Rymkiewicz. Genealogia - ebook
Rymkiewicz. Genealogia - ebook
Biograficzna opowieść, której bohaterem jest Jarosław Marek Rymkiewicz, to podróż w czasie i przestrzeni, sięgająca niekiedy wiele wieków wstecz, w poszukiwaniu korzeni poety – a te okazują się niezwykłe.
To również opis polskich losów, które stały się udziałem tak wielu rodzin zamieszkujących Rzeczpospolitą. Polskość, jak sam poeta wielokrotnie przyznawał, odkrywa swoje nieoczywiste źródła, staje się przedmiotem wyboru i wiary.
„Jesienią, był to już najpewniej początek października 1939 roku, rodzina poety dotarła do majątku babki Baranowskiej pod Pułtuskiem. Po kilku tygodniach wędrówki różnymi podwózkami i najmowanymi wozami, po owej „rajzie wrześniowej”, która była wtedy udziałem setek tysięcy Polaków, zatrzymali się w Świerczynie. Mieszkanie na Nowogrodzkiej nie nadawało się do użytku, Śródmieście Warszawy zniszczone było od niemieckich bombardowań – nie było tam czego szukać. Zostało kilka migawek – „kawałek ulicy Nowogrodzkiej, który było widać z dziecinnego pokoju, rękę, która w salonie na Nowogrodzkiej nakręca patefon (patefony były wtedy na korbkę), żeby puścić mi płytę z moją ulubioną pieśnią pod tytułem »Flisacy«” – niewiele więcej.”
Jarosław Marek Rymkiewicz (ur. W 1935 roku w Warszawie), lata wczesnej młodości spędził w Łodzi, potem związany z Warszawą i podwarszawskim Milanówkiem. Zadebiutował w wieku 22 lat tomikiem wierszy Konwencje. W roku 1967 ogłosił swoje literackie credo w książce Czym jest klasycyzm. Manifesty poetyckie. Autor licznych tomów poetyckich, z których najbardziej znane to: Thema regium (1978), Ulica Mandelsztama (1983), Moje dzieło pośmiertne (1993), Znak niejasny, baśń półżywa (1999), Zachód słońca w Milanówku (2002), Wiersze polityczne (2010), Pastuszek Chełmońskiego (2014) i wydany w roku 2015 Koniec lata w zdziczałym ogrodzie.
Napisane w latach 80. dwie powieści: Rozmowy polskie latem 1983 (1984) oraz Umschlagplatz (1988), wydane
w drugim obiegu, spotkały się z ogromnym zainteresowaniem czytelników, zostały również przetłumaczone na język francuski, niemiecki i angielski.
Rymkiewicz wyniki swojej rozległej pracy historyczno-literackiej pomieścił w tomach eseistycznych
i encyklopedycznych poświęconych Mickiewiczowi (6 tomów z cyklu Jak bajeczne żurawie), Słowackiemu, Leśmianowi i Fredrze.
W jego dorobku znajdziemy również ogłoszone w ostatnim dziesięcioleciu eseje historyczne: Wieszanie (2007), Kinderszenen (2008), Samuel Zborowski (2010) oraz tekst z roku 1983 Wielki Książę z dodaniem rozważań o istocie i przymiotach ducha polskiego.
Autor dramatów i komedii. Tłumacz, na język polski, przełożył poezję Thomasa S. Eliota i Wallace’a Stevensa, Osipa Mandelsztama, Federico Garcii Lorki oraz dramaty Calderona de la Barki.
Wydanie książki dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-960258-0-7 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
.
Dwuletni Jarosław Marek Rymkiewicz, prawdopodobnie na wakacjach w Gnojnie/Świerczynie
.
