Rys dziejów świętego soboru trydenckiego - ebook
Rys dziejów świętego soboru trydenckiego - ebook
Masz więc, łaskawy czytelniku, acz w krótkim i niedostatecznym obrazie, dzieje soboru, który jest i będzie chwałą i chlubą Kościoła na zawsze. Najprzód albowiem obronił wiarę, na którą zacięta, wielce potężna herezja się rzuciła, a gruntownym i wszechstronnym jej rozjaśnieniem wszelkim zapobiegł wątpliwościom w rzeczach tyczących się zbawienia, błędy zaś i matactwa rozumu ludzkiego, odsłonił nam jawnie.
(…)
Trzy wieki już minęły, jak został zamknięty, a do dziś Kościół wspomina go wdzięcznie, i z jego ustaw czerpie pociechy i siły, których mu potrzeba w nieustającej walce przeciw napaściom świata.
Dałby Bóg, aby święte ustawy soboru, zachowane i wykonywane były po wszystkim Kościele, bo one są i będą na zawsze najmocniejszym fundamentem, i zamkiem jego najobronniejszym.
Fragment Zakończenia
Ks. Antoni Brzeziński (1820-1898), profesor historii i prawa w seminarium duchownym w Poznaniu, działacz społeczny, kapelan wojsk polskich podczas powstania wielkopolskiego 1848 roku. Ostatnie lata życia spędził w Tarnowie, prowadząc liczne akcje charytatywne.
Więc za przykładem idąc zacnych ojców historii kościelnej, przystępujemy do pracy niniejszej z wiarą w nieomylność soborów, i z czcią głęboką ku wszystkiemu, co na nich zostało postanowione. Pragniemy zaś szczerze, najwierniej wszystko opisać, co w czasie trwania soboru w Trydencie się stało, a daj Boże, abyśmy tu żadnego próżnego słowa nie rzucili, za które by nam przyszło przed Bogiem odpowiadać.
Spis treści
Wstęp
I. Przygotowania do soboru i wypadki poprzedzające zwołanie jego
II. Sobór trydencki. Od rozpoczęcia aż do przeniesienia do Bolonii
III. Sobór trydencki. Od przeniesienia do Bononii, aż do jego suspensy
IV. Sobór trydencki. Od nowego zwołania aż do ukończenia jego
Zakończenie
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65546-89-0 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obchodzimy w roku bieżącym trzechsetletnią pamiątkę zamknięcia świętego soboru trydenckiego, a jak donoszą dzienniki, liczny zastęp biskupów wybiera się do Trydentu, aby wspomnienie to uczcić i Bogu chwałę oddać. Kościół albowiem wdzięcznie i z chlubą na ostatni swój sobór ekumeniczny spogląda, bo z jego ustaw, dekretów i kanonów nowe wziął życie i świeże a jędrne siły. I Polska w swych dziejach kościelnych rozpoczyna od przyjęcia trydenckich dekretów okres odrodzenia swego. Dość wspomnieć w tym względzie imię arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego, który tym był dla Polski, czym święty Karol Boromeusz dla Włoch, a przeprowadzeniem ustaw niektórych soboru trydenckiego podniósł naukę i ducha kościelnego w duchowieństwie. Wszelką też działalność gorliwą wielkiego biskupa naszego Stanisława Hozjusza zawdzięczamy wpływom błogosławionym soboru. Episkopat polski, idąc za przykładem tych dwóch przodowników swoich, przez cały wiek XVI i XVII zgromadza się pilnie z duchowieństwem na koncylia partykularne, by uchwałami wydanymi na nich naprawić, co było złego, krzepić, co było słabe, a wszędzie pożytków przymnażać Kościołowi. Tak więc po wszystkich diecezjach Polski szczerze krzątano się około reformy, a zabiegi pobożne nie były bez owoców.
Toteż w miarę jak wiara katolicka i życie kościelne poczęło się w Polsce po soborze trydenckim podnosić, dysydentyzm omdlewał coraz więcej, a niezgodą w łonie własnym szarpany, śmiertelne zadawał sobie ciosy. Nie prześladowanie więc religijne, którego Polska wcale nie znała, ani zagorzałość Zygmunta III, ani fanatyzm jezuitów, jak prawią błędnie, wygubił dysydentów polskich, ale potęga raczej ożywionej wiary w duchowieństwie, naprawa obyczajów i nauka, zdobiąca ówczesny stan duchowny u nas, wyparła z granic Polski obcą wiarę krajowi. Zwycięstwo to Kościoła, było koroną ustaw i dekretów reformacyjnych, które Polska wzięła z Trydentu.
Że więc błogosławionej reformie na soborze trydenckim ogłoszonej i my Polacy swe odrodzenie zawdzięczamy i zachowanie wiary świętej, dlatego godzi się nam uczcić wspomnieniem trzechsetletnią rocznicę jego zamknięcia. W chęci przeto wywiązania się z obowiązku, który wdzięczność nakłada, postanowiliśmy w krótkim zarysie podać tu dzieje soboru, aby przypomnieć i opowiedzieć, co święta matka nasza – Kościół Boży – uczyniła na swoim zebraniu w Trydencie, by od niewiary, która na najświętsze jego tajemnice targnęła się, obronić nas i pożądany dać ratunek ku zbawieniu.
Wiadomości czerpaliśmy do tej pracy z źródeł najpewniejszych, więc może się przyczynić do oświecenia i ustalenia sądu, który tak różny jest i pomiędzy polskim i uczonymi o soborze. Dziś łatwiej, niż przed kilkudziesięciu laty przekonać się o prawdzie, bo pomiędzy historykami nawet protestanckimi coraz mniej uprzedzeń do dziejów soboru. Do podań zaś Sarpiego, ze złej wiary wziętych, nikt pewnie wobec rezultatów krytyki historycznej nie będzie się już śmiał odwoływać.
