- W empik go
Rybak i jego dusza - ebook
Rybak i jego dusza - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 194 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy wiatr dął od lądu, rybak nie mógł nic ułowić, a przynajmniej bardzo niewiele, bo był to wiatr przykry, czarnoskrzydły i niespokojne fale wznosiły się na jego spotkanie. Ale gdy wiatr wiał w stroną wybrzeża, ryby wypływały z głębiny i wikłały się w okach sieci rybaka, a on wynosił je na targ i sprzedawał.
Co wieczór wypływał na morze, a jednego wieczora sieci jego były tak ciężkie, że ledwie zdołał je wciągnąć do czółna. Zaśmiał się i rzekł do siebie:
– Zaiste, albo złowiłem wszystkie ryby, jakie tylko pływają po morzu, albo też schwyciłem okropną potworę, która ludzi zadziwi, albo może inne jakieś straszne stworzenie, którego zapragnie wielka królowa.
Zebrał więc wszystkie siły i pociągnął za szorstkie liny, aż na ramionach jego, niby błękitna emalia na brązie, zarysowały się żyły. Ciągnął więc za liny i coraz bliżej przypływały szeregi płaskich korków, aż nareszcie sieć wypłynęła na powierzchnię.
Ale nie było w niej ryby ani potwory, ani żadnego strasznego stworzenia, tylko mała, w głębokim śnie pogrążona wodnica.
Włosy jej były wilgotnym złotym runem, a każdy włos z osobna niby nić delikatnego złota w szklanym pucharze. Ciało wyglądało jak biała kość słoniowa, a ogon był ze srebra i pereł. Ze srebra i pereł był jej ogon, a zielone wstężyce morskie wiły się koło niego; jak muszle morskie były jej uszy, a usta jak morskie korale. Zimne fale bryzgały na jej zimne piersi, a sól świeciła na jej powiekach.
Była tak piękna, że młody rybak zdumiał się na jej widok, wyciągnął ręką i bliżej przyciągnął sieci, a pochyliwszy się nad czółnem, wziął ją w swe ramiona. A ona za jego dotknięciem krzyknęła jak spłoszona mewa i spojrzała nań trwożnymi, liliowoametystowymi oczyma, usiłując mu się wymknąć. Ale on silnie ją przygarnął do siebie i nie chciał uwolnić. Widząc więc, że żadną miarą nie zdoła się wyswobodzić, poczęła płakać i rzekła:
– Proszę cię, pozwól mi odejść, gdyż jestem jedyną córką króla, a ojciec mój stary jest i samotny.
Ale młody rybak odpowiedział:
– Nie puszczę cię, dopóki mi nie dasz przyrzeczenia, że ilekroć cię zawołam, przyjdziesz do mnie i… będziesz mi śpiewać, gdyż ryby lubią słuchać śpiewu mieszkańców morza i będą napływać do moich sieci.
– Czy naprawdę pozwolisz mi odejść, gdy ci to przyrzeknę? – zawołała wodnica.
– Naprawdę – odparł młody rybak.
Dała mu więc przyrzeczenie, którego żądał i zaprzysięgła je przysięgą mieszkańców morza. Wtedy on uwolnił ją z uścisku i wpadła do wody, drżąc z nieznanej trwogi.
Co wieczora rybak wypływał na morze i przywoływał wodnicę, a ona wyłaniała się z wody i śpiewała mu. Dokoła niej płynęły delfiny, a dzikie mewy okrążały jej głowę.