Choć twierdzenie, iż Jarosław Marek Rymkiewicz jest biologicznym potomkiem Czyngis-chana może wydać się pomysłem fantastycznym, to jednak nie da się tego zupełnie wykluczyć. Przeciwnie, prawdopodobieństwo pochodzenia od władcy Mongołów jest realne. A ściśle rzecz ujmując, w jakimś stopniu (ale w jakim – to pozostaje zagadką) realne jest to, że poeta jest w prostej linii potomkiem Dżoczi, czyli uznanego przez Czyngis-chana pierworodnego dziecka jego żony Börte. Została ona – wkrótce po zawarciu małżeństwa z Czyngis-chanem (o czym opowiada Tajna historia Mongołów) porwana przez rywalizującego z nim innego wodza jednego z mongolskich plemion. Z owego porwania po zwycięskiej wyprawie została odbita i – jak się okazało – była wtedy w ciąży. Wkrótce urodził się syn – który przyszedł na świat jako pierwsze dziecko Czyngis-chana – i to właśnie od niego pochodzić miałaby dawka błękitnego orientu w żyłach autora Do Snowia i dalej.
W posiadaniu rodziny prof. Krzysztofa Baranowskiego w Łodzi znajduje się wywód rodu Tuhan-Baranowskich, z którego pochodziła matka poety, Hanna Baranowska. Wymienia on kolejnych męskich członków rodu, następujących po sobie i tworzących 900-letnią linię rodową. Do generacji, w której pojawia się na świecie Jarosław Marek Rymkiewicz, jest to lista obejmująca 27 pokoleń. Podaję ją poniżej, zachowując interpunkcję i skróty oryginału:
WYCIĄG Z GENEALOGII RODU
KNIAZIÓW TUHAN MIRZA BARANOWSKICH
opracowanej przez Macieja Baranowskiego, autora pracy O Muślinach Litewskich w połowie XIX wieku uzupełnionej przez Michała Baranowskiego, ekonomistę, profesora Uniwersytetu w Petersburgu, w pierwszych latach XX w. oraz przez Wacława Baranowskiego, dyrektora gimnazjum w Pułtusku w 1924 roku.
Jesugej ba tuur, ok. 1125–1165, wódz plemienia Tatarów
Czyngis chan, 1155–1221, twórca imperium tatarskiego
Dżuczi, najstarszy syn Czyngis chana, wódz zachodnich ord tatarskich
Berke, chan Złotej Ordy, 1202–1266
Mönge Timur, 1232–1280, przez pewien okres czasu chan Złotej Ordy
Togryłdża, jeden z 10 synów Mönge Timura, wódz tatarski
Özbek, 1282–1342, w latach 1312–1342 chan Złotej Ordy, przyjął islam
Murad Karasakkał (Czarnobrody), jeden z 40 synów chana Özbeka, 1318–1357, zabity podczas zamieszek w 1357 r.
Ali Kantemir (Krwawy Miecz), 1341–1388, w 1357 r. uniknął śmierci i ukrywał się w stepach nad Morzem Aralskim, następnie z ramienia chana Tochtamysza naib (gubernator) Derbentu w Dagestanie.
Temir Tuhan-bej, ok. 1366–1410, naib Derbentu, po bitwie pod Worsklą w 1399 r. uciekł na Litwę, zginął w bitwie pod Grunwaldem w 1410 r.
Miran, zwany Mirzą Tuhańskim, albo Mirzą Dagestańskim, dwukrotny poseł litewski do Złotej Ordy, zm. około 1450 r.
Baran, zwany Mirzą Tuhańskim albo Mirzą Dagestańskim, tłumacz kancelarii W. Ks. Litewskiego, zm. ok. 1500 r.
Dawid, zwany Baranowiczem lub Daranowskim, chorąży tatarski, zm. ok. 1540 r.
Ahmed albo Achmeć Mirza Baranowski albo Mirza Tuhański, rotmistrz chorągwi tatarskiej, zm. ok. 1580 r.
Mustafa, używający konsekwentnie nazwiska Baranowski albo Tuhan Baranowski, rotmistrz chorągwi tatarskiej, poległ w walkach ze Szwedami w Inflantach w pierwszych larach XVII w.
Bohdan, ścięty przez kata w Oszmianie za najazd na dwór jednego z sąsiadów w 1617 r. był „towarzyszem chorągwi lekkiego znaku”
Mustafa, rotmistrz chorągwi tatarskiej, zginął w 1656 r. w walkach ze Szwedami
Dawid, chorąży tatarski trocki, zm. ok. 1699 r., autor kilku rękopiśmiennych traktatów teologicznych, odbył pielgrzymkę do Mekki i Medyny, pozostawił znaczne legaty na odbudowę szeregu meczetów w W. Ks. Litewskim
Bohdan, rotmistrz chorągwi tatarskiej, jako zwolennik Augusta II zginął w walkach ze Szwedami w pierwszych latach XVIII w.