Był jednak czas, w którym Sarpiego _Historia soboru trydenckiego¹,_ za jedyne i nieomylne źródło powszechnie była uważana, toteż z niego brano wszystkie oszczerstwa przeciw ojcom zebranym w Trydencie, aby zhańbić i poniżyć przez to Kościół. I dla tej powagi, której imię Sarpiego używało niezasłużenie w świecie uczonym, wypada na wstępie do dziejów soboru, podać choć w krótkim rysie obraz tego człowieka².
Urodził się Piotr Sarpi w Wenecji w 1552 roku. Od najwcześniejszych lat melancholiczne usposobienie odwodziło go od zabaw i uciech, i dla tego całą młodość swą poświęcał naukom, w których też nadzwyczajne czynił postępy. W 1565 roku wstąpił do zakonu Serwitów (był to zakon założony w pierwszej połowie XIII w. we Florencji, ku rozbudzaniu i ożywianiu czci Najśw. M. P.), przybrał imię Pawła i od tego czasu nazywano go Fra Paolo, czyli Bratem Pawłem. Wysoka nauka wyniosła go w roku 26–tym życia na prowincjała zakonu. Rychło już, zdaje się, stanął on w opozycji naprzeciw Stolicy Apostolskiej, tego przynajmniej dowodzi jedno jego wyrażenie się w poufnym liście, iż na dworze papieskim intrygi tylko prowadzą do wysokich urzędów. Wiadomość o tym liście jako i podejrzenie, które Sarpi na siebie ściągnął poufałym obcowaniem z Żydami i heretykami weneckimi spowodowały, że Stolica Apostolska odmówiła mu potwierdzenia na biskupstwo, na które go Rzeczpospolita Wenecka przedstawiła. Od tego czasu datuje się jego nienawiść ku papieżowi, a którą niektórzy przypisują obrażonej z tego powodu dumie. Nawet protestant Ranke przyznaje to, mówiąc: „trudno zaprzeczyć, że doznane upośledzenie, które wrodzonej ambicji tamuje drogę, i na męski umysł nie bywa bez wpływu”³.
Spory Rzeczypospolitej Weneckiej, która wolność Kościoła w swym państwie chciała przytłumić i znieść całkiem wpływ papieża, ze Stolicą Apostolską, podały Sarpiemu sposobność do wystąpienia jawnego w swej opozycji. Bowiem papież Paweł, wstąpiwszy na tron w 1605 roku, z całą energią oparł się tym zamachom, najprzód w osobnym brewe, a potem w monitorium, w którym pogroził Wenecji ekskomuniką, jeśliby w przeciągu 24 dni nie odstąpiła od swych postanowień. Wykonaniu ekskomuniki oparła się Wenecja; jezuitów którzy ją zaczęli ogłaszać wypędziła, a papież, obawiając się większych nadto nieszczęść, zwłaszcza że Henryk IV król francuski był w przymierzu z Wenecją, a protestanci mogli jej przyjść w pomoc, zniósł ekskomunikę traktatem, za pośrednictwem tegoż Henryka zawartym. W czasie tych zajść Sarpi przeszedł do obozu zbuntowanej Rzeczypospolitej i do takiego przyszedł znaczenia, że go się radzono w rzeczach, nawet polityki się dotyczących. Z jego zasad politycznych, których się trzymał wówczas, przytacza niektóre pisarz Daru w historii Wenecji (ks. 29), a które są nacechowane najniegodziwszym machiawelizmem. Przytaczamy niektóre z nich: w sporach zachodzących między możnymi karać należy mniej możnych; w sporach między szlachcicem a jego poddanym, słuszność zawsze szlachcicowi trzeba przyznać; naczelników przeciwnego stronnictwa, pod jakimkolwiek pozorem trzeba wygubić, omijając przecież przy tym zwyczajne sądy. Trucizna niech ci zastąpi kata, bo sposób ten mniej jest znienawidzony, a pewniej prowadzi do celu. Sarpi też w czasie onych zajść z papieżem, słowem i osobnymi pismami podawał sposoby, którymi by wpływ i znaczenie ekskomuniki osłabić i znieść można.
Ta to opozycja połączyła go ściśle z wyznawcami gallikańskich zasad, a mianowicie z osławionym autorem historii koncyliów ekumenicznych, Edmundem Richer. Z nienawiści jednak ku papieżowi dalej on poszedł od gallikanów, bo mamy dowody na to, że Surpi nie tylko z gallikanami odrzucał prymat papieski i inne kościelne instytucje, ale że nadto zasadami i przekonaniem swoim całkiem przeszedł do obozu protestantów. Dowody te trzeba tu przytoczyć, aby nimi zbić zdanie niektórych protestanckich historyków, jakoby Sarpi będąc katolikiem miał dla tego na wiarę u nas zasługiwać. Znajdujemy je w jego listach, którym kalwińscy pisarze odmawiają autentyczności, których jednak wiarogodność Daru, odkryciami swymi w tajnym archiwum weneckim, udowodnił w najnowszych czasach. Tak np. w liście swym z dnia 6 grudnia 1611 pisze: „Cieszyłbym się niezmiernie, gdyby sprawa reformacji powiodła się, bo wielki z niej dla świata urośnie pożytek”. Podobnie w wielu innych listach wyraża radość swą z tego, że reformacja we Francji postępuje. Ważne w tym względzie dokumenty przytacza niemieckie pismo periodyczne „Histor. polit. Blätter” 1843, Heft w rozprawie _Blicke in die Zustände Venedigs zu Anfang des 17. Jahrh.,_ która się opiera głównie na piśmie _Memoires et Correspondances de Duplessis–Morney,_ Paris 1826. Między innymi opowiada niejaki Diotati, kaznodzieja genewski, który znał osobiście Sarpiego: „Poznałem”– mówi on – „prawdziwy fundament jego przekonań: właściwie nie wierzy on, ażeby osobne wyznanie wiary było człowiekowi potrzebne. Bóg patrzy na serce i na wolę; czasowi, jest jego zdanie, wszystko należy poruczyć, wyswobodzenie z niewoli niezawodnie nastąpi”. Te i tym podobne wyrażenia i sądy Sarpiego wprowadzają nas w głąb jego zasad religijnych i odsłaniają właściwe źródło jego nienawiści ku papieżowi. Był on bowiem w duszy nieprzyjacielem Kościoła, ale wyznaniem swoim nie był ani luteraninem, ani kalwinistą w znaczeniu, które w onym czasie do tych wyrazów przywiązywano, był raczej protestantem w duchu racjonalistów dzisiejszych. Tak protestancki pisarz Lebrun opowiada nam, że w 1609 roku niejaki Lenk, tajny agent elektora Palatynatu w Wenecji, z kilku rozmów mianych z Sarpim przekonał się, iż on z drugim innym Fra Fulgentio stał na czele licznego bardzo związku, który zamierzał protestantyzm ustalić w Wenecji. Podobnie Henryk IV przejął list predykanta genewskiego, pisany do pewnego kalwina w Paryżu z tą wiadomością, „iż wnet prace Sarpiego i Fulgencjusza około zaprowadzenia reformy w Wenecji, zaczną wydawać owoce, bo doża i znaczna część senatorów już swe oczy otworzyła prawdzie”. Henryk przez posła swego w Wenecji kazał ten list wręczyć Senatowi, wskutek czego Fulgentio wypędzony, a Sarpiemu nakazano, aby w przyszłości miał się na baczności⁴.
