Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Rudzi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rudzi - ebook

Książka jest synoptycznym przeglądem rudych włosów i zjawiska rudości: pod względem naukowym, historycznym, kulturowym i artystycznym. Przytacza przykłady ze sztuki, literatury i, gdy dotyczy czasów współczesnych, również filmów oraz reklamy. Omawia rude włosy nie tylko jako fenomen fizjologiczny, ale również kulturowy, w przeszłości i w czasach obecnych. Lecz książka ta jest też podróżą przez naukę o rudości, jej historię i pojawienie się dziedzictwa genetycznego, które jest coraz lepiej rozumiane przez współczesną medycynę. Autor pochyla się nad wieloma sprzecznymi podejściami do rudowłosych, mężczyzn i kobiet, dobrych i złych, z zachodu i wschodu. To jest studium odmienności, i jak zawsze, to co mówimy o „innych” jest daleko mniej interesujące od tego, co mówi się o nas. Lecz jeśli zamierzamy zapytać co, kto, jak i dlaczego, należy rozpocząć od gdzie i kiedy.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-15857-3
Rozmiar pliku: 4,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Przekonałem się, że badania nad włosami nie wiodą na powierzchnię naszego społeczeństwa, do miejsca, gdzie zbiera się wszystko, co błahe i ulotne. Zamiast tego prowadzą cię do samego centrum rzeczy.

Grant McCracken, Big Hair, 1995

Jestem jedynym rudzielcem w rodzinie – sytuacja znana wielu rudowłosym. Moja matka, obecnie siwa, była blondynką (jeszcze mocno po siedemdziesiątce). Ojciec był szatynem. Mój brat również ma włosy blond. Dzieci mojego brata mają włosy w różnych kolorach – od odcieni brązu po aryjski blond. Jednak moje włosy są rude. Gdy byłam młodsza, miały tę samą pomarańczową barwę, co etykieta na butelce sosu worcestershire; z wiekiem nieco ściemniały, do barwy miedzi. Nie są marchewkowe ani imbirowe, ani paprykowe, w kolorze, jaki pamiętam na głowie jednej ze szkolnych koleżanek, dziewczynki o skórze tak białej, że niemal lśniła. Nie znajduję się zupełnie na końcu tej skali, ale zdecydowanie jestem ruda. Dla mnie, jak i dla wielu innych rudzielców, to jedna z najbardziej definiujących cech. Wydaje ci się, że to przesada? No cóż, pewnie nie jesteś rudy, zgadłam?

Gen rudych włosów jest recesywny i rzadki. Na świecie występuje jedynie u 2 procent populacji, choć nieco częściej (od 2 do 6 procent) w północnej i zachodniej Europie lub u ludzi, których przodkowie się stamtąd wywodzą (patrz mapa na s. 6–7). W przetasowaniach wielkiej genetycznej talii kart, które stworzyły nas wszystkich, rude włosy są dwójką trefl. Biją ją wszystkie inne karty z talii. Aby urodziło się rudowłose dziecko, oboje rodziców musi przekazywać ów gen, którego posiadania, będąc blond- lub brązowowłosymi, mogą być całkowicie nieświadomi. Kiedy więc pojawia się na świecie maluch z charakterystyczną brzoskwiniową czuprynką, można spodziewać się wielu żarcików i docinków. Przez całe moje dzieciństwo matka beztrosko przypisywała rudość moich włosów swojemu niepohamowanemu apetytowi na sok pomidorowy w czasie ciąży lub tajemniczemu rudemu mleczarzowi. Moja babka tymczasem lubiła cytować porzekadło, że „Bóg daje kobiecie rude włosy z tego samego powodu, z którego daje paski osie” – ale ona pochodziła z Hampshire, była dziewczyną z West Country, gdzie kiedyś rudowłosych nazywano także, jakże uroczo, duńskimi bękartami, więc czułam, że traktowała mnie ulgowo. Dopiero w wieku pięciu lat zdałam sobie sprawę, że posiadanie rudych włosów może być czymś więcej niż tylko powodem niezrozumiałych docinków ze strony dorosłych. Moją wiejską szkołę w Suffolk terroryzował przedszkolny Kaligula, dręczyciel od pierwszego dnia; nazwijmy go Brianem. Reszta z nas, pięciolatków, patrzyła z pełną niedowierzania zgrozą, jak Brian włóczy się po placu zabaw, rozdaje kuksańce, wyrywa włosy z cebulkami i niszczy ptasie gniazda, ze śmiechem rozdeptując jajka i pisklęta. Genialnie potrafił wyczuć to, co dla każdego było najcenniejsze, i to zniszczyć. Pewnego popołudnia, po lekcjach, stanął za moją przyjaciółką Karen, która miała nową niebieską wełnianą czapkę z wielkim puchatym pomponem. Brian zerwał nakrycie z jej głowy, oderwał pompon i cisnął go na ziemię.

Nadal pamiętam to cudowne, wyzwalające uczucie, gdy oczy zaszły mi czerwoną mgłą. Zacisnęłam prawą pięść jak Popeye i walnęłam Briana w twarz.