Jakub, przeniesiony przez Augusta III do służby w wojsku saskim, doszedł do stopnia generała. Dowodził w „rajzach” lekkiej kawalerii sasko-tatarsko-
-bośniackiej na teren Brandenburgii. Zwany Szwarcem. Jeszcze w połowie XIX w. według etnograficznych zapisów, w niektórych okolicach Brandenburgii matki straszyły swe dzieci, że jeśli będą niegrzeczne, „Czarny Tatar” porwie je lub zje. Wsławił się (przekreślone) Podczas wojny siedmioletniej spaleniem (zmienione, w domyśle „spalił”) szeregu (skreślone „u”) podberlińskich wsi. Zmarł ok. 1765 r.
Mustafa, generał w służbie Stanisława Augusta, zm. ok. 1790 r.
Jakub, pułkownik, brał udział w powstaniu kościuszkowskim, zm. ok. 1816 r.
Maciej, ziemianin, uczestnik powstania listopadowego, autor pracy O Muślinach litewskich, zm. ok. 1860 r.
Bohdan, oficer wojsk rosyjskich, w 1863 r. przeszedł do szeregów powstańczych, dowódca samodzielnie działającego oddziału, ciężko ranny na polu walki, nie chcąc się dostać do niewoli zastrzelił się
Szymon, po stracie ojca wychowywany przez matkę chrześcijankę porzucił islam i przyjął chrystianizm, ziemianin, właściciel majątków Maniatyn, Hełubne, Hiranowiec i Mokre na wsch. Wołyniu, zm. w 1920 r.
Wacław, 1880–1929, ukończył historię na Uniwersytecie Kijowskim, organizator strajku szkolnego w Pułtusku w 1905 r. Dyrektor pierwszego gimnazjum polskiego w tym mieście w l. 1905–1907, w l. 1921–1929 dyrektor państwowego gimnazjum żeńskiego w Pułtusku. Właściciel majątku Gnojno koło Pułtuska
Bohdan, ur. w 1915 r. profesor historii Uniwersytetu Łódzkiego, brał udział w powstaniu warszawskim w 1944 r.
Ów ostatni Bohdan to rodzony brat Hanny Baranowskiej, matki Jarosława Marka Rymkiewicza. Spis obejmuje jeszcze synów Bohdana – Krzysztofa i Władysława – oraz syna Władysława, Bartłomieja urodzonego w 1972 roku. Wyciąg opracował i na maszynie napisał właśnie ów Bohdan Tuhan-Baranowski, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, historyk, autor wielu prac dotyczących między innymi relacji polsko-tatarskich.
W dacie śmierci Czyngis-chana w Wyciągu... jest błąd – źródła historyczne podają rok 1227, być może wyniknął on z prostej literówki, w rękopisie 1 mogło być pomylone z 7. Najstarszy syn Czyngis-chana miał na imię Dżoczi, nie Dżuczi, jak jest to ujęte w Wyciągu... Był protoplastą rodu władców Złotej Ordy. I – jak chcą tego przynajmniej trzej wymienieni jako autorzy wywodu Tuhan-Baranowscy (tak wynika z ich badań) – praprzodkiem Mistrza z Milanówka.
Pierwszy, któremu zawdzięczamy tę myśl (poprzyglądajmy jej się, potomek chanów Złotej Ordy rytmicznie uderzający w klawiaturę komputera przy biurku, obok okna z widokiem na ogród w Milanówku) jest Maciej Tuhan-Baranowski, autor rękopisu O muślinach litewskich wydanego przez Antoniego Krumana w 1896 roku. W odróżnieniu od Czyngis-chana jest on jak najbardziej realnym, można rzec – konkretnym przodkiem Jarosława Marka Rymkiewicza, ziemianinem, praprapradziadkiem poety. Antoni Kruman pisze we wstępie opracowanej przez siebie książki: „Maciej Tuhan-Baranowski, obywatel z powiatu Trockiego, biegły znawca wschodnich języków, gromadził materyały do dziejów swego plemienia, lecz potem ustał w tej pracy, a cenne jego notatki i przekłady poszły w poniewierkę. Jeden z rękopisów jego, w połowie już zniszczony, nabyłem przypadkiem przed laty kilkunastu w mieście Wilejce i ocaliłem od zatraty. Chciałem porozumieć się z autorem rękopisu i pomódz mu w ułożeniu systematycznego dzieła w tym przedmiocie, lecz go nigdzie odszukać nie mogłem: wyniósł się pono z kraju”.