Bossuet, którego nikt nie posądzi o zbytek ultramontanizmu, zbijając zdanie historyka protestanckiego Burnet, który w historii swej reformacji nazywa Sarpiego katolikiem, przypomina mu inne jego zdanie w piśmie drugim _(Vie de Guillaume Bedell, eveque de Kilmore en Irlande,_ p. 9, 19–20, który bawił w Wenecji i któremu Sarpi otworzył swoje serce), w którym tak Burnet charakteryzuje Sarpiego: „Był to protestant skryty, który liturgię anglikańską za wzór najdoskonalszy uważał; w czasie sporów Pawła V z Wenecją pracował nad zupełnym zerwaniem nie tylko z dworem, ale nawet i Kościołem rzymskim; miał się za członka kościoła skażonego i społeczeństwa bałwochwalczego; słuchał spowiedzi, odprawiał Mszę św., a wyrzuty sumienia swego uspokajał opuszczaniem znacznej części kanonów”. Bossuet sam po przytoczeniu tego ustępu z pisma Burneta, tak skreśla wewnętrzne usposobienie Sarpiego: „Był to protestant w habicie mnicha, który odprawiał ofiarę Mszy świętej bez wiary, i członkiem pozostał Kościoła, którego obrządki zewnętrzne uważał za bałwochwalstwo”⁵.
Umarł Sarpi w 71 roku życia swego, a fałszem jest, co piszą, że miał być zamordowanym, jak równie i to, że stronnicy właśni mieli go zgładzić, sprzykrzywszy sobie jego panowanie.
Osądź sam, łaskawy czytelniku, po przeczytaniu uwag powyższych, czy pisarzowi tak luźnych zdań i pojęć religijnych, a tak niegodziwych zasad w polityce, skrywającemu nienawiść przeciw Kościołowi, a zaciętemu wyraźnie przeciwnikowi papiestwa, można dać wiarę w opowiadaniu historii soboru, którego głównym zadaniem było dogmat kościelny przed napaścią heretycką obronić i znieważony majestat władzy papieskiej najwyższą czcią otoczyć? Sarpi w dziejach soboru trydenckiego nic innego nie widzi, jedno nieprzerwany wątek intryg i matactw dworu papieskiego, a opisując je, chciał do reszty zohydzić przed światem godność następcy Piotrowego. Przyjęli też nieprzyjaciele Kościoła pracę jego głośnymi oklaskami, a pociski brane z niej tym się stały niebezpieczniejsze, że je zasłaniała powaga wiary katolickiej, której autor mienił się być wyznawcą.
Kościołowi i wszystkim duszom szczerze do niego przywiązanym, dzieło Sarpiego niemało boleści i smutku przyczyniło. Wzięli się też niektórzy uczeni katolicy do pióra, aby haniebne odeprzeć zarzuty. Odznaczył się między nimi Scipio Henrici, ale praca jego nie wyrównywająca talentom i zdolnościom Sarpiego, wpływom zgubnym zapobiec nie mogła. Wdała się w tę sprawę sama nawet Stolica Apostolska, i za jej usiłowaniem kilku członków Towarzystwa Jezusowego podjęło się nowego opracowania historii soboru. Dozwolony im był wstęp do wszystkich archiwów i bibliotek rzymskich, wydano im nawet niedrukowane korespondencje. Pracy jednak poruczonej nie dokonali, a nie wiadomo, jakie tego były powody.
Przysłał wreszcie Pan Bóg Kościołowi swemu dzielnego obrońcę, który i geniuszem i zacnością charakteru o wiele przewyższał Sarpiego. Był to Sforza Pallavicino (1607–1667), urodzony w Rzymie. Zacny rodem, ale zacniejszy cnotami. Jest wiele rysów w jego życiu, świadczących o rzadkiej szlachetności duszy, i o zamiłowaniu prawdy, w której obronie nie wahał się utracić łaskę Urbana VIII i Aleksandra VII, papieży. W roku 1623 opuszcza świat, który mu najświetniejszą obiecywał przyszłość i wstępuje do zakonu jezuitów. Ofiarowany sobie po dwakroć kapelusz kardynalski odrzuca, a wezwany po raz trzeci, na rozkaz generała przyjmuje go w 1659 roku.
Pallavicino dwadzieścia lat pracował nad historią soboru i wydał ją po włosku w Rzymie między rokiem 1656 a 1657⁶. Praca ta najwyższych pochwał godna we względzie stylu i języka, należy do najznakomitszych pomników literatury włoskiej, we względzie historycznym wielkie oddała usługi Kościołowi.