To był fantastyczny cios. Brian upadł na ziemię. Gdy w końcu stanął na nogi, miał już zapuchnięte oko. Najbardziej niewiarygodne było jednak to, że płakał. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że świadkami tego starcia Dawida z Goliatem były wszystkie matki, które przybyły pod szkolną bramę, by odebrać dzieci, w tym również moja własna.

Po pierwsze, nie wolno się bić. Powtarzano mi to wielokrotnie, gdy staczałam bójki z młodszym bratem. Zaczęłam wyobrażać sobie karę. Czekałam na reakcję mamy i innych zgromadzonych przy bramie matek. Byłam z siebie dumna i nie czułam skruchy, ale wiedziałam, że wpadłam w tarapaty.

Kara jednak nigdy nie nadeszła. Ktoś – jeden z nauczycieli, jak sądzę – podniósł Briana i otrzepał go. Rozległ się śmiech. Co dziwne, czułam aprobatę dorosłych. Moja mama, która wyglądała na zakłopotaną, wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

– Cóż, czegóż on się spodziewał? – zauważyła nad moją głową jedna z jej przyjaciółek. – Przecież ona jest ruda!

Jest ruda. Miałam pięć lat i właśnie odebrałam dwie ważne lekcje. Pierwszą, że świat ma oczekiwania wobec rudzielców, i drugą, że te oczekiwania dają możliwości, których nie mają blondynki i brunetki. Po mnie spodziewano się, że będę porywcza.

Jako dziecko – zgodnie z tymi oczekiwaniami – miewałam napady złości. Postrzegano mnie jako pewną siebie, asertywną i może nawet lekko zbzikowaną. Mogłam być świrem. Mogłam być porywcza. W miarę jak dorastałam, wydłużała się lista rzeczy, które szły w parze z kolorem moich włosów. Mogłam być impulsywna. Mogłam być krewka i namiętna (gdy osiągnęłam odpowiedni wiek, by spotykać się z chłopcami, wyglądało na to, że tego się po mnie spodziewano). Założeń i oczekiwań, jakie świat miał wobec mnie i innych rudowłosych, było nieskończenie wiele. Muszę być Irlandką. Lub Szkotką. Muszę być artystką. Muszę być uduchowiona. Może przypadkiem jestem medium? I muszę być dobra w łóżku. W którymś momencie wszystkie te musy zaczęły przybierać rozkazujący ton. Ona jest ruda. Najwidoczniej to wystarczało, żeby sądzić, że się mnie zna.

Dorastałam i znany mi świat także stawał się coraz większy. Uczyłam angielskiego braci i siostry z Sycylii, którzy mieli jeszcze bardziej rude włosy, jeszcze jaśniejszą skórę i jeszcze bardziej niebieskie oczy ode mnie. Jak to się stało? Podróżowałam dalej. Odkryłam inne nastawienia do moich rudych włosów, całkiem różne od tego, z którym dorastałam. Jednak wspólnym mianownikiem każdej reakcji, jakiej doświadczyłam, było: rudowłosi są postrzegani jako inni. I w końcu oczywiście pojawił się moment, w którym zaczęłam sobie zadawać pytania: Dlaczego? Skąd te założenia? Co leży u ich podstaw? Czy w ogóle były jakieś podstawy? Dlaczego są różne w zależności od kraju? Dlaczego zmieniały się lub nie wraz z upływem wieków? I skąd właściwie wzięli się rudowłosi?

Określenie „rudzielec” (redde-headed) jako synonim posiadacza rudych włosów można wytropić, cofając się w czasie co najmniej do 1565 roku, gdy pojawiło się w Thesaurus Linguae Romanae et Britannicae, znanego także jako Słownik Coopera, autorstwa Thomasa Coopera. To wiekopomne dzieło, którego wielbicielką była znana rudowłosa królowa Elżbieta I i które przyniosło swojemu autorowi godność dziekana Christ Church w Oksfordzie w uznaniu za jego pracę, jest kamieniem węgielnym języka angielskiego i uważa się je za jedno z najważniejszych źródeł, z których korzystał wielki kowal słów – William Szekspir. Jednak gen odpowiedzialny za rude włosy zidentyfikował dopiero w 1995 roku profesor Jonathan Rees z Wydziału Dermatologii Uniwersytetu Edynburskiego. Dlatego przez całe 50 tysięcy lat istnienia na tej planecie w każdej społeczności, w której się pojawiły, rude włosy były traktowane jako niezrozumiała tajemnica. W poszukiwaniu jej wyjaśnienia czczono je jako przejaw boskości, potępiano jako straszliwą konsekwencję złamania jednego z najstarszych seksualnych tabu, ostracyzowano i prześladowano jako wyznacznik religii lub rasy, oczerniano lub wywyższano jako wskaźnik charakteru i ogłaszano wynikiem wpływu gwiazd. Nie dziwi więc, że reakcje społeczności – każdej społeczności – na rude włosy stały się nierozdzielne od nich samych. I współcześnie nadal pisze się o nich równie wiele bzdur jak sto, dwieście czy nawet pięćset lat temu. Pozwólcie, że zilustruję, co mam na myśli, przez odwołanie się do słynnej opowieści o rudowłosych, która funkcjonuje niemal jak przypowieść. W 1891 roku sir Arthur Conan Doyle opublikował klasyczne opowiadanie o Sherlocku Holmesie Liga rudowłosych. Głównym rudowłosym tej opowieści jest właściciel lombardu Jabez Wilson. Jako posiadacz włosów o szczególnym odcieniu rudości, Wilson zostaje wybrany przez tajemniczą Ligę i wywabiony ze swojego lombardu do pustego biura, gdzie za opłatą spędza czas, bezsensownie przepisując fragmenty Encyclopaedia Britannica – zadanie, które według Ligi on i tylko on, właściciel szczególnie płomiennych rudych włosów, może wykonać (widzicie, że to nie zadziałałoby jako fortel, gdyby był po prostu blondynem lub szatynem). Sherlock Holmes oczywiście natychmiast dostrzega, że lombard sąsiaduje z bankiem i że „praca” zaproponowana Wilsonowi jest jedynie sztuczką, by pozbyć się go na jakiś czas. Sama Liga to w istocie banda rabusiów, którzy planują włamanie do banku przez piwnicę lombardu, a Jabeza wybrano nie z powodu koloru włosów, lecz ze względu na położenie jego lokalu. Innymi słowy, to opowieść, w której końcowe wyjaśnienie jest zupełnie różne od tego, jakiego moglibyśmy oczekiwać. Badając historię rudych włosów, często staniemy w obliczu takich sytuacji.