Wydawca pisze też we wstępie, że unikatowość zebranych informacji przez imć Macieja Baranowskiego polega na tym, iż miał on wiedzę od rodów tatarskich i własnej rodziny, opierał się na przechowywanych u nich dokumentach – napisał „o tatarach litewskich z ich źródeł domowych”. W rękopisie opisał fale osadnictwa tatarskiego na ziemiach Rzeczpospolitej. Przodek Mistrza z Milanówka pojawia się na ziemiach polskich po śmierci Witolda, gdy jego następca Świrdygiełło „zwraca się o pomoc do państwa Zawołżańskiego”, skąd przybywa wsparcie wojska, dzięki któremu książę zachowuje tron litewski. „To była druga osada Tatarów na Litwie”: spośród „dzielnych Azyatów” zostaje na stałe 3 tys. wojska tatarskiego. „Nad tymi pułkami pierwszym marszałkiem był Temir Tuhan-bej, kniaź z Dagestanu, który przedtem służył u cara Zawołżańskiego” – to właśnie wedle Wyciągu... praprzodek naszego poety.
Wiemy jak się nosił: „Ubiór marszałka składał się z kaftana aksamitnego, bramowanego trzema galonami złotemi, z szerokich, z błękitnej materii, szarowarów z lampasami, wchodzącymi w buty z czerwonego safianu, z czapki barankowej śpiczastej ze złotym kutasem; pas złotolity, za którym bogato oprawny kindżał oraz pałasz krzywy, wiszący przez ramię, dopełniał ubioru”.
Wiemy, gdzie zamieszkał: „Tuhan-bej otrzymał w dziedzictwo wieś Winksznupie, a w lenne władanie: Roś, Potylcze, Wilkobole, Terliszki i Guściany. W późniejszych czasach dziedzictwo tych dóbr zostało zatwierdzone przez królów polskich Tuhanom-Baranowskim”. I to od niego dalej szli wszyscy kolejni Tuhan-Baranowscy – rotmistrzowie, chorążowie, oficerowie oddziałów tatarskich.
Pewien Baranowski – jako rotmistrz w Powstaniu Styczniowym na Wołyniu – pojawia się na kartach opowiadania Marii Konopnickiej Hrabiątko. Być może to o Bohdanie Baranowskim, prapradziadku poety, mówi wspomnienie dwóch weteranów 1863 roku zawarte w piśmie „Słowo” w 1927 roku. Według nich Baranowski był jednym z dowódców w partii Miładowskiego na Litwie: „Jeden taki oddział pod dowództwem Tuhan Mirzy Baranowskiego na własną rękę począł przedostawać się w stronę Niemna tu jednak w ostatniej chwili dopadły powstańców silne oddziały moskiewskie...”.
Jeśli zatem Maciej Tuhan-Baranowski, Michał Baranowski (czyli Michaiło Baranowski, rosyjsko-ukraiński ekonomista, który sądząc z opisu, miał jakiś udział w redakcji Wywodu...), Wacław Baranowski, nauczyciel z Pułtuska, i wreszcie Bohdan Baranowski, profesor historii z Łodzi, się nie mylą, to możemy rozejrzeć się po domu w Milanówku uważniej. Potomek chanów Złotej Ordy stuka w klawiaturę, a spod biurka wyglądają czerwone, wysokie safianowe buty. Kaftan aksamitny bramowany „galonami złotemi” wisi (pod kurtką od deszczu) w przedpokoju. W sieni, niedaleko drzwi na półce leży „czapka barankowa śpiczasta” (złoty kutas przepadł gdzieś, ale jeszcze niedawno tu był, może leży z tyłu na dnie półki).