Ślepota jednak i zła wola długo opierały się przyznaniu lauru zwycięstwa Pallaviciniemu i wyższości nad Sarpim, przeciw któremu głównie jego dzieło było wymierzone. Naszym dopiero czasom należy się zasługa poznania się na wartości Pallaviciniego pracy⁷.
Oto co pisze o niej Stamberg, protestant: „Historia soboru trydenckiego jest dziełem godnym podziwu, nieporównanym nauką i bystrością sądu. Zamierzył on sobie zbić błędy Pawła Sarpiego i udowodnił mu nie mniej, jak 366 jawnych, złośliwych fałszów i błędów. Czas, który każde nierozumne zdanie osądza, przywiódł i przeciwników Pallaviciniego do milczenia, a jak kolej czasu dała nam w piśmie Sarpiego poznać natchnienia namiętności, nienawiści i pośpiechu, tak i sprowadziła uznanie wierności i pilności, której kardynał użył do swego dzieła. Czcimy w nim nie tylko gruntownego, roztropnego i bystrego dziejopisarza, ale i naukę teoretyczną bez porównania, gdy Sarpiemu na nauce teoretycznej całkiem zbywa; podziwiają w nim język, który na równi go stawia z największymi mistrzami Włoch”.
Takie jest zdanie protestantów. I my więc katolicy śmiało chlubić możemy się dziełem, które do najznakomitszych płodów na polu literatury dziejowej należy, a Panu Bogu winniśmy dziękować, że w kardynale Pallavicinim zesłał męża Kościołowi, który w dziejach soboru jego, nowy złożył wieniec na skroniach Matki naszej świętej.
Bo też nie było soboru, który by w podobnie trudnych czasach i okolicznościach, taką chwałą otoczył Kościół i tak w dziejach swych odbił wyraźnie rządy Opatrzności Bożej i działanie Ducha Św. Mimo najrozliczniejszych bowiem interesów i intryg politycznych, którymi państwa europejskie, niezgodne między sobą, popsuć dzieło soboru się pokusiły; mimo różnic, przeciwieństw i nienawiści narodowych, które i na świętym zebraniu w Trydencie się ścierały, mimo namiętności wreszcie ludzkich, które gwałtem się cisnęły, by pokój między biskupami zakłócić; sobór dokonał zadania najzupełniej – iście za sprawą i pomocą Ducha Świętego. Nieżyczliwi Kościołowi pisarze, stronę jedynie ludzką historii soboru podnosząc, gubią się w domysłach o tajemnych sprężynach intryg dworu papieskiego, i za przykładem Sarpiego widzą w nim tylko mizerną robotę polityki i egoizmu, nie bacząc na to, że wszystko w świecie, co najświętsze jest nawet i najszlachetniejsze, ułomnością natury ludzkiej jest skażone, a że rządy Boże i Opatrzność w Kościele, tym silniej swym blaskiem uderzają, im sprzeczniejsza z nimi jest zła wola ludzka. „Widok błota w historii” – tak mówi pięknie nasz Zygmunt Krasiński – „powinien być bodźcem do podniesienia oczu do góry, a tam więcej lazuru nad głową, niż brudu pod stopami. Im więcej podłych i nikczemnych widzę, tym mocniej czuję Boga, tym więcej dziwuję się Jemu”⁸.
My dzieci Kościoła św. wiemy to z wiary, która jest nieomylna, a którą zawsze, rychlej czy później i dzieje, jeżeli uczciwie się piszą, poświadczają, że z biskupami na sobór zebranymi Duch jest Święty, który ich wyrokami kieruje. Jakiekolwiek są więc jego koleje, czy po jasnych gościńcach światła niebieskiego, czy po ciemnych drogach nieudolności ludzkiej, zawsze Duch Święty prowadzi ojców naszych kościelnych pewnym traktem prawdy objawionej, a co bierzemy z ich ust, to jest nauką Bożą, a co oni rozporządzą, to jest Boskim rozporządzeniem.
Historykowi kościelnemu nie godzi się inaczej sądzić, jeśli do spisania historii soboru się zabiera. Zatem jednak nie idzie, aby się miał wyrzec sądu własnego i bezstronności, i prawdę miał krzywdzić. Bo i owszem, w zgodzie i pokoju z Kościołem, który jest matką wszelkiej prawdy, przybywa swobody w umiejętności, i skrytych nieraz tajemnic prawdy historycznej łacniej dociec. Toteż najznaczniejsi historycy nasi z czcią głęboką i wiernością ku Kościołowi łączyli śmiałą otwartość w sądzeniu złych postępków choć najwyższych dostojników kościelnych. Takim był Baroniusz, u nas Jan archidiakon, Długosz i inni.
Więc za przykładem idąc zacnych ojców historii kościelnej, przystępujemy do pracy niniejszej z wiarą w nieomylność soborów, i z czcią głęboką ku wszystkiemu, co na nich zostało postanowione. Pragniemy zaś szczerze, najwierniej wszystko opisać, co w czasie trwania soboru w Trydencie się stało, a daj Boże, abyśmy tu żadnego próżnego słowa nie rzucili, za które by nam przyszło przed Bogiem odpowiadać.
------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
←\ 1 Napisane po włosku. Mamy pod ręką tłumaczenie francuskie: _Histoire du Concile de Trente par Fra–Paoio Sarpi, traduite par Le Courayer,_ a Basle, 1738.
←\ 2 Courayer: _Vie de Sarpi,_ we wstępie do dzieła podanego pod nrem 1.; Dr Brischar: _Beurtheiiung der controversen Sarpis und Pallavicinis,_ Tubingen, 1844.
←\ 3 Ranke: _Die römischen Päpste_ II, 310.
←\ 4 Rohrbacher: _Histoire universelle de l’église Catholique,_ Paris 1852. t. 24. p. 10.
←\ 5 Bossuet: _Histoire des variations,_ t. 7. nr 109.