Żyjemy w niezwykłych czasach, w których motyl, poruszając skrzydłami po jednej stronie planety, może spowodować tornado po drugiej jej stronie – ale tylko w przypadku, w którym motyl założy następnie stronę internetową. To cudowne – mogę przelecieć bezmiar pustyni Takla Makan w zachodnich Chinach, starożytnej ojczyźnie tajemniczych blond i rudych mumii tarymskich, jak Luke Skywalker w swoim ścigaczu, a potem zamówić opis odkrycia mumii, jedynie klikając małym palcem. To, co kiedyś wykraczało całkowicie poza ludzką wyobraźnię, teraz jest tak zwyczajne jak zakupy w spożywczym. W tym uniwersum informacji i dezinformacji niektórzy z nas rodzą się rudzi, niektórzy tacy się stają, a innym nieszczęsnym duszom rudość została narzucona. Istnieją niekończące się listy przypuszczalnych historycznych rudowłosych, plątanina, która łączy jedną stronę z innymi jak binarna grzybnia; warstwy kosmicznych śmieci, które charakteryzują rudzielców jako impulsywnych, irracjonalnych, porywczych, namiętnych i obrazoburczych; wielkie dryfujące rafy internetowych faktoidów (najświeższy: rudzi są zagrożeni wymarciem), z powtórzeniami tworzącymi rodzaj fałszywego pozytywu, rodzaj kłamstwa, które wielokrotnie powtórzone staje się prawdą. To, jak ku swojemu zadowoleniu odkryłam, jest po angielsku znane jako woozle – od nazwy mitycznego i nieustannie powielającego się zwierzęcia tropionego w Stumilowym Lesie przez Kubusia Puchatka i Prosiaczka w książce z 1926 roku . Trzeba było Krzysia, by pokazał im, że obaj szli po prostu po swoich własnych, coraz liczniejszych śladach, które zostawiali, okrążając drzewo. Celem tej książki jest zredukowanie populacji łasiczek.

Kolor czerwony ma dla naszego gatunku specjalny wydźwięk. Przypuszcza się, że mógł być pierwszym kolorem, jaki nauczyły się odróżniać wczesne naczelne, by móc oddzielać dojrzałe owoce od niedojrzałych; i wydaje się, że nadal przemawia do jakiejś pierwotnej cząstki ludzkiego umysłu. Ci, którzy w efekcie uszkodzenia mózgu cierpią na czasowe zaburzenie widzenia barw, jako pierwszy kolor zaczynają odróżniać właśnie czerwony. Jest on pełen sprzeczności. Jest kolorem miłości, ale także wojny; widzimy na czerwono, gdy wpadniemy w furię, a jednak wysyłamy ukochanej osobie czerwone róże; jest barwą krwi i przez to może symbolizować jednocześnie życie i śmierć; odgrywał także rolę w rytuałach pogrzebowych cywilizacji minojskiej i majańskiej, gdzie zmarłych obsypywano sproszkowaną czerwoną ochrą lub innymi naturalnymi pigmentami. Nasze najgorsze grzechy według proroctwa Izajasza są szkarłatne, w sztuce większości krajów zachodnich czerwony symbolizuje szatana, lecz na Wschodzie jest też kolorem prosperity. Powszechnie uważa się czerwień za barwę ostrzegawczą: oznacza niebezpieczeństwo. Jednocześnie jest kolorem seksu w dzielnicach czerwonych latarni na całej planecie. Symbolizm i skojarzenia na temat rudych włosów ucieleśniają wszystkie te sprzeczności i wiele innych.