I śpiewała pieśń cudowną. Śpiewała bowiem o mieszkańcach morza, przeganiających swe stada od jaskini do jaskini i noszących na ramionach małe cielęta, i o trytonach z długimi, zielonymi brodami i włochatymi piersiami, co dmą w kręte muszle, gdy król przechodzi ze swym orszakiem, i o pałacu królewskim z czystego bursztynu, który ma dach z przezroczystego szmaragdu i posadzki z lśniących pereł i o ogrodach morskich, gdzie olbrzymie koralowe wachlarze cały dzień kołyszą się i falują, ryby przemykają jak srebrne ptaszyny, anemony czepiają się raf podwodnych i gwoździki tkwią w żółtym, wzdętym piasku. Śpiewała o ogromnych wielorybach, co napływają od mórz północnych, a u płetw swych wloką ostre lodowce, i o syrenach śpiewających, a tak cudownych, że kupcy woskiem sobie zatykają uszy, aby nic nie słyszeć i nie wpaść do wody, i o zatopionych galerach z wysokimi masztami, gdzie marynarze przymarzli do lin okrętowych, a makrele swobodnie wpływają i wypływają przez otwory w kadłubie, o małych kaczennicach, co odbywają dalekie podróże, wrzynają się w tramy okrętu i opływają cały świat daleki, i o sepiach, co żyją na ścianach ostrych raf i wyciągają swe długie czarne ramiona, sprowadzając noc, kiedy się im podoba. Śpiewała o Nautylusie i jego złotej łódce, rzeźbionej w opalu, a gnanej srebrnymi falami, o szczęśliwych wodnikach, co grają na harfach i w sen pogrążają potwory, o małych dzieciach, łowiących gładkie delfiny, by następnie jeździć na ich grzbietach, o wodnicach, co, w białej leżąc pianie, wyciągają ramiona ku podróżnym, o lwach morskich z wykrzywionymi kłami, i hipopotamach o rozwianych grzywach.
A gdy śpiewała, z głębin wypływały wszystkie tuńczyki, by słuchać jej śpiewu, a miody rybak zarzucał sieć i chwytał je, w inne ryby godząc oszczepem. A gdy miał łódź pełną, wodnica zanurzała się w morzu i uśmiechała się do niego.
Nigdy jednak nie zbliżała się o tyle, aby jej mógł dotknąć. Nieraz wolał i prosił, ale była nieubłagana, a gdy ją usiłował pochwycić, dawała nurka jak pies morski i tego dnia nie ukazywała się więcej. I z każdym dniem dźwięk jej głosu stawał się milszy. Tak mu był miły, że słuchając go zapominał o sieciach i fortelach, wcale się nie troszcząc o swoje rzemiosło. A ryby o czerwonych płetwach i złocistych źrenicach gromadnie koło niego przepływały, ale on na nie nie zważał. Oszczep jego leżał na uboczu nie tknięty, a kosze wyplatane z trzciny stały puste. Z otwartymi ustami i szeroko, bezprzytomnie rozszerzonymi źrenicami, pociemniałymi ze zdumienia, siedział w czółnie i słuchał. Słuchał, aż go mgły morskie omotały, a płynący po niebie księżyc srebrem powlókł jego brunatne ciało.
A pewnego wieczora przywołał ją do siebie i rzekł:
– Mała wodnico, mała wodnico, kocham cię. Pozwól, bym został twym oblubieńcem, gdyż kocham cię.
Ale wodnica potrząsnęła głową.
– Masz duszę ludzką – odparła. – Gdybyś tylko zechciał oddalić swą duszę, zaraz bym cię pokochała.
A młody rybak rzekł do siebie: „Na co mi potrzebna moja dusza? Nie znam jej. Oddalę ją, a wielka radość przypadnie mi w udziale.” Okrzyk radości wyrwał mu się z piersi i zerwawszy się w pomalowanym czółnie na równe nogi, wyciągnął ramiona ku wodnicy.. – Oddalę moją duszę – zawołał – i ty zostaniesz moją oblubienicą, a ja twym oblubieńcem i razem zamieszkamy w głębi morza, a ty mi pokażesz wszystko, o czym śpiewałaś; ja uczynię wszystko, co zechcesz, i nie rozłączymy się nigdy w życiu.
A mała wodnicą zaśmiała się z radości i w rękach ukryła twarz.
– Ale w jaki sposób mam oddalić moją duszę? – zapytał młody rybak. – Powiedz mi, jak to uczynić, a natychmiast się stanie.
– Ach, tego ja nie wiem – rzekła mała wodnica. – My, wodnicy, nie mamy dusz. – I tęsknym go obrzucając spojrzeniem zanurzyła się w głębinie.
A nazajutrz wczesnym rankiem, gdy słońce zaledwie na odległość dłoni odpłynęło od wzgórza, młody rybak ruszył ku mieszkaniu księdza, a stanąwszy tam, trzykrotnie zapukał do drzwi.
Wikary wyjrzał przez drzwiczki, a zobaczywszy, kto przyszedł, odsunął rygiel i rzekł:
– Wejdź!