←\ 6 Łacińskie wydanie: _Vera oecumenici Concilii Tridentini historia,_ Coloniae Agripinae, 1717.
←\ 7 Ersch u. Gruber, _Encyclop.:_ Pallavicino.
←\ 8 List z Monachium 1842, wydrukowany w „Dzienniku Poznanskim” r. 1859. N. 254.PRZYGOTOWANIA DO SOBORU I WYPADKI POPRZEDZAJĄCE ZWOŁANIE JEGO¹
Zaburzenia reformacji luterskiej wstrząsnęły całą budowlą kościelną i polityczną w Niemczech; wszelkie usiłowania cesarza i książąt dobrej woli, aby pokój zakłócony przywrócić, żadnego skutku pomyślnego nie wydały; jedyny ratunek jeszcze obiecywano sobie powszechnie w zwołaniu soboru ekumenicznego, który by stanowczy wyrok w rzeczach wiary wydał, rany zadane Kościołowi zagoił, a nadużycia, przeciw którym sprawiedliwie głosy się podnosiły usunął, i tym sposobem protestantom wszelki odjął pozór do nienawiści naprzeciw Kościołowi. Dlatego nigdy nie wołano tak powszechnie soboru i nigdy też nie było tak konieczne jego zwołanie.
Luter sam odwoływaniem się i swą apelacją do soboru ekumenicznego chciał moc ekskomuniki, którą Leon X na niego rzucił, w oczach przeciwników osłabić. Tak samo wezwany na zjeździe wormackim, ażeby błędy swoje kacerskie odwołał, przyrzekł poddać się wyrokowi soboru. Na sejmie w Norymberdze w roku 1523 żądano od legata Chieragati, który się skarżył na nie wykonanie edyktu wormackiego, ażeby w którymś mieście niemieckim był zwołany sobór. Hadrian VI nie był przeciwny temu żądaniu, ale rychła śmierć przeszkodziła mu w wykonaniu zamiaru.
Podobnie i następca jego Klemens VII nie może być sprawiedliwie obwiniany, jakoby się sprzeciwiał zwołaniu soboru (panował od 1523–1534), zważając tak na usposobienia protestantów względem koncylium, jak i wypadki polityczne, które w pierwszych latach jego panowania zaszły. Bo Luter i jego zwolennicy żądali wprawdzie soboru, ale „wolnego”, tj. gdzie nie sam episkopat z papieżem miałby moc wyrokowania w rzeczach wiary, ale i każdy inny; żądali nie tylko naprawy obyczajów, ale i naprawy nauki kościelnej, i to w sposób nowy, nigdy dotąd przez koncylia niepraktykowany. Luter nadto żadnemu już koncylium nie przyznawał nieomylności. Przy tym wypadki i zaburzenia polityczne, jak oto wojna chłopów w roku 1525, wojna Karola V z Franciszkiem I, nareszcie nieszczęśliwe zajścia między cesarzem a Klemensem VII, rabunek Rzymu i uwięzienie papieża w zamku Anioła, całe Niemcy podzieliły na nieprzyjazne sobie stronnictwa, co wszystko nieprzełamaną było przeszkodą do zwołania soboru. Kuria rzymska mogła się także obawiać, by na przyszłym soborze nie powtórzyło się to, co się niedawno stało na koncylium bazylejskim. Sarpi na te wszystkie okoliczności nie zważając, podaje, że Klemens dlatego nie chciał zwołać soboru, iż się bał, aby dla nieprawego swego pochodzenia i symonii nie był przezeń zrzucony z tronu. Prawość jego urodzenia urzędownie została udowodnioną, symonii zaś nikt mu inny nie zarzucił i świadectwem też żadnym nie da się historycznie uzasadnić².
Mimo tych jednak przeciwności, papież po zwycięstwie cesarza nad Franciszkiem królem francuskim w bitwie pod Pawią (1525), gdy tylko pokój na chwilę się pojawił, zaczął myśleć nad zwołaniem soboru, i wydał rozporządzenia względem reformy dworu papieskiego. Na nieszczęście nowe wypadki nieprzyjazne przeszkodziły spełnieniu zamiaru. Wnet bowiem potem przyjazny stosunek papieża z cesarzem zerwany znowu, wojsko cesarskie zdobywa i rabuje Rzym. W 1529 roku w Spirze był zjazd, gdzie luteranie założyli sprzeciw uchwale sejmu, aby wszystko pozostało aż do soboru _in statu quo,_ i ażeby nie wolno było prawić naprzeciw Sakramentowi Ołtarza, Mszy św. nie znoszono, a przynajmniej aby nie zakazywano słuchać jej. Co zaś protestanci trzymali o soborze, dowiadujemy się z listu Lutra do Melanchtona, w którym pisze: „Jeżeli igrają sobie z obietnicą soboru, one diabły zwodzące, tedy i ja będę igrał z nimi, apelując od ich gróźb do onego koncylium próżnego, którego nigdy nie będzie, abyśmy tymczasem pokój mieli”. W sprawozdaniu swoim nad dekretem cesarskim z dnia 22 września tak pisze Luter: „Koncylium w tym znaczeniu ma być brane, że ich (tj. protestantów) nauka jest prawdziwa i bez niego, i żaden anioł z nieba nie może jej zmienić, ale i anioł, gdyby się miał na to odważyć, powinien być klątwą ukarany i wykluczony; cesarz wiec, biskupi i papież tym mniej o tym sądzić mogą”.