Rude włosy zawsze były postrzegane jako inne, ale najbardziej fascynujące i niezwykłe jest to, że chodzi o „innych” o białej skórze. W arystokracji skóry, jak określił ją historyk Noel Ignatiev, i w świecie zachodnim XXI wieku rzadko dochodzi do zjawiska dyskryminacji wobec osób o białej skórze. Jednak ludzie wciąż okazują uprzedzenia wobec rudych włosów w przejawach bezmyślnej nieufności w sposób, który nie przyszedłby im do głowy, gdyby chodziło o kolor skóry, religię lub orientację seksualną. A te zachowania umykają właśnie dlatego, że (poza kolorem włosów) nie ma widocznej różnicy między dyskryminowanymi i dyskryminującymi. Jakby w tych okolicznościach uprzedzenia się nie liczyły.

Nastawienie do rudych włosów jest także niezwykle mocno związane z płcią, z czym zetkniemy się wielokrotnie na kolejnych stronach. Krótko mówiąc, rude włosy u mężczyzn są równie złe, co korzystne lub przynajmniej atrakcyjne seksualnie u kobiet. Ale nawet ta uproszczona kategoryzacja jest pełna rażących sprzeczności, ponieważ wydaje się, że kulturowo definiuje rudowłosych mężczyzn zarówno jako brutalnych psychopatów (wikiński berserker, brytyjski pijak zataczający się po ulicy z puszką mocnego piwa w garści i w komicznie wielkim kraciastym berecie na głowie, spod którego wystaje szopa sztucznych rudych kłaków, czy wreszcie Zwierzak z Muppetów), jak i jako wynaturzonych, niemęskich i mięczakowatych (na przykład Napoleon Dynamite czy Rod i Todd Flandersowie z Simpsonów). Stereotypy dotyczące rudowłosych dzieci są odzwierciedleniem tych sprzeczności, gdyż rude włosy wykorzystuje się do scharakteryzowania zarówno gnębionych i gnębicieli (doskonałym przykładem tego ostatniego jest Scut Farkus w filmie Prezent pod choinkę). Chyba że rzeczone dzieci są dziewczynkami, wówczas zwykle są śmiałe (Ania Shirley z Ani z Zielonego Wzgórza), odważne (księżniczka Merida z Meridy Walecznej Disneya) i ujmująco urocze (Mała Sierotka Annie). Rudowłose kobiety są podobno najmniej pożądane przez rówieśników płci przeciwnej wśród studentów amerykańskich college’ów; jednak (i muszę to powiedzieć, gdyż sama tego doświadczyłam) powszechny konstrukt rudowłosej kobiety jest często głęboko erotyzowany i wymyka się zasadom oraz moralności stosowanym w odniesieniu do innych kobiet w społeczeństwie. Ten daleki od pobożnego obraz zawdzięczamy głównie Kościołowi z czasów średniowiecza. To nieustannie przytrafia się rudym. Ich obecność i nastawienie wobec nich – kulturowa stereotypizacja, zwyczaje kulturowe, rozwój kulturowy – łączy jeden okres historyczny, jedną cywilizację z innymi, czasem w najbardziej zaskakujący sposób, i bardzo często wymyka się wszelkiej logice. Jednym z najbardziej intrygujących aspektów historii rudych włosów jest sposób, w jaki te połączenia przebiegały w czasie. Zaczynasz dochodzenie od rudowłosych trackich niewolników w Atenach ponad 2000 lat temu, a kończysz na Ronaldzie McDonaldzie. Przyglądasz się działaniu cech recesywnych i przepływowi genów w izolowanych populacjach, a dochodzisz do „dzikich” z Gry o tron. Badasz przedstawienia Marii Magdaleny i odnajdujesz siebie w Christinie Hendricks.

Dlaczego Marię Magdalenę tak często przedstawia się jako rudowłosą? Jaka może być tego przyczyna? Jeśli kiedykolwiek istniała konkretna osoba o tym imieniu (co jest dość wątpliwe – Magdalena, jaką stworzył Kościół zachodni, jest połączeniem różnych postaci biblijnych), sugeruje ono, że mogła pochodzić z Magdali na zachodnim brzegu Morza Galilejskiego, sporo poniżej czterdziestego piątego równoleżnika. Poniżej tej szerokości geograficznej rudzi, choć nie są nieznani, występują znikomo rzadko, kolor włosów Magdaleny w sztuce zachodniej i literaturze raczej nie odpowiada więc biblijnej prawdzie. Co zatem tłumaczy to, że tak wielu artystów od czasów średniowiecznych po dziś dzień ukazuje Marię Magdalenę z rudymi włosami? Jakie przesłanie niosło to dla widzów sprzed pięciuset lat? Co może nam powiedzieć o tej widowni? I czy może rzucić światło na nasze dzisiejsze podejście do rudych włosów?