Kolejne wersy – koniecznie w tej jednej chwili, dziko, wprost ze stepów Dagestanu – spadają na ekran komputera.URODZINY
.
Hanna z Baranowskich z synkiem, październik 1935 r.
Mały Jarek, maj 1937 r.
.
„Bicie dzwonów i wycie syren, dźwięk niosący się wzdłuż ulicy Marszałkowskiej. Mama, w zaawansowanej ciąży, stoi na balkonie i płacze. To był dzień pogrzebu Piłsudskiego” – najwcześniejsze wspomnienie siostry poety jest jedynym, jakim dysponujemy, gdy chcemy dowiedzieć się czegoś o okolicznościach urodzin Jarosława Marka Rymkiewicza. „Niedługo później urodził się Jarek. Pamiętam, jak szliśmy z ojcem do kliniki u zbiegu Marszałkowskiej i placu Zbawiciela, żeby zobaczyć braciszka. Jaka to była radość!” – mówiła swojej wnuczce w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”. Z ulicy Nowogrodzkiej do Kliniki dr. Bryndza-Nackiego nie było daleko – dwa, może trzy przystanki tramwajem i mecenas Władysław Szulc mógł spacerem z trzyletnią córeczką Alinką ten kawałek przejść. Ale jak to było z wyprawą do szpitala jego żony, gdy nadszedł czas porodu? Czy ta młoda, energiczna lekarka pojechała z mężem tramwajem, czy raczej mąż zawiózł ją taksówką? Czy musiała być już tam w piątek – bo poród już się zaczął – czy dopiero w sobotę, 13 lipca, kiedy jej syn Jarosław Marek się urodził? Nie zachowały się w przekazie rodzinnym żadne informacje na ten temat. Nie wiemy też, kiedy dokładnie, o jakiej porze dnia, urodził się poeta – i o tym nie ma ani słowa („gdy się urodziłeś synku, słońce miało się ku zachodowi” – nie, nic z tych rzeczy). Także zachowany odpis aktu chrztu milczy na ten temat. Jedyne zatem, czego możemy się dowiedzieć, co to właściwie były za okoliczności, to przyjrzeć się temu dniu.
Nie było – jak na środek lata – ciepło. W Warszawie o godz. 14 zanotowano 13 lipca tylko 21 stopni, było pochmurno, w prognozie zapowiadano „skłonność do przelotnych, miejscowych opadów”.
Nastrój narzucił poprzedni dzień – piątek. Mijały równo dwa miesiące od śmierci Józefa Piłsudskiego. Polskie Radio nadało specjalną audycję, rozpoczynając serię obchodów każdej miesięcznicy zgonu marszałka. „Z dniem 12 lipca rozpoczyna Polskie Radjo cykl audycyj, muzyczno-literackich zatytułowanych »Czyn i słowo«, które nadawane będą 12-go każdego miesiąca w przeciągu roku, a poświęcone zostaną pamięci Marszałka Piłsudskiego. Pierwsza audycja tego typu rozpocznie się o godzinie 12.10 (12.VII) muzyką, (tytuły kompozycyj nie będą zapowiadane) poczem generał Brygady Felicjan Sławoj-Składkowski, jeden z najbliższych współpracowników Marszałka, odczyta fragment p.t. Śmierć Komendanta ze swej nowej książki p.t. Strzępy meldunków. Audycję zakończy krótka część muzyczna” – donosiła „Chwila. Dziennik dla spraw politycznych, społecznych i kulturalnych”.
Nie wiemy, czy Hanna Szulc była tego dnia jeszcze w domu i mogła spokojnie (albo ze łzami w oczach) audycji wysłuchać. W mieszkaniu na Nowogrodzkiej z całą pewnością było radio. Jeśli nie wysłuchała, w kolejnych dniach pewnie poznała słowa Sławoja Składkowskiego z tej audycji o ostatnich tygodniach życia Marszałka. Relacja okazała się dużym wydarzeniem, przyniosła o śmierci Naczelnika nowe informacje, była cytowana.
