- W empik go
Rycerz-bandyta - ebook
Rycerz-bandyta - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 180 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pan Jaroszek Garca, dziedzic lasów ślesińskich, po śmierci ojca wałęsał się kilkanaście lat po Niemczech. Bywał w zamkach rycerzów niemieckich, brał udział w turniejach, bitwach i rozpustach. Na obcej ziemi nauczył się sztuki wojennej i lekceważenia cudzego mienia. Rycerze niemieccy przestali już w czternastem i piętnastem stuleciu być prawdziwymi rycerzami. Zamiast służyć swoim cesarzom, królom, książętom i opiekować się poddanymi, służyli głównie tylko swoim kabzom, kieszeniom. Nazywano ich »Raubritterami« czyli rabusiami.
Rabusiami, bandytami, było ich w istocie dużo. Biada kupcowi który wiózł do swojego miasta towary. Na towary czuwał »Raubritter«, łapał je, a właścicielowi, który się bronił, łamał kości, albo odbierał życie.
Takim »rycerzem« wrócił Garca do domu po przeszło dziesięciu latach, prowadząc z sobą bandę łotrów, wyszkolonych do rabunku i mordu. Jego warowny grodek wznosił się w lesie ślesińskim na wysepce, otoczony zewsząd wodą. Nie zdobiły go wieże kamienne, nie broniły go potężne mury.
Jak zwierz drapieżny, unikający światła dziennego, tak krył się gródek zbójecki przed okiem ludzkiem. Nie było go widać ani z jeziora, ani z wieży ślesińskiej. Trzeba było stanąć tuż przed jego bramą, aby go spostrzec.
Zdaleka omijali ludzie miejscowi »wyspę zbójecką« Bo stu drabów, uzbrojonych we włócznie, młoty, topory i duże mlecze niemieckie, myszkowało dniem i nocą po lasach ślesińskich, mikorskich, wąsoskich i licheńskich i rabowało wszystko, co się tylko dało.
Podróżnym zabierał Garca wozy, konie i pieniądze, a kupcom towary. Żył ze swoją bandą cudzym kosztem bez troski jak zwierz leśny, na którego wszyscy pracują.
Zabawiwszy się w ten zbójecki sposób, zaczął się nudzić. Przywykł na obcej ziemi do wesołych zebrań, hulanek i ładnych kobiet, tu, w domu swoim, uczuł się samotnym. Trzeba się ożenić – myślał – abym nie był tu sam jak jaki dziwak.
Klasnął w dłonie. Gdy na znak ten wbiegł do jego komnaty pachołek, rozkazał:
– Starego Janusza mi zawołaj!
Stary Janusz, stary sługa, który pamiętał jeszcze jego dziadka, przyczłapał Sędziwe lata zgięły w pałąk jego postać niegdyś olbrzymią, przygasiły wzrok dawniej orli, stępiły słuch, wysuszyły jego kości. Krwią zaszłem okiem spojrzał na młodego pana, ruszając ciągle ustami, jakby coś żuł.
Garca podsunął mu krzesło.
– Nie twoim wysłużonym nogom stać przed młodym paniczem – rzekł.
Staruszek uśmiechnął się wdzięcznie i mówił:
– He, he, he, jaki panicz podobniusieńki do pana Bolesława. Ho, ho, były to czasy, były czasy! Wilczysko brało się za gardło niby szczenię, jelenia za rogi, żubra za brodzisko. Cała knieja huczała, kiedy pana Bolesława pieski grały. A na polu, natem krwawem, z onymi djabłami krzyżackimi bywał taki łopot jako w kuźni. Miecz o miecz, tarcz o tarcz, ino iskry pryskały i Niemczysko buch z konia o ziemię, niczem ścięta kłoda.
Zaśmiał się starowina zcicha do wspomnień dalekiej młodości.
Odpoczywał sobie od lat dwudziestu na chlebie łaskawym. Z dziadkiem Garcy chodził pod Płowce i na Prusy, ojca jego wprawiał do konia i oszczepu, Jaroszka kołysał. Nie wiedział nawet , ile lat przeżył na świecie. Tyle tego było… Ktoby tam zliczył…
– Słuchaj-no stary – odezwał się Garca.
– Hę? – mruknął Janusz, przykładając rękę do ucha.
– Ty znasz dobrze całą naszą okolicę – mówił Garca głośniej.
– Wilczycąę?
– Okolicę! – krzyknął Garca w samo ucho starowiny.
– Aha, niby nasze sioła i grodki okoliczne? Jakżebym nie miał znać? Tyle lat deptało się tę świętą ziemię…
– Czy nie wiesz, gdzieby tu była w pobliżu jaka grzeczna, godna panna, w sam raz pani – żona twojego Jaroszka?
– Hę? Jałoszka?
– Dla Jaroszka! – śmiał się głośno panicz.