Cóż, wnosząc z własnego doświadczenia, gdy jako studentka dorabiałam, pozując artystom, myślę, że oni po prostu lubią malować rude włosy. Podoba im się gra cieni i odcieni, rozkoszują się odblaskami i refleksami światła na nich oraz sposobem, w jaki światło odbija się od bladej skóry, która często im towarzyszy. Lecz znaczenie rudych włosów Marii Magdaleny prowadzi nas również gdzie indziej. Jest odzwierciedleniem faktu, że w wersji Marii Magdaleny, którą Kościół zachodni uważał za najbardziej fascynującą, jest ona nawróconą prostytutką, ukorzoną dziwką, a od wieków łączono kulturowo rude włosy u kobiety z cielesnością i prostytucją. I dziś jest tak nadal. Jaki kolor włosów ma Red Harrington, postać grana przez Helenę Bonham Carter w Jeźdźcu znikąd, filmie z 2013 roku (i tak, w imieniu zawarta jest podpowiedź)? Na obrazie z około 1500 roku Piero di Cosimo przedstawił spokojną, zamyśloną Magdalenę, siedzącą przy oknie i czytającą książkę, jako płomiennie rudą. Dwie zupełnie różne kobiety, które dzielą wieki, połączone identyczną reakcją społeczeństwa na kolor ich włosów. I tak wracamy do jednego ze stereotypów, od którego rozpoczęłam tę dyskusję, i do jednej z największych sprzeczności w kulturowej historii rudowłosych: odwiecznego łączenia rudych kobiet z pożądaniem seksualnym i faktu, że coś dokładnie odwrotnego dzieje się w odniesieniu do rudowłosych mężczyzn (pomimo iż w czasie pisania tej książki naturalnie rudy aktor grający Sherlocka Holmesa, Benedict Cumberbatch, został ogłoszony najseksowniejszym aktorem na planecie). Niniejsza książka jest synoptycznym przeglądem rudych włosów i zjawiska rudości: pod względem naukowym, historycznym, kulturowym i artystycznym. Przytacza przykłady ze sztuki, z literatury i, gdy dotyczy czasów współczesnych, również filmów oraz reklamy. Omawia rude włosy nie tylko jako fenomen fizjologiczny, ale również kulturowy, w przeszłości i w czasach obecnych. Rudowłose kobiety, seks i genderyzacja rudych włosów są tematem, do którego wrócę szczegółowo, lecz książka ta jest też podróżą przez naukę o rudości, jej historię i pojawienie się dziedzictwa genetycznego, które jest coraz lepiej rozumiane przez współczesną medycynę. Pochylę się nad wieloma sprzecznymi podejściami do rudowłosych, mężczyzn i kobiet, dobrych i złych, z Zachodu i ze Wschodu. To jest studium odmienności i jak zawsze to, co mówimy o „innych”, jest daleko mniej interesujące od tego, co mówi się o nas. Lecz jeśli zamierzamy zapytać co, kto, jak i dlaczego, należy rozpocząć od gdzie i kiedy.

------------------------------------------------------------------------

1 Dla porównania, między 16 a 17 procent populacji planety ma niebieskie oczy, a 10 do 12 procent jest leworęcznych. Około 1 na 10 mężczyzn odmiany kaukaskiej rodzi się z jakimś stopniem ślepoty na kolory, a 1,1 procent wszystkich urodzeń na świecie to bliźnięta. W skali świata prawdopodobieństwo albinizmu wynosi 0,006 procent.

2 Wielkie dzieło biskupa Coopera o mały włos nie ujrzałoby światła dziennego. Kiedy było na wpół ukończone, żona Coopera, według niestrudzonego kronikarza Johna Aubreya „jędza”, „niezmiernie rozzłoszczona” zaniedbywaniem jej na korzyść studiów, włamała się do jego gabinetu i wrzuciła papiery do pieca. Aubrey nie podaje, czy również była rudowłosa.

3 Nikt nie byłby w stanie napisać książki o rudzielcach bez profesora Reesa i jego badań. Jestem mu niezmiernie wdzięczna za pomoc i porady, których mi nie szczędził.

4 Saul Feinman, George W. Gill, Sex Differences in Physical Attractiveness Preferences, „The Journal of Social Psychology” 105, nr 1 (czerwiec 1978), s. 43–52.

5 „Metro”, 3 października 2013.1. Dawno, dawno temu

W rozwiązywaniu tego rodzaju problemów należy przede wszystkim umieć myśleć „wstecz”.

Arthur Conan Doyle, Studium w szkarłacie, 1887, tłum. Tadeusz Evert

Prarudowłosy, pierwszy wśród wczesnych ludzi niosący gen rudości i przez to genetyczny przodek większości żyjących obecnie rudzielców, pojawił się na naszej planecie około 50 tysięcy lat temu.

Ówczesny świat był miejscem całkowicie odmiennym od tego, jaki znamy dzisiaj. Suche i pustynne miejsca, jak Sahara, były zielone i przyjemne; tereny, na których panuje obecnie klimat uważany przez nas za umiarkowany, w tym większość zachodniej Europy, były albo porośnięte tundrą, albo ukryte pod czapą lodową. Po tej warstwie lodu człapała lub przemykała fantastyczna megafauna późnej epoki kamienia albo paleolitu górnego – włochate mamuty, gigantyczne łosie, stukilowe hieny, szablozębne koty. Za nimi podążała rezydująca w Europie populacja neandertalczyków, społeczność łowiecko-zbieracka żyjąca w tym krajobrazie od 200 tysięcy lat. Jako trzeci szedł, skradając się ostrożnie, słaby i prawdopodobnie raczej mizernie wyglądający wczesny człowiek współczesny.