„Ponieważ tak pełnego obrazu tragicznych dla całej Polski chwil – jeszcze nie mieliśmy – przeto przemówienie gen. Składkowskiego podajemy w całości – wyjaśniał w sobotę dziennik »Dobry wieczór! Kurier czerwony«. – Tętno koło stu, słabe, Komendant przytomny, błogosławił ręką dzieci, protestował w czasie ukłucia ramienia przez doktora, przy zastrzyku do żyły środka nasercowego. Doktór Stefanowski pojechał po księdza Korniłowicza...” „Pani Marszałkowa z córkami klęczy obok trzymając rękę umierającego Męża”. „Mijają długie chwile samotnego świszczącego oddechu Komendanta i modłów księdza, udzielającego Ostatniego Namaszczenia”. „Zostanie nam już tylko życie bez Niego”.
O tym z pewnością czytano tej soboty – ale miasto było przystrojone kolorowo, odświętnie. I kipiało młodością.
Biało-czerwone flagi wisiały na słupach i latarniach, zwisały z balkonów, dekorowały fasady domów i sklepów. „Już o godzinie 9 rano ustawiły się na placu formacje młodzieży zagranicznej i krajowej” – donosił „Dobry Wieczór!”. „Plac przybrany jest flagami powiewającymi z okien i balkonów i 16 słupami dekoracyjnemi, obciągniętemi sztandarem o barwach narodowych. A u szczytu ozdobionemi stylizowanemi orłami srebrnemi i godłami miast polskich.” Na środku placu stał „wielki ołtarz zwrócony frontem w stronę Wisły”, nad nim górował „prosty krzyż dębowy”, pod nim zaś „obraz Matki Boskiej Częstochowskiej przybrany kwieciem”. I dalej możemy przeczytać, że ołtarz był otoczonymi pocztami sztandarowymi, a „poszczególne grupy młodzieży rozstawione są długiemi szeregami na całym placu”: „każda grupa niesie białą tabliczkę z górującym stylizowanym orłem z blachy i napisem: Polacy z Belgii; Polacy z Rumunii; Polacy z Brazylii itd.” To II Międzynarodowy Zlot Młodzieży Polskiej, który rozpoczął się rano na Placu Marszałka Piłsudskiego od uroczystej mszy świętej. Witał ich „w serdecznych słowach” prezydent Warszawy, Stefan Starzyński, „zaznaczając z żalem, iż przyjechali w ciężkich chwilach żałoby”. Pozostańmy przy relacji autora „Dobrego Wieczoru!”: „Jakaż mozaika typów, hierarchij społecznych, ubiorów! Wszystko co polskie, zbratało się w tęsknocie za Ojczyzną: obok ślązaczki w atłasowych robronach – wykwintny paniczyk. Kmiotek z Bukowiny w wyhaftowanej po rumuńsku koszuli i smagłolicy Argentyńczyk (jedyny zresztą przedstawiciel Argentyny). Najdobitniej rzuca się w oczy grupa z Niemiec, bo też jest liczna ponad oczekiwanie! 2.000 osób: z pogranicza, z kopalń westfalskich, z najdalszej Nadrenji. Łatwo ich wyłuskać w tłumie, bo noszą na ramieniu czerwoną opaskę z tajemniczym zygzakiem. Cóż to oznacza? Symboliczny bieg Wisły – macierzy, od źródeł aż po ujście. »Rodło« się ten znak nazywa – pamiętamy go z zeszłego roku?”.
Po mszy, w której uczestniczyło wedle relacji prasowych około cztery tysiące ludzi, złożono wieńce przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Potem w szyku kolejnych delegacji ulicą Ossolińskich i Krakowskim Przedmieściem tłum przeszedł do Zamku Królewskiego. Na dziedzińcu zamkowym spotkanie z prezydentem Ignacym Mościckim. Na zachowanych zdjęciach widać go w ciemnej marynarce z szerokimi kołnierzami, w kamizelce i prążkowanych (prążki są ciemnoszare, a może granatowe) spodniach. Do tego śnieżnobiała koszula i czarny krawat – z melonikiem w ręku, siwy prezydent mija kolejne poczty (ten ze znakiem Rodła wyraźnie widnieje w tle na jednym ze zdjęć). Sprzed zamku o 13 rusza pochód przez Trakt Królewski aż do Belwederu, tam uczestnicy zlotu oddali hołd Marszałkowi Piłsudskiemu.