Bezpośrednio po sejmie w Augsburgu w 1530 roku, wezwał znowu cesarz papieża, aby zwołał sobór, a lubo w piśmie swoim uznaje trudności, które kolegium kardynałów podało, sądzi jednak, że w soborze jedyny tylko może być ratunek. Odnoszą się te słowa cesarza do pisma papieża z 30–go lipca 1530 roku, w którym tenże oświadczy swą gotowość do zwołania soboru, ale żądał przy tym, aby protestantów starał się cesarz przywieść do obietnicy poddania się wyrokowi soboru, inaczej bowiem mogliby go ogłosić za nie wolny, jeżeli wedle ich myśli nie będzie urządzony. Wskutek atoli dalszych układów z cesarzem, zostało jednogłośnie na konsystorzu z dnia 28 listopada 1531 roku zwołanie soboru postanowione. Pod dniem 10 grudnia wydane były stosowne brewia do wszystkich książąt, a papież traktował z Karolem i Ferdynandem względem przyszłego soboru, tymczasem zaś cesarz ukończył szczęśliwie wojnę z Turkami, i powtórnie w Bononii osobiście naradzał się z papieżem względem przyszłego soboru. Niemałą trudność mianowicie w zwołaniu narzucała wątpliwość, czy Francja będzie chciała wziąć udział, toteż papież w piśmie swoim z 10 maja 1532 roku pisze do cesarza: „Jeżeli król francuski przeciwnym się okaże soborowi, tedy oświadczam otwarcie, że sobór bez niego może zupełnie przeciwne wydać owoce nad te, których się po nim spodziewają”. Wskutek narad w Bononii ustanowione zostały warunki w celu bezpieczeństwa i zachowania należnej powagi soborowi, a papież dla spowodowania udziału książąt niemieckich, wysłał sekretarza swego Rangoni do Niemiec i do Ferdynanda, do Francji zaś i Anglii legata Ubaldino. Spomiędzy tych warunków trzy następujące tu wymieniamy: 1. Sobór ma być wolny, i w ten sposób odprawiany, jak od początku wszystkie powszechne sobory; 2. Ci, którzy udział w nim brać będą, mają przyrzec, że wyrokom jego poddadzą się; 3. Aż do tego czasu żadne nowości w rzeczach wiary nic mają być w Niemczech zaprowadzane. Te warunki, aczkolwiek słuszne i sprawiedliwe ze stanowiska katolickiego, od protestantów nie mogły być przyjęte, bo z przyjęciem ich musieliby się byli wyrzec fundamentalnej swej zasady, która indywidualny i subiektywny rozum nad powagę Kościoła stawiała. Że protestanci wedle tego nie mogli szczerze życzyć sobie soboru pokazuje się i z tego, co nam Pallavicino opowiada, że na sejmie w Wormacji nuncjusz Aleander, nie mogąc się opędzić nagabywaniom o sobór ze strony protestantów, udał, że otrzymał gońca z Rzymu z wiadomością, iż sobór ma być zwołany; od tego czasu nikt z protestantów nie miał go więcej napastować. Toteż książęta protestanccy, po naradzeniu się nad tymi warunkami w Schmalkalden, oświadczyli legatowi 1–go lipca 1533 roku, że dwóch pierwszych warunków przyjąć nie mogą, bo sobór powadze papieskiej poddany nie może się zwać wolnym, iż takiego tylko chcą soboru, w którym Pismo św. ma rozstrzygać a nie powaga papieża i scholastyków. Meuzel protestant dobrze na to mówi: „Forma i treść tego oświadczenia nie były odpowiednie, aby papieża nakłonić do przyjęcia soboru. Bo i najbardziej bezstronne osądzenie rzeczy, nie mogło po zasadzie, która jako główny warunek postawiona była, ażeby spory o wiarę były na soborze wyrokami Pisma św. rozsądzane. Niczego innego się spodziewać, jedno utarczki słownej, podobnej do tej, która w Lipsku się odbyła, a z której każda by strona wyszła z tym rozumieniem, że przeciwnika miejscami Pisma św. Pokonała”³.
W ostatnim roku panowania swego, Klemens nie zaniechał starań około zwołania soboru, nie mógł jednak zamiaru przywieść do skutku, bo nie miał pewności, czy Francja, a z nią i Anglia, przystąpią. 12–go października 1533 roku zjechał się Klemens z Franciszkiem w Marsylii, gdzie małżeństwo jego kuzynki Katarzyny z Medicis z synem Franciszka Henrykiem zawiązane zostało. Na tym to zjeździe starał się Klemens nakłonić Franciszka do udziału w soborze, i za pośrednictwem jego pozyskać książąt luterańskich, które to starania za powód tej tak dalekiej podróży podaje papież w brewe swoim do króla Ferdynanda z 20 marca 1534 roku, dodając, że Franciszek, ze względu na trudności i okoliczności czasu, nie sądzi, aby sobór mógł teraz z pożytkiem być zwołanym. „Francja zawsze trzymała się tej polityki” – mówi dobrze Bucholz – „aby Niemcy jakim bądź sposobem osłabiać, wolała więc niezgodę w rzeczach religii utrzymywać, przeto też podburzała Turcję przeciw Niemcom, a nawet z ligą szmalkaldzkich książąt wiązała się”⁴.
Klemens umarł 25 września 1534 roku, a po nim, 13 października tego roku, nastąpił Paweł III.
Zaraz w początkach panowania swego, Paweł, pełen energii, najusilniej starał się o zwołanie soboru, i przeciwnie, mówi Pallavicino, jak Klemens trudności, on błogosławieństwa jego przedstawiał⁵. Toteż na pierwszym już konsystorzu, 13 listopada 1534 postanowione zostało wysłać do książąt chrześcijańskich posłów, by ich wezwać na sobór i by wszelkie przeszkody starali się usunąć.