Te pierwsze istoty ludzkie opuściły Afrykę jakieś 10 tysięcy lat wcześniej. Stworzyły już populacje na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej; rozpoczęły eksplorację linii brzegowej subkontynentu Indii; dotarły przez Pacyfik do Australii, a nawet do arktycznej Rosji; zostawiły ślady na Dalekim Wschodzie i w pewnym momencie przekroczyły most lądowy prowadzący do obecnej Ameryki Północnej. Motorem tej ekspansji (obok, jak sądzą niektórzy, głodu i chciwości) było wydarzenie nazwane przez paleontologów rewolucją górnopaleolityczną. Termin ten oznacza pewien przełom w produkcji narzędzi, przejście od prymitywnych narzędzi kamiennych do wysoce wyspecjalizowanych produktów z kości lub krzemienia – od igieł po groty włóczni; pojawiły się dowody na celowe działania związane z rybołówstwem, sztukę figuratywną, taką jak malowidła jaskiniowe oraz ozdoby i paciorki; handel o dalekim zasięgu lub wymianę między społecznościami; gry; muzykę; gotowanie i przechowywanie żywności; rytuały pogrzebowe oraz, prawdopodobnie również w tym okresie, język.

Nie istnieje jeden powód, dla którego ten skok ewolucyjny wystąpił właśnie w tym czasie, ani nawet nie ma zgody co do tego, kiedy czy gdzie się rozpoczął. Mógł być spowodowany zmianami klimatu jak cofanie się lub narastanie pokrywy lodowej, zmuszającymi wczesnego człowieka do wymyślania nowych technologii i strategii przeżycia. Mógł to być stopniowy proces, jednak z braku wystarczająco dużych stanowisk, gdzie zachowały się szczątki wczesnych artefaktów i inne dowody, nie jesteśmy w stanie obecnie ocenić, jak szybko postępował; mógł również być wywołany jakąś nagłą, pojedynczą anomalią genetyczną lub inną okolicznością. Nie wiemy tego, zbyt wiele dowodów utraciliśmy. Roztapiająca się pokrywa lodowa i podnoszący się poziom mórz zatopiły ślady najwcześniejszych osad nadbrzeżnych. Pozostawione na lodowej skorupie ślady tego, co wyeliminowało życie nomadyczne, zniknęły. Wiemy tylko, że jakieś 35–40 tysięcy lat temu ludzie, którzy osiedlili się na trawiastych równinach Azji Środkowej, zaczęli badać tereny położone na północ i zachód od nich, pokonując drogę z Iranu nad Morze Czarne, w górę doliny Dunaju i terytorium Rosji oraz reszty Europy. Ze sobą, obok nowych technologii, wierzeń i rodzących się narodowości, nieśli gen rudych włosów.

To może brzmieć zaskakująco. Gen rudych włosów, bladej skóry i piegów (o tych dwóch ostatnich później) nie pochodzi ze Szkocji ani z Irlandii, pomimo że obecnie w tych krajach procent rudych jest najwyższy na świecie (Szkocja otwiera ranking z 13 procentami populacji rudowłosych i około 40 procentami niosącymi gen rudych włosów, podczas gdy w Irlandii 10 procent ludzi jest rudych, a około 46 procent niesie gen). Logicznie można by pomyśleć, że teren, na którym najczęściej występuje jakaś cecha charakterystyczna, jest jednocześnie miejscem, z którego ona się wywodzi, ale nie w przypadku rudych włosów. Gen ten pojawił się w którymś momencie pomiędzy wyjściem człowieka z Afryki i osiedleniem się na stepach Azji Środkowej.