Tymczasem o godzinie 13.30 na Zamku Królewskim prezydent Ignacy Mościcki udekorował osobiście odznaczeniem Orła Białego premiera Walerego Sławka, a orderem Polonia Restituta marszałka senatu Władysława Raczkiewicza oraz marszałka sejmu dr. Kazimierza Świtalskiego, a także kilku innych polityków dopiero co wygasłej kadencji parlamentu. To twórcy konstytucji uchwalonej przez Zgromadzenie Narodowe i podpisanej przez prezydenta Mościckiego w kwietniu, w ostatnich tygodniach życia Piłsudskiego. „Po dekoracji Pan Prezydent Rzplitej podejmował obecnych na Zamku śniadaniem” – informowała „Polska Zbrojna”.
Nie wiemy, co dalej robił prezydent Mościcki, ale świeżo udekorowany orderem Polonia Restituta marszałek senatu pojechał do Łazienek. O 17.30 zebrały się tam „tysięczne rzesze młodzieży polskiej” – tak, tej ze zlotu. Działo się to na stadionie łazienkowskim. Marszałek Władysław Raczkiewicz mówił im z satysfakcją: „Wy młodzi, wychowujecie się nieraz w ciężkich warunkach, ale macie to szczęście, że żyjecie już jako dzieci wolnego narodu, opartego o niepodległą ojczyznę”. Po przemówieniu odegrano hymn i odśpiewano Pierwszą Brygadę, a zaraz potem nastąpiło wielkie widowisko. Był to „Kościuszko pod Racławicami”, „poczem zainscenizowanych kilka fragmentów walk zbrojnych o niepodległość”. Sceny batalistyczne z kolejnych powstań aż do czasów Legionów przygotowali i odegrali członkowie Związku Rezerwistów oraz aktorzy teatrów Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej. „Pan Kreczmar bez reszty wcielił się w postać Piotra Wysockiego” – chwalił „Dobry Wieczór!”. Brzmienie przysięgi Kościuszki i kosynierów, okrzyki „Vivat maj, 3 maj”, okrzyki oficerów w Noc Listopadową czy marsz Legionów nie były na pewno słyszalne na Marszałkowskiej. Ale szczęk (choć inscenizowany) bitewnego żelaza, wystrzały i huk bębnów być może – gdy się dobrze wsłuchano – dobiegały z dołu Agrykoli do okien kliniki przy nieodległym wcale tak bardzo Placu Zbawiciela.
Tego dnia w ogóle sporo grano w Warszawie. „Polska Zbrojna” informowała: „TEATR I MUZYKA: Wielki: – Dziś i jutro Hrabia Luxemburg. NARODOWY O g. 20 Stare wino. POLSKI O g. 20 Król. LETNI O g. 20 Ty, to ja. Kameralny (Senatorska 29): Mysz kościelna. Hollywood (Hoża 29) – Komedja muzyczna Dziewczyna i hipopotam. Wielka Rewja (Karowa 18): Przygoda w Grand-Hotelu z Brochwiczówną i Żabczyńskim”.
W Krakowie rozegrano mistrzostwa lekkoatletyczne – wygrała Stanisława Walasiewiczówna, która wtedy, latem 1935 roku, była w najwyższej formie. 13 lipca ustanowiła najlepszy tamtego roku wynik w Europie w biegu na 200 metrów: 24,5 sekundy. W Birmingham tryumfy odnosiła Jadwiga Jędrzejowska – po zwycięstwie na Wimbledonie tego dnia została mistrzynią środkowej Anglii. „W finale Polka spotkała się z mistrzynią Chile Lizaną bijąc ją po ciężkiej walce 3:6, 6:3, 6:2” – informowała „Polska Zbrojna”.