Do Niemiec wysłany był Vergeriusz, biskup z Capo d’Istria. Ażeby zaś wszelki pozór do sprzeciwiania się odjąć protestantom, na miejsce zebrania obrane zostało miasto Mantua, w udzielnym będące księstwie, i zupełnie od papieża niezależne, nadto odstąpił Paweł od ośmiu onych warunków, od których przyjęcia poprzednik zależnym uczynił udział w soborze, oddając rzecz tę do rozstrzygnięcia samemu soborowi. Vergeriusz w przejeździe swoim przez Wittenbergę miał spotkanie z Lutrem, i w relacji swojej o rozmowie z nim, którą Pallavicino przytacza to podaje: iż Luter dość grzecznie brał się względem niego, trzymając w ciągu rozmowy biret w ręku, że się pytał, _an quidquam in Italia de ipso audivissem, eum esse ebriosum Germanum_ („azalim słyszał co o nim we Włoszech, że jest pijakiem Niemcem”), lecz skoro wszczęła się rozmowa o soborze, miał się gniewem zapalić i tu powiedzieć: _Veniam in Concilium, et me capite diminutum volo, nisi meas opiniones defendero adversus universi mundi homines. Non est ira mea, sed ira Dei⁶._ U książąt protestanckich Vergeriusz nic nie wskórał, bo po naradzeniu się w Schmalkalden pod dniem 21 grudnia dali odpowiedź legatowi, iż papież jako ich przeciwnik żadnego znaczenia nie może mieć w przyszłym soborze, a jeżeli ma się zwać wolnym, tedy i świeccy winni mieć prawo głosowania.
Papież, po powrocie legata do Rzymu, przekonawszy się z jego relacji, że w dobry sposób do żadnej ugody z protestantami nie przyjdzie, przedstawił cesarzowi, iż przemocą tylko i bronią będzie można zmusić ich do powrotu na łono Kościoła. Że jednak cesarz potrzebował pomocy książąt protestanckich, bo po zaszłej wówczas śmierci księcia mediolańskiego Franciszka Sforzy, wspólnie z Franciszkiem rościł sobie do tego księstwa pretensje, dlatego wolał łagodniejszych użyć sposobów. Tu też papież, wskutek narady z cesarzem w Rzymie, wydał pod dniem 2 czerwca 1536 roku bullę konwokacyjną, którą na dzień 23 maja 1537 roku sobór w mieście Mantua został zapowiedziany; z tą też bullą do wszystkich książąt katolickich nuncjusze wysłani zostali, a między innymi do Polski Pamphilus Strasoldus, biskup z Raguzy, do Niemiec legat Vorstiusz. Protestanccy książęta jak dawniej tak i teraz oświadczyli się przeciw soborowi, teologowie np. margrabiów brandenburskiego i norymberskiego żądali wprost, aby papież, biskupi i kardynałowie żadnego prawa do głosowania na soborze nie mieli: _Der Papst sei ein Antichrist,_ (takie było ich zdanie) _und bis er sich von dieser Anklage gereinigt haben werde, musse man ihn Heiden._ Żadne perswazje i przedstawienia z strony cesarza nic nie pomogły.
Tymczasem sobór zapowiedziany nie mógł się rozpocząć w Mantui, bo książę żądał dla bezpieczeństwa i spokojności publicznej od papieża pomocy wojska, żołdem jego utrzymywanego; na co papież już dla tego samego nie chciał przystać, by się nie zdawało, jakoby pod opieką bagnetów sobór szukał bezpieczeństwa, i ażeby tym na nowo nie zrazić protestantów. Dlatego bullą z 20 maja 1537 roku prorogację soboru ogłosił. Trudno było teraz papieżowi wynaleźć stosowne miejsce, bo ze względu na Francję nie mógł obrać miasta niemieckiego, ze względu zaś na protestantów miasta położonego w państwie kościelnym. Nareszcie za przyzwoleniem Wenecji został sobór na dzień 1 maja 1538 roku w mieście Vicenza zapowiedziany. Papież wysłał natychmiast do Vicenzy trzech kardynałów jako legatów przyszłego soboru. Legaci na próżno kilka miesięcy czekali na przybycie biskupów, a gdy żaden nie stanął, została dalsza prorogacja ogłoszona.
Papież wszelkimi siłami starał się pogodzić Franciszka z cesarzem. Udało mu się też obydwóch monarchów sprowadzić do miasta Nizzy w Piemoncie; sam nawet przybył, aby pogodziwszy ich, połączone siły zwrócić na obronę Włoch przeciw Turkowi, i nakłonić do zgodnego udziału w soborze. Zabiegi przez cały miesiąc czynione w tym celu, ledwo nakłoniły monarchów do zawieszenia broni na 10 lat. Pomiędzy zaś warunkami pokoju był i ten położony, aby Franciszek wziął udział w soborze. Takie zaś było rozjątrzenie między nimi, że opuścili Nizzę bez widzenia się nawet z sobą. Obydwaj jednak żądali odroczenia soboru, dlatego, że okoliczności czasu nie sprzyjały mu.
Z swej strony, cesarz, przekonawszy się o nieprzyjaznym usposobieniu Franciszka, a przy tym od Turka zagrożony, chciał utrzymać zgodę z książętami protestanckimi, i postanowił dlatego za pośrednictwem kolokwiów i konferencji różnice konfesyjne załagodzić, a tym sposobem i pomyślniejszy wypadek soborowi zapewnić. Stolica Apostolska przewidywała, że sejmy i kolokwia do niczego już nie doprowadzą i nieprzychylnie przyjęła wiadomość o zamiarze cesarskim, a przez legata swego Aleandra przedłożyła cesarzowi „jak niebezpieczne są podobne kolokwia Kościołowi, protestanci bowiem wyraźnie już żądają odrzucenia artykułów wiary, i że sobór jest najstosowniejszym, kanonicznym i zawsze używanym środkiem w podobnych okolicznościach. Zważając jednak na trudne położenie cesarza i Ferdynanda, na rozdwojenie Niemiec, i na niepodobieństwo rychłego zwołania soboru, ustąpił papież cesarzowi i na żądanie jego wysłał Kampegiusza z czterema teologami na kolokwium, cesarz w tym celu do Spiry zwołał sejm, dla grasującej jednak choroby przeniósł go do Hagenau, gdzie do stanowczej uchwały nie przyszło. Nowe więc kolokwium rozpisane zostało do Wormacji. Ekiusz i Melanchton wybrani byli na kolokutorów i od 2 do18 stycznia 1540 roku dysputowali z sobą nad niektórymi artykułami. Gdy jednak dysputa żadnego nie wydała rezultatu, kolokwium przeniesione zostało do Regensburga 8 kwietnia 1541 roku.