A młody rybak wszedł i uklęknąwszy na wonnym sitowiu, pokrywającym podłogę, zwrócił się do kapłaha, czytającego Pismo święte i zawołał:
– Ojcze, ja kocham wodnicę, a dusza moja przeszkadza mi w zaspokojeniu mych pragnień. Powiedz; w jaki sposób mam oddalić swą duszę, bo zaiste, nie jest mi ona potrzebna. Jakąż wartość posiada dla mnie moja dusza? Nie mogę jej widzieć. Nie mogę jej dotknąć. Nie znam jej.
A ksiądz uderzył się w pierś i krzyknął:
– Biada, biada, jesteś szalony lub połknąłeś trujące ziele. Wszak dusza jest najszlachetniejszą częścią człowieka, daną nam przez Boga, i służy nam do celów szlachetnych. Nie ma nic cenniejszego nad duszę ludzką i nic ziemskiego nie jest w stanie jej dorównać: Warta ona więcej od wszystkiego złota, co jest w ziemi, i cenniejszą jest od rubinów królewskich. Dlatego; synu mój, nie myśl więcej o tym, gdyż jest to grzech, za który nie ma przebaczenia. A mieszkańcy morza? Toż to stworzenia zgubione, a kto się z nimi wdaje, również będzie zgubiony. Żyją jak te zwierzęta w polu, nie odróżniające dobrego od złego i dla nich Bóg nie skonał na krzyżu.
młodego, rybaka zaszły łzami, gdy usłyszał gorzkie słowa kapłana, wstał z klęczek i rzekł:
– Ojcze, fauny w lesie żyją i weselą się, a na skałach siedzą wodniki z harfami z czerwonego złota. Pozwól mi, proszę, być takim jak oni, gdyż dni ich płyną jakby dni kwiatów. A moja dusza! Na cóż potrzebna mi dusza, jeśli staje pomiędzy mną, a tym, co kocham?
– Miłość cielesnązgodna jest pogardy – zawołał ksiądz – a pogardy godne i złe są też owe pogańskie istoty, którym Bóg pozwala chodzić po świecie! Przeklęte niech będą fauny leśne i przeklęte śpiewaki morza! Słyszałem w nocy ich śpiew, gdy próbowali mnie zwabić ku sobie i oderwać od różańca. Pukają do okien mych i śmieją się. Szepczą mi do ucha baśnie o swych zgubnych rozkoszach. Wabią mnie pokusami, a gdy się chcę modlić, robią szydercze miny. Zgubione one są, powiadam, zgubione. Nie masz dla nich nieba ni piekła i ani tam, ani tu nie będą sławić imienia bożego.
– Ojcze – zawołał młody rybak – nie wiesz, co , mówisz! Niegdyś złowiłem w me sieci córkę króla. Piękniejsza jest od jutrzenki i bielsza od księżyca. Za ciało jej chętnie oddam moją duszę, a dla jej miłości wyrzeknę się nieba. Powiedz, o co cię pytam, i pozwól mi odejść w pokoju.
– Precz! precz! – krzyknął ksiądz. – Zalotnica twa zgubiona, a ty zgubiony będziesz wraz z nią! –
I nie dał mu błogosławieństwa, lecz odpędził od swych progów.
A młody rybak ruszył ku miastu i szedł powoli, ze zwieszonągłową, jak człowiek, którego żal głęboki przygniata. Kupcy zobaczywszy go poczęli szeptać między sobą, a jeden z nich podszedł ku niemu i, zawoławszy nań po imieniu, spytał: – Co masz do sprzedania?
– Sprzedam ci moją duszę – odparł. – Proszą cię, odkup ją ode mnie, gdyż jestem nią znużony. Na co potrzebna mi moja dusza? Nie mogę jej widzieć. Nie mogę jej dotykać. Me znam jej.
A kupcy jęli zeń szydzić i pytali:
– Co nam z duszy człowieczej? Nie warta ani jednej srebrnej monety. Sprzedaj nam swe ciało jako niewolnik, a ustroimy cię w purpurę morza i pierścień włożymy na twój palec i uczynimy cię ulubieńcem Wielkiej królowej. Ale nie mów o swej duszy: dla nas nie ma ona żadnego znaczenia i żadnej nie posiada wartości dla naszego interesu.