Ze Lwowa zaś „Gazeta Polska” donosiła, że polski artysta zza oceanu przesyła ofertę nowej realizacji: „Znany artysta rzeźbiarz Szukalski, który przebywa w Ameryce, zwrócił się listownie do rady m. Lwowa z propozycją, czy nie zechciałaby skorzystać z jego pomocy przy budowie pomnika Marszałka Piłsudskiego. Szukalski chce stworzyć nie tylko monumentalny pomnik Marszalka Piłsudskiego we Lwowie, ale wziąłby też chętnie na siebie zadanie opracowania wzoru sarkofagu dla zwłok Marszałka”.
Ale słychać i pomruki. Dobiegają cicho, prawie niegroźnie.
„Polscy artyści-malarze, bracia Seidenbeutlowie, przebywający w Gdańsku przejazdem z Warszawy, zostali napadnięci przez grupę członków organizacji bojowej partii narodowo-socjalistycznej i dotkliwie pobici. Wezwana na pomoc policja aresztowała obu malarzy pod zarzutem, że to oni napadli na członków partii hitlerowskiej i przewiozła ich do aresztu policyjnego.” (Braci bliźniaków Efraima i Menasze Niemcy oczywiście później dopadną – będą więźniami Stutthofu, a potem Flossenbürgu, gdzie zostaną zamordowani w 1945 roku).
14 lipca „Kurier Warszawski” przekazuje depesze PAT: „Przewodniczący Izby muzycznej Rzeszy Niemieckiej dr. Ryszard Strauss zwrócił się do przewodniczącego Izby kultury Rzeszy ministra Goebbelsa z prośbą o zwolnienie go ze względu na wiek i ciężki stan zdrowia, zarówno ze stanowiska prezesa Izby muzycznej, jakoteż i z prezesury Związku kompozytorów niemieckich. Minister dr. Goebbels uwzględnił tę prośbę, zwolnił dr. Straussa z tych stanowisk, wyrażając w osobnem piśmie podziękowanie za dotychczasową pracę. Jednocześnie min. dr. Goebbels mianował przewodniczącym Izby muzycznej dyrektora Piotra Raabego, a kompozytora Pawła Graenera – kierownikiem Związku kompozytorów”. Redakcja dodała do tego informację („tel. wł. Kurj.Warsz.”): „Dymisja Ryszarda Straussa wywołała tu ogromne wrażenie. Strauss, który przez wiele lat był dyrektorem wiedeńskiej opery państwowej, należał do tych, którzy po przewrocie hitlerowskim w Niemczech stanęli do dyspozycji nowego reżimu. Ostatnio mnożyły się ataki skrajnych narodowych socjalistów przeciwko niemu. Pisma wiedeńskie wyrażają mniemanie, że dymisja ze wszystkich urzędów muzycznych Rzeszy nie była dobrowolną i pozostaje w związku z faktem, że libretto do nowej opery Straussa Milcząca kobieta napisał Stefan Zweig, poeta, który nie odpowiada wymogom ustawodawstwa rasowego III Rzeszy”.
A w Paryżu? Na przedmieściach Paryża w swym domu Saint-Leu-la-Forêt Wanda Landowska na klawesynie zbudowanym wedle jej projektu (chodziło o jak najwierniejsze odtworzenie klasycznego instrumentu) grała Bacha. Sala koncertowa została zmieniona na kilka dni w studio nagrań. Fantazja chromatyczna i fuga zostały nagrane na siedemdziesięcioośmioobrotowe płyty 10 i 11 lipca, a i 16 lipca – Sześć małych preludiów, wreszcie 17 lipca – Koncert włoski. Płyta z utrwaloną w te dni grą Wandy Landowskiej brzmi często w domu w Milanówku. Nie wiemy tylko, co dokładnie Landowska grała 13 lipca w sobotnie popołudnie. Czy jak w większość sobotnich letnich dni tego roku odbywał się tam koncert dla przyjaciół, znajomych, uczniów z Paryża? Może brzmiały akurat tego dnia Wariacje Goldbergowskie? Nagrane przez Landowską po raz pierwszy dwa lata wcześniej i odtąd stale obecne w programach organizowanych w jej domu słynnych koncertów? Dźwięki klawesynu w matematycznym, precyzyjnym mistrzostwie Bacha. O, to by się autorowi eseju Czym jest klasycyzm? spodobało.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------