Możemy wysunąć takie przypuszczenie dzięki eleganckiej hipotezie znanej naukowcom jako zegar molekularny. Ten fragment analizy ewolucyjnej wykorzystuje skamieniałości kostne i tempo drobnych zmian molekularnych (możliwych do śledzenia na przestrzeni tysięcy lat) do oszacowania czasu, jaki upłynął od chwili rozdzielenia się dwóch gatunków. To umożliwia nam obliczenie nie tylko tego, jak dawno rozdzieliły się obie populacje, ale też jak dalece się rozdzieliły, bo każda zmiana w sekwencji DNA lub aminokwasów jest jednym tyknięciem zegara. Skalibrowany znaleziskami skamielin zegar molekularny umożliwia oszacowanie momentu w historii geologicznej, gdy po raz pierwszy pojawiły się nowe cechy genetyczne – takie jak na przykład rude włosy lub przynajmniej odpowiadający za nie gen, ponieważ w tej chwili możemy mówić jedynie o genie raczej niż o jego przejawie, czyli wystąpieniu samych rudych włosów. A powodem tego jest fakt, że, jak się wydaje, liczba migrujących osobników była zadziwiająco niska. Szacuje się, że w czasie ostatecznej, zakończonej sukcesem migracji z Afryki 60 tysięcy lat temu na całym kontynencie afrykańskim mogło żyć nie więcej niż 5 tysięcy osobników. Liczba osobników, którzy, jak się ocenia, przeszli z Afryki przez płytkie wówczas ujście Morza Czerwonego na Bliski Wschód (ich ślady stóp znajdują się teraz bardzo głęboko), a których spadkobiercy stali się Homo sapiens, mogła wynosić nie więcej niż tysiąc, a może nawet jedynie 150. Wcześniej były inne fale migracji – skamieniałe szczątki człowieka jawajskiego, człowieka pekińskiego czy liczące 1,8 miliona lat pozostałości Homo erectus odkryte niedawno w Gruzji reprezentują wcześniejsze odgałęzienia. Uważa się, że populacja neandertalczyków w Europie pochodzi od innego, wcześniejszego wspólnego przodka sprzed około 300 tysięcy lat, którego dzielą z człowiekiem współczesnym. Mogły być jeszcze inne wcześniejsze migracje z Afryki, które się nie powiodły – tak jak było wiele Roanoke, zanim pojawił się pierwszy ojciec pielgrzym – lub ich ślady genetyczne są wciąż ukryte w nas zbyt głęboko, by nauka mogła je wydobyć. Ale nawet bez burz lodowych i wściekłych zamieci, z których słynie współczesna Syberia, nawet bez przerośniętych drapieżników, dla rodzącej się populacji wczesnych ludzi współczesnych świat był nie tylko wstrząsająco niebezpiecznym miejscem do życia, lecz również zbyt cennym, by dzielić się nim z innymi gatunkami. Skąd o tym wiemy? Ponieważ, pomimo wielu kolorów skóry, włosów i oczu, pomimo różnorodnych i pełnych wyzwań różnic społecznych i kulturowych na naszej plancie, genetycznie jesteśmy bardzo niezróżnicowani. Rozważmy na przykład wrzosowate (Ericaceae). Nadają barwy zboczom wzgórz koło domu mojego brata na wyspie Skye, porastają bagna żurawinowe w Kanadzie i baraszkują u stóp Himalajów. Wrzos, żurawina i rododendron – wszystkie należą do wrzosowatych. Ogółem rodzina ta liczy 4 tysiące gatunków. Potrzebowałbyś wielu, wielu przodków, by stworzyć taką dywergencję genetyczną. Weźmy psa, Canis lupis familaris. Jest dziewięć oddzielnych gatunków psowatych, od wilków i szakali po najlepszego przyjaciela człowieka. Sam udomowiony gatunek obejmuje spektrum wariacji od jamników przez buldogi po dogi niemieckie. Pomyśl, jakiej różnorodności genetycznej to wymaga. W porównaniu do różnic między chihuahua a bernardynem, jakimi my możemy się pochwalić? Nasze kończyny zawsze zachowują proporcje w stosunku do reszty ciała, podobnie jak rysy twarzy. Nasze czaszki nie zmieniają radykalnie kształtu, nie rodzimy się niektórzy z pyskiem, a niektórzy bez, nasze uszy nie bywają sterczące, oklapnięte czy wlekące się za nami po ziemi. Jednak byliśmy hodowani i krzyżowani od tysiącleci. Powodem, dla którego jesteśmy tak mało zróżnicowani w porównaniu do tak wielu gatunków fauny i flory, jest to, że liczba genetycznie unikatowych osobników na początku procesu była oszałamiająco niska. Jedynym pewnikiem na temat rudych włosów jest to, że aby urodziło się rudowłose dziecko, oboje rodzice muszą nieść gen, a co więcej, muszą przekazać ten specyficzny, recesywny gen w spermie i komórce jajowej. Jeśli więc gen rudych włosów był obecny w populacji wczesnych ludzi w tym samym procencie, w którym znajdujemy go dzisiaj, przy tak niewielkiej liczbie ludzi, którzy rozpowszechnili go na tak wielkim terenie, to mógł istnieć niezauważony, niepodejrzewany i nieujawniony przez wiele pokoleń, jeśli nie zaistniały warunki do tak sprzyjającego spotkania. Musimy także pamiętać, że w dyskusji o naszych przodkach sprzed tysiącleci niczego nie można uznać za niepodważalny fakt. Istnieje pół tuzina równoważnych teorii dotyczących każdego najmniejszego fragmentu śladu starożytności. Czy wiemy na przykład, że to Homo sapiens był odpowiedzialny za wyginięcie wielkich zwierząt i za zniknięcie neandertalczyków? Nie, nie wiemy. Wiemy, że pojawienie się jednych zbiegło się w czasie ze zniknięciem drugich. Wiemy na przykład, że ostatni neandertalczycy w Europie, dużo silniejsi fizycznie i z większym mózgiem niż przybysze, którzy zajęli ich miejsce, zniknęli całkowicie 24 tysiące lat temu, a ostatni z nich zmarli w odległych jaskiniach z widokiem na morze na wybrzeżu Gibraltaru. Obserwując nasze współczesne działania na planecie, możemy dojść do wniosku, że jesteśmy przygnębiająco dobrym kandydatem na głównego podejrzanego; lecz wymarcie hieny jaskiniowej i szablozębnych kotów (około 11 tysięcy lat temu), gigantycznych łosi (7 tysięcy lat temu), mamutów (ostatnie stado żyło na Wyspie Wrangla u wybrzeży Syberii do ok. 2000 roku p.n.e) i samych neandertalczyków mogło równie dobrze być spowodowane zmianami klimatu, chorobami, skutkami naszej agresji lub nadmiernymi polowaniami – albo kombinacją tych czynników. Po prostu nie wiemy.