Papież wysłał znowu legata Contarini, cesarz osobiście był obecny. Pod kierunkiem umiarkowanego i łagodnego legata bardzo pomyślnie rozwijała się z początku dysputa, i to na podstawie pisma, zwanego Regensburskie Interim; zgodnie nawet ułożone zostały artykuły co do pojęcia natury ludzkiej, grzechu pierworodnego, odkupienia i usprawiedliwienia. Tymczasem Luter, dowiedziawszy się o zgodzie, a przewidując, że tym sposobem dzieło całego jego życia wniwecz się może obrócić, wymógł na swym elektorze, iż przez Amsdorfa surowo kazał zganić Melanchtonowi jego postępowanie, rozkazując, ażeby nie ważył się od augsburskiej konfesji i zdań Lutra odstąpić. Nic nie pomogły wszelkie przestawienia przez książęta luterskie czynione Lutrowi. Elektor saski sam zaprotestował przeciw punktom przyjętym, a wreszcie odwołał swoich teologów: Melanchtona, Amsdorfa i Krucigera. Tak samo i ze strony katolików odezwała się opozycja naprzeciw Interim, a mianowicie z strony Ekiusza, iż wyraźnie i stanowczo nie była w nim określona nauka kościelna. I papież nie potwierdził umówionych artykułów. Książęta katoliccy silnie dlatego zażądali soboru, jako jedynego ratunku dla Niemiec. Tak się skończyło pamiętne kolokwium Regensburskie z 1541 roku, po którym papież postanowił stanowczo zwołać sobór.
Z uchwałą w tej mierze wydaną, wysłany był legat Moronus na sejm w Spirze, na 9 lutego roku 1542 zwołany, który ażeby żądaniu Ferdynanda odpowiedzieć, by w Niemczech był sobór odprawiony, przedstawił dwa na pół niemieckie miasta: Cambray i Trydent. Zgodzono się na miasto Trydent. Protestanci zaś ani na wybrane miejsce, ani na to, że papież miał sobór zwołać, nie chcieli przystać. Mimo to, na konsystorzu 22 maja postanowiono na dzień 1 listopada 1542 ogłosić go.
W celu rozpoczęcia soboru wysłani zostali do Trydentu kardynałowie Moronus, Paris i Polus, nie wprzód jednak mieli go otworzyć, ażby z czterech przedniejszych krajów chrześcijańskich wystarczająca liczba biskupów nie zebrała się. Ale kilku ledwo biskupów włoskich i niemieckich w pierwszych miesiącach przybyło. Król bowiem francuski i Karol, obydwaj niezadowoleni ze zwołania soboru, nie dali biskupom swym polecenia do wyjazdu. Papież posłał nawet na sejm w Norymberdze legata Otto Truchsess (który i do Polski z ogłoszeniem soboru był wysłany), aby książęta niemieckie do udziału w soborze wezwać. Tymczasem wojna wybuchła, a papież 11 listopada 1542 roku wydał brewe do Franciszka i cesarza, wzywając ich do pokoju i do zgodzenia się na sobór, w następującym zaś roku zjechał się z cesarzem na zamku w Busseto, pomiędzy Parmą a Piacenzą. Niepewną jest rzeczą, jaki był cel właściwy zjazdu. Sarpi podaje, że papież chciał wymóc na cesarzu dla wnuka swego księstwo mediolańskie, i ofiarował mu nawet pomoc naprzeciw Franciszkowi, a traktowania względem soboru zupełnie zaniechał. Pallavicino dowodzi, że to podanie jest prostą bajką, opierającą się na wieściach, a nie na dowodach historycznych. Legaci papiescy sześć miesięcy na próżno czekali na biskupów; dlatego papież bullą z 6 lipca 1543 roku odroczył sobór do czasu stosowniejszego. Dla zaburzeń wojennych nie mógł być jednak i w roku następnym zwołany.
W Niemczech tymczasem odprawiały się sejmy, a z nich najważniejszy, spirski z 1544 roku, na którym cesarz, potrzebując do wojny z Francuzem i Turkiem pomocy książąt, niesłychanych dotąd protestantom przywilejów ustąpił, tak iż prawie protestantyzm mógł się uważać za uznany w państwie. Papież ostre mu za to w osobnym brewe uczynił wyrzuty. Zwycięstwa cesarza nad Franciszkiem sprowadziły nareszcie pokój w Crespy 18 września 1543 roku, a jednym z warunków jego było zwołanie soboru. Wielka radość była z tego w Rzymie. Papież na podziękowanie Panu Bogu urządził solenne procesje, a w zgodzie z cesarzem i królem francuskim ogłosił bullą sobór w Trydencie na 15 marca 1545 roku.
------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
←\ 1 Źródła do historii soboru trydenckiego podane są w znanym kompendium historii kościelnej X. Alzoga. _Universal Geschichte d. Christi. Kirche,_ Mainz 1860 (wyd. VII. pag. 860). Główniejsze z nich były do tej pracy użyte, przewodnikiem zaś był nam Pallavicino. Ażeby uniknąć zbytecznych cytatów, w tych tylko miejscach przytoczymy autorów, z których czerpiemy, gdzie będzie potrzeba.
←\ 2 Dobrze odpowiada Rohrb. czyby kto przystał na taką operacje: „Słuchaj, ucho twoje jest w niebezpieczeństwie, ale podam ci proste na to lekarstwo: pozwól sobie choć raz jeden wyciąć głowę z ramion i przyszyć do grzbietu, a choroba zniknie. Wielu z nowszych pisarzy a między innymi i Sarpi uważają te operacje za bardzo prostą i łatwą do wykonania”.
←\ 3 Menzel: _Geschichte der Deutschen_ II, 37.
←\ 4 I. c. IV. 298.
←\ 5 Pallav. III. 17. n. 2.
←\ 6 Pallav. III. 18. n. 9.