może się potknąć, może upaść, co nie daj Bo – że! a każdy o swoją skórę dbać powinien. Wiadomo, jak człowiek upadnie na kamień, na twardy bruk, to może sobie na czole siniaka nabić, może prawą rękę zwichnąć, obie nogi złamać, a komu się taki wypadek na miękkiem miejscu przytrafi, to się podniesie, obejrzy dokoła, strzepnie z kurzu, lub z błota, splunie i bez bólu pójdzie dalej za interesem. Dlatego, nie był to żaden feler, że rynek koszerowski nie miał bruku, żaden wstyd. Było nawet trochę zysku, nie mały zarobek… Wiadomo każdemu, boskie stworzenie potrzebuje jadła, potrzebuje swojej wygody, to nie jest grzech! a koza bruku, kamienia nie ugryzie, a jak sobie trawy poskubie, to dwie i trzy, jak czasem, kwaterki dobrego mleka da. Trzeba mieć wyrozumiałość dla boskiego stworzenia. Co komu może być za przeszkoda, że biedny żydek ma trzy kwaterki mleka, koza swoją trawę, swoje pastwisko. Całkiem nic!
Rynek i tak był rynkiem, nic go na tym interesie nie ubyło. To też rynek koszerowski oprócz dni targowych, co drugi czwartek (z wyjątkiem świąt żydowskich) wyglądał jak wspólne kozie pastwisko, jakby na nim ciężył serwitut, kapka służebności.
Stały także na rynku w każdym rogu po jednej, na słupach dwa łokcie siedm cali wysokich, na zielono pomalowanych, cztery latarnie. Za samo tylko szkło i robotę od nich wziął Haskiel sześć złotych groszy dwadzieścia osiem i to z wielkim targiem. Chciał wziąć całe półośma złotego, ale rabin kazał mu spuścić z ceny i musiał brać o siedmnaście groszy mniej… Nieraz wyrzekał, że był stratny na tym interesie, ale on tylko tak gadał, a "chejrym" na to dać nie chciał… Paskudnik, te cztery latarnie były całkiem mało używane, prawie jak nowe. Mogą tak stać i dwa tysiące lat. Na to nie potrzeba delikatnego rozumu, każdy Bartek to pojmuje, że Pan Bóg stworzył noc do spania, a dzień do interesu. Po co Panu Bogu na przekór robić z nocy dzień i świecić światło? na co marnować naftę?
W nocy porządny człowiek śpi, a złodziej? on… i bez latarni (żeby go choroba ścisnęła) trafi i spokojnego kupca skrzywdzić może. Po co jemu jeszcze świecić? Dwa razy tylko w Koszerowie oświecono wieczorem rynek. To były dwie bardzo rzadkie okazje. Raz, jak jakiś starszy przyjechał na rewizję magistratowej kasy, spalono i i 1/2 kwarty kanfiny, a drugi raz, ale to już była cała illuminacya! – gdy pani burmistrzowa sprawiała wielki bal, tańcującą kawę. Nietylko się latarnie świeciły i była jasność wielka, ale służąca od pani burmistrzowej wzięła na borg u Ruchli Tiulik, trzy funty stearynowych świec po sześć sztuk na funt. Byłaby więcej wzięła, ale Ruchla Tiulik skłamała, co już brakuje towaru (żeby tak każdemu brakowało); ona się tylko bała więcej zborgować. Niedarmo rabińska wnuczka! to do każdego interesu ma swój rozsądek i dobry rachunek. Daleko poszukać takiej kupcowej jak Tiulik! I bogaczka i familjantka z takiego już rodu jest. Cały ród Tiulików taki zdatny, same najbogatsze osoby, najpierwsze kupcy w Koszerowie. Wszyscy mają wcale dobre utrzymanie, swoją posiadłość.