Jesteśmy gatunkiem ambitnym, chciwym, wyzyskującym i destrukcyjnym, i rzadko wynikało cokolwiek dobrego z naszej ingerencji w coś, co postrzegaliśmy jako inne. Traktujemy odmienność raczej jako zagrożenie niż jako szansę. I niestety nasz gatunek nie jest w tym osamotniony.

Jaskinie El Sidrón leżą w północnej Hiszpanii, w głębi lądu, patrząc od Zatoki Biskajskiej. Najbliższym dużym miastem jest Oviedo. W czasie hiszpańskiej wojny domowej republikańscy bojownicy wykorzystywali te jaskinie jako schronienie. Zawsze przyciągały odważnych i nieustraszonych, a gdy w 1994 roku na dnie jednej z nich, wśród rumoszu i mułu, odkryto dwie ludzkie kości szczękowe, ze względu na bardzo dobry stan zachowania przypuszczano, że są tragiczną pozostałością jakiegoś nieszczęśliwego wydarzenia z lat 1936–1939, szczątkami jakiejś zapomnianej ofiary wojny domowej.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

------------------------------------------------------------------------

6 Dokładność po upływie tylu eonów jest oczywiście ograniczona. Niektórzy paleontolodzy próbują przesunąć pojawienie się genu rudych włosów na pomiędzy 50 i 100 tys. lat temu.

7 Jako przykład zarówno zagrożenia, jak i izolacji, jakiej musieli stawić czoło nasi przodkowie, można przytoczyć wybuch superwulkanu Toba, który miał miejsce w Indonezji między 77 a 69 tys. lat temu. Katastrofa wytworzyła trwającą dziesięć lat zimę, która mogła zredukować całą populację na planecie do 3–10 tys. osobników, i zapewne była jednym z katalizatorów wyjścia z Afryki.

8 Co gorsza, jesteśmy jedyną gałęzią naszego gatunku, Hominidae, która istnieje. Żadna inna nie przetrwała.Podziękowania

Przy próbie jakiegokolwiek usystematyzowania lista nazwisk mogłaby się rozrosnąć do zaiste kłopotliwych rozmiarów…

W wydawnictwie Black Dog & Leventhal niezrównany J.P. i tak samo cudowna Becky, Pam, Kara, Maureen i Stephanie; również Becky Maines („Ruda Becky”) i Andrea Santoro, Rena Kornbluh, Mike Olivo, Christopher Lin, Ankur Ghosh, Nicole Caputo, Cindy Joy, oraz (za jego wspaniałą mapę rudowłosych) Stefan Chabluk. W wydawnictwie Fox and Howard: Chelsey i Charlotte, Jonathan Clements i Barbara Schwepcke, którzy byli przy narodzinach tej książki.

Pracownicy British Library i LSE Library; National Portrait Gallery i Royal Collection Trust; wszyscy przyjaciele i znajomi, dawni i obecni, którzy uprzejmie przyczynili się do powstania niniejszej książki.

Bez was byłaby ona znacznie uboższa.

Za rady i pomoc: Nikolay Genov; Jeroen Hindriks; J.T. Leedson; Yvette Leur; Chris, Mark i Sara z Papercut Films; profesor Jonathan Rees; Joe Schick; Karin Schnell; Kirsty Stonnell Walker; Julia Valeva; Irmgard i Sterra Vlamings oraz dr Tim Wentel. Jak nieszczęsny Ralph Holinshed, walczący z nieubłaganymi terminami, mogę powiedzieć jedynie, że zrobiłam, co mogłam, a nie, co powinnam, a wszystkie błędy są wyłącznie moją winą. Serdeczne podziękowania również dla Thomasa Knightsa, dla Barta i wszystkich organizatorów Dni Rudowłosych w Bredzie, a także wszystkich rudowłosych, którzy odnieśli się z takim entuzjazmem do pomysłu napisania tej książki i szczodrze podzielili się ze mną szczegółami ze swojego życia i doświadczeniami.

Dla Millie, za cierpliwe słuchanie. Za to, że są: dla mojej rodziny, zwłaszcza dla Alice, Sama, Emmy, Jacka i Ellie, oraz oczywiście Nicka.

Za wsparcie, zachętę, cierpliwość i mądrość, o jakich każdy pisarz marzy – dla Marka. Ani tej książki, ani jej pisarki nie byłoby tu bez ciebie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: